- Opowiadanie: dawidiq150 - Cielesne więzienie

Cielesne więzienie

Mój pierwszy taki dłuższy tekst. Zapraszam do przeczytania i proszę o komentarze. Wszystkich serdecznie pozdrawiam, zwłaszcza tych którzy często czytają i oceniają moje teksty. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Irka_Luz

Oceny

Cielesne więzienie

Po jasnym, błękitnym niebie, w promieniach słońca sunął Gneluks – olbrzymi drapieżnik, pół ptak, pół gad. Lecąc bardzo wysoko, obejmował wzrokiem ogromny obszar krainy zwanej Garlandią. Widział niezdobyte przez nikogo wysokie góry, w których miał swoje gniazdo. Zbocza niemal do szczytów, gęsto obrastały krzaki o czerwonym kolorze. Dlatego nazwano je Czerwonymi Górami. Tam, gdzie kończyło się ich pasmo, zaczynały się tereny zagospodarowane przez ludzi. Zielone łąki, na których pasiono zwierzęta. Olbrzymie plantacje kawy. Były też duże akweny wodne, z których wyławiano dorodne ryby. Na piaszczystych plażach urządzono tereny rekreacyjne.

Gneluks leciał zapolować i jakiś czas później wracał trzymając w szponach owieczkę. Ponownie sunąc wysoko do miejsca, gdzie miał legowisko, jego wzrok padł na ukrytą w dolinie, otoczoną górami osadę.

Zwierzę ujrzało skupisko chat, a w pobliżu nich średniej wielkości jezioro. Gneluks, gdyby był inteligentny, pewnie zastanawiałby się jak może istnieć miasteczko otoczone skałami z wszystkich stron. Skąd biorą żywność? Jakim sposobem są samowystarczalni?

 

***

 

Dawidek wiedział, że już niedługo przejdzie metamorfozę. Cierpiał na nudności, swędziało go ciało i pogorszył mu się wzrok. Za kilka dni jednak to wszystko miało minąć i miał stać się dorosłym.

Ostatni raz, posiadając dziecięcy umysł i ciało, bawił się z innymi maluchami. Przed zapadnięciem nocy, zgodnie z nakazem rodziców wrócił do domu.

– Po przemianie, będziesz mógł wybrać sobie dziewczynę, która zostanie twoją żoną. – powiedziała do niego matka radośnie uśmiechając się.

Następnie kazała mu się rozebrać. Nagiego Dawidka zamknięto w piwnicy, gdzie źródłem światła były jedynie trzy świece. Znajdował się tam też wielki dzban z ciepłą kaszką, którą musiał spożyć. Kaszka przygotowana według specjalnej receptury miała pobudzić organizm do przemiany. Chłopiec był głodny, więc nalał jej do stojącego obok dzbana kubka i spróbował. Miała gęstą konsystencję i dobry smak.

Jadł dłuższą chwilę. Mimo, że pochłonął bardzo dużo kaszki nie czuł sytości. Rozmyślając o tym, która dziewczyna mu się najbardziej podoba nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

Gdy spał jego ciałem targały drgawki a przez pory na skórze wydostawały się duże ilości lepkiej mazi powoli twardniejącej. Po kilkunastu godzinach ciało oblepiała mu błona, która powoli zamieniała się w twardy zaskorupiały kokon. Dawidek przechodził metamorfozę jak każdy osobnik z gatunku porybów w tym wieku.

Minęły trzy doby. Szczęknął klucz w zamku, drzwi otworzyły się wpuszczając do ciemnego pomieszczenia trochę światła. Wszedł ojciec Dawidka trzymając w dłoni długi, dobrze zaostrzony nóż. Zbliżył się do ciemnozielonego kokonu, który przylepiony był do krzesła, stołu i podłogi. Następnie delikatnie, by nie zranić będącego wewnątrz ciała, zrobił cięcie w zaskorupiałej powłoce. Cięcie było długie, od góry do dołu. Następnie odłożył nóż, i włożył palce w rozciętą szczelinę, by rozchylić kokon i pomóc wydostać się z niego swojemu synowi.

Dawid przebudził się, niezwykle ściśnięty. Czuł się lekko mówiąc niekomfortowo. Na szczęście trwało to tylko moment. Wydostał się z ciasnoty. Pierwsze co ujrzał to uśmiechniętą, radosną twarz ojca.

 

***

 

Dawid wykąpał się używając chropowatego kawałka skały i gorącej wody z mydłem. Trudno było mu zmyć lepki śluz. Gdy sobie z tym poradził, nagi i czysty stanął przed lustrem. Był teraz dorosły. Miał szczupłe silne ciało i wysoki wzrost. Na brzuchu wyrosły mu duże skrzela. Jego skóra stała się jasnoniebieska. Zmienił się nie do poznania. Jednak coś było nie tak. Euforia trwała tylko przez chwilę. Gdy tak patrzył na swoje odbicie, przepełniało go obrzydzenie. Te skrzela i genitalia, które powiększyły się kilkukrotnie, ten kolor skóry. Czuł się bardzo źle.

„Widocznie tak jest na początku, to na pewno minie” – pomyślał i zaczął się ubierać.

 

***

 

Dwa dni później, wypadał dzień „trzech księżyców”. Przyszedł czas na wypad po żywność. Gdy na niebie pokazały się trzy księżyce, a działo się to co czterdzieści dwa dni, noc była najjaśniejsza.

Przy jeziorze zebrała się grupa dorosłych porybów, wśród nich też Dawid który pierwszy raz miał brać udział w tej eskapadzie. Zdjęli ubranie i zaczęli wchodzić do wody. Przy molo zacumowana była łódź podwodna, służąca do transportu żywności bezpiecznie bez zamoczenia. Mężczyzna, zwany Tadkiem zwolnił cumę, następnie uruchomił mechanizm sprawiając, że łódź zanurzyła się.

– Płyń za nami – powiedział do Dawida Marek, sąsiad i przyjaciel rodziny.

Dawid obawiał się, że pod wodą będzie niewiele widział. Nie wiedział, że teraz po metamorfozie był przystosowany do nurkowania. Po zanurzeniu ujrzał wszystko dużo lepiej, niż się tego spodziewał.

To doświadczenie okazało się ogromną frajdą. Popłynął głębiej tak, że mógł dotknąć szarego piasku na dnie. Widział małe rybki, pływające między wolno poruszającymi się glonami. Wszystko tu było niezwykle kolorowe. Tak się zapatrzył, że nie zauważył, jak jego towarzysze oddalili się.

Szybko poruszając rękami i nogami, dogonił ich. Po chwili, należało popłynąć kanałem łączącym dwa zbiorniki wodne; ten, którym właśnie płynęli i docelowy znajdujący się przy osiedlach ludzi. Właściwą drogę oznaczała drewniana belka, obrośniętą wodorostami.

Odległość była niemała i droga zajęła im prawie godzinę. Gdy wynurzyli się Marek poinformował Dawida:

– Kawałek dalej, znajdują się magazyny, gdzie ludzie trzymają zapasy żywności. Idziemy tam i bierzemy po trochu wszystkiego tak, żeby nikt się nie zorientował, że czegoś ubyło.

Tadek ponownie użył mechanizmu łodzi do transportu żywności i ta wynurzyła się. Następnie, inni pomogli mu pociągnąć ją na mieliznę. Potem każdy wyciągnął z niej duży kosz.

Trzy księżyce zapewniały wystarczająco dużo światła. Dawid podążając za innymi, dotarł do rzędu sześciu identycznych, niewysokich, lecz o dużej powierzchni budynków. Nie miały drzwi, można było łatwo wejść i dokonać kradzieży.

– Śmiało – powiedział jeden z jego ziomków, uśmiechając się do niego szeroko.

Dawid wszedł do środka, i jego oczom ukazały się rzędy piętrowych półek. Na początku, z lewej, w pojemnikach umożliwiających transport bez uszkodzenia, znajdowały się jajka. Po prawej natomiast stały bańki jak podejrzewał, z mlekiem. Dalej były jeszcze sery a na końcu suszone mięso.

– Spokojnie, mamy dużo czasu – powiedział do Dawida jeden z porybów, widząc jego pośpiech.

Minęło około pół godziny. Do łodzi podwodnej schodzili się złodzieje z pełnymi koszami, by następnie wsadzić je do środka. Potem odholowano łódź na głęboką wodę i ponownie odpowiedzialny za to Tadek uruchomił mechanizm zanurzający. Teraz wystarczyło tylko wrócić do siebie.

Produkty spożywcze bezpieczne i suche dotarły wewnętrznym wodnym kanałem do osady porybów i wszyscy byli szczęśliwi.

 

***

 

Nadszedł trzeci dzień dorosłego życia Dawida.

Dochodziło południe, a on nie wychodził z łóżka mimo, że matka budziła go już trzy razy. W końcu zła podeszła i ściągnęła z niego kołdrę. Dawid odwrócił się i ujrzała jego zapłakaną twarz.

– Co się stało? Dlaczego płaczesz? – spytała wzruszona matka.

– Mamo ja się tak bardzo źle czuję – mówił łkając. – To moje nowe ciało budzi we mnie obrzydzenie. Chciałbym być kimś innym. Chciałbym być człowiekiem.

Matka przytuliła syna i zawołała swojego męża. On również widząc zapłakanego Dawida poczuł wielki żal. Rodzice poprosili, by opisał dokładnie co czuje. Gdy skończył odezwał się ojciec:

– Słyszałem, że zdarzają się takie przypadki, że duch mężczyzny rodzi się w ciele kobiety, bądź na odwrót. Wydaje mi się, że to jest podobna sytuacja. Tak bardzo mi przykro synku. Zastanowimy się z mamą co zrobić, a ty wstań i spokojnie zjedz śniadanie, zobaczysz wszystko będzie dobrze.

 

***

 

Rodzice Dawida rozmawiali ze sobą jakiś czas w innym pokoju. W końcu zawołali syna.

– Kochany synku – zaczęła matka – uważamy, że da się cię wyleczyć, jednak na pewno nie tutaj w naszej odizolowanej wiosce. Musisz udać się do jakiegoś dużego miasta za morzem. Ludzie znają sposoby na wiele przypadłości. Mamy trochę klejnotów wartych całkiem sporo. Zapakujemy ci je razem z prowiantem i bukłakiem herbaty do nieprzemakalnego plecaka ze skóry wężowej.

– Da się bez problemu przebyć morze? – spytał Dawid

– Jeśli będzie taka możliwość przepłyniesz statkiem, masz czym zapłacić, a jeśli nie to wpław, nasza rasa jest przystosowana do długiego przebywania pod wodą. Masz skrzela. Żywić będziesz się glonami, i innymi owocami morza. To nie jest problem.

 

***

 

Dawid nie chciał zwlekać, wyruszył następnego dnia rano. Rodzice żegnali go ze wzruszeniem.

– Szybko wróć do nas, kiedy ci się powiedzie, będziemy czekać – powiedziała mama nie ukrywając łez.

Dawid nagi, z ubraniem, jedzeniem i kosztownościami w nieprzemakalnym plecaku ucałował rodziców, następnie zanurzył się w jeziorze.

 

***

 

Kilka informacji dotyczących rasy porybów:

 

Porybów od dawna uważało się za wymarły gatunek. Było to bliskie prawdy, ich ostatnia osada znajdowała się w Czerwonych Górach i liczyła zaledwie, około dwustu osobników. Jak do tego doszło? Półtora wieku temu, pewien baron, najbogatszy człowiek jaki kiedykolwiek żył, miał piękną córkę, którą uwiódł jeden poryb, a następnie zostawił ze złamanym sercem. Ów baron poprzysiągł znaleźć go i zabić. Ten przepadł jak kamień w wodę i nawet najlepsi detektywi nie mogli go znaleźć. Nie wiedzieli bowiem, że zmarł na jedną z egzotycznych chorób, atakujących wyłącznie porybów. Zawistny baron, zwerbował armię tysiąca najemników, którzy mieli zabić każdego poryba jakiego znajdą. Całe osiedla zostały wybite. No i tak populacja porybów, która nie była nigdy liczna, malała w ekspresowym tempie. Każdy kto sprzeciwiał się tej rzezi był albo przekupiony albo zabity. Garstka ocalałych ukryła się w Czerwonych Górach i tak żyją do tej pory, mimo że nie grozi im już niebezpieczeństwo.

Jeśli chodzi o fizjologię tej rasy, to jak wskazuje nazwa pochodzą od ryb. Posiadają skrzela. Teraz po milionach lat ewolucji, są dużo bardziej ludźmi, niż rybami i żyją na lądzie. To co ich najbardziej różni od rasy ludzkiej, to sposób dojrzewania. Rodzą się jak ludzie, jednak po osiągnięciu około czternastu lat, przechodzą metamorfozę, na trzy doby zasypiają, i przeobrażają się w wytworzonym kokonie. Następnie potrzeba kogoś kto przetnie powłokę i pomoże wydostać się na zewnątrz dorosłemu osobnikowi. Ich średnia długość życia to około dziewięćdziesiąt lat.

 

***

 

Dawid wędrował przez dwa dni. By dotrzeć do portu, kilka razy pytał miejscowych rolników o drogę. Ci wskazali mu ją, jednocześnie widząc niebieską skórę, dziwili się i pytali kim jest. Odpowiadał, że cierpi na nową chorobę i musi zdobyć lekarstwo. Po części, była to prawda i to go nawet śmieszyło i tak nikt mu nie wierzył.

W końcu dotarł zgodnie z planem do przystani. Miasteczko portowe, było największym skupiskiem ludzi jakie do tej pory widział. Bez problemu znalazł gospodę, której budowla górowała nad innymi i wszedł do niej. W środku panował tłok, lecz przy barze było kilka wolnych miejsc. Podszedł i usiadł.

Po chwili niezwykle przystojny barman o długich, ciemnych, przyprószonych siwizną włosach podszedł i zapytał:

– Co podać?

– Właściwie to nic, natomiast chcę zapytać o rejs do najbliższego dużego miasta.

– Wypij piwo na mój koszt – powiedział barman i nalał do kufla żółtego płynu. – Statek wypływa za trzy dni. Tam siedzi kapitan.

Wskazał palcem na jeden ze stołów, przy którym siedzieli trzej mężczyźni. Dawid podziękował i zabierając pełny kufel udał się we wskazane miejsce.

Dosiadł się pewny, że swoim śmiałym zachowaniem nikogo nie zdenerwuje, bo kapitan przecież miał w tym interes. Nie mylił się, olbrzymi mężczyzna, niezwykle muskularny nie miał wielu klientów. Dawid dowiedział się, że płynąć będzie zaledwie jedenaście osób w tym piątka załogi.

– Ile będzie kosztować podróż? – spytał. – Nie mam pieniędzy, jedynie to.

Dawid wyciągnął z kieszeni przygotowany wcześniej, błyszczący czerwony kamyk. Gdy rosły mężczyzna go zobaczył zaświeciły mu się oczy.

– Myślę, że to wystarczy – powiedział. – Nawet trochę za dużo, postawię ci kilka piw i będziemy kwita.

Czerwony klejnot zmienił właściciela. Potem zaczęli ostro pić i jeść najlepsze potrawy, które sponsorował kapitan. Dawid widząc to, zaczął podejrzewać, że został oszukany ale postanowił, że nic nie będzie mówił. Zależało mu bardzo by dostać się do dużego miasta właśnie tym statkiem.

Wcześniej, przez cały czas czuł obrzydzenie do swojego ciała, a gdy się upił, gdy siedział w barze i słuchał sprośnych, żartobliwych opowieści marynarzy, całkowicie o tym zapomniał. Pili cały czas, dzień i noc wychodząc jedynie z baru, by zwymiotować litry wypitego trunku, albo opróżnić pęcherz.

Popijawa skończyła się dokładnie dwanaście godzin przed wypłynięciem. Marynarze a z nimi Dawid, wyszli z baru i udali się na niedaleki pagórek obrośnięty gęstą, miękką trawą. Położyli się i usnęli kamiennym snem.

Mimo tak długiej libacji w południe kapitan był trzeźwy i gotowy wydawać rozkazy marynarzom. Dawid i inni pasażerowie weszli na pokład „Wielorybka”. Wciągnięto kotwicę i statek powoli zaczął oddalać się od brzegu. Wiatr dmuchnął w żagle i wypłynęli na otwarte, głębokie wody.

 

***

 

Dla Dawida to było niezwykłe przeżycie. Naturalnie odporny na chorobę morską chodził niemal w dobrym humorze po pokładzie. Dwóch pasażerów wymiotowało a on czuł się świetnie. Co chwilę wychylał się za burtę a lekka bryza owiewała mu twarz. Kropelki wody opryskiwały jego skórę, gdy „Wielorybek” kadłubem łamał fale.

Nie miał ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Chciał zdobyć lekarstwo i wrócić do swoich, tylko tyle.

Płynęli przez dzień, noc i kolejny dzień. Nagle majtek z bocianiego gniazda krzyknął, że widać ląd.

Jednak po chwili w pośpiechu zszedł i cicho zaczął coś mówić do kapitana. Rozmawiali ściszonymi głosami, kapitan patrzył przez lunetę. Potem szeptem wydał rozkaz, by zawracać.

Jednak dwóch pasażerów było na tyle bystrych, że się domyślili i zaczęli domagać się odpowiedzi. Kapitan zwołał więc wszystkich i powiedział:

– Podejrzewam, że na tych wodach szaleje Giganton albo nawet kilka. Przez lunetę widać jak statki z Olszuincji z czymś walczą. Jest ich sześć. Dwa mają flagę Debrond i są to okręty wojenne. Pewnie przypłynęły by pomóc. A jeśli chcecie znać prawdę, to powiem ją całą. Właśnie teraz minęło sześć lat, od kiedy Gigantony miały ostatnie tarło. Są więc na tyle dorosłe by zatapiać statki i pożerać ludzi. Może być jeden, a nawet dziesięć, albo i więcej. Dlatego uciekamy, gdzie rosną ostrokrzatki.

Wszyscy, oprócz Dawida wiedzieli czym są Gigantony zwane inaczej „smakoszami ludzi”. Te organizmy, miały niezwykły sposób zabijania swych ofiar. Połykały je, by potem trzymać ich w organie pełniącym jednocześnie funkcję płuc i żołądka, gdzie nieszczęśnicy mogli swobodnie oddychać powietrzem a umierali powoli trawieni kwasem żołądkowym.

Statek zaczął zawracać a pasażerowie podawali sobie wzajemnie lunetę kapitana, która w końcu trafiła do Dawida.

Gdy przez nią spojrzał, zobaczył jak ludzie na okrętach strzelali z muszkietów do czegoś w wodzie. Inni używali wyrzutni harpunów. Dwa statki tonęły. Nagle ktoś obok krzyknął przerażony:

– Jeden z nich nas goni!

Dawid oddał lunetę. Faktycznie jakieś trzydzieści metrów od nich z wody wystawało ogromne oko, dobrze widoczne nawet z tej odległości. Statek wolno zawracał. Zdecydowanie za wolno.

Pod pokładem, w ładowni znajdowała się duża skrzynia a w niej dziesięć nabitych muszkietów. Kapitan wydał rozkaz i marynarze w pośpiechu po nie pobiegli.

Gdy wrócili potwór był już dwukrotnie bliżej. Statek zdołał zawrócić i nabierał teraz prędkości. Nadal jednak był za wolny. Marynarze zebrali się na rufie i zaczęli mierzyć do wielkiego oka wystającego ponad taflę wody.

– Nie strzelać, dopóki się nie zbliży! – krzyknął kapitan.

Giganton płynął niezwykle szybko, wszyscy zrozumieli, że mu nie uciekną. Jedyną nadzieją było celnie go ostrzelać.

Gdy był już w zasięgu muszkietów kapitan wydał rozkaz:

– TERAZ!

Huknęło. Jednocześnie wypaliło pięć muszkietów. Przynajmniej jeden musiał trafić. Wielkie oko pękło. Kawałki galaretowatej masy rozprysnęły się we wszystkie strony. Potwór zanurzył się. A woda w miejscu gdzie przed chwilą był zabarwiła się żółtym kolorem jego krwi.

„Udało się!” „Uciekniemy!” – zaczęli krzyczeć podnieceni pasażerowie.

Na „Wielorybku” zapanowała radość. Jednak nie na długo. Po chwili zatrzęsło statkiem od potężnego uderzenia. Moment spokoju, i znowu. Tak cztery razy. W pewnym momencie wszyscy zauważyli, że statek nabiera wody i tonie.

Nie zważając na to co się działo, Dawid pobiegł pod pokład do swojej kajuty wziąć plecak, w którym miał drogocenne kamienie. Wody pod pokładem było już po pas. Plecak pływał w pobliżu miejsca, w którym go zostawił. Wrócił z nim na górę. Rozebrał się i spakował ubranie. Następnie nie oglądając się na nic wskoczył do wody i zanurkował.

Liczył, że polujący na ludzi potwór nim się nie zainteresuje. Zaczął go szukać wzrokiem. Gdy obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni ujrzał kadłub statku, a w nim wielką dziurę przez którą dostawała się woda.

Był też Giganton. Potwór musiał być inteligentny. Czekał bowiem aż statek zatonie, zdawał sobie sprawę, że to wkrótce nastąpi. Miał podłużne, pofałdowane przypominające mózg, szare ciało. Z którego odchodziło kilkanaście macek. Oprócz tego posiadał trzy gigantyczne oka znajdujące się na prostych, sztywnych odnogach o długości mniej więcej siedmiu metrów. Jedno było teraz odstrzelone.

Giganton zauważył Dawida. Obaj przypatrywali się sobie z zaciekawieniem dłuższą chwilę. Potem potwór odwrócił wzrok tracąc zainteresowanie.

Dawid pamiętając, w którą stronę ma płynąć zaczął przebierać nogami i odpychać wodę rękami. Zdumiony przypatrywał się niezwykłej morskiej faunie i florze, która go teraz otaczała. Z daleka widział piaszczyste dno, różnej wielkości muszle i rafy koralowe. Zanurkował głębiej. Pływały tu różnokolorowe malutkie rybki. Kawałek dalej rosły czerwone i fioletowe glony. Po dłuższej chwili zauważył wielkiego kraba. Długo nie mógł się napatrzyć, potem popłynął w stronę lądu.

Jakiś czas później natrafił na wrak, jak przypuszczał niedawno zatopionego statku. Podejrzewał, że potyczka z Gigantonami już się zakończyła. Zauważył, że było tu bardziej płytko. W końcu dno zrobiło się błotniste a kawałek dalej rosło sitowie. Wynurzył się i ujrzał dziko zarośnięty brzeg. Głośno kumkały tu żaby. Gdy stanął na lądzie zauważył pijawki, które przyssały się do jego łydek i stóp. Z obrzydzeniem zaczął je odczepiać.

Był środek dnia i słońce mocno świeciło. Szybko wyschnął i założył ubranie. Wszedł na pobliski pagórek i zobaczył w oddali miasto. By się bezproblemowo do niego dostać, należało iść szeroką, brukowaną drogą prowadzącą z przystani do serca miasta. I tam skierował się Dawid.

 

***

 

Idąc głównym traktem Dawid mijał wiele osób, zarówno pieszych jak i jadących konno, bądź na wozach. W większości ludzi. Jednak było też sporo krasnoludów, krępych i niskiego wzrostu. A także elfów, mających charakterystyczne szpiczaste uszy.

Choć nie chciał, zwracał na siebie uwagę. Małe dzieci wskazywały na niego palcami i pytały o coś rodziców. Gdy patrzyło na niego tyle par oczu czuł dziwne zawstydzenie.

Tak dotarł do miasta. „Co teraz?” zadał sobie pytanie. Dużo bardziej odczuwał swoją przypadłość, gdy widział tłumy ludzi. Oni wszyscy nie wiedzieli nawet jak bardzo są szczęśliwi. Bardzo pragnął być człowiekiem.

Przy drodze zauważył duży rysunek przedstawiający mapę miasta „Olszuincji”. Czarna, duża strzałka wskazywała, gdzie się teraz znajdował. Przez kilka minut studiował namalowane miasto. Już wiedział gdzie ma się udać. Blisko centrum jak opisywała legenda, była rezydencja burmistrza.

Tam się skierował.

Od dłuższego czasu doskwierał mu głód, chciał iść do baru lecz miał problem, bo nie wiedział gdzie wymienić drogocenne kamienie na obowiązującą tu walutę. Postanowił jeszcze trochę wytrzymać. „Pomyśli o tym później”.

Idąc szybkim krokiem, dotarł do zatłoczonego rynku. Był to ogromny plac w kształcie koła. Ujrzał ratusz z wielkim zegarem. W innym miejscu, na obrzeżu znajdował się ołtarz ku czci jakiegoś bóstwa. Na środku natomiast stała fontanna przedstawiająca łowcę z łukiem, polującego na pegaza. Dzieciaki chlapały się w obszernym basenie naokoło.

„Już blisko”. „Już coraz bliżej” myślał.

 

***

 

Stanął przed dużymi drzwiami mieszkania burmistrza i mocno zastukał kołatką. Drzwi otwarły się, a w nich ukazał się wąsaty jegomość w siwej, opadającej na ramiona peruce.

Rozmowa była krótka. Dawid powiedział, że potrzebuje spotkać się z najlepszym lekarzem jaki jest w mieście i że ma czym zapłacić. Okazało się, że burmistrz znał historię i domyślił się, że ma przed sobą poryba. Zaproponował, by do niego wstąpił, gdy będzie wracał i opowiedział jak jego rasa przetrwała. Dał też adres najlepszego lekarza jakiego znał, który był już na emeryturze, lecz na pewno będzie chciał mu pomóc.

 

***

 

Dawid skierował się we wschodnią część miasta zgodnie z instrukcją burmistrza i z wielką nadzieją w sercu rozpytywał o ulicę imienia Jerzego Wiślarza. W końcu znalazł mieszkanie lekarza pod numerem trzydzieści sześć. Ten go bez problemu przyjął i zgodził się na rozmowę.

Usiedli, a Dawid powiedział, że jest ogromnie głodny i poprosił o coś do jedzenia mówiąc, że zapłaci tylko nie ma obowiązującej waluty. Wiekowy lekarz poczęstował go kaszanką z tartymi burakami, którą podgrzała mu służąca. Bardzo głodny jadł łapczywie i potrawa zniknęła z talerza w ekspresowym tempie. Potem zaczął opowiadać po co przyszedł.

– Czuję się człowiekiem w tym nieczłowieczym ciele. Gdy patrzę na siebie w lustrze przepełnia mnie obrzydzenie. Pragnę być człowiekiem. Czy może mi pan jakoś pomóc?

Lekarz był uradowany, z uśmiechem chwilę patrzył na twarz swojego gościa a po chwili powiedział:

– Spadłeś mi jak z nieba. Moje dni dobiegają końca. A ja chcę odkupić swoje grzechy, zrehabilitować się. Nie uwierzysz ale o coś takiego się modliłem. Przez całe życie zdradzałem swoją żonę. – Dawida zdziwiła szczerość i wylewność starego człowieka, nie przerywał mu jednak i słuchał dalej – Miałem tysiące kobiet. Każdy dobry uczynek jaki mogę jeszcze zrobić jest dla mnie bezcenną okazją, którą chcę wykorzystać. Jeśli chodzi o ciebie to dobrze rozumiem twój problem. I co ważniejsze potrafię pomóc. To znaczy nie ja ale wiem kto może.

Przerwał i poklepał gościa po ręce. Następnie ciągnął dalej:

– Na półwyspie Kort, sześć dni drogi stąd, znajduje się wioska a właściwie to rezerwat rdzennych mieszkańców tych ziem. Nazywają się, trudno to wymówić „Imqyumatoquiqwie”. Gdy ktoś złamał prawo karali go w bardzo specyficzny sposób. Potrafili przy pomocy swojej magii i palenia jakichś ziół sprawić, że mężczyzna zamieniał się w kobietę ale jedynie duchowo a nie cieleśnie. Taki osobnik cierpiał do końca swoich dni dokładnie tak jak cierpisz ty. Niezwłocznie się tam udamy. Im szybciej tym lepiej bo jestem poważnie chory i mogę w każdej chwili umrzeć.

 

***

 

Lekarz musiał wykonać kilka niezbędnych czynności. Między innymi zamówić dyliżans a także przygotować swoje lekarstwa. Potem się szybko spakował i mogli jechać.

Stary człowiek, który z taką chęcią zadeklarował pomoc był dość zamożny. Tak więc nie istniały żadne przeciwności. Ruszyli w drogę.

W czasie podróży, Dawid ufając temu serdecznemu człowiekowi opowiedział mu wszystko o sobie. Natomiast sam dowiedział się wielu ciekawych rzeczy z najróżniejszych dziedzin. Chłonął informację jak gąbka.

Przez pięć dni zatrzymywali się na posiłki w najlepszych karczmach. Spali w dyliżansie, który w czasie jazdy przyjemnie usypiał podskakując na nierównościach. Starzec zadbał o to by podróż trwałą non – stop. Tak więc woźniców wynajął dwóch, którzy się zmieniali.

 

***

 

Skończyły się zabudowania, lecz droga nie pogorszyła się. Dbano o nią, była bowiem często uczęszczana. W te strony jeździli turyści, chętni obejrzeć jak żyją dawni gospodarze tego świata. W pewnym momencie woźnica krzyknął, że widzi wioskę. Po kwadransie dojechali na miejsce.

Wysiedli i Dawid ujrzał rząd podobnych domków, zbudowanych z bambusa przykrytych liśćmi palm. Niedaleko płynęła rzeka, której szum było tu słychać. Nieco dalej widać było dużo większą budowlę.

– To ich świątynia – powiedział wiekowy towarzysz Dawida. – Teraz udamy się do człowieka, który nauczył się naszego języka.

I poszli wydeptaną ścieżka, obok domków tubylców. Niektórzy zaczęli się interesować Dawidem. Nikogo takiego jeszcze nie widzieli. A on znowu pod wzorkiem wielu osób czuł się nieswojo.

Dotarli do ostatniego domku, innego niż wszystkie tutaj. Wybudowany był w nowoczesny sposób. Posiadał dwa piętra, kryty dachówką a jego ściany wybudowano z cegieł. Gdy weszli do środka Dawid zrozumiał, że ten osobnik jest całkowicie ucywilizowany. Ubrany w spodnie i koszulę w kratkę. Włosy miał starannie przycięte. O tym że był stąd świadczył tylko kolor skóry, lekko skośne oczy i kształt nosa.

Znał starego lekarza i uścisną mu dłoń na powitanie. Ten przeszedł od razu do sedna sprawy i wyłuszczył mu problem Dawida.

Okazało się, że choć kara zamiany dusz przestała być praktykowana, to nie została zapomniała a tutejszy szaman, który miał ponad sześćset lat na pewno zgodzi się pomóc za pewną opłatą.

 

***

 

Dawid nie wierzył, że ktoś może tak długo żyć. Lecz szaman nie był w pełni człowiekiem. Ucywilizowany tubylec wytłumaczył, że by osiągnąć taki wiek musiał skrzyżować się z pewnym gatunkiem długowiecznego węża. Górna jego połowa była ludzka natomiast od pępka zamiast nóg rozchodziły się wężowe odnogi w liczbie pięciu, mające gdyby je rozprostować i zmierzyć ponad dwadzieścia metrów.

Problem został przedstawiony w języku Imqyumatoquiqwi. Rozmowa trwała chwilę. Gdy skończyli ambasador przetłumaczył wiadomość, że można obrzęd bez problemu wykonać jednak przygotowanie go potrwa do jutra rana.

 

***

 

Lekarz zapłacił za nocleg w wiosce, była to bowiem płatna atrakcja. Gdy Dawid pokazał mu swoje drogocenne kamienie ten nie chciał ich przyjąć, mówiąc znowu o odkupieniu grzechów.

Smacznie przespali noc i rano, gdy wstali wszystko było już przygotowane do obrzędu. Miało to dziać się na polanie niedaleko. Dawid został przywiązany do grubego bala wkopanego pionowo w ziemię. Wokoło w odległości metra ułożono jakieś brązowe bulwowate korzenie, które posypano białym proszkiem. Ostatnią czynnością było wstrzyknięcie w szyję drewnianą igłą jakiejś substancji o czarnym kolorze.

Podpalono krąg i sześćsetletni szaman powiedział w swoim języku, że teraz wystarczy poczekać.

 

***

 

Dawid ocknął się leżąc na pryczy w domku, w którym nocowali z zaprzyjaźnionym lekarzem. Od momentu zastrzyku w szyję nic nie pamiętał.

– Ależ szalałeś – powiedział radośnie jego wiekowy kompan – musiałeś bardzo cierpieć. Jak się czujesz?

Dawid wstał i z nieskrywaną radością stwierdził:

– A niech mnie! Czuję się całkiem inaczej. – popatrzył na swoje ręce i nogi – Czuję się dobrze.

Chciał skakać z radości, a z oczu pociekły mu łzy.

– Jak mam ci się odwdzięczyć? – krzyknął i uściskał starca.

– Mnie już niczego nie potrzeba, moje lata są policzone. – odpowiedział lekarz, widać było, że również jest wzruszony.

 

***

 

Był środek nocy. W osadzie porybów w Czerwonych Górach panowała względna cisza. Słychać było tylko nocne zwierzęta takie jak świerszcze i żaby a także nietoperze wydające ciche specyficzne „fiiiif, fiiiif fiiiif”.

Tafla jeziora pomarszczyła się, a po chwili wyłoniła się z niej postać Dawida. Chłopiec szczęśliwy skierował się w stronę swojego domu. W nim, mimo bardzo późnej pory czekali na niego rodzice. Ich podkrążone i zaczerwienione oczy świadczyły, że od dawna nie spali.

– Mamusiu, tatusiu! – powiedział z radością – Już wszystko jest dobrze!

Koniec

Komentarze

Cóż, Dawidzie, punktem wyjścia w opowiadaniu jest trudny przypadek niezgody na własne ciało, i jest to przypadek zgoła niefantastyczny. Trudny do opowiedzenia, trudny do opisania. Ty postanowiłeś zawrzeć go w przygodowej bajce i obawiam się, że nie wyszło to zbyt wiarygodnie, bo zamiast problemu bohatera opisujesz jego podróż, dramatyczne wydarzenia na morzu,  fantastyczne światy, do których dociera, a wszystko to dzieje się gładko, w zasadzie bez problemów – tu zapłaci kosztownym klejnotem, tam spotka uczynnego człowieka, który poleci mu odpowiedniego medyka, ten zawiezie go do osady, gdzie szaman podda go stosownemu rytuałowi, ostatecznie załatwiając problem. A potem bohater radośnie wraca do domu i oświadcza, że wszystko jest już dobrze i pewnie wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Mam wrażenie, że tutaj zderzyły się dwie sprawy – masa niecodziennych pomysłów i Twoja chęć zwrócenia uwagi na osoby unieszczęśliwione chorobą, choć Dawid z opowiadania nie był chory.

Obawiam się, że usiłowanie połączenia bardzo ważnego problemu z fantastyką, w tym przypadku, nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.

 

Po­now­nie sunąc wy­so­ko do miej­sca, gdzie miał le­go­wi­sko, jego wzrok padł na ukry­tą w do­li­nie… ―> Z tego wynika, że to wzrok sunął do miejsca gdzie miał le­go­wi­sko.

Proponuję: Kiedy leciał do miejsca gdzie miał le­go­wi­sko, jego wzrok padł na ukry­tą w do­li­nie

 

Kasz­ka przy­go­to­wa­na ze spe­cjal­nej re­cep­tu­ry… ―> Kasz­ka przy­go­to­wa­na według spe­cjal­nej re­cep­tu­ry

 

nalał jej do le­żą­ce­go obok dzba­na kubka… ―> …nalał jej do stojącego obok dzba­na kubka

 

Jego skóra stała się jasno nie­bie­ska. ―> Jego skóra stała się jasnonie­bie­ska.

 

Od­le­głość była nie mała… ―> Od­le­głość była niemała

 

uwa­ża­ło się za za wy­mar­ły ga­tu­nek. ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

kto prze­tnie po­wło­kę i po­mo­rze wy­do­stać się… ―> …kto prze­tnie po­wło­kę i po­mo­że wy­do­stać się

 

Ich śred­nia ilość życia… ―> Ich śred­nia długość życia

 

męż­czy­zna, nie­zwy­kle umu­sku­lar­nio­ny… ―> …męż­czy­zna, nie­zwy­kle muskularny/ umięśniony

 

zwane ina­czej „Sma­ko­sza­mi ludzi”. ―> Dlaczego wielka litera?

 

Oboje przy­pa­try­wa­li się sobie… ―> Obaj przy­pa­try­wa­li się sobie

 

Chodź nie chciał, zwra­cał na sie­bie uwagę. ―> Choć nie chciał, zwra­cał na sie­bie uwagę.

 

Bar­dzo pra­gną być czło­wie­kiem. ―> Bar­dzo pra­gnął być czło­wie­kiem.

 

Bli­sko cen­trum jak opi­sy­wa­ła le­gen­da, była re­zy­den­cja soł­ty­sa. ―> Sołtys urzęduje na wsi, nie w mieście.

 

Po­tra­fi­li przy po­mo­cy swo­jej magii i pa­le­niu ja­kichś ziół… ―> Po­tra­fi­li przy po­mo­cy swo­jej magii i pa­le­nia ja­kichś ziół

 

Nim szyb­ciej tym le­piej… ―> Im szyb­ciej tym le­piej

 

Po­sia­dał dwa pię­tra… ―> Piszesz o domu, a dom nie może niczego posiadać,

Proponuję: Był dwupiętrowy

 

jed­nak przy­go­to­wa­nie go zaj­mie do jutra rana. ―> …jed­nak przy­go­to­wa­nie go potrwa do jutra rana.

 

Mi już ni­cze­go nie po­trze­ba… ―> Mnie już ni­cze­go nie po­trze­ba

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy dzięki za przeczytanie i komentarz!!! Błędy oczywiście poprawiłem.

 

Bardzo się cieszę bo nie widzę w twoim komentarzu jakiejś wielkiej krytyki a naprawdę się obawiałem, że taki długi tekst może być katastrofą. Pozdrawiam serdecznie. Od niemal tygodnia pracuję już nad nowym tekstem.

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

Jestem niepełnosprawny...

Bardzo proszę Dawidzie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj Dawidzie, pozwól, że zostawię dwa komentarze.

Pierwszy będzie o całości, w drugim skupie się na sprawach technicznych ;)

 

Napisałeś:

obawiałem, że taki długi tekst może być katastrofą.

Twoja beta była jedynie szkicem wydarzeń, tutaj powiększyła się czterokrotnie.

Dla mnie osobiście tekst był za krótki. Pomysł jest na prawdę ciekawy, poruszasz ważny problem, z którym spotyka się wielu ludzi.

Jednakże czegoś mi tu brakło, ponieważ akcja dzieje się zbyt szybko – i jak napisała Regulatorzy – zbyt gładko. Reakcja rodziców jest naprawdę godna pochwały, jednak czy na tyle wiarygodna? Podjęcie takiej decyzji w kilka dni?

Do tego wszystko idzie po myśli Dawida, wszyscy stawiają mu piwa, zapraszają na statki, wpuszczają do ratusza, znajdują lekarza i szamana itd.

 

Tafla jeziora pomarszczyła się, a po chwili wyłoniła się z niej postać Dawida. Chłopiec szczęśliwy skierował się w stronę swojego domu.

Dlaczego Dawid wynurzył się z wody? W końcu nie był już wodnym porybem tylko człowiekiem. Chyba, że czegoś nie zrozumiałem.

 

Jest tutaj sporo rzeczy, które wymagają poprawy i udoskonalenia. Masz na prawdę dobrą wyobraźnię, nie brak ci ciekawych pomysłów. Musisz jednak ćwiczyć wykonanie oraz pomyśleć nad fabułą, która jest trochę bardziej skomplikowana, gdzie bohater ma więcej wyzwań, trudności i ciężkich wyborów.

Może zastanów się w przyszłości nad betą całości opowiadania, nie jedynie szkicu. Dla mnie osobiści ma ona duży potencjał, tak jak Twoja twórczość ;)

Pozdrawiam i do następnego komentarza!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

DanielKurowski1 Niezmiernie się cieszę, że przeczytałeś!!! Jakby nie było to jest to poświęcenie tych dziesięciu czy piętnastu minut. Rady dla mnie są niezwykle cenne. I zapamiętam je. Tak jak już stosuję się do innych rad które na portalu otrzymałem. Moje opowiadania z przed dwóch lat w porównaniu z tym co udaje mi się napisać teraz to ziemia a niebo. Bez porównania były o wiele wiele gorsze i jedynym ratunkiem jest tłumaczenie, że to był mój debiut :)

 

Pozdrawiam serdecznie!!!!

Jestem niepełnosprawny...

I będzie jeszcze lepiej, trzeba tylko wytrwać i słuchać :D

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Hej, Dawidzie, betowałem ten tekst, ale fragment który nam pokazałeś, dotyczył tylko wydarzeń do trzeciego dnia bohatera po przemianie. Nikt nie miał pojęcia, w jakim kierunku to zmierza XD Uważam, że nawiązujesz do poważnego problemu, ale tutaj cierpienie Dawidka zostało zaprezentowane w sposób pobieżny, dziecięcy i bardzo bajkowy. Może powinieneś spróbować ugryźć taki temat od drugiej strony, tzn. zawrzeć w tekście mniej widowiskowych, fantastycznych pomysłów (których nie można Ci odmówić!), a bardziej skoncentrować się na świecie przeżyć wewnętrznych bohatera. Tekst nabrałby charakteru znacznie bardziej intymnego, poważnego i jego odbiór byłby też inny. 

Poza tym, tak jak napisała droga Regulatorka, Dawid nie spotyka na swojej drodze zbyt wielu przeszkód, wszystko idzie gładko, przyjemnie, no i przez to trochę nieprzekonywująco. 

Do Twoich mocnych stron na pewno trzeba zaliczyć niebywały zapał, z jakim tworzysz teksty, jak i mnogość pomysłów, na które nie wpadłby chyba nikt inny z obecnych na forum osób :D 

Pozdrawiam i czekam na kolejne opowiadanie. 

Tak, zgadzam się z AmonRa, masz niesamowity zapał i setki pomysłów – naliczyłem 45 opowiadań, tyle to ja nawet pomysłów nie mam. Zazdroszczę i gratuluję :D

Dodam od siebie pomysł (nie bierz tego do serca, to Twoje opowiadanie i Twój pomysł, ja tylko daje swoją wizję)

– Dawid zostaje odrzucony przez rodziców i zmuszony do samotnej wędrówki, w której pozna sam siebie. To dałoby pole na rozbudowę postaci, jej wewnętrznych myśli, walki z samym sobą. Doda to również element niepewności – czy Dawid pokocha samego siebie, czy jednak pozostanie przy zmianie? Czy wróci do rodziny, czy zostanie w mieście i zacznie od nowa?

Tutaj jest sporo możliwości udoskonalenia opowiadania, nadanie mu poważniejszego tonu.

Pozdrawiam i trzymaj się!

Jeszcze tu wrócę ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Oj ależ mi miło!!!!!!! :)))

 

Dziękuję, wam moi przyjaciele. Na serio dawno, bardzo dawno a może w ogóle nie czułem się tak szczęśliwy. Nie wiem jak mam zareagować na tak miłe słowa :) Będę pisał dalej, mam już gotowy tekst ale jeszcze naniosę poprawki.

 

Dziękuję wam nawet najbliższa rodzina nie jest tak serdeczna!!!

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dodaj nowe opowiadanie na betę, to jeszcze razem je ulepszymy (Ale daj tym razem w całości).

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Daniel dzięki ale ja wolę robić TO samodzielnie :)))

muszę być samodzielny

Jestem niepełnosprawny...

Przede wszystkim gratuluję wyobraźni. Stworzyłeś tutaj bajeczny świat z ludźmi i porybami. Uniwersum wydaje mi się spójne, ładnie wytłumaczyłeś dlaczego porybów zostało tak niewielu.

Myślę, że opowiadałeś tutaj raczej o braku akceptacji siebie, a nie ciała czy płci. I na koniec Twój bohater nie tyle zmienia ciało (w końcu wrócił do domu pod wodą), ile akceptuje siebie takim, jakim jest. I to IMO trochę zmienia spojrzenie na Twój tekst. Dawid wyrusza w podróż marząc o zmianie ciała. Tę podróż sugerują mu rodzice, wypuszczają go spod skrzydeł, pozwalają na samodzielne doświadczanie świata, choć pewnie wiedzą, że to niebezpieczne, szczególnie dla wrażliwego chłopaka, który się nie akceptuje.

Dawid spotyka jednak po drodze wielu życzliwych ludzi. Może dlatego, że za każdym razem tłumaczy, co jest jego problemem. Na końcu podróży doznaje przemiany, dzięki której potrafi się zaakceptować takim, jaki jest.

Trochę się zgadzam z Reg, że za łatwo mu poszło. Przyydałaby się choć jedna niedobra osoba, która postanowiłaby wykorzystać chłopaka, albo przynajmniej zadrwiła z niego. Tak się przecież w życiu zdarza.

Widzę, że poprawiłeś babole wskazane przez Reg. Ponieważ uważam, że mimo bajkowości i łatwości z jaką chłopakowi przebiegła podróż, jest to chyba najdojrzalsze Twoje opko, to masz ode mnie klika :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz dzięki :)))

 

Bardzo mi jest miło. Muszę ci powiedzieć, że wszystko tak się korzystnie zmienia dla mnie. Ciekawe co mnie czeka tak powiedzmy za pięć lat :))))

 

serdecznie pozdrawiam!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hej!

W końcu udało mi się przeczytać. Wyszło Ci ciekawe opowiadanie, po becie tego fragmentu zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc zaskoczyłeś mnie kierunkiem, w którym poszła fabuła. Chociaż, jak już mówię o fabule, muszę zgodzić się z pozostałymi komentującymi, za łatwo to poszło. W niektórych momentach aż się prosi o jakieś utrudnienia, na przykład podczas ataku tego potwora na statek. Nie wiadomo dlaczego przepuścił on Dawidka, skoro go zauważył, a nie gonił. Tak samo, wspominasz o tym, że na widok kapitana statku i tego, jak on był przyjazny, Dawidek pomyślał, że kapitan go oszukuje lub coś przed nim ukrywa. Taka trochę strzelba czechowa, która nie wypaliła. Czytając ten fragment spodziewałam się jakiejś późniejszej konfrontacji, a tu nic. Można by też pociągnąć jakoś ten wątek z burmistrzem, który poprosił Dawidka o to, by wracając zajrzał do niego i opowiedział więcej o porybach, na przykład mógłby próbować wyciągnąć z niego sekret, gdzie porybowie się ukrywają. To tylko kilka przykładów, tak żeby pokazać, jak wiele niebezpieczeństw mogło się pojawić.

Za to świat wyszedł Ci świetny. Pomysł z porybami uważam za genialny i dopracowany, wszytsko trzyma się kupy, poza tym świat jest bardzo różnorodny, pojawia się jeszcze więcej fajnych pomysłów, na przykład ten szaman, potwór morski z żołądko – płucami. 

Także, podsumowujac, podobało mi się. Czytałam tylko kilka Twoich poprzednich opowiadań, ale nawet w porównaniu z nimi widać postęp :)

Zwierze ujrzało skupisko chat, a w pobliżu nich średniej wielkości jezioro.

zwierzę

Gneluks (+,)gdyby był inteligentny(+,) pewnie zastanawiałby się jak może istnieć miasteczko otoczone skałami z wszystkich stron.

Popłyną głębiej tak, że mógł dotknąć szarego piasku na dnie

popłynął

 

Pozdrawiam :)

Oluta dzięki!!! :)

 

Aż nie wiem co napisać. :) Zapamiętam rady. Bardzo, bardzo się cieszę. Jednak praca daje efekt, zawsze uważałem, że jestem leniwy a w pisaniu jestem bardzo pracowity, ale to nawet nie jest jak jakaś praca tylko przyjemność. Ja najbardziej lubię jak mam już ukończony tekst i pracuję na nim, poprawiam, ulepszam itp. 

 

Odrzuciłem granie w gry komputerowe i na konsoli. Zamiast tego bardzo dużo czytam. Czasem się gorzej czuję ale to mi minie. Bo faktem jest, że moja choroba się cofa.

 

Pozdrawiam :)))

Jestem niepełnosprawny...

Cześć,

 

Jestem po lekturze i na początek wrzucę drobne błędy, które rzuciły mi się w oczy, a potem przejdę do pochwał. :)

 

 

Dawid nagi z ubraniem, jedzeniem i kosztownościami w nieprzemakalnym plecaku ucałował rodziców, następnie zanurzył się w jeziorze.

Chyba powinien być przecinek po nagi. Bo raczej nie był nagi z ubraniem. :)

 

 

– Co podać?

– Właściwie to nic, natomiast chcę zapytać o rejs do najbliższego dużego miasta. Poszukuję leku na moją chorobę.

Można tu było zatrzymać się na informacji o poszukiwaniu statku. Handlarza raczej średnio interesuje cel podróży, a chwalenie się chorobami w najlepszym wypadku może zrodzić pytania, czy to aby nie jest zaraźliwa choroba. ;)

 

Czerwony klejnot zmienił właściciela. Potem zaczęli ostro pić i jeść najlepsze potrawy, które sponsorował kapitan.

Kapitan mógł chłopaka okpić, wziąć zapłatę i powiedzieć, że tyle wystarczy. Takie zachowanie, jakkolwiek chwalebne, nie przekonuje mnie za bardzo. Po marynarzach spodziewałbym się raczej zachłanności, niż nieuzasadnionej dobroduszności. Gdyby później w jakiś sposób go okpili, okradli, pobili, czy cokolwiek innego, to jeszcze bym zrozumiał.

 

Statek zaczął zawracać a pasażerowie podawali sobie wzajemnie lunetę kapitana, która w końcu trafiła do Dawida.

Myślę sobie, że taka luneta to nie byle błyskotka. Mogła wypaść za burtę, lub zostać uszkodzona w inny sposób. Poziom zaufania kapitana do pasażerów jest niespotykanie ogromny. ;)

 

– Nie strzelać, dopóki się bardziej nie zbliży! – krzyknął kapitan.

Jakoś mi to lepiej brzmi bez tego bardziej. :)

 

Okazało się, że burmistrz znał historię i domyślił się, że ma przed sobą poryba. Zaproponował, by do niego wstąpił, gdy będzie wracał i opowiedział jak jego rasa przetrwała. Dał też adres najlepszego lekarza jakiego znał, który był już na emeryturze, lecz na pewno będzie chciał mu pomóc.

Okej, burmistrz, znawca historii, widzi przed sobą przedstawiciela niemal wymarłej rasy i reaguje bez większego zdziwienia. W dodatku podaje mu adres najlepszego lekarza z zapewnieniem, że ten mu pomoże. Skąd mógł być tego pewny? 

 

Niezwłocznie się tam udamy. Im szybciej tym lepiej bo jestem poważnie chory i mogę w każdej chwili umrzeć.

Poważnie chory lekarz udaje się w sześciodniową podróż. Oby zostawił bohaterowi instrukcję dotyczące trasy, bo jak zejdzie po drodze, to będzie bieda. ;)

 

Z uwag logicznych to tyle. Jeśli chodzi o fabułę, widać, że masz niezłą wyobraźnie, dużo pomysłów, niesamowite chęci. To wróży dobrze na przyszłość. Jednak postawiłeś sobie poprzeczkę bardzo wysoko, poruszając tak ważny temat i miksując go z fantastyką. Moim zdaniem nie bardzo się to sprawdziło. Można było zastanowić się nad istotą bycia porybem lub człowiekiem, dać jakieś przemyślenia antagonisty, wątpliwości i wahania związane z całym przedsięwzięciem. Całość spłyciła się do akcji w stylu “poszedł do szamana i ten go wyleczył”. Zresztą, cała podróż i to, co czekało u jej celu, przebiegło bardzo bezproblemowo. Za bardzo. Nie utrudniałeś bohaterowi drogi, a przeszkody pozwoliłeś mu pokonywać gładko. W dodatku sam nie wiem, czy Dawid stał się człowiekiem, czy po prostu zaakceptował swoje ciało, bo na końcu opowiadania wyszedł z wody, jakby przypłynął do domu wpław. Czyli w stylu poryba. Dziwi mnie też, że bohater po ataku potwora na statek jak gdyby nigdy nic popłyną do miasta i nawet w myślach nie wspomniał tragicznie uśmierconej załogi statku. Żadnego przerażenia czy traumy. Dzień jak co dzień. Trochę mi to wszystko przeszkadzało.

Na plus na pewno budowanie świata. Ciekawy pomysł z porybami i odciętą od świata osadą. Jest w tym potencjał na więcej, gdyby jeszcze coś przyszło Ci do głowy. Taka społeczność na pewno ma swoje tradycje, obyczaje. Jest co robić na tym polu.

Wierzę, że dalsza praca nad tekstami pozwoli wyeliminować niedoskonałości i poprawić warsztat pisarski.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszej pracy. :)

 

 

 

 

Adek_W dziękuję!!!

 

Piszę teraz na konkurs “Szalone Siódemki” to, że tyle ludzi ma dobre zdanie o ostatnich moich opowiadaniach zobowiązuję. Dlatego jeszcze bardziej się postaram. Mam już tekst, który wymaga jeszcze sporo poprawek, ale w sumie to ja lubię tak pracować. Mieć jakby szkielet i go ulepszać.

 

Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam!!!

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Mnie też się wydaje, że bohaterowi poszło zbyt łatwo. Jak kupienie śmietany – wyszedł, załatwił sprawę, wrócił. Dalej było niż spożywczak, więc kilka dni minęło, ale poziom trudności podobny.

Świat i zamieszkujące go stwory interesujące.

Ponownie sunąc wysoko do miejsca, gdzie miał legowisko, jego wzrok padł na ukrytą w dolinie, otoczoną górami osadę.

W takich zdaniach – z imiesłowem współczesnym – nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to wzrok sunął w stronę legowiska.

Tak więc woźniców wynajął dwóch, którzy się zmieniali.

A co z końmi?

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!!

 

Może tak beta? Mam nowe opowiadanie, właśnie je zamieściłem :)

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki za zaproszenie, ale za cienko stoję ostatnio z czasem, żeby cokolwiek betować.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka