- Opowiadanie: Luken - Adepci

Adepci

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Adepci

Dzień był wyjątkowo upalny, a klimatyzowane pomieszczenie oferowało niewielką ulgę dwóm największym umysłom szachowym w dziejach świata, rozgrzanych zaciętym pojedynkiem. Spencer i Quinn grali ze sobą już wielokrotnie. Znali swoje style tak dokładnie, jak same zasady gry. Żaden z nich nie przegrał od lat, i od lat ich wzajemne potyczki kończyły się wyłącznie remisami. Opanowali grę do tego stopnia, że każda ich partia wyglądała niemal identycznie, wiedzieli bowiem, że każda dewiacja od tego utartego schematu, wprowadziłaby tylko jakąś niedoskonałość. Pomimo tej powtarzalności, każdy układ szachownicy analizowali z taką pieczołowitością, jakby widzieli go pierwszy raz. Nieuchronność remisu sprawiała, że obsesja rywalizacji rozpaczliwie szukała ujścia. Zrodziła więc nowy cel: sprowokowanie przeciwnika do jak najmniejszego błędu, wady, cienia brzydoty, który mógłby charakteryzować jego kolejne posunięcie. To była jedyna rzecz, która mogła doprowadzić do jakiejkolwiek różnicy między ich kolejnymi partiami. Jedyny aspekt gry, w którym czuli się wciąż adeptami.

Zaczęło się od tego, że podczas jednej z wielu partii w serii, Spencer wykonał pewien ruch chwilę później niż za każdym poprzednim razem. To co dla gracza mniejszego formatu byłoby niezauważalne, jego przeciwnikowi rzuciło się w oczy jak księżyc na nocnym niebie. Dlaczego Spencer to zrobił? Sam tego nie wiedział. Od zamiaru do realizacji wiedzie długa, i pełna niespodzianek droga. Wystarczyło to jednak, by zwrócić uwagę Quinna. Powtarzając coś wielokrotnie wpada się w rytm, a przeciwnik Spencera został, na krótką chwilę, z tego rytmu wybity. Próbując przetworzyć tę nową informację, wykonał swoją odpowiedź trochę później niż zazwyczaj; na tyle późno, że Spencer zyskał odrobinę czasu. W ten sposób parametry partii się zmieniły, a obie strony uświadomiły sobie własną współzależność, zrodzoną z ciągłej walki, która stała się nowym elementem gry. Od tego momentu zaczęli szukać sposobów na sprowokowanie przeciwnika do błędu.

Sposoby te były rozmaite, ale zawsze bardzo subtelne; opóźniali więc, albo przyspieszali ruchy; wykształcili też cały zestaw różnych tików, mających rozproszyć oponenta, z których zdołali stworzyć unikalny język nienawiści. Język rozwijany nie w poszukiwaniu zrozumienia, ale konfliktu, w którym każde słowo było przekleństwem.

 

***

 

Do laboratorium wparował profesor Philip Norton. Podszedł do swojej asystentki, która siedziała niedbale przy biurku, jedną ręką podpierając głowę, drugą mieszając kawę i patrząc z rozczarowaną miną na monitor.

– Znowu to samo? – zapytał, bez nadziei w głosie.

– Prawie – odpowiedziała bez śladu emocji. – Tym razem to Quin-N zaczął rozregulowywać się szybciej i doprowadził do dewiacji. Natomiast Spenc3r zaczął w pewnym momencie strasznie się przegrzewać i dziwnie chrobotać. Chyba jakaś klepka mu się poluzowała.

Norton podszedł do dwóch rozklekotanych, bioelektronicznych mózgów, zamkniętych w specjalnej chłodni i grających w szachy tak, jakby miały się zaraz rozlecieć.

– Trudno uwierzyć, że tyle wysiłku poszło na marne. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Wydawałoby się, że sprawdziliśmy już wszystko. Jak to możliwe, żeby każdy element oddzielnie działał doskonale, ale po połączeniu w całość, ni czort. Wystarczy kilka tysięcy partii i wszystko trafia szlag.

Popatrzył się na to żenujące widowisko przez kilka sekund w milczeniu, po czym dodał:

– Musi istnieć jakaś wada w procesie produkcyjnym, której nie jesteśmy w stanie wykryć.

Odpowiedziało mu milczenie. Odwrócił się w stronę swojej asystentki.

– Jeszcze jesteś na mnie zła za to, że dałem ci wtedy wygrać?

– Trochę – odpowiedziała obojętnie.

– W takim razie co powiesz na rewanż? Tym razem na poważnie.

Dziewczyna obróciła się w jego stronę i skinęła głową. W jej oczach tliły się ogniki.

Koniec

Komentarze

Dzień był wyjątkowo upalny, a arktycznie klimatyzowane

Nie jestem pewien czy “arktycznie“ powinno się używać w znaczeniu “bardzo zimne”. Jeśli coś jest klimatyzowane “arktycznie”, to wygląda, jakby było klimatyzowane powietrzem z Arktyki, a to trochę nie ma sensu.

 

Norton podszedł do dwóch rozklekotanych, bioelektronicznych mózgów, zamkniętych w specjalnej chłodni i grających w szachy tak, jakby miały się zaraz rozlecieć.

To zdanie wydaje mi się trochę chaotyczne. Ostatni fragment odnosi się do tego, że szachy mają się rozlecieć czy bioelektroniczne mózgi? Zdrowy rozsądek wskazuje na mózgi, ale konstrukcja gramatyczna może odesłać też do szachów.

 

Z początku zastanawiałem się co to za mistrzowie szachowi, którzy rozgrywają za każdym razem partię w dokładnie ten sam sposób. Wszak możliwości jest mnóstwo. Gdy okazuje się, że walczą ze sobą dwa bioelektroniczne mózgi, nagle wydaje się to usprawiedliwione – ten element zaskoczenia uznaję za spory plus tego szorta.

Nie do końca rozumiem zakończenia. Norton i asystentka też grają w szachy, czy też w coś innego? Nie zakreślasz tutaj natury ich rywalizacji.

Ogólnie rzecz biorąc – nie jest źle, ale tekst nie pobudził we mnie większych emocji.

 

Pozdrawiam!

W sumie to niestety nie wiem, co miałes nadzieję opowiedzieć.

Czym są te komputery grające w szachy? I po co grają, jaki jest cel? Test sprzętu?

No i nie kumam tej końcówki. Profesor i asystentka mają zamiar grać w szachy. Brak mi jakiejś wyraźnej puenty, albo też nie potrafię jej zrozumieć.

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Mi się bardzo podoba, zakończenie po prostu zostawia trochę przestrzeni, jak na moje oko. Zresztą całość tego krótkiego opowiadania daje jej sporo.

 

Pozdrawiam

Hej

 

W sumie to niestety nie wiem, co miałes nadzieję opowiedzieć.

Czym są te komputery grające w szachy? I po co grają, jaki jest cel? Test sprzętu?

Popieram Outta Sewer

 

Spenc3r

Ja wiem że nazwy robotów często mają numerki ale nadal to wygląda (dla mnie) jak literówka.

 

Ciekawa koncepcja dwóch robotów grających przeciw sobie.

Czy celem tego eksperymentu jest stworzenie syntetycznego mózgu i testowanie ich poprzez gry w szachy, gdyż sami ich twórcy uwielbiali tą grę?

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Hej,

 

nie rozumiem tej historii. Co wynika z pojedynku “mózgów”, jaki jest jego cel?

 

Jako czytelnik, życzyłbym sobie także więcej informacji o rozgrywanej partii szachów – jakie konkretnie ruchy wykonywali gracze (wypisałem kilka uwag poniżej).

 

Jeszcze kilka komentarzy ode mnie:

 

Dzień był wyjątkowo upalny, a arktycznie klimatyzowane pomieszczenie oferowało niewielką ulgę dwóm największym umysłom szachowym w dziejach świata, rozgrzanych zaciętym pojedynkiem.

“Rozgrzanym”.

 

Zaczęło się od tego, że podczas jednej z wielu partii w serii, Spencer wykonał pewien ruch chwilę później niż za każdym poprzednim razem.

Jak dla mnie zbyt ogólnie – jaki ruch Spencer wykonał?

 

Próbując przetworzyć tę nową informację, wykonał swoją odpowiedź trochę później niż zazwyczaj; na tyle późno, że Spencer zyskał odrobinę czasu

Czym była odpowiedź? W szachach raczej – jak w bitwie – odpowiedź musi być natychmiast, wykonujesz ruch w odpowiedzi na ruch przeciwnika.

Druga sprawa – w jakie szachy grają? Ile mają czasu na ruch?

 

W ten sposób parametry partii się zmieniły, a obie strony uświadomiły sobie własną współzależność, zrodzoną z ciągłej walki, która stała się nowym elementem gry. Od tego momentu zaczęli szukać sposobów na sprowokowanie przeciwnika do błędu.

Nie rozumiem, co się niby zmieniło? Czy partia szachów nie skupia się właśnie na szukaniu błędów przeciwnika? Moim zdaniem nie trzeba ku temu jakiegoś określonego momentu…

 

Sposoby te były rozmaite, ale zawsze bardzo subtelne; opóźniali więc, albo przyspieszali ruchy; wykształcili też cały zestaw różnych tików, mających rozproszyć oponenta, z których zdołali stworzyć unikalny język nienawiści, rozwijany nie w poszukiwaniu zrozumienia, ale konfliktu. Język, w którym każde słowo było przekleństwem.

Co to za sposoby? Pokaż, nie opisuj…

 

Jak to możliwe, żeby każdy element oddzielnie działał doskonale, ale po połączeniu w całość, ni czort.

“Ni czorta”.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

I ja nie bardzo wiem, o co tu chodzi. Przypuszczam tylko, że może niebawem Norton i asystentka zaczną grać jak roboty.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj. 

Ja odebrałam Twój tekst jako dość dołującą zapowiedź tego, co niedługo ma nas (=ludzkość) spotkać – świat robotów, zastępujących nas wszędzie i we wszystkim. Świat, niestety, nie pozbawiony wad. Mimo geniuszu, doskonałych wyników badań, precyzji wykonania – nadal jest to świat ułomny. Wysiłki profesora oraz pomoc jego asystentki zdają się nie przynosić (nawet im samym) satysfakcji ani też spodziewanych rezultatów. 

Co do języka (choć ja akurat nie powinnam zabierać tu głosu, zważywszy na moje masy błędów :wstyd:), to być może się mylę (jeśli tak, to przepraszam), lecz na początku widzę duże nagromadzenie wyrażeń “każdy”; a przy “Popatrzył się” może lepiej by brzmiało np. “Popatrzył/Spojrzał”? 

Tekst ciekawy, na pewno pomysłowy. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dzięki za wszystkie komentarze i uwagi. Cóż, nie wszystko musi być zawsze podane na talerzu, dlatego szczególnie cieszy mnie jak czytelnicy próbują wyciągać własne wnioski. Może roboty osiągnęły wyższy poziom człowieczeństwa niż konstruktorzy przewidzieli?

 

Jako czytelnik, życzyłbym sobie także więcej informacji o rozgrywanej partii szachów – jakie konkretnie ruchy wykonywali gracze (wypisałem kilka uwag poniżej).

 

Jakbym zaczął szczegółowo opisywać partię szachów, to dopiero czytelnicy mieliby zagwozdkę. Litościwie zamieściłem tylko te informacje, które były niezbędne do przeprowadzenia rozumowania.

Łukasz

Czytając komentarze, zdałem sobie sprawę, jak bardzo różne może być postrzeganie literatury. Wszystko musi prowadzić z pkt A do B, mieć swój cel. Wszystko musi być też doprecyzowane. 

 

Pozostaje się cieszyć, czemu nikt się nie spytał, ile stopni Celsjusza było na dworze (no bo dzień był upalny przecież, a autor nie napisał, jak bardzo).

 

 

Końcówkę nawet rozumiem; dał jej wygrać, czyli w sumie potraktował ją jak kogoś mniej inteligentnego, gorszego.

Jeśli chodzi o resztę, to też nie rozumiem. Ok, jeśli są zawodowcami i stale grają, to bez względu na to, jak rozpoczną partię, stanie się ona automatyczna, są dla siebie przewidywalni. Nawet bym się nie zdziwiła, gdyby ludzie zachowywali się tak samo, to znaczy przywiązywali wagę do sekundowego opóźnienia. Po prostu się znają.

I nie wiem, co właściwie chcieli osiągnąć konstruktorzy, maszynę, która będzie perfekcyjna (czytaj nie będzie opóźnień), czy raczej taką, która zachowa się jak człowiek i nie przegrzeje się przy tym. Bo w sumie może być i tak, i tak. A przede wszystkim po co to chcieli osiągnąć?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

W tym przypadku konstruktorzy nie przewidzieli, że do tego samego celu mogą prowadzić różne drogi, a realna doskonałość wcale nie musi w rzeczywistości być tym co idealistycznie uważamy za doskonałe.

A przede wszystkim po co to chcieli osiągnąć?

A czemu ludzie tworzą coraz doskonalsze silniki szachowe, których jedynym wyzwaniem jest już tylko granie samym ze sobą? To pytanie kojarzy mi się trochę tak:

– I wtedy Jan powiesił się na drzewie.

– Czemu tam rosło to drzewo?

Łukasz

A czemu ludzie tworzą coraz doskonalsze silniki szachowe, których jedynym wyzwaniem jest już tylko granie samym ze sobą?

Dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi. O ile rozumiem, dlaczego komputery szachowe w ogóle powstały, to dążenie do uczynienia ich coraz bardziej perfekcyjnymi jest dla mnie niezrozumiałe. Bo choć szachy to gra strategiczna, to jednak toczy się w mocno wyidealizowanych warunkach. Obrazowo mąwiąc, hetman nigdy nie zapodzieje się w zamtuzie, a połowa pionów nie dostanie nagle sraczki.

 

To pytanie kojarzy mi się trochę tak:

– I wtedy Jan powiesił się na drzewie.

– Czemu tam rosło to drzewo?

Szanuj czytelnika swego, bo możesz nie mieć żadnego. Obrażanie ludzi, którzy komentują Twoje teksty nie wydaje mi się dobrą strategią. Poza tym… nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Szanuj czytelnika swego, bo możesz nie mieć żadnego. Obrażanie ludzi, którzy komentują Twoje teksty nie wydaje mi się dobrą strategią. Poza tym… nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi.

Oj, nie było moją intencją obrażenie kogokolwiek, ani tym bardziej, broń Boże, zniechęcenie do zadawania pytań. Analogia wydała mi się zabawna i miałem nadzieję, że wywoła uśmiech, ale widocznie zabrakło jakiejś emotki na końcu wyjaśniającej intencję, za co przepraszam :) .

Dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi. O ile rozumiem, dlaczego komputery szachowe w ogóle powstały, to dążenie do uczynienia ich coraz bardziej perfekcyjnymi jest dla mnie niezrozumiałe. Bo choć szachy to gra strategiczna, to jednak toczy się w mocno wyidealizowanych warunkach. Obrazowo mąwiąc, hetman nigdy nie zapodzieje się w zamtuzie, a połowa pionów nie dostanie nagle sraczki.

Myślę, że mogę też to wyjaśnić: na pewnym etapie doskonalenia gry w szachy, przekształciła się ona z rywalizacji między szachistami, w rywalizację między programistami, nie bez pewnej analogii do tego jak nieoczekiwanie ewoluowała gra robotów w szorcie.

 

Nie tylko Ty nie zrozumiałaś o co chodzi w tym tekście, więc cieszę się ze wszystkich pytań, które pozwalają nam go trochę rozpakować.

Łukasz

No właśnie końcówki też nie zrozumiałem, jak niektórzy przedpiścy. Co do oczywistości, autorze, to że swojego doświadczenia wiem, że jest o nie bardzo trudno. W tym przypadku mam wrażenie, że zamysł nie do końca pokrywa się z treścią, patrząc na komentarze. Co do samego tekstu jeszcze, to warsztat jest na pewno do udoskonalenia, bo wystąpiły metafory na siłę "rzucał się w oczy jak księżyc na nocnym niebie" albo określenia bez większego sensu: "zdołali stworzyć unikalny język nienawiści, rozwijany nie w poszukiwaniu zrozumienia, ale konfliktu." Jakby nie patrzeć, język nienawiści nigdy nie jest tworzony w poszukiwaniu zrozumienia.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Ktoś tu oglądał Gambit królowej :)

Moim zdaniem opowiadanie zakłada, że mózgi elektronowe są mało kreatywne. Z mojego doświadczenia pracy na windowsie wynika coś innego. Ma bardzo kreatywny sposób zawieszania się i sypania błędami, jest złośliwy i szpieguje na każdym kroku. 

Ciekawe opowiadanie :)

Podobał mi się twist z “graczami”, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Bardzo fajnie przedstawiłeś hm… psychikę bohaterów, najwyraźniej to, co badacze uznali za błąd okazało się największą zaletą ich konstruktów. 

Ktoś zarzucił, że nie podałeś nazw konkretnych ruchów, czy nie opisałeś dokładniej szachowej rozgrywki. Mnie to akurat bardzo cieszy, ponieważ nie umiem grać w szachy, nie oglądam, nie fascynuje się i tak dalej :D I gdy czytałam początek opowiadania, to trochę się bałam, że zostanę zasypana jakimiś fachowymi terminami, ale na szczęście tak się nie stało. Więc to, co dla kogoś było minusem, dla mnie jest ogromnym plusem :D Uff!

W pierwszej części opowiadania pojawiały się fragmenty, w których nieco się gubiłam kto co robi. W drugiej natomiast największy problem miałam z tym, żeby rozgryźć jaki cel mieli naukowcy. I z trudem przełykam informację, że ich celem było po prostu stworzenie doskonałych maszyn do gry. Ech. A tu taki potencjał tkwił! 

 

Czytało się nieźle, ale mnie też ukłuł w oczy ten arktyczny klimacik na początku ;)

 

EDIT:

Podoba mi się sposób, w jaki odpowiadasz na komentarze :) yes

Nowa Fantastyka