- Opowiadanie: Vergil - Przygody Kanclerza Bezlitosnego – Bohater Ludu

Przygody Kanclerza Bezlitosnego – Bohater Ludu

Pierwszy raz publikuję coś na forum NF. Jeśli zrobiłem coś źle, proszę o uwagi. Tekst w zamierzeniu humorystyczny, mam nadzieje, że ktoś się  uśmiechnie podczas czytania.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Przygody Kanclerza Bezlitosnego – Bohater Ludu

 Wiekowy mężczyzna siedział pochylony nad przepastnym biurkiem. Ciemna szata prawie całkowicie okrywała jego wysuszone, chude ciało. Kaptur opadał na czoło, nadając całej postaci mrocznego, żeby nie powiedzieć złowieszczego rysu. Pomieszczenie wypełniał półmrok, a jedyne światło dawała mała lampka umieszczona w rogu mebla. Dojmującą ciszę przerywało jedynie skrzypienie pióra, którym Kanclerz podpisywał dokumenty – najprawdopodobniej wyroki śmierci opozycjonistów albo nakazy przymusowej relokacji.

Zazgrzytały wrota, do sali wkroczył Złowieszczy Pomagier.

– Zły Kanclerzu, przynoszę niepokojące wieści.

Starzec podniósł głowę znad sterty papierzysk i odpowiedział zdecydowanym, poirytowanym głosem.

– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywał mnie złym? Ze złego się nie wykręcę, to określenie zbyt kategoryczne, nie ma żadnych odcieni szarości. Nazywaj mnie Bezlitosnym. Zawsze będę mógł twierdzić, że nie mam litości dla korupcji albo biedy. Przynajmniej nie będę taki jednowymiarowy.

Pomagier był wyraźnie zdziwiony.

– A nie jesteśmy źli?

– Na pewno nie gorsi, niż ci, co byli przed nami. Zobacz, ile problemów strukturalnych nam zostawili – niewydolna gospodarka, wszechobecna korupcja, głód, bieda, szalejąca przestępczość. Do tego wojna z ROBO-APOKALIPSĄ. Republika zapadła się pod ciężarem własnych problemów, nie to, że jej nie pomogliśmy, oczywiście. Ktoś przecież musiał przejąć władzę i zrobić z tym porządek. Gdyby nie my, to zrobiliby to Gwiezdni Komuniści. A przecież wszyscy wiemy, jak kończy się centralnie sterowanie galaktyką. To by było dużo gorsze niż nasze rządy, zaufaj mi. Nie myśl o sobie jako o kimś złym albo okrutnym. Jesteśmy najlepsi możliwi w danych warunkach.

Pomagier skinął głową ze zrozumieniem.

– Tak czy inaczej, dla niektórych niewystarczająco dobrzy. Dostałem raport, że rebelianci zniszczyli naszą rafinerię paliwa okrętowego w Siriusie 3.

– Połóż to wraz z resztą. Przeczytam, jak będę miał chwilę.

– Właśnie o to chodzi. Wasza Okrutność, kazał się informować, gdyby raporty były … ten tego … nieco dziwne. I ten taki właśnie jest.

Pomarszczona ręka zawisła nad dokumentem. Kanclerz powoli odłożył pióro do kałamarza i złożył dłonie jak do modlitwy.

– Słucham zatem. Cóż dziwnego jest w tym raporcie?

– Chodzi o to, Wasza Bezlitosność, że rafinerii pilnowały nasze doborowe oddziały. Najlepsi z najlepszych. A raport donosi, że padli ofiara frontalnego ataku ze strony małej grupki wykolejeńców, którym przewodzi…

Kanclerz gwałtownie mu przerwał.

– NIE WYPOWIADAJ JEGO IMIENIA!

– Słucham?

– W sumie mój błąd. Nie wiem, czy to mężczyzna. Tak założyłem. Może się pomyliłem? To mężczyzna?

– Tak. Nazywa się …

– STOP! Powtarzam, nie wypowiadaj jego imienia! To bardzo ważne. Ludzie nie mogą wiedzieć, jak się nazywa. Inaczej wszystko stracone.

– Ale ludzie już wiedzą jak się nazywa.

– Nie ci, którzy się tak naprawdę liczą.

– To znaczy którzy?

Kanclerz zaczął rozglądać się spode łba po pomieszczeniu, jakby obawiał się, że jest obserwowany. Jakby sądził, że w pomieszczeniu jest jeszcze ktoś oprócz nich. Ktoś, kogo nie wykrywają czujniki. Ktoś, kto widzi i słyszy wszystko, co dzieje się w jego gabinecie i nie ucieka mu żaden, najdrobniejszy nawet szczegół.

– Nieważne. Mów dalej – co tam piszą? Tylko żadnych personaliów!

– Nasz świetnie wyszkolony odział elitarnych komandosów, broniący placówki, został frontalnie zaatakowany przez piątkę źle uzbrojonych obszarpańców, pod przewodnictwem – osoby, której imienia nie należy wymawiać. Chociaż atak był taktycznie bez sensu i teoretycznie nie miał szans się powieść, nasze siły zostały rozgromione, a placówka zniszczona.

Starszy mężczyzna zmierzył swojego pomagiera wzorkiem, po czym przemówił poważnym tonem.

– Powiedz mi, proszę, jedną bardzo ważną rzecz. Od tego wiele zależy.

– Tak, Kanclerzu?

– Czy ten Bohater? Czy on jest przystojny?

Pomagier spojrzał na niego nieco zmieszany.

– Eeee, nie wiem, Wasza Bezlitosność. Jestem hetero.

– Już nie bądź taki niepewny własnej seksualności. Nie jesteś w stanie powiedzieć czy facet jest przystojny?

– No chyba tak.

– Więc?

– Bardzo. Bardzo przystojny.

Kanclerz zakrył twarz drżącymi dłońmi.

– Tego właśnie się obawiałem.

– Sir?

– Drogi Pomagierze obawiam się, że oto ujawniło się najpoważniejsze zagrożenie dla naszego świeżo utworzonego Imperium Galaktycznego.

– Oj Wasza Złowrogość, proszę nie przesadzać. To musi być – dziwny to prawda – ale jednak przypadek. Drugi raz się nie powtórzy. Banda obszarpańców to nie zagrożenie dla twych legionów.

– Problem w tym, że to nie oni, ani nawet ten przewodzący im Bohater jest naszym największym wrogiem.

– A kto?

Zapadła cisza. Kanclerz długo mielił słowa w ustach, zanim ośmielił się wypowiedzieć je na głos.

– Naszym przeciwnikiem jest FABUŁA!

 

Słowa rozbrzmiały. W gabinecie zapadła niezręczna cisza. W końcu Złowrogi Pomagier zdobył się na to, żeby wypowiedzieć kłębiące się w jego głowie myśli.

– Wasza Belitosność zachowuje się naprawdę dziwnie, od kiedy przeczytał tę książkę. – Spojrzał, krytycznie w kierunku leżącej w rogu biurka grubej księgi. Napis na okładce był wyjątkowo tajemniczy i ezoteryczny, głosił „Czwarta Ściana i jak ją wykorzystać – podręcznik antagonisty”.

Kanclerz w odpowiedzi poklepał masywny tom.

– To wielkie dzieło to jedyne, co daje nam szanse w tej arcytrudnej sytuacji. Gdyby nie ono, nie mielibyśmy pojęcia, co się dzieje. Błądzilibyśmy we mgle, próbując powstrzymać niemożliwe. A tak, mamy jeszcze możliwości przeciwdziałania zagrożeniu.

– Szansę? Przecież mamy do dyspozycji zasoby całego imperium. Wystarczy, że posłać imperialnych zabójców i sprawa w mig będzie rozwiązana albo lepiej, niech Kanclerz wyśle flotę, która spopieli całą planetę wraz z tym oberwańcami.

– Obawiam się, mój drogi, że to nie jest takie proste. Tym niemniej nie zamierzam się poddawać. Będę walczyć.

– Co zatem robimy, sir?

– Powiedz mi, czy w tej bandzie obszarpańców była jakaś kobieta? W szczególności silna i zdecydowana, ale atrakcyjna kobieta wspierająca naszego Bohatera?

– Nie Wasza Okrutność. Jak mówiłem, to banda obszarpańców. Za to po drodze do rafinerii uwolnili z rąk dezerterów córkę miejscowego arystokraty, która słynie z urody.

Kanclerz łypnął na niego sceptycznie.

– To nie jest tak, że ona uwolniła się sama, a obszarpańcy byli tam tylko przypadkiem?

– Zdecydowanie nie. Według raportów ta dama nie słynie z zaradności.

– Znakomicie, to ten typ opowieści! Oto i nasza szansa! Znajdź mi silną i zdecydowaną kobietę. Musi umieć się bić, dobrze się prezentować, dać się lubić. Ciekawa osobowość i do tego interesująca przeszłość, która sprawi, że będzie wierna imperium – nie z musu, ale z przekonania.

– Gdzie ja znajdę taką kobietę?

– W imperialnej armii służy dwieście milionów żołnierek. Na pewno któraś się nada. Statystyka stoi po naszej stronie.

 

Przed Kanclerzem na baczność stanęła kapral Enis Tabinapoulos w mundurze Imperialnych Oddziałów Specjalnych. Ten przyjrzał się jej badawczo, po czym powiedział ze smutkiem.

– Miałem nadzieje, że będziesz członkiem jakieś mniejszości etnicznej.

Kobieta spojrzała na niego zdziwiona.

– Sir?

– To by dało nam kilka dodatkowych punktów.

– Punktów, Panie Kanclerzu?

– Nieważne. Jesteś może lesbijką?

Dziewczyna jeszcze szerzej otworzyła oczy, wyraźnie zaskoczona.

– Czy to ważne sir?

– Bardzo. Obawiam się, że możesz się zakochać w Bohaterze. To się podobno czasami zdarza.

– Jestem w stałym i szczęśliwym związku Wasza Złowrogość.

– Zawsze to coś. Chociaż obawy pozostają. Powiedz mi – czemu służysz Imperium?

– Sir. Moja rodzina została zamordowana przez bandytów, gdy byłam mała. Ja i moja młodsza siostra Dalia zostałyśmy ocalone przez imperialny patrol, którego żołnierze się nami później zaopiekowali. Wstąpiłam do armii, żeby zaprowadzić w galaktyce porządek i zwalczać bandytów. Z żołdu opłacam studia Dalii w Imperialnej Akademii Technicznej.

Kanclerz mruknął pod nosem.

– Przynajmniej z tej strony wygląda bezpiecznie.

– Sir?

– Nieważne, mówiłem do siebie. Kapralu, awansuje was na stopień pułkownika. Dostaniecie dowództwo nad specjalnie utworzoną jednostką, która ma za zadanie schwytać Bohatera. W pokoju obok czekają styliści i spece od wizerunku. Proszę się tam udać i wybrać sobie jakieś charakterystyczny pancerz oraz uzbrojenie. Coś, co rzuca się w oczy i łatwo będzie zapamiętać.

– Szanowny Kanclerzu, czy to nie jest troszeczkę bez sensu? Dowódca nie powinien się przecież wyróżniać. Inaczej może zostać szybko wyeliminowany i w oddziale zapanuje chaos.

– W normalnych warunkach miałaby pani oczywiście rację, pułkowniku, ale to nie jest zwyczajna sytuacja. Nasz wróg nie gra zgodnie z regułami wojny czy logiki i my też nie będziemy.

Dziewczyna pokręciła głową, nic nie rozumiejąc.

– Styliści, sir?

– Będą potrzebni, zaufaj mi. Aha. Jeszcze jedno. Nazwisko. Musimy je zmienić na coś, co lepiej brzmi.

– Ale czemu?

– Żeby ludziom łatwiej było zapamiętać.

– Jakim ludziom, sir? To nie ma sensu.

Kanclerz nic sobie nie robił z jej obiekcji.

– Flora Enis. Może być? Podoba się pani? Brzmi krótko i zgrabnie. Łatwo zapada w pamięć.

Dziewczyna pokręciła głową.

– Nic nie rozumiem.

– Nie musi pani. Zresztą, może to nawet lepiej. Sprawniej zagra pani swoją rolę, jeśli będzie nieświadoma kontekstu.

– Kontekstu, sir?

Kanclerz pominął pytanie i kontynuował.

– Jak skończy pani ze stylistami i wizażystami, uda się pani wraz z oddziałem pod wskazane koordynaty i spróbuje pojmać Bohatera. Oczywiście się to nie uda. Bo na tym etapie udać się nie może, ale ważne jest, żeby się pani dobrze zaprezentowała. Proszę nie dać się zabić. To nie będzie jedyna scena z pani udziałem.

Pułkownik Flora Enis pokręciła głową, po czym zmieszana opuściła pomieszczenie. Kanclerz przeniósł wzrok na Złowrogiego Pomagiera.

– A ty jak masz na imię? Nie mogę cały czas mówić do ciebie per Pomagier.

– Malakaj sir.

– Niedobrze.

Malakaj spojrzał na niego pytająco.

– Czemu niedobrze?

– To brzmi złowrogo. Tajemniczo. Jakbyś w wolnych chwilach składał ofiary z dzieci. To nie najlepiej wróży. Musimy to zmienić. Od teraz będziesz Bob.

Bob nie był entuzjastą tej zmiany.

– Dlaczego Wasza Ponurość?

– Znacznie łatwiej jest zabić złowrogiego i tajemniczego Malakaja, niż przyjacielskiego i swojskiego Boba. A ty jesteś przydatny, nie chcę, żeby mi cię zabili. Tak więc od teraz jesteś Bob.

– Pan się dobrze czuje sir?

– Znakomicie. Powiedz mi Bob. Jak tam budowa mojej tajnej broni?

– Muszę przyznać Kanclerzu, że zarówno ja jak i twój sztab jesteśmy bardzo sceptycznie nastawieni do tego pomysłu. Kosmiczna baza wielkości księżyca wyposażona w potężny laser? Koszt będzie gigantyczny. Te zasoby można by wykorzystać znacznie lepiej. Choćby do budowy floty obronnej przeciwko ROBO-APOKALIPSIE albo do gnębienia opozycji, zależnie od humoru.

Kanclerz pokręcił smutno głową i powiedział.

– Zgadzam się z tobą Bob. To gigantyczna strata zasobów, ale niestety niezbędna jeśli mamy pokonać FABUŁĘ.

– Mogę spytać po co, na tej bazie-księżycu tyle …

– CICHO! Nie mów tego! Ludzie nie mogą wiedzieć. Jeszcze nie teraz.

Bob kłapnął ustami załamany. Nawet on zaczynał już powoli tracić wiarę w kondycję psychiczną Kanclerza Bezlitosnego.

 

Kiedy spotkali się ponownie pułkownik Flora Enis stała na baczność w swojej czarno-złotej zbroi, minę miała nietęgą. Choć trzeba przyznać, że prezentowała się znakomicie – elegancko, groźnie i profesjonalnie.

– O Kanclerzu, Nie wiem, jak to się stało. Bohater się nam wymknął, a większość moich ludzi zginęła w starciu.

– Niech zgadnę. Nasi wrogowie, jak to mają w zwyczaju, wpadli w zasadzkę, lecz kiedy przyszło co do czego to twoi żołnierze nie mogli nikogo trafić, nawet z kilku metrów. A jeśli jakimś cudem im się to udawało, to tamci zaraz podnosili się, by z wyrazem bólu i zaciętości na twarzach rozstawić was po kątach.

– Dokładnie tak! Do tego ta gadająca małpa zakradła się na nas od tyłu i spuściła na nas nasze własne Psycho-Żółwie. Zapewniano mnie, że to jest niemożliwe, ale, tak czy siak, się wydarzyło.

Kanclerz pokiwał smutno głową.

– W starciach z agentami FABUŁY trzeba być gotowym na niemożliwe. A proszę mi powiedzieć, jak samej poszło pani? Jakieś małe sukcesy?

– Udało mi się powalić dwójkę towarzyszy Bohatera.

Kanclerz uśmiechnął się szeroko.

– Lepiej niż się spodziewałem. Wiedzą jak się pani nazywa?

– Tak na samym wstępnie się przedstawiłam, tak jak Wasza Surowość sobie życzył. Nadal myślę, że to trochę głupie.

– Głupie czy nie, daje to nam jakąś szansę. Teraz uda się pani do mojej tajnej bazy–księżyca, gdzie podejmie pani, niestety skazaną na niepowodzenie próbę powstrzymania Bohatera przed jej zniszczeniem.

W tym momencie Bob włączył się do dyskusji.

– Budowę zachowaliśmy w absolutnej tajemnicy. Nie ma szans, aby się o niej dowiedzieli.

– Nie ma szans, a jednak. Tam właśnie uderzą. Pani pułkownik spróbuje ich powstrzymać, lecz zawiedzie. Być może uda się jej zabić lub prędzej pojmać jednego z towarzyszy Bohatera, aczkolwiek nic ponadto. Proszę pamiętać, o tym, żeby mieć pod ręką statek, albo kapsułę, którą się pani uratuje. Inaczej wszystko przepadnie.

– Tak sir. – Flora skinęła posłusznie głową i wyszła. Bob nieco zwlekał. Zacisnął mocno szczęki, jego twarz wyrażała wewnętrzną walkę, targające nim sprzeczne emocje. Wreszcie spojrzał ze złością na Kanclerza i odwrócił się na pięcie.

 

Pałac był atakowany. To było oczywiste. Co prawda rozsądek podpowiadał mu, że to niemożliwe, że nikt nie dałby rady ominąć planetarnego systemu bezpieczeństwa. Tych wszystkich dronów, czujników, legionu elitarnych strażników oraz watahy Psycho-Żółwi. A jednak. Księga mówiła co innego i jak zwykle miała rację. Odgłosy strzałów szybko zbliżały się do jego gabinetu. Pułkownik Flora Enis była jedyną osobą, którą zostawił ze swojej ochrony. Jedyną, którą miała znaczenie. Towarzyszył mu również, jego wierny pomagier Bob, choć on miał do odegrania zupełnie inną rolę.

Pałacem zatrzęsło, wrota gabinetu kanclerza rozwarły się z trzaskiem. Do środka wpadła banda poranionych i wycieńczonych, ale wciąż zabójczo niebezpiecznych awanturników. Przewodził im oczywiście Bohater. Po piętach deptała im – kompletnie nieistotna w tym momencie – grupa strażników. Jeden z towarzyszy Bohatera zamknął drzwi i odciął ich od pomocy. To, że straż miała pasy fazowe, broń plazmową oraz ładunki wybuchowe nie miało żadnego znaczenia. FABUŁA nie przejmowała się tego typu przeszkodami.

– Mamy cię Zły Kanclerzu, przybyłem, aby zakończyć twe okrutne rządy! Nazywam się…

Kanclerz przerwał mu w pół słowa.

– Wiem, jak się nazywasz!

– Tak? Ale skąd?

– Przecież dostałem milion raportów na twój temat. Myślisz, że nie znam miana kogoś, kto pragnie mnie obalić? Zakończyć moje – tak zwane – rządy terroru?

– Mimo wszystko czuję, że muszę to powiedzieć… jakaś kosmiczna siła mnie do tego przymusza.

Tym razem przerwała mu Flora, wychodząc z cienia przy dźwiękach symfonicznej muzyki. To sprawiło, że bohater kompletnie zgubił wątek, zapomniał się przedstawić i skupił swoją uwagę na zagrożeniu.

– Pułkownik Enis. Wiedziałem, że nie zginęłaś na bazie-księżycu, to by było zbyt łatwe.

Ta tylko uśmiechnęła się tajemniczo i zgodnie z instrukcjami zmieniła temat.

– Lepiej powiedz nam Bohaterze, jak udało się wam ominąć wszystkie zabezpieczenia pałacu?

Odpowiedział jej – zgodnie z planem – sam Kanclerz.

– Czyż to nieoczywiste? Bob nas zdradził!

Wszyscy spojrzeli zdziwieni w kierunku Złowrogiego Pomagiera, który wpierw zrobił minę zaskoczonego, a potem jego twarz rozciągnął szeroki, złośliwy uśmiech.

– Nie nazywam się Bob, tylko Malakaj! I tak zdradziłem cię, ponieważ oszalałeś od tej swojej książki. Wydajesz bezsensowne rozkazy i zajmujesz się, nie tym, co trzeba. Ganiasz za jakimiś obszarpańcami, kiedy całej galaktyce grozi ROBO-APOKALIPSA.

Bohater nie dał się tak łatwo zbić z pantałyku.

– Ekhm! Ci obszarpańcy są tutaj i przybyli ukrócić wasze krwawe rządy.

– Jakie krwawe rządy? A ilu ludzi ty zabiłeś?

Pułkownik Enis odpowiedziała za niego.

– Stu dwudziestu, a to tylko z mojego oddziału. Strach pomyśleć ilu zamordowali, żeby dostać się do środka pałacu albo na bazie-księżycu.

Kanclerz dodał.

– Ponad milion. Głównie robotników, stacja była przecież wciąż w budowie.

– Zrobiliśmy to, abyś nie użył jej do czynienia złego. To była twoja tajna broń Okrutny Kanclerzu.

– Tajna broń przeciwko głodowi! Baza była pełna farm hydroponicznych, miała dostarczać zdrową wegańską żywność poszkodowanym światom.

Z bohatera nieco uszło powietrze, lecz wciąż miał atuty.

– A laser? Do czego niby potrzebny był jej gigantyczny laser? Pewnie do niszczenia planet?

– Do oświetlania planet. Ostatni wybuch supernowej sprawił, że niektóre przestały się obracać i straciły dostęp do słońca. Miałem plan, aby zapewnić im światło z lasera bazy-księżyca, który rozproszymy na gigantycznym pryzmacie. Dzięki temu można byłoby tam żyć i uprawiać ziemię po ciemnej stronie planety. Oczywiście gdybyście nie wysadzili jej w powietrze.

Bohater spojrzał na niego sceptycznie.

– To głupi plan.

– Głupszy, niż niszczenie planet laserem?

– No… nie.

– No, więc właśnie. Jak widzisz, wcale nie jestem taki zły.

– Obaliłeś republikę!

– Republika upadła sama pod ciężarem korupcji i rozwarstwienia ekonomicznego za sprawą oligarchii, która od tysiącleci kierowała nią, zważając jednie na własne korzyści.

– Eee – Bohater chyba nie do końca zrozumiał – nie był zbyt inteligentny, inaczej ciężko byłoby ludziom, by się z nim identyfikować.

Kanclerz podjął.

– To może inaczej – albo ja, albo Gwiezdni Komuniści!

To już zrozumieli, chyba nawet trochę do nich przemówiło – nikt nie chciał powrotu tego złowrogiego reżimu. Bohater i jego towarzysze zaczęli sprawiać wrażenie, jakby powoli ich przekonywał. Widząc to, Malakaj wyciągnął pistolet i zaczął krzyczeć, celując w Kanclerza.

– Nie mogę pozwolić ci żyć. Jesteś szaleńcem! Zgubisz nas wszystkich. To mnie należy się władza. To ja tu wszystko robię! Beze mnie Imperium by już dawno upadło!

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, pułkownik Flora Enis nieludzko szybkim ruchem wyszarpnęła broń i wystrzeliła w jego kierunku. Malakaj padł jak rażony piorunem.

Awanturnicy rozejrzeli się niepewnie po sobie.

– No i co teraz? Chyba szkoda, by było, żeby wszystkie nasze wyrzeczenia poszły na marne.

Kanclerz uśmiechnął się szeroko.

– Cała ta historia prowadzi do tego, że po pierwsze wyeliminowaliśmy zdrajcę, który czynił zło za moim plecami, a po drugie dzięki temu poznaliście prawdę, o niesamowitym zagrożeniu, które czyha na całe życie w galaktyce. O ROBO-APOKALIPSIE.

Bohater nie bardzo znał problem.

– Robo czym?

– ROBO-APOKALISPIE. Już nie udawajcie, że nie wiecie, o co chodzi. Było wspomniane na samym początku opowieści, i nawet na poprzedniej stronie. Banda zabójczych robotów próbująca zniszczyć całe życie we wszechświecie.

– Brzmi jak robota dla bohaterów – powiedział jeden z awanturników.

Kanclerz pokiwał przyjacielsko głową. Przy okazji dało się dojrzeć, że skóra nieco mu się wygładziła, a oczy zrobiły bardziej przyjazne. Może i był Bezlitosny, ale na pewno już nie Złowrogi.

– Dokładnie – potwierdził Kanclerz. Objął ich delikatnie za plecy i zaczął popychać w kierunku drzwi gabinetu – których, notabene straży wciąż nie udało się otworzyć.

– Podstawimy wam statek. Będziecie mogli polecieć prosto na Zewnętrzne Rubieże walczyć z ROBO-APOKALIPSĄ. Dla dobra galaktyki oczywiście. To niezła historia nie? Jaki Twist! Kanclerz okazuje się dobry! Za zło odpowiada zdrajca, który ginie w finałowej scenie! I w dodatku jest jeszcze większe zło do pokonania w sequelu! Lepiej być nie mogło!

Wszyscy pokiwali głowami na potwierdzenie. Kiedy już wyszli, Kanclerz wskazał ciało.

– Weź wezwij jakiegoś medyka do Boba.

Flora zaprotestowała.

– On nie żyje.

Kanclerz sprostował.

– Malakaj zdrajca nie żyje. Bob Pomagier cudem się wyliże.

– Nie rozumiem.

– Nie musisz. Ważne, że ludzie rozumieją. Bob jest zbyt fajny. Każdy go lubi, nie może umrzeć. Powróci w kolejnym odcinku!

Koniec

Komentarze

Człowieku, tak się uśmiałem, że prawie się udławiłem XD. Ta historia wyszła tak komicznie, że nie byłem w stanie wyłapywać błędów, KONIECZNIE napisz kontynuację !

 

Na razie złapałem tylko coś takiego :

 

“Kanclerz na niego sceptycznie.”

 

“Kanclerz spojrzał na niego sceptycznie.”

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Widzę, że nie tylko ja wziąłem na warsztat genre savvy antagonistę :D

 

Faktycznie, zabawne, zgadzam się z Iluvatharem XD

 

wyłapałem błąd:

Mamy cię Zły Kanclerzy

a powinno być

Mamy cię, Zły Kanclerzu

Cześć!

Pomysł na prześmiewcze podejście do oklepanych motywów kinowych całkiem fajny, ale sposób przedstawienia nie porywa. Mnie tekst się zdecydowanie dłużył, ponieważ jest napisany w formie sprawozdawczej, więc wydarzenie nie wywołują emocji. Humor jest kwestią indywidualną, ja akurat nie uśmiechnęłam się ani razu. Myślę, że powinieneś dołożyć tag absurd. Technicznie nie ma dramatu, ale wiele kwestii do poprawy.

– Zły Kanclerzu, przynoszę niepokojące wieści. [+akapit]– Mężczyzna podniósł głowę znad sterty papierzysk i odpowiedział zdecydowanym, poirytowanym głosem.

Narracja dialogowa nie odnosi się tutaj do osoby mówiącej. 

– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywał mnie złym? Ze złego się nie wykręcę, to określenie zbyt kategoryczne, nie ma żadnych odcieni szarości. Nazywaj mnie Bezlitosnym zawsze będę mógł twierdzić, że nie mam litości dla korupcji albo biedy. Przynajmniej nie będę taki jednowymiarowy.

Przesadzasz z myślnikami, wstawiasz je w dialogi, co utrudnia odbiór tekstu. Do tego używasz ich niezgodnie z regułami. Doradzam, żebyś przejrzał całe opowiadanie pod tym kątem. 

– Właśnie o to chodzi Wasza Okrutność[+,] kazał się informować[+,] gdyby raporty były … ten tego … nieco dziwne. I ten taki właśnie jest.

Myślnik j.w.

Jesteśmy najlepsi możliwi w danych warunkach.

Coś się tu poplątało.

Pomarszczona ręką zawisła nad dokumentem. Kanclerz powoli odłożył pióro do kałamarza i złożył ręce jak do modlitwy.

Powtórzenie

– Chodzi o to [+,] Wasza Bezlitosność, że rafinerii pilnowały nasze doborowe oddziały.

Zwrot do kogoś w dialogu, oddziela się przecinkami.

– Ale ludzie już wiedza[+,] jak się nazywa.

Literówka

– Wasza Belitosność zachowuje się naprawdę dziwnie[+,] od kiedy przeczytał tę książkę[+.] – Sspojrzał, krytycznie w kierunku leżącej w rogu biurka grubej księgi.

Kanclerz w odpowiedzi poklepał masywny tom ręką. [+akapit]– To wielkie dzieło to jedyne co daje nam szanse w tej arcytrudnej sytuacji. Gdyby nie ono, nie mielibyśmy pojęcia, co się dzieje. Błądzilibyśmy we mgle, próbując powstrzymać niemożliwe. A tak, mamy jeszcze możliwości przeciwdziałania zagrożeniu.

Coś, co się rzuca się w oczy i łatwo będzie zapamiętać.

Tych wszystkich dron, czujników, legionu elitarnych strażników, oraz watahy Psycho-Żółwi.

Dronów

– Nieważne, mówiłem do siebie. Kapralu[+,] awansuj was na stopień pułkownika. 

Sprawniej zagra pani swoją rolę[+,] jeśli będzie nieświadoma kontekstu.

Bo na tym etapie udać się nie może, ale ważne jest[+,] żeby się pani dobrze zaprezentowała.

– Niech zgadnę. Nasi wrogowie[+,] jak to mają w zwyczaju[+,] wpadli w zasadzkę, lecz kiedy przyszło co do czego[+,] to twoi żołnierze nie mogli nikogo trafić, nawet z kilku metrów. 

Zapewniano mnie, że to jest niemożliwe, ale[+,] tak czy siak[+,] się, wydarzyło.

– Wiem[+,] jak się nazywasz!

Myślisz, że nie wiem[+,] jak nazywa się ktoś, kto pragnie mnie obalić?

 Oczywiście[+,] gdybyście nie wysadzili jej w powietrze.

Głupszy, niż niszczenie planet laserem?

Widząc to[+,] Malakaj wyciągnął pistolet i zaczął krzyczeć, celując w Kanclerza.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować[+,] pułkownik Flora Enis nieludzko szybkim ruchem wyszarpnęła broń i wystrzeliła w jego kierunku. Malakaj padł jak rażony piorunem.

Dziękuję wszystkim za wskazówki i miłe słowa.

 

@Iluvatar – odcinek drugi zatytułowany Prawowity Dziedzic jest już w większości napisany, choć jeszcze raczej nie nadaje się do tego, żeby go komukolwiek pokazać. Odcinek trzeci – Wybraniec Losu, w planach.

 

@Odpryskowy – tak po prowadzie to tekst powstał niezależnie od konkursu, na jego potrzeby został jedynie delikatnie zmodyfikowany.

 

@Alicella – dziękuję za uwagi. Szukałem tagów w rodzaju humor czy komedia, ale takowych nie znalazłem. 

Powiedzieli mi, że tu jest świeżutka, słodziutka świeżynka. Całkiem nowa i niewinna. To jestem.

 Przygody Kanclerza Bezlitosnego – Bohater Ludu

Tak nie rób. Powtarzanie tytułu w treści tekstu jest całkiem niepotrzebne.

przepastnym biurkiem

https://sjp.pwn.pl/szukaj/przepastny.html

 biurkiem wypełniającym większość gabinetu

Znaczy się, pokoik maleńki? Czy gabinet może być kliteczką?

 Ciemna szata przykrywała jego wysuszone, chude ciało.

A czego poza tym oczekujesz od szaty?

 Kaptur opadał na czoło, nadając całej postaci mrocznego, żeby nie powiedzieć złowieszczego rysu.

Kaptur opadał na czoło, nadając całej postaci mroczny, żeby nie powiedzieć złowieszczy, rys. Hmm. Coś przesadzasz z tą parodią.

 jedyne światło dawała mała lampka umieszczona w rogu mebla

Hmmm.

 Dojmującą ciszę przerywał jedynie dźwięk pióra

Tak, zdecydowanie przesadzasz. I można by ten dźwięk akurat dookreślić – zwykle pióro skrzypi.

 najprawdopodobniej wyroki śmierci opozycjonistów albo nakazy przymusowej relokacji

Meta metą, ale jakieś współczesne słownictwo się tu wkradło.

 Zaskrzypiały wrota

Wrota są na zewnątrz, w budynku – tylko drzwi.

 Zły Kanclerzu

To oficjalny tytuł? XD

 – Zły Kanclerzu, przynoszę niepokojące wieści. – Mężczyzna podniósł głowę znad sterty papierzysk i odpowiedział zdecydowanym, poirytowanym głosem.

Primo: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ Secundo: antropomorfizujesz głos, co nie powinno mieć miejsca. Polszczyzna ma tyle fajnych czasowników opisujących mówienie (w poradniku jest niepełna lista), wybierz sobie coś.

 Ze złego się nie wykręcę, to określenie zbyt kategoryczne, nie ma żadnych odcieni szarości.

Dobra, ale dlaczego miałby się wykręcać? Po co?

 Nazywaj mnie Bezlitosnym – zawsze będę mógł twierdzić

Tutaj myślnik myli, wygląda, jakby to było didascalium, a nie jest, więc czytelnik się potyka.

 Zobacz, ile problemów strukturalnych nam zostawili

Drugi mylący myślnik, ale cała ta przemowa jakaś… nieśmieszna. Ględliwa z lekka. Infodumpowa. I satyrycznie mało wydolna.

 ROBO-APOKALIPSĄ

I podkreślasz to w celu… zamącenia odbiorcy w głowie? Czemu Palpatine pisze gęsim piórem, że tak z głupia frant zapytam?

 nie wystarczająco

Łącznie.

w Siriusie 3.

Hmm.

 Połóż to wraz z resztą.

Spróbuj to wymówić. Łamie język, co?

 – Właśnie o to chodzi – Wasza Okrutność kazał się informować gdyby raporty były … ten tego … nieco dziwne

I znowu interpunkcja: – Właśnie o to chodzi. Wasza Okrutność kazał się informować, gdyby raporty były … ten, tego … nieco dziwne. "Nieco" mocno osłabia dziwność raportów, ma być?

 Pomarszczona ręką

Literóweczka.

 Chodzi o to Wasza Bezlitosność

Chodzi o to, Wasza Bezlitosność.

A tutaj piszą, że padli ofiara frontalnego ataku ze strony małej grupki wykolejeńców, którym przewodzi…

Literówka. Te doborowe oddziały wyglądają zapewne tak:

(Sorki, ale sam się prosisz XD)

 Kanclerz gwałtownie mu przerwał.

Doskonale zbędne. Jednocześnie pokazujesz (Kanclerz wrzeszczy na Pomagiera) i opisujesz to, co pokazujesz. To czasami jest śmieszne, ale nie tutaj. Tutaj efekt zaskoczenia byłby śmieszniejszy, ale go nie ma. Bo powiedziałeś, co Kanclerz zaraz zrobi, zanim to zrobił. KPW?

 – W sumie mój błąd.

Dałabym przecinek: – W sumie, mój błąd. Ale nie dam za to głowy.

 Ludzie nie mogą wiedzieć, jak się nazywa.

Jacy ludzie? Czytelnicy?

 – Ale ludzie już wiedza jak się nazywa.

No, weź: – Ale ludzie już wiedzą, jak się nazywa.

 – To znaczy, którzy?

Tu przecinek nie jest konieczny.

 Kanclerz zaczął rozglądać się spode łba po pomieszczeniu, jakby obawiał się, że jest obserwowany.

"Spode łba"? Gadżet metafikcyjny mnie akurat nie rozbawił, ale są różne gusta.

 Ktoś, kto widzi i słyszy wszystko, co dzieje się w jego gabinecie

Wszystko, co się dzieje w gabinecie Kanclerza. Bo przecież nie czytelnika, nie?

 Nie ważne

Łącznie!

 Nasz świetnie wyszkolony odział elitarnych komandosów broniący placówki, został frontalnie zaatakowany

Nie dawaj przecinka między grupę podmiotu, a grupę orzeczenia. Wyjątek (tu mający zastosowanie) – wtrącenia. Tl;Dr – powinno być: Nasz świetnie wyszkolony odział elitarnych komandosów, broniący placówki, został frontalnie zaatakowany.

Pomimo tego, że

Mimo że, albo po prostu: chociaż. Ponadto:

 Starszy mężczyzna zmierzył swojego pomagiera wzorkiem

Linijka nie lepsza? A serio, może byś bardziej uważał?

 po czym przemówił poważnym tonem.

Rozwlekłe trochę.

 – Tak Kanclerzu?

Wołacz oddzielamy: – Tak, Kanclerzu?

 Pomagier spojrzał na niego nieco zmieszany.

Pomagier spojrzał na niego, nieco zmieszany.

 – Eeee, nie wiem Wasza Bezlitosność. Jestem hetero.

– Eeee, nie wiem, Wasza Bezlitosność. Dowcip nieśmieszny.

 – Już nie bądź taki niepewny własnej seksualności.

W końcu Kanclerz cię dudka na strychu…

 Nie jesteś w stanie powiedzieć

Anglicyzm. Po polsku mógłby odróżnić, na przykład. I przed "czy" przecinek".

 – No chyba tak.

– No, chyba tak.

 – Drogi Pomagierze obawiam się, że oto ujawniło się

Rym. Ponadto – wołacz: Drogi Pomagierze, obawiam się.

 – Oj Wasza Złowrogość, proszę nie przesadzać. To musi być – dziwny to prawda – ale jednak przypadek.

– Oj, Wasza Złowrogość, proszę nie przesadzać. To musi być, dziwny, to prawda, ale jednak przypadek.

 Banda obszarpańców to nie zagrożenie dla twych legionów.

"Wait, wait. You ARE a rag-tag group of adventurers with unclear goals and good hearts, right? …yeah, you people are my LARGEST threat."

– Galgarion, RPG World

 – Problem w tym, że to nie oni, ani nawet ten przewodzący im Bohater jest naszym największym wrogiem.

Bardzo niezręczne zdanie.

 – Wasza Belitosność zachowuje się naprawdę dziwnie od kiedy przeczytał tę książkę – spojrzał, krytycznie w kierunku leżącej w rogu biurka grubej księgi.

Przecinki do czegoś służą. Dokładniej, służą do dzielenia zdania na mniej więcej samodzielne części. Nie stawiaj ich w przypadkowych miejscach. – Wasza Bezlitosność zachowuje się naprawdę dziwnie, od kiedy przeczytał tę książkę. – Spojrzał krytycznie w kierunku leżącej w rogu biurka grubej księgi.

 Napis na okładce był wyjątkowo tajemniczy i ezoteryczny, głosił „Czwarta Ściana i jak ją wykorzystać – podręcznik antagonisty”.

Zieeew. Tłumaczysz wszystko, jakby czytelnik był co najmniej wyborcą niepopieranej przez Ciebie partii politycznej.

 Kanclerz w odpowiedzi poklepał masywny tom ręką.

Mało to zręczne, i czym miał klepać?

 To wielkie dzieło to jedyne co daje nam szanse w tej arcytrudnej sytuacji.

Jedyne, co daje.

Wystarczy, że poślesz swoich zabójców i sprawa w mig będzie rozwiązana albo lepiej, niech Kanclerz wyśle flotę, niech spopieli całą planetę wraz z tym oberwańcami.

Oj, zapomina się pan Pomagier, zapomina. Do szefa – na "ty"?

 – Co zatem robimy sir?

– Co zatem robimy, sir?

 – Powiedz mi czy w tej bandzie obszarpańców

– Powiedz mi, czy w tej bandzie obszarpańców.

Nie Wasza Okrutność.

Nie, Wasza Okrutność.

 Kanclerz na niego sceptycznie.

Ale że co na niego sceptycznie?

 Według raportów ta dama nie słynie z zaradności.

Przynajmniej z czegoś słynie…

 interesującą przeszłość

Literówka.

 będzie wierna imperium – nie z musu, ale z przekonania

 W imperialnej armii służy dwieście milionów żołnierzy.

A ilu z nich to kobiety?

 w mundurze Imperialnych Oddziałów Specjalnych. Ten przyjrzał się jej badawczo

Ten mundur jej się przyjrzał?

 Miałem nadzieje

Nadzieję.

 – To by dało nam kilka dodatkowych punktów.

– To by nam dało kilka dodatkowych punktów.

 – Punktów Panie Kanclerzu?

– Punktów, panie Kanclerzu? Zwroty do adresata piszemy dużą literą tylko w listach.

 – Czy to ważne sir?

– Czy to ważne, sir?

 Obawiam się, żebyś nie zakochała się

Przeczytaj głośno. To brzmi bardzo niezręcznie.

Jestem w stałym i szczęśliwym związku Wasza Bezlitosność.

Jestem w stałym i szczęśliwym związku, Wasza Bezlitosność.

 Moja rodzina została zamordowana przez bandytów, kiedy była mała.

Rodzina była mała? Hę?

 którego żołnierze się nami później zaopiekowali.

Mało zręczne.

studia Dali

Dalii. Skoro Dalia, to Dalii.

Kapralu awansuje was

Kapralu, awansuję was.

 co się rzuca się w oczy

Artefakt.

 – Szanowny Kanclerzu – czy to nie jest troszeczkę bez sensu?

Mylący myślnik.

 Inaczej może zostać szybko wyeliminowany i w oddziale zapanuje chaos.

Infodump.

 miałaby pani oczywiście rację pułkowniku

Miałaby pani oczywiście rację, pułkowniku.

 Dziewczyna pokręciła głową, nic nie rozumiejąc.

I po co mi to tłumaczysz?

 – Ale styliści sir?

– Ale styliści, sir? Od tego punktu przestaję zaznaczać nieoddzielone wołacze – powinieneś się już nauczyć.

 Acha

Aha.

 – Żeby ludzie łatwo mogli je zapamiętać.

Angielskawe.

 Kanclerz zignorował jej obiekcje.

Zbyt wysoki ton, anglicyzm.

 Sprawniej zagra pani swoją rolę jeśli będzie nieświadoma kontekstu.

Sprawniej zagra pani swoją rolę, jeśli będzie nieświadoma kontekstu. Hmm.

zignorował pytanie

Anglicyzm!

ważne jest żeby

Ważne jest, żeby.

zmieszana opuściła pomieszczenie

Szeleści.

 wzrok an Złowrogiego Pomagiera

Literówka.

 – A ty jak masz na imię?

– A ty, jak masz na imię?

 Nie mogę cały czas mówić do ciebie per Pomagier.

Czemu?

 – To brzmi złowrogo. Tajemniczo. Jakbyś w wolnych chwilach składał ofiary z dzieci.

Jakby mało, ale co ja tam wiem…

 Bob nie był entuzjastą tej zmiany.

Meta, meta, meta…

 Tak więc od teraz jesteś Bob.

Hmm.

zarówno ja jak i twój sztab

Bez jaj… (see what I did there?)

 Choćby do budowy floty obronnej przeciwko ROBO-APOKALIPSIE albo do gnębienia opozycji, zależnie od humoru.

Pytanie: co to jest "apokalipsa"?

 strata zasobów, ale niestety niezbędna

"Niestety" jest wtrąceniem, wydziel je. Strata, z definicji, oznacza zmarnowanie czegoś – to się kłóci z niezbędnością.

 Bob kłapnął ustami załamany.

Hem?

 Kiedy spotkali się ponownie pułkownik Flora Enis stała na baczność w swojej czarno-złotej zbroi, minę miała nietęgą.

Kiedy spotkali się ponownie, pułkownik Flora Enis stała na baczność w swojej czarno-złotej zbroi. Minę miała nietęgą.

 – O Kanclerzu, Nie wiem, jak to się stało.

Interpunkcja: – O, Kanclerzu. Nie wiem, jak to się stało.

 Nasi wrogowie jak to mają w zwyczaju wpadli w zasadzkę, lecz kiedy przyszło co do czego to twoi żołnierze nie mogli nikogo trafić

J.w.: Nasi wrogowie, jak to mają w zwyczaju, wpadli w zasadzkę, lecz kiedy przyszło co do czego, twoi żołnierze nie mogli nikogo trafić.

 A nawet jeśli cudem się to udawało, to tamci zaraz podnosili się z wyrazem bólu i zaciętości na twarzach, apotem rozstawiali was po kątach.

Interpunkcja. Ale ten "wyraz bólu i zaciętości" jest tak… nie umiem go poprawić.

 – Dokładnie tak!

Anglicyzm!!!

 się, wydarzyło

Co, mianowicie, robi tutaj ten przecinek, do stu tysięcy Sithów?

 agentami FABUŁY

Anglicyzm.

 jak samej poszło pani

Składanie słów w przypadkowej kolejności nie pomaga osiągnąć żadnego celu. Poza wytworzeniem przypadkowego ciągu słów.

 – Lepiej niż się spodziewałem. Wiedzą jak się pani nazywa?

– Tak na samym wstępnie się przedstawiłam, tak jak Wasza Surowość sobie życzył.

– Lepiej, niż się spodziewałem. Wiedzą, jak pani się nazywa?

– Tak, na samym wstępnie się przedstawiłam, tak, jak Wasza Surowość sobie życzył.

 podejmie pani, niestety skazaną na niepowodzenie próbę

Wtrącenie: podejmie pani, niestety skazaną na niepowodzenie, próbę.

 uda się jej

Szyk: uda jej się.

 pamiętać, o tym, żeby

Pamiętać o tym, żeby. Ale lepiej: pamiętać, żeby.

jego twarz wyrażała wewnętrzną walkę, targające nim sprzeczne emocje

Co trzeba tłumaczyć, jakby czytelnik był złotą rybką…

 Pałac był atakowany. To było oczywiste. Co prawda rozsądek podpowiadał mu

Słodka Mocy, pałacowi?

 Pułkownik Flora Enis była jedyną osobą, którą zostawił ze swojej ochrony.

To nie po polsku. Przykro mi.

 Towarzyszył mu również, jego wierny pomagier Bob

Bez przecinka.

 rozwarły się z trzaskiem

Tak powoli i gwałtownie zarazem. Riight.

 To, że straż miała pasy fazowe, broń plazmową oraz ładunki wybuchowe nie miało żadnego znaczenia.

Wtrącenie: To, że straż miała pasy fazowe, broń plazmową oraz ładunki wybuchowe, nie miało żadnego znaczenia.

Zły Kanclerzy

Literówka.

 Kanclerz przerwał mu w pół słowa.

Wpół.

 – Wiem jak się nazywasz!

– Wiem, jak się nazywasz!

 Myślisz, że nie wiem jak nazywa się ktoś, kto pragnie mnie obalić?

Myślisz, że nie wiem, jak się nazywa ktoś, kto pragnie mnie obalić? Hmm.

 skupił swoją uwagę

A czyją miał skupić, uwagę sąsiada?

 powiedz nam Bohaterze, jak udało się wam ominąć wszystkie zabezpieczenia pałacu?

Powiedz nam, Bohaterze, jak wam się udało ominąć wszystkie zabezpieczenia pałacu?

 nieoczywiste

A w tym kontekście akurat "nie" powinno być osobno…

 Wszyscy spojrzeli zdziwieni w kierunku Złowrogiego Pomagiera, który wpierw zrobił minę zaskoczonego, a potem jego twarz rozciągnął szeroki, złośliwy uśmiech.

To jest po prostu niechlujne.

 I tak zdradziłem cię, ponieważ

Wtrącenie: I tak, zdradziłem cię, ponieważ.

 Strach pomyśleć ilu zamordowali

Strach pomyśleć, ilu zamordowali.

 Baza była pełna farm hydroponicznych, miała dostarczać zdrową wegańską żywność poszkodowanym światom.

Tjaaaa…

 Z bohatera nieco uszło powietrze, lecz wciąż miał atuty.

Dziwnie to brzmi.

 Ostatni wybuch supernowej sprawił, że niektóre przestały się obracać i straciły dostęp do słońca.

Wiesz co, serio – teraz to ktoś tu się ośmiesza. Mam nadzieję, że Kanclerz.

 Oczywiście gdybyście

Rym i brak przecinka.

 – Głupszy, niż niszczenie planet laserem?

Minimalnie…

 nie był zbyt inteligentny, inaczej ciężko byłoby ludziom, by się z nim identyfikować.

Ponadto: nie był zbyt inteligentny, inaczej ludziom byłoby ciężko się z nim identyfikować.

 nikt nie chciał powrotu tego złowrogiego reżimu

To już jest po prostu żenujące.

 Widząc to Malakaj wyciągnął

Rozdzielaj czasowniki: Widząc to, Malakaj wyciągnął.

Nie mogę pozwolić ci żyć.

Spróbuj coś takiego wykrzyczeć, no, bardzo Cię proszę.

 Beze mnie Imperium by już dawno upadło!

Już dawno by upadło.

 Zanim ktokolwiek zdążył zareagować pułkownik Flora Enis nieludzko szybkim ruchem wyszarpnęła broń

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, pułkownik Flora Enis nieludzko szybkim ruchem wyszarpnęła broń. Mam dość. Fabuły i tak od początku tu nie było.

 

Źle formatujesz dialogi, nie grokujesz przecinków, nie chce Ci się dociskać altów i nie po drodze mi z Twoim poczuciem humoru, ale ogólnie – Twoje błędy są doskonale przeciętne, myśl też raczej niewarta uwagi, humor prosto z telewizyjnego kabaretu (taki typu "joł, czytelniku, patrz, jaki jestem intelygętny i rafinowany, niby cukier buraczany)… to miał być taki wielki cymes? To jest po prostu nudne! Zachwyt autora nad własną genialnością, tak, bardzo fajnie. A teraz proszę pokazać cioci coś nowego.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

“… myśl też raczej niewarta uwagi, humor prosto z telewizyjnego kabaretu (taki typu "joł, czytelniku, patrz, jaki jestem intelygętny i rafinowany, niby cukier buraczany)… to miał być taki wielki cymes? To jest po prostu nudne! Zachwyt autora nad własną genialnością, tak, bardzo fajnie. A teraz proszę pokazać cioci coś nowego.”

 

:O Dla mnie to wygląda na obrażanie innej osoby i gdzie niby autor zachwyca się własną genialnością?

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Poproszę oddać mi mój kwadrans.

Tekst jest… Słaby.

 

Ma zamysł być satyrą na klisze i reguły standardowej ‘trójaktówki’ i oczekiwań czytelników/odbiorców, ukształtowane od sztancy – jest po prostu nudny, niezabawny i napisany bez polotu. Na dzień dobry się przedstawia tytułem książki, oczywiście jako formalny protest przeciw trzymaniu w napięciu do odkrywającego żarcik zwrotu akcji, ale to jeszcze byłoby do uratowania, gdyby był śmieszny.

A nie jest.

A trudno pisać zabawne rzeczy, bardzo trudno.

 

Nie polecam tego opowiadania.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hej Vergil. Jak połowę czytelników tekst rozśmieszył a połowy nie, to znaczy, że udało się osiągnąć już jakiś sukces, a przynajmniej pół :) . Humor to ciężka sprawa. Dla mnie, na przykład, Terry Pratchett jest zupełnie nieśmieszny. Komentarze tych, których ten tekst jednak rozśmieszył, świadczą o tym, że coś Ci się udało. Jest dużo błędów technicznych i niezgrabności, ale nie przyćmiły mi one wartkiej narracji, w której jest jakaś iskra. Podobał mi się.

 

Moim zdaniem najbardziej wyróżniający się fragment to:

– A ty jak masz na imię? Nie mogę cały czas mówić do ciebie per Pomagier.

– Malakaj sir.

– Niedobrze.

Malakaj spojrzał na niego pytająco.

– Czemu niedobrze?

– To brzmi złowrogo. Tajemniczo. Jakbyś w wolnych chwilach składał ofiary z dzieci. To nie najlepiej wróży. Musimy to zmienić. Od teraz będziesz Bob.

Bob nie był entuzjastą tej zmiany.

Zapadł mi w pamięć, a to więcej niż mogę powiedzieć o większości opowiadań, jakie tu czytałem.

 

Warto, żebyś poprawił wskazane błędy językowe, pomoże Ci to również unikać ich w przyszłości.

Łukasz

Cześć, Vergil!

 

Niestety niechlujne wykonanie (istotnie utrudniające czytanie) i momentami dość przyciężkawy humor psują ogólne wrażenie. Bo są i fragmenty niezłe, zawierające odpowiednią dozę ironii. Satyra zatem nierówna, a przede wszystkim niedopracowana.

 

Pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Ej, no, a co wy się tak nad świeżynką znęcacie? Przecież ten tekst nie jest zły, czytałam tu już dużo gorsze i dużo gorzej napisane.

 

Ok, autorze, interpunkcja w tym opku to tragedia, obawiam się, że nie przeczytałeś po napisaniu, nie dałeś tekstowi poleżeć, za bardzo poszedłeś na żywioł. W efekcie powstał tekst nierówny, momentami trudny w czytaniu (interpunkcja). Jeśli chodzi o humor, były momenty, w których się uśmiechnęłam, ale były i takie, w których przewracałam oczami.

Tekst nie jest zły, ale wymaga solidnego liftingu.

 

W kwestii technicznej, tytuł wpisujesz tylko raz, w przeznaczonej na tytuł rameczce, nie musisz go później wrzucać razem z tekstem. Zresztą sam popatrz, jak teraz wygląda początek tekstu.

 

Na przyszłość proponuję instytucję bety. Z czym się to je, dowiedz się tutaj.

Warto też zapoznać się z dwoma poradnikami: Drakainy – Portal dla żółtodziobówFinkli.

Niewątpliwie przyda Ci się też poradnik zapisu dialogów.

 

I nie zniechęccaj się, nie Ty pierwszy oberwałeś. Po to tu jesteśmy, żeby się uczyć, a Tarnina jest dobrą nauczycielką, choć surową :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Świeżynka musi przeżyć chrzest ognia :)

(Znaczy, mam nadzieję, że przeżyła… ;D)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uwagi techniczne przyjmuję z pokorą.

 

Zaś co do humoru to jedni lubią Benny Hilla, inni Monty Pythona, a jeszcze inni Kapitana Bombę. Tutaj wiele nie poradzę, bo żeby zadowolić odmienne gusta ten tekst musiałby być zupełnie inny.

Zaś co do humoru to jedni lubią Benny Hilla, inni Monty Pythona, a jeszcze inni Kapitana Bombę. Tutaj wiele nie poradzę, bo żeby zadowolić odmienne gusta ten tekst musiałby być zupełnie inny.

Jasne. Trochę powyżej oberwałeś za ogólny wnerw, który mam ostatnio, ale nie, wszystkich nie zadowolisz. Zwłaszcza humorem. Są tacy, którzy go w ogóle nie lubią, dasz wiarę? Dziwne człowieki…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hej, Vergil!

 

Uśmiechnąłem się. Jestem dość świeżo po lekturze “Słowodzicielki” A. Szumacher, zatem pomysł z byciem w książce (czy filmie, czy ogólnie przedstawianej historii) nie jest dla mnie hmm… świeży, początek czytałem bez emocji, ale gdzieś tak od połowy mnie złamałeś i do końca dobrnąłem już z uśmiechem na ustach. Końcówka bardzo mi się podobała.

Niestety już samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Tu pozwolę sobie na dygresję: Tarnina, chylę czoła przed tym ile rzeczy wypisałaś!

Nie zniechęcaj się, tylko do dzieła: pisz, poprawiaj, wyciągaj wnioski.

 

Powodzenia i pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

No. :-)

Jestem dość świeżo po lekturze “Słowodzicielki” A. Szumacher

Spotkasz ją tu :)

 Tarnina, chylę czoła przed tym ile rzeczy wypisałaś!

Nie bądź pod wrażeniem, tu się uczymy od siebie nawzajem :) i to jest piękne!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Spotkasz ją tu :)

A, wiem :D ale dziękuję ;)

Nie bądź pod wrażeniem, tu się uczymy od siebie nawzajem :) i to jest piękne!

Mimo wszystko jestem, scrollowałem komentarz kilka sekund :D ale tak, to jest piękne i to lubię na forum najbardziej.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przyjemne opowiadanie, które warto byłoby poprawić. Pomysł jest i gdzieś tak do ostatecznej konfrontacji udaje ci się go konsekwentnie prowadzić. Końcówka jest jednak odrobinę naciągana, główny (pozytywny) bohater nie był chyba aż tak głupi (mam przynajmniej taką nadzieję).

 

Tekst mimo pewnych niedociągnięć uznaję za udany, ma swoje momenty. Przykładowo przy płynnym przejściu od propozycji zmiany imienia nieszczęsnego pomagiera do “Bob nie był entuzjastą tej zmiany.” uśmiechnąłem się pod nosem. 

Witaj.

Opowiadanie jest tak zaskakujące, że każdy kolejny akapit czytałam coraz bardziej zdumiona. 

Jesteśmy najlepsi możliwi w danych warunkach. – cytat istotny dla każdego rządzącego systemu. :)

 

Sporo usterek, literówki, napisane w innej kolejności i tworzące z tego powodu nieistniejące słowa, brak przecinków w wypowiedziach z zakończenie: “sir” – usterki techniczne mocno utrudniają czytanie. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

deviantart.com/sil-vah

Hail Discordia

To jest opinia, którą napisałem przed wrzuceniem obrazka potwierdzającego przeczytanie. Nie śledziłem tego, czy w tekście zachodziły później jakieś zmiany. Nie czytałem komentarzy innych użytkowników przed spisaniem własnych uwag.

[wyedytowane]

Dziękuję pięknie za udział w konkursie, życzę miłego dnia ;)

Fajna parodia gatunku i nawiązania do Gwiezdnych Wojen. Początkowo nie wiedziałem przez kogo Kanclerz jest obserwowany, dopóki nie dostałem cegłą przez łeb, gdy dowiedziałem się, że bohater czytał książkę o przełamaniu czwartej ściany.

Ciekawa forma przedstawienia fabuły głównie w dialogach. 

Podobały mi się motywy wypominania przez Kanclerza oczywistych zabiegów fabularnych, tego typu wątki zawsze poprawiają mi humor.

Spodziewałem się, że na końcu okaże się, że to fabuła jest głównym złym, prowadzącym bohaterów ku zgubie i chyba o to chodzi, bo ma dobre zakończenie? Kanclerz raczej odpada, skoro okazał się tym dobrym, czy może jednak ktoś inny? 

Nie czytałem komentarzy, chciałem najpierw napisać swoje obserwacje, więc jeśli już odpowiedziałeś na powyższe pytanie, to przepraszam i pozdrawiam :)

Hej.

Dodałem tag absurd” oraz usunąłem tytuł z ciała tekstu zgodnie z sugestiami. Na poważniejsze poprawki przyjdzie jeszcze poczekać, obecnie czytam poradniki i się dokształcam. Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić wygładzoną wersję przed końcem wakacji. Zakładając oczywiście, że temperatura mnie wcześniej nie uśmierci.

 

Za komentarze dziękuję, wszystkie przeczytałem i, jako że są one jednolite w swej naturze, to chyba niema za bardzo, o czym dyskutować. Nie odpowiadałem wcześniej, ponieważ trochę mnie życie i komentarze przytłoczyły. 

 

Mam natomiast pytanie – czy jeśli planuję wrzucić poprawioną wersję tekstu, to powinienem zmienić go na kopię roboczą” w ustawieniach edycji?

 

Nie, “kopia robocza” to tekst ukryty – widzisz go tylko Ty, chyba, że zaznaczysz, że zapisujesz go jako betę – wtedy widzą go też zaproszeni betujący. W razie czego szczegóły znajdziesz tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Danke.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Naniosłem poprawki zaznaczone przez Alicellę. 

 

Jestem mniej więcej w połowie komentarzy Tarniny – przerwałem na dzisiaj, bo o tej godzinie nie funkcjonuję już na tyle sprawnie, żeby robić korektę. Powyższy tekst jest chyba na to dowodem, bo przyznaję się bez bicia, że odkładałem poprawki do ostatniego dnia i potem nanosiłem je zmęczony po nocy. Ośmielam się mieć nadzieje, że gdybym pochylił się nad tekstem, będąc w pełni sił, byłoby znacznie lepiej (przynajmniej jeśli chodzi o literówki i przecinki).

 

Co do anglicyzmów to niestety jest to dla mnie olbrzymi problem, od wielu lat częściej czytam i piszę po angielsku niż po polsku. Momentami muszę tłumaczyć na polski to, co chciałbym przekazać. Eh.

 

 Tych wrót prowadzących do Kanclerza to jednak będę bronić. Drzwi prowadzące do sal tronowych są często nazywane wrotami, a jego gabinet to przecież miejsce sprawowania władzy, ludzie są tam wzywani na audiencje. Plus to podkreśla ich potężny charakter, co jest istotne na końcu tekstu, gdy straż próbuje się przez nie, nieskutecznie, przedrzeć. Przy okazji rozważania tej kwestii dowiedziałem się też, że drzwi są, technicznie rzecz biorąc, wrotami. https://pl.wikipedia.org/wiki/Wrota_(architektura)

 

Ośmielam się mieć nadzieje, że gdybym pochylił się nad tekstem, będąc w pełni sił, byłoby znacznie lepiej

I dlatego trzeba robić przerwy oraz dobrze się odżywiać ^^

Co do anglicyzmów to niestety jest to dla mnie olbrzymi problem,

To akurat coraz powszechniejszy problem, niestety.

Drzwi prowadzące do sal tronowych są często nazywane wrotami

Masz jakiś przykład pod ręką, bo żadnego nie pamiętam?

Przy okazji rozważania tej kwestii dowiedziałem się też, że drzwi są, technicznie rzecz biorąc, wrotami.

Hmm. Dicit Wikipedia:

Wrota, podwoje – zamknięcie przelotu otworu bramy mające postać pionowej otwieranej, ruchomej przegrody.

I teraz – czy otwór drzwiowy we wnętrzu budynku możemy nazwać bramą? Chyba nie, choć oczywiście, drzwi (wewnętrzne) z wrotami (zewnętrznymi) mają wiele wspólnego. Subtelne rozróżnienia :)

Spójrzmy na uzus: https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/wrota.html

 

Kilka przykładów:

Autor: Kołodziejczak Tomasz, Tytuł: Krew i kamień

Przytargawszy dwie belki, walili nimi w skrzydło bramy. Ale czy to ludzi nie starczyło, czy brama za mocna – drzwi nie drgnęły nawet. Za to na głowy atakujących runął grad kamieni, płonących snopków siana, strzał. Daborczycy cofnęli się więc od bramy, zostawiając wiele trupów. Zaraz wrócili jednak, znów uderzając we wrota taranami.

Tutaj wrota są dosłowne i prowadzą do wnętrza zamku – czyli ze świata do zamkniętej przestrzeni.

Gazeta Lubuska, Nr: 06.11

Po zamknięciu bramy (a raczej bram, bo metalowe wrota są na obu końcach korytarza) problem znikł. Ale znikło też najkrótsze przejście na ryneczek, z którego codziennie korzystały tysiące gorzowian. Przejściem cały czas formalnie zarządza wspólnota i to ona ma prawo otwierać wrota i zamykać. Woli to drugie rozwiązanie.

Tu faktycznie, wrota są po obu stronach przejścia – ale i tak zamykają przejście przez zewnętrzne mury, nie przez ścianę działową.

Autor: Miłosz Czesław, Tytuł: Dolina Issy

Czarownik Masiulis hodował dużo owiec i otwierało się wrota, żeby przedostać się na dziedziniec.

Wrota na dziedziniec, jak wyżej. Przejście z zewnątrz do wewnątrz.

Autor: Liebert Jerzy, Tytuł: Poezje wybrane, Lata powstania: 1925-1932

Oto wraca kochanek poległy na wojnie

I wrota się rozwarły, w dworku ktoś zapłacze,

Wrota trochę dosłowne, oddzielające dworek od świata, trochę symboliczne (ale tego się nie oderwie od warstwy dosłownej).

Autor: Stasiuk Andrzej, Tytuł: Opowieści galicyjskie

W jesienne pogodne popołudnia słońce znajdowało się naprzeciw wejścia. Wystarczyło pchnąć wrota i blask wlewał się do wnętrza. Jasna fala toczyła się przez wypełnioną zbutwiałym zapachem nawę, omiatała pospiesznie pokryte złuszczoną polichromią ściany i rozbijała się właśnie o ikonostas. Przez te kilka minut zetlałe złoto snycerki i szarzejące barwy ikon odzyskiwały pierwotne, nadprzyrodzone lśnienie powstałe w wyobraźni i tęsknocie wiejskich artystów.

Tutaj mocno się podkreśla, że wrota oddzielają (ciemne) wnętrze) od (jasnego) świata.

Autor: Mach Wilhelm, Tytuł: Życie duże i małe

Zbiega ona od rodzinnego domu po pochyłości wzgórza, w połowie stoku skręca ku drodze, mija figurę świętego Jana Nepomucena, osuwa się jeszcze trochę niżej i trafia pod zamknięte na skobel wrota, a za wrotami, w dość obszernym dziedzińcu, rozpiera się krzepkimi węgłami dom Ciotki, o ścianach brązowych i smolnych – poprzez szyby okien tłoczą się ciekawe muszkatele i mirty Mocnej Hanuli.

Wrota w murze. Zewnętrzne.

Autor: Sapkowski Andrzej, Tytuł: Narrenturm

Rozpada się w gruzy turris fulgurata, wieża trafiona piorunem. Biedny śmieszny błazen spada z rozlatującej się w złomy Wieży Błaznów, leci w dół, ku zagładzie. Ja jestem tym błaznem, spadam, lecę w otchłań, na dno. Zagłada, chaos i destrukcja, winnym których jestem ja sam. Błazen i szaleniec, wywołałem demona, otwarłem wrota piekieł. Czuję smród piekielnej siarki…

Wrota metaforyczne, ale uwzględniłam je, bo aspekt oddzielania wnętrza od zewnętrza, bezpiecznego od niebezpiecznego, jest tu najważniejszy.

Autor: Kowalczykowa Alina, Tytuł: Dramat i teatr romantyczny

Kontrasty podnoszą efekt dramatyczny. Także kontrast między narzuconym wyobraźni ogromem pustych, rozległych sal a zamykaniem zamku przez mury, fosy, wrota, zwodzone mosty. Jest wyizolowany ze świata, jak samotna wyspa zła. W Balladynie straże nie wpuszczają za wrota dawnych przyjaciółek bohaterki, i za wrota w szalejącą burzę wyrzuca się jej starą matkę. W Mazepie Wojewoda odcina zamek od świata podnosząc most zwodzony. Te działania podkreślają izolację, umacniają zaporę między tymi, co są wewnątrz, a normalnym światem.

O, właśnie. Wrota jako symbol izolacji.

Autor: Chmielewska Joanna, Tytuł: Lesio

Lesio na widok munduru nieco jakby oprzytomniał, chociaż na twarzy ciągle miał wyraz śmiertelnego przerażenia. Przez głowę przeleciała mu koszmarna myśl, że ujawnienie delirium pchnie go nieodwołalnie za wrota szpitala dla alkoholików. Ukryć, za wszelką cenę!…

Jeszcze jedne wrota metaforyczne – znowu, oddzielające bezpieczne od niebezpiecznego.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie ma potrzeby przywoływać pisarzy czy gazet, bo:

  1. Wierzę Ci i bez tego.
  2. Wiem, że tak to słowo jest używane.

Jednak definicja słownikowa wydaje się być znacznie bardziej liberalna.

https://sjp.pwn.pl/sjp/wrota;2537792.html

 

wrota

1. «wielkie, dwuskrzydłowe drzwi»

2. «miejsce, w którym coś się rozpoczyna; też: sposób na osiągnięcie czegoś»

carskie wrota «w chrześcijańskich kościołach wschodnich: główne, bogato zdobione drzwi ikonostasu»

 

A mnie właśnie o te aspekty wielkości, masywności czy dwuskrzydłowości chodzi. Jak jest jakieś lepsze słowo, to proszę o podpowiedź.

 

Jest sporo zgodnych z moim zastosowań w instrukcjach i poradnikach do gier planszowych i komputerowych, może dlatego odnoszę wrażanie, że tak również używa się tego słowa, bo w tym środowisku się obracam: 

https://www.gry-online.pl/S024.asp?ID=1971&PART=28

https://www.taniaksiazka.pl/gra-exit-zakazany-zamek-galakta-p-1047790.html

https://planszowkiwedwoje.pl/2020/07/mapa-wybrzeza-mieczy-rozwiazanie/ 

 

 

ETA: piszemy jednocześnie, dammit :)

 

Nie wątpiłam, że mi wierzysz, chciałam zilustrować, o co chodzi. Hmm. Drzwi wielkie, masywne, dwuskrzydłowe… pomyślmy… “podwoje” chyba nie, one też raczej na zewnątrz, zresztą zbyt archaiczne tutaj. “Odrzwia” tak samo. “Wierzeje” jeszcze gorsze… Chyba po prostu musisz je opisać.

Jest sporo zgod­nych z moim za­sto­so­wań w in­struk­cjach i po­rad­ni­kach do gier plan­szo­wych i kom­pu­te­ro­wych, może dla­te­go od­no­szę wra­ża­nie, że tak rów­nież używa się tego słowa, bo w tym śro­do­wi­sku się ob­ra­cam:

Bardzo możliwe, ale akurat instrukcje do gier nie są najlepszym wzorcem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Vergilu, popełniłeś ciekawe opowiadanie. Przybywam zachęcony wynikami konkursu, a także poleceniem kilku użytkowników portalu i nie czuję się rozczarowany ;) Tekst w mojej opinii jest dowcipny, ironiczny, stoi za nim fajny pomysł (którego czasami próżno szukać w tekstach portalowiczów z dłuższym od Ciebie stażem :D) i nie ukrywam, że przeczytałem z zainteresowaniem. Uśmiechnąłem się przynajmniej kilka razy. Co prawda wykonanie pozostawia sporo do życzenia (odnotowałem jednak, że jesteś w trakcie wprowadzania poprawek), brakuje wielu przecinków, czasami są dziwaczne sformułowania, na których człowiek łapie zawiechę, ale wszystko to można wyklepać i wyciągnąć nauczkę na przyszłość! Nie próbowałem nic łapać, bo po kilku dniach zerowej aktywności na portalu oraz na skutek wyczerpujących lipcowych dni nie czuję się na siłach, a poza tym Tarniny i tak nie przebiję.

Najbardziej spodobał mi się fragment o niezbyt rezolutnym Bohaterze, który musiał taki być, bo w innym razie czytelnikom trudno byłoby się z nim utożsamić ;) Celne.

Dodam, że jestem trochę zniesmaczony reakcjami części spośród komentujących. Niektóre opinie pod tekstem są w moim przekonaniu zbyt ostre, niesprawiedliwe i krzywdzące, a także nieszczególnie merytoryczne. Nie bierz takowych do siebie, Autorze, wyciągnij z tego opowiadania i reakcji pod nim wszystko, co pomoże Ci pójść naprzód ze swoją twórczością :) Polecam też w przyszłości spróbować opcji dodania tekstu na betalistę, dzięki czemu będziesz w stanie wyeliminować dużą część wpadek, usterek, a także wiele się nauczyć. 

Pozdro!

Autorze, wyciągnij z tego opowiadania i reakcji pod nim wszystko, co pomoże Ci pójść naprzód ze swoją twórczością :)

I to powinno być motto każdego wyłapanego… wyłapniętego… poddanego łapance! O!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mnie się pomysł podobał, rozbawił. Takie robienie sobie jaj z najbardziej ogranych schematów. OK. Wykonanie nadal szału nie robi. Interpunkcja czasami przeszkadzała w lekturze. Wprowadziłeś w końcu te poprawki czy nie?

Przed Kanclerzem na baczność stanęła kapral Enis Tabinapoulos w mundurze Imperialnych Oddziałów Specjalnych. Ten przyjrzał się jej badawczo,

No, dla mnie to brzmi, jakby mundur się przyglądał.

Babska logika rządzi!

Mnie się podobało (poza wykonaniem) :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka