- Opowiadanie: michal_napora - Dwa oblicza

Dwa oblicza

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dwa oblicza

 

Dwa oblicza

 

Przedmieścia Pragi, rok 20??, 42 lata po Rozdarciu

 

Kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiły się pierwsze domy, mężczyzna odetchnął z ulgą. Nie wiedział jak daleko jeszcze zostało mu do centrum miasta, ale przynajmniej udało mu się dotrzeć do przedmieścia. Młody mężczyzna ubrany był w jesienną kurtkę i jeansy, na prawym ramieniu przewieszoną miał torbę podróżną, a na lewym dziwny cylindryczny pojemnik. Poprawił palcem okulary, które zsunęły mu się z nosa i przyjrzał się pobliskim domom. Wyglądały całkiem nieźle, nie było widać żadnych oczywistych zniszczeń, ale część z nich sprawiała wrażenie nowych, więc pewnie niedawno zostały odbudowane. Wyjątkowo dziwnie było nie dostrzegać nigdzie destrukcji spowodowanych przez Rozdarcie. Może jednak nie powinien się temu dziwić. W końcu Praga była miastem, które z pośród wszystkich europejskich miast oberwała najsłabiej. W innych miejscach nie wyglądało to tak dobrze. W miejscowości, z której pochodził Kamil (tak miał na imię młody mężczyzna), widać było o wiele więcej zrujnowanych, opuszczonych domów. Niektóre jej części były całkowitą, zupełnie niezamieszkaną kupą gruzu. Tutaj sytuacja wyglądała zgoła inaczej, wszystkie budynki zdawały się być w użytku i były utrzymywane w czystości.

Kamil szedł ulicą i przyglądał się mijanym domom, gdy znienacka usłyszał w pobliżu krzyk. Krzyczała jakaś kobieta. Bez wahania popędził w tamtą stronę. W biegu zdjął z ramienia tajemniczy cylindryczny pojemnik i otworzył go. Ze środka wyciągnął dziwnie wyglądającą rękawicę. Była ona masywna i wydawała się niezwykle ciężka, widać na niej było różne przyciski i wskaźniki, a także mnóstwo kabli, które łączyły palce rękawicy z dalszą jej częścią. Ogólnie rękawica ta wyglądała jak coś, czego mogliby używać astronauci NASA do naprawy jakiegoś elementu stacji kosmicznej i tu na ziemi wydawała się być całkowicie nie na miejscu. Mężczyzna założył tę rękawicę na lewą dłoń, a palcami prawej dłoni nacisnął kilka przycisków na rękawie i spojrzał na odczyty wskaźników, wszystko to wykonał w biegu.

Po paru chwilach dotarł na miejsce, w którym wydawało mu się, że usłyszał krzyk. Stała tam na oko czterdziestoletnia kobieta. Zakrywała usta dłonią i wpatrywał się w coś z przerażeniem w oczach. Gdy Kamil do niej podszedł, zerknęła na niego i tylko wskazała na coś palcem, wciąż nie zdejmując dłoni z ust. Mężczyzna spojrzał w stronę, w którą wskazała kobieta. Natychmiast zobaczył, co przestraszyło ją tak bardzo, że aż krzyknęła. Na dachu jednego z pobliskich domów stał potwór. Stworzenie to miało długie cienkie nogi, które wychodziły z małego, ptasiego w kształcie ciała. Na plecach istota miała nieduże nietoperze skrzydła. Tym co jednak robiło największe wrażenie w tym stworzeniu, była jego głowa. Nieproporcjonalnie duża w stosunku do reszty ciała przypominała trochę pysk jakiegoś psa. Ogromne szczęki wypełnione były szeregiem ostrych zębów, a potwór co jakiś czas głośno kłapał paszczą, zamykając i otwierając ją raz po raz. Wyglądał jak jakiś groteskowy bocian, który usiadł na dachu domu i zastanawiał się nad założeniem tu gniazda. W czasie, gdy Kamil przyglądał się stworowi, kobieta uspokoiła się nieco i obserwowała mężczyznę, który przybiegł jej na ratunek. Zauważyła rękawicę na jego lewej dłoni i powiedziała:

– Widzę, że jesteś alchemikiem. Możesz coś zrobić z tym stworzeniem?

„Alchemik”. Tak go nazwała. Kamil uśmiechnął się w duchu. Wiele osób praktykujących tę profesję obraziłoby się, gdyby ktoś ich tak nazwał. Poprawna nazwa brzmiała: inżynier techno-magiczny. Zazwyczaj jednak ludzie, którzy na tym się nie znali, nazywali ich po prostu alchemikami. Niektórzy się na to oburzali, bo przecież, to czym zajmowali się inżynierowie techno-magiczni, nie miało nic wspólnego z warzeniem mikstur, czy zamianą rtęci w złoto. Kamilowi jednak spodobało się, że ta kobieta tak go nazwała. Był samoukiem, nikt nie uczył go tej profesji. Skonstruował swoją rękawicę na podstawie informacji ze znalezionych książek. Do tej pory nie wiedział, czy zbudował ją poprawnie. Kobieta jednak, gdy tylko zobaczyła jego rękawicę, nazwała go alchemikiem, a to znaczyło, że wykonał całkiem niezłą robotę. Poza tym jemu wydawało się, że nazwa „alchemik” całkiem pasuje do tej profesji. No bo czym zajmowali się dawni alchemicy? Próbowali stworzyć kamień filozoficzny. Ci współcześni, inżynierowie techno-magiczni, również mieli swój własny kamień filozoficzny, do którego dążyli. Ich kamieniem było połączenie technologii i magii. Powszechnie było wiadome, że te dwa elementy wykluczają się i nie mogą współistnieć, ale współcześni alchemicy i tak próbowali je połączyć. Jak na razie bez skutku.

Kamil zorientował się, że stoi tam już jakiś czas i uśmiecha do swoich myśli jak jakiś szaleniec, a kobieta wciąż czeka na jego odpowiedź. Zwrócił się do niej z uśmiechem:

– Spróbuję, ale nic nie obiecuję.

Kobieta tylko skinęła głową. Kamil znów nacisnął kilka przycisków znajdujących się na rękawie jego rękawicy, po czym skierował ją w stronę potwora, który wciąż przechadzał się po dachu i w ogóle nie interesował się ludźmi na dole. Alchemik wycelował otwartą dłonią w stworzenie i rozstawił szeroko palce ręki, na której miał założoną rękawicę. Po chwili na środku jego dłoni zaczęło się formować jasne żółte światło. Bez żadnego ostrzeżenia światło to zmieniło się w pocisk i wystrzeliło z głośnym sykiem w stronę stwora na dachu. Zanim jednak świetlisty pocisk dotarł do potwora, rozproszył się i zniknął. Kamil zaklął. Groteskowy bocian, zaalarmowany dźwiękiem, wreszcie zwrócił uwagę na ludzi. Przyglądał się im, przechylając swoją ogromną głowę raz na jeden bok, raz na drugi, niczym zaciekawiony pies. Mężczyzna zerknął na jeden z czytników na swojej rękawicy. Tak jak się domyślał – pole techno-taumaturgiczne w okolicy zmieniło się na korzyść technologii. Z tego powodu magiczny pocisk rozproszył się zanim doleciał do celu. Na szczęście dla niego to nie stanowiło żadnego problemu. Mag czy inny czarodziej miałby teraz prawdziwy kłopot, ale nie inżynier techno-magiczny. Kamil zacisnął rękawicę w pięść i z jego nadgarstka wysunęła się krótka lufa. Skierował jej koniec na potwora i poruszył lekko nadgarstkiem w dół. W tym samym momencie broń wypaliła z hukiem, z lufy uniosło się trochę dymu. Stwór na dachu zaskrzeczał i zachwiał się na swoich cienkich nóżkach, gdy oberwał pociskiem. Odwrócił się od ludzi stojących na dole i pobiegł do krawędzi dachu, równocześnie machając rozpaczliwie swoimi małymi skrzydłami. Jakimś cudem, pomimo rany i mało aerodynamicznemu kształtowi, stwór wystartował do lotu i uniósł się w powietrzu. Poleciał krzywym, chwiejnym lotem z dala od ludzkich siedzib, z rany w jego boku ciekła czarna krew. Kamil i kobieta wpatrywali się w stwora dopóki nie zniknął im z oczu. Kiedy wreszcie się to stało, kobieta odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję z pomoc. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ta paskuda wciąż się tu kręciła.

Po raz pierwszy przyjrzała się dokładnie młodemu mężczyźnie, który jej pomógł.

– Kim jesteś? Nie widziałam cię tu nigdy wcześniej. Na państwowego alchemika mi nie wyglądasz, bo nie nosisz munduru…

W tym czasie młody przybysz zdjął rękawicę z dłoni i schował ją do pojemnika przewieszonego przez jego lewe ramię. Gdy zakończył te wszystkie czynności zwrócił się z uśmiechem do dociekliwej kobiety.

– Tak, ma pani rację, dopiero tu przybyłem. Przyjechałem do Pragi, żeby studiować.

– Ach tak! Mogłam się domyślić! Masz jeszcze kawałek do przejścia, zanim dotrzesz na uniwersytet. Wytłumaczę ci jak tam dojść.

Mieszkanka przedmieść Pragi udzieliła Kamilowi wskazówek w jaki sposób dostać się do centrum miasta. Podziękował jej, na co ona zaśmiała się i powiedziała, że to ona powinna dziękować za pomoc w przegonieniu bestii z dachu jej domu. Alchemik pożegnał się z prażanką i ruszył w stronę miasta.

 

Kiedy pod koniec września do Kamila przyszedł list z Uniwersytetu Karola w Pradze, nie mógł wprost uwierzyć w swoje szczęście. Doszedł do granic swoich możliwości, nie był w stanie nauczyć się samemu nic więcej na temat inżynierii techno-magicznej. Przeczytał wszystkie dostępne książki na ten temat i skonstruował prototyp rękawicy alchemicznej. Żeby dalej rozwijać się w tej dziedzinie potrzebował nauczyciela. Dlatego wcześniej w tym roku wysłał do Pragi podanie o przyjęcie na uniwersytet. Nie spodziewał się po tym zbyt wiele. Było wielu chętnych, by studiować na wydziale inżynierii techno-magicznej, gdyż Uniwersytet Karola był najsławniejszą uczelnią na świecie, uczącą tej dziedziny, a także pierwszą uczelnią, która zaczęła ten przedmiot wykładać. Wielu twierdziło, że najlepsi alchemicy kształcili się właśnie w Pradze i dlatego było tak wielu kandydatów chcących się tam uczyć. Kamil nie rozumiał czemu mieliby przyjąć kogoś takiego jak on, kto nie ukończył żadnej szkoły i był samoukiem. Jakież było jego zdziwienie, gdy dotarł do niego list z informacją, że został przyjęty.

Dostanie się do Pragi było wyzwaniem samym w sobie. W czasach po Rozdarciu podróżowanie po Europie było bardzo utrudnione. Oczywiście najlepszym środkiem transportu pozostawała kolej – lokomotywy parowe rzadko się psuły, im starsza była technologia, tym mniejsze było ryzyko, że pole taumaturgiczne negatywnie na nią wpłynie. Niestety, między miejscowością Kamila a Pragą nie kursowały pociągi i nie było między nimi bezpośredniego połączenia kolejowego. Cała droga zajęła mu jakieś dwa tygodnie. Część trasy pokonał pieszo, część pociągiem, a czasami udało mu się skorzystać z portalu stworzonego przez jakiegoś przyjaznego maga. Pomimo wysiłków, gdy przybył wreszcie do Pragi, był już spóźniony. Rok akademicki zaczął się tydzień temu. Kamil nie mógł uwierzyć, że w czasach przed Rozdarciem taka podróż zajęłaby niecały dzień. Słyszał opowieści o samolotach, a samochody nawet od czasu do czasu widywał, porzucone na poboczu i nieużywane od lat. Urodził się już po Rozdarciu, więc o tych wspaniałych czasach, gdy ludzie mogli podróżować bez żadnych ograniczeń i nie groziło im żadne niebezpieczeństwo, czytał tylko w starych książkach. Miał w swoim domu wspaniałą kolekcję książek z przed Rozdarcia i zaczytywał się w nich namiętnie. Wiele osób z jego rodzinnej wsi uważało, że czytanie to strata czasu, ale Kamil nie podzielał tego poglądu. To właśnie dzięki książkom udało mu się zostać alchemikiem. Uważał jednak, że ludzie z jego miejscowości zasługują na pełnoprawnego alchemika i dlatego właśnie przybył do Pragi.

Do centrum miasta dotarł bez żadnych problemów. Wciąż nie mógł się nadziwić, jak dobrze zorganizowana i bezpieczna była Praga. Po drodze nie został zaatakowany przez ani jednego potwora, a jedyną istotą z innego wymiaru, którą spotkał, była ta, którą przepędził z dachu na przedmieściach. Wyglądało na to, że państwowi alchemicy i magowie czuwali nad bezpieczeństwem stolicy Czech i radzili sobie z tym całkiem nieźle. Kamil z łatwością odnalazł dziekanat swojego wydziału i zameldował się w nim. Został skierowany do akademika, w którym miał mieszkać przez najbliższe lata. Był bardzo zmęczony podróżą i nie marzył o niczym innym, jak o tym, by położyć się w porządnym łóżku. Na szczęście akademik znajdował się w pobliżu. Budynek wyglądał na stary, ściany były popękane i w niektórych miejscach poodpadał tynk, ale Kamil nie zamierzał wybrzydzać. Wszedł do środka i rozejrzał się. Na portierni siedział starszy łysiejący mężczyzna z okrągłymi okularami na nosie. Czytał gazetę i był nią tak pochłonięty, że nawet nie spojrzał na nowo przybyłego. Kamil stanął przed nim i odchrząknął, dopiero wtedy mężczyzna podniósł na niego wzrok.

– Dzień dobry, nazywam się Kamil Baliński i mam tu zamieszkać.

Portier poprawił okulary i przyjrzał się mu uważnie, a po chwili milczenia odezwał się:

– Ach tak. Pan Kamil. Myśleliśmy, że już się pan nie pojawi. Spóźnił się pan o tydzień, będzie pan miał trochę zaległości do nadrobienia.

Mężczyzna odwrócił się i sięgnął po jeden z kluczy wiszących na ścianie za nim. Podał go Kamilowi i rzekł:

– Klucz do pańskiego pokoju, dwieście siedem, to na drugim piętrze. Nie muszę chyba wyjaśniać, że ma pan współlokatora. O tej porze powinien już być u siebie. Proszę tylko zapukać przed wejściem, pański współlokator ma tendencję do przyprowadzania ze sobą przyjaciółek. Mówi mi, że się razem uczą, ale ja już wiem, na czym ta nauka polega.

Kamil podziękował starszemu mężczyźnie i powlókł się po schodach na drugie piętro. Ciekawe jakim człowiekiem jest jego współlokator? Nieważne, wkrótce się przekona. Dzisiaj nie miał już jednak sił na zawieranie nowych znajomości. Jedyne czego pragnął, to sen.

 

3 miesiące później

 

– Standardowe odczyty pola techno-taumaturgicznego wykonywane w regularnych odstępach czasu mogą się państwu wydawać nudne lub też niepotrzebne, ale mam nadzieję, że nie muszę wam tłumaczyć, jak ważne dla przetrwania one są. Pamiętajcie, by jak najczęściej sprawdzać odczyty przyrządów, gdyż od tego może zależeć życie wasze i innych! – Profesor Horlitz jak zwykle prowadził wykład w patetycznym stylu przemowy wojskowej. Jego zajęcia były całkiem ciekawe, profesor był państwowym alchemikiem, więc miał duże doświadczenie. Zawsze przychodził w swoim służbowym mundurze na wykłady, zawsze nienagannie ubrany i uczesany, jego smoliście czarna broda zawsze dokładnie przystrzyżona. Prawdziwy wzór dla studentów, którzy marzyli o zostaniu państwowymi alchemikami. Profesor Horlitz miał tylko jedną wadę – często przedłużał wykłady, przez co tracili przerwę. Robił to właśnie teraz, zajęcia powinny się skończyć już jakieś pięć minut temu, a on wciąż gadał. Studenci wiercili się ze zniecierpliwienia, niektórzy głośno wzdychali, by dać mu do zrozumienia, że powinien już kończyć. Profesor zupełnie się tym jednak nie przejmował i kontynuował swą przemowę:

– Odczyty waszego taumatometru, jak zapewne wiecie, nie służą tylko temu, by wykryć zmianę w polu techno-taumaturgicznym. Przydają się także, by wykryć wcześniej obecność inno wymiarowej istoty. Większość niebezpiecznych stworzeń daje niewielki odczyt na taumatometrze, więc częste obserwowanie jego wskazań, może wam pomóc w wykryciu potencjalnego zagrożenia, zanim jeszcze je zobaczycie własnymi oczami.

Kamilowi było wszystko jedno, jak długo ten wykład potrwa, gdyż to i tak były jego ostatnie zajęcia. Pozostali studenci nie byli jednak tak wyrozumiali, część z nich zaczęła już pakować swoje rzeczy i zbierać się do wyjścia. Państwowy alchemik wreszcie zauważył ich poruszenie i spojrzał na zegarek.

– No proszę, już tak późno! Przepraszam, że przytrzymałem was tak długo. Skończymy ten wykład na następnych zajęciach. Acha, i pamiętajcie – we czwartek macie egzamin! – Ostatnie zdanie musiał wykrzyczeć, by przebiło się przez hałas, jaki robili wychodzący i rozmawiający ze sobą studenci.

Kamil wyszedł z sali wykładowej jako jeden z ostatnich. Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Może wróci do pokoju w akademiku i pomajstruje trochę przy swojej rękawicy…

– Baliński! – Ktoś go zawołał. Kamil obejrzał się i zobaczył swojego współlokatora z akademika, Dymitra Malkova, idącego korytarzem w jego stronę.

– Dima! Co tam?

Rosjanin wyszczerzył zęby w uśmiechu i klepnął przyjaciela w ramię.

– Widzę, że Horlitz jak zwykle przeciągnął wykład. Pytasz co tam? Ano nic, myślałem, że może moglibyśmy iść po zajęciach na piwo.

– Pewnie, czemu nie. Ja już skończyłem, mogę iść w każdej chwili.

– Ja jeszcze mam metalurgię. Spotkajmy się przed akademikiem za półtorej godziny, co?

– Dobra, powodzenia na zajęciach.

Dymitr machnął ręką na pożegnanie i poszedł w stronę swojej sali wykładowej. Kamil zaprzyjaźnił się z Rosjaninem bardzo szybko, co było trochę dziwne, bo byli praktycznie swoimi przeciwieństwami. Malkov był wiecznie entuzjastyczny i radosny, zachowywał się głośno i z łatwością zdobywał sobie sympatię innych. Baliński za to był cichy i nieśmiały, w związku czym jego współlokator z akademika, był jedynym przyjacielem, jakiego udało mu się, jak na razie, zdobyć na tych studiach. Dymitr lubił bardzo imprezować i pił zdecydowanie zbyt dużo alkoholu. Miał także spore powodzenie u kobiet. Kamil za to wolał spędzać czas w samotności, czytając książki i ucząc się nowych rzeczy. Był zbyt nieśmiały, by choćby zagadać do dziewczyny, która mu się podobała, czego jego przyjaciel casanowa kompletnie nie mógł zrozumieć i ciągle próbował go umówić z kimś na randkę. Dima studiował kowalstwo magiczne, dziedzinę, która była bardzo blisko powiązana z inżynierią techno-magiczną. Kowale często wykuwali części niezbędne do budowy rękawicy alchemicznej, a alchemicy często dostarczali kowalom trudne do zdobycia materiały, potrzebne w ich rzemiośle. Te dwa zawody były w swego rodzaju symbiozie, nie mogły się bez siebie obejść. Nic zatem dziwnego, że na Uniwersytecie Karola nauczano obydwóch tych dziedzin.

Dwie godziny później Kamil i Dymitr siedzieli w swojej ulubionej knajpie w pobliżu Mostu Karola i popijali pyszne czeskie piwo. Rosjanin wypił potężny łyk i westchnął z rozkoszą.

– Ach, to lubię! Nie ma to jak napić się piwa po ciężkim dniu.

– A co takiego ciężkiego było w tym dniu?

– Zajęcia oczywiście. Wy, alchemicy, nie macie bladego pojęcia jak męcząca potrafi być praca w kuźni. Nic tylko grzebiecie w tych swoich rękawicach, jak jacyś szaleni zegarmistrzowie, a prawda jest taka, że to my wykonujemy większość roboty.

– Wypraszam sobie! – Żachnął się Baliński. – Ja swoją rękawicę skonstruowałem sam, bez pomocy kowala.

– Tak, ale ty jesteś wyjątkiem. Większość alchemików zamawia gotowe komponenty i tylko składa z nich rękawicę.

Kamil napił się piwa i spojrzał przez pobliskie okno. Była zima, więc szybko się ściemniało, usiedli jednak w takim miejscu, że mieli piękny widok na Most Karola. Bariery taumaturgiczne przed mostem błyskały nieustannie wyładowaniami elektrostatycznymi. W nocy wyglądało to bardzo ładnie. Most Karola, dawniej będący ważną atrakcją turystyczną Pragi, teraz był strefą zamkniętą. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że jedyna strefa niestabilnej energii taumaturgicznej (potocznie nazywana anomalią magiczną) w Pradze, znajdowała się na środku Mostu Karola. Dawniej miejsce to pełne było turystów, teraz wstęp mieli tam tylko państwowi alchemicy i rządowi magowie oraz pracownicy uniwersytetu, jeśli mieli zgodę na przeprowadzanie tam badań. Bariery taumaturgiczne rozstawione przed wejściami na most i dookoła anomalii miały za zadanie powstrzymać rozrastanie się strefy i odganiać wszelkie istoty z innego wymiaru, które mogły się tam pojawić. Mimo tego wszystkiego, most wciąż był piękny i być może dlatego ta knajpa była tak popularna wśród studentów.

Dymitr dopił do końca swoje piwo i powiedział:

– Wiesz, na moim kierunku jest taka jedna studentka, bardzo ładna i dowiedziałem się, że jest wolna. Może chciałbyś się z nią umówić?

Kamil również dopił swoje piwo i z trzaskiem postawił kufel na stoliku.

– Dobra, to ja się zbieram. Miło się z tobą gadało! – Zaczął się podnosić z miejsca, ale przyjaciel go powstrzymał.

– Zaczekaj! To nie jedyne, o czym chciałem z tobą pogadać. Siadaj, zamówimy jeszcze po jednym piwie.

– Mam jutro rano zajęcia i chciałbym jednak na nie wstać.

– Jest jeszcze wcześniej, zdążysz wytrzeźwieć do rana. No siadaj rzesz!

Kamil usiadł. Nie zamierzał tak naprawdę odchodzić, lubił się po prostu droczyć z przyjacielem. Rosjanin poszedł zamówić piwa i po chwili wrócił, niosąc dwa pełne kufle. Jeden z nich postawił przed kumplem i westchnął.

– Nie rozumiem czemu odczuwasz taką awersję do kobiet, wolisz mężczyzn, czy co?

– Wcale nie odczuwam awersji do kobiet. Po prostu nie lubię, gdy ktoś próbuje mnie na siłę i wbrew mojej woli z kimś umówić.

– Robię to tylko dlatego, że ty sam nie próbujesz! No ale dobra, dam ci z tym na razie spokój. Jest coś innego, co chciałem przedyskutować. Słyszałeś najnowsze plotki?

– Które? Te na temat diabła widywanego na Złotej Uliczce? – Baliński uśmiechnął się z pobłażaniem. Praga była bardzo spokojnym i bezpiecznym miastem, rzadko spotykało się tu jakieś potwory. Co wcale nie przeszkadzało mieszkańcom w wymyślaniu legend i niestworzonych historii na temat spotkań ze stworami z innego wymiaru. W czasie swojego trzymiesięcznego pobytu w tym mieście, Kamil słyszał już niezliczoną liczbę takich opowieści. Żadna z nich nie była ani trochę realistyczna, brzmiały raczej jak coś wymyślonego przez kogoś, kto nigdy na własne oczy nie widział bestii z innego wymiaru, tylko słyszał o nich opowieści. Zazwyczaj opowiadali sobie z Dymitrem te historie, by się trochę pośmiać. Tym razem jednak Rosjanin wyglądał na poważnego.

– Nie, mam na myśli całkiem nowe plotki. Tym razem coś, co brzmi całkiem realistycznie.

– O niczym takim nie słyszałem.

– Więc posłuchaj. – Malkov pochylił się do przodu i zaczął mówić szeptem, jakby zdradzał jakąś niesamowitą tajemnicę, a nie zwykłe plotki.

– W ciągu ostatniego tygodnia podobno zginęło kilku mieszkańców. Ich zwłoki znaleziono nad ranem w pobliżu rzeki. Nie wiadomo w jaki sposób umarli, wyglądali jakby coś ich spaliło. Podobno państwowi alchemicy obawiają się, że to jakiś stwór przedarł się przez barierę i teraz grasuje po mieście i zabija ludzi. Zwiększono patrole i posłano również po rządowych czarodziejów. Jak do tej pory nie odkryto, co zabija ludzi, a wczoraj słyszałem, że znaleźli kolejnego trupa.

– To rzeczywiście brzmi o wiele bardziej realistycznie, niż pozostałe historie, które słyszeliśmy.

– Co nie? Poza tym, rzeczywiście na mieście pałęta się jakby więcej ludzi w mundurach, patrole na pewno zostały zwiększone.

– Tak, to ciekawe, ale po co mi o tym opowiadasz?

Dymitr wyprostował się i rozejrzał dyskretnie dookoła, żeby zobaczyć czy nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. Pozostali bywalcy knajpy zdawali się być zajęci rozmowami i alkoholem, nikt na nich nie patrzył. Gdy upewnił się, że nikt go nie usłyszy, Rosjanin zaczął ponownie mówić szeptem:

– Tak sobie pomyślałem, że może powinniśmy pomóc państwowym alchemikom i poszukać tego stwora na własną rękę.

– Zwariowałeś!? – Wykrzyknął Kamil. – Coś zabija ludzi i postawiło wszystkich alchemików w mieście w stan gotowości, a ty tego chcesz sobie szukać? W jaki niby sposób, włócząc się po ulicach?

– Ciii! Nie wydzieraj się tak. Po prostu pomyślałem, że to może być ciekawa przygoda.

Baliński uspokoił się nieco i wypił potężny łyk piwa. Otarł rękawem pianę z warg i popatrzył ponuro na przyjaciela.

– Nie wiem co dostrzegasz ciekawego w możliwości skończenia jako trup.

– Nie nudzi ci się tu? Nie wiem, jak jest tam skąd pochodzisz, ale u mnie jest dość niebezpiecznie. Każdego dnia musimy walczyć o przetrwanie. Tymczasem w Pradze jest całkowicie bezpiecznie, powiedziałbym, że wręcz nudno. Brakuje mi zastrzyku adrenaliny, czuję, że staję się słaby. Nie myślisz podobnie?

Rzeczywiście, Kamil myślał podobnie. Przez pierwszy miesiąc swojego pobytu w tym mieście, za każdym razem, gdy wychodził z akademika, zachowywał czujność i rozglądał się, czy w pobliżu nie czai się jakiś stwór z innego wymiaru. Po trzech miesiącach jednak zorientował się, że nie ma to sensu, gdyż miasto jest całkowicie bezpieczne. Pozwolił sobie na zrelaksowanie się i utratę czujności. Tak po prawdzie to był trochę znudzony, jemu również brakowało adrenaliny. Dymitr zauważył, że chyba udało mu się przekonać przyjaciela do swojego pomysłu, więc zdradził, co planował zrobić.

– Pokręcimy się trochę w okolicy mostu i rzeki w nocy. Jeśli nic nie znajdziemy, to trudno, będzie można włożyć te plotki między bajki. Ale jeśli spotkamy jakiegoś potwora, to wreszcie będziesz w stanie wypróbować na nim swoją rękawicę. Wiem, że ulepszałeś ją, odkąd zacząłeś studia. Na pewno chcesz ją przetestować.

– To prawda, chcę. – Baliński zastanowił się, czy naprawdę chce to robić. Włóczyć się po nocy i szukać potencjalnego niebezpieczeństwa. Brzmiało to jak całkowite szaleństwo. Ekscytacja, którą poczuł, gdy usłyszał o pomyśle kolegi, nie chciała go jednak opuścić. Tak, było to coś, co chciał zrobić, nawet jeśli to czyste wariactwo.

– No dobra, zróbmy to!

Rosjanin klasnął w dłonie i zatarł je z radości.

– Więc spotkajmy się jutro w nocy, powiedzmy… o północy i…

– Czekaj, czekaj! Jutro nie mogę. W czwartek mam egzamin.

– A więc w czwartek! O północy pod tą knajpą.

– Zgoda.

– Świetnie! To co, po jeszcze jednym piwie?

– Mówiłem ci, że chcę jutro wstać.

– Wstaniesz! Jak coś, to cię obudzę.

Kamil westchnął zrezygnowany. Wiedział, że nie ma szans, by Dima go obudził, gdyż spał o wiele dużej od niego, szczególnie po alkoholu. Ale piwo było takie dobre. A co tam, najwyżej spóźni się na zajęcia.

– No dobrze, po jeszcze jednym!

 

Następnego dnia Kamil oczywiście zaspał i spóźnił się na zajęcia o dobre dwadzieścia minut. Gdy wpadł do sali wykładowej, profesor nauk magicznych spojrzał na niego i pokręcił głową z dezaprobatą, po czym kontynuował wykład. Baliński starał się na nich skupić i robić notatki, ale jego umysł wybiegał naprzód, ku czwartkowej nocy. Właściwie to nie mógł się już doczekać tej ich małej przygody.

Kolejne dni minęły bez żadnych znaczących wydarzeń. Kamil starał się przyłączać do rozmów innych studentów i wysłuchiwać najnowszych plotek, ale niczego ciekawego się nie dowiedział. Wyglądało na to, że nie znaleziono nowego ciała, ale państwowi alchemicy wciąż byli postawieni w stan gotowości i patrolowali miasto częściej niż zwykle.

W czwartek napisał egzamin. Nie miał z nim najmniejszych trudności, gdyż było na nim to, czego się sam nauczył jeszcze przed rozpoczęciem studiów. Resztę dnia spędził udoskonalając swoją rękawicę, dzięki wiedzy, którą zdobył na wykładach. Profesorowie i wykładowcy byli pod wielkim wrażeniem tego, że miał już działającą i sprawną rękawicę alchemiczną. Większość studentów konstruowała ją dopiero pod koniec trzeciego semestru.

Przez większość dnia Dimy nie było w ich pokoju w akademiku. Pewnie poszedł na randkę z jakąś dziewczyną. Gdy zbliżała się północ Rosjanin wmaszerował do pokoju i od progu zapytał:

– To co, jesteś gotowy na poszukiwanie niebezpiecznego potwora?

– Tak, jestem.

Kamil włożył rękawicę na lewą dłoń i podniósł się z krzesła.

– Co zrobimy, jak natkniemy się na państwowych alchemików? – Dopiero teraz przyszło mu do głowy, że to może być problem. Jego przyjaciel wcale tak jednak nie uważał, gdyż prychnął ze zniecierpliwienia.

– Jak to co zrobimy? Nic, oczywiście. Powiemy dobry wieczór i pójdziemy w swoją stronę. To nie tak, że jest jakaś godzina policyjna, czy coś. Każdy może w nocy chodzić, gdzie chce.

Ubrali się w swoje najcieplejsze kurtki, bo był początek stycznia i w nocy potrafiło być bardzo mroźno. Mieli spotkać się pod knajpą, ale skoro Dymitr przyszedł po Kamila do akademika, to nie było sensu tam iść, więc pomaszerowali prosto w stronę Mostu Karola. Zatrzymali się tuż przed barierą taumaturgiczną. Transformatory magiczne cały czas błyskały niebieskimi i fioletowymi wyładowaniami, dzięki czemu cała okolica była rozświetlona. Było bardzo zimno, z ust unosiła się para przy każdym oddechu.

– No więc gdzie zaczniemy poszukiwania? – Zapytał Kamil.

– Myślę, że pójdziemy wzdłuż brzegu rzeki w stronę Mostu Mánesa i jeśli nie znajdziemy nic po tej stronie, to przejdziemy nim na drugi brzeg i poszukamy tam.

– Zatem w drogę!

Pomimo mrozu dopisywał im entuzjazm i zabrali się za narzucone sobie zadanie z zapałem.

Dwie godziny później, po bezcelowym włóczeniu się po obydwu brzegach rzeki, byli zmarznięci i zniechęceni. Baliński ciągle kichał i smarkał w chusteczkę, a Malkov wycierał nos rękawem. Nie napotkali nic interesującego, żadnego potwora, ani niczego, co wytłumaczyłoby tajemniczą śmierć kilkorga ludzi. Spotkali za to kilka patroli państwowych alchemików, którzy mieli chyba dokładnie ten sam pomysł co oni i przeszukiwali brzegi rzeki. Zazwyczaj nie zwracali uwagi na dwójkę przypadkowych przechodniów i ignorowali ich, tylko raz jeden z umundurowanych alchemików mruknął pod nosem coś na temat „głupich, pijanych studentów, włóczących się po nocy”.

– Mam dość! To wcale nie jest fajne ani ciekawe. Wybacz, że wyciągnąłem cię z ciepłego akademika na ten mróz, nie było warto. – Dymitr poddał się już całkowicie i uznał swój pomysł za głupi. Kamil wciąż miał jeszcze nadzieję, że może przydarzy się coś interesującego, ale był zmarznięty i nie chciał zachorować, więc zgodził się z kolegą.

– Wracajmy, nie ma sensu tu sterczeć,

Zamiast wracać główną ulicą, weszli w jedną z bocznych uliczek, by skrócić sobie odrobinę drogę. Szli w milczeniu przez jakiś czas. W pewnym momencie rękawica Kamila wydała z siebie ciche piknięcie.

– Co to było? – Zaciekawił się Rosjanin. Baliński spojrzał na odczyty mierników pola techno-taumaturgicznego, gdyż piknięcie miało sygnalizować jakąś zmianę w tym zakresie. Jeden ze wskaźników wychylony był w stronę magii, co znaczyło, że w pobliżu znajdowało się coś o sporym stężeniu energii magicznej.

– Moja rękawica coś wykryła. Nie jestem tylko pewien co.

– Chcesz to sprawdzić?

– Nie ma sensu, odczyt jest zbyt wysoki. Musiałem coś spieprzyć, gdy ostatnio w niej majstrowałem i teraz jest popsuta.

– Nie zaszkodzi sprawdzić, może to naprawdę coś ważnego. – Upierał się Dima.

Przeszli kawałek w stronę, w którą i tak zamierzali iść, ale wtedy wskaźnik na rękawicy opadł, więc wrócili z powrotem. Sprawdzili różne kierunki i wyglądało na to, że jedna z bocznych, wąskich, ślepych uliczek jest miejscem, z którego pochodzi odczyt. Weszli w nią ostrożnie, cały czas rozglądając się dookoła w poszukiwaniu czegoś nadzwyczajnego. Uliczka była ciemna, gdyż nie było na niej latarni naftowych. Kamilowi jednak wydawało się, że dostrzega na jej końcu jakieś światło, jakby lekkie błyski wyładowań elektrycznych. Czy to możliwe, że ktoś umieścił w tym miejscu barierę taumaturgiczną? W miarę jak zbliżali się do źródła światła, stawało się jasne, że to nie transformator magiczny. Na końcu uliczki, pod ścianą stał człowiek. Chyba mężczyzna w starej zniszczonej kurtce, był odwrócony do nich tyłem i ciężko było zauważyć coś z jego wyglądu, gdyż dookoła niego nieustannie strzelały iskry wyładowań. W ogóle ten ktoś wydawał się bardzo… przeźroczysty, jakby nie był prawdziwy, tylko był hologramem albo duchem. Dymitr odważnie postąpił w jego stronę kilka kroków i zapytał:

– Przepraszam? Proszę pana, co pan tu robi? Możemy jakoś pomóc?

Zero odpowiedzi. Niewzruszony tym Malkov podszedł do tajemniczego mężczyzny jeszcze bliżej, już chciał wyciągnąć rękę, by go dotknąć, gdy wtem:

– Nie zbliżaj się do niego!!! – Kamil wydarł się na cały głos. Dymitr zatrzymał się w pół kroku i obejrzał, by spojrzeć na przyjaciela. Alchemik wpatrywał się w swoją rękawicę z wyrazem absolutnego przerażenia na twarzy. Rosjanin jeszcze nigdy nie widział swojego współlokatora tak przerażonego.

– Co? Co się stało? – Dopytywał się.

– Odsuń się od niego. Natychmiast! – Rozkazał inżynier techno-magiczny. Dima posłuchał i wrócił do miejsca, w którym stał jego kolega.

– Odczyt na rękawicy jest… poza skalą. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem. – Wyjaśnił swoje zachowanie Kamil.

– Jak to poza skalą? Co to w ogóle znaczy?

– To znaczy, że stężenie pola taumaturgicznego w okolicy jest tak wielkie, że moje przyrządy nie są w stanie go zmierzyć. Nie wiedziałem, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Jeśli przyrównać magię do promieniowania, to w tej chwili znajdujemy się w centrum wybuchu bomby atomowej. A źródłem tego wszystkiego zdaje się być ten mężczyzna. – Baliński wskazał palcem na stojącego pod ścianą człowieka.

– Nie wiem, co by się stało, gdybyś go dotknął. Prawdopodobnie nic dobrego.

Malkov zastanowił się nad tym co usłyszał i potarł swój zarost knykciami prawej dłoni.

– Myślisz… myślisz, że ci ludzie, którzy umarli, natknęli się na niego? Chcieli mu pomóc i dotknęli go, a wtedy bum! Padli trupem?

– To bardzo prawdopodobne. 

– Jak to możliwe, że państwowi alchemicy, którzy każdej nocy patrolują okolicę nie wykryli czegoś takiego? Jeśli mówisz, że odczyt jest poza skalą.

– Nie rozumiesz? Właśnie dlatego tego nie odkryli. Gdy ich rękawice pokazywały odczyt poza skalą, uznali pewnie, że to błąd urządzeń pomiarowych, tak samo jak ja przed chwilą i po prostu oddali rękawice do serwisu. Nikomu nie przyszło do głowy, że coś, a raczej w tym przypadku ktoś, może wydzielać taką niesamowitą energię taumaturgiczną.

W czasie, gdy rozmawiali, naładowany magią mężczyzna powoli odwrócił się w ich stronę.

– Proszę, pomóżcie mi! – Poprosił chrypiącym, zmęczonym głosem. – Ja…

W tym momencie coś się zmieniło, jego głos nagle stał się dużo niższy i wyraźniejszy:

– Zamknij się głupcze, chcesz ich zabić? Uciekajcie stąd, już!

Nagle nastąpiła kolejna zmiana i powrót do poprzedniego głosu.

– Nie, nie możemy tak żyć, może oni nam pomogą…

Kolejna zmiana.

– Nie, nie pomogą! Bo niby w jaki sposób?

Studenci wpatrywali się w tę całą schizofreniczną wymianę zdań z ustami rozdziawionymi ze zdumienia. Twarz dziwnego mężczyzny przez cały ten czas drgała i zamazywała się, jakby była tylko fatamorganą. Przy każdej zmianie głosu dookoła jego sylwetki pojawiały się niebieskie błyskawice wyładowań.

– Co to do ciężkiej cholery jest? – Zapytał wciąż niezmiernie zdumiony Dymitr.

– Nie mam bladego pojęcia. – Przyznał Kamil. – Nigdy się z czymś takim nie spotkałem, ani o tym nie czytałem.

– Co z nim zatem zrobimy?

– Najbezpieczniejszą opcją byłoby, aby jeden z nas z nim został, a drugi poszedł poszukać państwowych alchemików. Ale jest jeszcze inna opcja…

 Baliński zawahał się, czy w ogóle powinien o niej mówić. Znając dobrze swojego przyjaciela, wiedział, że wybrałby raczej bardziej niebezpieczną, ale za to ekscytującą opcję.

– No dalej, mów! – Poganiał go Rosjanin.

– Moglibyśmy również spróbować zaprowadzić go do bariery taumaturgicznej na moście. Myślę, że gdyby wszedł między dwa transformatory, coś mogłoby się wydarzyć.

– Co takiego?

– Jest tylko jeden sposób, by się dowiedzieć.

Jak na komendę, spojrzeli razem na mężczyznę, który wciąż nie ruszył się z miejsca i kłócił się sam ze sobą dwoma różnymi głosami.

– Znasz mnie. Wiesz, która z tych opcji bardziej mi się podoba. – Dima uśmiechnął się zawadiacko do kolegi.

– Tak, wiem. No dobra, zróbmy to. Hej ty! – Kamil zwrócił się do mężczyzny. – Możesz chodzić? Pójdziesz za nami?

– Tak, taaak, mogę, pójdę… – Zmęczony głos był gotów zgodzić się na kooperację. Niski głos za to miał coś do powiedzenia na ten temat.

– Po co? Nic dobrego z tego nie wyniknie, stój!

Mężczyzna wykonał kilka kroków przed siebie, po czym się na chwilę zatrzymał. Następnie znów wykonał kilka kroków i ponownie się zatrzymał. Wyglądało na to, że szedł za każdym razem, gdy władzę przejmował chrypiący głos, a zatrzymywał się, gdy dominował niski, wyraźny głos. Baliński i Malkov odsuwali się powoli, gdy mężczyzna szedł, by cały czas pozostawać w tej samej, bezpiecznej odległości od niego. Takim powolnym tempem posuwali się w stronę Mostu Karola, który na szczęście nie był daleko. Na szczęście również po drodze nie spotkali żadnego patrolu, bo Kamil nie wiedział, w jaki sposób wytłumaczyliby to co robią. „ Przepraszam panie państwowy alchemiku, ale ciągniemy przez miasto tego potencjalnie bardzo niebezpiecznego człowieka, który emanuje energią magiczną, bo chcemy zobaczyć co się stanie, jak wejdzie między barierę. Życzymy miłej nocy i bezpiecznego patrolu!” Student inżynierii techno-magicznej uśmiechnął się do swoich myśli.

– I czego się tak szczerzysz? Ta sytuacja raczej nie jest śmieszna. – Przyjaciel zauważył jego rozbawienie.

– Nie przejmuj się tym, po prostu zastanawiałem się, co byśmy powiedzieli alchemikom, gdybyśmy się na nich natknęli.

Dymitr parsknął śmiechem.

– Tak, to rzeczywiście mogłoby być śmieszne, przez chwilę. Później zrobiłoby się niewesoło, więc módl się, byśmy doszli do mostu niezauważeni.

Tak też się stało. Po kilku minutach stali już przed Mostem Karola i przed barierą taumaturgiczną. Z jednej strony transformatory magiczne błyskały serią niebieski wyładowań, z drugiej tajemniczy mężczyzna o dwóch głosach również powodował wyładowania, jakby sam był transformatorem.

– Jak wprowadzimy go między barierę? Jeśli podąża za nami, to znaczy, że sami musimy między nią wejść, ale wtedy znajdziemy się w SNET-cie. – Zastanawiał się Malkov.

– Może nie musimy tam wchodzi, po prostu odsuńmy się i zróbmy mu przejście. Hej, czy mógłbyś wejść między te transformatory? – Kamil spytał mężczyznę i wskazał dłonią na barierę.

– Tak, dobrze, zrobię co tylko chcecie… – Zmęczony głos zgodził się.

– Nie, nie rób tego! Nie wiemy co się stanie, ty głupcze! – Niższy głos nie był za to zachwycony pomysłem.

Jednak krok po kroku, powoli mężczyzna posuwał się w stronę bariery i strefy niestabilnej energii na Moście Karola. Kamil i Dymitr wpatrywali się w to z zafascynowaniem.

– Myślę, że powinniśmy się jeszcze trochę odsunąć, nie wiemy, co może się stać. – Doradził Baliński.

Postąpili o kila kroków do tył, ale tak, by wciąż widzieć transformatory magiczne.

– Spodziewasz się jakiegoś wybuchu? – Dopytywał Malkov.

– Nie wiem, ale patrz! Już dotarł do bariery.

Mężczyzna wszedł między dwa transformatory utrzymujące barierę w miejscu. Początkowo nic się nie działo. Mężczyzna odwrócił się w ich stronę i rozłożył ręce w geście bezradności. Wtem kilkanaście błyskawic przeskoczyło między nim a transformatorami magicznymi. Powietrze dookoła mostu zaczęło wibrować i dało się słyszeć ciche dzwonienie, podobne do tego, które czasem słyszało się w uszach. Mężczyzna zaczął się trząść jakby dostał gorączki i wpadł w delirium. Jego sylwetka i twarz rozmazały się jeszcze bardziej, nie można było już wcale dostrzec, że jest człowiekiem, wyglądał raczej jak pulsująca kula niebieskiego światła, jak piorun kulisty.

– Co, co, co,

– … się dzieje! Prze…

– Aaaaaa!

Dwa głosy, którymi się posługiwał zaczęły się zmieniać z dużą częstotliwością i przeplatać ze sobą tak, że po chwili nie dało się zrozumieć co mówi. Kamil oderwał na chwilę wzrok od tego widowiska i przeniósł go na swoją rękawicę, by odczytać pomiary przyrządów. W tym samym momencie taumatometr wybuchł i z rękawicy poleciała smużka dymu.

– Cholera! Zepsuł mi rękawicę! Cofnijmy się jeszcze trochę! – Musiał krzyczeć, by przyjaciel go usłyszał przez narastające dzwonienie. Dymitr jednak, zafascynowany sytuacją na moście, nie zwrócił na niego uwagi. Baliński złapał go za rękaw i pociągnął do tyłu. W tym momencie tajemniczy mężczyzna stojący między transformatorami zaczął powoli unosić się w powietrze, dzwoniący dźwięk osiągnął apogeum, a wszędzie dookoła pojawiały się wyładowania elektryczne. Mężczyzna w ogóle przestał mówić, teraz tylko krzyczał obydwoma głosami naraz, które zlewały się w jeden rozdzierający serce odgłos. Drgająca przeźroczysta sylwetka zaczęła się oddzielać od ciała mężczyzny. Po paru chwilach całkowicie opuściła jego ciało i zawisła w powietrzu nad nim. Wydawało się, że teraz na moście jest dwóch ludzi, jeden materialny, a drugi duch. Kamilowi, który wpatrywał się w to wszystko rozszerzonymi ze zdziwienia i przerażenia oczami, wydawało się, że niematerialna sylwetka ma czerwone oczy, które patrzą prosto na niego. Rozległ się niski, wyraźny głos:

– Zapłacicie za to co zrobiliście. Znajdę was i ukarzę, choćby miało mi to zająć dziesiątki lat, jeszcze mnie popamię… – Przemowa ta została przerwana przez serię błyskawic, które pomknęły od transformatorów w stronę przeźroczystej postaci. Wyładowania magiczne okrążyły całą sylwetkę i po chwili zniknęła ona, wydając przy tym głośny odgłos, jak przy uderzeniu pioruna. Na miejscu między transformatorami pozostał tylko jeden człowiek, który przestał się unosić w powietrzu i upadł na ziemię. Zapanowała całkowita cisza. Kamil instynktownie zerknął na rękawicę, by zobaczyć odczyt, ale przecież urządzenie pomiarowe popsuło się, więc nie miał jak tego sprawdzić.

– Już po wszystkim? – Ni to zapytał, ni to stwierdził Dima.

– Chyba tak. – Zgodził się Kamil.

Wspólnie podeszli do mężczyzny leżącego przed barierą. Wyglądało na to, że żyje, gdyż jego pierś unosiła się w oddechu, ale miał zamknięte oczy i był nieprzytomny. Gdy dwaj przyjaciele pochylali się nad śpiącym mężczyzną, znienacka dookoła nich zaroiło się od innych ludzi. Usłyszeli tupot wielu butów na bruku i po chwili usłyszeli za sobą:

– Stać! Nie ruszać się.

Odwrócili się w tamtą stronę i zobaczyli, że są otoczeni przez tłumek państwowych alchemików. W ich stronę zmierzał jeden mężczyzna z uniesioną przed sobą rękawicą, wycelowaną prosto w nich.

– Podnieście ręce do góry, tak żebym je widział!

Poznali tego mężczyznę.

– Profesorze Horlitz? – Zapytał niepewnie Dymitr.

Profesor zamrugał ze zdziwienia, po czym przyjrzał się im dokładnie. Gdy ich rozpoznał opuścił rękę, na której miał rękawicę.

– Do licha! To moi studenci! Opuścić broń! – Rozkazał pozostałym alchemikom, którzy natychmiast posłuchali.

– W co wyście się wpakowali chłopcy?

Malkov wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to nic takiego. Na to Horlitz pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć, że takie wyjaśnienie nie wystarczy. Kamil kichnął głośno. Zarówno profesor jak i Rosjanin spojrzeli na niego.

– Panie profesorze, opowiemy co tu się stało, ale na miłość boską, chodźmy do jakiegoś ciepłego miejsca. I trzeba zabrać stąd tego człowieka, żeby nie zamarzł. – Powiedział Baliński i wskazał na mężczyznę leżącego za nimi. Horlitz wydał rozkazy. Kilku alchemików podbiegło do człowieka leżącego bez ruchu i okryło go płaszczem. Reszta z państwowych inżynierów techno-magicznych sprawdzała odczyty na swoich rękawicach i dyskutowała o czymś podnieconymi głosami. Wykładowca przywołał do siebie swoich studentów.

– Chodźmy. Opowiecie mi, co tu u licha się stało, w moim biurze…

 

Tydzień później Kamil Baliński i Dymitr Malkov stali przed biurkiem w gabinecie rektora Uniwersytetu Karola. Przez ostatnie kilka dni musieli opowiedzieć historię na temat tego, co zdarzyło się na Moście Karola, wielu różnym osobom i byli już trochę zmęczeni powtarzaniem w kółko tego samego. Mieli nadzieję, że rektor był ostatnią osobą, którą ciekawiły wydarzenia z tamtej feralnej nocy. Opowiedzieli mu wszystko tak jak zapamiętali, ze wszelkimi szczegółami. Rektor, starszy mężczyzna, który pamiętał czasy przed Rozdarciem, po wysłuchaniu ich opowieści siedział zamyślony z brodą opartą na złożonych dłoniach. Nie mówił nic już od jakiegoś czasu, pogrążony we własnych myślach. Przyjaciele wiercili się z niecierpliwości, bolały już ich trochę nogi od stania, bo oczywiście w obecności rektora musieli stać. W końcu mężczyzna otrząsnął się z zamyślenia i popatrzył na nich swoimi starymi mądrymi oczami.

– To bardzo ciekawe, co mi panowie opowiedzieli. Niezwykłe wręcz. Mężczyzna mówiący dwoma głosami i emanujący potężną magią, włóczący się po Pradze, niewiadomo jak długo? Brzmi to cokolwiek nieprawdopodobnie. Oczywiście wierzę wam. – Dodał pośpiesznie. – Nie macie najmniejszego powodu, by kłamać. To czego doświadczyliście wprawiłoby wielu współczesnych naukowców w zdumienie, gdyż zdaje się psuć wiele z ich teorii.

Kamil i Dymitr nie mieli bladego pojęcia o czym rektor mówi. Chyba zauważył konfuzję malującą się na ich twarzach, gdyż zaczął wyjaśniać swoje rozumowanie.

– Widzicie, istnieje wiele teorii na temat Rozdarcia i natury wymiaru, z którym zderzył się nasz świat podczas tego wydarzenia. Niektóre z nich mówią, że wtedy do naszego wymiaru przedostały się magia i stworzenia z tamtego innego świata. Inne zaś teorie mówią, że jedynym co się przedostało, była magia, a wszystkie te stwory, z którymi teraz musimy sobie radzić, zawsze były na tym świecie, potrzebowały tylko magii, by się przebudzić. Oczywiście żadna z tych teorii nie mówi absolutnie nic na temat inteligentnych istot, przechodzących z tamtego wymiaru do naszego. A wydaje mi się, że właśnie to zobaczyliście. Inną, inteligentną istotę, która w jakiś sposób połączyła się z człowiekiem.

– Proszę wybaczyć, ale nie wiemy tak właściwie, co widzieliśmy. – Sprzeciwił się Malkov.

– Tak. No cóż, to tylko moja teoria. – Rektor zdjął okulary i potarł oczy ręką. – Nie ma teraz na nią niestety żadnych dowodów, oprócz waszej opowieści. Mężczyzna, któremu pomogliście jest teraz tylko zwyczajnym człowiekiem. Został zbadany przez wielu magów i alchemików i wszyscy zgadzają się, że nie ma w nim ani krzty magii. Ten człowiek nie byłby w stanie rzucić nawet najprostszego zaklęcia. Szkoda, że nikt nie miał okazji go zbadać, zanim wciągnęliście go między barierę taumaturgiczną.

Kamil i Dymitr wpatrywali się z zawstydzeniem w swoje stopy.

– Ale… – kontynuował rektor – rozumiem, że w tamtej sytuacji nie myśleliście o rozwoju nauki i poszerzaniu wiedzy, tylko po prostu chcieliście pomóc człowiekowi w potrzebie. Nie mogę mieć wam tego za złe.

Starszy mężczyzna przetarł okulary chusteczką i założył je ponownie na nos. Popatrzył jeszcze chwilę na swoich studentów, którzy unikali z nim kontaktu wzrokowego. Westchnął i powiedział:

– Oczywiście profesor Horlitz napisze raport na temat całego zdarzenia i przekaże go swoim zwierzchnikom. Którzy absolutnie nic z tym nie zrobią. Raport trafi do jakiejś szuflady w archiwum i nigdy więcej o tej sprawie nie usłyszymy. Dobrze, jesteście wolni. Możecie iść.

Gdy już wychodzili z gabinetu, rektor jeszcze rzucił za nimi:

– Postarajcie się więcej nie pakować w podobne kłopoty. Przynajmniej dopóki jesteście studentami tej uczelni.

Kamil obejrzał się przez ramię i w szczelinie zamykających się drzwi, ujrzał przez chwilę twarz rektora. Starzec uśmiechał się.

Przyjaciele szli przez jakiś czas obok siebie w milczeniu. Wreszcie Baliński przerwał ciszę:

– To chyba już koniec, co? Myślisz, że nie będą nas więcej wypytywać?

– Chyba nie. Kamil, powiedz, co zamierzasz zrobić po ukończeniu studiów? – Rosjanin znienacka zmienił temat.

– Co tak nagle? Co zamierzam zrobić? Chciałem wrócić do swojego rodzinnego miasteczka. Myślę, że ludziom tam przyda się alchemik.

Dymitr szedł przez chwilę nic nie mówiąc i wpatrując się w swoje stopy. Widać po nim było, że bije się z myślami. W końcu zapytał, wyjątkowo nieśmiało, jak na niego:

– Myślisz… myślisz, że może przydałby im się też kowal?

– Co masz na myśli?

– Pytam, czy po studiach mógłbym pojechać z tobą. Do twojego miasteczka.

– Pewnie, że mógłbyś! Nie chcesz wrócić do siebie?

Na to pytanie Rosjanin odwrócił wzrok i cicho westchnął do siebie.

– Nie wiesz, jak źle jest na wschodzie. Nikt nie chciałby tam wracać. Poza tym nie mam żadnych żyjących krewnych, do których mógłbym wrócić.

– Rozumiem, ale wiesz, że u mnie też wcale nie jest za wesoło.

– Nie obchodzi mnie to! Na pewno jest lepiej, niż u mnie.

– Oczywiście, że możesz jechać ze mną. Potrzebuję kowala, by wykuwał nowe części do mojej rękawicy.

Dymitr rozpogodził się i uśmiechnął szeroko do przyjaciela.

– To co, idziemy na piwo?

– Pewnie!

Poszli do swojej ulubionej knajpy i wypili zdecydowanie zbyt dużo. Nie będą mogli wstać na jutrzejsze zajęcia. Kamil nawet upił się tak bardzo, że aż zgodził się wreszcie umówić ze studentką, z którą swatał go Dima od początku studiów.

 

Koniec

Komentarze

Hej,

 

Jeszcze przed lekturą tekstu powyżej rzuciłem okiem na Twój profil i mam pytanie czy przedstawiona historia wiąże się jakoś z Twoją powieścią? Dodatkowo, czy Twoja “Akasza” z powieści jest jakoś spokrewniona z “Kroniką Akaszy”?

 

Wrócę jeszcze z komentarzem po lekturze.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

@BasementKey Opowiadanie nie ma nic wspólnego z moją powieścią. Kronika Akaszy była inspiracją dla tytułu powieści. Pozdrawiam i dzięki za zainteresowanie!

Hej,

 

przeczytałem.

 

Ciekawa historia, jak mniemam zainspirowana Fullmetal Alchemist. Myślę, że wyszło całkiem nieźle, nawiązania do pierwowzoru mnie nie rażą, a historia “opętanego” mężczyzny jest interesująca i trzyma w napięciu. Trochę mało w opowiadaniu kowala, pomyślałbym, czy nie dodać więcej info o jego rzemiośle.

 

Wypisałem poniżej jeszcze trochę uwag do tekstu. Gdybym miał coś rozwinąć, albo gdybyś chciał, żebym wypowiedział się na jakiś konkretny temat związany z utworem, daj proszę znać :)

 

na prawym ramieniu przewieszoną miał torbę podróżną,

Hmm… jeżeli “przewieszoną” to raczej przez ramię. Na ramieniu może mieć zawieszoną torbę, wg mnie.

 

W końcu Praga była miastem, które z pośród wszystkich europejskich miast oberwała najsłabiej.

Powtórzenie. “Europejskich stolic”?

 

Kamil szedł ulicą i przyglądał się mijanym domom, gdy znienacka usłyszał w pobliżu krzyk. Krzyczała jakaś kobieta. Bez wahania popędził w tamtą stronę.

Nie wiadomo, w sumie, a którą stroną popędził. Przydałaby się jakaś wskazówka skąd dochodził krzyk, albo dodatkowe info, że Kamil kierował się w kierunku skąd krzyk dochodził.

 

Ze środka wyciągnął dziwnie wyglądającą rękawicę. Była ona masywna i wydawała się niezwykle ciężka, widać na niej było różne przyciski i wskaźniki, a także mnóstwo kabli, które łączyły palce rękawicy z dalszą jej częścią. Ogólnie rękawica ta wyglądała jak coś, czego mogliby używać astronauci NASA do naprawy jakiegoś elementu stacji kosmicznej i tu na ziemi wydawała się być całkowicie nie na miejscu. Mężczyzna założył tę rękawicę na lewą dłoń, a palcami prawej dłoni nacisnął kilka przycisków na rękawie i spojrzał na odczyty wskaźników, wszystko to wykonał w biegu.

Sporo tych rękawic. Nad rękawem też bym pomyślał, bo brzmieniowo jest bardzo podobne.

 

Po paru chwilach dotarł na miejsce, w którym wydawało mu się, że usłyszał krzyk.

Krzyk usłyszał w miejscu, w którym zaczął biec, później mógł dotrzeć do miejsca, skąd krzyk dochodził.

 

które wychodziły z małego, ptasiego w kształcie ciała

Propozycja: “o ptasim kształcie”.

 

Nieproporcjonalnie duża w stosunku do reszty ciała przypominała trochę pysk jakiegoś psa.

 

a potwór co jakiś czas głośno kłapał paszczą, zamykając i otwierając ją raz po raz.

Na tym właśnie polega kłapanie, więc zrezygnowałbym z tej powtórzonej informacji ;)

 

Zauważyła rękawicę na jego lewej dłoni i powiedziała:

– Widzę, że jesteś alchemikiem. Możesz coś zrobić z tym stworzeniem?

Fullmetal Alchemist? :)

A tak poza tym, co komu przeszkadza ten stwór na dachu?

 

Kamil znów nacisnął kilka przycisków znajdujących się na rękawie jego rękawicy, po czym skierował ją w stronę potwora, który wciąż przechadzał się po dachu i w ogóle nie interesował się ludźmi na dole.

No właśnie, wydaje się kompletnie nieszkodliwy ;) Dlaczego kobieta krzyczała? Dlaczego Kamil go atakuje?

 

pomimo rany i mało aerodynamicznemu kształtowi,

Dopełniacz: “pomimo […] mało aerodynamicznego kształtu”.

 

 

Doszedł do granic swoich możliwości, nie był w stanie nauczyć się samemu nic więcej na temat inżynierii techno-magicznej. Przeczytał wszystkie dostępne książki na ten temat i skonstruował prototyp rękawicy alchemicznej. Żeby dalej rozwijać się w tej dziedzinie potrzebował nauczyciela. Dlatego wcześniej w tym roku wysłał do Pragi podanie o przyjęcie na uniwersytet. Nie spodziewał się po tym zbyt wiele. Było wielu chętnych, by studiować na wydziale inżynierii techno-magicznej, gdyż Uniwersytet Karola był najsławniejszą uczelnią na świecie, uczącą tej dziedziny, a także pierwszą uczelnią, która zaczęła ten przedmiot wykładać. Wielu twierdziło, że najlepsi alchemicy kształcili się właśnie w Pradze i dlatego było tak wielu kandydatów chcących się tam uczyć.

 

Trochę zgrzyta mi to uczenie, uczelnia i nauczyciel. Sporo tego. A już uczelnia, która uczy to lekka przesada ;)

 

Miał w swoim domu wspaniałą kolekcję książek z przed Rozdarcia i zaczytywał się w nich namiętnie.

“Sprzed”

Jak dla mnie samo “zaczytywanie się”, już świadczy o namiętności ;)

 

jak ważne dla przetrwania one są.

Propozycja: “jak ważne są one dla przetrwania”.

 

jego smoliście czarna broda zawsze [+była] dokładnie przystrzyżona.

 

Odczyty waszego taumatometru, jak zapewne wiecie, nie służą tylko temu, by wykryć zmianę w polu techno-taumaturgicznym. Przydają się także, by wykryć wcześniej obecność inno wymiarowej istoty. Większość niebezpiecznych stworzeń daje niewielki odczyt na taumatometrze, więc częste obserwowanie jego wskazań, może wam pomóc w wykryciu potencjalnego zagrożenia, zanim jeszcze je zobaczycie własnymi oczami.

Trochę tych wykryć jest ;) Powtarza się takę odczyt na taumatometrze.

 

Nic zatem dziwnego, że na Uniwersytecie Karola nauczano obydwóch tych dziedzin.

 

No siadaj rzesz!

Ta forma moim zdaniem jest błędna, zamieniłbym na coś w stylu: “siadajże”.

 

 

Na pewno chcesz ją przetestować.

– To prawda, chcę. – Baliński zastanowił się, czy naprawdę chce to robić. Włóczyć się po nocy i szukać potencjalnego niebezpieczeństwa. Brzmiało to jak całkowite szaleństwo. Ekscytacja, którą poczuł, gdy usłyszał o pomyśle kolegi, nie chciała go jednak opuścić. Tak, było to coś, co chciał zrobić, nawet jeśli to czyste wariactwo.

Chcenia nie brakuje ;)

 

 

Mieli spotkać się pod knajpą, ale skoro Dymitr przyszedł po Kamila do akademika, to nie było sensu tam iść, więc pomaszerowali prosto w stronę Mostu Karola.

 

Baliński spojrzał na odczyty mierników pola techno-taumaturgicznego

Ach, to te słynne odczyty taumatometru :)

 

Studenci wpatrywali się w tę całą schizofreniczną wymianę zdań z ustami rozdziawionymi ze zdumienia.

Hmmm… trochę kontrowersyjne, może usunąć i zostawić samą wymianę zdań? Schizofrenia to poważna choroba, ktoś może się poczuć urażony.

 

 

– Moglibyśmy również spróbować zaprowadzić go do bariery taumaturgicznej na moście. Myślę, że gdyby wszedł między dwa transformatory, coś mogłoby się wydarzyć.

– Co takiego?

– Jest tylko jeden sposób, by się dowiedzieć.

Słabo umotywowany pomysł, równie dobrze mogliby wysadzić w powietrze całe miasto, czy spowodować kolejne Rozdarcie ;) Dodałbym tutaj jakieś uzsaadnienie, np. coś o tym, że bariery zatrzymują energię taumaturgiczną, że są ustawione na absorbowanie wyjątkowo dużej ilości energii, itp.

 

Che mi sento di morir

Hej, Michale!

Pomysł świetny – wprowadzenie magii do naszego świata jako coś normalnego i naturalnego, bo sam uniwersytet jest w zasadzie zwyczajny, bez pompy i właściwie czegokolwiek nadnaturalnego. To mi się spodobało, ta wizja jakby świata z innego wymiaru. Niestety wykonanie psuje cały efekt :( Ciężko się czyta, jest chropowato. Widać, że pisanie nie przychodzi ci jeszcze łatwo, ale oczywiście jak będziesz ćwiczył będzie lepiej ;)

No więc nie wyniosłam przyjemności z tej lektury, ale doceniam pomysł. 

 

 

W miejscowości, z której pochodził Kamil (tak miał na imię młody mężczyzna)

Staraj się unikać pisania w nawiasach, bo źle to wygląda, jakbyś nie wiedział, jak inaczej podać informację. Szczególnie tego typu dopowiedzenie okropnie razi. Osobiście usunęłabym to, bo sądzę, że czytelnik będzie na tyle inteligentny, żeby zakumać, że chodzi o bohatera ;) 

 

Wytłumaczę ci[+,] jak tam dojść.

 

Dymitr wyprostował się i rozejrzał dyskretnie dookoła, żeby zobaczyć[+,] czy nikt nie podsłuchuje ich rozmowy.

 

Pozostali bywalcy knajpy zdawali się być zajęci rozmowami i alkoholem, nikt na nich nie patrzył. Gdy upewnił się, że nikt go nie usłyszy, Rosjanin zaczął ponownie mówić szeptem:

Proponuję albo usunąć “nikt na nich nie patrzył”, albo napisać “Gdy upewnił się, że nie są podsłuchiwani”…

 

– No dobrze, po jeszcze jednym!

Lepiej: “jeszcze po jednym!”

 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć!

Przeczytałem opko. Dosyć długie, ale wdzięczne w pewnym sensie. Lektura, choć nie pozbawiona zgrzytów dała mi sporo frajdy. Takie studenckie przygody w Pradze, tylko z odrobiną magii (i nie tylko) w tle. Mam wrażenie, że świat mocno nawiązuje do Arcanum: Of Steamworks and Magick Obscura (albo może do czegoś, na czym Arcanum wzorowano, a czego ja nie znam ;-) ): opozycja magii i technologii, renesans kolei parowej, ale ma swoje indywidualne cechy: alchemicy, potwory z innego wymiaru, Rozdarcie. Klasyczne, ale całkiem mi się spodobało.

Trochę zabrakło mi luzu i lekkości studenckiego bytu, oraz ogólnie dziewczyn (47k znaków przygód samych facetów, nie licząc pobocznej postaci w prologu, i to w Pradze, oj, przydałaby się im do komitywy jakaś Czeszka przykładowo)

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Poprawił palcem okulary, które zsunęły mu się z nosa i przyjrzał się pobliskim domom. Wyglądały całkiem nieźle, nie było widać żadnych oczywistych zniszczeń, ale część z nich sprawiała wrażenie nowych, więc pewnie niedawno zostały odbudowane.

W drugim zdaniu problem z podmiotem. Wygląda na to, że nowe są zniszczenia.

Ponadto często używasz słowa było w każdej możliwej odmianie. Za często.

Dałabym: Wyglądały całkiem nieźle, nie widział żadnych oczywistych zniszczeń, ale część budynków sprawiała wrażenie nowych, więc pewnie niedawno zostały odbudowane.

 

W końcu Praga była miastem, które z pośród wszystkich europejskich miast oberwała najsłabiej.

Spośród

miastem, które oberwało.

No i , jak zauważył już Basement powtarz się miasto.

 

Hmm, pomysł jest niezły, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Masz już poprawki przedpiśców, których do tej pory nie wprowadziłeś, w związku z tym nie wiem, czy jest sens robienia dalszej łapanki.

Jesteś tutaj nowy, więc podrzucam poradnik przetrwania na portalu. Dodatkowo zastanów się nad betowaniem tekstów. Wszystko na temat bety znajdziesz tutaj.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej

 

Zacznę od pewnych rzeczy, które przeszkadzały mi w czytaniu, do opinii przejdę później.

 

W końcu Praga była miastem, które z pośród wszystkich europejskich miast oberwała najsłabiej.

Ustrzegaj się takich konstrukcji: było miastem, które pośród miast… Ten zabieg czasem jest potrzebny, żeby coś podkreślić, ale trzeba go uzywać rozważnie.

 

W miejscowości, z której pochodził Kamil (tak miał na imię młody mężczyzna), widać było o wiele więcej zrujnowanych, opuszczonych domów.

I tutaj kolejna rzecz, ktorej nie lubię – nawiasy. Zawsze sprawiają wrażenie, że autor zapomniał czegoś dodać i w ostatniej chwili poratował się wepchnięciem tej informacji w nawias i ulokowaniem gdzieś w tekście.

 

Była ona masywna i wydawała się niezwykle ciężka, widać na niej było różne przyciski i wskaźniki, a także mnóstwo kabli, które łączyły palce rękawicy z dalszą jej częścią. Ogólnie rękawica ta wyglądała jak coś, czego mogliby używać astronauci NASA do naprawy jakiegoś elementu stacji kosmicznej i tu na ziemi wydawała się być całkowicie nie na miejscu.

Masz w tekście sporo powtórzeń. Czasem wrzucasz zaimki, których nie potrzebujesz, bo pewne informacje wynikają z tekstu. Coś, jakiegoś – sporo niedookreślonych rzeczy. Jakoś to mnie też uwiera.

 

Kamil znów nacisnął kilka przycisków znajdujących się na rękawie jego rękawicy,

Rękaw rękawicy? Dziwne, hmm…

 

– Dziękuję z pomoc. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ta paskuda wciąż się tu kręciła.

A co miałaby zrobić? Jakiś poczwar łaził jej po dachu, nie interesował się nią. Pewnie nic nie zrobiłaby, albo wezwałaby jakies słuzby do pozbycia się kreatury. Chcę przez to powiedzieć, że dialogi są mało naturalne.

 

– Ach tak. Pan Kamil. Myśleliśmy, że już się pan nie pojawi. Spóźnił się pan o tydzień, będzie pan miał trochę zaległości do nadrobienia.

No i znów mało naturalnie. Bo cieć z akademika niby informuje nowoprzybyłego, że ten będzie miał sporo zaleglości w nauce do nadrobienia? Nie kupuję tego.

 

Przez większość dnia Dimy nie było w ich pokoju w akademiku. Pewnie poszedł na randkę z jakąś dziewczyną. Gdy zbliżała się północ Rosjanin wmaszerował do pokoju i od progu zapytał:

– To co, jesteś gotowy na poszukiwanie niebezpiecznego potwora?

– Tak, jestem.

No to tak…. Umawiali się kilka dni wcześniej na spotkanie o północy pod knajpą. Mieszkają razem, więc to już jest dziwne. Ale skoro się juz tak umówili, to OK. A teraz piszesz, że Kamil sobie spokojnie czekał, aż Dima wlezie do ich pokoju w czwartek o północy, bo wcześniej gdzieś wybył?

 

Mieli spotkać się pod knajpą, ale skoro Dymitr przyszedł po Kamila do akademika, to nie było sensu tam iść, więc pomaszerowali prosto w stronę Mostu Karola.

Aha. Tutaj chcesz to wyjaśnić, ale robi się jeszcze dziwniej, bo wynika z tego, że Dymitr to rzadko bywa w tym akademiku i tak jakby specjalnie przyszedł po Kamila.

 

– Nie rozumiesz? Właśnie dlatego tego nie odkryli. Gdy ich rękawice pokazywały odczyt poza skalą, uznali pewnie, że to błąd urządzeń pomiarowych, tak samo jak ja przed chwilą i po prostu oddali rękawice do serwisu. Nikomu nie przyszło do głowy, że coś, a raczej w tym przypadku ktoś, może wydzielać taką niesamowitą energię taumaturgiczną.

Jeśli to była prawidłowość na którą natknęło się kilku alchemików, to powinni ogarnąć, że coś jest nie tak i nie jest to problem z rękawicą. Chyba, że państwowi alchemicy nie muszą raportować o uszkodzonym sprzęcie, od którego przecież zależy ich robota. To tak jakby policjant oddał broń do jakiegoś serwisu i nie poinformował o tym przełozonych, przez co nadal mógłby brać czynny udział w akcjach pomimo bycia pozbawionym broni. Nie kupuje tego również niestety.

 

A potem dziwny mężczyzna polazł na most Karola, do nie chronionych przez nikogo transformatorów magicznych, bo tak mu pwiedziała dwójka nieznajomych gości. Nie wiedział co się może stać, mógł nawet ponieść śmierć, ale poszedł jak baranek potulny. Zaś jacyś alchemicy i służby pojawili się dopiero po zakończonym spektaklu błysków. Nie jestem w stanie uwierzyć by urządzenie, dzięki któremu Praga jest w miare bezpieczna, było pozbawione ciągłej ochrony ze strony jakichkolwiek służb. I dziwne jest to, że koleś sam na to nie wpadł, idąc prosto w barierę dopiero po spotkaniu dwójki chłopaków.

 

Pomysł to Ty masz, z wykonaniem słabawo, ale pisz dalej a będzie lepiej. Podoba mi się idea rozdarcia i przedostania się magii do naszego świata – taki trochę Shadowrun Ci wyszedł, albo D&D Modern. Niestety przygoda dwóch chłopaków jest pełna dziur, obok których ciężko mi jest przejśc obojętnie. Fabuła, mówiąc łagodnie, momentami mocno się nie klei. Ćwicz jednak, pisz, wymyślaj, bo pomysł na świat jest OK, tylko jeszcze trochę umijętności Ci brakuje by go podać w dobrej formie.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Niezły pomysł na świat po Rozdarciu i obecność w nim magii, choć chyba nie do końca wykorzystany. Opisanie przygody dwóch studentów, którzy z marszu odkrywają to, nad czym od tygodni pracują państwowi alchemicy, uważam za mało wiarygodne. Podzielam też zastrzeżenia OuttySewera.

Brakło mi szerszego przedstawienia życia studenckiego – wzmianka, że jeden pilnie się uczy, drugi nieco swawoli, a obaj piją piwo to stanowczo za mało.

Pomysł, jak wspomniałam, miałeś całkiem fajny, ale cóż, udało Ci się zamordować go fatalnym wykonaniem. Bardzo źle czyta się tekst w którym jest sporo powtórzeń i różnych usterek, trafiają się niepoprawnie złożone zdania, panoszą się zaimkoza, byłoza i siękoza, że o źle zapisanych dialogach i nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę.

Masz przed sobą sporo pracy, ale mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

Nie wie­dział jak da­le­ko jesz­cze zo­sta­ło mu do cen­trum mia­sta… ―> Nie wie­dział, jak da­le­ko jesz­cze do cen­trum mia­sta

 

ubra­ny był w je­sien­ną kurt­kę i je­an­sy… ―> …ubra­ny był w je­sien­ną kurt­kę i dżinsy

Używamy pisowni spolszczonej.

 

Praga była mia­stem, które z po­śród wszyst­kich eu­ro­pej­skich miast obe­rwa­ła… ―> Powtórzenie.

Proponuję: Praga, spo­śród wszyst­kich eu­ro­pej­skich miast, obe­rwa­ła

 

W miej­sco­wo­ści, z któ­rej po­cho­dził Kamil (tak miał na imię młody męż­czy­zna) ―> Takie dopowiedzenie w nawiasie wygląda fatalnie. Powinieneś przedstawić Kamila wcześniej.

 

widać było o wiele wię­cej zruj­no­wa­nych, opusz­czo­nych domów. Nie­któ­re jej czę­ści były cał­ko­wi­tą, zu­peł­nie nie­za­miesz­ka­ną kupą gruzu. Tutaj sy­tu­acja wy­glą­da­ła zgoła ina­czej, wszyst­kie bu­dyn­ki zda­wa­ły się być w użyt­ku i były utrzy­my­wa­ne… ―> Lekka byłoza.

 

Była ona ma­syw­na i wy­da­wa­ła się nie­zwy­kle cięż­ka… ―> Zbędny zaimek.

 

czego mo­gli­by uży­wać astro­nau­ci NASA do na­pra­wy ja­kie­goś ele­men­tu sta­cji ko­smicz­nej i tu na ziemi wy­da­wa­ła się… ―> Piszesz o planecie, więc: …i tu na Ziemi wy­da­wa­ła się

 

Męż­czy­zna za­ło­żył tę rę­ka­wi­cę na lewą dłoń, a pal­ca­mi pra­wej dłoni nacisnął… ―> A może wystarczy: Męż­czy­zna za­ło­żył tę rę­ka­wi­cę na lewą dłoń, a pal­ca­mi prawej nacisnął

 

Męż­czy­zna spoj­rzał stro­nę, w którą wska­za­ła ko­bie­ta. ―> Dwa grzybki w barszczyku.

Wystarczy: Mężczyzna spojrzał w stronę, którą wskazała kobieta.

 

a po­twór co jakiś czas gło­śno kła­pał pasz­czą, za­my­ka­jąc i otwie­ra­jąc ją raz po raz. ―> To kłapał paszczą co jakiś czas, czy raz po raz?

 

za­sta­na­wiał się nad za­ło­że­niem tu gniaz­da. W cza­sie, gdy Kamil przy­glą­dał się stwo­ro­wi, ko­bie­ta uspo­ko­iła się nieco… ―> Lekka siękoza.

 

Przy­glą­dał się im, prze­chy­la­jąc swoją ogrom­ną głowę… ―> Zbędny zaimek – czy przechylałby cudzą głowę?

 

Męż­czy­zna zer­k­nął na jeden z czyt­ni­ków na swo­jej rę­ka­wi­cy. ―> Zbędny zaimek – czy była tam jeszcze inna rękawica?

 

i za­chwiał się na swo­ich cien­kich nóż­kach… ―> Zbędny zaimek.

 

ma­cha­jąc roz­pacz­li­wie swo­imi ma­ły­mi skrzy­dła­mi. ―> Zbędny zaimek.

 

W tym cza­sie młody przy­bysz zdjął rę­ka­wi­cę z dłoni i scho­wał ją do po­jem­ni­ka prze­wie­szo­ne­go przez jego lewe ramię. ―> Zbędne dookreślenie – czy mógł zdjąć rękawicę z innej części ciała.

Niepotrzebnie też nadmieniasz, że bohater jest młody, bo kilkakrotnie powiedziałeś to już wcześniej, a także to, na którym ramieniu nosi pojemnik.

 

Po­dzię­ko­wał jej, na co ona za­śmia­ła się i po­wie­dzia­ła, że to ona po­win­na dzię­ko­wać za pomoc w prze­go­nie­niu be­stii z dachu jej domu. ―> Nadmiar zaimków.

 

nic wię­cej na temat in­ży­nie­rii tech­no-ma­gicz­nej. Prze­czy­tał wszyst­kie do­stęp­ne książ­ki na ten temat… ―> Powtórzenie.

 

Było wielu chęt­nych, by stu­dio­wać na wy­dzia­le in­ży­nie­rii tech­no-ma­gicz­nej, gdyż Uni­wer­sy­tet Ka­ro­la był naj­sław­niej­szą uczel­nią na świe­cie, uczą­cą tej dzie­dzi­ny, a także pierw­szą uczel­nią, która za­czę­ła ten przed­miot wy­kła­dać. Wielu twier­dzi­ło, że naj­lep­si al­che­mi­cy kształ­ci­li się wła­śnie w Pra­dze dla­te­go było tak wielu kan­dy­da­tów chcą­cych się tam uczyć. Kamil nie ro­zu­miał czemu mie­li­by przy­jąć kogoś ta­kie­go jak on, kto nie ukoń­czył żad­nej szko­ły i był sa­mo­ukiem. Ja­kież było jego zdzi­wie­nie, gdy do­tarł do niego list z in­for­ma­cją, że zo­stał przy­ję­ty.

Do­sta­nie się do Pragi było wy­zwa­niem samym w sobie. W cza­sach po Roz­dar­ciu po­dró­żo­wa­nie po Eu­ro­pie było bar­dzo utrud­nio­ne. Oczy­wi­ście naj­lep­szym środ­kiem trans­por­tu po­zo­sta­wa­ła kolej – lo­ko­mo­ty­wy pa­ro­we rzad­ko się psuły, im star­sza była tech­no­lo­gia, tym mniej­sze było ry­zy­ko, że pole tau­ma­tur­gicz­ne ne­ga­tyw­nie na nią wpły­nie. Nie­ste­ty, mię­dzy miej­sco­wo­ścią Ka­mi­la a Pragą nie kur­so­wa­ły po­cią­gi i nie było mię­dzy… ―> Atak byłozy.

 

Cała droga za­ję­ła mu ja­kieś dwa ty­go­dnie. ―> Raczej: Cała podróż trwałą ja­kieś dwa ty­go­dnie. Lub: Był w drodze jakieś dwa tygodnie.

 

taka po­dróż za­ję­ła­by nie­ca­ły dzień. ―> …taka po­dróż trwałaby nie­ca­ły dzień.

 

Miał w swoim domu wspa­nia­łą ko­lek­cję ksią­żek z przed Roz­dar­cia… ―> Miał w domu wspa­nia­łą ko­lek­cję ksią­żek sprzed Roz­dar­cia

 

Na por­tier­ni sie­dział star­szy… ―> W por­tier­ni sie­dział star­szy

 

wtedy męż­czy­zna pod­niósł na niego wzrok. ―> Zbędny zaimek.

 

na­zy­wam się Kamil Ba­liń­ski i mam tu za­miesz­kać.

Por­tier po­pra­wił oku­la­ry i przyj­rzał się mu uważ­nie, a po chwi­li mil­cze­nia ode­zwał się:

– Ach tak. Pan Kamil. My­śle­li­śmy, że już się pan nie po­ja­wi. Spóź­nił się pan o ty­dzień, bę­dzie pan miał tro­chę za­le­gło­ści do nad­ro­bie­nia.

Męż­czy­zna od­wró­cił się i się­gnął… ―> Siękoza.

Co portiera obchodzą zaległości studenta. Zastanawiam się też, dlaczego używa liczby mnogiej?

 

Za­wsze przy­cho­dził w swoim służ­bo­wym mun­du­rze na wy­kła­dy, za­wsze nie­na­gan­nie ubra­ny i ucze­sa­ny, jego smo­li­ście czar­na broda za­wsze do­kład­nie przy­strzy­żo­na. ―> Zbędny zaimek – czy chodziłby w cudzym mundurze. Powtórzenia.

 

i kon­ty­nu­ował swą prze­mo­wę: ―> Zbędny zaimek.

Czy to na pewno była przemowa, czy może raczej wykład?

 

obec­ność inno wy­mia­ro­wej isto­ty. ―> …obec­ność innowy­mia­ro­wej isto­ty.

 

Kamil obej­rzał się i zo­ba­czył swo­je­go współ­lo­ka­to­ra z aka­de­mi­ka… ―> Dlaczego nazwisko Rosjanina brzmi Malkov, a nie Malkow?

Wiadomo, gdzie Kamil mieszka, więc wystarczy: Kamil obej­rzał się i zo­ba­czył współ­lo­ka­to­ra, Dymitra Malkowa

 

co było tro­chę dziw­ne, bo byli prak­tycz­nie swo­imi prze­ci­wień­stwa­mi. Mal­kov był wiecz­nie en­tu­zja­stycz­ny i ra­do­sny, za­cho­wy­wał się gło­śno i z ła­two­ścią zdo­by­wał sobie sym­pa­tię in­nych. Ba­liń­ski za to był cichy i nie­śmia­ły, w związ­ku czym jego współ­lo­ka­tor z aka­de­mi­ka, był je­dy­nym… ―> Byłoza.

 

Kamil i Dy­mitr sie­dzie­li w swo­jej ulu­bio­nej knaj­pie… ―> Zbędny zaimek.

 

– Wy­pra­szam sobie! – Żach­nął się Ba­liń­ski. ―> – Wy­pra­szam sobie! – żach­nął się Ba­liń­ski.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Dy­mitr dopił do końca swoje piwo… ―> Zbędny zaimek – czy piłby czyjeś piwo?

 

Kamil rów­nież dopił swoje piwo… ―> Jak wyżej.

 

W cza­sie swo­je­go trzy­mie­sięcz­ne­go po­by­tu w tym mie­ście… ―> Jak wyżej.

 

tylko sły­szał o nich opo­wie­ści. ―> …tylko sły­szał opowieści o nich.

 

– Więc spo­tkaj­my się jutro w nocy, po­wiedz­my… o pół­no­cy i… ―> Skoro mieszkali razem i widywali się codziennie, dlaczego umawiali się spotkanie?

 

– No do­brze, po jesz­cze jed­nym! ―> – No do­brze, jeszcze po jed­nym!

 

Więk­szość stu­den­tów kon­stru­owa­ła ją do­pie­ro pod ko­niec trze­cie­go se­me­stru.

Przez więk­szość dnia… ―> Powtórzenie.

 

i za­bra­li się za na­rzu­co­ne sobie za­da­nie z za­pa­łem. ―> …i z zapałem za­bra­li się do narzuconego sobie za­da­nie.

 

Dwie go­dzi­ny póź­niej, po bez­ce­lo­wym włó­cze­niu się… ―> Dlaczego bezcelowym, skoro mieli jasno wytknięty cel?

A może miało być: Dwie go­dzi­ny póź­niej, po bezskutecznym włó­cze­niu się

 

rę­ka­wi­ca Ka­mi­la wy­da­ła z sie­bie ciche pik­nię­cie. ―> Zbędny zaimek.

 

więc wró­ci­li z po­wro­tem. ―> Masło maślane – wrócić to znaleźć się z powrotem w tym samym miejscu,

Wystarczy: …więc wrócili.

 

ktoś umie­ścił w tym miej­scu ba­rie­rę… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

cięż­ko było za­uwa­żyć… ―> …trudno było za­uwa­żyć

 

– Nie zbli­żaj się do niego!!! – Kamil wy­darł się na cały głos. Dy­mitr za­trzy­mał się w pół kroku i obej­rzał, by spoj­rzeć na przy­ja­cie­la. Al­che­mik wpa­try­wał się w… ―> Siękoza.

 

Al­che­mik wpa­try­wał się w swoją rę­ka­wi­cę… ―> Zbędny zaimek.

 

ab­so­lut­ne­go prze­ra­że­nia na twa­rzy. Ro­sja­nin jesz­cze nigdy nie wi­dział swo­je­go współ­lo­ka­to­ra tak prze­ra­żo­ne­go. ―> Powtórzenie. Zbędny zaimek.

 

miejsce, w któ­rym stał jego ko­le­ga. ―> Zbędny zaimek.

 

„ Prze­pra­szam panie pań­stwo­wy al­che­mi­ku… ―> Zbędna spacja po otworzeniu cudzysłowu.

 

Po­stą­pi­li o kila kro­ków do tył… ―> Tu chyba miało być: Po­stą­pi­li kilka kro­ków do tyłu

 

Po­cząt­ko­wo nic się nie dzia­ło. Męż­czy­zna od­wró­cił się w ich stro­nę i roz­ło­żył ręce w ge­ście bez­rad­no­ści. Wtem kil­ka­na­ście bły­ska­wic prze­sko­czy­ło mię­dzy nim a trans­for­ma­to­ra­mi ma­gicz­ny­mi. Po­wie­trze do­oko­ła mostu za­czę­ło wi­bro­wać i dało się sły­szeć ciche dzwo­nie­nie, po­dob­ne do tego, które cza­sem sły­sza­ło się w uszach. Męż­czy­zna za­czął się trząść jakby do­stał go­rącz­ki i wpadł w de­li­rium. Jego syl­wet­ka i twarz roz­ma­za­ły się jesz­cze… ―> Siękoza.

 

– … się dzie­je! Prze… ―> Zbędna spacja po wielokropku.

 

uno­si­ła się w od­de­chu, ale miał za­mknię­te oczy i był nie­przy­tom­ny. Gdy dwaj przy­ja­cie­le po­chy­la­li się nad śpią­cym męż­czy­zną, znie­nac­ka do­oko­ła nich za­ro­iło się od in­nych ludzi. Usły­sze­li tupot wielu butów na bruku i po chwi­li usły­sze­li za sobą:

– Stać! Nie ru­szać się.

Od­wró­ci­li się w tamtą… ―> Siękoza. Powyótzenie.

 

Od­wró­ci­li się w tamtą stro­nę i zo­ba­czy­li, że są oto­cze­ni przez tłu­mek pań­stwo­wych al­che­mi­ków. W ich stro­nę zmie­rzał… ―> Jak wyżej.

 

Wy­kła­dow­ca przy­wo­łał do sie­bie swo­ich stu­den­tów. ―> Zbędne zaimki.

 

po­pa­trzył na nich swo­imi sta­ry­mi mą­dry­mi ocza­mi. ―> Zbędny zaimek.

 

włó­czą­cy się po Pra­dze, nie­wia­do­mo jak długo? ―> …włó­czą­cy się po Pra­dze, nie­ wia­do­mo jak długo?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Jest tu jakiś pomysł, ale został skrzywdzony wykonaniem i niedopracowanymi szczegółami.

Nie przemówiło do mnie rozwiązanie zaproponowane przez studentów. Ot, jeden rzucił pierwsze, co mu przyszło do głowy, a to zadziałało. Dziwne. Równie dobrze mogli oblać faceta benzyną i podpalić, strzelić magią z rękawicy, zaprowadzić do psychiatry…

Mnie też wydaje się dziwne, że zawodowcy nie zwrócili uwagi na odczyty poza normą. Jedna zepsuta rękawica może się zdarzyć, ale nie każda w zasięgu. Pojedynczo chodzili?

Interpunkcja kuleje, zapis dialogów do remontu i inne grzeszki.

No siadaj rzesz!

Żeż.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka