- Opowiadanie: dogsdumpling - Wystawa marzeń i snów

Wystawa marzeń i snów

Dziękuję AQQ i Bellatrix za betę.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wystawa marzeń i snów

 

– Muzeum! Muzeum! Idziemy do muzeum! Wystawa! Wystawa! Idziemy na wystawę! – Jasnowłosa dziewczynka tańczyła po całym pokoju.

– Mamo! Przecież wiesz, że chciałem pograć z kolegami. Dzisiaj wychodzi nowy dodatek i już się umówiliśmy w sieci. – Tomek zwrócił się do matki, ignorując hałaśliwą tancerkę.

– Muzeum! Muzeum! Idziemy do…

– Uzgodniliśmy, że w drugim tygodniu ferii zajmiesz się siostrą – odezwała się kobieta.

– Muzeum! Wystawa!

– Tak, ale w domu. W domu! I nie dzisiaj! Nie w jakimś głupim muzeum! – Tomek z reguły nie miał nic przeciwko zajmowaniu się siostrą, ale od każdej reguły są wyjątki. Ten wtorek zdecydowanie do nich należał.

– Trochę kultury ci nie zaszkodzi. Poza tym wystawa jest w bibliotece miejskiej, nie w muzeum.

– Wystawa! Idziemy na wystawę! Muzeum! – Dziewczynka podskakiwała wokół matki i brata, wymachując rękami.

– Ale mamo, jestem w drużynie. Bez maga…

– Muzeum! Muzeum! – skandowała dziewczynka.

– Przymknij się wreszcie! – wrzasnął chłopak.

– Tomek! Nie odzywaj się tak do siostry. Lila, przestań już. Pójdziecie na wystawę. Koniec dyskusji. W lodówce macie obiad. Tata będzie później, więc nie czekajcie z odgrzaniem. Tomek, nie zapomnij wziąć telefonu. Pani w szkole kazała zrobić zdjęcia. Muszę iść, bo spóźnię się do pracy.

– Muzeum! Muzeum! Idziemy do muzeum…

*

Witamy na Wystawie Marzeń i Snów

– Łaaaaał! Ale suuuuuper! – Lila zadarła wysoko głowę i wpatrywała się w napis, połyskujący wszystkimi kolorami tęczy, umieszczony nad wejściem do budynku.

– Lila, chodź już! – zawołał Tomek, po czym zwrócił się do starszego mężczyzny w recepcji. – Dwa bilety poproszę.

– Wstęp w ferie jest bezpłatny.

– Ale pani powiedziała, żebyśmy wzięli bilety. Żeby wkleić do raportu. – Dziewczynka zmaterializowała się obok brata na słowo bilety i teraz była wyraźnie zawiedziona.

– No, jak do raportu, to zupełnie inna sprawa. Zaraz wybierzemy coś specjalnego. – Portier wyjął spod lady stos pocztówek, który następnie rozłożył w formie wachlarza. – Proszę wybrać, młoda damo.

Tomek myślał, że siostra bez namysłu wybierze którąś z kartek w pastelowych kolorach. Cały Raport obkleiła w kwiatki i kotki. Lila jednak starannie obejrzała wszystkie pocztówki i zdecydowała się na dziwny obrazek przedstawiający maleńką łódź podwodną przemierzającą kosmiczne przestrzenie.

– O, wspaniały wybór, młoda damo. Naprawdę wyjątkowy. Tu, proszę, jeszcze ulotka z opisem sal i zapraszam do środka. Tylko proszę nie dotykać eksponatów. To niebezpieczne.

Staruszek wręczył Tomkowi złożony na czworo kolorowy papier i gestem wskazał wejście do pierwszego pomieszczenia.

*

Sale zalane były światłem. Ściany zapełniały obrazy i rysunki – jedne malowane dziecięcą ręką, inne zachwycały starannością i szczegółami. Pod każdym z eksponatów znajdowały się imię i wiek. Tomek przystanął przy ilustracji przedstawiającej piracki statek na środku rozszalałego morza – podpis głosił: „Jakub, lat 5”. Jako mały chłopiec też chciał zostać piratem. Westchnął i pokręcił głową. Co za bzdury. Niemożliwe, żeby to narysowało dziecko. Zerknął do ulotki. Sala numer jeden – Dziecięce sny. Sala numer dwa – Zapomniane marzenia. Sala numer trzy – Historyczne marzenia. Sala numer cztery –

– Toooomek! Tooomek! – Głos siostry przerwał mu studiowanie mapki.

– Idę, idę.

– Tooomek!

– Już idę. Nie drzyj się, Lila!

– Wcale się nie drę! – krzyknęła dziewczynka z drugiego końca sali.

Chłopak podszedł do siostry stojącej przed obrazem z pocztówki.

– Popatrz! Jest też łódka. Tylko że mniejsza. Ciekawe czemu?

– To nie łódka jest mniejsza. To kosmos jest większy – wyjaśnił.

Lila nie wyglądała na przekonaną.

– Jak bardzo? – spytała.

– Co jak bardzo?

– Jak bardzo większy?

– Bardzo, bardzo. O tak. – Rozłożył ręce, żeby zademonstrować. – I jeszcze więcej.

– Naprawdę?

– Naprawdę. Kosmos jest tak naprawdę nieskończony. Nawet na tym obrazie masz tylko kawałek. Kosmos jest dużo, dużo większy. Nigdy się nie kończy. Dlatego łódka wydaje się taka mała.

Dziewczynka jeszcze kilka chwil przyglądała się gwiaździstej przestrzeni.

– To jak długo ona będzie tak płynąć? – spytała, patrząc na łódź podwodną.

– Wiele, wiele lat. Aż się nie rozpadnie. Choć w prawdziwym kosmosie to latają promy i statki kosmiczne. I na razie tylko na Księżyc. Zróbmy zdjęcie i chodźmy obejrzeć pozostałe obrazy, okej? – zaproponował.

– Okej.

 

*

– Muszę siku. – Lila przestąpiła z nogi na nogę.

– Nie mogłaś zrobić wcześniej?

– Wcześniej mi się nie chciało.

– No dobra, chodź, poszukamy łazienki.

Toaleta znajdowała się w głębi budynku. Gdy siostra wyszła, Tomek zakomunikował:

– Zrobimy jeszcze kilka zdjęć i wracamy do domu.

– Jeszcze nie, nie obejrzałam wszystkiego!

– No to już nie obejrzysz, wracamy do domu. I tak zmarnowałem z tobą pół dnia.

– Wypchaj się. Powiem mamie! – Lila pobiegła korytarzem i zatrzymała się przy drzwiach z napisem „Archiwum”. Złapała klamkę.

– Lila, nie wchodź tam.

– Nie jest zamknięte.

– Lila!

Dziewczynka otworzyła drzwi i weszła do środka. Jej oczom ukazały się długie rzędy półek. Zanim Tomek dogonił siostrę, wbiegła pomiędzy regały. Za nią, jedna po drugiej, zapalały się lampy, rozświetlając ogromne pomieszczenie.

– Łaaaaa! – Lila przystanęła i zatoczyła wzrokiem.

Tomek cicho zamknął drzwi.

– Chyba możemy się trochę rozejrzeć, skoro już weszliśmy.

– Tak! – Dziewczynka zaklaskała w dłonie. – Ile książek!

– To nie książki, tylko albumy. Jesteśmy w archiwum. Pewnie przechowują tu rysunki z poprzednich lat – wyjaśnił.

– Kiedy mama się urodziła? Może jej rysunki też znajdziemy – powiedziała Lila, patrząc na daty wypisane na regałach.

– Nie zaszkodzi sprawdzić. Poczekaj, policzę. W siedemdziesiątym ósmym albo dziewiątym.

– Nie ma takiej liczby.

– Dodaj z przodu jeden i dziewięć. Lila, powinnaś już wiedzieć takie rzeczy – żachnął się Tomek.

– A ty nie wiesz, kiedy mama się urodziła!

– Dobra, już dobra. Tylko mów ciszej, bo jeszcze ktoś przyjdzie. To chyba ten regał.

Dość szybko znaleźli kilka grubych albumów podpisanych: Dom dziecka „Tęczowe marzenia”.

– Weź ten, a ja zobaczę ten drugi – polecił Tomek, podając siostrze ciężki tom.

Rozłożyli się na podłodze i zaczęli wertować strony w milczeniu.

– Tomek, patrz, to my! To my! Jesteśmy marzeniem mamy! – krzyknęła nagle dziewczynka.

Na pożółkłej kartce, wymalowane woskową kredką, znajdowały się cztery postacie. Podpis głosił: Monż, ja, dzieći tomasZ i Liljana. Pod rysunkiem ktoś wykaligrafował: (Małgorzata, lat 6).

– Pokaż. Rzeczywiście. Imiona się zgadzają.

– Spójrz na tatę! Nie ma imienia – zaśmiała się Lila.

– Nie może mieć, bo to marzenie, głupia. Mama jeszcze nie wiedziała, jak tata się będzie nazywał.

– Wcale nie jestem głupia! Sam jesteś głupi. Nasze imiona mama znała!

– Nie znała. Tylko chciała nas tak nazwać. To nie to samo.

– Wcale nie! Znała! Mam jasne włosy, jak na rysunku! A ty masz jak tata! – spierała się Lila.

– No i co z tego?

– Mama nas znała!

– Nie znała. Oddaj album. Wracamy do domu – rozkazał Tomek.

– Nie! Chcę jeszcze popatrzeć.

– Wracamy! Dawaj!

– Nie!

Tomek zatrzasnął album i wyrwał go siostrze z ręki. Róg rysunku z papierową Liljaną został dziewczynce w dłoni.

– Widzisz, co narobiłaś. Podarłaś kartkę!

– Mama zabroniła ci na mnie krzyczeć. To twoja wina! – Usta dziewczynki wykrzywiły się w podkówkę.

– Dobra, już dobra. Tylko nie rycz. Przepraszam. Znajdziemy gdzieś taśmę klejącą i przykleimy to z powrotem. Okej? Daj ten kawałek.

Wracali w złych humorach. Nie udało im się znaleźć ani taśmy, ani kleju, żeby naprawić rysunek. W końcu Tomek zadecydował, że włożą fragment razem z obrazkiem do albumu i przyjdą następnego dnia. Lila przez całą drogę milczała, szła kilka kroków przed bratem, wpatrując się w ziemię.

Następnego dnia Tomek obudził się spocony, z sercem bijącym zdecydowanie za szybko. Śniło mu się, że Lila robiła się coraz bledsza i cieńsza, aż w końcu zamieniła się w kawałek papieru z biblioteki i wiatr uniósł ją gdzieś bardzo, bardzo daleko.

– To tylko sen – wyszeptał i ponownie zamknął oczy. Tylko sen. Lila jest bezpieczna w pokoju obok. Lila!

Jednym ruchem odrzucił kołdrę i pobiegł do pokoju siostry.

– Lila…

W pomieszczeniu przerobionym na gabinet stało staroświeckie biurko ojca.

– O, Tomek, dobrze, że już wstałeś – rozległ się w korytarzu głos matki.

– Mamo, gdzie jest…

– Tata poszedł już do pracy. Miał dzisiaj jakieś ważne spotkanie.

– Nie, gdzie jest…

– Hmm?

Pobiegł do przedpokoju. Różowa kurtka i żółte śniegowce, czapka z kocimi uszami, rękawiczki na sznurku, misiowe nauszniki – zaczął gorączkowo wyrzucać rzeczy z szafy – nie ma, nie ma, nie ma… Sanki! Gdzie są sanki. Mieli razem iść na górkę. Sanki!

– Gdzie są sanki?!

– Sanki? W garażu. Mówiłeś, że nie warto ich wyciągać. Tomek, wszystko dobrze?

Zaczął wzuwać buty.

– Tomek, jesteś w piżamie. Co ty…

Chwycił kurtkę i wybiegł na dwór.

Biblioteka znajdowała się dwadzieścia minut drogi piechotą od domu. Dziesięć minut później Tomek łapał haustami powietrze przed wejściem do starego budynku. Szarpnął klamkę. Zamknięte. Z całych sił zaczął walić w drzwi.

– Lila! Lila!

– Nie krzycz tak, chłopcze. Dzisiaj zamknięte.

– Co?! – Chłopak podskoczył na dźwięk głosu za plecami.

– Dzisiaj zamknięte. Jest środa. Pan kierownik będzie później, ale i tak dla czytelników biblioteka jest dziś zamknięta – wyjaśniła stojąca za nim staruszka.

– Ale… ja muszę wejść… wczoraj z moją… raport i pocztówka… na wystawie. Portier dał pocztówkę… raport… ja muszę…

Kobieta przyglądała się Tomkowi. Musiał wyglądać na naprawdę zdesperowanego, bo po chwili pokręciła głową i powiedziała:

– Jeśli coś zgubiłeś, na pewno zostało odłożone na portierni. Poczekaj tu chwilę. Sprawdzę, czy ktoś nie znalazł jakichś dokumentów. Albo pocztówek – dodała po chwili.

Dlaczego nie mógł dobrze wyjaśnić, co się stało? Jak to możliwe, że kiedy tylko miał powiedzieć komuś o siostrze, język odmawiał mu posłuszeństwa. Co się dzieje?!

Kobieta wyszła po kilku minutach.

– Proszę. Czy o to chodziło? – powiedziała, wręczając mu zeszyt w kwiatki, ze starannie wykaligrafowanym słowem „Raport” na okładce. – Pewnie byłeś tu wczoraj z siostrą?

Spojrzał na kobietę zdziwiony.

– Moja wnuczka też musiała napisać taki raport. – Staruszka uśmiechnęła się miękko. – Dobrze, że się znalazł. Do widzenia.

Nie czekając, aż kobieta zniknie za drzwiami, popędził z powrotem. Jak tylko znalazł się w swoim pokoju, dopadł biurka.

– Kredki, kredki, gdzie są te cholerne kredki?! I taśma klejąca. Albo chociaż klej. Cokolwiek.

Rzeczy z szuflad po kolei lądowały na podłodze.

– Mam!

Wrzucił przybory do plecaka, wciągnął dżinsy i wybiegł z domu.

*

Po dokładnym obejściu budynku znalazł niewielkie okno tuż nad ziemią z przerdzewiałymi ze starości kratami, które udało mu się wyrwać. Szybę wybił łokciem. Dostawszy się do środka, nasłuchiwał przez chwilę – żadnych kroków. Odetchnął z ulgą. Nikt go nie usłyszał – piec w starej kotłowni chodził wystarczająco głośno, postękując od czasu do czasu.

– Pora znaleźć archiwum – powiedział Tomek na głos i skierował się w stronę schodów.

W bibliotece panowała cisza. Bez problemu dostał się na korytarz w głębi budynku. Drzwi były jednak zamknięte. Przydałby się zestaw wytrychów, pomyślał. Że też zawsze wybieram maga…

– To nie gra, idioto – upomniał sam siebie. – No dobra, gdzie może być klucz?

Przekradł się do portierni. Na ścianie wisiało ich całkiem sporo. Niestety żaden nie był podpisany.

– Świetnie – mruknął, po czym wrzucił wszystkie do plecaka i wrócił pod drzwi archiwum. – Niech któryś pasuje – poprosił i zabrał się do sprawdzania kluczy. – Ten nie, ten też. Okej, może ten. No dobra, to przestaje być zabawne – wymamrotał i szarpnął klamkę. Został mu tylko jeden klucz.

Na szczęście zamek w drzwiach ustąpił z jękiem.

– No, wreszcie – sapnął chłopak i wślizgnął się do środka.

Album stał na swoim miejscu. Gdy Tomek wziął go do ręki, spomiędzy pożółkłych kartek wypadł obrazek Małgorzaty. Oderwanego rogu nie było. Chłopak trzęsącymi się rękoma przewertował wszystkie strony. Nic.

– Przecież musi gdzieś być – jęknął.

Nie było. Nigdzie. Ani we właściwym albumie, ani w żadnym innym. Nie było na sąsiednich półkach ani na tych naprzeciwko. Tomek na czworakach schylił się, żeby zajrzeć pod regał.

– Tu go nie znajdziesz.

– Aaaa! Zwariował pan?! – wrzasnął. – Co pan tu robi?

Portier uśmiechnął się z politowaniem.

– Zniknęły klucze z portierni, więc sprawdzam wszystkie pomieszczenia w poszukiwaniu winowajcy.

– Nie chciałem ich zabrać, tylko że ja musiałem tu wejść, bo moja siostra… – Tomek przerwał zdziwiony – moja siostra, mogę powiedzieć siostra. Byłem tu wczoraj z Lilą, znaczy się z moją siostrą, i ten obrazek to marzenie naszej mamy i niechcący urwaliśmy róg i ona zniknęła. I nikt o mojej siostrze teraz nie pamięta, nawet mama, a ja nie mogę o niej mówić. Nie ma jej pokoju ani żadnych jej rzeczy, wszystko zniknęło – powiedział na jednym wydechu.

– Tu nie znajdziesz oderwanego fragmentu.

– Jeśli go pan wziął, to proszę mi go oddać. Muszę uratować Lilę! Mówię prawdę!

– Spokojnie, chłopcze, wierzę ci. Chciałbym pomóc, niestety nie posiadam tego kawałka.

– Ale przecież on musi gdzieś być. Nie mógł się tak po prostu zdematerializować!

– Obawiam się, że mógł – powiedział mężczyzna i wskazał na rysunek Małgorzaty. – Częściowo zniszczyliście marzenie z dzieciństwa waszej matki. Zrealizowane marzenie. Teraz istnieje tylko to, co zostało. Na papierze są twoi rodzice i ty. Liliana nigdy się nie urodziła.

– Przecież to niemożliwe.

– A jednak tak jest. Utrata marzeń ma konsekwencje w realnym życiu.

– Skoro pan wie, co się stało i mogę przy panu mówić o siostrze, to na pewno da się coś zrobić. Musi mi pan pomóc!

Mężczyzna przez chwilę milczał.

– Spróbuję, ale nic nie mogę obiecać. Chodźmy – powiedział w końcu.

Tomkowi zdawało się, że idą całą wieczność. Mijali dziesiątki regałów wypełnionych albumami.

– Co to za miejsce?

– Archiwum marzeń. Nie widziałeś plakietki na drzwiach?

– Widziałem, tylko…

– No, doszliśmy – przerwał Tomkowi portier. – Poproszę duży klucz z plamami rdzy.

– A tak, już, chwileczkę. – Chłopak poczerwieniał i zaczął nerwowo grzebać w plecaku. – Przepraszam, ja nie chciałem ich zabierać, ale drzwi były zamknięte i… Przepraszam – zakończył nieskładnie i podał portierowi klucz.

Weszli do następnego pomieszczenia. Powietrze wypełniał szum pracujących urządzeń.

– Gdzie jesteśmy? – spytał chłopak, spoglądając na stojącą nieopodal maszynę, wypluwającą srebrzyste kartki.

– Jak widzisz, jesteśmy w drukarni. Zapomniane marzenia zanikają. Puste arkusze trafiają do utylizacji, a potem do maszyny czerpalniczej i ostatecznie do prasy i maszyny nadrukowującej – wyjaśnił mężczyzna, wskazując ręką poszczególne urządzenia.

– A tam co jest? – Chłopak skinął głową w stronę czarnych drzwi z nalepką „Radioaktywne” w rogu pomieszczenia, zabezpieczonych dużą srebrną kłódką. Nad wejściem migała czerwona lampka.

– To kompostownia. Właśnie tam zmierzamy. Wejście tylko dla upoważnionego personelu.

– Kompostownia?

– Skorumpowane i zniszczone marzenia gniją. Jeśli je pozostawić samym sobie, zamieniają się w toksyczną masę. Dlatego ten proces podlega ścisłej kontroli.

– To marzenia mogą być skorumpowane? – Tomek uniósł brwi.

– Marzenia stanowią ważną część życia, nie mogą go jednak zastąpić. Czasami mutują i zaczynają rozrastać się w niekontrolowanym tempie, stopniowo niszcząc swojego twórcę.

– A gdzie jest urwany przez Lilę fragment?

– Trudno powiedzieć. Normalnie zniszczone marzenia trafiają właśnie do kompostowni, jednakże nie mieliśmy do tej pory przypadku, gdy zniszczeniu uległo już zrealizowane marzenie. Zabawa z czasem to niebezpieczna sprawa.

– Skoro nie można odnaleźć oderwanego fragmentu – chłopak chwycił pierwszy z brzegu arkusz papieru z podajnika – dorysuję to, czego brakuje.

– To nie takie proste. Nie możesz…

– Właśnie, że tak, nie niszczę przecież niczyjego marzenia. Te kartki i tak są puste.

Tomek wyjął kredki i rozłożył się na podłodze. Rysunek z urwanym rogiem położył starannie przed sobą. Delikatnie oderwał fragment niezadrukowanego arkusza, przymierzył i zaczął rysować.

Mężczyzna patrzył, jak chłopak najpierw ostrożnie kreśli ołówkiem po papierze, po czym sięga po woskowe kredki.

– Gotowe. Jeszcze tylko taśma klejąca.

– Przykro mi – powiedział portier.

Rysunek robił się coraz bledszy.

– Dlaczego, przecież… Wezmę inną kredkę. Może to nie ten kolor. Przecież… Jeszcze raz.

Dorysowywany fragment znikał za każdym razem.

– Jeszcze raz. Jeszcze…

Papier coraz szybciej wracał do pierwotnej formy.

– To niemożliwe… Jak…

– Przykro mi – powtórzył mężczyzna. – Ten papier przyjmuje tylko żywe marzenia.

– Przecież Lila nie jest martwa! Ona… Ona tylko zniknęła… Mamie nic nie jest. Jej marzenie nie może być martwe!

– Jej marzenie, w kształcie, który pamiętasz, nie istnieje. Nigdy nie powstało. Ten papier jest nośnikiem nowych marzeń, takich, które dopiero się rodzą – wyjaśnił mężczyzna.

Tomek zawahał się.

– Co się dzieje z marzeniami, kiedy ich właściciele… znikają?

– Czasami umierają razem ze swoimi marzycielami. Taki papier również tu trafia. Niekiedy dziedziczą je następne pokolenia.

– Nie o to pytam – burknął chłopak.

– Zdarza się, że marzenia zostawiają fizyczny ślad w realnym świecie i wtedy, tak długo, jak ten ślad istnieje, pamięć o marzycielu ma szanse przetrwać. Ale ludzie łatwo zapominają. Nawet ty wkrótce zapomnisz wszystko, co się tu wydarzyło.

– Co z moją siostrą?! – wrzasnął Tomek, ściskając w pięściach kredki, które poddały się z cichym trzaskiem. – Jej marzenia… Ich też już nie ma? – dodał ledwo słyszalnie. Spojrzał na Raport siostry. Po kotkach zostały tylko brudne smugi kleju, kwiatki na okładce też były jakby bledsze.

– Marzenia Liliany powoli odchodzą w niebyt. Wkrótce nie będzie po nich żadnego śladu.

– Jak to zatrzymać?

– Musisz odnaleźć rdzeń marzenia waszej matki.

– Rdzeń?

– Fizyczną postać emocji towarzyszącej narodzinom marzenia – szczęścia, miłości, gniewu czy determinacji. Chodź ze mną. – Mężczyzna wyciągnął spod swetra zawieszony na łańcuszku srebrny kluczyk i podszedł do zapieczętowanych drzwi.

– Co tu tak cuchnie? – Tomek wszedł za portierem do środka i zakrył rękawem usta.

– Gdy marzenie ulega destrukcji, rdzeń zaczyna otaczać miazma, która gęstnieje z czasem, jeśli marzyciel nie udźwignie straty. Procesowi często towarzyszą intensywne emocje, takie jak rozpacz, poczucie winy czy nienawiść. – Portier zmarszczył nos. – Im silniejsza emocja, tym zapach bardziej wyrazisty.

Podeszli do ogromnego basenu pełnego ciemnej mazi.

– A co się dzieje z właścicielami marzeń, które tu trafiają? – zapytał chłopak.

– Widzisz te srebrne nici pod powierzchnią? To właśnie rdzenie. Jeśli człowiek poradzi sobie ze stratą, z czasem rdzeń jego marzenia ulega rozkładowi i zamienia się w torf, żyzną glebę, na której wyrasta srebrzysty bambus. – Staruszek wskazał ręką na białawe badyle, widoczne po drugiej stronie zbiornika. – To z jego liści powstaje nowy papier. Gdy rdzeń się rozłoży, człowiek może ponownie marzyć.

– A jeśli sobie nie poradzi?

– Staje się pustą skorupą, jest martwy w środku.

– Przecież z braku marzeń się nie umiera – zaoponował Tomek.

– Nie umiera – potwierdził mężczyzna. – Ale też się nie żyje. Takie rdzenie zaczynają się rozkładać dopiero z chwilą śmierci cielesnej powłoki. Jeśli naprawdę chcesz uratować siostrę, musisz znaleźć brakujący fragment rdzenia.

Tomek przełknął ślinę.

– Kawałek oderwany przez Lilę na pewno jest w tej brei? – zapytał.

– Tego nie wiem. Jak mówiłem, to pierwszy taki przypadek w mojej karierze. Ale jeśli go tu nie znajdziesz, dla twojej siostry nie ma już ratunku – odrzekł portier.

– Skąd będę wiedział, który rdzeń to ten właściwy?

– Po zapachu.

– Że co? – jęknął chłopak.

Portier wzruszył ramionami.

– Rdzeń powstaje z udziałem zmysłów, a zapach jest najtrwalszym nośnikiem wspomnień, które są mieszanką myśli i emocji. Problem w tym, że szukasz rdzenia marzenia matki, nie własnego. W normalnych okolicznościach mógłbyś go nie rozpoznać, ale skoro marzenie dotyczy także ciebie i twojej siostry, to powinieneś dać radę. Tak myślę.

– No to ekstra – mruknął do siebie Tomek.

– Uważaj na ciemniejsze miejsca, zasysają jak ruchome piaski. Najcięższe odpady przyciągają inne, tworząc skupiska i kiedy przekroczona zostanie masa krytyczna, rodzi się pustka. Jeśli wpadniesz w taką plamę, zabierze ci wszystko. Pozbawi marzeń i snów, wyjałowi z emocji. Nie znikniesz tak jak Lila, ale nie będziesz mógł też wrócić do swojego dawnego życia.

– Coś jeszcze? – zapytał Tomek.

– Powiedziałem ci wszystko, co mogłem, chłopcze – odrzekł staruszek. – Decyzja należy tylko do ciebie.

Czarna maź poruszyła się niespokojnie, gdy Tomek usiadł na brzegu basenu i zwiesił nogi. Zamknął oczy.

– Pamiętaj, że nie musisz tego robić. Możesz żyć dalej bez siostry i być szczęśliwy. Wkrótce zapomnisz o tym, że kiedykolwiek mogła istnieć.

Chłopak powoli wstał i odsunął się od krawędzi.

– Proszę tu na mnie zaczekać – rzucił, po czym wybiegł z sali. – Ja wrócę!

Pół godziny później stanął przed portierem z maską i płetwami do nurkowania.

– Dostałem na gwiazdkę. Byłem już na dwóch zajęciach – powiedział z dumą i dodał, wyciągając linkę z plecaka: – Tata już się nie wspina, więc nie będzie miał mi za złe, że pożyczyłem. A to na rdzeń – pokazał pusty słoik po dżemie truskawkowym.

Staruszek uśmiechnął się z aprobatą.

– Przezorny zawsze ubezpieczony. Za godzinę cię wyciągam. I pamiętaj, choćby nie wiem co, nie daj się wessać w pustkę. Gdybyś wpadł w kłopoty, szarpnij trzy razy liną. Powodzenia.

Tomek skinął głową i zanurzył płetwy w dziwnej substancji, która delikatnie zalśniła srebrem. Wziął głęboki oddech i ześlizgnął się w ciemną toń. Z pozoru gęsta jak smoła maź okazała się wyjątkowo rzadka. Coś pomiędzy lataniem, pływaniem i spadaniem, przemknęło chłopakowi przez głowę.

*

Płynął już dobre pół godziny i nic, żadnego znajomego zapachu. Mimo że starał się unikać ciemniejszych miejsc, od nadmiaru doznań mdliło go coraz bardziej. Emocje oblepiały każdy centymetr ciała, próbując wedrzeć się do środka – rezygnacja o smaku choroby i leków, wściekły smród agresji, mdląca woń poczucia winy, strach cuchnący czymś, czego nie potrafił i nie chciał zidentyfikować… Lila, gdzie jesteś? Tomek rozglądał się rozpaczliwie na wszystkie strony, przepływając coraz bliżej ciemniejszych miejsc. Jeśli jej nie znajdzie… Lila! Lila! Liiila! Chłopak miotał się coraz bardziej. Uspokój się! USPOKÓJ SIĘ, przykazał sobie w duchu. Tak jej nie znajdziesz. Pomyśl. No dobra, jak to nie zadziała…

Zamknął oczy i wziął głęboki wdech przez nos. Pozwolił zapachom wypełnić się całkowicie. Jest! Wśród wszechogarniającego smrodu ten jeden nie chciał wymieszać się z innymi. Tak, no jasne. Radość pachnąca kawą zbożową na mleku i jajecznicą. Ich rodzinne śniadanie co sobotę. Otworzył oczy. Srebrna nitka unosiła się kilka metrów przed nim, niebezpiecznie balansując na granicy wielkiej ciemnej plamy. Tomek odkręcił słoik i podpłynął ostrożnie do rdzenia. Wyciągnął rękę. Już prawie, jeszcze tylko trochę. Pustka działała na niego jak magnes. Prawie, no dalej. Mam! Srebrzysta nitka zamigotała w szkle. Teraz tylko puścić sygnał i… Ciemność szeptała: ZostańSzarpnął raz. Nie odpływaj… Drugi. Zostań ze mną… Tu będzie ci dobrze Tomek wpłynął w czerń.

*

– Tomek, wstawaj, śniadanie za pięć minut. – Kobieta zajrzała do pokoju syna.

– Jeszcze chwilę, mamo – wymamrotał spod kołdry.

– Za chwilę to jemy. Wstawaj i się ubierz. Za pięć minut przy stole.

– Mhm…

– Tomek! Śniadanie! Wstawaj! – Głowa dziewczynki pojawiła się w drzwiach i zaraz zniknęła.

– Lila? Lila!

Tomek wyskoczył z łóżka i pobiegł do kuchni. Tata nakładał jajecznicę na talerze.

– Lila, jeszcze widelce – zwróciła się matka do dziewczynki, stawiając kawę na stole.

– Ooo-kej – odpowiedziała śpiewnym głosem Lila, grzebiąc w szufladzie.

– Lila? – Tomek ledwo mógł wydobyć z siebie głos.

Siostra odwróciła się zdziwiona, ciemne włosy zalśniły srebrem.

– Twoje włosy? Co z nimi zrobiłaś?

– Nic.

– Są czarne. Przefarbowałaś je?

– Ale z ciebie głuptas. Zawsze takie były. Takie… – Dziewczynka spojrzała na ojca.

– Jak u taty! – krzyknęli wspólnie i wybuchnęli śmiechem.

Kobieta pogłaskała córkę po głowie.

– Siadajcie wreszcie. Tomek, ty chyba jeszcze śpisz – powiedziała i wyciągnęła w jego kierunku dłoń.

Poczuł szarpnięcie. Kuchnia zafalowała i rozpłynęła się w powietrzu, a wraz z kuchnią cała jego rodzina.

– Już myślałem, że cię straciłem – wysapał portier i odetchnął z ulgą. – Witaj z powrotem, chłopcze.

Tomek leżał na zimnej posadzce i wpatrywał się w ciemność. Otulał go zapach kawy zbożowej i jajecznicy.

*

Rok później

– Gosiu, chodź do łóżka. Jest środek nocy. – Mężczyzna objął żonę stojącą w progu dziecinnego pokoju.

Kobieta pokręciła głową.

– Znowu ten koszmar? – zapytał.

Przytaknęła.

– Śniło mi się, jak ciemnowłosy chłopiec tonie. Jak nasz syn tonie. A ja mogłam tylko patrzeć – dodała ciszej. – To było takie prawdziwe. – Wzdrygnęła się.

– Koszmary już takie są. Może mieliśmy chłopca w innym życiu – zażartował mężczyzna i pocałował kobietę w szyję. – Chodź do łóżka – powtórzył. – Dochodzi trzecia.

– Daj mi chwilę. Chcę jeszcze na nią popatrzeć.

Mężczyzna spojrzał na ciemnowłosą dziewczynkę oddychającą równo pod kołdrą w konstelacje i mgławice. Jeszcze raz pocałował kobietę w szyję i udał się do sypialni.

*

Dwadzieścia trzy lata później

Dwie postacie skierowały się do stoiska przy wejściu do głównej sali budynku biblioteki miejskiej.

– Dwa bilety, poproszę – powiedziała z poważną miną jasnowłosa dziewczynka.

– Dziś wstęp jest bezpłatny – poinformował portier.

– A mogę taką plakietkę? – Dziewczynka wskazała palcem na identyfikator przypięty do piersi mężczyzny. Kartonik mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

– Przykro mi. Mam tylko jedną i nie mogę się z nią rozstać.

– A mogę chociaż zobaczyć?

– No dobrze. – Odpiął plakietkę i podał dziewczynce.

– To-masz Stra-żni-k – przesylabizowała. – A moja mama jest astronautką!

– Astronomką, kochanie – poprawiła dziecko kobieta. – Strażnik to nazwisko tego pana, nie zawód.

Portier, widząc zawiedzioną minę małej, pochylił się, przyłożył dłoń do ust i konspiracyjnie wyszeptał:

– Chcesz, to zdradzę ci sekret.

Dziewczynka skwapliwie kiwnęła głową.

– Ja naprawdę jestem strażnikiem. Chronię marzenia, żeby nie dostały się w niepowołane ręce.

Mała spojrzała szybko na swoje dłonie.

– Niepowołane ręce to takie, które mogłyby zniszczyć marzenia – wyjaśnił mężczyzna. – Ludzie nie powinni żyć bez marzeń i ja dbam o to, żeby nikt ich nie zniszczył. To bardzo ważna praca – dodał z dumą, przypinając identyfikator na powrót do koszuli. – A teraz czas wybrać pocztówkę – powiedział i wyjął spod stołu gruby album.

Po chwili przeglądania dziewczynka zdecydowała się na kartkę wypełnioną po brzegi słonecznikami. Na ciemnych talerzach uwijały się pszczoły zbierające nektar.

– Doskonały wybór – rzekł portier, podając dziewczynce wybraną pocztówkę. – Przyjemnego oglądania.

– Dziękujemy – powiedziała ciemnowłosa kobieta i skierowała kroki do sali wystawowej.

Tomasz Strażnik patrzył, jak Lila bierze córkę za rękę i obie wchodzą na Wystawę Marzeń i Snów. Na jego ustach gościł ledwo widoczny uśmiech.

Koniec

Komentarze

Witaj.

To bardzo wzruszająca, niepowtarzalna, mocno wyciskająca łzy historia, ciekawie opowiedziana.

Dodatkowo wzbogacona materiałem ilustracyjnym, stanowi jeszcze cenniejszy tekst. 

Gratuluję Ci bezgranicznej wrażliwości.

 

Chciałam przeczytać inne Twoje opowiadania, ale… nie bardzo umiem znaleźć Twój login. surprise

 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Dziękuję heart Anonim jeszcze przez jakiś czas pozostanie anonimowy ;-)

It's ok not to.

Anonim:

 

Dziękuję heart Anonim jeszcze przez jakiś czas pozostanie anonimowy ;-)

Rozumiem.

Że zacytuję pewnego Galla (nomen-omen) Anonima: zatem o tej anonimowości “…długo byłoby mówić…” ;wink

Pecunia non olet

Ech, nikt nie komentuje, to się ujawniam ;-)

It's ok not to.

Witaj, Ujawniony/Ujawniona. :)

Pecunia non olet

-a

;-)

It's ok not to.

Są takie opowiadania, po przeczytaniu których nie chce Ci się nic powiedzieć, napisać, ponieważ są pełne, doskonałe. W takich tekstach litery bym nie zmieniła, bo nie ma nic do dodania. Twoje opowiadaniem takim właśnie jest.

Idealnie wyważyłaś emocjonalnie, a to szczególnie lubię w opowiadaniach. Piękna wizja archiwum.

Dodatkowo, warsztatowo – nieskazitelne.

Zgłaszam do biblio, a za dwa dni nominację. Szkoda, że nie jestem dyżurną, jednak sądzę – nie będzie to potrzebne.

Dziękuję za bardzo, bardzo  zajmującą  opowieść. :-) 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum,

i co ja mam odpowiedzieć na taki komentarz? ;-) Dam trzy serduszka heartheartheart.

Ogromnie cieszy mnie, że opko dostarczyło tak pozytywnych wrażeń. Dziękuję, że wpadłaś i podzieliłaś się wrażeniami. (Za klik i nominację oczywiście też!)

It's ok not to.

heart

 

Dale Chihuli. :-) Jeden obrazek jego szklanych rzeźb miałam na szczęście przy sobie. 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przepiękne. Aż trudno uwierzyć, że wykonane ludzką ręką. Idę wygooglać człowieka :D

It's ok not to.

Fajny pomysł na muzeum/wystawę marzeń i możliwość wpływania na świat rzeczywisty za ich pośrednictwem. Logiczne, jeśli się zastanowić.

Historia wciągnęła, byłam ciekawa, co stanie się dalej z dzieciakami. Dzięki temu szybko się czytało.

Interesująca reakcja brata – najpierw ma serdecznie dosyć siostry, ale potem rzuca się jej na ratunek.

Świetny rysunek. Zwłaszcza dziewczynka z dwukolorowymi włosami i chłopiec zamazany korektorem.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo :-)

 

Fajnie, że tekst wciągnął i dobrze się czytało. Z rodzeństwem to wydaje mi się częsty przypadek . A tu jeszcze Lila przeszkodziła Tomkowi w drużynowej misji :P

 

Świetny rysunek.

Bo ja zdolna jestem XD

 

Dzięki za wizytę i komentarz. I klik <3

It's ok not to.

Wiem, też mam młodszego brata. Rodzice zostawiają człowieka z takim małym wrednym pasożytem, który w ogóle nie słucha. Cała odpowiedzialność, ale żadnej władzy.

Babska logika rządzi!

To się nazywa władza teoretyczna ;D

It's ok not to.

Bardzo piękne opowiadanie, nie tylko dobrze się czytało, ale i poruszyło uczucia i dało do myślenia. Takie coś zawszę cenie w tutejszych (ale i wydanych) pracach.

U Ciebie właśnie tak jest.

Nie rozumiałem dlaczego anonim, takich opowiadań nie wolno się wstydzić, ani się chować, bo trzeba nimi się chwalić ;)

Warsztat masz bardzo dobry, dbasz o narrację, ale i szczegóły, przez co czyta się jak wydaną powieść. Tutaj w pełni zgadzam się z Asylum ;)

Najbardziej zazdroszczę Ci takiej wrażliwości, nie tylko literackiej, ale i takiej zwykłej, ludzkiej, bo przelewa się w tym opowiadaniu.

Zgłaszam do biblioteki, a i zastanowię się nad piórkiem, bo opowiadanie na pewno wyróżnia się na tle innych, właśnie tą wrażliwością.

Pozdrawiam i gratuluję!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Cześć, Daniel :-)

 

 Jeśli opko poruszyło i dało do myślenia, a przy tym dobrze się czytało, to jestem w pełni szczęśliwa :-D

Nie rozumiałem dlaczego anonim

Byłam ciekawa, czy widać, że ja to ja ;-)

 

Najbardziej zazdroszczę Ci takiej wrażliwości, nie tylko literackiej, ale i takiej zwykłej, ludzkiej, bo przelewa się w tym opowiadaniu.

Zgłaszam do biblioteki, a i zastanowię się nad piórkiem, bo opowiadanie na pewno wyróżnia się na tle innych, właśnie tą wrażliwością.

heartheartheart

 

Dzięki za wizytę i głos do biblio (i rozważanie nominacji)!

It's ok not to.

Cześć, dogs,

faktycznie pomysł bardzo ujmujący, do którego potrzeba było wrażliwości i delikatności, co samo w sobie jest piękne. Gdyby opko trochę przebudować, mogłoby być dla dzieci. Dlatego właśnie za sam ten pomysł ślę wyrazy uznania.

Dziwię się więc, dlaczego nie czuję tego samego co przedmówcy. Sama jestem bardzo wrażliwa, ale zabrakło mi tutaj tego piękna w narracji. Brak mi lekkości i tego czegoś. Niby 27 tys., ale jakbyś zbyt szybko chciała skończyć. Tomek na przykład zbyt szybko orientuje się, że siostra została wymazana z życia i zbyt szybko łączy to z tamtym naderwanym rysunkiem. Miał dziwny sen, ale to chyba nie wystarcza. Zabrakło mi w tamtym momencie tego szoku, że Lila zniknęła, szczególnie że Tomek sam to tak nagle wykminił. Językowo nie jest dla dzieci, ale fabularnie już tak, bo dorosły czytelnik potrzebowałby w tym miejscu większych emocji. Jest wielkie niebezpieczeństwo, ale chwila moment bohater wszystko naprawia. Po prostu szkoda, że nie wyszło z tego coś głębszego ;)

Piękny, wspaniały pomysł, ale mimo to mnie nie porwał, choć zakończenie cudne.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć Lano,

miło Cię widzieć pod opkiem :-)

Trochę więcej elementów niż sen przekonało Tomka o tym, że Lila zniknęła. Z tym naprawianiem to też nie do końca wszystko się udało ;-)

Szkoda, że opko nie przekonało, ale cieszę się, że znalazłaś elementy, który przypasowały.

Dziękuję za komentarz.

It's ok not to.

“Lila, przestań już. Pójdziecie na wystawę. Koniec dyskusji. W lodówce macie obiad. Tata będzie później, więc nie czekajcie z odgrzaniem. Tomek, nie zapomnij wziąć telefonu. Pani w szkole kazała zrobić zdjęcia. Muszę już iść, bo spóźnię się do pracy.”

 

„– Lila, chodź już – zawołał Tomek” – Znowu „już”, poza tym skoro zawołał, to brakuje wykrzyknika.

 

„Niestety żaden nie był podpisany.” – Mało prawdopodobne.

 

„– Aaaa! Zwariował pan? – wrzasnął.” – J.w. Skoro wrzasnął, to potrzeba wykrzyknika.

 

„– Właśnie, że tak” – A tu bym dała bez przecinka. Wymawiane na głos nie miałoby pauzy, nieprawdaż?

 

„Za godzinę cię wyciągam. I pamiętaj, choćby nie wiem co, nie daj się wciągnąć w pustkę.”

 

Przyznam, że trudno mi ocenić Twoje opowiadanie, bo mam w głowie wielki napis “JUŻ TO GDZIEŚ CZYTAŁAM”. Naprawdę, jakkolwiek może trudno to wytłumaczyć, to mam niesamowite przeświadczenie, że czytałam już kiedyś opowiadanie zasadzające się na dokładnie tym samym pomyśle. Rodzeństwo, dawne marzenia, uszkodzenie jednego wskutek czego siostrzyczka znika, pomoc pracownika bliżej nieokreślonego miejsca, w którym nastąpił czynnik doprowadzający do zniknięcia… Czy Ty nie publikowała już tego gdzieś, kiedyś?

Abstrahując od tego, podoba mi się zaangażowanie brata. Jest wzruszające. Choć przyznam też, że są tu skróty myślowe pomiędzy poszczególnymi scenami, które mi trochę zgrzytają. Oraz że nie bardzo rozumiem, czemu pod koniec przeskakujemy do następnego pokolenia, w którym to już Lila jest z własnym dzieckiem?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Utrata marzeń ma konsekwencje w realnym życiu.

– Przecież z braku marzeń się nie umiera – zaoponował Tomek.

– Nie umiera – potwierdził mężczyzna. – Ale też się nie żyje.

 

Jakie to jest cholernie, boleśnie prawdziwe, jak prawdziwe potrafią być tylko bajki. Podoba mi się tu praktycznie wszystko i choć mam trochę takie wrażenie jak joseheim, że JUŻ TO GDZIEŚ CZYTAŁEM – to nie poczytuję tego za wadę. Opowieść gra na archetypach, a te są niezmienne i pewnie wiele osób mogłoby wpaść na taką historię – niekoniecznie więc musiałaś nawet Ty ją gdzieś indziej opublikować, bym coś podobnego przeczytał. Siła tej opowieści nie tkwi w jej oryginalności – a wręcz przeciwnie – w tym, że jest tak mocno gdzieś osadzona w powszechnym doświadczeniu, wkomponowujaca się w ten ciągle i wciąż zapisywany palimpsest, rezonująca w sensach tak głęboko w nas osadzonych, że nie do wyrwania. O sile jej decyduje wykonanie, emocje, budulec słowny. Można to przeżyć rzeczywiście, wciąż na nowo, bo utwór odnajduje brakujące komponenty w duszy czytającego, staje się kompletną układanką dopiero uwspólniony – i jako taki, jest świetnym ucieleśnieniem tego, co mam za własny manifest artystyczny – by tekst rodził się – w pełni rodził – w mózgu odbiorcy, a by twórca go jedynie zasiał, przygotował, podlał, hołubił – ale żeby to czytelnik ostatecznie musiał mu nadać formę ostateczną u siebie w głowie, tak, by autor stał się niezauważalny. Wielkiego kunsztu potrzeba, by coś takiego osiągnąć. Żałuję, że nie trafiłem tutaj, gdy był podpis “Anonim” – w moim odczuciu pięknie by on tu pasował – właśnie do tego zniknięcia twórcy za tekstem. Bo żeby to było w ogóle możliwe, tekst musi płynąć, musi stać się niezauważalny, trzeba przestać widzieć słowa a wyświetlić sobie w głowie film, historię, opowieść, z milionem wątków i tych srebrnych bambusowych nici – gdzieś uwiązanych do własnego świata. I to się Tobie udało.

 

Oraz że nie bardzo rozumiem, czemu pod koniec przeskakujemy do następnego pokolenia, w którym to już Lila jest z własnym dzieckiem?

 

Tutaj mam odczucie wprost odwrotne do tego, które miała joseheim, bo takie rozwiązanie jest wręcz konieczne – wydaje mi się nieuchronne i jedyne prawdziwe – a przy tym (być może tylko w mojej głowie) – rzuca światło na to, skąd się biorą tacy strażnicy jak Tomasz i staruszek.

 

Brawo.

Jestem pod wrażeniem.

 

Przetesujmy, czy mogę już polecać do biblioteki? Spróbuję :)

 

entropia nigdy nie maleje

Jose,

tekst nie był nigdzie publikowany, ale wysłałam go kiedyś do Smoko, może stąd kojarzysz?

Odnośnie końcówki – jest po to, żeby domknąć historię, pokazać, co stało się z Lilą i Tomkiem, dodatkowo (i tu intuicja Jima jest słuszna) rzuca trochę światła na postać/funkcję strażnika marzeń.

Dzięki za łapankę, komentarz i klik :-)

 

Jimie,

Twój komentarz sprawił mi ogromną przyjemność. Cieszę się, że zwróciłeś uwagę na ten fragment o marzeniach. Lubię baśnie i to, że często odwołują się do takich bardzo ludzkich, uniwersalnych prawd. Ten tekst jest jakąś moją próbą stworzenia czegoś podobnego. Fajnie, że warsztat daje radę i autorka znika podczas czytania – to dla mnie ważne.

 

Przetesujmy, czy mogę już polecać do biblioteki? Spróbuję :)

Zawsze możesz nominować do piórka, jakby z biblioteką się nie udało :P

 

Dzięki za wizytę i obszerny komentarz :-)

It's ok not to.

Ach, to musi być to! Bo naprawdę byłam pewna, że znam ten tekst :D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A to, jak nominować do piórka to jeszcze muszę ogarnąć, poczytać poradnik drakainy itp. ale z tego co mi tam gdzieś w głowie błyska, chyba był wymóg, by nie robić tego na świeżo, zaraz po przeczytaniu, ale do tekstu wrócić za dwa dni. Nie wiem też czy nie ma jakichś limitów ile tekstów do piórka można nominować (na szczęście, jeszcze żadnego nie nominowałem) – więc pewnie za dwa dni wrócę, przeczytam, zastanowię się jeszcze raz, czy to jest aż “piórkowe” – i wtedy posprawdzam gdzie i jak się “piórkuje” (o ile nie zapomnę i o ile będę miał czas), albo… nie, bo mi przejdzie ;-)

Pozdrawiam :)

entropia nigdy nie maleje

Jimie, możesz chyba nominować dopiero pod dwóch dniach od swojego komentarza (nie wiem, czy liczy się to 48 godzin, czy po prostu data). A co do liczby nominowanych tekstów – sam nie jestem pewien, jednak nominowałem już trzy razy do piórka i nominowałem dwa teksty co mi zaliczono, więc to chyba nie jest problem.

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Jose, :D

 

Jimie, tak, jest 2-dniowy wymóg. Do niczego nie namawiam :-)

 

Edytka. Nie ma chyba limitu odnośnie tego, ile tekstów można zgłosić. Trzeba tylko merytorycznie skomentować.

It's ok not to.

Ładne, cieplutkie, przyjemnie się czyta. Podoba mi się pomysł z wystawą marzeń, ale przede wszystkim samo podejście do marzeń. I dobrze, że Tomek nie odszedł tak całkiem :)

Bym klikła, alem za późno :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irko,

cieszę się, że opko dostarczyło przyjemnej lektury :-)

Dzięki za wizytę i komentarz :-)

It's ok not to.

Cześć!

 

Gdybym miał jednym słowem określić opowiadanie, wybrałbym poruszające.

Najpierw było mi smutno, że matka nie rozumie jak ważna dla Tomka może być gra z kumplami. Później było mi smutno, że Tomek nie docenił jak bardzo zależy mu na siostrze i być może w ogóle nie będzie miał okazji naprawić tego błędu. Na końcu było mi smutno, że częściowo miałem rację. Ale w tym tekście brak oczywistego happy endu to najlepsze rozwiązanie.

 

Całość jest mi bliska, jako najstarszemu z trójki rodzeństwa. Uczucia Tomasza (nie wszystkie, na szczęście) są mi dobrze znane. I nie tylko mi, jak podejrzewam. :D Pomysł z Archiwum Marzeń genialny w swej prostocie. 

 

– Przecież z braku marzeń się nie umiera – zaoponował Tomek.

– Nie umiera – potwierdził mężczyzna. – Ale też się nie żyje.

Jeśli doczekam się kiedykolwiek potomstwa, to chyba wpoję im to jako jakąś sentencję. :D Sam pochodzę z rodziny o tradycjach robotniczo-rolniczych i “bzdury” na temat marzeń latami wybijano mi z głowy, szlifując mój mózg na rzecz kultu codziennej ciężkiej pracy, więc to proste zdanie trafia do mnie ze zdwojoną siłą.

 

Dzięki za to opowiadanie, dało do myślenia. :)

 

Pozdrawiam!

Cześć, Adku,

super, że opowiadanie poruszyło i dało do myślenia.

 

Całość jest mi bliska, jako najstarszemu z trójki rodzeństwa.

 

Ja jestem środkowa ;-) Ale myślę, że większość osób, która ma rodzeństwo może się w jakimś stopniu odnaleźć w tym tekście.

Cieszę się, że tekst o marzeniach porusza <3

 

Dzięki za wizytę i obszerny komentarz :-)

It's ok not to.

Cześć, dogsdumpling ;) Przepraszam, że docieram tak późno.

Na samym początku myślałem, że opowiadanie okaże się dla mnie zbyt ckliwe – nie lubię takich rodzinnych, poruszających historii – ale ku zaskoczeniu, tekst podziałał na mnie w niewytłumaczalny sposób i bardzo mocno lekturę przeżyłem. Przez większość czasu towarzyszył mi smutek i żal, a na koniec 28-letniemu mężczyźnie (a tak naprawdę przedwiecznemu bóstwu ;)) zachciało się płakać :P Poruszyłaś tutaj kilka tematów, które odebrałem bardzo osobiście i nie do końca potrafię wypowiedzieć się składnie na temat swoich przemyśleń. Ograniczę się do stwierdzenia, że historię opowiedziałaś w przepiękny sposób, z wielką wrażliwością.

Zgodzę się z Jimem, że tekst nie broni się oryginalnością, a emocjami.

Jeśli chodzi o wykonanie, to zgrzytnął mi trochę sam początek i Tomek oznajmiający matce, że umówił się z kolegami w sieci. Wydaje mi się, że żaden dorastający chłopiec nie używa takiego języka i miałem wrażenie nienaturalności, ale to szczegół.

Bardzo mi się podobało :)

Pozdrawiam,

Amon

Przez większość czasu towarzyszył mi smutek i żal, a na koniec 28-letniemu mężczyźnie (a tak naprawdę przedwiecznemu bóstwu ;)) zachciało się płakać :P

Ha! Poruszyłam bóstwo ;D (A myślałam, że macie serca z kamienia :P).

 

Fajnie, że opko uruchomiło emocje i nie wyszło ckliwie. Co do kwestii Tomka, to miała ona pierwotnie kilka wersji, i akurat padło na tę ;-)

 

 Super że przypadło do gustu, dzięki za odwiedziny i komentarz <3

It's ok not to.

Niezły pomysł uświadamiający czytelnikowi, że realizacja marzeń wyrażonych na dziecięcych rysunkach, zależy od nas. Utwierdza też w przekonaniu, że marzenia trzeba pielęgnować, bo to materia krucha i delikatna, i należy o nie dbać, aby nie zniknęły, nie uleciały w niebyt.

Budujące jest zachowanie Tomka ratującego Lilę, podoba mi się też finał opowieści.

Myślę, że Wystawa marzeń i snów należy do tych historii, których lektura sprawi przyjemność zarówno dorosłym, jak i dzieciom. 

 

Lila po­bie­gła ko­ry­ta­rzem i za­trzy­ma­ła przy drzwiach z na­pi­sem „Ar­chi­wum”. ―> Lila po­bie­gła ko­ry­ta­rzem i za­trzy­ma­ła się przy drzwiach z na­pi­sem „Ar­chi­wum”.

 

Zła­pa­ła za klam­kę. ―> Zła­pa­ła klam­kę.

 

Za nią, jedna po dru­giej, za­pa­la­ły się lampy, roz­świe­tla­jąc ogrom­ne po­miesz­cze­nie. ―> Czy tu aby nie miało być: Nad nią, jedna po dru­giej…

 

Szarp­nął za klam­kę. ―> Szarp­nął klam­kę.

 

i za­brał się za spraw­dza­nie klu­czy. ―> …i za­brał się za spraw­dza­nia klu­czy.

 

wy­mam­ro­tał i szarp­nął za klam­kę. ―> …wy­mam­ro­tał i szarp­nął klam­kę.

 

Cięż­ko po­wie­dzieć. ―> Trudno po­wie­dzieć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, Reg :-)

Fajnie, że pomysł i finał się spodobały. Z marzeniami trochę jak z roślinami. Jeśli ma coś urosnąć, trzeba o to zadbać, bez regularnego podlewania może się nie udać ;-).

Dzięki za łapankę. Oprócz lamp wszystko poprawione.

 

It's ok not to.

Z marzeniami trochę jak z roślinami. Jeśli ma coś urosnąć, trzeba o to zadbać, bez regularnego podlewania może się nie udać ;-).

A i nieco nawozu będzie nie od rzeczy. Tylko czym nawozić marzenia…?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Myślę, że książki byłyby niezłe. Don Kichotowi się przysłużyły. ;-)

Babska logika rządzi!

Książki – dobry pomysł :D Do tego dużo słońca, dużo śmiechu (bardzo dobrze robi na rozkrzewianie się marzeń), właściwe towarzystwo – marzenia podobnego gatunku wspomagają nawzajem swój wzrost. Czasem można coś przyciąć, jakby zaczęło się rozrastać w niewłaściwym kierunku ;-D.

It's ok not to.

Są jeszcze reklamy, ale nie rekomenduję tej drogi.

Babska logika rządzi!

Nawozić marzenia reklamami? To jakieś mutanty wyrosną XD

It's ok not to.

“Jesteś tego warta”, “Just do it”…

Babska logika rządzi!

Dogs, Finklo – z takimi pomysłami i umiejętnościami możecie zakładać i uprawiać marzeniogrody. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, dobra, zależy jeszcze, które reklamy.

To jest bardzo dobry pomysł na opko, Reg :D

It's ok not to.

Ja nie piszę, ale Wy z pewnością wyhodujecie cudnie kwitnące marzenia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

laugh

It's ok not to.

Uff… w końcu dotarłam.

 

Nie zaczęłaś tego opowiadania mocno i interesująco. Przekomarzającymi się dziećmi i taką typową mamą nie sprawiłaś, że miałam chęć na dalszą lekturę. Oczekiwałabym na wstępie czegoś, co złapałoby mnie na haczyk, chociaż taka kolejność zdarzeń, jaką przedstawiłaś ma sens i wciskanie haczyka na siłę mogłoby coś popsuć. Jednak moim zdaniem takie rozpoczęcie jest nieco mdłe, chyba że ktoś lubi dzieci. ;) Mimo wszystko czytałam dalej, bo już kiedyś natknęłam się na jakiś Twój tekst i zapamiętałam, że dobrze piszesz. Miałam więc nadzieję, że to nie będzie ckliwa obyczajówka. No i nie była. ;)

Opowiadanie czytało się bardzo szybko i płynnie. Miałaś fajny, w sumie prosty pomysł z tymi marzeniami i kartką i dobrze go przedstawiłaś. Na pewno jest tu garść emocji, pojawia się wzruszenie, chociaż tylko trochę, przynajmniej ja tak czułam. Najbardziej podobała mi się ta scena, w której Tomek nurkował. Jeśli o Tomka chodzi, to trudno mi było sobie wyobrazić, ile on ma lat. Czasem gadał jak stary, a i rozumiał, co dorośli do niego mówili. Zwłaszcza ten portier, tłumaczył mu działanie narysowanych marzeń, a chłopiec łykał wszystko jak oczywistości. Trochę mi się to gryzło z tym zwyczajnym porankiem. Chociaż z drugiej strony dzieciaki wierzą w różne dziwne rzeczy.

Zakończenie wydało mi się zbyt pospieszne. Zbyt duży przeskok czasowy, ale rozumiem, że chciałaś w ten sposób pokazać, co się stało i jakie były tego konsekwencje. Niemniej, moim zdaniem, coś przez ten zabieg uciekło. Właśnie w tym momencie podbudowałabym klimat, bo ta scena, kiedy Tomek Strażnik spotyka swoją “nową” siostrę powinna wzruszać, wywoływać więcej emocji. A jest pokazana tak zwyczajnie, filmowo, poprawnie, ale no… mam niedosyt po prostu. Możliwe, że tylko ja to tak odbieram, bo jestem nieczuła. ;)

 

Pozdrawiam!

 

Spodziewałem się emocji i nie zawiodłem się, choć raczej podejrzewałem, że będzie to miłosna historia. I w sumie jest miłość tylko pomiędzy bratem i siostrą.

Fajne, bajkowe opko, Skojarzyło mi się z animacją “W głowie się nie mieści”, a motyw recepcjonisty przypomina mi przechodnią funkcję baśniowego przewoźnika – takiego, który np. uwalnia się od służby przekazując wiosło od łodzi podróżnikowi.

Dobrze się czytało, w zasadzie bez zgrzytów.

 

Mały komentarz jeszcze:

– Muzeum! Muzeum! Idziemy do muzeum! Wystawa! Wystawa! Idziemy na wystawę!

Prawie jak “Idziemy do zoo” ;)

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Cześć, Saro,

super, że dotarłaś i że zostałaś do końca :-D Z tymi haczykami to czasem je stosuję, a czasem nie ;-)

 

Właśnie w tym momencie podbudowałabym klimat, bo ta scena, kiedy Tomek Strażnik spotyka swoją “nową” siostrę powinna wzruszać, wywoływać więcej emocji.

W scenie końcowej poszłam w stronę przytłumionego smutku i melancholii z dwóch powodów: po pierwsze, Tomek wpłynął w czerń i to go zmieniło, po drugie, spotyka Lilę po wielu latach osobnego życia – Lila jest mu jednocześnie bliska i obca. Burzliwe wzruszenie nie wydało mi się tu być potrzebne i chyba też niekoniecznie wiarygodne. Inna rzecz, że odbiór emocji i ich natężenia to jednak kwestia bardzo indywidualna – różnych ludzi poruszają różne rzeczy ;-)

Dzięki za odwiedziny i obszerny komentarz :-)

 

WItaj, BK,

miło cię widzieć pod opkiem. Nie przepadam za romansami i raczej ich nie piszę :P Fajnie, że dobrze się czytało.

 

Skojarzyło mi się z animacją “W głowie się nie mieści”

 

Prawie jak “Idziemy do zoo” ;)

Mam ewidentne braki jeśli chodzi o animację dla dzieci, bo nie znałam ani jednego, ani drugiego ;D.

 

Dzięki za wizytę i komentarz :-)

It's ok not to.

Nie przepadam za romansami i raczej ich nie piszę :P

Może nie tyle “miłosna historia”, co “historia o miłości”.

Zresztą dobry romans nie jest zły, co masz do romansów? :P

Che mi sento di morir

Jakoś historie skupione na wątku miłosnym nigdy nie wydawały mi się szczególnie interesujące ;P. Dużo bardziej lubię książki, w których wątek miłosny jest jednym z wielu.

A tak oprócz tego, to romanse kojarzą mi się z brakiem realizmu i szkodliwymi stereotypami – choć to tylko moje wyobrażenia i żeby je zweryfikować musiałabym zrobić jakiś romansowy research ;-).

It's ok not to.

Czytało mi się bardzo przyjemnie, pomysł całkiem fajny – nieźle grasz utartym motywem starszego z rodzeństwa, które młodszego niby nienawidzi, ale po prawdzie życie by za nie oddał. Językowo nie mam zarzutów.

Wrażenia, niestety, popsuła mi końcówka. Przejrzałam komentarze i wychodzi na to, że to tylko mój problem, ale przyznaję – nie rozumiem. Tomek złowił nitkę i wydostał się. Czy rodzina, którą potem obserwujemy to jego rodzina, w której on zniknął, ale wróciła Lila? I jeśli tak, to kto kogo w ostatniej scenie spotyka? Dorosła Lila jakiegoś Tomasza czy też dorosły Tomasz jakąś Lilę? Czy w ogóle dzieje się tu coś innego? Mierzi mnie, że nie mogę sobie tego w głowie ułożyć, przez co odbiór tekstu jest gorszy niż mógłby być.

Szanuję również rysunki. Drugi bardzo pasuje do fabuły, a pierwszy jest zwyczajnie bardzo ładny. ;)

 

EDIT Uświadomiłam sobie, że to brzmi, jakbym nie wiedziała, co się stało na koniec. Wiem, bo sobie przeczytałam w którymś komentarzu, ale nie o to przecież w tekście chodzi. Niespójne mi się wydaje to, że ta pustka miała niby zabrać marzenia i emocje – dlaczego więc Tomasz wcale w ostatniej scenie nie wydaje się być człowiekiem, który stracił wszystko, co sprawiało, że żył? Nie wiem też, co miałoby się dziać z dość pewnie młodym chłopcem od powrotu Liliany do “dwudziestu trzech lat później”. Tak jak Sara, mam wrażenie, że czegoś tu zabrakło.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, Verus,

cieszę się, że lektura była przyjemna i ilustracje się podobały <3. Co do końcówki – ja jestem z niej zadowolona, ale rozumiem, że sposób jej przedstawienia i skok czasowy mogą utrudniać odbiór. Jest to zabieg, który lubię, bo tworzy dystans i nadaje dodatkową perspektywę, choć burzy liniowość. Mnie to nie przeszkadza, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie do gustu. Odnośnie działania pustki – Tomek spędził w niej tylko chwilę – wystarczająco, żeby nie móc wrócić do rodziny, ale nie tyle, żeby zamienić się w “pustą skorupę” człowieka.

Dziękuję za wizytę i komentarz :-).

It's ok not to.

Och, i tej ostatniej informacji nieco mi zabrakło. :D Ale generalnie uważam, że to znakomity warsztatowo tekst i bardzo mi Twój styl pisania leży, nawet jeśli tutaj coś nie do końca zagrało.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję <3. Tak to już jest, że nie da się napisać idealnego tekstu (choć i tak zawsze się staram pisać najlepiej jak potrafię) ;-).

It's ok not to.

Byłam, przeczytałam, ale większy komentarz zostawię jutro (dzisiaj, bo już po północy w sumie :P) :)

Podobało się!

Cześć, Iluzjo!

Czekam w takim razie na dłuższe wieści ;-D.

It's ok not to.

Cześć dogsdumpling :)

 

Zdecydowanie nieczęsto to piszę, ale przeczytanie Twojego tekstu było fantastycznym przeżyciem.

 

Historia mnie wciągnęła, bardzo fajnie rozegrany motyw z archiwum, warsztat bez zarzutu. Naprawdę czuć tu dziecięce emocje, czuć motywacje, które też pojawiają się po burzliwym okresie kłótni z rodzeństwem. Tekst przywołał pewnego rodzaju nostalgię, jak pomyślę o swoich czasach dzieciństwa. Było to tym bardziej cenne, bo człowiek o tym z reguły nie myśli.

 

A przy tym cytacie Paolo Coelho mięknie i co najwyżej może Ci podać kawę:

– Przecież z braku marzeń się nie umiera – zaoponował Tomek.

– Nie umiera – potwierdził mężczyzna. – Ale też się nie żyje.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Jestem po przerwie :)

 

Bardzo podobało mi się, jak przedstawiłaś relację między rodzeństwem. Te codzienne utarczki i przekomarzania, które w chwilach zagrożenia okazują się błahostkami, za którymi stoją ogromne pokłady miłości. Wzruszające :)

Chwyciło mnie też za serce marzenie Małgorzaty. Choć tego nie opisałaś, to widziałam ją oczyma wyobraźni w tym domu dziecka, jak rysuje swoją rodzinę… Mała, sześcioletnia, tak bardzo samotna dziewczynka.

No i opis zapachów emocji – świetny pomysł i naprawdę trafne porównania.

I chociaż może pomysł nie jest powalająco oryginalny, to naprawdę pięknie wykonany, bardzo przyjemnie mi się czytało, zwłaszcza dialogi między rodzeństwem :)

 

ALE!

 

Żeby nie było za różowo, to jednak dam z łychę dziegciu :D Albo i dwie :P

 

Pierwsza to łopatologia portiera. Wczoraj czytałam tekst po raz pierwszy i jakoś mnie ta postać irytowała, ale nie wiedziałam, dlaczego. Dziś przeczytałam po raz drugi i już wiedziałam. Wiem, że musiał co nieco Tomkowi powyjaśniać, ale robi to w sposób graniczący z infodumpem i hmm no nie wiem, jak to ująć, ale w zbyt literacki sposób. Właśnie trochę tak, jakby mówił do czytelnika, a nie do rozemocjonowanego nastolatka.

 

A druga łycha to reguły panujące w tym muzeum marzeń. Ja już tak mam, że jak się na czymś zafiksuję, to trudno mi nagle zmienić tor. I zafiksowałam się na tym, że człowiek “znika” z rodziny, gdy zniszczy się marzenie, w którym występuje. Miałam problem, żeby zrozumieć, dlaczego Tomek zniknął… Wróciłam do tekstu i przeczytałam tak:

Jeśli wpadniesz w taką plamę, zabierze ci wszystko. Pozbawi marzeń i snów, wyjałowi z emocji. Nie znikniesz tak jak Lila, ale nie będziesz mógł też wrócić do swojego dawnego życia.

no i mi to nie leży :D 

Wiem, że pustka tam jest, ciemność i Mordor, ale ja się zafiksowałam, że on istnieje dlatego, że wymarzyła go sobie Małgorzata, a w jej oryginalnym marzeniu, tym papierowym, nic się Tomkowi nie stało, ucierpiała tylko Lila. Więc jak już się zafiksowałam, to moja wyobraźnia pobiegła torem takim, że Tomek ratuje Lilę, wraca do rodziny, ale funkcjonuje trochę jak zombie – niczego nie pragnie, nic go nie cieszy, nie loguje się więcej do ukochanej gry… A tu klops :P ;)

Oczywiście czytałam komentarze, zresztą nawet we fragmencie, który zacytowałam, już wyraźnie do podkreślasz, że nie może wrócić do rodziny. No ale właśnie to mi nie gra :)

 

 

Podsumowując:

Świetnie napisane, przez tekst przepłynęłam błyskawicznie, aż sobie z nostalgią przypominałam czasy młodości i różne ciekawe akcje z moim bratem :DWarsztatowo bez zarzutu, gdzieśtam może z jakieś jedno powtórzenie mi mignęło, ale nic, na co warto zwracać uwagę. Podobało mi się :)

yes

Sagitt,

heartheartheart.

Cieszę się bardzo, że tekst dostarczył wrażeń i że przywołał wspomnienia z dzieciństwa.

Dzięki za wizytę i komentarz :-)

 

Iluzjo,

witaj ponownie, ale fajnie długaśny komentarz heart

Trochę się obawiałam, czy nie przekraczam granicy infodumpowości. Co do osobowości portiera i jego sposobu wysławiania się – to właśnie taki trochę stoicki miał być. Choć nie dziwi mnie, że ktoś taki może irytować ;D.

Co do reguł panujących w archiwum – po oderwaniu fragmentu marzenia Lila po prostu nigdy się nie urodziła, zniknięcie Tomka jest trochę inne, nie neguje marzenia Małgorzaty – Tomek urodził się, wychował z Lilą i rodzicami, po wypadku w archiwum zachował swoją przeszłość, owszem, zmienił rzeczywistość swojej rodziny i przestał dla niej istnieć, ale starałam się też pokazać, że na jakimś tam, nie do końca świadomym, poziomie Małgorzata pamięta swojego syna (Tomek jej się śni i jest to sen, który stale do niej powraca) i to marzenie w pierwotnym kształcie cały czas w niej tkwi; chłopiec wciąż jest widoczny na rysunku. Ale masz rację, że pójście w Tomka-zombie wracającego do rodziny też ma sens (byłby to wtedy dramat pełną gębą, albo nawet horror mógłby z tego wyjść ;D).

 

Chwyciło mnie też za serce marzenie Małgorzaty. Choć tego nie opisałaś, to widziałam ją oczyma wyobraźni w tym domu dziecka, jak rysuje swoją rodzinę… Mała, sześcioletnia, tak bardzo samotna dziewczynka.

Tak mi się wydaje, że często marzymy o tym, czego nam najbardziej brakuje.

 

aż sobie z nostalgią przypominałam czasy młodości i różne ciekawe akcje z moim bratem :D

Rodzeństwo gwarancją ciekawych wspomnień :D.

 

Dziękuję bardzo za obszerny komentarz. Cieszę się, że się podobało heart.

It's ok not to.

Marzenia, marzenia, marzenia. Pilnujcie swoich marzeń. 

Tekst połknąłem. Podobało mi się. Ładne. Polecam

Cieszę się bardzo, Koalo, że smakowało laugh

Dzięki za wizytę i komentarz.

It's ok not to.

Witaj, morteciusie,

super, że wizyta w muzeum była udana, a zakończenie przypadło do gustu :-D

It's ok not to.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się :-) Dzięki za wizytę.

It's ok not to.

Nowa Fantastyka