- Opowiadanie: dovio - Nawiedzona Galeria

Nawiedzona Galeria

Za­sta­na­wia­łem się, czy wrzu­cić tę opo­wieść. Sta­ra­łem się po­pra­wić ją naj­le­piej jak umiem, więc po­sta­no­wi­łem jed­nak za­ry­zy­ko­wać. Jest ona dość, mam wra­że­nie, spe­cy­ficz­na. Chcia­łem, żeby opo­wieść była bar­dzo lekka, ale utrzy­ma­na w hor­ro­ro­wym kli­ma­cie. Mam na­dzie­ję, że wy­szło do­brze. Po­zdra­wiam ;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Nawiedzona Galeria

Wszyst­ko wy­da­rzy­ło się w ga­le­rii han­dlo­wej w któ­rej pra­co­wa­łem jako ochro­niarz. Ro­bo­ta po­le­ga­ła głów­nie na ga­pie­niu się w mo­ni­tor i dra­pa­niu zdra­pek, cho­ciaż cza­sem trze­ba było prze­go­nić ja­kie­goś me­ne­la, jed­nak tych sy­tu­acji było tyle, co kot na­pła­kał. Spo­koj­na, fajna ro­bo­ta, a ja byłem dumny z na­pi­su “Ochro­na” na pier­si. Na po­cząt­ku pra­co­wa­li­śmy we dwój­kę, ale sze­fo­wa uzna­ła, że skoro jest tak spo­koj­nie, nie po­trze­ba aż tylu ochro­nia­rzy, zwłasz­cza w nocy, gdzie już to­tal­nie nic się nie dzia­ło. Aż do pew­ne­go czasu…

Do­cho­dzi­ła wła­śnie dwu­dzie­sta pierw­sza i wszy­scy pra­cow­ni­cy zbie­ra­li się do domów z uśmie­cha­mi na twa­rzy. Ja mu­sia­łem tu gnić do szó­stej rano, więc do śmie­chu mi nie było.

Na mo­ni­to­rin­gu za­uwa­ży­łem, że pra­cow­nik kio­sku wciąż nie opu­ścił swo­je­go sta­no­wi­ska – tak samo jak pra­cow­ni­cy piz­ze­rii, która znaj­do­wa­ła się na­prze­ciw­ko sa­lo­ni­ku.

Wy­da­ło mi się to bar­dzo dziw­ne, bo oni za­zwy­czaj pierw­si wy­cho­dzi­li z bu­dyn­ku, nawet jak po­win­ni jesz­cze pra­co­wać.

Po­sta­no­wi­łem tro­chę ich po­go­nić, bo de­ner­wo­wa­ło mnie, że cią­gle nie po­ga­si­li świa­teł, a sze­fo­wa ka­za­ła oszczę­dzać ener­gię. 

 

Wy­sze­dłem z kan­tor­ka i nagle zo­ba­czy­łem przez okno ośle­pia­ją­cy błysk pio­ru­na. Był tak jasny, że mu­sia­łem za­sło­nić oczy. Na­stęp­nie usłyszałem grzmot, który wstrzą­snął całym bu­dyn­kiem, a przy­naj­mniej takie mia­łem wra­że­nie.

Po chwi­li w całej ga­le­rii zga­sło świa­tło. Spoj­rza­łem na ka­me­rę, ale nie za­uwa­ży­łem mi­ga­ją­cej zie­lo­nej diody, która wska­zy­wa­ła­by na pra­wi­dło­we dzia­ła­nie sprzę­tu. Wy­glą­da­ło na to, że padło wszyst­ko i wtedy po­my­śla­łem sobie, że teraz oszczę­dza­my ener­gię jak trze­ba.

 

Trój­ka pra­cow­ni­ków pró­bo­wa­ła wyjść z ga­le­rii, jed­nak au­to­ma­tycz­ne drzwi nie chcia­ły się otwo­rzyć.

– To z buta trza! – sko­men­to­wał w durny spo­sób pra­cow­nik kio­sku.

Dwie dziew­czy­ny z piz­ze­rii za­śmia­ły się nie­sa­mo­wi­cie, cho­ciaż nie mam po­ję­cia czemu, bo gość był brzyd­ki, jak żuk to­czą­cy gnój w lesie.

– Spo­koj­nie, zaraz to na­pra­wię – po­wie­dzia­łem ła­god­nie i pod­sze­dłem do drzwi. Pró­bo­wa­łem otwo­rzyć je ręcz­nie, jed­nak ani drgnę­ły, a na dwo­rze znów bły­snę­ło i przez chwi­lę zro­bi­ło się jasno jak w dzień. 

Za­czę­ło padać. Szum przy­po­mi­nał mi to­a­le­tę pod­czas spłu­ki­wa­nia wody. Spoj­rza­łem na trój­kę pra­cow­ni­ków, któ­rzy nie wy­da­wa­li się ni­czym szcze­gól­nie przej­mo­wać.

– Ale leje! – ode­zwał się znowu ten debil z kio­sku.

Nie lu­bi­li­śmy się, muszę przy­znać to szcze­rze. Ow­szem – ku­po­wa­łem u niego zdrap­ki, ale nawet się do go­ścia nie od­zy­wa­łem. Wku­rza­ło mnie jego durne ga­da­nie i wiecz­nie uśmiech­nię­ta gęba, która aż pro­si­ła się o obi­cie.

Z ja­kie­goś dziw­ne­go po­wo­du dziew­czy­ny znów się za­śmia­ły, a jedna po­wie­dzia­ła nawet “ty to je­steś…”. Nie do­sły­sza­łem dal­szej czę­ści, bo znowu za­grzmia­ło, jakby ktoś bił w naj­więk­szy bęben na świe­cie.

– Panie ochra­nia­rzu. – Nawet kre­tyn mówić nie umiał. – I co bę­dzie z tymi drzwia­mi? Chyba nie bę­dzie­my mu­sie­li tutaj spać – za­śmiał się ru­basz­nie, jak menel po skoń­czo­nej flasz­ce ta­nie­go wina.

– Ja to bym mogła spać… – ode­zwa­ła się dziew­czy­na w ja­snych wło­sach.

– Nie ma prądu… – stwier­dzi­łem oczy­wi­ste z kwa­śną miną.

– Te­le­fo­ny też nie dzia­ła­ją – za­uwa­ży­ła dziew­czy­na z ciem­ny­mi, krę­co­ny­mi wło­sa­mi.

– To jak mó­wi­łem! Z buta trza! – Facet z kio­sku pod­szedł do drzwi.

– Słu­chaj, go­ściu. – Skie­ro­wa­łem na niego palec, aż tu nagle na­stą­pił ko­lej­ny błysk pio­ru­na.

Mia­łem wra­że­nie, że w głębi ga­le­rii znaj­du­je się po­stać, ubra­na w coś przy­po­mi­na­ją­ce­go ciem­no­zie­lo­ny płaszcz prze­ciw­desz­czo­wy. Mu­sia­łem to spraw­dzić.

– Nie ru­szaj­cie się – po­wie­dzia­łem i ru­szy­łem.

Przy­znam szcze­rze, że nie spo­dzie­wa­łem się cze­goś ta­kie­go i z ner­wów, aż krę­ci­ło mi się w gło­wie. Prze­łkną­łem ślinę i mia­łem wra­że­nie, że było to sły­chać w całej ga­le­rii.

Mógł to być jakiś klient, który gdzieś się za­błą­kał i chcia­łem, żeby była to praw­da, bo nie uśmie­cha­ło mi się wal­czyć dzi­siaj z me­ne­la­mi pod wpły­wem al­ko­ho­lu.

– Ktoś tu jest?! – za­wo­ła­łem.

– Ja! – od­po­wie­dział ten kre­tyn, a dziew­czy­ny znów się za­śmia­ły.

Po­krę­ci­łem po­iry­to­wa­ny głową. W ga­le­rii pa­no­wa­ła ciem­ność jak w gro­bie, więc wpa­dłem na świet­ny po­mysł i wy­cią­gną­łem z kie­sze­ni la­tar­kę – nie­zbęd­ne na­rzę­dzie każ­de­go sza­nu­ją­ce­go się ochro­nia­rza.

W za­sa­dzie nie była to la­tar­ka, ra­czej la­ta­recz­ka – bu­dżet ga­le­rii nie po­zwa­lał na roz­mach.

Sze­dłem coraz dalej i czu­łem, jak ciem­ność otula mnie swym płasz­czem. Byłem sam i na­praw­dę się bałem. Do­tkną­łem pier­si i po­czu­łem wy­pu­kłość na­pi­su “Ochro­na”. Jeśli ja nie dam rady, to nikt nie da! Z tą bo­jo­wą myślą po­sze­dłem dalej oświe­tla­jąc sobie drogę la­tar­ką, która miała taki za­sięg świa­tła, jak do­ga­sa­ją­ca za­pał­ka.

Usły­sza­łem krzyk. Była to jedna z dziew­czyn z piz­ze­rii. Czym prę­dzej po­bie­głem z po­wro­tem, czu­jąc ucisk w gar­dle. Mia­łem na­dzie­ję, że był to ko­lej­ny kre­tyń­ski żart wy­my­ślo­ny z nudów, przez tego im­be­cy­la, ale gdy do­tar­łem na miej­sce oka­za­ło się, że to bę­dzie bar­dzo długa noc.

– Agniesz­ka znik­nę­ła! – za­wo­łał hi­ste­rycz­nie gość z kio­sku. 

Skie­ro­wa­łem la­tar­kę na jego gębę, na któ­rej ma­lo­wa­ło się au­ten­tycz­ne prze­ra­że­nie.

Dziew­czy­na o ciem­nych wło­sach pła­ka­ła. Mu­sia­łem za­cho­wać spo­kój. Od­ru­cho­wo do­tkną­łem na­pi­su na swo­jej pier­si.

– No do­brze… Co ta­kie­go się wy­da­rzy­ło? – za­py­ta­łem. Mój głos nie brzmiał tak pew­nie, jak chcia­łem, ale chyba nikt nie zwró­cił na to uwagi.

– Stała tutaj i nagle… – Roz­ło­żył ręce. – Nie ma jej. Jakby roz­pły­nę­ła się w po­wie­trzu.

Dziw­na spra­wa. Lu­dzie ot tak nie zni­ka­ją. Albo ktoś robi mnie w konia, albo mają tu miej­sce ja­kieś zja­wi­ska pa­ra­nor­mal­ne, o któ­rych czę­sto czy­ta­łem nu­dząc się na noc­nej zmia­nie.

– Okej… – Po­tar­łem oczy pal­ca­mi. – Od tej pory trzy­ma­my się razem. Znajdź­my Agniesz­kę, a póź­niej po­my­śli­my, jak się stąd wy­do­stać. Wszyst­kie skle­py są za­mknię­te, a ga­le­ria jest mała, więc czas ope­ra­cyj­ny tej misji to ja­kieś pięć, dzie­sięć minut. Góra go­dzi­na, jak bę­dzie­my tak stać.

– A jak nas też coś po­rwie? – ode­zwa­ła się za­pła­ka­na dziew­czy­na. Jak się oka­za­ło, miała na imię Ka­ro­li­na.

Prych­ną­łem.

– Kto ma nas po­rwać? Je­ste­śmy tutaj sami. Agniesz­ka na pewno po­szła szu­kać wyj­ścia i wła­śnie w stro­nę dru­gich drzwi po­win­ni­śmy się udać. W drogę! – Ru­szy­łem pierw­szy dzier­żąc w dłoni la­ta­recz­kę. Wszy­scy po­szli za mną.

Ka­ro­li­na wtu­li­ła się w go­ścia z kio­sku. Wszy­scy mó­wi­li na niego Daw, więc… Może tak wła­śnie miał na imię?

Na dwo­rze wciąż trwa­ła burza. Po­śród szumu pa­da­ją­ce­go desz­czu można było usły­szeć jesz­cze szloch dziew­czy­ny, którą Daw pró­bo­wał bez­sku­tecz­nie po­cie­szyć obie­cu­jąc, że wszyst­ko bę­dzie do­brze. Cała scena wy­glą­da­ła­by jak z ko­me­dii ro­man­tycz­nej, gdyby nie ta zło­wro­ga ciem­ność. 

Bły­snę­ło i cała ga­le­ria roz­świe­tli­ła się jak szop­ka w Boże Na­ro­dze­nie. Znów za­uwa­ży­łem po­stać w płasz­czu prze­ciw­desz­czo­wym. Stała ja­kieś dzie­sięć me­trów dalej, obok za­mknię­te­go CCC. 

Gdy w ga­le­rii znów za­padł zmrok spoj­rza­łem na moich to­wa­rzy­szy, jed­nak oni zda­wa­li się ni­cze­go nie do­strzec. Nie chcia­łem ich stra­szyć. Zwłasz­cza, że dziew­czy­na w końcu się uspo­ko­iła. 

– Chodź­my, już nie­da­le­ko – po­wie­dzia­łem tylko. 

Mia­łem na­dzie­ję, że gdy do­trze­my na miej­sce znaj­dzie­my Agniesz­kę i w końcu bę­dzie­my mogli opu­ścić to po­nu­re miej­sce.

– Agniesz­ka! – Za­czę­ła hi­ste­rycz­nie wrzesz­czeć Ka­ro­li­na. Krzyk­nę­ła tak gło­śno, że po­czu­łem się jak­bym miał głowę w dzwo­nie w który ktoś bez­u­stan­nie wali pałką.

Do celu do­tar­li­śmy ja­kieś dwie mi­nu­ty póź­niej.

Jak można się do­my­ślać – Agniesz­ki nie było.

– I co teraz? – za­py­tał Daw. Brzmiał, jak za­pła­ka­na na­sto­lat­ka, którą rzu­cił chło­pak. 

– Nie wiem. – Zła­pa­łem się za głowę. 

Nie mo­głem pa­ni­ko­wać. Je­stem ochro­nia­rzem! Do­tkną­łem na­pi­su na pier­si.

– Agniesz­ka! – krzyk­nę­ła znowu Ka­ro­li­na i po­bie­gła w mrok.

– Za­cze­kaj! – Za­czą­łem ją gonić, ale dziew­czy­na znik­nę­ła już w ciem­no­ści.

I ko­niec… jakby roz­pły­nę­ła się w po­wie­trzu. Po­ja­wił się przy mnie Daw, cały za­pła­ka­ny.

– Zo­sta­li­śmy tylko my – stwier­dził, a ja po­ki­wa­łem głową.

Nie je­stem bo­ha­te­rem. To miała być spo­koj­na ro­bo­ta, w któ­rej nic się nie dzie­je. Nie byłem przy­go­to­wa­ny na taki kosz­mar. 

– Panie ochra­nia­rzu – Nawet nie chcia­ło mi się go po­pra­wiać. – Może… Po­win­ni­śmy stąd ucie­kać? – za­py­tał nie­pew­nie pa­trząc na mnie ocza­mi scho­wa­ny­mi za oku­la­ra­mi. Wy­glą­dał tro­chę jak Harry Pot­ter. – Dziew­czy­ny… Na pewno się znaj­dą, gdy już świa­tło się włą­czy.

– Chyba masz rację… – Mia­łem na­dzie­ję, że tak bę­dzie, cho­ciaż praw­da jest taka, że chcia­łem jak naj­szyb­ciej się stąd wy­do­stać. – Trze­ba jakoś otwo­rzyć drzwi.

Daw nie miał za­mia­ru cze­kać. Za­czął kopać w drzwi, które za nic w świe­cie nie chcia­ły nas wy­pu­ścić. 

Wziął roz­bieg i ude­rzył w nie bar­kiem tak mocno, że pra­wie się po­ła­mał.

– To na nic! – krzyk­nął zre­zy­gno­wa­ny i usiadł.

– Wra­caj­my. W piz­ze­rii jest wyj­ście na ze­wnątrz, ła­twiej bę­dzie je otwo­rzyć.

Daw wstał i ze spusz­czo­ną głową ru­szył w stro­nę po­wrot­ną.

– Zaraz się okaże, że po­lu­je na nas jakaś prze­ra­ża­ją­ca zjawa… – mruk­nął do sie­bie, jed­nak wy­raź­nie sły­sza­łem każde słowo i lekko się za­nie­po­ko­iłem.

– Dla­cze­go tak mó­wisz? – za­py­ta­łem, a Daw spoj­rzał na mnie z uśmie­chem.

– Burza, opusz­czo­na ga­le­ria, dziew­czy­ny znik­nę­ły i ni­g­dzie ich nie ma. Tro­chę mi to przy­po­mi­na ar­ty­kuł, który kie­dyś czy­ta­łem nu­dząc się w sa­lo­ni­ku.

– I o czym był ten ar­ty­kuł? – do­py­ty­wa­łem. Bar­dzo za­cie­ka­wi­ły mnie jego słowa.

– O duchu, oczy­wi­ście. Pi­sa­ło tam, że jeśli duch za­bi­je czte­ry osoby przed koń­cem burzy, wróci do życia.

– Na­praw­dę? Dla­cze­go aku­rat czte­ry? Czemu w cza­sie burzy? – Mój głos stał się bar­dzo pi­skli­wy. Sta­ra­łem się nie przy­wią­zy­wać więk­szej wagi do słów Dawa, ale trudno było nie trak­to­wać go choć tro­chę po­waż­nie wi­dząc, co się tu dzie­je.

– Wy­glą­dam panu na ja­kie­goś spe­cja­li­stę od du­chów? To tylko durny ar­ty­kuł, bajki, ja­kich pełno w necie. – Za­milkł, by zaraz pod­jąć prze­rwa­ny wątek. – Być może ma to coś wspól­ne­go z czte­re­ma ży­wio­ła­mi, wie pan… Ogień, zie­mia, po­wie­trze, woda. W końcu bez tego trudno by­ło­by żyć. A burza… Ma w sobie pewną ener­gię, praw­da? 

– No do­brze, a co jeśli burza jest w dzień? Wtedy w ga­le­rii jest wię­cej osób, ła­twiej du­cho­wi by­ło­by zabić czte­ry osoby i wró­cić do życia.

Daw za­sta­na­wiał się chwi­lę.

– Myślę – za­czął – że duchy jakby… Tracą ener­gię wśród ludzi. Niech się pan za­sta­no­wi, panie ochra­nia­rzu. Za każ­dym razem, gdy wokół nas dzie­je się coś dziw­ne­go, je­ste­śmy sami. Sły­szy­my jakiś dziw­ny dźwięk, albo mamy wra­że­nie, że ktoś nas ob­ser­wu­je. Nic ta­kie­go nie dzie­je się, gdy prze­by­wa­my w gru­pie, tylko za­wsze gdy je­ste­śmy sami. Tak jak teraz.

– To czemu nie za­bi­je nas od razu? By­ło­by szyb­ciej – Nie ro­zu­mia­łem.

– Bo duch musi prze­nik­nąć do na­sze­go świa­ta, a to kosz­tu­je ener­gię. Tę ener­gię czer­pie z burzy – od­po­wie­dział, jak na­uczy­ciel pro­wa­dzą­cy wy­kład.

Spoj­rzał na mnie. Nie wie­dzia­łem, co o tym my­śleć. Zu­peł­nie za­schło mi w gar­dle i nie mia­łem po­ję­cia, co od­po­wie­dzieć. Na szczę­ście nie mu­sia­łem, bo do­tar­li­śmy do piz­ze­rii. Daw sta­nął przy za­mknię­tej ro­le­cie i za­czął w nią pukać.

– Trze­ba to jakoś otwo­rzyć. Nie ma pan ja­kiejś sie­kie­ry w kan­tor­ku, albo cze­goś in­ne­go? – za­py­tał.

– Słu­chaj… To nie tar­tak, ani wy­cin­ka drzew. Po co po­trzeb­na mi tutaj sie­kie­ra? – od­par­łem po­iry­to­wa­ny.

– W po­rząd­ku, tylko za­py­ta­łem. Trze­ba to jakoś otwo­rzyć, ina­czej nie do­sta­nie­my się do środ­ka.

Ge­niusz, sam bym na to nie wpadł. Już mia­łem po­wie­dzieć, że jest praw­dzi­wym mę­dr­cem, kiedy nagle zro­bi­ło się zu­peł­nie cicho.

– Daw? – po­wie­dzia­łem. Głos drżał mi, jak­bym za chwi­lę miał się roz­pła­kać.

Daw nie od­po­wie­dział. Skie­ro­wa­łem pro­mień świa­tła w stro­nę piz­ze­rii, jed­nak wi­dzia­łem tylko ro­le­tę. Dawa nie było.

Ugię­ły się pode mną ko­la­na i mało co nie ru­ną­łem na pod­ło­gę, jak po­wa­lo­ne drze­wo, kiedy nagle kątem oka za­uwa­ży­łem po­ma­rań­czo­we świa­tło i po­czu­łem nie­przy­jem­ny odór pa­lo­ne­go mięsa.

– Panie ochra­nia­rzu… – Usły­sza­łem jakby z od­da­li. Ucie­szo­ny spoj­rza­łem na Dawa, a on… Pło­nął. Pło­nął, jak po­chod­nia. Z twa­rzy scho­dzi­ła mu skóra, oczy zda­wa­ły się roz­pły­wać. Dźwięk ko­ja­rzył mi się z pło­ną­cy­mi ga­łę­zia­mi. 

Od­wró­ci­łem wzrok. Obok Dawa le­ża­ła Agniesz­ka, któ­rej z ust wy­le­wa­ła się woda. Zaraz przy Agniesz­ce znaj­do­wa­ła się Ka­ro­li­na ze skrę­co­nym kar­kiem.

Spu­ści­łem głowę i za­czą­łem pła­kać, z bez­sil­no­ści, jaką wtedy po­czu­łem. Mia­łem wra­że­nie, że ktoś mnie ob­ser­wu­je. 

Gdy pod­nio­słem głowę zo­ba­czy­łem po­stać w płasz­czu prze­ciw­desz­czo­wym i mia­łem wra­że­nie, że się uśmie­cha. Byłem na­stęp­ny, zo­sta­łem tylko ja. 

I wtedy na­sta­ła zu­peł­na cisza. Na po­cząt­ku nie ro­zu­mia­łem, co ta­kie­go się stało, dla­cze­go bra­ku­je mi ja­kie­goś dźwię­ku. Zro­zu­mia­łem to po chwi­li – prze­sta­ło padać, burza do­bie­gła końca.

W ga­le­rii znów zro­bi­ło się jasno, jed­nak nie za spra­wą pio­ru­nów – znowu włączyły się świa­tła. Przez chwi­lę mia­łem wra­że­nie, że cała ta przy­go­da to tylko sen, jed­nak uczu­cie prze­mi­nę­ło, gdy zo­ba­czy­łem ciała trój­ki pra­cow­ni­ków. 

Nie byłem głupi. Wie­dzia­łem, że oskar­żą mnie o za­bój­stwo. Nikt nie uwie­rzy, że zro­bił to duch szu­ka­ją­cy drogi do dru­gie­go życia. Nie za­sta­na­wia­jąc się ani chwi­li dłu­żej wy­bie­głem na ze­wnątrz. Nie wie­dzia­łem dokąd uciec, nie wie­dzia­łem co robić.

 

Minął do­kład­nie rok od tego zda­rze­nia. Sie­dzę w opusz­czo­nym domu, cały czas oglą­da­jąc się za sie­bie. Szuka mnie po­li­cja – wi­dzia­łem w ga­ze­cie, gdy pew­ne­go dnia mi­ja­łem sa­lo­nik pra­so­wy. 

Jed­nak nie ich oba­wiam się naj­bar­dziej. Nie bar­dzo znam się na du­chach, a in­for­ma­cje w in­ter­ne­cie są bar­dzo nie­pre­cy­zyj­ne, ale… Boję się, że czło­wiek w płasz­czu prze­ciw­desz­czo­wym któ­re­goś dnia mnie do­pad­nie. Nie mogę za­po­mnieć tego spoj­rze­nia, kiedy tylko ja byłem jego klu­czem do po­wro­tu. Nie było w nim zło­śli­wo­ści, czy stra­chu, nie było nie­na­wi­ści. Je­dy­nie smu­tek. Mia­łem wra­że­nie, że te oczy bła­ga­ły, bym po­zwo­lił mu się wy­do­stać z tam­te­go świa­ta.

Od tego czasu prze­śla­du­je mnie pewna myśl… Skoro duch tak bar­dzo pró­bo­wał wró­cić do życia… Jakie prze­ra­ża­ją­ce miej­sce musi cze­kać nas po śmier­ci?

 

Koniec

Komentarze

Hejka!

 

– To jak mówiłem! Z buta trza! – Facet z kiosku podszedł do drzwi

→ Zabrakło kropy na końcu.

 

– Słuchaj, gościu(+kropa) – Skierowałem na niego palec, aż tu nagle nastąpił kolejny błysk pioruna.

→ Tu też.

 

Miałem wrażenie, że w głębi galerii znajduje się postać, ubrana w coś przypominającego płaszcz ciemnozielony przeciwdeszczowy.

→ Dziwny szyk:

… przeciwdeszczowy, zielony płaszcz.

 

Przełknąłem ślinę i miałem wrażenie, że było to słychać w całej galerii.

Mógł to być jakiś klient, który gdzieś się zabłąkał i miałem nadzieję, że to prawda, bo nie miałem ochoty walczyć dzisiaj z menelami pod wpływem alkoholu.

→ trochę miałkoz. 

 

– Ktoś tu jest?! – zawołałem

→ Kropa na końcu. 

 

– Agnieszka! – Zaczęła histerycznie wrzeszczeć Karolina.

→ Hmmm, a może Karolina zaczęła histerycznie wrzeszczeć? Niekiedy jakoś dziwnie mi brzmi szyk zdania w opku. 

 

– Agnieszka! – krzyknęła znowu Karolina i pobiegła w mrok(+kropa).

→ #ZnikającaAgnieszkaZnikającaKropka.

 

– To na nic! – krzyknął zrezygnowany i usiadł(+kropa).

→ Lubią się kropeczki gubić.

 

Daw wstał i ze spuszczoną głowę ruszył w stronę powrotną.

→ głową

 

Skoro miało być lekko, to okej, choć to nieco dziwne połączenie – z jednej strony motyw horroru, ale jednak napisana na tyle lekko, że podchodziłaby też pod czarną komedię, a tu tak ani to, ani to – coś po środku. 

Hmmm z uwagi technicznej dodałbym też to, że dobrze byłoby oddzielać fragmenty dodatkowo gwiazdkami, niż samym enterem – jest wtedy po prostu przejrzyściej.

Kolejna kwestia co do opowieści – nie do końca rozumiem jak ten duch funkcjonuje – z tego co przeczytałem zabija cztery osoby, by powrócić do życia – okej. Pytanie mam tylko takie: dlaczego galeria handlowa? W sensie spoko, tylko dlaczego konkretnie w tym miejscu? W opku nie wyczytałem wyjaśnienia, a co mam na myśli – można byłoby również pójść nieco bardziej oklepanym schematem i nadmienić na przykład, że ten artykuł dotyczył, nie wiem… osoby zmarłej w tej galerii. Nie mówię, że jest to jakaś dobra droga, ale że chociaż mam wyjaśnienie. A tutaj tak nie do końca łapię powiązania. 

Sam motyw z żywiołami i czterema ofiarami jest całkiem spoko, tylko jakoś mi nie pasuje do tak luźnej narracji opowiadania. Gdzieś tam zaciekawiasz tym motywem, ale trochę brak mi było wyjaśnień. Opko ogólnie może obronić się tym, że mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, więc w sumie bohater nie musi zdawać sobie z tego sprawy, co dzieje się wokół niego, sam przecież może tego nie rozumieć – ale jednak czytelnik ma taki niedosyt ;) 

Zakończenie – okej, skojarzyło mi się nawet z zakończeniem innego Twojego opka – o czarnym kocie. Tam bohater bał się wyjść z domu na końcu, a tutaj w sumie trochę podobnie. Tak mi się po prostu skojarzyło, bo chyba każdy Twój tekst czytałem. 

Cieszy mnie jednak, że trzymasz się wiernie horroru ;p W pierwszym opku było więcej problemów z dialogami np – tak więc poprawa w porównaniu do początku jest. 

Na zakończenie dodam, że wolałbym czytać nieco poważniejszy ton narracji. Tu tak niby śmieszno, niby straszno, ale takie połączenie nie przekona mnie u żadnego autora. W opku o chińczyku było poważniej i to mi lepiej podpadło. 

Pooozdro! 

EDIT: Jakbyś potrzebował bety to wal, horrory mają u mnie szczególne przody ;) 

 

 

 

 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Cześć!

Dzięki za wskazanie błędów! Coś mi te kropki czasem uciekają :(

Z tymi gwiazdkami to dobry pomysł, będę musiał to zastosować w kolejnych opowieściach. 

Co do ducha… W pierwszej wersji opowiadania było wyjaśnienie, że duch umarł w galerii na zawał serca. Jednak zrezygnowałem z tego wyjaśnienia, bo miałem nadzieję, że wtedy zakończenie będzie ciekawsze. W sensie… Że duch nie przebywa w samej galerii, ale może poruszać się gdziekolwiek – a przynajmniej tak miał myśleć ochroniarz. Dlatego się bał, że duch go dopadnie. Taki to był zamysł. Wiem, że nie ma wyjaśnienia, ale no… Wydało mi się to ciekawsze ;)

Motyw z żywiołami miał być takim poważniejszym motywem w opowieści. Bardzo podoba mi się takie luźne opowiadanie. Takie… śmieszno-poważne, ale cieszę się, że motyw Cię zaciekawił ^^

Z zakończeniem miałem pewien problem – nie miałem pojęcia jak to zakończyć. Na początku duch miał się odrodzić, ale wtedy nie wiedziałem, co zrobić dalej. Później ochroniarz poszedł do więzienia, ale też mi to nie pasowało. Ostatecznie skończyło się w ten sposób :P

 

No cóż – dzięki za przeczytanie i opinię! 

Ogólnie pomysł na opowieść wpadł mi w pracy – tak, pracuję w galerii, i powstało takie opowiadanie. Miało być trochę zabawnie, trochę strasznie – wyszło, jak wyszło.

A jeśli chodzi o betę… Dzięki za propozycję i myślę, że na pewno skorzystam ;)

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Cześć.

 

– Panie ochraniarzu – Nawet kretyn mówić nie umiał.

– To czemu nie zabije nas od razu? Byłoby szybciej – Nie rozumiałem.

Brak kropek.

 

 

Czym prędzej pobiegłem z powrotem czując ucisk w gardle.

To miała być spokojna robota w której nic się nie dzieje.

A tu przecinków.

 

 

– Myślę – zaczął – że duchy jakby… Tracą energię wśród ludzi. Niech się pan zastanowi, panie ochraniarzu. Za każdym razem, gdy wokół nas dzieje się coś dziwnego, jesteśmy sami. Słyszymy jakiś dziwny dźwięk, albo mamy wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Nic takiego nie dzieje się, gdy przebywamy w grupie, tylko zawsze gdy jesteśmy sami. Tak jak teraz.

Dziwne przemyślenia nieco.

Tym bardziej, że przecież były ich cztery osoby. Czyli grupa :P A jednak coś się wokół nich działo.

 

 

– A jak nas też coś porwie? – odezwała się zapłakana dziewczyna. Jak się okazało, miała na imię Karolina.

Prychnąłem.

– Kto ma nas porwać? Jesteśmy tutaj sami.

Hm, a to dziwne.

Jak się okazało? W jaki sposób? Wrzucasz to w miejscu, w którym to nie pasuje – przynajmniej wg mnie. W narracji nie występuje w tym momencie jakaś przerwa, gdzie bohaterowie mogliby wymienić się informacjami.

 

 

-Panie ochraniarzu… – Usłyszałem jakby z oddali.

Dywiz miast półpauzy i brak spacji.

 

 

Czytało się nawet spoko, ale mam wrażenie, że ten luz nieco zabrał klimatu. Powinno być ciężej, a jakoś nie przeniknęło mnie to poczucie ciemności i grozy.

I dlaczego demon odpuścił bohaterowi na końcu, skoro już go miał na swym “ektoplazmowym” widelcu?

 

Pzdr!

Dzięki za wyłapanie błędów! Poprawie, gdy znajdę trochę czasu ;)

Z tym imieniem to chodziło o to, ze ochroniarz opisuje wydarzenia rok później, wiec dopiero po dłuższym czasie mógł się dowiedzieć, jak dziewczyna miała na imię. Być może źle to zaakcentowałem i się zrobiło trochę… Chaotycznie. 

Duch na końcu odpuścił ochroniarzowi, bo skończyła się burza, a miał czas na zabicie czterech osób tylko do końca burzy, wiec… zwyczajnie zabrakło mu czasu i nasz bohater mógł się uratować i opowiedzieć całą historie ;P

I dzięki za przeczytanie, oraz opinie! Chciałem spróbować czegoś bardziej luźnego, stąd właśnie taki klimat. 

Pozdrawiam serdecznie ;)

Cześć, dovio!

Napisane przez ciebie opowiadanie jest nieco… specyficzne. Połączyłeś horror z lekkim stylem, a rezultat tego połączenia jest tak groteskowy, że niejednokrotnie powstrzymywałem śmiech podczas czytania. Ale nie wiem czy taki był twój cel.

Zdziwiłem się trochę pomysłem, bo chociaż na początku wydawał się mało oryginalny, to pod koniec przerodził się w coś ciekawego. Nie bardzo, ale jednak zwrócił moją uwagę.

Bohaterowie są nieco irytujący, a ich zachowania irracjonalne. Jeśli to był twój cel – gratuluję. Gorzej, jeśli miałem przejąć się losem tych bohaterów.

Mam parę uwag, co do logiki tekstu.

Telefony też nie działają – zauważyła dziewczyna z ciemnymi, kręconymi włosami.

A komórki, to co?

Skąd Daw wiedział wszystko o duchu? Z tego artykułu? A nawet jeśli, to nie mogli porozmawiać o potencjalnym zjawisku paranormalnym, gdy uciekną z galerii?

Słuchaj… To nie tartak, ani wycinka drzew. Po co potrzebna mi tutaj siekiera?

No tak. Kłócenie się, gdy obok znajduje się duch jest najwłaściwszym zachowaniem.

Karolina wtuliła się w gościa z kiosku. Wszyscy mówili na niego Daw, więc… Może tak właśnie miał na imię?

Pracują razem w niewielkiej galerii handlowej i nie znają swoich imion?

Słuchaj, gościu. – Skierowałem na niego palec, aż tu nagle nastąpił kolejny błysk pioruna.

To “słuchaj gościu” brzmi jak groźba, którą mógłby wypowiedzieć pierwszoklasista. Szkoły podstawowej, oczywiście.

A z błędów językowych:

Ja musiałem tu gnić do szóstej rano, więc do śmiechu mi nie było.

Zaimek jest tutaj całkowicie zbędny.

Szedłem coraz głębiej

Głębiej?

Skierowałem latarkę na jego gębę na której malowało się autentyczne przerażenie.

Przecinek przed “na której”.

Albo ktoś robi mnie w konia, albo mają tu miejsce jakieś zjawiska paranormalne o których często czytałem nudząc się na nocnej zmianie.

Znowu brakuje przecinka.

Błysnęło i cała galeria rozświetliła się jak szopka w Boże Narodzenie, a ja znów zauważyłem postać w płaszczu przeciwdeszczowym.

A może: Błysnęło i cała galeria rozświetliła się jak szopka na Boże Narodzenie. Znów zauważyłem postać w płaszczu przeciwdeszczowym.

Unikniesz w ten sposób zaimka.

Miałem nadzieję, że był to kolejny kretyński żart wymyślony z nudów, przez tego imbecyla, ale gdy dotarłem na miejsce okazało się, że to będzie bardzo długa noc.

To zdanie nie brzmi najlepiej.

Pozdrawiam

All in all, it was all just bricks in the wall

Cześć! Dzięki za wskazanie błędów! ;)

Tak, opowieść miała być trochę zabawna, trochę straszna. Dlatego bohaterowie czasem dość dziwnie się zachowują, wiec cieszę się, ze udało mi się choć trochę rozbawić ;

Z telefonami w zasadzie chodziło o komórki – zmienię to w tekście i powinno być bardziej zrozumiałe ;)

Daw trochę wiedział z artykułu, a trochę sam starał się domyślać.

Czasem tak bywa, że nie zna się imion, zwłaszcza jak wśród pracowników jest dość duża rotacja, ciagle się zmieniają. I w zasadzie… w takich miejscach mało kto się przejmuje czyimis imionami. Szczególnie jak nie pracuje się na jednym stanowisku. Ochroniarz przychodził tylko po zdrapki i nie pytał o imię ;D

Dzięki za przeczytanie i komentarz! Cieszę się, ze opowieść zainteresowała.

Pozdrawiam serdecznie ;)

Owszem, noc, deszcz i burza budują klimat horroru, ale wiele już historii działo się w ciemności i podczas burzowej ulewy, a u Ciebie, Dovio, jakoś nie mogłam się wczuć w opisaną sytuację, nie udzielił mi się też strach bohaterów, a ochroniarz dodający sobie otuchy macaniem odznaki, co tu dużo mówić, irytował. No i gdyby kioskarz akurat nie przeczytał artykułu o duchu, nikt nie miałby pojęcia, o co chodzi.

A co z duchem? – skoro odpuścił ochroniarzowi, czy będzie teraz polował na kolejny zbieg okoliczności, aby dorwać cztery nowe osoby?

 

Na­stęp­nie po­ja­wił się grzmot… ―> Czy ochroniarz zobaczył grzmot???

Proponuję: Następnie usłyszałem grzmot

Za SJP PWN: pojawić się 1. «stać się widocznym»

 

Dziew­czy­na w ciem­nych wło­sach pła­ka­ła. ―> W jaki sposób dziewczyna znalazła się we włosach?

Proponuję: Dziew­czy­na o ciem­nych wło­sach pła­ka­ła.

 

Do celu po­dró­ży do­tar­li­śmy ja­kieś dwie mi­nu­ty póź­niej. ―> Nie wydaje mi się, aby pokonanie kilkunastu metrów, a pewnie tyle przeszli, można nazwać podróżą.

Wystarczy: Do celu do­tar­li­śmy ja­kieś dwie mi­nu­ty póź­niej.

 

W piz­ze­rii jest wyj­ście na ze­wnątrz, je ła­twiej bę­dzie otwo­rzyć. ―> W piz­ze­rii jest wyj­ście na ze­wnątrz, ła­twiej bę­dzie je otwo­rzyć.

 

ale cięż­ko było nie trak­to­wać go… ―> …ale trudno było nie trak­to­wać go

 

W końcu bez tego cięż­ko by­ło­by żyć. ―> W końcu bez tego trudno by­ło­by żyć.

 

– Daw nie od­po­wie­dział. Skie­ro­wa­łem pro­mień świa­tła… ―> Czemu służy półpauza na początku zdania?

 

na nowo za­świe­ci­ły się świa­tła. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: … znowu włączyły się świa­tła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje bardzo za wskazanie błędów, które zostały już poprawione ^^

Szkoda, że opowieść nie przypadła Ci do gustu, a ochroniarz jedynie irytował :(

 

A co z duchem? – skoro odpuścił ochroniarzowi, czy będzie teraz polował na kolejny zbieg okoliczności, aby dorwać cztery nowe osoby?

Na pewno! Będzie czekał na kolejną dogodną sytuację. W końcu droga na powrót z zaświatów nie może być łatwa ;D

Dzięki za przeczytanie i komentarz! Jak wspomniałem wcześniej – chciałem, żeby opowieść była specyficzna. Spróbowałem napisać coś luźnego w świecie horroru, no i wyszło w ten sposób ;)

Pozdrawiam serdecznie ;)

Dovio, bardzo się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne.

Pomysły masz, więc dbaj o nie i dopracowuj, a jestem przekonana, że niebawem zaprezentujesz horror co się zowie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miło mi to słyszeć ;)

No cóż, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej i w końcu powstanie jakieś arcydzieło ;D

Może nawet niebawem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, dovio!

Faktycznie, twój horror nie był zbyt straszny, powiedziałabym, że raczej interesujący. Może dlatego że nie spodziewałam się ducha tylko bytu ziemskiego. Wtedy co prawda nie byłaby to fantastyka, ale sprawcą mógłby być elf czy bestia co się zowie. Opowiadanie traktuję więc raczej jako thiller niż horror.

Musisz jeszcze popracować nad stylem i budowaniem scen/klimatu, ale byłam szczerze zainteresowana, co się wydarzy. Niektóre dialogi też są całkiem ok. Generalnie potrafiłam sobie wyobrazić bohaterów.

Generalnie dobrze spędziłam czas ;)

 

Wszystko wydarzyło się w galerii handlowej[+,] w której pracowałem jako ochroniarz.

 

Odruchowo dotknąłem napisu na swojej piersi.

 

Raczej nie powinno się tak pisać. Ja sama od razu mam ochotę ironicznie wykrzyknąć: “A więc bohater to kobieta? To zmienia postać rzeczy!” Jeśli idzie o mężczyznę, lepiej używać “klatka piersiowa” lub “tors”, bo czy faceci mają piersi? Niby wiemy, o co chodzi, ale…

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć!

Cieszę się, ze opowieść się Cie zainteresowała ;)

Postaram się lepiej budować klimat, bo wiem ze na razie średnio mi to wychodzi, ale liczę, ze w przyszłości będzie lepiej ;D

Hah, zapamiętam, żeby nie pisać w ten sposób o męskich postaciach. W Zasadzie nawet o tym nie pomyślałem i nie zwróciłem uwagi, dzięki! 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :) - Dziękuje bardzo!

Cześć, dovio, chciałem przeczytać jakąś straszną opowiastkę przed snem i akurat padło na Twój tekst :D Podobnie jak przedpiścy, nie poczułem strachu, ale zdołałeś przykuć moje zainteresowanie. 

Opowiadanie jest napisane nieźle, całkiem podobała mi się narracja oraz sposób, w jaki zaznaczyłeś relacje między bohaterami, głównie między ochroniarzem a “debilem z kiosku”, który także i mnie zdołał wytrącić z równowagi. Sposób rozumowania głównego bohatera w mojej opinii opisujesz dostatecznie dobrze, aby można było wejść w jego skórę i zrozumieć postępowanie – facet myśli prosto, ma swoją pracę, chce ją dobrze wykonywać, no i nie chce też zużywać za dużo prądu, zgodnie z poleceniem szefowej ;P

Pojawiło się kilka nielogiczności. Wtedy, gdy uciekła Agnieszka i ochroniarz próbował ją gonić – trochę zdziwiła mnie reakcja bohatera, który zbyt szybko przyjął wydarzenia oraz fakt, że dziewczyna po prostu zniknęła. Moment miałby potencjał, aby trochę go rozbudować, nasycić napięciem i niepewnością. Podobnie było wtedy, gdy Daw opowiadał o artykule w gazecie, a ochroniarz trochę za mało zdziwił się takimi rewelacjami, które przecież każdemu człowiekowi wydałyby się absurdalne, nawet jeśli jest zamknięty w opustoszałej, ciemnej galerii :P No i ze zniknięciem tego ducha musiałem przeczytać dwa razy, bo na początku nie zrozumiałem, czemu nie zarżnął =po prostu ostatniej z czwórki osób zamkniętych w centrum. Chodziło oczywiście o tę burzę, z której czerpał siłę, prawda?

Całkiem spodobało mi się zakończenie i refleksja bohatera na temat miejsca, z którego chce uciec duch. Motyw, że jest poszukiwany i posądzony o potrójne morderstwo też spoko.

 

Sugestii poprawek mam tylko kilka i są to głównie moje preferencje czytelnicze i propozycje zgrabniejszego ujęcia niektórych kwestii :) Może na coś Ci się przydadzą, kto wie?

 

Postanowiłem trochę ich pogonić, bo denerwowało mnie, że ciągle nie pogasili świateł, a szefowa kazała oszczędzać energię. 

Zastanawiam się, czy można kogoś trochę pogonić? Może skreślić “trochę”, albo zmienić na “trochę ich pospieszyć”.

 

Miałem wrażenie, że w głębi galerii znajduje się postać, ubrana w coś przypominającego ciemnozielony płaszcz przeciwdeszczowy.

Tutaj zabrzmiało mi trochę sucho, bardzo statycznie i trochę mało emocjonalnie. Co, gdyby przekształcić zdanie następująco: Zdało mi się nagle, że w głębi galerii ujrzałem postać… Nie popełniłeś błędu oczywiście, ale na tyle mi to nie zagrało, że postanowiłem dać Ci feedback :D

 

Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego i z nerwów, aż kręciło mi się w głowie.

Przecinek przed “aż” można wyrzucić :)

 

że był to kolejny kretyński żart wymyślony z nudów, przez tego imbecyla,

Przecinek zbędny.

 

Krzyknęła tak głośno, że poczułem się jakbym miał głowę w dzwonie w który ktoś bezustannie wali pałką.

Tutaj ciut niezręczne zdanie i brak przecinków. Pomyślałbym, jak to przeredagować :P

 

Jeśli faktycznie skorzystasz z propozycji NearDeath i będziesz betował kolejny horror, możesz zaprosić też i mnie, zgłaszam się do pomocy :D

 

Cześć!

Ciesze, ze się podobało, mimo ze opowieść nie była zbyt straszna ;D

Tak przeczytałem ten fragment ze zniknięciem dziewczyny i muszę przyznać racje, ze za szybko to wszystko się potoczyło. Nie chciałem za bardzo przeciągać tej historii, żeby opowieść nie była zbyt długa, wiec pod koniec trochę za bardzo przyspieszyłem z akcja ;)

I dzięki za wskazówki, na pewno wezmę je pod uwagę ^^

 

Jeśli faktycznie skorzystasz z propozycji NearDeath i będziesz betował kolejny horror, możesz zaprosić też i mnie, zgłaszam się do pomocy :D - O, dzięki wielkie! Na pewno skorzystam, gdy tylko powstanie coś nowego!

Pozdrawiam serdecznie ;)

Jest tu pomysł na tekst. Widzę też, że wiesz, gdzie nacisnąć, by zbudować klimat. Deszcz, ciemności, burza – to dobre elementy dla budowania nastroju. Natomiast mam wrażenie, że nie raz z nimi przegiąłeś. Tak często powtarza się grzmot pioruna, że jako czytelnik przestał dla mnie być straszny, a zaczął groteskowy. Ciemność podkreślałeś tyle razy, że za piątym czy szóstym już lekko przewracałem oczami. Podobnie śmiech dziewczyn, czy szpetota trzeciego pracownika. Słowem – zwroty i zachowania, zbyt często powtarzane, powszednieją w tekście i mogą wywoływać efekt inny, niż zamierzony.

Technicznie nie jest źle, ale nie raz i nie dwa coś zachrzęściło podczas czytania.

Końcówka dla mnie z lekka niewiarygodna. Potencjalny morderca trojga osób z miejsca będzie szukany bardzo skrupulatnie: nagroda za ujęcie, kontrole, informatorzy. A bohater tak rok sobie siedzi gdzieś zaszyty i nic. Zwłaszcza, że nie chwalił się znajomościami w półświatku, które by mu to umożliwiły.

Podsumowując: niezły koncert fajerwerków, ale jeszcze trochę pracy musisz włożyć, by uwiarygodnić i klimat i narrację.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za przeczytanie! ;)

Chciałem podkreślić ten klimat ciemnej galerii, ale widzę, że chyba faktycznie z tym przesadziłem. Przynajmniej wiem na co zwracać większą uwagę przy kolejnych tekstach ^^

Ale cieszę się, że opowieść nie była najgorsza.

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Nowa Fantastyka