- Opowiadanie: GabrielKorbus - Świniowiec tryumfator - podstępny Świniowiec

Świniowiec tryumfator - podstępny Świniowiec

Druga część opowieści o podstępnym Świniowcu, Twardzielu z Metropolis, Śmieciu i Wielkim Warhlusiu.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Świniowiec tryumfator - podstępny Świniowiec

I

 

Świniowiec zaczął tłusto przemielać słowa w ustach.

 

– Musimy działać długofalowo, akcje z dnia na dzień nie przyniosą rezultatów. Musimy powoli zasadzać ziarno, powoli grzebać je w ziemi i podlewać, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, z dziesięcioleci na dziesięciolecia, z setek lat na setki lat.

– Gówniany plan, ciała nam zgniją. – powiedział Twardziel z Metropolis.

– może wam, ale nie nam, zresztą wam też nie, zakonserwuje się was w puszce.

 

Nie wiadomo czy Świniowiec zrobił jakiś znak, ale od razu pojawiła się piękna, naga niewolnica, o rodzynkach pełzających po ciele, obsypana cynamonem, która obejmowała dwie komory, które wyglądały w rzeczywistości jak dwie beczki. Upodabniały się one do otoczenia. Dla Świonwca, Warchlaków i innych wtajemniczonych były jak beczki z Plastiku, ale dla Twardziela z Metropolis i Śmiecia wyglądały, jak dwie nagie kobiety, idące ramie w ramię z Cynamonową Niewolnicą.

 

– kto to? – powiedział Śmieć

– oto beczki do żeglowania przez czas. – powiedział Wielki Warchluś.

Wtedy, przestały już wyglądać jak kobiety dla Twardziela z Metropolis i Śmiecia i wyglądały już tak jak miały wyglądać – jak beczki z Plastiku.

 

– głupi pomysł, mam się tu zakonserwować i wierzyć, że kiedyś ktoś mnie wybudzi, pewnie już do tego czasu przerobią was na kiełbasy. – powiedział Twardziel z Metropolis

– słuchaj człowieczku, jeśli chcesz żyć na całego musisz działać na całego, jeśli nie chcesz wskoczyć z powrotem w swój piękny drelich, iść do fabryki i czekać na dżemifikację, wejdziesz tu i zrobisz znacznie więcej – dasz się skasować.

– Co?! teraz już całkiem się bał, tchórz jeden. Wszyscy to zobaczyli, podniosły się ciężkie od ton narkotyków oczy Warchlaków i gibkie ciała niewolnic, nawet Lisia Dziewczyna pojawiła się tam na chwilę, choć nikt nigdy jej nie zobaczył. Jak może tak wymiękać? Taki to nie utopi ludzi w złotych chmurach, mięczak! Twardziel z Metropolis poczuł na sobie tą całą pogardę, to musiało nim wzruszyć, nikt nie może być obojętny wobec takiego naporu tylu wielkich indywidualności.

– tymczasowo, na kartkę, w Sigil potrafią wszystko, uciekniemy tam i znów cię uczłowieczymy.

– Życie nie jest tego warte.

– Nic nie wiesz, nie masz pojęcia. – czerwone oczy Świniowca zwróciły się na Twardziela z Metropolis jak lasery, powiedział mu w myśli, tylko jemu, osobiście „co gdy oni się dowiedzą, że nie masz przeszłości, że nie snułeś się po domach i nie masz doświadczenia, że znalazłem cię z puszką w ręku nad betonowym jeziorkiem, mężczyznę-dziecko, co by wtedy powiedzieli, jak by na ciebie patrzyli, mógłbym to zrobić w każdej chwili, ale tego nie robię”. Coś nie pasowało Świniowcowi w tej wizji, to było tylko kilka dni temu, widział, jak Twardziel z Metropolis dłubie patykiem w puszcze z zupą, ale było tam coś jeszcze, „on coś tam widział i ja to widziałem, ale nie pamiętam i on też nie pamięta, co to mogło być?”

 

(Twardziel z Metropolis zobaczył wizję snucia się przez wiele dziesięcioleci bez celu, jak nagi trup obdarty ze skóry, wszyscy wiedzieli jaki naprawdę nie jest, a on był sam na betonowych ścieżkach w świetle księżyca, zawsze sam, z masą swoich wizji i urojeń, a Lisia Dziewczyna gdzieś się tam snuła i zawsze była za daleko, wracała tak czy owak.)

– Dobra, zrobię to!

– Wsadzajcie ich – powiedział Świniowiec

 

I tak zapuszkowano dwóch dewiantów. Siedzieli ukryci w zamku przez setki lat, leżeli we śnie i trwało to dla nich tylko chwilkę. W tym czasie Świniowiec i Warchlaki pomału karmili i nasączali robotników z Metropolis narkotykiem Theta-Gamma – mieszanką narkotyków o charakterze ukierunkowanego rozkazu.

 

Jednak nie wszystko szło prosto, Przydup nie spał i ciągle knuł za plecami wszystkich, próbował rozwikłać węzły intryg, był jednak za głupi a Świniowiec zbyt sprytny, Przydup czuł, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co. Przydup badał sprawę zaginionego numeru, pod którym krył się Twardziel z Metropolis. Jak jednak znaleźć jeden numer, wśród miliardów innych numerów w wielkim betononowym mieście pełnym szaleńców? Jego działania tylko wzmacniały rozrost religii (i innej, niepokojącej siły „Procesji”, o której jednak nie wiedzieli nasi bohaterowie). Twardziel z Metropolis, pozbawiony imienia i twarzy dla ludzi z Metropolis, stał się legendą, budowano mu w tajemnicy kapliczki, przedstawiano, jako człowieka pozbawionego twarzy, albo hebanowy totem z pustymi oczodołami. Przydup chciał tępić ten kult, ale on ciągle wzbierał, ciągle się jakoś wynurzał. I tak leciały setki lat nudnych pałacowych intryg, śmierci kolejnych faworytów i wzrastania nowych, nie ważne jednak co się działo Świniowiec zawsze wypływał na wierzch.

 

II

 

W końcu nadszedł dzień gdy plan dojrzał, robotnicy z Metropolis byli już nasączeni narkotykiem jak gąbka, trzeba było wynurzyć Twardziela z Metropolis i Śmiecia.

 

– Udało się! – krzyknął Twardziel z Metropolis

– teraz trzeba zabić Przydupa.

– Co mam zrobić – powiedział tym swoim twardzielskim tonem Śmieć

– nie ty.

– Ja?! – powiedział Twardziel z Metropolis

– jest tylko jeden sposób, nie da się wnieść tam noża, ani w zasadzie żadnej innej broni. Dlatego wmontujemy ci granat zamiast palucha u nogi.

– A dlaczego Śmieć nie pójdzie.

– Będzie mi potrzebny w drugiej części planu.

– Dobra, jedźmy z tym, chrzanić to, co ma być to będzie. – W zasadzie taki rozkaz był wbrew przyzwyczajeniom Twardziela z Metropolis, ale tamta wizja wizja wciąż targała jego ciałem, tak samo jak i wpływ jego nowych przyjaciół. Tak to już jest ze złymi znajomymi, popchną cię do robienia rzeczy jakich byś normalnie nie robił, to zachęcą do palenia marihuany, to, pewnego dnia, przekonają cię do wyrwania sobie dużego palca ze stopy i wmontowania tam granatu, który mógłby wybuchnąć w każdej chwili i cię zwaporyzować.

– Splendidycznie! Twoja część jest prosta, musisz wyrwać sobie palucha i rzucić nim w Przydupa, ważne jest, żeby atak był skierowany w niego, nie wolno ci zaatakować niszczarki ani Betonowego Króla, jeśli byś tak zrobił to pa pa po nas, my pójdziemy do niszczarki i to bez opcji pamięci. Gdy Betoniaki będą cię ciągnąć ku niszczarce, krzykniesz, „Ja jestem Twardziel z Metropolis”, to bardzo ważne.

– Ale skąd wiadomo, że Betonowy Król nie skasuje mnie bez opcji pamięci.

– Nie daruje sobie możliwości zrobienia z ciebie literatury, wiesz jaka historia z ciebie by była? Dużo opowieści, dużo wierszy.

– Słaby plan.

– Jest tu element ryzyka, ale jest on bardzo niewielki, żeglowałem sobie w mózgu po neuronach, przez wiele milionów pod lat, akurat ten plan szedł źle bardzo bardzo rzadko, w każdym natomiast robili z ciebie literaturę, Betonowy Król jest pseudoartystą tak jak ty. (Świniowiec jednak wiedział, że takie sztuczki jak żeglowanie po neuronach pomagają, ale dają pewność tylko na słabiaków, nie działaja natomiast na takich twardzieli jak Betonowy Król, gdy się zderzają takie osobowości wszystko idzie w niebyt, dlatego też Złoty Chochoł, Srebrny Mitra i inni tego typu wprowadzają niepewność w naszym sztucznym świecie). Tylko twoja legenda zmobilizuje ludzi do działania, uruchomi narkotyk, który im dałem.

 

Mimo tego, że była to bzdura na niepewnych podstawach, podziałała, a może podziałało pochlebstwo, kto wie? Czy Świniowiec mówił to szczerze? Może.

 

– Legenda? – zapytał Śmieć

– Twardziel z Metropolis jest tu czczony jak bóg, śmierć boga musi chyba jakoś zadziałać na ludzi!

– przecież Betonowy król na pewno o tym wie,zmieli mnie w nicość, żeby pozbyć się problemu. – powiedział Twardziel z Metropolis

– da radę, Przydup ciągle myśli, że rozgryzie sprawę twojej tajemnicy, nikt nie wie jak wyglądasz, znają tylko twoje imię. Przydup myślał, że gdy to rozgryzie będzie mieć jaja i siłę, żeby obalić Betonowego Króla, dlatego ukrywał twoje istnienie przez te setki lat, ta głupota skończy jego karierę.

– Aż miło patrzeć – powiedział Wielki Warchluś

– gdy już będzie zamieszanie Wielki Warchluś przyjdzie zabrać kartkę z ciebie.

 

(Oczywiście Świniowiec wiedział, że wszystko nie jest takie proste, Betonowy Król mógł czaić się za każdym krokiem ze swoją płaską, brutalną twarzą, mimo to czuł falę powodzenia, miał przeczucie, że wszystko potoczy się gładko, nawet jeśli efekt nie będzie taki jak planował. Betonowy Król patrzył przez ten cały czas w innym kierunku, robił swoje własne straszne plany, nie zawracał sobie głowy Świniowcem, wszystko wskazywało, że całość potoczy się dobrze.)

 

– a co ja mam robić? – powiedział Śmieć

– ty poprowadzisz atak na lotnisko, zabierzemy wielki statek Betonowego Króla, słyszałem, że umiesz też co nieco żeglować

– Srebrny Mitra pokazał mi kilka sztuczek, zanim mój świat spłonął i utonął w oczach zimnych słońc.

– Jeśli wszystko pójdzie dobrze może nawet odzyskasz trochę swoich długich, czarnych włosów – chociaż to pewnie też przypadnie Twardzielowi z Metropolis – pomyślał Świniowiec.

 

III

 

W Betonowym Pałacu zgromadziły się miliony ludzi a całe miliardy stały na zewnątrz. Nie było Świniowca w środku, nie było też Śmiecia ani Warchlaków, tylko Twardziel z Metropolis.

 

Wszystko szło tak jak zwykle, ludzie byli rozgniatani i niszczeni w nicość bez opcji pamięci, czasami w literaturę (ale jakoś rzadko tego dnia, widocznie byli nudni).

 

Twardziel z Metropolis długo się zbierał, nie mógł zaryzykować śmierci, już nie mówiąc o nieistnieniu. W stopie tkwił mu granat, wyglądał zupełnie jak palec, nikt nic nie zauważył. Razem z kolejnymi rozgniatanymi falami ludzi, Twardziel z Metropolis zbliżał się coraz bardziej w kierunku Ołatarza, w końcu poczuł to, pomyślał „ostre życie, albo bylejaka śmierć). Zaczął krzyczeć i wyrwał sobie granat ze stopy, przeszył go okropny ból (w końcu wyrwał sobie palec – ten granat był zupełnie jak palec). Krzyczał z bólu i biegł w kierunku Przydupa, zaryczał „Śmierć Przydupowi, wolność dla robotników! Rzucił w niego, granat wybuchł i go zwaporyzował, rozniósł, rozwalił go na szczątki. Jakiś betoniak rozdarł się „Świniowiec zdradził!”. Twardziel z Metropolis krzyknął „jestem Twardziel z Metropolis”. Betonowy Król wysączył ze swojej skały „zdżemifikować go na literaturę”.

 

Wciągnęli Twardziela z Metropolis do niszczarki i zaraz wypluła ona kartkę, zapisaną wierszo-tekstem. Wśród różnych opowieści, można zacytować tu fragmenty tej treści.

 

„On boi się, że gdy zgnije

Będą go dotykać

Lalki na szachownicy,

O palcach z igieł,

Wśród wiatru,

Który połamie jego słomę.

 

Piękny w swoim złu,

Żałosny w swojej niemocy.

Słomiana dziewica,

Którą topią dzieci rok za rokiem,

W lodowatej wodzie,

Ze śmiechem na ustach.

 

Król i żebrak,

Bóg o złotej twarzy

I chochoł zostawiony na polu.”

 

i Jana

 

„Palić marihuanę

I się całować,

Patrzeć na noc

I tułać się boso po świecie,

To jest życie na całego,

Tak wizje wplatają się w życie,

Gdy przypadek przynosi ci marzenia.”

 

I też to

 

„Stanął przede mną Mitra,

Przyjął postać płonącego człowieka,

Pustego w środku,

Otoczonego aurą ze złotych promieni.

Tak bardzo był gniewny, że chciałem istnieć,

Że aż pokazał mi się nagi w swojej prawdziwej formie.”

 

Tak, też to zauważyłem.

 

Była też masa chłamu, pretensjonalnych albo ckliwych słówek, ale nie pokarzę tego tutaj, ponieważ nie ma usprawiedliwienia przed psuciem tekstu, niesmak pozostaje, nawet jeśli się go wytłumaczy.

 

Dokonało się straszne widowisko, żywy bóg został przerobiony na literaturę, to wzburzyło ludzi, uruchomiło zakorzeniony przez setki lat narkotyczny rozkaz. Rzucili się wszyscy na płaszczki-prześcieradła, skakali na nie, gryźli je, wsadzali palce w oczy, krzywdzili na wszystkie sposoby. Ludzie nie zwracali uwagi na własną śmierć i ból, na połamane nogi i ręce, na wybite oczy, ani na strach, byli otępieni, rozkazem działania, wszyscy byli w narkotycznym transie. Przeniósł się on też trochę na płaszczki-prześcieradła, które były oszalałe już od samego zaskoczenia i bólu, latały tam i z powrotem, pluły kwasem, robiły wszystko co da się tylko wyobrazić, snuły się jak błyskawice, kotłowały się jak zgięte kartki papieru, cięły betonowe ściany, betonowe fundamenty. Pałac nie wytrzymał, zachwiał się, załamał, zapadł się i runął, zawalił na głowę Betonowego Króla (nie mogło mu to zrobić oczywiście krzywdy), ale co najważniejsze – zniszczył niszczarkę, czar nad ludźmi prysł. Wszyscy ludzie, którzy byli w środku zginęli, w całym mieście panował chaos.

 

To był czas działania Świniowiec rzekł do Wielkiego Warchlusia.

 – idź, my idziemy.

 

Warhluś odszedł w kierunku ruin pałacu. Świniowiec i reszta natomiast biegli betonowymi rynnami w kierunku lotniska, krzycząc „za mną! Za mną!”. Wszyscy słuchali zbierały się tysiące, miliony, miliardy i tryliony. Dobiegli na lotnisko gdzie świecił na morsko-niebiesko statek „Płetwal Niebios”. Mostek, który na niego prowadził miał wiele milionów kilometrów a jednak wejście zajęło tylko kilka sekund, tak bardzo chcieli już lecieć, już być daleko stąd. Ludzie wlewali się przez soczysty most do wielkiego statku, tłoczyli się i tłoczyli, wlewali w ładownie. Ktoś śpiewał „tutaj, tutaj, do snu, do morza, do miłości, jest miło!” zupełnie jak w jakimś hipisowskim śnie. Wtłoczyły się tryliony trylionów ludzi w statek Betonowego Króla, ostatni przybiegł Wielki Warchluś z kartką w ręce.

 

– mam go – powiedział Wielki Warhluś gdy już byli w kajucie szefa.

– zegnij go dwa razy, i uważaj, żeby nie naderwać, jak naderwiesz to już koniec, najlepiej wsadź go w jakąś niezniszczalną szkatułkę, lecimy do Sigil!

 

IV

 

Świniowiec, Wielki Warhluś, Śmieć i cała reszta, i też skartkowany Twardziel z Metropolis, żeglowali teraz wszyscy ku zachodzącemu słońcu i dalej, dalej, przez przestrzenie, w kierunku Sigil by sprzedać tam to wszystko wielkiemu Bakterowi. Wielki statek, „Płetwal Niebios”, miał ładownie pełne niewolników Betonowego Króla, którzy teraz byli już własnością Świniowca.

 

Betonowy Król został w swoim świecie z garstką zapyziałych Betoniaków i szalejącymi płaszczkami-prześcieradłami, krzyczącymi jak metaliczne zapisy głosu wieloryba, ich krzyk był elektryczny, potężny i piękny i odbijał się dalekim echem w górach. Betonowy Król czaił się jak trol na tym świecie, ukrywał się i łapał w swoje sieci kosmicznych podróżników, którzy wylądowali na jego planecie, zachęcał ich lepami i obietnicami, świecił tajemnicami w oczy, udawał, że należy do rasy niebieskich ludzi, albo Lodolaków – kosmicznych bogów z lodowej krainy, rzeźbionej z turkusowego metanu. W ten sposób powoli odbudowywał swoją brutalną moc w Metropolis. Z powrotem mogli produkować w fabrykach, zbierać siły do wielkiego planu i zaspokajać przyjemności Betonowego Króla.

 

Jego dawni niewolnicy podróżowali w wszechświat.

 

Tak widzieli to żeglarze kosmosu i sam Świniowiec, ALE TO NIE BYŁA DO KOŃCA PRAWDA.

 

Świniowiec nie wiedział, że to od początku był plan Betonowego Króla, i że istniała druga niszczarka, i że Betonowy Król również znał tajniki narkotyków. Nasypał mu i jego dzieciom-niewolnikom i Twardzielowi z Metropolis i Śmieciowi do krwi w kieliszku szczyptę narkotyku theta-dzeta, specyfiku czasowej niewidomości i zapomnienia. Dlatego zapomnieli i nie widzieli mrocznej „Procesji”, która buzowała w głowach robotników z Metropolis. A teraz tłoczyli się w ładowniach a ich oczy zaczynały świecić pustymi oczodołami. Podróżnicy nie wiedzieli jednak o tym, swobodnie żeglowali w dal, patrzyli co przyniesie im los, nie widząc co tłoczy się w ładowniach.

 

Płaszczki-prześcieradła, które widział Twardziel z Metropolis i Świniowiec nie były prawdziwe, były tylko mechanicznymi zabawkami, kpiną nuklearnego mózgu Betonowego Króla. Prawdziwe płaszczki-prześcieradła, przerażające i nieodgadnione tak jak i sam Betonowy Król czekały, miały swoje własne, żeglujące myśli i wypełzały teraz na ulice Metropolis.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Sporo się dzieje, wielu bohaterów, dużo akcji. :)

Momentami miałam wrażenie, że czytam typowe bizarro, bo nie umiałam nadążyć (flegmatyk, taki, jak ja, tak ma :) ). 

 

Co do usterek technicznych, jeśli można wspomnieć, to:

wizja wizja targała – jedno trzeba usunąć

nie działaja – ą zamiast a

wie, że SPACJA zmieni mnie

Ołatarza – za dużo a

robotników! – brak zakończenia cytatu

pokarzę – ma być ż

Warchluś/Warhluś – czasem jest ch, czasem h, trzeba konsekwentnie, bo nie wiem, jakie imię mu ostatecznie dajesz.

Nie jestem również pewna, czy życzysz sobie rozpoczynanie każdej wypowiedzi w nowym wierszu małą, czy też wielką literą/od małej, czy też od wielkiej litery. 

 

Masz wizję i wiele wspaniałych wyobrażeń, gratuluję tego.

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dzięki, przejrzę tekst i popoprawiam.

 

Nie wiem czy czytałaś też pierwszą część, bo razem tworzą jedną opowieść.

 

Za kilka dni wstawię jeszcze opowiadanie, które pokaże genezę Śmiecia i o co chodzi w tej całej Hyperborei.

Hej.

Nie, nie czytałam, dopiero zapoznaję się powoli z Waszym Portalem, ale postaram się przeczytać także.

Dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Usiłowanie zrozumienia, o czym jest to opowiadanie, spełzło na niczym. :(

Tekst jest napisany fatalnie, wręcz niechlujnie, ale nie zrobiłam łapanki, ponieważ nie wiem, Gabrielu, czy nie potrafisz pisać poprawnie, czy może celowo piszesz źle. Trudno też poprawiać tekst, którego się nie rozumie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na pewno poprawię językowe błędy, jakoś dużo mi ich umknęło, nie wiem dlaczego.

 

Co do reszty jest tu dużo mojego własnego eksperymentu i chęci napisania w odpowiedni sposób.

 

Nie zamykam się na zmiany w tym tekście, zobaczymy co mi przyjdzie do głowy.

 

Na pewno zamierzam przejrzeć go i popoprawiać poszczególne słowa i zdania.

Zaparłszy się plecami w rozwidlone drzewo czereśni, Korbus przemawiał do wielu, którzy słuchali; a doświadczeńsi z nich skłonni byli mówić, że czytał Nietotę. Nie mogli wiedzieć o wzajemności, o tym, że i Nietota jego czytała.

Korbus mówił o ścieraniu się wielkich sił dzierżących świat i o tym, aby każdy aktor odegrał swoją rolę na scenie życia. Słuchacze znaleźli w sobie chęć do działania, ale nie potrafili – nie byli zdolni – wyrozumieć głębi przesłania. Dlatego, dla zagłuszenia trawiącej ich pustki, odbijali użyteczne obiekty i oswobodzili około tysiąca aresztantów, około siedmiu tuzinów niewolnic i około siedemdziesięciu siedmiu beczek ogórków kiszonych. Potem czynili z nimi różne ekscesy.

W noc taką jak tamta zaciera się inszość i przedział między autorem a podmiotem lirycznym, więc i Korbus-Świniowiec potruchtał odbijać, nie tracąc przecież sprzed oczu celu i zakresu poczynań:

 

Poza granią, pod drzewem czereśni,

ryłeś w bite ogniwa do pnia.

To był wieczór i jeden z tych wrześni,

które wciąż się pamięta do dnia.

 

W doroślejszych jak bywa to bajkach,

strzegł ogrodu tam Dew, wschodni duch –

i rozniosłeś na szablach, na fajkach,

i z jednego ostało się dwóch.

 

Dźwięcznie dzwoni ułomek łańcucha,

gdy unosisz jeźdźczynię wśród wzgórz,

dogorywa blask łuny – noc głucha –

i skończone, nie znajdą was już.

 

I zaszyłeś się z panną w gąszcz tarnin,

na granicach wszechświata, tam gdzieś.

Mój długopis już całkiem się zdarł, nim – – –

Pozostaję z szacunkiem – Twój Ś.

Mój człowiek!

Tekst jest częścią drugą, więc podejrzewam, że rzeczy, których nie skumałem, są wytłumaczone w części pierwszej (albo będą w kolejnych). To akurat rozwiązanie, na którym łatwo się przejechać. Lepiej, by tekst bronił się sam, a ewentualne nawiązania działały jako smaczek dla wiernych czytelników.

Sama treść jest niezła, ale właśnie powyższy problem uniemożliwił mi zrozumienie, o co do końca chodzi.

Technicznie niestety jest sporo do poprawy, zwłaszcza w zapisie dialogów.

Podsumowując: koncert fajerwerków bez szału, ale ukryty potencjał w nim jest.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wiem, poprawiam teraz i wstawię to wszystko jako jeden tekst. nie mam ostatnio czasu, pisałem coś innego, dlatego nic nie robiłem tutaj. zamierzam jednak się tym zająć i wstawić już kompletną wersję.

Nowa Fantastyka