- Opowiadanie: matprz99 - Napad

Napad

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Napad

– Dobra Dave, robimy to – powiedział wysoki mężczyzna, wysiadając z zielonego pickupa. Stanął w rozkroku na żwirowym podjeździe, czekając, aż jego kumpel wyjdzie z samochodu i będą mogli zacząć. Dave Buckham był wielkim, otyłym i niezbyt lotnym facetem, dokładnie takim, jakiego potrzebował wysoki mężczyzna. 

– No nie wiem Carl, może by się jeszcze wycofać, co? – wysapał grubas, kiedy podszedł do kumpla. – Wejdziemy tam, kupimy piwo i wyjdziemy, przecież nie musimy tego robić już dzisiaj. Pojedziemy do mnie, obalimy kilka puszek i jeszcze raz mi wszystko wyjaśnisz. No Carl, co o tym myślisz? – spytał, z nadzieją patrząc na nieruchomą twarz kumpla.

– To musi być dzisiaj, potrzeba mi forsy – rzucił wysoki facet. – Nie masz się co bać. Nie musisz nic robić, tylko trzymać gnata kiedy się zacznie. Nie pękaj.

– Ale Carl… – chciał jeszcze coś powiedzieć, ale drugi facet już chwytał klamkę drzwi sklepu na stacji.

– Chodź – krzyknął zza własnych pleców facet znany jako Carl i wszedł do sklepu.

– Niech to się uda – powiedział szeptem, nie wiadomo do kogo Dave Buckham, po czym ruszył w stronę sklepu.

Sprzedawca był młody. Jego głos, gdy witał się zza lady, przypominał Carlosowi Williamsowi głos małego pieska sąsiadów, którego jako nastolatek przejechał autem matki. 

Kiedy zanurzał się między wysokie sklepowe regały, przyszło mu na myśl, że sprawa będzie tak prosta, iż niepotrzebnie brał ze sobą tego matoła Buckhama, ale w końcu to u niego przy którejś już z kolei puszce budweisera wpadł na ten pomysł i to jemu Buckhamowi wszystko opowiedział, więc istniało niebezpieczeństwo, że może go wsypać.

Tor myśli Buckhama nie był aż tak szeroki, jak jego kumpla. Prawdę powiedziawszy, wyłączył on swoje i tak ograniczone myślenie, po czym skupił się na tym, co robi Carl. Tak jak on wszedł do alejki z produktami, tak jak on przystawał, patrzył na półki, brał coś do ręki, odkładał. Miał czekać na sygnał i to właśnie robił.

Sprzedawca kończył właśnie nocną zmianę i czas strasznie mu się dłużył. Do tej pory przeglądał sobie spokojnie Facebooka na komórce, ale kiedy zauważył parkujący na stacji wóz, szybko schował ją do kieszeni, zbyt dobrze pamiętał ostatnie ostrzeżenie szefa.

Ci dwaj wydawali mu się dziwni, obskurni. Jeden w poplamionej bluzie i dżinsach, a drugi w bardzo luźnym dresie i za małej koszulce, spod której wylewały się zwały tłuszczu. Na dodatek ten grubszy był cały spocony, jakby musiał przebiec nie wiadomo jaki dystans.

– Przepraszam, może w czymś pomóc? – odezwał się w końcu do wysokiego mężczyzny, kiedy ten się zbliżył.

– W zasadzie to tak – powiedział mężczyzna, odwracając się w stronę głosu i wyjmując coś zza paska dżinsów. – To jest napad koleżko, więc pomoże mi forsa. Twoja forsa.

Sprzedawca sparaliżowany nagłym strachem wpatrywał się w wycelowaną w niego lufę broni.

– Cofnij się, albo cię rozwalę! – wykrzyknął wysoki facet, po czym dorzucił – już!

Spojrzał do tyłu i nie dostrzegając kumpla, wrzasnął:

– Cholera Dave, dawaj tutaj, gdzie ty jesteś?

Gdzieś na końcu sklepu dał się słyszeć odgłos przypominający chrząknięcie, po czym stopniowo zbliżający się odgłos kroków. 

Kiedy Buckham wyszedł wreszcie zza regałów, wyglądał, jakby przebywał o wiele za długo w saunie, cała jego koszulka była przepocona.

Williams spojrzał na niego szybko, po czym znów zwrócił wzrok na kasjera.

– Ściągaj plecak Dave i wyjmij gnata. To ma być napad, a nie wywiad środowiskowy – rzucił do tyłu.

– Już, Carl – odpowiedział otyły, po czym zaczął się zmagać z plecakiem. – To nie chce tak łatwo zejść.

Wysoki popatrzył na niego, nie mogąc powstrzymać obrzydzenia – Szybciej – warknął.

– Już, trzymaj Carl – Buckham uporawszy się z zadaniem, podał plecak Williamsowi.

– Jezu – powiedział tamten, biorąc ciężki od potu plecak. – Czy musiałeś się aż tak spocić jak świnia, przecież to jest obrzydliwe.

– Przepraszam Carl, to przez nerwy.

– Nerwy – wrzasnął Williams. – A co ja mam powiedzieć, to ja jestem tutaj mózgiem, ty mnie tylko ubezpieczasz – wyrzucił z siebie, po czym dodał – no dobra, nieważne, bierz gnata i celuj w niego – skinął głową na kasjera 

– Dobra, Carl. – Grubas wyciągnął broń z głębokiej kieszeni dresu i posłusznie wycelował w sprzedawcę za ladą.

– Ej ty, łap – Williams rzucił plecak do kasjera, który od razu go złapał. – Niezły jesteś – stwierdził Williams, widząc dobry chwyt tamtego. 

– Trenuję koszykówkę trzy razy w tygodniu – odpowiedział dumnie sprzedawca, który wydawał się już mniej spięty niż na początku. 

– Nieźle – pochwalił Williams. – Ale teraz pakuj forsę do plecaka – powiedział, po czym dla lepszego efektu wrzasnął – Ruchy, nie mamy całej nocy.

– Tu jest monitoring, o tam jest kamera – wskazał palcem kasjer. – Szybko was złapią.

– Nie mądrz się, tylko pakuj. I to natychmiast, bo jak nie to dostaniesz kulkę w kolano i sam sobie wezmę forsę, jasne?

– Carl, mieliśmy nikomu nie robić krzywdy – wysapał Buckham, patrząc z przerażeniem na Williamsa.

– Zamknij się i celuj, wiem, co robię – odparł, nie patrząc do tyłu.

– Jasne Carl, ty jesteś mózgiem – powiedział cicho Buckham.

Sprzedawca posłusznie otworzył kasę i zaczął powoli wkładać do plecaka utarg z całego dnia. Starał się o niczym nie myśleć, tylko być posłusznym, słyszał bowiem kiedyś, że w razie napadu nie można rozmawiać z bandytami, ale trzeba być uległym, bo najważniejsze jest życie, a nie pieniądze.

Kiedy włożył rękę z pierwszymi banknotami na dno plecaka, palcami dotknął czegoś twardego i chyba metalowego, gdyż poczuł chłód przedmiotu. Po sekundzie już wiedział, czego właśnie dotknął i poczuł nagły przypływ adrenaliny. Wystarczyło mu tylko poczekać na odpowiednią chwilę i stanie się bohaterem.

– Ej, Dave skąd ty właściwie wziąłeś tę gnaty – rzucił wysoki facet, chcąc trochę rozładować atmosferę i oswoić z sytuacją Buckhama. Czuł, że tamten zaraz nie wytrzyma i albo zemdleje, albo się porzyga.

– Co? Gnaty? Z tego sklepu nad dawną pralnią – odparł powoli, jakby budząc się z transu gruby.

– Pralnią? – nie mógł zlokalizować miejsca wysoki. – Czekaj, zaraz, a czy tam przypadkiem nie ma teraz ruskich? – zapytał, patrząc cały czas na kasjera pakującego pieniądze.

– No tak Carl, to od nich mam te gnaty – prowadzenie rozmowy wyraźnie pomagało grubemu. – Pomyślałem sobie, że oni na pewno będą mieli broń i rzeczywiście mieli, i to całkiem tanio, serio.

– A sprawdzałeś w ogóle czy działają, matole? – wrzasnął nagle Williams, na chwilę odwracając głowę do grubego.

– No, ale przecież i tak nie chcemy nikomu zrobić krzywdy, nie? 

– To się jeszcze zobaczy – odparł wysoki.

– Mój ojciec jest pasjonatem broni – powiedział nagle sprzedawca, patrząc na twarz wysokiego. – Wie o niej wszystko i trochę mnie nauczył, więc mogę…

– I mam ci dać gnata do ręki, żebyś sobie obejrzał, co? – odparł Williams, patrząc wściekłym wzrokiem na kasjera. – Czy ty masz nas za idiotów? – wrzasnął przeciągle. – Powiedz! Uważasz, że przyszli tu dwaj kretyni, których może zrobić w balona taki wszarz jak ty, co? No mów!

Kropelki śliny obryzgały blat lady.

– Ja nie, przepraszam, po prostu mi się wymsknęło. Naprawdę przepraszam, nie chciałem – wykrztusił nagle przerażony sprzedawca. 

– Jedyne czego możesz się dowiedzieć, to jaki ból ta broń zadaje, rozumiesz? – zapytał wysoki mężczyzna rozjuszony strachem tamtego. – Nie gadaj, tylko pakuj!

– Tak, jest – rzucił szybko kasjer.

– A ty – zwrócił się do kumpla – następnym razem sprawdź wszystko, jak należy, rozumiesz?

– Tak Carl, jasne.

Nagle głowę Buckhama poraziła silna myśl. Przypomniał sobie, że kupił jedną broń w zapasie, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie ją schował i czy w ogóle ją ze sobą dzisiaj wziął. Błagał samego siebie, żeby broń nie leżała teraz w plecaku. A nawet jeśli, postanowił, nie powie o tym Carlowi. Nigdy. 

I kiedy tak Dave Buckcham staczał w swojej głowie niemałą bitwę, jego lewa ręka, którą trzymał broń wycelowaną w kasjera, zaczęła wolno opadać ku podłodze, a palce zaciskać się kurczowo. Carl Williams, który stał odwrócony do kumpla plecami, nie mógł niczego zauważyć, a tym bardziej zareagować, był zbyt pochłonięty tym, co robi kasjer. Już miał go ponaglić, kiedy za pleców usłyszał wystrzał. O mało nie wypuścił własnej broni z ręki.

Kiedy Buckham podniósł wzrok z małej dziury w podłodze, dostrzegł na sobie niedowierzający wzrok Williamsona.

– Odbiło ci? – warknął tamten – po kiego strzelasz?

– Przepraszam Carl, zamyśliłem się.

– Zamyśliłeś? Przecież jesteśmy na robocie – wrzasnął wysoki. – Myśl sobie kiedy chcesz, ale nie kurna teraz. Ja tu teraz jestem od myślenia, dotarło?

– Tak, Carl przepraszam.

– Rzucić broń na ziemie, bo strzelam – sprzedawca wykorzystał chwilę nieuwagi wysokiego mężczyzny i teraz celował w jego plecy bronią znalezioną w plecaku. Miał nawet chwilę, by zobaczyć, że broń ta rzeczywiście nie jest najlepsza, a do tego stara.

Dave Buckham i tak już wystarczająco roztrzęsiony mimowolnie spełnił rozkaz kasjera. Znów dało się słyszeć odgłos wystrzału, który po raz kolejny padł z broni grubego mężczyzny. Z ostatnim strzałem broń rozpadła się na kawałki, raniąc Buckhama swoimi odłamkami w nogi powyżej kostek, tym samym powalając go na podłogę. To właśnie w chwili kontaktu z płytkami podłogi broń wystrzeliła, co zdołał dostrzec kasjer. 

Carlos Williams poczuł nagle, jak po jego ciele rozchodzi się dziwny chłód, pokrywając gęsią skórką całą powierzchnię skóry. Zdołał odwrócić się jeszcze w stronę sprzedawcy, po czym upadł na wznak. Wyczuł, jak coś ciepłego wylewa się na jego klatkę piersiową i pomyślał o pocie, który oblewał Buckhama.

– To wszystko moja wina – zaszlochał grubas, pełznąc po podłodze do kumpla.

– Ej ty nie ruszaj się, słyszysz? – wykrztusił sprzedawca łamiącym się głosem, celując bronią w Buckhama.

– To przeze mnie, Carl – dalej szlochał otyły, nie zwracając uwagi na kasjera. – To ja zapomniałem, że były trzy pistolety i że jeden jest w tym przeklętym plecaku. Carl, co my teraz zrobimy. Nie umieraj Carl.

Carlos Williams ostatkiem sił zwrócił się w stronę Buckhama, po czym spróbował coś powiedzieć. Wyszedł mu tylko cichy ledwo dosłyszalny szept.

– Dave, ty kretynie. – Po czym zamknął oczy i znieruchomiał.

Kasjer za ladą celując trzęsącą się ręką w beczącego na podłodze mężczyznę, nagle przypomniał sobie o komórce. Wyszarpał ją pospiesznie wolną ręką, przez co urządzenie niemal mu z niej wypadło, a następnie wybrał numer i czekał.

 

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

taka sobie historia, napisana dość sprawnie, niezłe dialogi, ale brak jakiegoś pomysłu, który by sprawił, że zapamiętam fabułę na dłużej. Jako wprawka okej, pisz dalej, moim zdaniem widać potencjał.

 

Przyczepię się także do braku fantastyki, a sam rozumiesz, portal nazywa się Nowa Fantastyka, nazwa zobowiązuje ;)

 

Jeszcze kilka uwag:

 

– No nie wiem Carl, może by się jeszcze wycofać [+,] co?

że może on go wsypać.

 

– Cofnij się do tyłu, albo cię rozwalę

Masło maślane, zawsze się cofamy do tyłu. To mówi postać niby, więc zastanów się czy wyrzucasz czy nie.

 

żeby broni nie było w plecaku. A choćby i tak było, postanowił, nie powie o tym Carlowi.

Lekka byłoza.

 

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hmm, przeczytane i mogę powiedzieć, że czytało mi się bardzo przyjemnie. Sympatycznie poprowadzona akcja, trójka wyrazistych (jak na tak niedługą formę) bohaterów – ogólnie fajny tekst. Z tym, że obawiam się, że nie będę go za niedługo pamiętał bo w sumie jest, no może nie o niczym, ale po prostu o nieudanym napadzie. Był dla mnie bardzo “smaczny” ale raczej w taki fast food’owy sposób. Nie mniej pisz dalej, bo masz lekkie pióro ;)

 

Trzymaj się ciepło!

P.

silvan – wiem że mam problem z dialogami, następnym razem bardziej się postaram. Dzięki za linki, poradnik o dialogach już przerabiałem, ale chyba znów musze zajrzeć. Dzięki za poświęcony czas.

 

BasementKey – dzięki za pozytywny komentarz, wiem że czegoś brakuje w tym moim opowiadaniu, ale jakoś nie udało mi się wychwycić czego. Może gdybym dodał jakiś element fantastyczny byłoby lepiej. Za uwagi również dziękuje, już poprawiłem. Pozdrawiam również!

 

Podplomyk225 – Cieszę się, że opowiadanie się podobało. Pozdrawiam!

 

 

Those who tell stories rule society.

Napad na swój perwersyjny sposób jest zabawny. Postaci wyraziste i łatwe do wyobrażenia. 

 

W sumie czytało się to całkiem przyjemnie. 

Dialogi przyjdą z czasem – mi też jeszcze nie przyszły ;)

 

Całościowo również uważam, że mało fantastyki w tym.

Samo w sobie nie jest może złe, ale jakoś niczym się nie wybija. Dialogi dają radę.

 

Kilka uwag:

 

Wyjątkowo pejoratywnie traktujesz jednego z bohaterów.

 

– No nie wiem Carl, może by się jeszcze wycofać, co? – wysapał grubas

– Już, Carl – odpowiedział grubas

– Przepraszam Carl, to przez nerwy – odparł grubas.

– Dobra, Carl – grubas wyciągnął broń z głębokiej kieszeni dresów

– No tak Carl, to od nich mam te gnaty – prowadzenie rozmowy wyraźnie pomagało grubemu.

– A sprawdzałeś w ogóle czy działają, matole? – wrzasnął nagle Williams, na chwilę odwracając głowę do grubego.

– A ty – zwrócił się do grubasa

– Przepraszam Carl, zamyśliłem się. – odparł szybko grubas.

– Tak, Carl przepraszam – wykrztusił grubas.

– To wszystko moja wina – zaszlochał grubas

– To przeze mnie, Carl – dalej szlochał grubas

Kasjer za ladą celując trzęsącą się ręką w beczącego na podłodze grubasa

Jak dla mnie nieco za dużo tego “grubasa” – i to w ustach narratora. Nie dość, że to nieco sztampowe, samo w sobie jest powtórzeniem. Wierzę też, że byłbyś w stanie znaleźć kilka synonimów tego słowa, a także zupełnie innych określeń. Może poza grubym był też zły i brzydki? ;)

 

Co jeszcze rzuciło mi się w oczy? Nadmiar didaskaliów. Na 46 dialogów (liczę tylko te rozpoczynające półpauzy od akapitu) aż 44 razy używasz: rzekł, powiedział, odparł, odpowiedział, rzucił, szepnął, itd.

Wydaje mi się, że minimalnie tego za dużo. Dialogom (które ogólnie masz całkiem zabawne) nieco dynamizmu nadaje brak didaskaliów, ale warto pamiętać, że powinno być wtedy oczywistym, kto daną kwestię wypowiada.

 

 

Ostatnia uwaga:

Carlos Williams ostatkiem sił zwrócił się w stronę Buckhama, po czym spróbował coś powiedzieć. Wyszedł mu tylko cichy ledwo dosłyszalny szept – Dave, ty kretynie – po czym zamknął oczy i znieruchomiał.

Skoro ten szept mu wyszedł, to jednak powinien być zapisany od nowej linijki, od półpauzy.

 

Pozdro i powodzenia!

 

MPJ 78 – cieszę się, że ci się podobało. To miała być ogólnie zabawna historia, taki trochę czarny humor, ale coś mi nie wyszło. 

 

silvan – dzięki za słowa otuchy. Co do grubasa to może rzeczywiście za dużo jest tego określenia. Postać Buckhama nie miała być zła, to miał być taki trochę przestraszony facet, nie potrafiący się sprzeciwić, wykonujący polecenia innych, taka typowa ciapa. Nadmiar didaskaliów? O tym nie pomyślałem, czyli kolejna rzecz do poprawy. Szept już poprawiam. Pozdrawiam i również życzę powodzenia!

Those who tell stories rule society.

Nie poddawaj się :)

 

Wyszedł mu tylko cichy ledwo dosłyszalny szept.

– Dave, ty kretynie – po czym zamknął oczy i znieruchomiał.

->

 

Wyszedł mu tylko cichy ledwo dosłyszalny szept:

– Dave, ty kretynie. – Po czym zamknął oczy i znieruchomiał.

silvan poprawione :)

Those who tell stories rule society.

No, raczej taka sobie historia. Krótka, kiepsko napisana i nieco o niczym. Postacie są w porządku, ale mądry wysoki i głupi gruby to raczej niezbyt oryginalny duet. Podobał mi się za to fakt, że kasjer postawił się napastnikom. To zawsze przyjemny motyw.

 

Niestety, całość wymaga dużo pracy nad formą. Poniżej zostawiam największe babole:

 

Cofnij się, albo cię rozwalę – wykrzyknął wysoki facet głośno, po czym dorzucił – Już!

Nie można za bardzo krzyknąć cicho, a pierwsze zdanie nie ma wykrzyknika.

 

– Trenuję koszykówkę trzy razy w tygodniu – odpowiedział dumnie sprzedawca, który wydawał się już mniej spięty niż na początku. 

A czemu on taki wyluzowany? Przecież trzymają go na muszce.

 

Już, Carl – odpowiedział otyły, po czym zaczął się zmagać z plecakiem przyklejonym do przemoczonych pleców.

Wiemy już, że facet był spocony, nie musisz powtarzać tego tyle razy.

 

Pralnią? – nie mógł zlokalizować miejsca wysoki. – Czekaj, zaraz, a czy tam przypadkiem nie ma teraz ruskich?

A po co to mówią? Przecież podpowiadają kasjerowi, gdzie ich szukać.

 

Kiedy włożył rękę z pierwszymi banknotami na dno plecaka, palcami wyczuł coś twardego i chyba metalowego, gdyż poczuł chłód przedmiotu.

“Wyczuł” i “poczuł” to to samo.

 

Starał się o niczym nie myśleć, tylko być posłusznym, słyszał bowiem kiedyś, że w razie napadu nie można rozmawiać z bandytami, ale trzeba być posłusznym, bo najważniejsze jest życie, a nie pieniądze.

Powtórzenie

 

Poza tym, radzę przed wejściem już opisać, gdzie znajdowała się nasza para. Opisy brzmią z reguły lepiej, gdy mają miejsce przed akcją. Łatwiej ci wyobrazić sobie co się dzieje, jeśli wiesz już, jak coś wygląda

Jak na początek, to nie jest źle – w Twoim i moim wieku jest mnóstwo czasu na doskonalenie warsztatu. Osobiście opowieść mnie nie porwała, ale ja szukam tutaj głównie ‘silnej’ fantastyki, więc to nie jest zarzut w Twoją stronę ;)

Powodzenia w dalszym pisaniu, nie poddawaj się, komentuj innych, czytaj, aż w końcu przyjdzie czas, gdy Twoje opowiadania będą na jeszcze wyższym poziomie!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Abbadon – dzięki za poświęcony czas, wyszczególnione błędy starałem się poprawić. 

 

A tu moje wyjaśnienie do niektórych uwag:

A czemu on taki wyluzowany? Przecież trzymają go na muszce.

Kasjer nie jest wyluzowany tylko mniej spięty. To miała być reakcja na uwagę Williamsa. 

 

A po co to mówią? Przecież podpowiadają kasjerowi, gdzie ich szukać.

To tylko miejsce gdzie Buckham kupił broń, a nie adres zamieszkania.

 

Pozdrawiam!

 

 

DanielKurowski1 – dzięki za pozytywny komentarz. Pozdrawiam!

 

 

 

Those who tell stories rule society.

Fajne opowiadanie, ale niezbyt oryginalne. Skojarzyło mi się z książką – “Myszy i ludzie” Johna Steinbecka. Jeden z bohaterów jest mądry – jak Carl, a drugi głupi – jak Dave. Jednak różnica jest taka, że ten pierwszy jest bardzo wyrozumiały wobec tego drugiego. A oprócz tego końcówka jest podobnie dramatyczna. Ale nie będę jej zdradzała, jakbyś chciał kiedykolwiek przeczytać.

Witaj Glyneth7.

Tak wiem, że nie jest oryginalne. W moim opowiadaniu para bohaterów nie jest w braterskiej przyjaźni, tutaj mądrzejszy potrzebuje kogoś kim mógłby sterować, kto się nie sprzeciwi.

Dlaczego zakładasz, że nie czytałem tej książki? Owszem czytałem Myszy i ludzi i mam ją nawet w swojej skromnej biblioteczce. Ogólnie to rzeczywiście trochę podobnie dobrałem bohaterów i zakończenie, ale to było w pełni niezamierzone. 

Dzięki wielkie za poświęcony czas:)

Pozdrawiam serdecznie!

 

Those who tell stories rule society.

Moim zdaniem to w ogóle nie jest opowiadanie, a zaledwie scenka przedstawiająca napad na sklep. Miejscami nawet zabawna, mimo dramatyzmu sytuacji, ale za to całkowicie pozbawiona fantastyki. A szkoda.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Mam nadzieję, Marprz99, że Twoje przyszłe dzieła będą pełnoprawnymi opowiadaniami, ciekawymi i napisanymi znacznie lepiej. Mam też nadzieję, że nie zapomnisz o fantastyce. ;)

 

– Ale Carl … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

drugi facet już chwy­tał za klam­kę drzwi… ―> …drugi facet już chwy­tał klam­kę drzwi

 

– Chodź – krzyk­nął zza ple­ców facet znany jako Carl i wszedł do skle­pu. ―> Zza czyich pleców krzyknął?

 

Kiedy za­nu­rzał się mię­dzy wy­so­kie skle­po­we półki… ―> Kiedy za­nu­rzał się mię­dzy wy­so­kie skle­po­we regały

Półka jest konstrukcją poziomą, więc trudno mówić o jej wysokości.

 

Ci dwaj wy­da­wa­li mu się dziw­ni, byli tro­chę ob­dra­pa­ni i nie­chluj­ni. ―> Co to znaczy, że ci dwaj byli obdrapani?

Za SJP PWN: obdrapać «obetrzeć, porysować jakąś powierzchnię»

 

Jeden w po­pla­mio­nej blu­zie i je­an­sach… ―> Jeden w po­pla­mio­nej blu­zie i dżinsach

Używamy pisowni spolszczonej.

 

a drugi w bar­dzo luź­nych dre­sach… ―> Raczej: …a drugi w bar­dzo luź­nym dre­sie

Wiem, że na ten sportowy ubiór mówi się również „dresy”, ale wtedy nie mogę się oprzeć wrażeniu, że człowiek ubrany w „dresy” ma na sobie co najmniej dwa komplety rzeczonego stroju.

 

kiedy ten zbli­żył się do re­ga­łu naj­bli­żej kasy. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

wyj­mu­jąc coś zza paska je­an­sów. ―> …wyj­mu­jąc coś zza paska dżinsów.

 

– Cof­nij się, albo cię roz­wa­lę! – wy­krzyk­nął wy­so­ki facet, po czym do­rzu­cił – Już! – Spoj­rzał do tyłu i nie do­strze­ga­jąc kum­pla, wrza­snął – Cho­le­ra Dave, dawaj tutaj, gdzie ty je­steś? ―> Narracji nie zapisujemy tak jak didaskaliów. Winno być:

– Cof­nij się, albo cię roz­wa­lę! – wy­krzyk­nął wy­so­ki facet, po czym do­rzu­cił – już!  

Spoj­rzał do tyłu i nie do­strze­ga­jąc kum­pla, wrza­snął:

– Cho­le­ra, Dave, dawaj tutaj, gdzie ty je­steś?

Skorzystaj z informacji zawartych w podanym Ci poradniku zapisywania dialogów.

 

ple­ca­kiem przy­kle­jo­nym do ple­ców… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– no dobra nie ważne… ―> – no dobra, nieważne

 

– Dobra, Carl – gru­bas wy­cią­gnął broń z głę­bo­kiej kie­sze­ni dre­sów… ―> – Dobra, Carl. – Gru­bas wy­cią­gnął broń z głę­bo­kiej kie­sze­ni dre­su

 

Sta­rał się o ni­czym nie my­śleć, tylko być po­słusz­nym… ―> Sta­rał się o ni­czym nie my­śleć, tylko być po­słusz­ny

 

nie chcia­łem – wy­krztu­sił z sie­bie nagle prze­ra­żo­ny sprze­daw­ca. ―> Zbędny zaimek – czy mógł to wykrztusić z kogoś innego?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj regulatorzy.

Od razu dziękuje za poświęcony czas.

Cieszy mnie, że niektórym udało dopatrzyć się w tekście humoru, miało być zabawnie, taki czarny humor. Faktycznie gdzieś mi umknęła fantastyka z tego tekstu, w przyszłości to się nie powtórzy.

Mam nadzieje, że poprzez pisanie, pisanie i jeszcze raz pisanie tekstów uda mi się kiedyś dobrnąć do poziomu w którym wykonanie nie będzie nikomu przeszkadzało w sposób rażący. 

Błędy poprawiłem i jeszcze raz dziękuję za przeczytanie.

Pozdrawiam serdecznie!

Those who tell stories rule society.

Bardzo proszę, Matprz99, i bardzo się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne.

Owszem, jestem pewna, że usilnie pracując i dużo pisząc, osiągniesz swój Mount Everest.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka