- Opowiadanie: bruce - Boski strzał

Boski strzał

Dzieje ludzkości naznaczone są krwawym piętnem. W historii ciągle dochodziło do mordów, bestialskich rzezi, wojen. I bitew, mnóstwa bitew... Często nierozerwalnie łączyły się one z religią. O jednej z nich chciałabym opowiedzieć, zwłaszcza że jej wynik zależał nie od ludzi, lecz… natury. A może bogów, kto wie? :) Zapraszam serdecznie. :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Boski strzał

Tym razem wzburzenie na Olimpie osiągnęło apogeum. Żeby podać nieśmiertelnym pieczeń z własnego syna?! Zeus dobrotliwie przymykał oko na dotychczasowe poczynania Tantala, bezeceństwa, kradzieże i szyderstwa, lecz tym razem ulubieniec bogów zamordował i poćwiartował swego syna i zarazem boskiego wnuka!

Uczta wydana w Lidii, w pałacu królewskim Tantala, była rzecz jasna wspaniała, a zaproszeni z Olimpu goście zachwyceni, lecz zaserwowane na jej zakończenie mięsiwo od razu zostało rozpoznane przez wstrząśniętych zbrodnią bogów. Nieśmiertelni pojęli, że wystawiono ich na próbę i patrzyli ze wstrętem na pieczyste, umieszczone demonstracyjnie na złotym półmisku, nie dotykając go nawet.

Jedynie zrozpaczona Demeter, tęskniąca za ukochaną córką, nie spostrzegła się w porę i skosztowała łopatki zamordowanego, a potem upieczonego przez rodzonego ojca Pelopsa…

Okrutny Tantal był przekonany, że i tym razem (jakże potwornie zabrzmi to wobec dokonanej zbrodni!) upiecze mu się, lecz miarka stanowczo się przebrała. Bogowie zgodnie zażądali do Naczelnego, by sprawiedliwie osądził swego syna. Został on za karę zrzucony do Tartaru, gdzie po dziś dzień nie może zaspokoić ani głodu, ani pragnienia. Gdy wyciągał rękę po owoc, gałąź odchylała się, nie mógł sięgnąć. Kiedy próbował napić się wody ze źródła, natychmiast wysychało.

Bogom żal było zabitego Pelopsa. Dlatego też na rozkaz Gromowładnego części ciała chłopca umieszczono w kotle. Gotować się miały tak długo, aż wyskoczy zeń wskrzeszony Pelops, obiekt westchnień samego boga mórz, jezior i rzek, Posejdona. Z kolei Hermes dopilnował przywrócenia chłopca do żywych, pilnując bacznie kolejnych etapów gotowania, czego zresztą później gorzko pożałował, bo młodzian miał w przyszłości zabić jego syna, woźnicę Myrtilosa. W miejsce zjedzonej przez Demeter łopatki boski kowal Hefajstos włożył umiejętnie kość słoniową, czyniąc tym samym charakterystyczne znamię całego rodu.

Wskrzeszony Pelops wyglądał po tych praktykach, dokonanych na Olimpie, jeszcze piękniej niż przedtem. Chłopak często odwiedzał siedzibę bogów, słuchając opowieści wojennych cioci Ateny czy też bawiąc z jej sędziwym ojcem, a swym dziadem, Zeusem. Nie inaczej było i w tym pamiętnym, upalnym, majowym dniu…

– Dziadku, zagrasz ze mną w piłkę?

– Pelopsie, jestem statecznym królem bogów i nie wypada mi zajmować się tak błahymi rozrywkami – powiedział Zeus, lecz z wyrazu jego miny chłopak od razu wywnioskował, że się zgadza.

Starzec poderwał się też od razu i strzelił najmocniej, jak umiał.

Piłka poszybowała daleko ku górze, znikając na moment z oczu zgromadzonych bóstw. Hermes rzucił się w pogoń za nią, ale nagle zamarł z przerażenia.

– O, Zeusie! – stwierdził tylko.

Wszyscy spojrzeli w dół, na ziemię. Mając oczy boskie i takież same moce, mogli zobaczyć znacznie więcej niźli zwykli śmiertelnicy.

Tuż pod nimi, nad rzeką o nazwie Halys, stały właśnie liczne armie dwóch zwaśnionych państw. Najeźdźcy z Medii wydali atakowanej od kilku lat i mężnie broniącej się Lidii decydującą bitwę. Zdarzyło się to akurat teraz, zaś w późniejszych kronikach zostało zapisane pod datą: 28 maja 585 roku przed naszą erą.

– Czy stało się coś, o czym powinienem wiedzieć? – zapytał marszcząc brwi Zeus, ponieważ taki widok walczących nie należał do typowych: żołnierze obu stron tratowali się wprawdzie wzajemnie, lecz bynajmniej nie podczas starcia wręcz, lecz w zdumiewającym nieładzie i obłędnym szale.

– O, Najwyższy – zaczął niepewnie Hermes – odważny Alyattes Drugi, król Lidii, przyjął bitwę, aby odeprzeć atakujących Medów.

– To widzę – przerwał mu, nieco zdenerwowany. – Śledzimy od lat tę wojnę. Na razie nie popieramy żadnej ze stron konfliktu, ponieważ oba państwa składają nam równie nikczemne ofiary. Lecz czemu oni nie walczą?!

– Bo… nic nie widzą.

– Co takiego?

Dopiero teraz bogowie olimpijscy spojrzeli uważniej. Istotnie, cała ziemia była spowita nienaturalnym o tej porze dnia mrokiem.

A przerażeni żołnierze, zgromadziwszy się na polach bitewnych nad Halys, aby podczas zbrojnej walki rozstrzygnąć ostatecznie wynik kilkuletniej wojny, obecnie przekonani byli, że to z powodu gniewu bogów zesłana została na całą ziemię nagła ciemność, uniemożliwiająca im prowadzenie boju. Krzycząc więc modlitwy błagalne i prosząc bóstwa o przebaczenie, wpadali na siebie wzajemnie, tratując się i zabijając jedynie w obłędnym szale, nie zaś w zbrojnym starciu. 

– Grając z wnukiem, zestrzeliłeś z Nieboskłonu Słońce – powiedział z zachwytem Hefajstos, a nieśmiertelni zgodnie poświadczyli to gromkimi oklaskami.

– Zrzuciłem Słońce? – powtórzył z niedowierzaniem Zeus. – A to nowina! Dziadek jeszcze całkiem krzepki, co? – dodał z dumą, spoglądając na roześmianego Pelopsa. Potem jednak popatrzył z dużo poważniejszą miną w dół.

Po pierwszym szoku i lamentach żołnierzy, obaj zaskoczeni królowie ogłosili przegrupowanie swych armii, celem przywrócenia w nich ładu i porządku. Potem odbyły się burzliwe narady w namiotach sztabów. Wojska tymczasem rozchodziły się, wodzowie zaś padali sobie w ramiona, ściskając serdecznie. Król Lidii Alyattes wraz z władcą wrogiej Medii, Kyaksaresem, postanowili zawrzeć rozejm. Ktoś wspomniał o przyszłym sojuszu między obu państwami, przypieczętowanym małżeństwem. Tak też się wkrótce potem stało i Aryenis, królewna Lidii, poślubiła medyjskiego następcę, Astyagesa. Nierozstrzygnięty bój nad rzeką Halys doprowadził do sojuszu odwiecznych wrogów. 

– Dziadku, wygląda na to, że podczas gry zażegnałeś krwawą bitwę zwaśnionych mocarstw! – zawołał z przejęciem Pelops.

– Tak jakby. Jednakże tego śmiertelnicy wiedzieć nie powinni – dodał nieco zmieszany Zeus. – Jestem poważnym i statecznym bogiem. – Następnie zwrócił się do Hermesa – Niech Herodot zapisze, że to było tylko zwyczajne zaćmienie słońca! – nakazał i czym prędzej nalał sobie ambrozji.

 

Koniec

Komentarze

Cześć, Bruce!

Zabawna historia. :D Bogi to takie śmieszki – robią sobie swoje rzeczy, często błahe, a lud myśli, że to coś wielkiego. ;) Podoba mi się ten szorcik.

PS Dla mnie jedyny prawdziwy Gromowładny to tylko Perun! ;)

No i wyjaśniłaś mi wreszcie, skąd biorą się te wszystkie zaćmienia;)

Przyjemnie się czyta.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj, Utrapienico, dziękuję bardzo za odwiedziny oraz komentarz, pozdrawiam serdecznie. :)

 

Witaj, Ambush, miło mi bardzo, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej :)

 

Ciekawa i zabawna historia. Miło się czytało, podobało mi się.

 

Parę drobiazgów:

 

– Pelopsie, jestem statecznym królem bogów i nie wypada mi zajmować się tak błahymi rozrywkami – powiedział Zeus, lecz z wyrazu jego miny chłopak od razu wywnioskował, że się zgadza.

Poderwał się też od razu i strzelił najmocniej, jak umiał.

Tutaj niejasne jest dla mnie kto się poderwał i strzelił, Zeus czy Pelops.

 

dnia 28 maja 585 roku przed Chrystusem.

Przypomina mi się anegdota o sztuce teatralnej opowiadającej o oblężeniu Troi, w której Parys, pobity przez Menelaosa krzyczy: “Jezus, Maria, mordują” :D

Może “przed naszą erą”? ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Na kosmos, ależ beztroski ten Zeus. Tak sponiewierać biednego Heliosa, a potem jeszcze udawać, że nic się nie stało (Co? Ktoś cię zrzucił z nieba? Złamałeś rękę, Heliosie? Że jak? Ktoś czymś w ciebie cisnął? Nie wierzę, bajki opowiadasz. Pewnie znowu miałeś jedno z tych swoich zaćmień. Może to już czas, żeby powierzyć twój rydwan niebieski komuś młodszemu…) ;)

Przyjemna czytanka.

Najeźdźcy z Medii wydali atakowanej od kilku lat i mężnie broniącej się Lidii decydującą bitwę właśnie teraz, jak nazwą to późniejsi kronikarze: dnia 28 maja 585 roku przed Chrystusem.

Ten fragment bym przeformułował. Za dużo informacji w jednym zdaniu. Ponadto nie do końca wiadomo, co nazwą kronikarze. Znaczy – niby łatwo się domyślić, o co chodzi, ale wygląda to dziwnie.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Co? Ktoś cię zrzucił z nieba? Złamałeś rękę, Heliosie? Że jak? Ktoś czymś w ciebie cisnął? Nie wierzę, bajki opowiadasz. Pewnie znowu miałeś jedno z tych swoich zaćmień. Może to już czas, żeby powierzyć twój rydwan niebieski komuś młodszemu…

laugh

Che mi sento di morir

Cześć, BasementKey, miło mi Cię widzieć, cieszę się, że odebrałeś pozytywnie, już poprawiam, przepraszam za błędy. 

Witaj, Jeroh, dzięki za komentarz, dialog z Heliosem oczywiście super laugh, błędy już poprawiam, dziękuję, przepraszam. :)

 

Pozdrawiam Was . :)

Pecunia non olet

A tam zaraz błędy, coś mi nie pasuje, więc się czepiam ;) Nie ma za co przepraszać…

Che mi sento di morir

Wiesz, zawsze mi głupio, przecież powinnam pisać tak, aby zrozumieli mnie Czytelnicy, a jakoś ciężko mi to wychodzi. ;)

Pecunia non olet

Bruce, opisałaś pewien incydent z mitologii, ale tak skrótowo i oszczędnie, że po lekturze pozostał spory niedosyt.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam serdecznie, Regulatorzy. :)

Dziękuję za odwiedziny oraz wskazówkę. 

Obawiając się posądzenia o uprawianie wodolejstwa, zamieszczam ostatnio same krótkie teksty, lecz (jak widać) nie wychodzi mi to na dobre. :)

Zaraz postaram się rozwinąć. :)

Dziękuję i pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Bruce, życzę Ci, aby każde Twoje nowe opowiadanie było lepsze od poprzedniego. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bruce, życzę Ci, aby każde Twoje nowe opowiadanie było lepsze od poprzedniego. ;)

Serdecznie dziękuję. heart

Pozdrawiam, Regulatorzysmiley

Pecunia non olet

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujące wyjaśnienie zaćmienia. Ci greccy skubańcy mogli tak namieszać, to do nich podobne.

Nie przypadł mi do gustu początek – to streszczenie mitu o Tantalu, który już znałam. Ja bym zaczęła opowieść od wskrzeszenia chłopca.

Babska logika rządzi!

Witaj, Finklo, dziękuję za komentarz i odwiedziny.

Napisałam nieco więcej, bo nie każdy lubi (i zna) mitologię, a chciałam podkreślić znaczenie Lidii, w której panował Tantal, a potem rozegrała się wyjątkowa w dziejach bitwa. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Krótkie, z początku krwawe, a potem zabawne w końcówce. Zmieniłbym oznaczenie na szort, i może dodał taga HUMOR. Napisane przyjemne, zgrzytów nie widziałem poza tym:

Niech Herodot zapisze, że to było tylko zwyczajne zaćmienie słoneczne!

Poprawnie jest chyba zaćmienie słońca

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Krar85, witam Cię w moich skromnych progach, dziękuję za rady, już poprawiam, cieszę się z pozytywnego odbioru, pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Przeczytałam z przyjemnością. Opowiadanie bardzo mi się spodobało.

 

 

Pozdrawiam – Goch.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć, GOCHAW, cieszy mnie, że podoba Ci się ten skromny tekścik, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj Bruce

Znałem tą część historii z zaćmieniem, ale nie spodziewałem się, że można dokomponować do niej taką historię. ;) Bardzo mi się podobała taka jej interpretacja.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć, Sagitt, historia bitwy rzeczywiście niezwykła. :) Postanowiłam nieco inaczej wyjaśnić powody jej nierozstrzygnięcia. :)

 

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

bruce – no proszę opowiastka o tak krwawym początku zamieniła się w sielską historię o pojednaniu, piłce nożnej i ciepłej relacji dziadziuś – wnusio :D Ktoś napisał, że nieco za dużo dałaś informacji, ale ja akurat się cieszę, bo chociaż kiedyś całkiem nieźle znałam mitologię, to jednak sporo rzeczy do tej pory pouciekało mi z głowy.

Fajny pomysł i dobre wykonanie :)

Witaj, Iluzjo, miło mi bardzo; tekst jest bardzo skromnym, tym bardziej dziękuję za tak pozytywny komentarz.

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, bruce ;) Na początku zastanawiałam się, dokąd to wszystko prowadzi, a tu takie miłe zaskoczenie! Zabawny szort, zdecydowanie mogłabym polubić taką wersję Zeusa. :)

Hej, Ocmel, dzięki, bardzo się cieszę, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Misiowi podoba się astronomia, ale taka astronomia mitologiczna szczególnie. Podobny ma stosunek do mitologii astronomicznej. yeslaugh

Cieszę się, Anet oraz Misiu, że mój skromny tekścik spodobał się Wam. Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Dobry wieczór, to opowiadanko przypomniało mi czytane kiedyś opowiadanie sci-fi o tym, jak kosmonauci zagubieni w czasoprzestrzeni rozbili się na górze Olimp. Dowódcą rozbitego statku kosmicznego był niejaki Zeus, a imiona pozostałych załogantów też były całkiem znajome. Nawet ludzie, którzy zamieszkiwali tereny wokół tej góry skądś byli mi bliscy ;) Opowiadanko tutejsze jest dość zręcznie napisane, dołączę więc je zatem do legend próbujących wyjaśnić pewne nieścisłości w relacjach historycznych. Nawiasem mówiąc, fajny pomysł :) Pozdrowionka:)

Dziękuję, Basiu. Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem jednym tchem i podobało mi się. Przejście od gotowania dzieci do zaprowadzania pokoju jest kozackim pomysłem na opowiadanie osadzone pięknie w starożytnej mitologii greckiej i zdarzeniach historycznych.

Przyczepię się do jednego fragmentu:

Został on za karę zrzucony do Tartaru, gdzie po dziś dzień cierpi nieludzkie wprost męki.

Trochę nie wiem, dlaczego postanowiłaś pominąć charakter tych mąk: brak możliwości zaspokojenia głodu i pragnienia, gdzie cel zawsze był blisko.

Nie ma to znaczenia dla fabuły, ale dobrze ilustruje los osobnika nadambitnego w przekonaniu bogów.

 

Urzekło mnie:

Na razie nie popieramy żadnej ze stron konfliktu, ponieważ oba państwa składają nam równie nikczemne ofiary.

Jednak przekupstwo popłaca :-)

 

Nie wiem czy wolno wystąpić o klika bibliotecznego wobec starszego opowiadania, ale jest tam tyle kiepskich tekstów, że nie zaszkodzi, kiedy czasami wskoczy też dobry.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dziękuję, Radku. Męki zaraz dopiszę, tradycyjnie zrzynając bezczelnie od Ciebie. :))

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Proponuję zamiast:

Został on za karę zrzucony do Tartaru, gdzie po dziś dzień cierpi nieludzkie wprost męki (brak możliwości zaspokojenia głodu i pragnienia, gdzie cel zawsze był blisko).

napisać coś w rodzaju:

Został on za karę zrzucony do Tartaru, gdzie po dziś dzień nie może zaspokoić ani głodu, ani pragnienia. Gdy wyciągał rękę po owoc, gałąź odchylała się, nie mógł sięgnąć. Kiedy próbował napić się wody ze źródła, natychmiast wysychało.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

heart

Kapitalny pomysł, dziękuję. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka