- Opowiadanie: czupir - Łza Boga

Łza Boga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Łza Boga

Urodziłem się w czasach, gdy jeszcze nie było światowego konfliktu, czyli jako jeden z dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ludzi na świecie, którzy urodzili się przed wojną. Po pierwszych atakach nuklearnych przetrwało może czterdzieści procent ludzi, drugi atak ma dopiero nastąpić. Nikt się tego nie spodziewał, ludzie stracili życie będąc na spacerze, w pracy lub robiąc obiad. Ja straciłem całą rodzinę, kochaną dziewczynę i prawie wszystkich przyjaciół. Uchował się jeden, Tomek. Jemu też zostałem tylko ja. W dniu, w którym Niemcy zrzucili na Polskę bomby byliśmy w górach odpocząć po ciężkim tygodniu pracy, akurat siedzieliśmy w jednej z grot, gdy naszym oczom pojawił się atomowy grzyb. Przez pierwsze dni ukrywaliśmy się w podgórskich czeskich miasteczkach gdzie kradliśmy jedzenie. Był sierpień, więc było dość ciepło i dawaliśmy radę w nocy, problemem stało się to, że nie mogliśmy znaleźć nikogo żywego, wróciliśmy do Polski tym samym szlakiem i zostaliśmy złapani przez niemieckich żołnierzy. Zakłuci w kajdany wsadzili nas do klatki, nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że w dwudziestym pierwszym wieku gdzie prawie wszędzie na świecie panował pokój zdarzy się coś tak okrutnego. Niemcy nas bili przez kilka dni i wypytywali jak przetrwaliśmy i skąd jesteśmy. Gdy dowiedzieli się, że jesteśmy ze Zgorzelca to drwili i śmiali sie z nas, jeden z nich powiedział, że z naszego miasta można zrobić pole golfowe. Nienawidziłem ich najbardziej na świecie, chciałem ich śmierci. Chciałem być w swoim domu i zginąć razem z całym moim miastem. Tomek ciągle powtarzał, że przetrwaliśmy, bo tak musiało być, nie potrafił tego wytłumaczyć, ja się zastanawiałem wtenczas nad sensem Boga, gdzie wtedy był, czy to on nas ocalił. Zabrał nam to, co kochaliśmy najbardziej w życiu, chciałem mieć rodzinę i karmić z nimi kaczki w parku, jednak nie z mojej woli tak nie będzie. Traciłem zmysły, nie miałem już siły na nic, jeden z niemieckich strażników powiedział, że przetrwało około dziesięć procent polaków, gdy spytałem, dlaczego tak się dzieje, mówił, że to wszystko przez Polskę i USA. Prawdy dowiedziałem się jedenastego listopada, kiedy grupa polaków uwolniła nas z niemieckiego więzienia, uratowali nas pięciu przetrzymywanych. Polski ruch oporu, doświadczyłem wtedy życia takiego jakbym żył w czasach drugiej wojny światowej. Bądź znajdował się w filmie o nazwie „Terminator” tylko, że zamiast robotów byli Niemcy. Ruchem kierował jeden z nielicznych żołnierzy, którzy przeżyli, nie pamiętam jak się nazywał przez wydarzenia, które się później wydarzyły. Opowiedział nam jak to było. Polacy dowiedzieli się prawdy o niektórych sprawach, o tym, że połowa rządu kierowana jest z Niemiec po to by mogli wykupić polskie ziemię, a druga sprawa, Rosja zamordowała naszego prezydenta i najważniejszych generałów w państwie. Rosjanie sprzedali bron atomową Iranowi i Irakowi, wtedy stany dały tydzień na rozbrojenie się Iranowi, za którym stanęła Rosja, wszystko było rozgrywane w tajemnicy na szczeblu najwyższych władz, ludzie nic nie wiedzieli. Nikt nie ostrzegł tych milionów ludzi. Zapytałem wtedy czy tylko nasz kraj ucierpiał. Jak się okazało nie ma prawie całej europy i Azji, Północna Ameryka walczy teraz zacięcie z południową. Bezpieczna jest tylko południowa Afryka, lecz pewnie tylko do czasu. To na tyle na temat wojny, schronieni byliśmy gdzieś pod ruinami Wrocławia, a nawet pod jedną zawaloną biblioteką, było tu trochę kobiet i dzieci, gdy tak na nich patrzałem to widziałem po nich, że oni też chyba chcieli umrzeć. Pewnego wieczoru, gdy siedziałem na szczycie ruin spoglądając na czarne niebo pomyślałem. Dlaczego nas ocaliłeś, o co ci chodzi Boże? Na moją rękę spadła jakaś kropla, czy to była odpowiedź. Więc zapytałem jeszcze raz, tym razem wstałem i krzyknąłem. O co ci chodzi Boże! Coś mnie uderzyło i spadłem z ruin rozwalając głowę o kamienie i łamiąc kości. Znalazł mnie Tomek i zabrał do obozu gdzie był tylko jeden lekarz. Stwierdził, że nie wytrwam do rana. Z jednym otwartym okiem widziałem jak przez mgłę jak przyjaciel siedział przy mnie do samego rana a nad ranem zgasłem. Jego łzy spadły na moją twarz z zakrzepniętą krwią. Nie tak miało być, powiedział. Mieliśmy zmienić świat. Objął moje ciało i przytulił do siebie. Wtedy na jego bark spadła czyjaś łza, była to łza Boga. Która przeszyła go energią i przeszła na mnie tchnąc we mnie życie. Otworzyłem oczy będąc kimś innym, nie leciała już krew z głowy a kości były jak nienaruszone. Wstałem a on patrzył z niedowierzaniem siedząc przede mną. Ludzie patrzeli na mnie nie mogąc wymówić słowa. Wystawiłem do niego rękę. Chodź, powiedziałem. Wstał. Nagle dowiedziałem się, dlaczego żyję, dlaczego przeżyliśmy. To nie było wystawienie na próbę, ktoś musiał naprawić świat, pytanie jak. Wyszliśmy i poszliśmy w stronę niemieckiego obozu, tak się złożyło, że akurat przegrupowywali swoje siły i przymierzali się do ruszenia na zgliszcza Warszawy, we Wrocławiu była sama kanclerz Niemiec. A ilość żołnierzy można było liczyć w tysiącach. Szliśmy bez słów, spojrzałem na niego i widziałem, że też poznał tajemnicę naszego przetrwania. Poznaliśmy je w naszych umysłach. Twarze mieliśmy poważne. Zauważył nas patrol i kazał położyć się na ziemi, podjechali do nas i kazali się nie ruszać, wyzywali nas i śmiali się z nas. Jeden przyłożył mi pistole do z tyłu głowy i śmiał się mówiąc, że zabije mnie jak jego dziadek zabijał niegdyś polaków. Jednak nie zrobił tego, przerwał mu ktoś wyższy rangą, siedzący w aucie, zakuli nas i zaciągnęli do wozu, pojechaliśmy do ich obozu tak na prawdę jeszcze nie wiedząc, co nas czeka, jedno było pewne musieliśmy to zrobić. Przejeżdżaliśmy miedzy szykami niemieckich żołnierzy, widziałem tam twarze nie ludzkie i te, które wyglądały smutnie. Zatrzymaliśmy się przed samą kanclerz, to ona miała wydać wyrok naszej śmierci, miała wybrać metodę. Wyrzucono nas przed nią, stała przed wielką flagą z czarnym orłem śmiejąc się z nas, coś mówiła do kogoś z boku a on mówił do nas. Czy chcemy coś powiedzieć przed śmiercią, skinąłem głową, że tak. Ręce miałem skute z tyłu, klękałem przed nią razem z przyjacielem, spojrzałem na niego i spuściłem głowę w dół. Zacząłem myśleć o tych, których straciłem, których kochałem i z którymi spędziłem większość życia. Rodzice, rodzeństwo, ukochana osoba i przyjaciele. Straciłem wszystko, cel swojego istnienia. Poiłem się teraz tym i przestałem nad sobą panować. Niemiec podniósł mnie, lecz ja nie uniosłem głowy, uderzył mnie kolbą karabinu w głowę, lecz stałem w bez ruchu. Uniosłem swa głowę i spojrzałem na ich przywódczynię. Zobaczyła coś, co ją przeraziło, z moich oczu wypływało czyste białe niebiańskie światło. Dość, powiedziałem. A usłyszał mnie każdy żyjący człowiek, teraz mówiłem w języku Boga, który słyszeli wszyscy. Dość waszej nienawiści do samych siebie, krzyknął przeze mnie. Stali nie mogąc się ruszyć, do ich oczu zaczęło napływać coś ciemnego i przerażającego, lecz ja się nie bałem. Widziałem jak ich oczy przepełnia diabeł. Odsunęli się od nas, wielu zaczęło strzelać z rozkazu kanclerz, lecz stałem i widziałem jak przyjaciel podnosi sie z ziemi i staje na równi ze mną. Jego oczy też były wypełnione anielskim światłem. Wystawił rękę nie mówiąc nic. Skierował rękę w tłum i dopiero się odezwał. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Wokół jego reki pojawiła się biała poświata, która wystrzeliła jak pocisk w tłum powalając wszystkich dookoła. Uniósł drugą rękę i podniósł dwie do góry. Biała poświata wychodziła z niego pokrywając wszystko dookoła, zajęła okolicę, kraj, Europę a następnie całą planetę. Ludzie zaczęli wokół wstawać a z ich ciał zaczęło ulatniać się coś czarnego, to diabeł opuszczał ich ciała, uciekał spłoszony anielskim światłem, nie mógł nic zrobić. Została mu ucieczka. Świat tak pozbył się zła, lecz nie całego. Upadliśmy na ziemię i ocknęliśmy się w górach kilka miesięcy wcześniej. Wydawało się, że to był sen, lecz oboje wiedzieliśmy, że było inaczej, po powrocie do miasta, świat wyglądał inaczej, ludzie się szanowali, wojny na wschodzie ustały, wszyscy złożyli broń i obiecali poprawę. Ludzie tłumaczyli, że coś trzeba wreszcie zrobić. Czy mieli taką wizję jak my, czy to my odegraliśmy tak ważną rolę? Wiem jedno, gdy on wystawił rękę, naprawił świat, bo Bóg dał nam jeszcze jedną szansę, lecz czy nie ostatnią!

Koniec

Komentarze

Tekst jest słaby, bardzo słaby. Piszesz o strasznych rzeczach, ale w ogóle tego tutaj nie czuć. Zdania sa skonstruowane źle, a niektóre nie mają w ogóle sensu. Jak choćby to: Zakłuci w kajdany wsadzili nas do klatki, nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że w dwudziestym pierwszym wieku gdzie prawie wszędzie na świecie panował pokój zdarzy się coś tak okrutnego. - Wynika z niego, że straznicy najpierw ZAKŁULI (takie ostre były?) się kajdankami, a następnie pojmali bohaterów.
Masa jest powtórzeń i błędów logicznych. Najpierw było ich dwóch, ale gdy przychodzi Polski ruch oporu to nagle robi się pięciu. Cały ten element fantastyczny, czyli owa łza Boga, jest pozbawiony dramatyzmu i w ogóle czego kolwiek, przez co jest po prostu głupi. W ogóle ta cała intryga z wojną jest mocno naciągana.

Chciałeś napisać chyba porywające, wzbudzające silne emocje opowiadanie, a ta łza miała chwycić czytelnika za serce, zmusić do zastanowienia się nad sensem wojen itp. Niestety, opowiadanie jest tak kiepsko napisane, że czytalnik zastanawia się raczej, o ile tak jak ja dotrwa do końca, kiedy się toto wreszcie skończy...
No ale próbuj dalej, mało kto pisze od razu arcydzieła, życzę powodzenia w pisaniu kolejnych tekstów.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Acha, za ten daję 2. Niestety na nic lepszego nie zasłuzył.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Niezależnie od tego, co napisał fasoletti --- a napisał prawdę --- sądzę, że ten tekścik (ani to opowiadanie, ani szort nawet) należy potraktować jako notatkę ku pamięci, o czym się chciało pisać. Bo według tego niby to konspektu można machnąć obszerne dziełko.

AdamKB dobrze się wyraził - to konspekt, nie opowiadanie.

Mi się tam podoba.A wasza krytyka po mnie spływa bo moim zdaniem liczy się wyobraźnia i chęć zmiany tego całego barłogu w którym żyjemy. Tutaj bardziej ważny jest przekaz a nie ortografia i błędy stylistyczne (z czasem się dojdzie do mistrzostwa)   Pozdrawiam i życze powodzonka pisaniu

Czyżby multikonto? Bo drogi Arturo, nie Ciebie tu krytykujemy. Zresztą czupira też nie, tylko jego tekst. Wyjątkowo słaby zresztą. No ale skoro Ci się podoba, to cóż, pozazdrościć gustu. Swoją drogą, ciekawe jakby Ci się czytało np. Pana Tadeusza, nafaszerowanego taką ilością byków i debilizmów. Pewnie dobrze, bo przecież liczy się przekaz...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

z czasem będzie lepiej, pospieszyłem się może z dodaniem tekstu. Kolejny będzie lepszy :) a co do Pana Tadeusza to słaba książka. I nie wiem gdzie widzisz debilizmy w moim tekście, Adam to nie jest notatka ku żadnej pamięci, czysta fikcja. Fasoletti skoro u ciebie zasłużył na dwa to już wyraziłeś swoją opinię a to że komuś się spodobało może właśnie ma inny gust niż Ty. Po za tym dzięki za szczere słowa przydadzą się na pewno bo o to w tym wszystkim chodzi. Pozdrawiam.

De gustibus est non disputandum, ale żeby uznać Pana Tadeusza za książkę słabą, trzeba być albo świetnym pisarzem albo kompletnym idiotą...

ani pierwsze ani drugie.... a to nie odpowiednie miejsce do takiej rozmowy. Pozdrawiam.

To jest co najwyżej pomysł. Wydaje mi się, że tak sposób opowiadania - poprzez dosłownie, opowiedzenie, zamiast pokazania wydarzeń - i to w duuużym skrócie (już was łapią, już ruch oporu, już objawienie) jest dosyć nieefektywny i nieefektowny zarazem.

Nowa Fantastyka