- Opowiadanie: bruce - Czerwone oczy Gruszet

Czerwone oczy Gruszet

Zmieniany i – po przejściach, “falstartowany” i przeznaczony już na bok, do kopii roboczych. Na razie jest. Zapraszam do lektury. :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Czerwone oczy Gruszet

– No, to życzę nam wszystkim połamania rąk, nóg i kręgosłupów! – rzucił Rysio, po czym wyszczerzył ze zdenerwowania zęby, ocierając pot z czoła. Stali w galowych strojach na korytarzu przed aulą, z której dobiegały już dźwięki poloneza. Studniówka w Trzecim Liceum Ogólnokształcącym właśnie się rozpoczynała.

Wiedzieli, że prób było za mało, że nie przećwiczyli wszystkich figur wymyślonych przez ambitną wuefistkę, że na pewno pomylą się niejeden raz.

W dodatku Marcina potwornie uwierał krawat, zaś ciasna sukienka Kaśki nie dopięła się w szatni i zawstydzona dziewczyna przykrywała szalem odsłonięty bok z popsutym zamkiem. Magda znowu włożyła za wysokie szpilki, a Mariusz przeklinał w myślach zawiązywaną przed godziną muchę ojca – teraz wyglądał, jak bałwan, przecież wszyscy kumple mieli krawaty.

Pomyłek przy polonezie było sporo. Dyrekcja patrzyła nieco zażenowana na kopniaki i przydeptywania, zdarzające się przejętym przyszłym maturzystom co kilka minut. Rodzice spoglądali zachwyceni na swe pociechy, nauczyciele tradycyjnie komentowali szeptem fryzury oraz stroje, kamerzysta filmował.

Piękna jak zawsze Monika, tańcząc lekko u boku przewodniczącego szkoły, zerkała z wyższością na znienawidzoną historyczkę, która nie dość, że spóźniła się na tak ważną uroczystość, to jeszcze stała w drzwiach w zaśnieżonym płaszczu, spoglądając z oddali na stojące przy dyrekcji grono pedagogiczne.

***

Oczy uroczej czwartoklasistki przez moment rozbłysły charakterystycznym blaskiem, zwiastującym zazwyczaj same problemy. Jako nowa uczennica, uczęszczająca do Trzeciego Liceum zaledwie miesiąc, powszechnie lubiana oraz podziwiana za nieprzeciętną urodę, kulturę osobistą i zdolności, zdołała błyskawicznie zaskarbić sobie przychylność wszystkich, zarówno wśród nauczycieli, jak i kolegów i koleżanek z klasy. Tylko historyczka nie dawała się owinąć wokół palca. Prawdopodobnie podświadomie wyczuwała, że Monika jest inna. Wkrótce okazało się, że było tak istotnie. 

Przeklęte babsko, pomyślała uczennica, pochmurniejąc. Przypomniała sobie rozmowy, jakie po lekcjach toczyła z opiekunką pracowni historycznej. 

– Rozgryzłam cię – mawiała “wredna belfrzyca”, jak powszechnie ją nazywano. 

– Nie wiem, o czym pani mówi – – odpowiadała, robiąc niewinną minę i trzepocząc rzęsami.

– Miałam przed laty przyjaciółkę taką, jak i ty, która mnie skrzywdziła. Obiecałam sobie, że więcej na to nikomu nie pozwolę.

Akurat to ty ją skrzywdziłaś, odbijając narzeczonego, myślała wówczas dziewczyna, spoglądając nienawistnym wzrokiem na nauczycielkę. Ale to miło, że nadal pamiętasz moją mamusię. Szkoda tylko, że tyle musiała przez ciebie wycierpieć zanim zmarła, zabierając ze sobą dzięki rzuconej klątwie niewiernego chłopaka. 

– Popamiętasz, obiecuję! – powiedziała innym razem nauczycielka. – Pożałujesz złośliwości i czarów, jakimi próbujesz mnie zastraszyć. Ja wiem, że jesteś inna! Zorientowałam się przy pierwszym spotkaniu.

– Nie masz szans w starciu ze mną, zapamiętaj sobie! – mówiła groźnie i wypraszała ją z pracowni.

To się jeszcze okaże, proszę szanownej pani. To pani popamięta mnie oraz moją mamusię, płacąc za każdą jej łzę!, ta jadowita myśl sprawiła, że teraz roześmiała się głośno, gdy spoglądała na zawstydzoną nauczycielkę, stojącą niepewnie jako gość balu studniówkowego.

***

Wreszcie taniec dobiegał końca. Na środku auli pozostali samotni dwaj uczniowie czwartej B, którzy pomylili wcześniej figury, zostawili gdzieś za sobą partnerki i teraz we dwójkę przemierzali parkiet przy ostatnich taktach „chodzonego”, ku uciesze zgromadzonych. Lodowate spojrzenie dyrekcji na wuefistkę nie pozostawiało żadnych złudzeń: za kilka dni zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje wobec tak skandalicznego przygotowania młodzieży.

Tymczasem młodzi bawili się już świetnie przy dźwiękach pierwszych dyskotekowych utworów. Jedynie najładniejsza dziewczyna, szarooka Monika, przystanęła i spoglądała z zaciekawieniem na odległy stolik grona pedagogicznego.

– Kto to? – zapytała tańczącą obok przewodniczącą szkoły.

– O kogo pytasz? – Tamta nadstawiła ucha.

– Ten przystojniacha w niebieskim garniturze.

– Co mówisz?! – Starała się przekrzyczeć muzykę.

– Ten gość przy naszej historycy.

– A, tamten. To jej ślubny.

– Ale ciacho! – oceniła urzeczona Monika, charakterystycznie mrużąc oczy.

– Ej, Monia, zapomnij! – prychnęła szyderczo przewodnicząca. – Nie masz najmniejszych szans!

– Zakład? – odcięła się dziewczyna, lecz tamta tylko wzruszyła ramionami.

– Co jest? – zapytała Ania, zbliżając się do koleżanki. – Super, nie? Kto by pomyślał, że największa szkolna wredota, to paskudne babsko poderwie takiego modela!

Rzeczywiście, mąż nauczycielki historii robił niesamowite wrażenie. Świetnie zbudowany, postawny i przystojny, błękitnooki. Do tego ubrany w niebieski garnitur, wyróżniał się wśród czarnych strojów pozostałych gości i nieustannie przyciągał spojrzenia, szczególnie zawstydzonych dziewcząt.

Muzyka zmieniła się na spokojniejszą, część gości nadal siedziała przy stolikach, inni poderwali się do tańca, pozostali z niego zrezygnowali.

– Czy mogę prosić? – Monika z błyskiem w oku i prześlicznym uśmiechem podeszła śmiało do przystojnego mężczyzny.

Zaskoczony spojrzał na dziewczynę, uśmiechnął się, wstał, złożył szarmancki ukłon. Podał jej dłoń i poszedł na środek auli, po czym objął w talii i zaczął tańczyć. Młodzież cicho zachichotała. Kilka osób z klasy czwartej A zaprosiło wychowawczynię i, otaczając kółkiem, po kolei tańczyło z nią w środku. Historyczka udała, że poprawia coś przy prawym bucie, aby ukryć rozwścieczoną twarz. 

Światła auli pogasły. Pośród migoczących błysków kolorowych reflektorów nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na silnie splecione palcami dłonie Moniki i jej partnera, które następnie drążyły paznokciami we wnętrzach skórę, rozdrapując ją, przebijając, a potem zmieniając nieznacznie barwę.

Zabawa trwała w najlepsze. Dziewczęta prosiły do tańca swoich nauczycieli, chłopcy swe nauczycielki. Tu tańczyły grupki uczniów, tam znowu pary, pozostałe grono bawiło się w swojej części auli. Inni siedzieli nadal przy stolikach, przyglądając się tańczącym.

A najładniejsza dziewczyna w szkole tańczyła tego wieczora tylko z mężem historyczki. Nic dziwnego, że jej partner prawie nie jadł ani nie pił, wyraźnie nią zauroczony.

W oczach szalonej zalotnicy, mieniącej się na całym ciele rozmaitymi kolorami, pojawiły się czerwone błyski, niczym rozżarzone okruchy węgla.

– Kim jesteś? – zapytał zaskoczony mężczyzna.

– Twoim przeznaczeniem – wyszeptała namiętnie dziewczyna, przytulając się mocno i ustawiając twarz przy jego uchu.

– Ożeż, jakie ty masz oczy! – powiedział z niekłamanym zainteresowaniem.

– Tylko dla ciebie świecą tak, jak lubię najbardziej – Monika przytuliła zieleniejącą twarz i żar przeniknął do źrenic Pawła, wypełniając je czerwienią, widoczną w tym momencie tylko dla nich dwojga. – Odtąd należysz już do mnie!

– Kim jesteś? – wykrztusił znowu, mimowolnie poddając się dziwnemu uczuciu.

– Gruszetą – powiedziała mu czule, przytulając się. – Wyjdźmy stąd! – Wyprowadziła go szybko na korytarz. Poprzez szatnię opuścili budynek szkolny. Nikt ich odtąd nie wiedział. 

Żona znalazła go o piątej, śpiącego w kącie korytarza. Niczego nie pamiętał. 

 

***

 

Powrót nad ranem był trudny. Zatłoczone ciągami samochodów ulice uniemożliwiały swobodny przejazd, a zmęczenie po kilkugodzinnej zabawie dawało o sobie znać

Historyczka nie odezwała się ani słowem do kierującego męża, patrząc w przeciwną stronę i zaciskając wąskie wargi. Oczywiście słyszała szepty gości na widok zachowania nielubianej uczennicy oraz jej umizgów do rozentuzjazmowanego męża, któremu widać imponowało nienaturalne zainteresowanie osoby młodszej od jego córki. Najwidoczniej nie widział niczego złego w fakcie, że przez tyle godzin nie zwrócił najmniejszej uwagi na żonę, siedzącą samotnie przy stoliku.

Postanowiła ukarać go milczeniem i ignorowaniem.

Przez najbliższe dni nie wracali do tematu zabawy. Ostatnio niewiele ze sobą rozmawiali. Mąż bywał w domu rzadko, wracał tylko na noc, po czym zaszywał się w swoim pokoju, a rankiem pospiesznie wychodził. Od czasu studniówki nosił okulary z fotochromami, zakrywające znaczną część twarzy.

 

***

 

Minęło kilka dni. Historyczka rozpoczęła lekcję z klasą, do której uczęszczała Monika. Szarookiej piękności nie było. Podczas sprawdzania obecności ktoś zawołał z chichotem, że ona na razie do szkoły nie wróci, bo ma ważniejsze sprawy.

Historyczka potraktowała to jako żart i nie zatrzymała się dłużej przy tym temacie. W pokoju nauczycielskim na przerwie wszyscy byli podekscytowani. Patrzyli przy tym dość dziwnie na nauczycielkę historii. Pierwsza odważyła się odezwać matematyczka:

– Tereniu, znosisz to bardzo dzielnie – powiedziała z uznaniem, dotykając jej ramienia.

– Nie rozumiem. Co masz na myśli?

– No, odejście Pawła – odpowiedziała niepewnie koleżanka, a inni ucichli i wpatrywali się z zaciekawieniem w historyczkę.

Ta dalej przeglądała papiery, odpowiadając spokojnie:

– Naprawdę nie wiem, o czym mówisz, Małgosiu.

Spojrzała na koleżankę i innych nauczycieli. Podświadomie wyczuła dziwny niepokój. Jakby zawieszony w powietrzu, gęstniejący, gromadzący się w czterech ścianach przestronnej sali.

Nagle do pokoju weszła dyrektorka. Wszyscy błyskawicznie wrócili do swoich notatek i książek. Dwie panie pobiegły z filiżankami do sąsiedniego pokoiku, aby zaparzyć kawę i rozpoczęły półszeptem ożywioną dyskusję.

– Pani profesor – powiedziała dyrektorka ze śmiertelną powagą – proszę do mojego gabinetu.

Historyczka wstała. Przez myśl przemknęło jej, że za minutę ma rozpocząć lekcję z drugą C, chce oddać uczniom wczorajsze klasówki, nad którymi ślęczała pół minionej nocy. Poszła za szefową, która najwyraźniej nie zwracała uwagi na późną porę, zatrzymywała się po drodze, rozmawiała.

Wreszcie dotarły do pokoju dyrekcji. Tam czekała już zastępczyni.

– Proszę – Szefowa wskazała historyczce fotel przy ogromnym czarnym stole.

– Pani dyrektor, ja przepraszam, ale za moment mam lekcję… – słabym głosem próbowała jeszcze oponować Teresa, lecz wicedyrektorka przerwała jej i nakazała siadać.

– To potrwa tylko chwilę – powiedziała z nieszczerym uśmiechem.

– Czy chce pani nadal prowadzić lekcje w tej klasie, czy też może czuje się pani niezręcznie i mamy wprowadzić tam innego nauczyciela?

– Nie rozumiem – stwierdziła zdumiona historyczka. – W której klasie?

– Mówimy o klasie Moniki Nowakowskiej – powiedziała twardym tonem szefowa.

– W czwartej D? Czemu? Nie, dziękuję, chcę tam uczyć nadal.

– Czy pani sobie na pewno poradzi? – Podejrzliwie spojrzała w zaskoczone oczy.

– Dochodziły do nas sygnały o narastającym konflikcie… Obecne… hmm… okoliczności mogą go zaostrzyć… – bąknęła wicedyrektorka.

– Nic takiego nie będzie mieć miejsca, zapewniam! – odpowiedziała zdecydowanym tonem nauczycielka, wstając.

– Cóż, to pani decyzja, w takim razie to wszystko. – Pani dyrektor z powagą otworzyła drzwi gabinetu.

Teresa szybko wypadła na opustoszały już po dzwonku korytarz, pobiegła w stronę pokoju grona. Był zamknięty, gorączkowo szukała w torebce kluczy. Nagle rozległ się dźwięk jej telefonu. Kiedy ucichł, usłyszała sygnał nadesłanego SMS-a. Nie mogąc nadal znaleźć kluczy do pokoju, zdenerwowana spojrzała na telefon.

To za moje pały. I za krzywdę mojej mamusi, wredny babsztylu! – Przeczytała zdumiona.

Numer nieznany, podobnie jak dzwoniącego wcześniej telefonu.

To jakaś pomyłka, pomyślała, lecz zaraz oprzytomniała, czując lodowaty chłód na plecach.

Pały? Zaraz…, myślami szukała w pamięci jakichś wskazówek. Tylko Monika mogła to napisać. Ona jedna jest u mnie zagrożona. Bez poprawienia wszystkich jedynek nie zostanie dopuszczona do matury i wyrzucą ją ze szkoły. To jedyna szansa, aby się jej skutecznie pozbyć. Odkryłam jej tajemnicę, za co starała się mnie zniszczyć.

Popatrzyła ponownie na telefon. Napisała w SMS-ie coś o matce…, myślała zdenerwowana. Tylko raz w życiu, przed laty, spotkałam taką postać Gruszety, lecz ona nie żyje. Czyżby Monika była jej córką?, kołatało jej się po głowie, kiedy gorączkowo otwierała znalezionymi nareszcie kluczami drzwi pokoju nauczycielskiego.

Zebrała szybko ze stolika potrzebne materiały oraz klasówki i pobiegła spóźniona na lekcję.

***

Wróciła do domu, skonana, późnym wieczorem. Po ośmiu lekcjach, czterech dyżurach, późniejszym dwugodzinnym czekaniu na konferencję i po wieczornym zebraniu z rodzicami, miała ochotę jedynie na ciepłą kąpiel i szybki sen.

Tymczasem na stoliku w pokoju znalazła kartkę z kilkoma słowami od Pawła. Postanowiła do niego zadzwonić.

– Tak, dobrze zrozumiałaś. Wyprowadzam się – powiedział chłodno. – Planujemy z Monią wyjazd za granicę, ale ślub odbyłby się jeszcze w Polsce. Papiery mam już przygotowane przez prawnika, podpisz je i sprawa zakończona. Dom możesz zatrzymać.

Przerwała połączenie bez słowa. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Mąż nigdy jej nie zdradził, choć kryzys w związku przechodzili kilkakrotnie. Przekonanie, że nie byłby zdolny do takiego kroku, nieco ja uspokoiło. 

Spojrzała znów na telefon. W międzyczasie nadszedł SMS, od tego samego nadawcy, co poprzednio.

Brzmiał:

Rozgryzłaś mnie, ale to ja jestem silniejsza! Mamusia ci ufała i to był błąd! Jak mawiają, zemsta jest słodka. Masz za swoje, stara jędzo!

– Mamo, co się dzieje? – Telefon Marty wyrwał ją z odrętwienia, w jakie wpadła po odczytaniu SMS-a. – Tata dzwonił, że chce się pożegnać, bo wyjeżdża za granicę na stałe. Chyba padła mu komórka. Wysłał mi dziwne selfie, na którym ściska się z jakąś czarnowłosą małolatą i oboje mają nienaturalny wygląd twarzy. Mamo?… Mamo, jesteś tam?!

Teresa nie słuchała już dalej. Osunęła się na podłogę.

Koniec

Komentarze

No i zło zwyciężyło!

Trochę mało magiczne, raczej obyczajowe ale nie będę grymasić. 

Czyta się dobrze.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj, Ambush, ale mnie zaskoczyłaś. Już komentarz? I to taki miły. Wielkie dzięki. ;)

(jak mi się podoba ten awatar, ubóstwiam “Co ludzie powiedzą?”. :) )

Pecunia non olet

Ale bruce, termin publikacji opowiadań konkursowych zaczyna się 26 kwietnia dopiero. Zatem jestem zmuszona prosić Cię o cofnięcie tekstu do kopii roboczych i wrzucenie odpowiedniego dnia. 26 kwietnia powitamy tekst z otwartymi ramionami :)

deviantart.com/sil-vah

Oj, znowu falstart. Dziękuję, Silvo, za życzliwość, ale staram się być uczciwa, mea culpa, nie doczytałam terminarza, przepraszam najmocniej, opowiadanie pozostawiam, lecz usuwam zgłoszenie na konkurs, rezygnując z uczestnictwa. Będę kibicowała Innym Uczestnikom. :)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Rozumiem, bruce. :) Dla uczciwości wstrzymam się z lekturą i komentarzem do końca konkursu, aby nic nie sugerować innym konkursowiczom.

deviantart.com/sil-vah

heart Dziękuję i raz jeszcze przepraszam. :)

Festina lente – dla mnie motto nadal nierealne w praktyce. laugh

Pecunia non olet

Cześć, bruce,

przy­zna­ję, że lubię twój styl. Nie za­wsze pod­cho­dzi mi samo opo­wia­da­nie (dla­te­go nie każde do­czy­tu­ję), ale styl ma w sobie to coś. Taką pro­sto­tę i cie­ka­we od­da­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści, co oczy­wi­ście ide­al­nie spraw­dza się w oby­cza­jów­kach, do któ­rych ewi­dent­nie cię cią­gnie ;) Niby ich nie czy­tam, ale w ma­łych daw­kach witam je z otwar­ty­mi ra­mio­na­mi i do­star­cza­ją mi emo­cji.

Samo opo­wia­da­nie nie jest po­ry­wa­ją­ce ani ory­gi­nal­ne, ale jakoś mnie trzy­ma­ło i uzna­ję je za udane. Niby zło zwy­cię­ży­ło, ale bałam się, że Mo­ni­ka, jako demon/po­twór, wy­wi­nie coś gor­sze­go (tj. bru­tal­ne­go i krwa­we­go). Może przy­da­ło­by się w takim razie roz­wi­nąć bar­dziej zwią­zek Te­re­sy i Pawła, żeby od­czuć tę stra­tę.

Mło­dzież nie­zbyt mówi po mło­dzie­żo­we­mu, ale nie jest po­da­ny czas akcji, więc okej.

 

Po ośmiu lek­cjach, czte­rech dy­żu­rach, póź­niej­szym dwu­go­dzin­nym cze­ka­niu na kon­fe­ren­cję i po wie­czor­nym ze­bra­niu z ro­dzi­ca­mi miała ocho­tę je­dy­nie na cie­płą ką­piel i szyb­ki sen.

Hm, chyba tro­chę prze­sa­dzi­łaś. Ile tych go­dzin wy­szło?

 

Magda znowu wło­ży­ła za wy­so­kie szpil­ki[+,] za­po­mi­na­jąc, że prze­cież na pod­ło­dze auli są licz­ne wy­szczer­bie­nia

 

Po­wo­dze­nia w dal­szym pi­sa­niu! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Witaj, LanaVallen, jest mi przemiło czytać taki komentarz, serdecznie Ci dziękuję. :)

 

Co do krwawych scen, akurat zamieściłam niedawno do bety opowiadanie, gdzie trup ściele się gęsto, i tu z kolei chyba przesadziłam w drugą stronę. Muszę znaleźć złoty środek, to na pewno. :)

Rzeczywiście, obyczajówki z życia wzięte siedzą mi dość mocno w głowie i czasem nakazują pisać o sobie. :)

Ilość godzin także na podstawie własnych doświadczeń. Jestem klasycznym przykładem nauczyciela, który w taki sposób trwonił sporo godzin ze swego życia, bo zwykle zebrania z rodzicami i poprzedzające je konferencje wypadały akurat wtedy, kiedy miałam najwięcej lekcji. Lekcji osiem to do 14:15 (w przypadku zerówki) lub do 15:05 (w trybie normalnym). Dyżury na przerwach zdarzały się i w ilościach cztery-pięć na dzień. Potem dwie godziny czekania (skoro dojazd do domu zajmuje ponad godzinę w jedną stronę, lepiej czekać w szkole), konferencja od 17:00 do 18:00 i zebranie od 19:00 do późnego wieczora (20:00/21:00). Wracało się do domu, kiedy Dzieci niestety już spały. 

 

Pozdrawiam i serdecznie dziękuję. :)

Pecunia non olet

Trochę na łatwiznę poszłaś. Wątek fantastyczny jest tu wciśnięty na siłę. Jeśli weźmiesz małolacie czerwone oczy i zielonkawą skórę, nic się w historii nie zmieni. I jak to możliwe, że nikt nie zauważył inności dziewczyny? W liceum!

Gdyby małolata była jakąś diablicą, demonem i nauczycielce od początku wydawała się dziwna. Gdyby w szkole wcześniej zdarzały się jakieś straszne rzeczy i jedynie nauczycielka kojarzyła je z tą konkretną uczennicą. Gdyby od początku był między nimi mocny konflikt. Wiem, że jest, ale wspominasz o nim późno, jakby dopiero w trakcie pisania przyszedł Ci do głowy. Gdyby dziewczyna odbierała nauczycielce stale coś… Ale tutaj jest po prostu historia obyczajowa.

Czytało się dobrze, ale mam wrażenie niewykorzystanych możliwości.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Irka_Luz, to prawda, nieco próbowałam tu pokoloryzować fantastycznie obyczajową opowieść. 

Dzięki za wskazówki, pomyślę nad zmianami. :)

Pozdrawiam. :

Pecunia non olet

bruce,

 

opowiadanie przeczytałam jednym tchem. Lekko napisane i zaciekawiło mnie.

 

Mam tylko jedną uwagę:

 

“A najładniejsza dziewczyna z całej szkoły, znana pożeraczka chłopięcych serc, zmieniająca od lat swe sympatie (…)”

 

Myślę, że ja tak bym zapisała, ale zrobisz, jak uważasz.

 

“A najładniejsza dziewczyna ze szkoły, znana pożeraczka chłopięcych serc, zmieniająca od lat swoje sympatie (…)”

 

 

 

Pozdrawiam – Goch:)

 

 

 

 

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

GOCHAW, hejka, dobrze, zaraz zmieniam, wielkie dzięki i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

No, jak dla mnie – za mało fantastyki. Gdyby chociaż po zachowaniu dziewczyny było widać, że to demonica… Bo zmienny kolor skóry można zwalić na oświetlenie dyskotekowe.

Monika chodziła do szkoły od miesiąca, ale już wszyscy wiedzieli, że często zmienia chłopaków? To co, codziennie jeden? ;-)

Pewnie Ty wiesz lepiej, ale po miesiącu w szkole nauczycielka może wystawić jedynkę na koniec roku i już jest po ptakach?

Tylko historyczką nie dawała się okręcić wokół palca.

Literówka.

Babska logika rządzi!

Ponieważ opowiadanie zaczyna się od studniówki i zwrócenia uwagi czytelnika na Monikę – dziewczynę „inną”, miałam nadzieję, że dalsze wypadki odkryją jakieś szczególne „moce” uczennicy, która może okaże się kimś na miarę Carrie… Niestety, nie okazała się nikim takim, a horror przeżyła tylko nauczycielka, której mąż pozwolił się uwieść Monice.

I ja ubolewam, że fantastyka pojawiła się w śladowej zaledwie ilości.

 

rzu­cił Rysiu, szcze­rząc ze zde­ner­wo­wa­nia zęby… ―> …rzu­cił Rysio, szcze­rząc ze zde­ner­wo­wa­nia zęby

Dlaczego imię chłopca jest w wołaczu, a nie w mianowniku?

 

z jego wła­snej Stud­niów­ki… ―> Dlaczego wielka litera?

 

zda­rza­ją­ce się prze­ję­tym ma­tu­rzy­stom… ―> …zda­rza­ją­ce się prze­ję­tym przyszłym ma­tu­rzy­stom

Za SJP PWN: maturzysta «osoba, która zdaje lub niedawno zdała maturę»

 

ka­me­rzy­sta na­gry­wał. ―> …ka­me­rzy­sta filmował.

 

Tylko hi­sto­rycz­ką nie da­wa­ła się okrę­cić wokół palca. ―> Tylko hi­sto­rycz­ka nie da­wa­ła się owinąć wokół palca.

Powiedzenie owinąć kogoś wokół palca jest związkiem frazeologicznym, czyli formą ustabilizowaną, utrwaloną zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

 

Ożesz, jakie ty masz oczy! ―> Ożeż, jakie ty masz oczy!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Finkla.

Dzięki za komentarz i odwiedziny.

Muszę istotnie dodać tu nieco szczegółów. 

W moim zamierzeniu Monika przeniosła się z innej szkoły (może i tam komuś z grona zaszkodziła?) miesiąc przed maturą i zdołała wszystkich zaczarować swoją odmiennością z wyjątkiem podejrzliwej i ogólnie nielubianej z uwagi na surowe ocenianie historyczki. Miesiąc przed maturą to kluczowy okres przy wystawianiu ocen z licznych sprawdzianów powtórkowych. Osoba, przenosząca się z innej szkoły, z reguły musi sporo nadrobić, aby zaliczyć cały bieżący rok szkolny i równocześnie całe cztery lata nauki (wszak otrzymuje oceną całościową, a nauczyciel wcale jej nie zna)a – ile i czego, to już zależy od indywidualnych wymagań każdego nauczyciela. Zakładam, że historyczka uwzięła się na Monikę. 

Przechwałki co do częstych zmian chłopaków i podbijania ich serc dotyczyły zarówno tej szkoły, jak poprzednich. 

Oczywiście, nad zmianami jeszcze pomyśle, serdeczne dzięki! :)

Pozdrawiam. :)

 

Witaj, Regulatorzy

Dziękuję serdecznie za wizytę oraz uwagi. Zaraz wszystkie sprawy techniczne poprawię.

Co do imienia, nie mam pojęcia, ale rzeczywiście przez całe cztery lata (i później) tak mówiliśmy o naszym klasowym koledze – w takiej formie zawsze podając jego imię.

Ja wiem… Postaram się jeszcze, o ile tylko stan zdrowia mi na to pozwoli, nieco rozpisać wątek fantastyczny. Na razie dopisałam jedynie trochę, aby podkreślić, że miała to być forma zemsty wobec jedynej osoby, mającej wobec Moniki negatywne nastawienie.

 

Prawdopodobnie zmienię też gatunek opowiadania. :)

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Miesiąc przed maturą to kluczowy okres przy wystawianiu ocen z licznych sprawdzianów powtórkowych.

Tak, ale studniówka jest ponad trzy miesiące przed maturą. Chodziło mi o to, że raptem minął miesiąc, mamy bodajże luty i już wiadomo, że dziewczyna będzie miała poprawkę. Nic się wtedy nie da zmienić?

Babska logika rządzi!

Finkla:

 

Tak, ale studniówka jest ponad trzy miesiące przed maturą. Chodziło mi o to, że raptem minął miesiąc, mamy bodajże luty i już wiadomo, że dziewczyna będzie miała poprawkę. Nic się wtedy nie da zmienić?

 

Witaj.

Dobrze, rozumiem, dzięki za rady, już zmieniam, pozdrawiam. ;)

PS Zmieniłam na pały. Pały to w końcu nie jest poprawka. :)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Bruce, we wczoraj przeczytanym opowiadaniu dostrzegłam motyw zemsty na nauczycielce. Jest zaznaczony całkiem jasno. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób dziewczyna mściłaby się na historyczce, gdyby ta miała męża, delikatnie mówiąc, zgoła nieatrakcyjnego… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rzeczywiście, Regulatorzy, to ważna kwestia. 

Pomyślę nad tym. 

Jak wspomniałam, na razie nie bardzo mam możliwości. :)

Przesunę dziś jeszcze tekst do kopii roboczych, niech poczeka spokojnie na moją lepszą kondycję. :)

Pozdrawiam i dziękuję z uwagi. :)

Pecunia non olet

Nie ma co przesuwać – po ponownej publikacji ukaże się z pierwotną datą.

Babska logika rządzi!

To jest wyjście, Bruce, a i praca zapewne będzie spokojniejsza.

Życzę Ci, aby dobre samopoczucie jak najszybciej stało się Twoim udziałem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finkla:

 

Nie ma co przesuwać – po ponownej publikacji ukaże się z pierwotną datą.

Wybacz, Finklo, ale nie bardzo kojarzę fakty… 

Chcę usunąć, aby na razie nie zabierać Wam niepotrzebnie tym uwagi.

 

Pozdrawiam. :)

 

Dziękuję bardzo, Regulatorzy. :)

Pecunia non olet

Jeśli będziesz usuwać teksty, które nie spodobają się wszystkim, to nic nie opublikujesz. Ktoś zagłosował na bibliotekę, więc nie jest źle.

Babska logika rządzi!

Finkla:

Jeśli będziesz usuwać teksty, które nie spodobają się wszystkim, to nic nie opublikujesz. Ktoś zagłosował na bibliotekę, więc nie jest źle.

Powiem szczerze, że jestem tak zdumiona… , że nawet nie wiem, co napisać. surprise

Wpadam, aby nie zbywać komentarzy Betujących, bo bym sobie wybaczyć nie mogła.

Widzę gwiazdkę, to zaglądam. 

Właśnie miałam zamiar odłożyć do kopii roboczych, jak wspomniałam wcześniej. blush Pojęcia nie miałam, że jest zgłoszenie. Dziękuję stukrotnie Zgłaszającej Osobie. heartkiss

Jednakże muszę wprowadzić po Waszych uwagach tak wiele zmian, że to nie będzie już ten sam tekst, w sumie to on już dawno nie jest taki sam… 

Nic, na razie zatem zostawiam jako tekst i korekty wprowadzę stopniowo. Przepraszam za opóźnienia. :roza: 

 

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

W ramach wstępu – po to mam kolce, żeby nimi kłuć. Ale wśród moich kolców pasą się gąsienice pięknych motyli heart

 rzucił Rysio, szczerząc ze zdenerwowania zęby

A czy Rysio mógł mówić, szczerząc zęby?

 wszystkich figur, wymyślanych

Tu nie dałabym przecinka, a dałabym za to aspekt dokonany.

 w ciągu ostatnich dni

Hmm.

 przecież na podłodze auli są liczne wyszczerbienia

Hmmmmmmm.

 nakaz ojca o konieczności zawiązania muchy z jego własnej studniówki

Niezgrabne to. Ojciec nie nakazał konieczności. Trudno to poprawić, nie zmieniając sensu… może: przeklinał muchę ze studniówki ojca, do której zawiązania został zmuszony? Nie, ciągle nieładne…

 teraz wyglądał, jak bałwan, gdyż wszyscy kumple mieli krawaty

To nie jest wtrącenie. Co by wyszło, gdybyś je wycięła? "Gdyż" to okropne, pretensjonalne słowo, nie pasuje do licealistów. Reasumując: teraz wyglądał jak bałwan, przecież wszyscy kumple mieli krawaty.

 Oczywiście spodziewanych przy tańczonym polonezie pomyłek było sporo

Oj, trzeba się powyginać przy tym zdaniu. Całym. Przeczytaj je na głos? Może warto je trochę podzielić?

 ośnieżonym płaszczu

Zaśnieżonym.

 Oczy uroczej czwartoklasistki przez moment rozbłysły charakterystycznym, czerwonym blaskiem

Hmmm. Narracja jest trzecioosobowa, a narrator wszechwiedzący, to jasne. Ale po co w takim razie ten czerwony blask? Nie musisz go pokazywać z zewnątrz, bo narrator i tak nam o nim powie. Ponadto: "charakterystycznym, czerwonym blaskiem" to nie potrzebuje przecinka, bo "charakterystyczny" określa całość, "czerwony blask". Przecinek byłby potrzebny, gdyby "charakterystyczny" i "czerwony" były równorzędnymi określeniami blasku.

 powszechnie lubiana oraz podziwiana za nieprzeciętną urodę, kulturę osobistą i zdolności

Oho. Mary Sue.

 którzy z nieznanych powodów pomylili wcześniej figury, zostawili gdzieś za sobą partnerki

A pomyłka musi mieć powód? Skróciłabym: którzy pomylili wcześniej figury, zostawili gdzieś partnerki.

 ku uciesze rozbawionych zgromadzonych

Skoro się cieszą, to są rozbawieni, więc wycięłabym to słowo. Zwraca na siebie uwagę.

 Tymczasem sami tancerze, czując nareszcie niewymowną ulgę, bawili się już świetnie

Hmmmmmmmmm. Sens jasny, ale nie parsuje się najlepiej.

 przy dźwiękach pierwszych dyskotekowych utworów, płynących z płyt

Mylący szyk, i "płynących z płyt" źle brzmi.

 – O kogo pytasz? – tamta nadstawiła ucha.

"Tamta" dużą literą, patrz poradnik: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 – Co mówisz?! – tamta starała się przekrzyczeć muzykę.

Drugi raz ten sam zaimek, i to taki mało przejrzysty. Zmieniłabym.

 – Ale ciacho! – stwierdziła urzeczona Monika

W zasadzie (wybacz zboczenie zawodowe) Monika nie tyle stwierdza, co ocenia. Oczywiście nikomu nie bronię być realistą aksjologicznym ;)

 zbliżając się do koleżanki, wpatrzonej w mężczyznę

Hmmm.

 Młodzież podczas tańca komentowała partnerów swoich nauczycieli.

Właśnie to pokazałaś. Zrozumieliśmy.

 ubrany w niebieski garnitur, jedyny kolorowy strój, wyróżniał się wśród czarnych ubiorów

Tu się potknęłam. Zdanie nie wymaga głębokiej przeróbki – wystarczy się pozbyć wtrącenia "jedyny kolorowy strój", bo skoro niebieski wyróżniał się wśród czarnych, to wiadomo, że innych niebieskich tam nie ma. Warto też zamienić "ubiory", może na stroje właśnie, żeby uniknąć powtórzenia.

 Zaskoczony Paweł spojrzał na dziewczynę

Niby narrator wszechwiedzący, ale przed chwilą Paweł był mężem nauczycielki, a teraz nagle jest Pawłem. Jak to wyjaśnić… po prostu ukazujesz go z zupełnie innej strony, i zmieniasz tę stronę nagle, to dezorientuje.

 uśmiechnął się, wstał, szarmancko ukłonił

Kurczę, i chciałabym dodać "się" i wiem, że nie powinnam. Może: złożył szarmancki ukłon?

 Kilka osób z klasy czwartej A zaprosiło wychowawczynię uczącą biologii i, otaczając ją kółkiem, po kolei tańczyli z nią w środku.

Jeśli osób, to tańczyło (związek zgody). Informacja, że wychowawczyni uczy biologii jest trochę kolanem wciśnięta – jeśli jej potrzebujesz, to może da się wstawić gdzie indziej?

 DJ zaczął uatrakcyjniać studniówkę kolorowymi reflektorami

Hmmmmmmmmmmmmm. Mało to obrazowe, szczerze mówiąc.

silnie splecione palcami dłonie

Mocno splecione. Tutaj musi być "mocno".

 które przez pewien czas drążyły paznokciami we wnętrzach skórę

Spróbowałam paru konfiguracji, ale nadal nie mogę sobie wyobrazić dłoni naraz splecionych, co wygląda tak:

 i drapiących się nawzajem po wnętrzach.

 zmieniając nieznacznie barwy ciał obojga

…?

 z czasem każdy zapraszał każdego

https://sjp.pwn.pl/szukaj/z%20czasem.html

 studniówce szkolnej

Są inne?

inne osoby siedziały nadal przy stolikach

Inni siedzieli przy stolikach. Pchanie "osób" (to termin techniczny!) do każdego zdania pachnie telewizją (i jest jednym z wielu powodów, dla których pewnego dnia zacznę podkładać bomby).

 przyglądając się bawiącym

Lepiej: tańczącym. Tak, to też powtórzenie. Ale lepiej brzmi i nie wymaga "się".

 najładniejsza dziewczyna ze szkoły

Najładniejsza dziewczyna w szkole.

 zmieniająca od lat swe sympatie, jak przysłowiowe rękawiczki

Szyk, zaimek zmienia sens: od lat zmieniająca sympatie jak przysłowiowe rękawiczki.

 (o czym tak ochoczo opowiadała koleżankom w nowej szkole na każdej przerwie)

Dobrze, przyjmuję to jako dowód jej umiejętności hipnotycznych i prawdopodobnego wampiryzmu, bo kto by taką lubił z własnej woli?

 Piękna suknia z czerwonej koronki została mocno obsunięta w okolicach ramion

Sugerujesz, że nie tylko celowo, ale wręcz ostentacyjnie. Tak ma być?

 ku sporemu zaskoczeniu purytańskiej dyrekcji

Bo szkoła oczywiście służy stręczycielstwu. Złośliwości na bok. Tutaj wyraźnie stajesz (jako narrator) po stronie młodzieży, to jest pokazujesz świat jej oczami. Tak ma być?

 która bez żadnego zażenowania, przy wszystkich

To chyba jednak wtrącenie: która, bez żadnego zażenowania, przy wszystkich.

 niczym żarzące okruchy węgla

Rozżarzone zabrzmi lepiej. Aha, czyli z tymi kolorami, to jej moce, tak?

 Mężczyzna spojrzał w nie głębiej.

Trzeba szukać referencji dla tego zaimka.

 – Ożeż, jakie ty masz oczy! – zawołał głośno z przestrachem, ale i niekłamanym zainteresowaniem, lecz nikt go nie słyszał podczas głośnej zabawy.

Przed chwilą budowałaś nastrój erotycznie podbarwionej grozy. Po co go przecinasz? Paweł się przestraszył? Coś jest w tym zdaniu nie tak niezależnie od tego, ale jak je naprawić?

 Tylko dla ciebie świecą one tak

"One" zbędne.

 nienaturalnie barwnymi odcieniami

Odcień to aspekt barwy.

 niezauważalnymi przez innych

Dla innych. No, dobra, ale dlaczego? Inwazję sukkubów rozumiem, ale…

 zatłoczone ulice uniemożliwiały swobodny przejazd

Wiemy. Opisz te ulice.

 celowo patrząc w przeciwną stronę

A mogła patrzeć bezcelowo?

Oczywiście zauważyła zachowanie nielubianej i podejrzanej od momentu poznania nowej uczennicy

Nienaturalne to.

 wysiadła, otwarła drzwi, po czym poszła do sypialni przebrać się i położyć

Hmm.

 lecz miała wrażenie, że to tylko sen, zatem zasnęła ponownie

Mało naturalne. "Zatem"?

 rzekomo siedział do późna w pracy

Sugerujesz, że ona w to nie tyle nie dowierza, co agresywnie i z urazą nie wierzy. Tak ma być?

 nie jedząc ani nie pijąc nawet kawy

Szyk trochę nieporządny.

 Kobieta zauważyła, że zakładał teraz nowe okulary z fotochromami, zakrywające znaczną część twarzy.

Consecutio temporum. Zakłada nowe okulary. Ale zaraz, zaraz, to ile czasu minęło od studniówki? Nie zaznaczyłaś nawet światłem, że już jest tydzień, miesiąc, rok po? Zdanie jest w ogóle trochę nienaturalne.

Na początku lekcji z klasą, do której uczęszczała Monika, do uszu historyczki dobiegły dziwne śmiechy.

Hmmmm.

 niepoważny żart

A są żarty poważne?

 Jednakże w pokoju nauczycielskim na przerwie wszyscy byli podekscytowani.

Szyk nieporządny, "jednakże" za wysokie w tonie i nie do końca pasuje sensem – ono wprowadza wyraźne przeciwstawienie, a co przeciwstawiasz?

 Spoglądali przy tym dość dziwnie

Nie mogli patrzeć?

dotykając po przyjacielsku jej ramienia

Hmmm.

 , mówiąc jednocześnie ze spokojem:

Możesz wyciąć.

 Spojrzała teraz na koleżankę i innych nauczycieli, wyczuwając dziwny niepokój, jakby zawieszony w powietrzu, gęstniejący, gromadzący się w czterech ścianach przestronnej sali.

Hmmmmmmm.

 weszła dyrekcja

Gremialnie?

 pobliskiego pokoiku

Aliteratywne. I – w pokoiku parzą kawę? Nie w kuchence?

 śmiertelnie poważnym głosem

A gdyby powiedziała to ze śmiertelną powagą?

 Historyczka spojrzała zdumiona, wstała

Hmm.

 je jeszcze wyjąć z teczki. Poszła pospiesznie

Aliteracje.

 rozmawiała z napotykanymi nauczycielami

Bo nie ma ważnej, niecierpiącej zwłoki sprawy? Oj, chyba jednak ma. Rozumiem, że chciałaś podręczyć historyczkę nerwowo, ale my już wiemy, co się stało. Ona w zasadzie też, tylko tego nie przyjmuje do wiadomości.

 – Proszę – szefowa wskazała historyczce

Didascalium, patrz poradnik.

 ogromnym, czarnym stole

Bez przecinka, patrz wyżej.

powiedziała z niepewnym uśmiechem

Ale czego dyrektorka miałaby być niepewna?

 powiedziała z trudem szefowa

Czemu z trudem? I skoro miała tylko to jedno pytanie, nie mogła go zadać w pokoju nauczycielskim, zamiast robić dramy?

 powiedziała z powagą

Aliteracja.

 Teresa szybko wpadła

Wypadła. Wypadła z pokoju na zewnątrz, czyli na korytarz.

 pobiegła w stronę pokoju grona, był niestety zamknięty, gorączkowo szukała w torebce kluczy

Autorko, głęboki wdech. Owszem, to może być pospieszny, nerwowy moment (choć historyczka wychodzi na nieliczącą się z rzeczywistością), ale bez przesady.

 – Kurczę, nie zdążyłam go wyłączyć, a przecież już po dzwonku! – powiedziała do siebie cicho.

Postaw się w tej sytuacji. Coś Cię zaskakuje – jak reagujesz? Cicho i grzecznie, żeby nie zwracać uwagi? Czy właśnie całkiem głośno?

lecz za moment historyczka usłyszała

Skok tonu.

 Pały? Zaraz… – szukała w pamięci jakichś wskazówek.

Didascalium.

 Tylko Monika miała u mnie mnóstwo jedynek. Bez ich poprawienia nie zostanie dopuszczona do matury

I nie mogłaś tego wcześniej pokazać? Zaczęłaś od samego aktu zemsty, nie pokazując, ani nawet nie wyjaśniając, za co ta zemsta. Więc oczywiście czytelnik tego nie rozumie.

 Wróciła do domu skonana późnym wieczorem.

Wróciła do domu, skonana, późnym wieczorem.

 niczego nie pojęła po jej przeczytaniu

Nie brzmi to dobrze. I – mam tu poważny kłopot z wiarygodnością psychologiczną, ale może zaczekamy z tym na koniec.

 powiedział chłodnym tonem

Lepiej: powiedział chłodno.

 Chciałbym, abyś pozwoliła mi szybko to załatwić.

Mało naturalne, spróbuj to powiedzieć na głos.

oboje mają wyjątkowo czerwone, świecące oczy oraz zielone twarze

Nienaturalne. "Wyjątkowo"? "Oraz"?

 

 

Ojojoj. Będzie bolało, będzie trzepanie, będzie kurz. Pamiętaj o motylach.

 

Niewątpliwie zwyciężyło tu zło. Ale czy mogło być inaczej? Czy jedyna trzeźwa w całej szkole miała w ogóle szansę przeważyć wpływ sukkuba?

Nie miała.

I to jest część najpoważniejszego zarzutu, który mam do Twojego tekstu. Zło wygrywa, bo nie ma wcale gry. Wystarczy mu kiwnąć palcem i dostaje, co chce. Bo zobacz: oto uczennica – sukkub omotuje męża nauczycielki w zemście za niedopuszczenie do matury. Jest to sensowna fabuła. Ale streszczona. Streszczona jednym zdaniem. Na jego podstawie można stworzyć rozmaite opowiadania. Jakie Ty stworzyłaś?

W pierwszej scenie zaczyna się od kolegów z klasy Moniki, którzy w zasadzie nie mają tu znaczenia, ale mogliby stanowić ciekawe tło. Pojawiają się główne bohaterki – jedna z nich właściwie nic nie robi, druga nie robi nic zupełnie. Konflikt między nimi tylko mimochodem wspominasz, więc nie wiem, czy nauczycielka nie lubi Moniki z uzasadnionych powodów, czy to uczennica nie lubi Teresy, która ma rację i co się dzieje.

Połowę tekstu poświęcasz na tłumaczenie czytelnikowi, że Paweł zwiał z nieletnią (albo ledwo letnią, dobra), a do Teresy to nie dociera. Jakby jej to wcale nie obeszło, jakby tego nie usłyszała. I jej kolegów też właściwie nie – nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jaki wybuchłby skandal, a Ty przebiegasz nad nim niby biedroneczka po liściu. Całość jest mocno zdawkowa, a postacie z papieru – sukkub mógłby być nie do pokonania, pewnie, ale Teresa wcale nie próbuje. Nie walczy. Nie wypada jej na studniówce? To czemu nie podyskutuje z mężem w domu? Ile właściwie czasu minęło od balu do jego ucieczki? Czy ona w ogóle rozmawiała z Moniką o jej ocenach? Próbowała jej pomóc? Miała z nią jakieś starcia w klasie? Czy Monice zależy na ocenach? Czy Monika jest rozpieszczonym bachorem, który wszystko zawsze dostawał na tacy dzięki swoim mocom i po raz pierwszy spotyka się z oporem? Czemu to właśnie Teresa jest niewrażliwa na jej urok? Czemu nikt inny nie jest odporny? Nie pokazujesz mi relacji bohaterek, ani relacji żadnej z nich z Pawłem, ani prawie w ogóle żadnych powiązań w tym świecie. Czy Monika jest jedynym sukkubem? Czy istnieją inne? Czy są jacyś łowcy, wiedźmy, egzorcyści, do których można się zwrócić? Podręczniki?

 

Pomysł, powtarzam, był dobry. Tylko nie pozwoliłaś mu wypuścić liści. Jak ja bym go opracowała? Po pierwsze, jak widać z akapitu wyżej, to jest pomysł nie na coś refleksyjnego, ale na akcję, przygodówkę, urban fantasy z psychologicznym zacięciem. Pomysł rodzący pytania, nie tyle filozoficzne (choć i takie się narzucają), ile co do świata przedstawionego. I te pytania bym sobie na kartce wypisała, a potem zaczęła na nie odpowiadać. Rzuciłabym kłody pod nogi i Monice, i Teresie (kłody jednej – to kładki dla drugiej!). A całą historię zaczęłabym nie od balu, ale od ich pierwszej lekcji razem. Pokazałabym nieprzyjemne zaskoczenie Moniki, która nagle nie może sobie kogoś owinąć wokół palca. I eskalowałabym konflikt, oddając głos po równo obu stronom, aż do studniówki i bomby w finale.

Ale to ja.

Psychologicznie postacie są całkiem płaskie. Jeszcze Monika, która ma jedną, prostą linię postępowania – najmniej. Ale pozostali? Jesteś nauczycielką. Spotykasz ludzi na co dzień. Sięgnij do swoich obserwacji, a potem ekstrapoluj. W razie potrzeby – pytaj. Jak się zachowują Twoi koledzy, kiedy kogoś spotka nieszczęście? Jak by się zachowała dyrektorka, gdyby mąż nauczycielki uciekł z uczennicą? Nie wydaje mi się, żeby przeszła nad tym do porządku, ot tak. W szkole nie huczy od plotek? W ogóle – mało ludzi w tym tekście. Postacie zjawiają się tylko na chwilę, kiedy są potrzebne, i znikają bez śladu.

Język nie jest taki stuprocentowo początkujący, ale jednak dość nieporadny. Nie wiem, co bym jeszcze mogła dodać.

Ale czekam na Buffy.

 

 

 Irka_Luz, to prawda, nieco próbowałam tu pokoloryzować fantastycznie obyczajową opowieść.

A to, zasadniczo, błąd. Bo fantastyka daje Ci o wiele więcej możliwości opowiadania o rzeczach ważnych (i mniej ważnych), niż prosta obyczajówka, i w tym także leży jej wartość! Jasne, bywa, że ta wartość obróci się przeciwko autorowi. Ale, trzymając się metafory kolorów, zamiast coś namalować, podkolorowałaś ołówkowy szkic. Jedną kredką. I właśnie – co chciałaś namalować? O czym opowiedzieć?

 Bo zmienny kolor skóry można zwalić na oświetlenie dyskotekowe.

Najlepszy kamuflaż dla sukkuba ;)

 Zakładam, że historyczka uwzięła się na Monikę.

Ale dlaczego? Za co? Znałam cokolwiek dziwnych nauczycieli, ale żaden się nie uweźmie… uwzio… uwziemo… nie czepiał ;) bez powodu. To też są ludzie :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, jestem pod wrażeniem. surprise

Dziękuję za czas i drobiazgowość, zaraz przystępuję do poprawek.heart

Gąsienica z tych, których boję się najbardziej…laugh

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam bruce ;D

 

Czerwone oczy Gruszel, aż nie mogłam nie zajrzeć ;P Tak, weszłam tutaj dla tego, niskich lotów zresztą, żartu. 

Niezły shocik, chociaż zestresowani polonezem maturzyści to dopiero fantasy ;P Zazwyczaj tylko wyglądają, kiedy może wódkę pod stołem otworzyć ;D

 

a Mariusz przeklinał w myślach zawiązywaną przed godziną muchę ojca, <– tu chyba nie powinno być przecinka bo teraz wyglądał, jak bałwan, przecież wszyscy kumple mieli krawaty.

Akurat to ty ją skrzywdziłaś, odbijając narzeczonego, myślała wówczas dziewczyna, spoglądając nienawistnym wzrokiem na nauczycielkę. Ale to miło, że nadal pamiętasz moją mamusię. Szkoda tylko, że tyle musiała przez ciebie wycierpieć zanim zmarła, zabierając ze sobą dzięki rzuconej klątwie niewiernego chłopaka. 

Dosyć dużo tłumaczy, jak na myślenie. To wygląda jakby zwracała się do czytelnika.

 

– Kto to? – zapytała tańczącą obok przewodniczącą szkoły.

A to nie był przewodniczący? Chyba zazwyczaj to jest jedna osoba, ale możliwe że o czymś nie wiem ;P

 

Dwie panie pobiegły z filiżankami do sąsiedniego pokoiku, aby zaparzyć kawę przy użyciu stojącego tam czajnika i rozpoczęły półszeptem ożywioną dyskusję.

Wydaje mi się że wzmianka o czajniku niepotrzebna, wiadomo jak się kawę parzy ^^

 

A teraz pochwały!

Czyta się przyjemnie, choć mnie zabrakło jakiegoś twistu na koniec, czegoś co odwróciłoby sytuację. Na plus na pewno klimat studniówki, choć i tu było nieco zbyt grzecznie (a może to teraz taka młodzież patologiczna, i kiedyś naprawdę to tak wyglądało?). Uśmiechnęłam się przy dwóch ciapach, którzy zostali na parkiecie ;P Lektura przyjemna, jednak dodałabym tutaj coś jeszcze. Dziękuję za lekturę!

Dziękuję raz jeszcze, Tarnino, motyl urzekający. heart

 

Witaj, Gruszel, miło mi bardzo. :)

Ja naprawdę mocno przeżywałam moją studniówkę. :)

Przewodniczącą umieściłam już we wspólnym kółeczku tańczących, po polonezie. :)

Ciapy autentyczne, tańczyły do ostatnich taktów. :)

Czajnik usuwam.

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Pamiętaj o motylach – wszystkie zaczynały jako gąsienice :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cieszę się że mogłam choć trochę pomóc ;D 

Pozdrawiam ;)

Pamiętaj o motylach – wszystkie zaczynały jako gąsienice :)

Wiem, choć uwierzyć trudno. :)

W sumie można im pozazdrościć – każda z nich ma w życiu nader łatwo: “żre, żre, żre, śpi, budzi się – piękność!”. laugh

 

 

Cieszę się że mogłam choć trochę pomóc

O, tak, bardzo. Raz jeszcze dziękuję. :)

 

Pozdrawiam Was. heartkiss

 

Pecunia non olet

W sumie można im pozazdrościć – każda z nich ma w życiu nader łatwo: “żre, żre, żre, śpi, budzi się – piękność!”. 

XD Ale (skoro idziemy w dosłowność ;P) ileż je omija?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale (skoro idziemy w dosłowność ;P) ileż je omija?

laughheart

Pecunia non olet

Tarnino, raczej niewiele ;P Bo co może być piękniejsze od spania i żarcia? ;P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka