- Opowiadanie: Piotr_Tczew - Pech do n-tej potęgi cz. 2

Pech do n-tej potęgi cz. 2

Druga część przygód byłego pilota Floty, próbującego znaleźć ludzi odpowiedzialnych za zniszczenie jego holownika i żądających od niego zwrotu wymyślonego długu.

Oceny

Pech do n-tej potęgi cz. 2

Przyprawiająca o klaustrofobię ciasnota kapsuły ratunkowej może nieźle zwichrować psychikę człowieka. Zwłaszcza jeśli musisz siedzieć na dwóch metrach kwadratowych z facetem, który ciągle myśli o tym, jak cię zabić. Dlatego co jakiś czas częstowałem Maxa kolejnym obezwładniającym strzałem z miotacza. W końcu jednak wyczerpała się bateria i siedział teraz w kącie związany, z mordem w oczach.

– Człowieku, przestań się na mnie gapić – naprawdę miałem ochotę mu przyłożyć.

Nawet nie raczył odpowiedzieć, więc odwróciłem się i włączyłem radio.

– Baza, tu Jack Thompson z holownika 718, mayday, mayday – darłem się tak w słuchawkę od dwóch dni bez żadnego odzewu.

Na szczęście nie musiałem się dłużej przejmować ścigającymi nas pilotami myśliwców. Kiedy rozpylili holownik na atomy, próbowali rozwalić też kapsułę, ale ich umiejętności pilotażu okazały się gorsze, niż myślałem. Chyba nie wiedzieli, że ruchu asteroid nie da się przewidzieć. Można uciec przed większymi odłamkami, lecz przed mniejszymi statek chronią tylko porządne osłony. Oni ich nie mieli i cała ta drobnica, w którą wlecieli, zmieliła ich w ułamku sekundy. Nie powiem, żebym się z tego nie ucieszył, w przeciwieństwie do Maxa.

– Wiedziałeś, że tak będzie? – zapytał zszokowany. – Dlatego wybrałeś taki kurs?

– No pewnie – zaśmiałem mu się w twarz – wychowałem się w podobnym miejscu. Latałem pomiędzy skałami od dwunastego roku życia.

Zamilkł i odwrócił głowę w stronę okna. Skoro nie chciał rozmawiać, to z powrotem zająłem się radiem, które właśnie ożyło.

– Numer 718 widzimy was, będziemy za dwadzieścia minut – głos wydał mi się znajomy.

– Roy to ty? – spytałem ostrożnie.

– A kto inny przyleciałby po twój tyłek – donośny śmiech prawie rozsadził głośnik. – Ten drugi dupek też jest z tobą?

– Z tym dupkiem jest mały problem, resztę opowiem, jak znajdę się na pokładzie.

***

Statek ratunkowy podchodził z lewej burty. Z mojej perspektywy był wręcz gigantyczny, miał ponad sto metrów długości, przeszklony mostek i aż sześć silników na rufie. Kapsułą szarpnęło, gdy złapała nas wiązka ściągająca, a w burcie otworzyły się wrota hangaru. Dokowanie przebiegło bez zakłóceń i siedziałem teraz z Royem w mesie, opowiadając mu o tym, co odwalił Max. Znaliśmy się jeszcze z czasów służby we Flocie i to właśnie on załatwił mi lewe papiery, kiedy przyjechałem na to zadupie. Różnica między nami była taka, że ja ukrywałem się przed syndykatem, a on był dezerterem. Nie chciał za bardzo mówić o swojej przeszłości. Opowiedział mi tylko, że służył na krążowniku i zdezerterował po tym, jak jego dowódca rozkazał ostrzelać z orbity kolonię, którą podejrzewał o sprzyjanie rebeliantom. Roy zrobił to, co mu kazano, a potem poszedł do hangaru, obezwładnił strażnika i ukradł wahadłowiec. Na szczęście zdążył odlecieć i wejść w nadprzestrzeń, mimo że próbowali go zestrzelić. Poleciał prosto do sektora rebeliantów, zostawił im statek, w zamian dostał nową tożsamość i dowodził tym ratunkowym złomem od pięciu lat.

– No chłopie, ale wpadłeś – westchnął, nalewając szkockiej do szklanek.

– To wiem – odpowiedziałem zirytowany – ale nie wiem, jak z tego wyjść.

– Gdyby ta menda nie poleciała na Alfę, to by cię nie znaleźli. Jestem tylko ciekawy, jak do niego dotarli.

– Ja też – stwierdziłem i wstałem z krzesła. – To chodźmy go zapytać.

Lepiej byłoby dla Maxa, gdybym zastrzelił go na miejscu, bo Roy najbardziej brzydził się trzema rzeczami, przekupnymi zdrajcami, oficerami Floty i syndykatem. Wiedziałem, że czasami miał do czynienia ze światem przestępczym, ale dotychczas ograniczał się tylko do przemytu wódy. Po wylądowaniu zamknęliśmy pierwszego w pustym schowku przy hangarze i przypięliśmy kajdankami do ściany. Od wewnątrz nie było zamka, nie mógł więc uciec, a jedyne klucze od zewnętrznej strony miałem w kieszeni. Faktycznie, Max nie uciekł, ale ktoś otworzył drzwi i strzałem z miotacza rozmazał jego mózg po całej grodzi.

– No i nasz chłoptaś nam nic nie powie – wyszeptał Roy i wszedł do środka, próbując ominąć plamy krwi.

– Podejrzewasz, kto to mógł być? – ledwo mogłem mówić ze zdenerwowania.

– Na razie wiem tylko, kto tego nie zrobił – odparł, przypatrując się zwłokom. – Ty i ja, chociaż to ty miałeś klucze.

Poczułem się nieswojo, bo mania prześladowcza Roya chyba znów dała o sobie znać.

– To nie jest śmieszne, siedzieliśmy razem od momentu, jak go zamknęliśmy i nikt nie wychodził nawet do kibla!

– Żartowałem chłopie, ale i tak musimy znaleźć gościa, który łazi z bronią po moim statku.

Z tym akurat musiałem się zgodzić, tylko za cholerę nie wiedziałem, od czego zacząć. Nie znałem tu nikogo, a jego nie widziałem od ponad roku. Tym razem sam nabrałem podejrzeń, bo czort wie, z kim przez ten czas się zadawał. Najlepszym pomysłem wydawało się zebrać całą załogę w mesie i trochę ich przycisnąć. Obserwowałem jednak uważnie Roya, bo jak na kapitana mającego na pokładzie trupa z odstrzeloną głową, zachowywał się dziwnie spokojnie.

***

Nie miałem dotychczas do czynienia ze statkami ratowniczymi, dlatego zdziwiłem się, że tego giganta obsługiwało tylko pięć osób, większość systemów musiała być zautomatyzowana. Stałem obok stołu, za którym siedział Roy, a prawą rękę trzymałem pod kurtką na kolbie miotacza. Woleliśmy uniknąć ewentualnej konfrontacji z kilkoma naraz, więc członkowie załogi wchodzili pojedynczo i siadali na krześle. Najpierw przyszedł pierwszy oficer, na moje oko, taka sama oślizgła gnida jak świętej pamięci Max. Oślizgła to dobre słowo, bo porucznik Maylan Oran nie był człowiekiem i zrobiłem duże oczy na widok ubranej w czerwony kombinezon przerośniętej jaszczurki. Jej mieniąca się kilkoma odcieniami zieleni skóra wręcz ociekała śluzem, zdobiąc ubranie ciemnymi plamami.

– Skąd wytrzasnąłeś tego oryginała? – szepnąłem, pochylając się nad Royem.

– Nie bądź rasistą Jack – odparł cicho – bo ten cudak to najlepszy nawigator w tym sektorze.

Od razu zapaliła mi się czerwona lampka, co taki fachowiec robi na takiej krypie i na takim zadupiu. Szybko się jednak zreflektowałem, przypominając sobie, że przedstawiciele jego rasy są wyjątkowo okrutnie traktowani przez ludzi. Ich skóra zawiera podobno jakieś enzymy używane w kosmetyce, więc w wielu regionach polowano na nich bez litości.

– Dobra Maylan, gdzie byłeś przez ostatnie dwie godziny? – spytałem.

Maylan popatrzył na mnie, jakby nic nie rozumiejąc i tylko mrugał swoimi podwójnymi powiekami. Powtórzyłem pytanie trochę głośniej i już ruszyłem w jego stronę, ale Roy przytrzymał mnie za rękę.

– Translator chłopie – powiedział, włączając niewielkie urządzenie leżące na stole. – On cię po prostu nie rozumie.

Translator zaczął tłumaczyć dziwne chrapanie i chrząkanie pierwszego, z którego wynikało, że ostatnie pięć godzin przed przyjściem tutaj spędził na mostku. Jego wersję potwierdził też monitoring, zawołałem więc następnego delikwenta.

W mesie od razu zrobiło ciaśniej jak wszedł do niej mechanik pokładowy. Ważył chyba ze sto pięćdziesiąt kilo przy dwóch metrach wzrostu i nie rozumiałem, dlaczego wszyscy nazywają go Bobo. On też miał niepodważalne alibi, bo szukał minerałów na jednej z asteroid i przyleciał na statek dopiero dwadzieścia minut temu. Skoro martwego Maxa znaleźliśmy ponad godzinę wcześniej, to Bobo był niewinny. Drugi mechanik poleciał razem z nim, nie było więc sensu wzywać go z hangaru i do sprawdzenia pozostał tylko operator wciągarki pełniący jednocześnie funkcję kucharza. Wyjrzałem na korytarz, lecz tam go nie znalazłem, nie odpowiadał też na wściekłe wrzaski Roya przez interkom.

– Myślisz, że to on? – zapytał, strząsając ze stołu resztki rozbitego mikrofonu.

Spojrzałem na niego i razem poderwaliśmy się na nogi. Droga do hangaru zajęła nam tylko kilka minut, ale zanim dobiegliśmy, już wiedziałem, co tam zastaniemy. Dwa kroki od przycisku alarmowego leżało bezgłowe ciało asystenta Bobo, najgorsze, że nie było też promu. Kucharz zastrzelił chłopaka, w jakiś sposób obszedł zabezpieczenia, wyłączył alarm, ukradł prom i zwiał, powtarzając wyczyn Roya sprzed wielu lat.

– Szlag by to trafił – jego wściekły ryk niósł się po całym hangarze. – Czy to zawsze musi być zwykły kucharz?

W tym momencie znów mnie olśniło.

– To nie był kucharz.

– A kto? – zirytował się Roy.

– Pomyśl logicznie – tłumaczyłem mu spokojnie. – Kto pakuje ci do załogi zawodowego mordercę, który potrafi ukraść prom?

– Wywiad? – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, a nie pytanie.

– Sam sobie odpowiedziałeś. Mam wrażenie, że wdepnąłem w większą aferę, niż myślałem. I coś mi się wydaje, że syndykat będzie moim najmniejszym problemem.

– Już nie tylko twoim! – ryknął mi nad uchem, waląc mnie w plecy aż huknęło. – Mam zamiar dorwać tego gnojka, jestem to winien temu dzieciakowi.

Kilka godzin wcześniej miałem tylko pół miliona wydumanego długu i uszkodzoną kapsułę. Teraz dysponowałem statkiem z napędem nadświetlnym i pomocą faceta, którego lepiej było nie wkurzać.

 

CDN

Koniec

Komentarze

Hej.

Przeczytałem.

Wygląda to trochę jakby przykleić wycięte głowy do obrazka z jakiejś pobocznej sagi Gwiezdnych Wojen. Stworki, statki, awantura.

Po wylądowaniu zamknęliśmy pierwszego w pustym schowku

Trochę się tu gdzieś pogubiłem, bo temu ktoś odstrzelił głowę, a potem “pierwszy” to już jaszczurka. Ogólnie język dość poprawny, ale parę rzeczy jest do poprawy. Nie robię łapanki, bo jestem w tym kiepski.

Niestety to chyba nie moja bajka, bo wcale nie czuję tych emocji. Pościg, strzelanie, zagadka, przesłuchanie. Takim opowieściom dobrze robi jeśli kawałek jedzie się autobusem, a kawałek kolejką górską. A tu choćby takie potencjalnie dramatyczne wydarzenie jak morderstwo Bobo, które powoduje, że dowódca chce roznieść pół galaktyki, sprzedane jest praktycznie bez emocji :(

Poszukałbym tu miejsca na poprawę. I dozowanie tempa akcji. Nie twierdzę, że to łatwe, ale pomaga opowieści.

Przyklej do opisu link do części I

Cześć.

 

Fabuła się zagęszcza. Dawkujesz na tą historię w bardzo małych kawałeczkach, ale dla mnie ok. Jest na co czekać :D. Poziom cały czas więcej niż przyzwoity. Czyta się płynnie. Zobaczymy, co dalej… 

 

pozdrawiam

M. 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

 

Zwłaszcza jeśli musisz siedzieć na dwóch metrach kwadratowych z facetem, który ciągle myśli o tym, jak cię zabić.

Zwłaszcza, jeśli. Końcówka zdania trochę niezgrabna. Na dwóch metrach kwadratowych? Toć to powierzchnia większego biurka! On tym miotaczem sam siebie nie podsmaży?

 – Człowieku, przestań się na mnie gapić – naprawdę miałem ochotę mu przyłożyć

– Człowieku, przestań się na mnie gapić. – Naprawdę miałem ochotę mu przyłożyć. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 mayday – darłem się

Tu chyba (nie jestem 100% pewna) też kropka i od dużej litery, bo wprawdzie "darłem się" to verbum dicendi, ale narrator mówi o czymś, co robi regularnie.

 ścigającymi nas pilotami myśliwców

Tak sami ścigali, bez maszyn?

 próbowali rozwalić też kapsułę

Próbowali też rozwalić kapsułę, albo: próbowali rozwalić także kapsułę.

 ich umiejętności pilotażu okazały się gorsze, niż myślałem

English. And beating around the bush.

 cała ta drobnica, w którą wlecieli, zmieliła ich w ułamku sekundy

Z tego, co wiem, to zupełna nieprawda, ale funkcjonuje taka konwencja, więc tylko zaznaczam.

 Skoro nie chciał rozmawiać, to z powrotem zająłem się radiem, które właśnie ożyło.

Hmmmm.

 Numer 718 widzimy was

Numer 718, widzimy was.

 będziemy za dwadzieścia minut – głos wydał mi się znajomy

Będziemy za dwadzieścia minut. – Głos wydał mi się znajomy.

 Roy to ty?

Wołacz oddzielamy: Roy, to ty?

 – A kto inny przyleciałby po twój tyłek – donośny śmiech prawie rozsadził głośnik.

– A kto inny przyleciałby po twój tyłek? – Donośny śmiech prawie rozsadził głośnik.

 miał ponad sto metrów długości, przeszklony mostek i aż sześć silników na rufie

Sto metrów niewiele mi mówi, podobnie jak mostek i silniki. Jeśli bohater to wszystko widzi, to statek nie robi wrażenia takiego wielkiego.

 jak jego dowódca rozkazał

"Jego" zbędne.

 Roy zrobił to, co mu kazano

"To" też można wyciąć – nie trzeba, ale w interesie twardzielskiego piękna kosmosu – można.

 Na szczęście zdążył odlecieć i wejść w nadprzestrzeń, mimo że próbowali go zestrzelić.

Dlaczego wszyscy tak się upierają na to "mimo że"? To do niczego nie pasuje! #rant

 dowodził tym ratunkowym złomem od pięciu lat

Hmm.

No chłopie

No, chłopie.

 – Ja też – stwierdziłem

W zasadzie da się tu uzasadnić "stwierdziłem", ale zachęcam do szukania synonimów. To nadużywane słowo.

 brzydził się trzema rzeczami, przekupnymi zdrajcami, oficerami Floty i syndykatem

Zdrajcy, oficerowie i syndykat to te trzy rzeczy, którymi Roy się brzydzi, nie jakieś osobne, więc "brzydził się trzema rzeczami: przekupnymi zdrajcami, oficerami Floty i syndykatem".

 Wiedziałem, że czasami miał do czynienia

C.t. Ma do czynienia.

 Po wylądowaniu zamknęliśmy pierwszego

Kogo pierwszego? Pierwszego oficera?

 Faktycznie, Max nie uciekł, ale ktoś otworzył drzwi i strzałem z miotacza rozmazał jego mózg po całej grodzi.

Hmmm.

 – No i nasz chłoptaś nam nic nie powie – wyszeptał Roy

Wyszeptałbyś taki bondowski komentarz?

 – Podejrzewasz, kto to mógł być? – ledwo mogłem mówić ze zdenerwowania.

Tu już na pewno duża litera.

 Poczułem się nieswojo, bo mania prześladowcza Roya chyba znów dała o sobie znać.

Jaka mania prześladowcza, logicznie powiedział?

 Żartowałem chłopie

Żartowałem, chłopie.

 ale i tak musimy znaleźć gościa, który łazi z bronią po moim statku

No, chyba, że muszą. Ale jakich rozmiarów jest ten statek, hmm? Ilu ludzi tam łazi?

 Tym razem sam nabrałem podejrzeń

Hmm.

 Najlepszym pomysłem wydawało się zebrać całą załogę w mesie i trochę ich przycisnąć.

Związek zgody, ale poza tym. Hmm.

 Obserwowałem jednak uważnie Roya

Jednak?

 bo jak na kapitana mającego na pokładzie trupa z odstrzeloną głową, zachowywał się dziwnie spokojnie

Wtrącenie, strona bierna utrudnia czytanie: bo, jak na kapitana, który ma na pokładzie trupa z odstrzeloną głową, zachowywał się dziwnie spokojnie.

 tego giganta obsługiwało tylko pięć osób

C.t. Obsługuje.

 większość systemów musiała być zautomatyzowana

Anglicyzm, choć w tym sztafażu chyba przyjęty.

 taka sama oślizgła gnida jak świętej pamięci Max

Taka sama oślizgła gnida, jak świętej pamięci Max.

Oślizgła to dobre słowo

I powinno być zamknięte w cudzysłów, bo używasz go w supozycji materialnej.

 zrobiłem duże oczy

Idiom: wielkie oczy.

 Jej mieniąca się kilkoma odcieniami zieleni skóra wręcz ociekała śluzem, zdobiąc ubranie ciemnymi plamami.

Hmm. Poza wszystkim, bardziej salamandry. Gady mają skórę suchą.

 Nie bądź rasistą Jack

Nie bądź rasistą, Jack.

 ten cudak to najlepszy nawigator w tym sektorze

"Tym" możesz wyciąć.

 Od razu zapaliła mi się czerwona lampka, co taki fachowiec robi na takiej krypie i na takim zadupiu

Rozdzieliłabym: Od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Co taki fachowiec robi na takiej krypie i na takim zadupiu?

 Szybko się jednak zreflektowałem, przypominając sobie, że przedstawiciele jego rasy są wyjątkowo okrutnie traktowani przez ludzi.

Niezgrabne, zwłaszcza ta strona bierna, skróciłabym.

 więc w wielu regionach polowano na nich bez litości

Ale już się nie poluje?

 Dobra Maylan

Dobra, Maylan.

 popatrzył na mnie, jakby nic nie rozumiejąc i tylko mrugał swoimi podwójnymi powiekami

Popatrzył na mnie, jakby nic nie rozumiał, i tylko mrugał tymi swoimi podwójnymi powiekami.

 Translator chłopie

Translator, chłopie. Nie mogli go od razu włączyć?

 W mesie od razu zrobiło ciaśniej jak wszedł do niej mechanik pokładowy.

Źle się parsuje, zjadłeś "się". W mesie od razu zrobiło się ciasno, kiedy wszedł mechanik pokładowy.

 On też miał niepodważalne alibi, bo szukał minerałów na jednej z asteroid

A to jego robota w ogóle? Wolno mu tak?

operator wciągarki pełniący jednocześnie funkcję kucharza

Operator wciągarki, pełniący jednocześnie funkcję kucharza.

 – Myślisz, że to on? – zapytał, strząsając ze stołu resztki rozbitego mikrofonu.

Trochę… albo za słabo opisałeś wściekłość Roya (prawie jej nie opisałeś), albo to lekka przesada. Tak czy siak, nie jestem przekonana.

 Droga do hangaru zajęła nam tylko kilka minut

"Nam" możesz wyciąć.

 – Szlag by to trafił – jego wściekły ryk niósł się po całym hangarze.

Po pierwsze, didascalium dużą, po drugie – czyj ryk? Hmm?

 – Wywiad? – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, a nie pytanie.

Didascalium dużą. A czemu agent wywiadu nie może być kucharzem?

 Mam wrażenie, że wdepnąłem w większą aferę, niż myślałem. I coś mi się wydaje, że syndykat będzie moim najmniejszym problemem.

Coś za dużo tych zbiegów okoliczności… bo że jeden z kumpli miał wtykę na pokładzie, to się zdarza, ale obaj? Przy takich małych załogach?

 – Już nie tylko twoim! – ryknął mi nad uchem, waląc mnie w plecy aż huknęło. – Mam zamiar dorwać tego gnojka, jestem to winien temu dzieciakowi.

– Już nie tylko twoim! – ryknął mi nad uchem, waląc w plecy, aż huknęło. – Mam zamiar dorwać gnojka, jestem to winien temu dzieciakowi.

 wydumanego długu

?

 

Kliszowate, co się zowie, ale całkiem obiecujące. Nie spodziewam się po dalszym ciągu jakiejś strasznej głębi, za to przygodówka może z tego wyjść niezła. I co będzie dalej?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka