- Opowiadanie: pynone - Prolog - Północna Ikirna

Prolog - Północna Ikirna

Oceny

Prolog - Północna Ikirna

Mare była po zajęciach praktycznych ze znaków runicznych, które wymagały dużego skupienia, żeby osiągnąć zadowalające wyniki, które na drugim roku tych zajęć musiały być bardzo wysokie, aby można było mówić o przejściu kolejnej poprzeczki własnych możliwości. Trenowali w odpowiednio przygotowanych pomieszczeniach – prostych, ale Mare była już świadoma, że za rozmieszczeniem wzorów na ścianach, ułożeniem biurek i skomplikowaną budową siedzisk, stało około trzystu lat doświadczenia Świątynnych.

Każdego tygodnia siadała na pufach, leżących na zaokrąglonych, wyrzeźbionych kamieniach, stworzonych na wzór dawno nieużywanych portali łącznościowych, które pozwalały przez dłuży czas utrzymać idealną pozycję ciała. Studiując historię Faruunu – wieży nazywanej przez jej rezydentów po prostu świątynią – dowiedziała się genezy tych technik bardzo dobrze.

Po zajęciach przechodziła w stronę Apal Toren, najobszerniejszgo miejsca w całej świątyni obsadzonego drzewami Akurgu. Całe miejsce można by opisać jako zaaranżowany park na wielkiej półce skalnej, przypominającej taras odchodzący od głównej wieży. Nie przepadała za nimi, zawsze odbywały się późniejszymi porami, kiedy wolała sama organizować sobie czas. Park był uroczym miejscem, wiele uczniów spędzało tu czas wolny, Mare miała tu również wykłady, głównie z geografii świata.

W centrum znajdowała się nieduża kamienna fontanna, a całość była w kształcie półotwartego klosza. Teoretycznie kilka metrów od krawędzi stał murek, ale był on niski i jedynie symboliczny także można było podejść do samej krawędzi i zerknąć w dół, w wysoką przepaść, co dawało miejscu wyjątkowy urok. Wchodziło się, przez półokrągłe drzwi, zamykane wyłącznie magicznie, lecz w ciągu ostatnich trzystu lat świątyni zrobiono to tylko dwa razy.

Była godzina dziewiąta w standardowym trzydziestogodzinnym systemie czasu, co oznaczało ponad dwie godziny po wschodzie słońca, które oświetlało świątynię zza rzadko znikających na tej wysokości szarych chmur. W tych miesiącach do Faruunu nie przybywało zbyt wielu gości, do tego wczesna pora sprawiała, że gdy Mare wyszła na świeże powietrze zobaczyła tylko dwie inne osoby, dwie kilka lat starsze dziewczyny, prawdopodobnie przybyły tu jako jedna z wielu par wysyłanych z przydzielonymi zadaniami z którejś z kilku podobnych siedzib północnej Ikirny, w której się znajdowali. Lecz w ciągu godziny na na placu jak codziennie pojawi się jeszcze kilka, może kilkanaście osób. Usiadła, również otworzyła książkę, miała prawie pół godziny wolnego czasu. Był początek tygodnia i nie miała żadnych planów, po zajęciach chciała zrobić sobie wolne i może wyjść ze świątyni do pobliskiej wioski.

Nie widziała dokładnie co się stało, zauważyła coś tylko kątem oka. Nie wyglądało to w ogóle jak typowy skok, raczej coś jak gwałtownie zapadająca się ziemia, tworząca głęboką dziurę której jeszcze sekundę temu tam nie było. Tylko że dziura stworzyła się prawie dwa metry nad zieloną trawą, wcale nie w ziemi. Rozerwanie, bo tak można by to nazwać lekko się rozjaśniło, przypominając światło księżyca i wydało dźwięk podobny do zapalenia zapałki. Tak samo szybko się zamknęło, ułamek sekundy przed tym wypluwając bezwładną postać lecącą prawie pionowo z niemałą prędkością, która wylądowała kilkanaście metrów dalej, turlając się jeszcze przez chwilę.

Dwie pozostałe osoby w przeciwnej części ogrodu, zdawały się w ogóle nic nie zauważyć. Mare Aihakora była skupiona na notatkach i lekturze, tylko na moment podniosła wzrok i po chwili dotarło do niej, że stało się coś nietypowego. Wyprostowała się, powoli spojrzała w stronę skąd wydawało się jej, że coś zauważyła, ale wszystko było po staremu. Odwróciła się w kierunku postaci, ledwo widocznej, nieruchomej, leżącej na brzuchu z twarzą w wysokiej trawie i brudnym ciemnym kostiumem, czy też pancerzem w niespotykanym w tych regionach stylu. Przez chwilę zastanawiała się co zrobić; wydawało się, że nie stało się nic takiego, aby od razu wołać po pomoc. Odłożyła książkę, wzięła torbę i powoli poszła w stronę postaci.

Powoli odwróciła mężczyznę, z ulgą stwierdziła, że oddychał, choć był całkowicie nieprzytomny. Miał zdarty policzek i nigdy wcześniej go nie widziała. Miał dopasowaną lekką zbroję z wbudowanymi pochwami na miecze lub jakąś inną broń, ale były puste. Na nadgarstkach miał coś przypominającego ochraniacze dużym elementem na wierzchu dłoni i materiałem przechodzącym między palcami; nie pamiętała do czego dokładnie służyły te elementy, ale wiedziała że można do tego wpiąć coś w stylu rękawic, żeby poruszać się w trudnych terenach. Lecz nigdzie w tych rejonach nie używało się nic podobnego.

Teoretycznie w takim miejscu nie mogło się wydarzyć nic nietypowego, cała wieża była magicznie kontrolowana, nie było możliwości żeby ktoś otworzył portal bezpośredni poza salą łącznościową, żaden spaczony teleport nie mógł wylosować takiego miejsca. Przynajmniej z tego co Mare wiedziała. Przypomniały jej się historie, które słyszała kilka lat temu o tajemniczych skokach, które mogły wystąpić przy połączeniu silnych run, czarów czy magii. Miały powstawać samoistnie, nigdy zamierzone, jakby skondensowana magia nie miała dokąd uciec, blokowana ze wszystkich stron, co doprowadzało do skoku w to samo miejsce ale przesunięte w czasie. Wiedziała, że to tylko historie nigdzie nie udokumentowane, ale w tym momencie tylko to przyszło jej do głowy.

Mężczyzna nagle zaczął się wybudzać, chciał się obrócić i podeprzeć, ale ból po upadku nie pozwolił mu na to. Młoda uczennica nie miała czasu nawet zebrać myśli, ten człowiek pojawił się tu dosłownie chwilę temu, mógł być niebezpieczny, wyglądał na sprawnego wojownika, nie wiadomo jakiej magii mógł używać. Właściwie to nie musiał być człowiekiem, nie mogła mieć pewności. Wszystko to dotarło do niej i w ułamku sekundy spanikowała. Nadal nikt ze nie przybył, co oznaczało, że świątynni o niczym nie wiedzieli. Dwie dziewczyny zauważyły że coś się dzieje i już miały iść w jej ich kierunku, ale Mare tego nie zauważyła. Widząc że chłopak otworzył już oczy – i chociaż był nadal na ziemi to wydawało jej się że może w ułamku sekundy ją zaatakować – Aihakora zareagowała impulsywnie. Wystraszona, zaczęła się wycofywać i szybko włożyła rękę do torby, w celu wyciągnięcia runy, której mogłaby użyć ale była też gotowa rzucić wolny czar, w samoobronie.

Nie pomyślała o tym, że po zajęciach ma w torbie większość dostępnych dla niej run, gdy zazwyczaj nie potrzebowała mieć ze sobą żadnych, więc gdy tylko wśród książek i innych rzeczy poczuła szukany kształt nie spojrzała nawet na niego, tylko użyła zaklęcie aktywacji. Runy dla uczniów potrafią być w wielu kształtach, przeznaczonych do ćwiczeń, a nie do sprawnego korzystania, często z opisami, więc w ułamku sekundy zorientowała się, że nawet nie jest pewna co chwyciła. Spojrzała, ale było za późno.

Aktywowała swoją własną runę. W tym roku, który rozpoczął się dziewięć tygodni temu Mare rozpoczęła zajęcia z tworzenia run, jak na razie niepełnych i drewnianych, nie preznaczonych nawet do ćwiczeń. Nie miała dzisiaj tych zajęć, musiała zapomnieć wypakować torby ostatnim razem. Zanim zaczęła się zastanawiać co mogła robić jej runa użyta z zaklęciem aktywacji, który przeznaczony był do podstawowych i pełnych run – czego nie mogła wiedzieć, tematami zajęć było budowanie struktury run, nie pełna specyfikacja każdej fazy, czy typu – poczuła jakby rzeźbiony drewniany prostokąt zaczął rozgrzewać się w jej ręce, a prosty wzorek dodany dopiero na ostatnich zajęciach, gwałtownie się rozjaśnił.

W tym czasie mężczyzna powoli usiadł, odwrócił się i zobaczył obcą postać i zareagował jeszcze szybciej. Najpierw chciał użyć skoku aby uniknąć możliwego ataku, ale nie miał pojęcia gdzie się znajduje, więc rzucił zaklęcie ochronne, szybko wstał i spróbował otworzyć most. Znajdowali się wewnątrz aury świątyni, która miała za zadanie chronić nieproszonych gości od zewnątrz a nie od zewnątrz, do tego kontrola starszych świątynnych nie zadziałała na otwartym powietrzu.

Nagle potknął się, stracił kontrolę, a most ledwo się otworzył, już go nie było. Ale Mare odrzuciwszy już runę sama spróbowała skoczyć. Podstawowym skokiem, opanowanym już bardzo dobrze, którego nauczyła się właśnie w celach samoobrony – prosty przenoszący rzucającego do kilku metrów w wymierzonym kierunku. Mare, naturalnie, nie dotyczyła aura świątyni, więc skok się udał.

No może nie do końca, bo nie pojawiła się kilka metrów z tyłu. Skok był dużo mocniejszy, usłyszała głuchy huk, wydawało jej się, że ktoś gwałtownie ją pociągnął. Straciła równowagę, oparcie pod nogami jakby ziemia nagle zniknęła. Runęła w dół, do tyłu, ciemność zamknęła jej się przed oczami.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Przeczytaj sobie swoje opowiadanie na głos. 

Treść jest niewłaściwie podzielona na zdania. Tworzysz ekwilibrystyczne konstrukcje językowe, w których najczęściej nie wiadomo czego dotyczą przymiotniki. 

Masz też jakieś także, które powinno być tak, że.

Sama historyjka jest intrygującym początkiem powieści, ale wymaga jeszcze sporo pracy.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Podpisuję się pod tym, co napisała Ambush. To jest coś w stylu pierwszego szkicu i wiele tam trzeba zmienić, ale nie zrażaj się, bo to serio może być ciekawe. Masz pomysł na bohaterów, świat, to widać, ale teraz trzeba to jakoś przekazać drugiemu człowiekowi tak, żeby zrozumiał o co chodzi.

Witaj.

Jest ciekawy pomysł, imiona/nazwy własne i zarys fabuły, popieram jednak zdania Przedmówców – trzeba na spokojnie sobie przeczytać cały tekst i samemu wyłapać błędy, aby je należycie poprawić. 

Tu przykłady:

Lecz w ciągu godziny na na placu jak codziennie pojawi się – ewidentnie błąd językowy

Świątynnych raz piszesz małą, raz wielką literą

 

 

Pozdrawiam, powodzenia. 

 

Pecunia non olet

Hej.

 

Co prawda nie wniosę nic nowego tym komentarzem, czego by nie zauważyli Przedmówcy, ale podzielę się własnym odczuciem po przeczytaniu prologu. 

Brakowało mi płynności podczas czytania, co potrafi zniechęcić do kontynuowania, nawet jeśli pomysł jest oryginalny, a fabuła (co widać) zaplanowana. Popieram przeczytanie fragmentu na głos, bo inaczej nie wyłapiesz braku tej płynności (przynajmniej ja bym nie wyłapała). 

Zauważyłam również kilka literówek – np. “preznaczonych”. 

Chętnie przeczytam tekst po poprawce.

 

Powodzenia!

Nowa Fantastyka