- Opowiadanie: nnaderowypisze - Rachunek sumienia

Rachunek sumienia

Pra­cu­ję wła­śnie nad kil­ko­ma opo­wia­da­nia­mi, ale dziś moje po­cie­chy zro­bi­ły taki młyn, że je­dy­ne na co mnie było stać, to po­czy­ta­nie daw­nych opo­wia­dań. I tra­fi­łem na “Ra­chu­nek su­mie­nia”. Może nie jest ide­al­ne, ale wy­da­je mi się, że warto się nim po­dzie­lić. Bądź­cie bez­li­to­śni, punk­tuj­cie błędy, ci­śnij­cie ile wle­zie. Chyba, że nie jest naj­gor­sze, wtedy daj­cie znać że się po­do­ba­ło. Miłej (nie­mi­łej?) lek­tu­ry.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy V, Finkla

Oceny

Rachunek sumienia

Po­miesz­cze­nie. Za­miast ścian, lu­stra. Nie­re­gu­lar­ne kształ­ty, nie­któ­re wy­pu­kłe, inne wklę­słe. Za­miast pod­ło­gi, lu­stra. Nie­re­gu­lar­ne kształ­ty, nie­któ­re wy­pu­kłe, inne wklę­słe. Su­fi­tu nie było, była tylko czerń. Nie taka zwy­kła czerń, ta bar­dziej przy­po­mi­na­ła smołę, jed­no­cze­śnie  lepką, przy­tła­cza­ją­cą i obrzy­dli­wą.

Tak się obu­dził. Nie miał po­ję­cia, jak się tu zna­lazł, nie miał po­ję­cia, gdzie jest. Luka w pa­mię­ci, wyrwa jakby ktoś wszedł do jego głowy i brud­ną szmat­ką wy­tarł naj­śwież­sze wspo­mnie­nia. Ostat­nią rze­czą jaką pa­mię­tał, była rand­ka z Ka­ro­li­ną. Spo­tka­li się w barze, tak jak za­wsze.

 

Pró­bo­wał przy­po­mnieć sobie ten wie­czór krok po kroku. Umó­wi­li się przy po­mni­ku Ko­per­ni­ka, tak jak za­wsze. De­li­kat­ny, po­wi­tal­ny po­ca­łu­nek po­prze­dził małą kłót­nię o to, gdzie po­win­ni spę­dzić wie­czór Gdy do­tar­li do wy­bra­ne­go wspól­ny­mi si­ła­mi lo­ka­lu, on za­mó­wił piwo, ona drin­ka. Do­brze się ba­wi­li, za­mó­wi­li na­stęp­ną ko­lej­kę i na­stęp­ną i na­stęp­ną. W końcu wy­szli chwiej­nym kro­kiem z baru, od­pro­wa­dził ją do domu. Gdy mieli się roz­stać, na­mięt­nie po­ca­ło­wał dziew­czy­nę i już zmie­rzał w kie­run­ku naj­bliż­sze­go przy­stan­ku au­to­bu­so­we­go, gdy Ka­ro­li­na za­pro­po­no­wa­ła, żeby wszedł do niej na jesz­cze jedno piwo. Zgo­dził się. Tań­czy­li. Szu­mia­ło im w gło­wach. Z każ­dym ko­lej­nym wy­pi­tym ły­kiem al­ko­ho­lu, głos dziew­czy­ny sta­wał się coraz bar­dziej nie­wy­raź­ny, a oczy za­szklo­ne. Śmia­ła się bez po­wo­du, ocie­ra­ła o męż­czy­znę, wznie­ca­jąc coraz więk­sze po­żą­da­nie. Spo­ty­ka­li się ze sobą już od kilku ty­go­dni i cho­ciaż byli do­ro­sły­mi ludź­mi, to jak do tej pory nie wy­lą­do­wa­li razem w łóżku. Ka­ro­li­na miała dość ra­dy­kal­ne po­glą­dy jeśli cho­dzi o “te spra­wy”. Typ ro­man­tycz­ki, cze­ka­ją­cej na od­po­wied­ni mo­ment. Nie była dzie­wi­cą, ale part­ne­rów do­bie­ra­ła nad wyraz skru­pu­lat­nie. On to sza­no­wał, bo mimo że dziew­czy­na była pie­kiel­nie atrak­cyj­na, zda­wał sobie spra­wę, że żadne na­ci­ski nie mają racji bytu.

A jed­nak tym razem było ina­czej. Pod­czas tańca za­czął ją do­ty­kać. Po­cząt­ko­wo nie­śmia­ło, potem coraz bar­dziej od­waż­nie. Do pew­ne­go mo­men­tu ją to ba­wi­ło, wy­glą­da­ła na szczę­śli­wą, aż nagle po­wie­dzia­ła stop. Ode­pchnę­ła go zde­cy­do­wa­nym ru­chem, nie chcia­ła tego. Jed­nak za­mro­czo­ny al­ko­ho­lem męż­czy­zna, nie po­tra­fił się za­trzy­mać. Rzu­cił się na dziew­czy­nę i siłą zdarł z niej bluz­kę. Po­wie­dzia­ła tylko jedno słowo: „pro­szę”, a kiedy spoj­rzał w jej oczy i zo­ba­czył w nich prze­ra­że­nie…

Stało się wła­śnie to. Obu­dził się w tym kosz­mar­nym, od­re­al­nio­nym po­miesz­cze­niu, przy­po­mi­na­ją­cym wąski ko­ry­tarz. Na każ­dej ścia­nie, w dwóch rzę­dach, wi­sia­ły lu­stra, na pod­ło­dze znaj­do­wał się trze­ci rząd zwier­cia­deł. Z każ­dej moż­li­wej stro­ny, poza su­fi­tem spo­glą­da­ły jego wła­sne zde­for­mo­wa­ne od­bi­cia.

Wszyst­ko go bo­la­ło. Czuł się jakby prze­biegł ma­ra­ton, potem pod prąd prze­pły­nął Wisłę, a na ko­niec, dla uspo­ko­je­nia, spę­dził dwie go­dzi­ny na pod­no­sze­niu cię­ża­rów. Mię­śnie wyły z bólu. On sam miał ocho­tę wyć, żeby od­ciąć się od cier­pie­nia, wy­łą­czyć my­śle­nie, nie kon­fron­to­wać się z rze­czy­wi­sto­ścią, która tak bar­dzo rze­czy­wi­sto­ści nie przy­po­mi­na­ła. Ra­cjo­nal­ny świa­to­po­gląd krzy­czał gdzieś w środ­ku głowy, pró­bo­wał zna­leźć od­po­wie­dzi, cho­ciaż tak na­praw­dę nie dało się nawet po­sta­wić wła­ści­we­go py­ta­nia.

Z pewną dozą wsty­du męż­czy­zna za­uwa­żył, że jest nagi. Zmu­sza­jąc się do nad­ludz­kie­go wy­sił­ku, po­wo­li pod­szedł do ścia­ny. Przej­rzał się w jed­nym z lu­ster i od­sko­czył z prze­ra­że­niem. Od­bi­cie nie za­re­ago­wa­ło. Stało tak jak wcze­śniej, pa­trząc nie­wy­raź­nym wzro­kiem.

Ze zwier­cia­dła spo­glą­da­ło jego od­bi­cie, ale sporo młod­sze, mniej wię­cej z lat szkol­nych. Na pewno z lat szkol­nych, bo to wtedy nosił tę śmiesz­ną, kozią bród­kę. Prze­ła­mu­jąc lęk, po­wol­nym kro­kiem zbli­żył się do młod­szej wer­sji sa­me­go sie­bie, która od­wza­jem­nia­ła spoj­rze­nie, nie oka­zu­jąc jed­nak żad­nych emo­cji. Za­ma­chał ręką przed od­bi­ciem. Bez re­ak­cji. Coraz bar­dziej zbli­żał twarz do tafli lu­stra. Przez nie­uwa­gę pod­szedł za bli­sko i do­tknął go nosem.

Coś za­ssa­ło męż­czy­znę do wnę­trza zwier­cia­dła. Po­czuł, jak ogrom­na siła chwy­ta go za ra­mio­na i prze­cią­ga przez szkło. Wie­dział, że to fi­zycz­nie nie­moż­li­we, a jed­nak dałby sobie rękę uciąć, że od­czu­wa jak atomy skła­da­ją­ce się na jego mię­śnie, kości, mózg, są spra­so­wy­wa­ne, za­cho­dzą jeden na drugi, tło­czą się jak sar­dyn­ki w pusz­ce, zu­peł­nie jakby on sam był prze­ci­ska­ny przez zbyt wąską do re­ali­za­cji tego celu rurę. Wszyst­kie­mu to­wa­rzy­szył okrop­ny, fi­zycz­ny ból. Wcze­śniej my­ślał, że obu­dził się w fa­tal­nym sta­nie, a jed­nak do­pie­ro teraz zro­zu­miał, jak bar­dzo się mylił. Tamto to była frasz­ka, ma­leń­ka nie­do­god­ność, która w star­ciu z tym, co od­czu­wał teraz nie miała żad­ne­go zna­cze­nia. A kiedy już my­ślał, że nie znie­sie ani chwi­li dłu­żej, że umrze tu nie wie­dząc nawet dla­cze­go, nie wie­dząc jak i gdzie, wszyst­ko nagle usta­ło.

 

 Szko­ła, li­ceum. Jego młod­sza wer­sja, jak zwy­kle w cen­trum uwagi. Wła­śnie wy­szy­dzał „ma­łe­go” Lę­dź­wia­ka, który, mó­wiąc de­li­kat­nie, nie na­le­żał do szczu­płych. Pa­mię­tał ten dzień, wtedy temu gnoj­ko­wi nie wy­trzy­ma­ły spodnie i cho­dził po szko­le z wiel­ką dziu­rą na tyłku. Śmia­li się z niego wszy­scy.

Ob­ser­wo­wał to wszyst­ko z lotu ptaka. Wi­dział, jak Lę­dź­wiak wbie­ga do ubi­ka­cji, po­le­ciał za nim, ścia­na nie sta­no­wi­ła żad­nej za­po­ry. Młody Ma­te­usz usiadł na desce klo­ze­to­wej i roz­pła­kał się. Oczy­wi­ście kiedy to się dzia­ło, czyli sześć lat temu (teraz już był tego pe­wien) to nikt nie miał prawa tego wi­dzieć -chło­pak od za­wsze był sa­mot­ni­kiem, ra­czej z ko­niecz­no­ści, niż z wy­bo­ru. Do Igora, kiedy już stu­dio­wał, do­szły słu­chy, że Lę­dź­wiak się zabił. A jed­nak w swoim ego­cen­try­zmie do­pie­ro teraz, wi­dząc na wła­sne oczy jak bar­dzo ró­wie­śnik prze­ży­wał jego szy­der­stwa, zdał sobie spra­wę, że mógł mieć spory wkład w to, że ten nie­szczę­śnik, mając dość wiecz­nych drwin, po­sta­no­wił po­wie­sić się w piw­ni­cy swo­je­go ma­łe­go, za­nie­dba­ne­go domu.

Igor, pcha­ny jakąś ogrom­ną siłą, z im­pe­tem wy­leciał ze zwier­cia­dła, bo­le­śnie upa­da­jąc na plecy. W tym samym mo­men­cie usły­szał huk pę­ka­ją­ce­go szkła, a lu­stro, z którego wnętrza wypadł, roz­bi­ło się na setki drob­nych ka­wał­ków. Tam gdzie przed chwi­lą wi­sia­ło, znaj­do­wa­ła się teraz ta sama smo­li­sta czerń, którą wi­dział na su­fi­cie.

Pod­niósł się na łok­ciach i ro­zej­rzał. Ni­g­dzie nie było żad­nych drzwi. Je­dy­nie dzie­siąt­ki,  może setki lu­ster.

Nie wie­dział, co to wszyst­ko zna­czy. Był za­gu­bio­ny, obo­la­ły i prze­ra­żo­ny. Abs­trak­cyj­ność sy­tu­acji, w któ­rej się zna­lazł, kładła się cieniem na jakiekolwiek, zdroworozsądkowe rozważania. Może ktoś do­sy­pał mu cze­goś do piwa? Jest po pro­stu na­ćpa­ny, a to wszyst­ko to tylko wy­twór wy­obraź­ni otu­ma­nio­ne­go umy­słu? A jed­nak od­czu­wał to tak wy­raź­nie.

Chcia­ło mu się pić. Po­twor­nie chcia­ło mu się pić, naj­wy­raź­niej po­chło­nię­te pro­cen­ty za­czę­ły zbie­rać swoje żniwo. Był za­mknię­ty w po­miesz­cze­niu bez wyj­ścia i je­dy­ne co mógł zro­bić, to po­zbyć się lu­ster.

Na tyle szyb­ko, na ile po­zwa­la­ły mu za­cho­wa­ne siły pod­biegł do ścia­ny i z całej siły ude­rzył w jedno ze zwier­cia­deł. Nie przy­nio­sło to żad­ne­go skut­ku poza tym, że do sze­ro­kiej gamy bo­le­śnie obi­tych miejsc, mógł teraz do­pi­sać dłoń. Po­dej­rze­wał, że zła­mał któ­ryś palec, ude­rze­nie od­czuł tak, jakby nie ude­rzył w lu­stro, a w me­ta­lo­wą bryłę.

Za­klął z bez­sil­no­ści, potem krzy­czał. Nigdy nie sły­szał ta­kie­go tonu swo­je­go głosu. Ryk bólu, po­łą­czo­ne­go ze stra­chem i nutą sza­leń­stwa. Wy­cho­dzi­ło na to, że je­dy­ny spo­sób na po­zby­cie się tych prze­klę­tych lu­ster, to obej­rze­nie hi­sto­rii, które dla niego przy­go­to­wa­ły. Obej­rze­nie świa­do­me, takie do któ­re­go lu­stro go do­pu­ści, bo prze­cież gdyby wy­star­czy­ło do­tknię­cie tafli, to pod­czas ude­rze­nia za­ssa­ło­by go po raz ko­lej­ny. Z dużą obawą pod­szedł do ko­lej­ne­go zwier­cia­dła, które znaj­do­wa­ło się obok po­przed­nio roz­bi­te­go.

Znów młod­sze od­bi­cie. Tak samo obo­jęt­ne, tak samo prze­ra­ża­ją­co ni­ja­kie. Sprzed około roku. Nie zmie­nił się wiele, a jed­nak chro­no­lo­gię usta­lił dzię­ki fry­zu­rze. Pod­szedł. Zbli­żył twarz.

Ten sam ból, tak samo de­wa­sta­cyj­ny, tak samo zaj­mu­ją­cy. Dys­ko­te­ka, wła­śnie bawi się z jakąś nie­zna­jo­mą dziew­czy­ną. Ca­łu­ją się, ob­ma­cu­ją, śmie­ją. W drzwiach klubu staje Olga, jego ów­cze­sna part­ner­ka. Na po­cząt­ku uśmiech­nię­ta, roz­glą­da się po lo­ka­lu, naj­wy­raź­niej kogoś szuka, pew­nie wła­śnie Igora. Znaj­du­je go w nie­dwu­znacz­nej pozie ze skąpo ubra­ną dziew­czy­ną. Ką­ci­ki jej ust opa­da­ją, ra­mio­na wiot­cze­ją. Spra­wia wra­że­nie, jakby zma­la­ła, za­pa­dła się w sobie. Od­wra­ca się na pię­cie, od­cho­dzi. Współ­cze­sny Igor leci za nią. Widzi jak dziew­czy­na siada na kra­węż­ni­ku, szlo­cha. Usuwa jego numer z te­le­fo­nu. Ka­su­je wspól­ne zdję­cia. Łapie tak­sów­kę. Od­jeż­dża.

Igor upada na plecy, lu­stro eks­plo­du­je. Czar­na plama po­śród zwier­cia­deł zwięk­sza się.

 

Zrywa się na równe nogi. Za­po­mniał o bólu mię­śni, od­czu­wa­jąc dużo więk­sze cier­pie­nie. A więc dla­te­go Olga go od­cię­ła. Przy­ła­pa­ła go z inną. Nawet nie pa­mię­tał, że był na tej dys­ko­te­ce, w tam­tych cza­sach zresz­tą po­dob­nie jak i obec­nie nie wy­le­wał za koł­nierz. Olgę na­praw­dę ko­chał. A ona usu­nę­ła go ze swo­je­go życia ot tak, z dnia na dzień, wy­je­cha­ła do in­ne­go mia­sta bez słowa wy­ja­śnie­nia, słuch o niej za­gi­nął. Wy­da­wa­ło mu się, że to on był w tej sy­tu­acji po­krzyw­dzo­ny, że to on był ofia­rą jej bez­względ­no­ści. Oka­za­ło się, że to nie­praw­da. Pod­biegł do ko­lej­ne­go lu­stra. Było mu już wszyst­ko jedno, wie­dział tylko, że musi kon­ty­nu­ować. Musi zo­ba­czyć każde, cho­ler­ne lu­stro…

Bum, śro­dek nocy. Jego przy­ja­ciel Tomek czeka na niego, ma pro­blem. Dziew­czy­na go rzu­ci­ła, a on sobie z tym nie radzi. Od dwóch lat nie brał am­fe­ta­mi­ny, a jed­nak teraz stoi z wo­recz­kiem bia­łe­go prosz­ku w małej to­re­becz­ce. Igor się nie po­ja­wia. Im­pre­zu­je na mie­ście, nie ma ani czasu, ani chęci na smęt­ne opo­wie­ści. Tomek chowa dział­kę do kie­sze­ni, od­cho­dzi. Na­stęp­ne­go dnia, cały miejski półświatek wiedział już o tym, że Tomek wró­cił do ćpa­nia.

Bum, plaża w So­po­cie. Igor ze zna­jo­my­mi. Jakiś pi­ja­czek prosi ich o pie­nią­dze na bułkę. Igor krzy­czy do niego, że ma się wziąć do ro­bo­ty, a nie prze­szka­dzać lu­dziom pra­cu­ją­cym w za­słu­żo­nym od­po­czyn­ku. Męż­czy­zna od­cho­dzi po­wol­nym kro­kiem. Pada nagle na ulicy. Nie rusza się. Na­stęp­ne­go dnia ga­ze­ty piszą krót­ka notkę o bez­dom­nym, który zmarł z wy­cień­cze­nia i głodu wśród setek tu­ry­stów od­wie­dza­ją­cych Trój­mia­sto.

 

Igor zro­bił sobie chwi­lę prze­rwy. Po­pa­trzył na pod­ło­gę. W jed­nym z lu­ster spo­strzegł swo­je­go ojca. Za­in­try­go­wa­ny klęk­nął, po czym zni­żył twarz do zwier­cia­dła. Wpadł…

…wprost do swo­je­go domu z dzie­ciń­stwa. Oj­ciec pa­trzy na niego gniew­nym wzro­kiem Igor ma może dwa­na­ście, trzy­na­ście lat. Oj­ciec trzy­ma w ręku ma­ga­zyn dla do­ro­słych. Jeden z tych, które zna­lazł za łóż­kiem chło­pa­ka. Ścią­ga pas ze spodni. Prze­kła­da swojego, i tak już upo­ko­rzo­ne­go, syna przez ko­la­no. I tłu­cze, tłu­cze, tłu­cze, po­wie­trze roz­dzie­ra­ją na­prze­mien­nie od­gło­sy świsz­czą­ce­go paska i su­che­go trza­sku syn­te­tycz­nej skóry ude­rza­ją­cej o tyłek Igora.

 

Wy­padł, lu­stro pęka. Ko­lej­ne zwier­cia­dło na pod­ło­dze. W od­bi­ciu widzi „Trol­la”, naj­więk­sze­go chu­li­ga­na z osie­dla, na któ­rym do­ra­stał. Po­chy­la się, wpada.

 

Mały Igor idzie do szko­ły z tor­ni­strem więk­szym od sie­bie. Z bramy wy­cho­dzi „Troll”. Śmie­je się, za­bie­ra Igo­ro­wi ple­cak, wy­rzu­ca za­war­tość na chod­nik. Za­bie­ra ka­nap­kę, roz­pi­na roz­po­rek i or­dy­nar­nie sika do torby. Na­stęp­nie za­kła­da tor­ni­ster Igo­ro­wi na głowę i od­cho­dzi śmie­jąc się w głos.

 

Wy­pa­da, lu­stro pęka. Igor za­czy­na wi­dzieć pewne pra­wi­dło­wo­ści. Naj­wy­raź­niej na ścia­nie znaj­du­ją się złe rze­czy, które w swoim życiu uczy­nił innym lu­dziom. Na pod­ło­dze od­wrot­nie, złe rze­czy, które jemu uczy­nio­no. A jed­nak na ścia­nach jest dużo wię­cej lu­ster, co wzbu­dza w nim duży nie­po­kój, po­łą­czo­ny z po­czu­ciem wsty­du. Rusza dalej, wpadając to w lustra na ścianie, to w te na podłodze. Chaotycznie. Spiesznie. Ciało roz­ry­wa ból, ale Igor nie prze­sta­je.

 

Nie przy­cho­dzi na uro­dzi­ny babci, jak się oka­zu­je, są to jej ostat­nie uro­dzi­ny.

 

Prze­jeż­dża na czer­wo­nym świe­tle przez skrzy­żo­wa­nie. Kie­row­ca ja­dą­cy za nim przy­spie­sza, żeby też zdążyć, wjeż­dża w niego tir, gdyby Igor się za­trzy­mał, męż­czy­zna nie stra­cił­by nóg.

 

Igor rzuca pe­tar­da­mi w bez­pań­skie psy. Jeden z nich zo­sta­je tra­fio­ny od­pa­lo­nym lon­tem w oko. Eks­plo­zja, ośle­pio­ny pies traci część łapy.

 

Stare Mia­sto. Grupa za­kap­tu­rzo­nych ki­bo­li pod­bie­ga do Igora. Py­ta­ją za kim jest, od­po­wia­da że za Pol­ską, jako że o spo­rcie nie ma bla­de­go po­ję­cia. Każą mu nie py­sko­wać, biją, kopią, Igor lą­du­je w szpi­ta­lu. Zła­ma­nia, obi­cia. Do dzisiaj lekko utyka na lewą nogę, zdewastowaną podczas napadu.

 

Trwa to bar­dzo długo. Dzie­siąt­ki win, mniej­szych i więk­szych. Złe uczyn­ki wyrządzone przez niego i dużo mniej tych, uderzających w Igora. Pę­ka­ją­ce lu­stra, coraz wię­cej czer­ni, coraz mniej hi­sto­rii do zo­ba­cze­nia.

 

Po go­dzi­nach, które wy­da­ją się zmie­niać w dni i ty­go­dnie, po­zo­sta­je już tylko jedno lu­stro na pod­ło­dze i jedno na ścia­nie. Igor spo­koj­nie pod­cho­dzi do tego na pod­ło­dze i za­glą­da. Widzi Olgę. Wie co to za hi­sto­ria, nie chce tego przeżywać po raz ko­lej­ny. A jed­nak nie ma wyj­ścia. Ze­wsząd ota­cza go czerń, ob­le­pia go, łapie w swoje zło­śli­we ręce i ści­ska, ści­ska tak, że Igor czuje, że za mo­ment wnętrz­no­ści wy­try­sną z każ­de­go otwo­ru w jego ciele.

 

Po­chy­la się. Wpada.

 

Krąży po swoim daw­niej wy­naj­mo­wa­nym miesz­ka­niu. W dole Igor leży na ka­na­pie w po­zy­cji em­brio­nal­nej i obej­mu­je ko­la­na. Pła­cze. Cho­ciaż nie tyle pła­cze, ile wyje. Olga wy­ci­snę­ła go ze swo­je­go życia, jak nie­chcia­ne­go prysz­cza. Bez po­wo­du, bez ładu i skła­du. Tak mu się przy­naj­mniej wy­da­je.

Igor le­żą­cy na łóżku krzy­czy coś o tym, że jej nie­na­wi­dzi. Cho­ciaż każdy, nawet nie­zbyt roz­gar­nię­ty ob­ser­wa­tor zo­rien­to­wał­by się, że kła­mie. Ból zła­ma­ne­go serca prze­ina­cza rze­czy­wi­stość, za­mie­nia miej­sca­mi nie­na­wiść z mi­ło­ścią, które łączą się w stru­mień cier­pie­nia. Igor krą­żą­cy w po­wie­trzu pa­mię­ta te dni, naj­gor­sze w jego życiu. Tak na­praw­dę wszyst­ko mu się za­wsze uda­wa­ło, żył peł­nią życia, bawił się nim, ale kiedy stra­cił Olgę, barw­ny, po­zy­tyw­ny świat się skoń­czył. Z tym bólem, przy­tłu­mio­nym nieco zębem czasu, miał żyć do końca swo­ich dni.

Wy­pa­da w ciem­ność. Lu­stro eks­plo­du­je. Ota­cza go mrok.

Cięż­ko łapie od­dech, łzy na­pły­wa­ją do oczu. Cicho prze­ły­ka wstyd, smu­tek, re­zy­gna­cję i nie­na­wiść do sa­me­go sie­bie. Po kilku mi­nu­tach zbie­ra się w sobie, nad­ludz­kim wręcz wy­sił­kiem wstaje z kolan.

Pod­cho­dzi do ostat­nie­go lu­stra na ścia­nie. Jest inne. Spra­wia wra­że­nie, jakby jego kon­tu­ry były roz­my­te, a tafla za­bru­dzo­na. Widzi swoje niewyraźne odbicie, wersji Igora sprzed kilku godzin. Nawet ubiór zga­dza się z tym, jak wy­glą­dał wy­cho­dząc na spo­tka­nie z Ka­ro­li­ną. Wpada.

 

La­wi­ru­je pod su­fi­tem miesz­ka­nia Ka­ro­li­ny. W dole dziew­czy­na wy­ry­wa się z objęć „swo­je­go” Igora, ten jed­nak sprawia wrażenie, jakby nawet tego nie zauważał. Za­pi­ja­czo­ny wzrok, nie­ska­la­ny przy­tom­no­ścią i in­te­lek­tem, wzbu­dza obrzy­dze­nie. Nie­ma­te­rial­ny Igor le­wi­tu­ją­cy po po­ko­ju wyje, pła­cze, krzy­czy sam do sie­bie, żeby prze­stał, żeby wy­biegł z tego miesz­ka­nia, żeby zo­sta­wił tę bied­ną dziew­czy­nę, jed­nak bezskutecznie…

 

Wy­pa­da ze zwier­cia­dła. Wy­mio­tu­je. A może ra­czej rzyga jak kot. Klęka w ab­so­lut­nym mroku. Nie widzi nawet swo­ich dłoni, jakby stanowił jedność, z ota­cza­ją­cą go ciem­no­ścią, jakby ta smoła, ta czerń odzwierciedlała jego duszę.

Ręce opa­da­ją mu wzdłuż tu­ło­wia. Jest nagi, bez­bron­ny, zre­zy­gno­wa­ny…

Cisza. Nie­zmą­co­na ni­czym, poza po­chli­pi­wa­niem Igora. Nagle, gdzieś na krań­cach świa­do­mo­ści sły­szy bu­cze­nie. Dźwięk na­ra­sta. Jest coraz gło­śniej, z cza­sem od­głos prze­ra­dza się w wiel­ki huk. Igor łapie się za głowę, krzy­czy choć nie sły­szy sam sie­bie, nie jest w sta­nie za­głu­szyć tego dźwię­ku, żaden czło­wiek nie byłby w sta­nie go za­głu­szyć, ty­sią­ce osób nie by­ły­by w sta­nie. Z tu­mul­tu udaje mu się wy­ła­pać nic nie zna­czą­ce, po­je­dyn­cze słowa. „Zły”, „Tak”, „Nie”, „Stop”, „Stój”, „Za­cze­kaj”.

 

Otwie­ra oczy. Jest w miesz­ka­niu Ka­ro­li­ny. Dziew­czy­na ze zdar­tą bluz­ką pa­trzy na niego bła­gal­nie, z jej oczu płyną łzy. Igor trzy­ma ją za rękę, druga ręka spo­czy­wa na pasku jego spodni. Pusz­cza dziew­czy­nę.

-Prze­pra­szam. Tak strasz­nie prze­pra­szam - szep­cze na gra­ni­cy sły­szal­no­ści. Nie wie czy mówi do Ka­ro­li­ny, do Tomka, do bez­dom­ne­go któ­re­mu od­mó­wił ka­nap­ki, czy do Olgi. A może do nich wszyst­kich po tro­chu, jakby tym jed­nym zda­niem mógł za­dość­uczy­nić za całe zło, któ­re­go do­znał, które zadał, które wresz­cie zo­sta­ło za­da­ne wszyst­kim lu­dziom na świe­cie przez in­nych ludzi.

Wy­bie­ga przed blok. Znowu wy­mio­tu­je. Czuje się źle. Musi od­na­leźć Olgę. Widzi to jak na dłoni. Tylko ona może być dla niego ra­tun­kiem. Tylko ona jako tako zbie­ra­ła go do kupy, tylko ona zna­czy­ła co­kol­wiek w jego try­wial­nym życiu.

Tylko jak? Wie­dział, że dziewczyna nie ma Fa­ce­bo­oka ani In­sta­gra­ma, szu­kał jej śred­nio trzy razy dzien­nie we wszel­kich me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Bez­sku­tecz­nie. Nie znał jej ro­dzin­ne­go ad­re­su, nie zdą­ży­li dojść do etapu po­zna­wa­nia ro­dzi­ców. Po­sta­no­wił za­cząć od jej ko­le­ża­nek. Zro­bił to zaraz po jej znik­nię­ciu, wtedy żadna z nich nie ujaw­ni­ła mu ni­cze­go. Teraz bę­dzie ina­czej. Musi być ina­czej. Jeśli bę­dzie mu­siał je tor­tu­ro­wać dla zdo­by­cia in­for­ma­cji, zrobi to. Cho­ciaż nie, nie zrobi tego. Już za dużo zła. Już wy­star­czy. Już dość. Od­naj­dzie ją, ale nie kosz­tem ko­go­kol­wiek in­ne­go. Dość już… Już dość…

Koniec

Komentarze

Witaj

Taki trochę Portret Doriana Greya;)

 

Troszkę pod koniec zaczęłam się nudzić ale sama historia OK.

Znalazłam też błedy:

 

Nie taka zwykła czerń, bardziej przypominała smołę, jednocześnie  lepką, przytłaczającą i obrzydliwą.

 

Przed bardziej dodałabym „ta”.

 

Złapała go za rękę i odciągnęła, stwierdziła, że tego nie chce, nie dziś, kiedy oboje są pijani. On jednak, zamroczony alkoholem, nie potrafił się zatrzymać. Przerwał jej chwyt i siłą zdarł z niej bluzkę.

 

Zamiast zamiast odciągnęła, raczej odepchnęła. Chyba że odciągnęła rękę.

Przerwał jej chwyt to by mogło być podczas komentowania walki????

 

On sam miał ochotę wyć, żeby się czymś zająć, żeby nie myśleć o tym jak źle się czuje. Chciał w jakikolwiek sposób zająć umysł, tylko po to, żeby nie musiał konfrontować się z rzeczywistością.

 

Pozdrawiam

 

Lożanka bezprenumeratowa

Człowieku jeśli o mnie chodzi to jest świetne :) Takie mądre i wzrusza. I jest dużo wyobraźni. Bardzo mi się podobało!!!

Jestem niepełnosprawny...

Ambush, dzięki za wytknięcie błędów, już poprawiłem, bo faktycznie trafne miałaś spostrzeżenia :) szarpanina mam nadzieję nie przypomina już sceny rodem z MMA laugh Portret Dorian’a Graya, ja wiem, że to luźne skojarzenie, ale i tak aż się miło zrobiło :D mam jobla na punkcie dawnych powieści, w których więcej się gada i rozkminia, niż jest akcji.

 

dawidiq150, wielkie dzięki! Od razu lepszy dzień, po przeczytaniu takiej opinii yes

 

Porozbijałem jeszcze trochę to opowiadanie, zmieniłem jakieś szczególiki, żeby czytało się szybciej i lepiej.

Cześć!

 

A mówili starsi: nie mieszaj :D Istne delirium tremens. Jest takie powiedzenie, że alkoholik żyje dwa razy krócej, ale widzi dwa razy więcej. I chyba trochę o tym jest ten tekst. Bo zastanawiam się, co chciałeś pokazać? Studium choroby psychicznej? Przestrogę przed piciem? Abberrację czyśćca doświadczaną za życia?

Bohater niezbyt sympatyczny, mocno skupiony na sobie, wierzący infantylnie w jakąś leczniczą moc miłość. Taki bardzo ludzki, kupuję go, ale nie łapię o czym i po co jest ten tekst. Widać nie jestem targetem. Fantasy tu nie zauważyłem, ale w sumie może to weird fiction?

Wykonanie znośne, choć jest sporo powtórzeń i zdań z nie do końca najlepszym szykiem. Beta by się przydała. Z kwestii edycyjnych:

brudną szmatką wytarł najświeższe wspomnienia.  Ostatnią rzeczą jaką pamiętał, → brudną szmatką wytarł najświeższe wspomnienia. (-)Ostatnią rzeczą jaką pamiętał,

Za dużo spacji

Przerwał jej chwyt

Dziwnie to brzmi imho.

Jego mięśnie wyły  z bólu. → Jego mięśnie wyły (-)z bólu.

Za dużo spacji

Był tego pewien, bo to wtedy nosił tą śmieszn,ą kozią bródkę. → Był tego pewien, bo to wtedy nosił tą śmieszną, kozią bródkę.

A jednak odczuwał to tak wyraźnie.

Albo odczuwał, albo wyraźnie imho. Wyraźnie to można chyba widzieć.

Zapijaczony wzrok, nieskalany przytomnością i intelektem tego wzbudza obrzydzenie.

Nie rozumiem zdania.

 

Tyle chyba. Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć!

 

A to to, właśnie o to mi chodziło – czy to choroba psychiczna czy może zwidy alkoholika? A może doświadczanie czyśćca za życia, ostatnia szansa dla zbłąkanego wędrowca? (zgooglowałem aberrację, ale o ile dobrze zrozumiałem definicję, to akurat nie o to mi chodziło laugh).

Moim celem było to, żeby ten kto przeczyta to opowiadanie, zastanowił się przez chwilę, dokładnie tak jak ty, o czym to jest? Wiem, że w takie rzeczy to się powinni bawić profesjonaliści, ale pal sześć, co mi szkodzi.

A mi chodziło o mix wszystkich tych czynników. Choroba psychiczna i alkoholizm łączą się ze sobą bardzo często. Dorzuciłem do tego element nadprzyrodzony, czyściec za życia, bo spina mi się to, coś co równie dobrze może być zjawiskiem paranormalnym, jak i zwykłym majakiem, gwoli uznania.

 

Co do błędów, poprawiłem wszystko poza spacjami, jeszcze zanim dodałeś komentarz. Poza “Odczuwał to tak wyraźnie”. Nie wydaje mi się, żeby wkradł się tu jakiś błąd. Spacje zaraz ogarnę.

 

Dzięki za opinię, pozdrawiam!

Podoba mi się to opowiadanie. Trochę daje do myślenia. Może nie pod kątem refleksji nad własnym życiem, ale tak ogólnie – jak uczynki z perspektywy jednego człowieka błahe mogą mieć ogromny wpływ na życie drugiego.

Pojawiają się też jednak trochę niepasujące momenty, chociażby to z końcówki o torturach. Wydało mi się trochę przesadzone.

Dzięki za opinię! Wiesz co, nie do końca może udało mi się przekazać to tak jak chciałem, ale te tortury miały pokazać, jak rozchwiany emocjonalnie jest bohater. Na przyszłość zapamiętam, żeby jakoś tam to lepiej ubrać w słowa, bo rzeczywiście wystrzeliłem tym z czapy.

Cześć,

wiesz co, to jest niezłe. Naprawdę niezłe. Dobrze przedstawiłeś bohatera, skupionego na sobie lekkoducha, myślącego wyłącznie o zabawie. Jedynym bardziej znaczącym elementem jego życia była tak naprawdę Olga, którą na własne życzenie stracił (ale postanawia spróbować naprawić swój błąd). W tekście jest cała geneza i historia tego obecnego Igora, mogłem dobrze zrozumieć, dlaczego jest właśnie taki i po prostu kupuję tego bohatera. 

Pomysł z lustrami i obrazkami z dotychczasowego życia przypadł mi do gustu, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że minimalnie z tymi wizjami przesadziłeś i jest ich trochę za dużo :D Nieznacznie, ale jednak. Bo mimo faktu, że podobała mi się taka koncepcja, w pewnym momencie nadmiar zaczął mi trochę ciążyć. 

Ogólnie, opowiadanie skłania do refleksji. Pomyślałem, że sam chciałbym znaleźć się w pomieszczeniu z tymi lustrami, ale chwilę potem, że jednak absolutnie nie i chyba wolałbym tego wszystkiego nie widzieć xd

Mam kilka zastrzeżeń co do wykonania – moim zdaniem mogłoby być trochę lepsze.

 

Nie miał pojęcia, jak się tu znalazł, nie miał pojęcia(+,) gdzie jest.

 

Luka w pamięci, wyrwa(+,) jakby ktoś wszedł do jego głowy i brudną szmatką wytarł najświeższe wspomnienia.

 

Spotkali się jak zwykle, na Starówce, przy pomniku. Przywitali się delikatnym pocałunkiem, następnie tak jak mieli w zwyczaju, sprzeczali się o to, gdzie spędzą wspólny czas.

Siękoza. Może tak: Zaczęli wieczór jak zwykle, na Starówce, przy pomniku. Przywitali się delikatnym pocałunkiem, następnie, tak jak mieli w zwyczaju, sprzeczali o to, gdzie spędzą wspólny czas. Moim zdaniem to ostatnie się na luzaku można skasować ;)

 

Szumiało mu w głowie, jej z resztą też. Z każdym kolejnym łykiem jej głos stawał się coraz bardziej niewyraźny, oczy zaszklone.

Jejoza. Napisałbym coś w stylu: z każdym kolejnym łykiem głos dziewczyny… Dodatkowo masz literówkę, powinno być zresztą

 

Pamiętał, że gdy tańczyli(+,) zaczął ją dotykać.

 

Z każdej możliwej strony, poza sufitem spoglądały na niego jego własne zdeformowane odbicia.

Niedobrze, że te dwa słowa są tak blisko siebie :D A co gdyby zrezygnować z na niego?

 

Czuł się(+,) jakby przebiegł maraton, potem pod prąd przepłynął Wisłę, a na koniec dla uspokojenia spędził dwie godziny na podnoszeniu ciężarów.

 

On sam miał ochotę wyć, żeby odciąć się od cierpienia, nie myśleć o tym(+,) jak źle się czuje

Może nie myśleć o tym, jak jest mu źle?

 

Zmuszając się do nadludzkiego wysiłku(+,) powoli podszedł do ściany.

 

Był tego pewien, bo to wtedy nosił tą śmieszną, kozią bródkę

Skoro bródkę, to chyba tę? 

 

Coś zassało go do wnętrza zwierciadła. Poczuł, jak ogromna siła chwyta go za ramiona i przeciąga przez szkło. Czuł się przy tym, jakby ktoś za wszelką cenę starał się przecisnąć go przez zbyt wąską na realizację tego celu rurę.

Za dużo zaimków. 

 

Myślał, że obudził się w fatalnym stanie, a jednak dopiero teraz zrozumiał(+,) jak bardzo się mylił.

Tamto to była fraszka, maleńka niedogodność, która w starciu z tym(+,) co odczuwał teraz nie miała żadnego znaczenia.

Właśnie wyszydzał „małego” Lędźwiaka, który(+,) mówiąc delikatnie(+,) nie należał do szczupłych.

Widział(+,) jak Lędźwiak wbiega do ubikacji, poleciał za nim, ściana nie stanowiła żadnej zapory

Może rozbić na dwa zdania? …wbiega do ubikacji. Poleciał za nim, ściana nie stanowiła żadnej zapory.

 

Igor, pchany jakąś ogromną siłą(+,) z impetem wypadł ze zwierciadła boleśnie upadając na plecy.

 

W tym samym momencie usłyszał huk pękającego szkła, a lustro, przez które przed chwilą patrzył, przez które przeniknął, rozbiło się na setki drobnych kawałków. Tam gdzie przed chwilą wisiało, znajdowała się teraz ta sama smolista czerń, którą widział na suficie.

Powtórzenie. Może skreślić to pierwsze przed chwilą?

 

Nie wiedział(+,) co to wszystko znaczy.

 

Jest po prostu naćpany, a to wszystko jest tylko wytworem wyobraźni otumanionego umysłu.

Może tak: Jest po prostu naćpany, a to wszystko to tylko wytwór wyobraźni otumanionego umysłu.

 

Nie przyniosło to żadnego skutku poza tym, że do szerokiej gamy boleśnie obitych miejsc mógł teraz dopisać dłoń.

Czysto subiektywne, ale coś mi sążnie nie gra z tą szeroką gamą. Może bezpieczniej byłoby że do długiej listy boleśnie obitych miejsc…

 

Tomek chowa działkę do kieszeni, odchodzi. Następnego dnia na mieście gruchnęła wiadomość, że wrócił do ćpania.

To nie jest uwaga techniczna, ale chciałbym wyrazić wątpliwość, czy kiedy ktoś wraca co ćpania, to następnego dnia na mieście pojawiają się wielkie bilbordy z napisem “TOMEK ZNOWU ĆPA!!!” :D Chyba trochę za mocno to napisałeś, z tym gruchnięciem wiadomości na mieście. Złagodziłbym wymogę tego zdania.

 

Jeden z tych, które znalazł za łóżkiem chłopaka. Ściąga pas ze spodni. Przekłada upokorzonego chłopaka przez kolano.

Powtórzenie. Może Przekłada upokorzonego syna…

 

Jego pani od matematyki celowo wprowadza go w błąd przy rozwiązywaniu zadania, żeby jej córka lepiej wypadła na końcowych egzaminach na tle reszty klasy.

Skasowałbym pierwszy zaimek, bo raczej jest zbędny.

 

W trakcie imprezy ma miejsce nalot policji, kolega za posiadanie nieznacznych ilości otrzymuje zawiasy. Do tej pory nie może znaleźć pracy, mieszka z rodzicami.

To też nie jest uwaga techniczna :D Z tego fragmentu wynika, jakby posiadanie nieznacznych ilości straszliwego narkotyku, jakim jest marihuanen, oraz sprawa sądowa wywołały samodzielnie w chłopaku takie problemy, że nie może znaleźć roboty i mieszka z rodzicami. Miałem poczucie, że to trochę za dużo, chociaż kto wie? Nie byłem w jego sytuacji :P

 

Pytają(+,) za kim jest, odpowiada że za Polską, jako że o sporcie nie ma bladego pojęcia

 

Złe uczynki, które zrobił

Kulawo. Może Złe uczynki, które popełnił?

 

Po kilku minutach zbiera się w sobie, nadludzkim wręcz wysiłkiem podnosi się do pionu.

W mojej opinii to drugie się można skasować.

 

W odbiciu widzi siebie, również niewyraźnego, choć jest pewien, że jest to najbardziej aktualna wersja jego samego ze wszystkich, które widział.

 

W dole dziewczyna wyrywa się z objęć „swojego” Igora, ten jednak siłą się do niej dobiera.

Może W dole dziewczyna ucieka z objęć…

 

 

Nie widzi nawet swoich dłoni, zupełnie jakby stał się jednością z otaczającą go ciemnością.

Nie czujesz, gdy rymujesz, kiepsko to brzmi :P Może zupełnie, jakby stał się jednym z otaczającą…

 

Gdy tylko trochę podrasujesz tekst, odsączysz ten nadmiar zaimków i skasujesz powtórzenia, pójdę polecić opko do biblioteki ;)

Pozdro!

AmonRa, dzięki za opinię! A przede wszystkim dzięki za to, jak skrupulatnie przeczytałeś moje opowiadanie i że mnie tak wypunktowałeś, jeśli chodzi o błędy :D

 

Zaimki i przecinki, moje największe senne koszmary. Najlepsze jest to, że jak czytam czyjś tekst, to z automatu wyłapuję takie błędy i strasznie mnie wk…denerwują. A swój tekst mogę czytać i sto razy i nie wyłapię.

 

Techniczne sprawy poprawiłem, zostawiłem za to gamę boleśnie obitych miejsc, bo moim zdaniem fajnie to siadło :D

 

Pozdrawiam!

Nie od dzisiaj wiadomo, że najgorzej poprawiać własny tekst :D Skoro wyłapane przeze mnie wpadki poprawiłeś, to lecę na słonecznym rydwanie do Biblioteki polecić Twój tekst.

Pozdrawiam, miłej niedzieli ;)

Dzięki i wzajemnie :)

Jest dla mnie zrozumiałe, że Igor, niemal dokonawszy wyjątkowo niecnego czynu, mógł mieć wyrzuty sumienia, ale zupełnie nie pojmuję, co wydarzyło się potem, nie wiem też, czym było osobliwe miejsce pełne luster, w którym nagle dokonał się przegląd dotychczasowego życia bohatera.

Lektura komentarzy nieco rozjaśniła sprawę i pozwoliła zrozumieć Twoje intencje.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia

 

Ten sam ból, tak samo de­wa­sta­cyj­ny, tak samo zaj­mu­ją­cy. ―> Tu chyba miało być: Ten sam ból, tak samo de­wa­sta­cyj­ny, tak samo przejmujący.

Za SJP PWN: zajmujący «wzbudzający zainteresowanie»

 

teraz stoi z wo­recz­kiem bia­łe­go prosz­ku w małej to­re­becz­ce.… ―> Czy biały proszek był w woreczku i w torebeczce?

A może miało być: …teraz stoi z porcją bia­łe­go prosz­ku w małej to­re­becz­ce.

 

a nie prze­szka­dzać lu­dziom pra­cu­ją­cym w za­słu­żo­nym od­po­czyn­ku. ―> Na czym polega praca w zasłużonym odpoczynku?

Proponuję: …a nie prze­szka­dzać lu­dziom w za­słu­żo­nym od­po­czyn­ku. Lub: …a nie prze­szka­dzać lu­dziom, zasłużenie odpoczywającym po pracy.

 

Cięż­ko łapie od­dech… ―> Można ciężko oddychać, ale nie wydaje mi się, aby można coś ciężko łapać.

Proponuję: Z trudem łapie od­dech

 

Nawet ubiór zga­dza się z tym, jak wy­glą­dał wy­cho­dząc na spo­tka­nie z Ka­ro­li­ną. ―> Raczej: Nawet ubiór zga­dza się z tym, w którym wyszedł na spo­tka­nie z Ka­ro­li­ną.

 

La­wi­ru­je pod su­fi­tem miesz­ka­nia Ka­ro­li­ny. ―> A jakież to przeszkody były pod sufitem, że musiał lawirować?

Pewnie miało być: Lewituje pod su­fi­tem miesz­ka­nia Ka­ro­li­ny.

Za SJP PWN: lawirować 1. «poruszać się naprzód, zręcznie omijając przeszkody» 2. «postępować sprytnie w sytuacjach kłopotliwych»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Osobiście nie mam wątpliwości, że jakaś siła wyższa chciała wstrząsnąć bohaterem i dlatego umieściła go w tym dziwnym miejscu. Pomysł z lustrami interesujący, aczkolwiek trochę za dużo tych scenek z życia Igora przytoczyłeś. Mam pewne wątpliwości, czy ktoś, kto tak lekko podchodzi do życia, zrozumiałby lekcję. I myślę, że Igor nie zrozumiał, bo porzucenie Karoliny i poszukiwanie Olgi wydaje mi się nieco głupie. Tylko zrani obie kobiety. Tak więc nadal myśli o sobie.

Czytało się nieźle :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Niezła wizja rachunku sumienia. Fajny pomysł.

Zastanawiam, dlaczego akurat teraz dopadło Igora. Może to jakiś moment przełomowy. Bo w pierwszej chwili oczekiwałam, że już nie żyje, że dziewczyna w samoobronie go odepchnęła i walnął o coś głową, że po wyeliminowaniu wszystkich luster wyląduje przed jakimś boskim sądem.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka