- Opowiadanie: BosmanMat - Grobowiec ostatniego z Asów

Grobowiec ostatniego z Asów

Dzieliłem się już opowiadaniem, któremu się nie udało, teraz chciałbym podzielić się takim, któremu się powiodło. To opowiadanie wygrało konkurs “Płock – miasto pełne tajemnic”, w związku z czym ukazało się w t. VIII “Fantazji Zielonogórskich”. Opowiadanie pochodzi więc sprzed dwóch lat.

 

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Grobowiec ostatniego z Asów

 Spał. Pokonany, upokorzony, zhańbiony. W rozjątrzoną ranę po włóczni, która ziała w jego klatce piersiowej, wbito długi nóż, przygważdżając go do ziemi. Zlano go przemienioną, uwłaczającą bogom, bluźnierczą wodą, nad jego grobowcem spalono na stosach dwunastu jego żerców, a na koniec zakopano jego ciało, pozostawiając je na pożarcie obrzydliwemu robactwu, sługom podziemi.

Lecz nie udało im się go zabić.

Przez sen czuł ciężar przygniatającej go ziemi i kamieni, jego jaźń zrastała się i rozsypywała na kawałki pod wpływem dawno wygłoszonych inkantacji i zaklętych w kamieniu znaków, nieustannie odnawianych kolejnymi hołdami wiary. Lecz pomimo to wciąż śnił, koszmar nie przestawał przewijać się przed obliczem jego jestestwa.

 

Kolejna burza trwała już ponad dwie godziny. Pioruny raz po raz biły w Międzytorze, a silny wiatr zrywał konary z drzew i miotał po ulicach rozmaitymi przedmiotami. W bloku z wielkiej płyty panował jednak spokój i delikatny półmrok spowodowany uderzeniem błyskawicy w transformator, a rozświetlany intensywnie tylko przez kolejne rozbłyski wyładowań i latarki.

Po klatce schodowej wspięła się młoda kobieta w dobrze dopasowanej garsonce.

– Porucznik Anna Lis-Kowalewska, ABW – przedstawiła się zwięźle funkcjonariuszowi stojącemu w drzwiach, przy okazji machając legitymacją. – Mój partner, kapitan Cologna z Congregatio pro Doctrina Fidei.

– Dzień dobry pani porucznik – odparł. – Pan inspektor właśnie bada miejsce zbrodni – dodał usuwając się z wejścia.

– Czyli nie uprzedzono was o naszym przyjeździe? – zapytała ironicznie.

Wnętrze było typowym, lekko zagraconym mieszkaniem. Tylko smród krwi i śmierci nie pasował do starej, drewnianej boazerii na ścianach, która skutecznie budowała swojską, ciepłą atmosferę. Zwróciła uwagę, że nad każdymi drzwiami wisiał krzyż.

Inspektor czekał w pokoju, wpatrzony w telefon.

– Dzień dobry – powiedziała zbyt głośno, zdradzając podenerowanie.

– Witam – odparł. – Więc przyjechaliście zabrać nam tak proste śledztwo? – zaczął bez ogródek.

– Nasz departament rzadko przejmuje śledztwa – odparła.

– Ciekawe, a można spytać z czego to wynika?

– Nie – odpowiedział konkretnie kapitan Cologna. – Czemu sądzicie, że to prosta sprawa?

– A pan to kto? – spytał inspektor.

– Kapitan Joachim Cologna, z wymiany funkcjonariuszy ze Szwajcarią – odpowiedziała porucznik, rzucając partnerowi wymowne spojrzenie. – Do rzeczy, kolega zadał istotne pytanie.

– Rodzina z niebieską kartą, sąsiedzi nie raz i nie dwa wzywali policję, poza tym żonę zastaliśmy siedzącą całą w krwi ofiary na podłodze w kuchni. – Westchnął. – Zwyczajnie puściły jej nerwy, i ja jestem daleki od winienia jej.

– Z operacyjnego punktu widzenia, sprawa wygląda na jasną – rzekła zamyślona – ale nasz departament ma specyficzny zakres zainteresowań. Proszę zostawić nas na jakieś pół godziny, rozejrzymy się na wszelki wypadek i zawiadomimy pana o naszych ustaleniach.

– Dlaczego…

– Obawiam się, że nie będę mogła udzielić odpowiedzi na pańskie pytania, ale w sprawie morderstwa raczej nie będziemy przejmować tu śledztwa, prawda? – spytała partnera.

– Raczej nie.

– Dobrze więc… – zaczął.

– Do widzenia – skończyła za niego, i nie czekając aż wyjdzie wyjęła akta z teczki.

– Do widzenia – odpowiedział inspektor.

Zostali sami. Weszła do kuchni i przyjrzała się miejscu zbrodni. Technicy dość skrupulatnie sprawdzili i pozbierali dowody, chociaż nie było ich potrzeba wiele. Na zdjęciach ciało leżało na blacie kuchennym. Przyczyną śmierci były wielokrotne rany kłute klatki piersiowej. Ciało było obrzydliwie zmasakrowane.

– Niby wszystko się zgadza – powiedział jakby do siebie Joachim. – Przejrzałem resztę pomieszczeń, wszystko zgodnie z raportem. Nic co mogłoby zainteresować śledczych.

– Kobieta przed pięćdziesiątką zabija męża – powiedziała.

– Tak jak powiedział inspektor, należało mu się – odparł. – Takie rzeczy się zdarzają.

– Wiem, ale zobacz zdjęcia ciała i raport z sekcji. – Podała mu dokumenty. – Facet wygląda, jakby go rozszarpał niedźwiedź, złamana ręka, popękane żebra, strzaskany mostek, uszkodzona kość skroniowa… – zaczęła wymieniać.

– Wszystko na klatce piersiowej można przypisać pchnięciom, a w przedramię i skroń, pewnie dostał tłuczkiem. – Zamyślił się. – To by nawet pasowało, jakby nie dostał najpierw w łeb, to później by się bronił.

– Niby tak, ale dostał tak mocno, że stracił przytomność, ale nie dość, żeby go zabić – rozejrzała się bezradnie. – Nie wiem, a w pokojach było coś, co mogło nas zainteresować?

– Byli religijni – powiedział. – Na regale jest stos starych numerów Gościa Niedzielnego, na ścianach pełno krucyfiksów i świętych obrazków. Mieli nawet całkiem niezłą kolekcję wydań Pisma Świętego, naliczyłem trzy różne przekłady. Tylko, że to nic nie zmienia, ludzie to ludzie, w każdej większej grupie trafi się świnia.

Wyjęła z teczki różdżkę w formie hebanowej kuli zawieszonej na srebrnym łańcuszku i ujęła ją wprawnie, lekko nienaturalnie wyginając przy tym dłoń. Kula zawisła nieruchomo.

– Dziwne, odpraw tu to swoje kuglarstwo – powiedziała. – Dla spokoju sumienia i poczucia dobrze wypełnionego obowiązku.

– Skoro tu przyjechałem, to i tak zamierzałem to zrobić – uśmiechnął się do niej. – Poczekaj na korytarzu.

– Wiem, jak zawsze, chociaż mnie to wkurza – westchnęła.

– Wierz mi, są rzeczy, których wolałabyś nie zobaczyć – odpowiedział zupełnie poważnie.

 

Śnił. Pędził w czarnym niczym sam Noc rydwanie po ugwieżdżonym niebie. W prawej dłoni trzymał włócznię Os, której drzewce wykonano ze spadłej gałęzi samego Drzewa Istnienia, przy lewym boku miał młot Est, którego rękojeść wykonano z kości największego z olbrzymów, a obuch z kamienia wydobytego z samych podstaw Góry Kosmicznej. Jadąc ciskał gromy, a marni śmiertelnicy kulili się ze strachu na ziemi.

Śmiał się, uradowany pędem i strachem który budził. Gnał, by wziąć udział w wyścigu wokół kurhanu swojego, właśnie pochowanego, sługi. Spieszył się, by włączyć go do swojego orszaku.

Śnił.

 

– Wejdź – krzyknął w końcu.

Gdy weszła do kuchni, akurat wymiotował do zlewu.

– Chryste, co ci się stało – spytała zaniepokojona.

– Dzięki niemu, chyba nic poważnego. Pomóż mi zdjąć koszulę – powiedział.

Ciało wokół wielu tatuaży pokrywały bąble i czerwone wybroczyny, wydawał się rozpalony.

– Nie wiem co to było – uprzedził jej pytania. – Po części widziałem jakieś senne bzdury, a po części jakiś neogotycki budynek, torowisko, kościół i jakieś domy. Wszystko pozbawione sensu.

– Czyli…

– Tak, zdecydowanie coś tu jest nie w porządku – znowu ją uprzedził. – Masz numer do tego inspektora?

– Mam, a co?

– Zadzwoń, i zapytaj czy nie mieli tu ostatnio jakichś zgonów księży, ministrantów czy innych – usiadł z wysiłkiem. – Niewiele wiem, ale jestem pewien, że to coś nie lubi sług Bożych.

Kiedy wyszła zadzwonić, postanowił upewnić się, czy aby na pewno nie ma już niczego w żołądku. Czuł się jak na ciężkim kacu, nawet kręciło mu się w głowie. Po chwili jego partnerka wróciła.

– Nie zgadniesz – powiedziała. – Dziś rano zgłosili samobójstwo głowy kościoła mariawitów. Odstrzelił sobie głowę strzelbą myśliwską.

– Cholera…

 

Dotarcie do katedry mariawitów przez nieduże miasto zajęło im nadspodziewanie dużo czasu. Częste i intensywne ulewy, które towarzyszyły gwałtownym burzom, przeciążyły system kanalizacyjny. Wiele ulic było zalanych, a wiele innych zablokowanych zerwanymi konarami, lub całymi, powalonymi drzewami.

Joachim od razu rozpoznał elegancką, wypełnioną gotyckimi detalami bryłę budynku. Na miejscu działali już policyjni technicy, a klasztor był obstawiony przez funkcjonariuszy. Inspektor też tam był, lecz pomimo obiekcji wpuścił ich na miejsce zbrodni.

Całe zdarzenie rozegrało się w jednym z najbardziej niedocenianych i niedostępnych zabytków Płocka. Widok był ironicznie irracjonalny, na uroczym perystylu, otoczonym neogotyckimi krużgankami, pod dorodnym cisem siedział mężczyzna, a właściwie jego ciało. Myśliwska dubeltówka kryła się w trawie, pomiędzy jego nogami.

Technicy i policja pracowali jeszcze długie godziny. Joachim przygryzając wargę patrzył na krzątające się po dziedzińcu postacie w białych kombinezonach.

– Chcesz jeszcze raz to zrobić? – spytała.

– Nie, nie chcę – odpowiedział – ale mam przeczucie, że te sprawy coś łączy, a inaczej się nie upewnię.

– Będę w korytarzu, postaram się, żeby nikt ci nie przeszkadzał.

– Nie – odparł nieco zbyt nerwowo. – Tym razem musisz zostać, to coś… – przełknął ślinę.

– Co mam robić? – spytała rzeczowo.

– Wyciągnąć mnie z wody, jeżeli coś będzie szło nie tak – powiedział już spokojnym tonem. – A jeżeli będzie potrzeba pomocy, traktuj mnie jak katatonika. Jeżeli bym coś mówił, zapamiętaj to.

– Teraz? – spytała retorycznie. – Nawet nie zbliżymy się do miejsca.

– Tu nie chodzi o stanie nad ciałem, jesteśmy dość blisko, cały ten dziedziniec zdążył już przesiąknąć tym wydarzeniem.

Oparł się o jeden z filarów i wyjął niewielki plastikowy pojemnik z wodą, do którego włożył rękę. Nad katedrą zebrały się czarne chmury.

 

Stał na wzgórzu, a u jego stóp wiła się szeroko rozlana wstęga potężnej rzeki. Pioruny raz po raz biły w jej powierzchnię. Czuł złość, z trudnością, jakby przez mgłę przypominał sobie dawną potęgę. Był wściekły, a jego złość nie mogła znaleźć ujścia. Śnił sen o pradawnych bojach i legendarnych, dawno zapomnianych czynach.

Lecz tak jak człowiek, który zawisł pomiędzy jawą a snem przeczuwał także istnienie realnego świata, miał wrażenie, że wszystko jest inaczej, niż być powinno. Inaczej niż nakazał. Sen się zmienił. Szeroką, uregulowaną rzekę spinał teraz stalowy most. I wtedy, na krótką chwilę ktoś wejrzał w jego świat. Tym razem był gotowy.

 

Leżał na posadzce krużganka, nad sobą widział jaskrawy uniform paramedyka, a kątem oka bijące w miasto pioruny. Mundurowy policjant klęczał trzymając między nogami jego głowę, drugi przygniatał jego nogi. Pojemnik gdzieś zniknął. Zanim stracił przytomność, zdążył zwymiotować.

 

W szpitalu spędził trzy dni, choć badania nie wykazały poważnych nieprawidłowości. Dzięki interwencji departamentu I omdlenie zinterpretowano jako atak niezdiagnozowanej padaczki, a oparzenia wyjaśniono lekkim porażeniem elektrycznym. Lekarze nalegali na obserwację oraz zwolnienie lekarskie, jednak szerokie wpływy ABW pomogły rozwiązać także ten problem. Siedział teraz w swoim pokoju na Płockim zamku i patrzył na mapę, na którą naniesiono osiem punktów, połączonych następnie liniami.

– Więc kiedy omdlałeś, poszłam dalej twoim tropem – kontynuowała Anna.– Przegrzebałam archiwa i przycisnęłam tego inspektora. Dotarłam do kolejnych sześciu podejrzanych zgonów. Za wzorzec przyjęłam religijność…

– Sprecyzowałaś wyznanie? – spytał.

– Nie – odparła. – Mariawici są ekskomunikowani, więc założyłam, że wystarczy, żeby ofiary były chrześcijanami. Był wikary, który rzucił się pod pociąg przy Jachowicza, był…

– Oszczędź mi szczegółów – wtrącił. – Przeczytam akta.

– Coś wspólnego? Poza zainteresowaniami metafizycznymi?

– Wszystkie zgony były bardzo brutalne, poprzez co w większości z nich praktycznie nie zostało krwi. Ten wikary dla przykładu, uderzył w czoło pociągu głową, a ciało zawisło na linii trakcyjnej, wykapał się praktycznie do zera, zanim go ściągnęli.

Joachim pokiwał głową.

– Później podjęłam standardową procedurę, wyniki na mapę, narysowałam parę kresek, i widzisz.

– Widzę, elegancki, choć niepełny pentagram, niech zgadnę, to ramię wskazuje Rzym, tak?

– Tak – zawahała się. – Joachim, nieźle dostałeś w kość, na pewno dasz radę?

– Nie martw się o mnie, nic mi nie jest – odparł kategorycznie. – Co powiedział nuncjusz?

– Mnie nic – westchnęła. – Dopiero dzień później zadzwonili, że wiedzą co może być przyczyną, przesłali kilka dokumentów i poinformowali, że sprawę na podstawie umowy międzyresortowej przejmuje twoja instytucja.

– Nic dziwnego – spojrzał w okno. – Co teraz?

– Mamy wziąć udział w ekshumacji. Ściągnęli do tego celu pluton gwardii szwajcarskiej.

– Mają przeszkolenie i doświadczenie.

– Widziałam ich, przygotowali się jak na Afganistan – skomentowała.

– Wiele z ich doświadczeń, to przykre doświadczenia.

– Ciekawe, czemu nas w to dalej wciągają.

– Chcą, żebyś rzucił na to okiem, a ja mam mieć oku ciebie.

 

Pochówek bóstwa. Nie mógł uwierzyć, że ktoś zbudował miasto wokół czegoś takiego, a teraz mieli sprawdzić, czy grzecznie śpi, tak jak powinien.

Wnętrze katedry zabezpieczono workami z piaskiem, które sięgały prawie pod samo sklepienie, co wraz z licznymi, obwieszonymi sprzętem gwardzistami całkowicie rujnowało poczucie sacrum. Zdjęto już płyty z posadzki w centralnej części transeptu, a technicy zaczęli zdejmować kolejne warstwy ziemi.

Proboszcz początkowo czynił obiekcje, pomimo odpowiednich dokumentów, jednak krótka wzminka o formacji, do której należał Cologna, szybko pozbawiła go animuszu. Dalej domagał się tylko obecności przy pracach. Zdejmowanie kolejnych warstw szło powoli, pomimo że zanim natrafiono na wielobarwny bruk znaleziono jedynie kilka krucyfiksów, które zostały zakopane w skórzanym worku i ślady dwunastu pochówków ciałopalnych, które układały się w okrąg. Sam bruk przedstawiał schematyczny krzyż, który ułożono z białych kamieni i ciąg liter.

 

Spał. Sen morzył jego świadomość i otumaniał zmysły, jednak niejasno czuł jakby zdjęto mu z pleców ciężar. Czuł się jakby mógł zaczerpnąć dech pełną piersią, różnica była jak pomiędzy ciężkim dusznym powietrzem zwiastującym burzę, a lekkim i świeżym tuż po przejściu nawałnicy. Odetchnął, i wtedy go poczuł. Słaba istotka nie mogąca odnaleźć się w okrutnym świecie. Czuł, że jest blisko, czuł jego żal, zazdrość i rozgoryczenie.

Gdyby nie nałożone nań zaklęcia – uśmiechnąłby się, ponieważ czuł, że odmiana Losu jest blisko.

 

PAX VRSNSMV SMQLIVB

Vade Retro Satana, Numquam Suade Mihi Vana. Sunt Mala Quae Libas, Ipse Venena Bibas – powiedział Joachim. – Krzyż świętego Benedykta, rzadko spotyka się go w takiej formie.

– Egzorcyzm? – spytała Anna.

– Obecnie tak, w XII wieku symbol chroniący przed czarami i demonami – odpowiedział. – Dość mocne zabezpieczenie. Naprawdę obawiali się, że może się wydostać.

– Czy powinniśmy… – zaczęła.

– Teraz to bez znaczenia – przerwał jej. – Zdjęliśmy pierwsze warstwy, zapewne były tam zabezpieczenia, których nie będziemy umieli lub mogli odtworzyć, a ci, którzy go tu zakopali, byli chyba przekonani, że sam symbol nie wystarczy.

– To co jest tu pogrzebane, powinno pozostać pogrzebanym – powiedział ponuro proboszcz, odrywając wzrok od różańca. – Niepotrzebnie mącicie spokój tego miejsca.

Po sporządzeniu dokumentacji zaordynowano zdjęcie bruku. Od tego momentu w wykop nieustannie celowały lufy kilku gwardzistów. Już po wyjęciu pierwszego kamienia po wnętrzu rozszedł się zapach ozonu, mięty i tataraku. Usunięcie kamieni i znajdującej się pod nimi warstwy piasku zajęło kilka godzin. Pod nią znajdowała się kamienna skrzynia, na której pozostały ślady dawno zatartych malowideł.

Po jej otwarciu ich oczom ukazał się pochówek. Mężczyzna leżał twarzą do dołu, a w jego plecy wbito długi nóż, który zerodował w ciągu ostatniego tysiąclecia. Po jego prawej stronie leżała włócznia, a po lewej kamienny młot z kościaną rękojeścią. Ani ciało, ani leżąca obok niego broń nie nosiły śladów upływu czasu. Zwłoki wyglądały jak złożone do grobu wczoraj i wydzielały silną, odurzającą woń mieszanki ziół i ozonu.

 

Resztki snu rozwiewały się z jego jaźni. Jego świadomość, stłamszona po tysiącleciu niewoli, powoli zaczynała ośmielać się na pełne, rzeczywiste myśli. Nieco niechcący, jak człowiek w malignie, spróbował uderzyć swą mocą przed siebie, ku powierzchni. Jedynie rozjątrzona rana w piersi, jedynie przeklęte żelazo przybijające go do ziemi.

Lecz czuł go, był blisko, na wyciągnięcie ręki, samotny, zdesperowany, zrozpaczony, idealny.

 

Następnie wiele rzeczy wydarzyło się niemal jednocześnie. W katedralną dzwonnicę uderzył piorun, który spowodował ogłuszający huk, na co niemal wszyscy znajdujący się w kościele przyklękli zatykając rękoma bolące uszy. Spomiędzy wielu palców sączyła się krew. Jeden z techników wskoczył do grobowca i wyrwał tkwiący w piersi denata nóż i nienaturalnie szybkim ruchem wbił go sobie w podbródek. Jego krew zbryzgała wnętrze kamiennej skrzyni, a leżący ukląkł, ujął w dłoń młot i wstał.

– Attenzione! – krzyknął jeden z gwardzistów, przekrzykując wysoki pisk, który brzmiał w jego własnych uszach. Inny, nie czekając na rozwój wydarzeń, od razu otworzył ogień. Postać jedynie wyciągnęła dłoń, a seria pocisków odbiła się przed nim jak od tarczy.

Zaśmiał się i wyskoczył z wykopu od razu uderzając w żołnierza. Kevlarowy hełm pękł na pół jak skorupka jajka. Pioruny biły teraz jeden za drugim w samą bazylikę oraz w jej okolice. Płomienie, wyraźnie widoczne w północnych oknach, lizały stare mury. Najprawdopodobniej zajął się park na wzgórzu Tumskim.

Piorun kulisty wpadł przez uchylone okno i poraził większość z uzbrojonych gwardzistów. Pozostali usiłowali strzelać, lecz kule albo chybiały, albo były wychwytywane przez istotę niewidzialną tarczą. Proboszcz modlił się głośno, klęcząc w głównej nawie, uciszył go dopiero jakiś rykoszet. Właśnie powstały człowiek szerokimi zamachami powalał kolejnych przeciwników.

Kierował się do głównych drzwi. Anna zastąpiła mu drogę, stając obok ciała proboszcza, i strzelając w roześmianego przeciwnika. Nie mogła chybić. Strzelała praktycznie z przyłożenia. Ręce drżały jej nerwowo. Nie uderzył młotem, posłał jej tylko nonszalancki policzek, który cisnął nią aż pod chór.

W tym czasie Joachim wskoczył do wykopu i podniósł zapomnianą włócznię. Postać obróciła się twarzą do niego i stanęła na krawędzi wykopu patrząc na śmiałka z góry. Tymczasem za jego plecami Anna uniosła się na łokciu i celując w amoku bólu i strachu zaczęła naciskać spust. Wystrzał zabrzmiał trzy razy, później rozbrzmiewały tylko puste uderzenie iglicy o spłonkę, ale jedna z kul trafiła w obrócony do niej tyłem cel. Pioruny biły raz po raz.

Mężczyzna zachwiał się uderzony z dużą siłą, a Joachim silnym ciosem wbił mu w pierś włócznię. Jedynie szczęśliwym zrządzeniem losu grot ominął mostek i żebra wbijając się dokładnie w serce. Kolos upadł na kolana chwytając oburącz za drzewce, młot ciężko upadł na posadzkę, niszcząc jedną z granitowych płyt. Krzyk który wydał spowodował, że szyby posypały się na kawałki, a obecni w katedrze ludzie, którzy jeszcze byli przytomni, zaczęli zatykać uszy rękoma.

Tylko Joachim zachował zimną krew i z trudem wygramolił się z wykopu. Stanął nad klęczącym i wrzeszczącym rannym i z wysiłkiem podniósł młot. Nie miał dość sił, by zadać pełny cios, jedynie z trudem uniósł ciężki obuch nad głowę i opuścił. Uderzenie strzaskało kość czołową i zmiażdżyło kręgi szyjne, a olbrzymi mąż upadł na posadzkę. Joachim jednak wciąż, powoli, lecz miarowo podnosił kamienny młot nad głowę i spuszczał na ciało pokonanego wroga.

Przestał dopiero, gdy obezwładnił go przybyły na miejsce policjant.

 

Zimna, sterylna biel szpitalnego sufitu raziła oczy. Pasy zabrzęczały metalicznie, gdy spróbowała odgarnąć kosmyk włosów z twarzy.

– Kwestie bezpieczeństwa – powiedział człowiek w garniturze, który stał przy łóżku. – Standardowa procedura, nie mamy pewności co do tego, jakie dla uczestników mogą być długofalowe skutki zajść w katedrze.

Nie odpowiedziała, po części dlatego, że migrena rozsadzała jej głowę, po części dlatego, że jeszcze nie do końca wiedziała co się dzieje.

– Gdy upewnimy się co do stanu pani zdrowia fizycznego i psychicznego, będzie pani wolna – kontynuował. – Pani departament wyczekuje pani powrotu, trzeba przyznać, że cała ta historia zrobiła wrażenie na pani przełożonych.

– Kim pan jest? – spytała w końcu.

– Reprezentuję komisję, która bada wszystkie zajścia, które doprowadziły do wydarzeń z zeszłego miesiąca – odpowiedział.

– Zeszłego miesiąca? – spytała słabym głosem.

– Najpierw przez długi czas była pani utrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej, a podczas pierwszych przebudzeń pani stan nie pozwalał na przesłuchania.

Przytrzymujące jej nadgarstki pasy zadzwoniły ostro, gdy gwałtownie spróbowała usiąść.

– Co z… – zaczęła.

– Sytuacja, w dużej mierze dzięki pani, została opanowana – powiedział beznamiętnie. – Obiekt nie stanowi już zagrożenia.

– Zlikwidowaliście go?

– Nie mogę udzielić pani odpowiedzi na to pytanie – powiedział spokojnie. – W zasadzie, to jestem tutaj, aby zadać pani kilka pytań.

Westchnęła opadając na poduszkę.

 

Spał. Spał snem chorego, który leczy ciężkie rany, który odzyskuje siły po poważnych urazach. Spał snem, którego nie zakłócały żadne sny. Jego pierś unosiłaby się w głębokim, pełnym oddechu, gdyby nie setki kilogramów ziemi i kamieni, które przygniatały jego ciało, pogrzebane pod posadzką płockiej katedry.

Koniec

Komentarze

Czesc. Kilka uwag – choc wiedz, ze me uwagi celnymi byc nie musza ;) wbito długi nóż przygważdżając go do ziemi – po noz dalbym przecinek. W ogole, to pierwsze zdanie jest bardzo rozbudowane, choc moze ladniej prezentowaloby sie podzielone. Zakladam jednak, ze to zabieg celowy ;) // – Porucznik Anna Lis-Kowalewska, ABW – przedstawiła się zwięźle – nie wiem, czy to poprawny zapis dialogu. /// – Czyli nie uprzedzono was o naszym przyjeździe? – ironicznie zapytała. – Nie lepiej "zapytala ironicznie"? /// Zwróciła uwagę, że nad każdymi drzwiami wisiał krzyż. – mi zwracano uwage na "czesty brak podmiotu". /// – Wszystko na klatce piersiowej można przypisać pchnięciom, a przedramię i skroń, pewnie dostał tłuczkiem – zamyślił się. -– Tu znowu zly zapis dialogu. I w dalszych miejscach tez sa dialogi do poprawy. /// Wyjęła z teczki różdżkę w formie hebanowej kuli zawieszonej na srebrnym łańcuszku i ujęła ją wprawnie, lekko nienaturalnie wyginając przy tym dłoń. Kula zawisła nieruchomo. – Dziwne, odpraw tu to swoje kuglarstwo – powiedziała. – Dla spokoju sumienia i poczucia dobrze wypełnionego obowiązku. – Skoro tu przyjechałem, to i tak zamierzałem to zrobić – uśmiechnął się do niej. – Poczekaj na korytarzu. – Tu czegos nie rozumiem. Piszesz, ze ONA wyjela rozdzke, ale ONA po chwili mowi do niego, zeby ON odprawil kuglarstwo. To kto te rozdzke wyjal? /// Pędził w czarnym niczym sam Noc rydwanie – nie powinno byc "sama NOC"? /// – Co mam robić? -spytała rzeczowo. -– Tu masz dywiz zamiast polpauzy i brakuje spacji. /// Ten wikary dla przykładu, uderzył w czoło pociągu głową, a ciało zawisło na linii trakcyjnej, wykapał praktycznie do zera, zanim go ściągnęli. – Hm, minimalnie polemizowalbym, czy uderzenie pociagu w jednak miekkie, a nie spreżyste cialo byloby w stanie wyrzucic kogos tak, zeby zawisl wysoko (ponad 5m) na trakcji – chyba, ze tu moce nadprzyrodzone wchodza w gre. /// – Chcą, żebyś rzucił na to okiem, a ja mam trzymać na oku ciebie. – z kolejnosci dialogow wychodzi, ze ON tu zwraca sie do NIEJ. Czyli "chca, abys RZUCILA…" /// pochówków ciałopalnych – raczej "całopalnych". /// albo były wychwytywane przez istotę niewidzialną tarczą. – przez niewidzialna tarcze istoty? /// To tyle z mojej lapanki. Ale: ogolnie bardzo mi sie podoba :) Fajny klimat, dobre budowanie napiecia :) Bardzo fajna scena, jak go wykopywali – mam na mysli to, ze czuc uplyw czasu, ze to kopanie, posadzka, ziemia, itd, to trwalo, budowako klimat. W ogole, to az kibicowalem troche temu Złu ;) Nieco zaluje, ze przegralo, ale final mnie zadowolil – wierze (i obliguje Cie ;)) do kolejnej czesci, w ktorej jednak mu sie uda :D Ps1. Wybacz brak formatowania. Szpital + komorka, brak mozliwosci technicznych w tym momencie. Ps2. Jakbym mial 3 miesiace stazu i spelnial reszte wymagan, kliknalbym na Biblioteke! Dobra robota :)

Cześć silvan! Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało. Poprawiłem większość wskazanych rzeczy, postaram się dziś jeszcze przyjrzeć dialogom :) Nie przejmuj się formatowaniem i nie przepraszaj za nie – też głównie korzystam z portalu na telefonie i wkurza mnie, że nie da się sformatować jakkolwiek komentarza na smartfonie.

 

Wyjęła z teczki różdżkę w formie hebanowej kuli zawieszonej na srebrnym łańcuszku i ujęła ją wprawnie, lekko nienaturalnie wyginając przy tym dłoń. Kula zawisła nieruchomo. – Dziwne, odpraw tu to swoje kuglarstwo – powiedziała. – Dla spokoju sumienia i poczucia dobrze wypełnionego obowiązku. – Skoro tu przyjechałem, to i tak zamierzałem to zrobić – uśmiechnął się do niej. – Poczekaj na korytarzu. – Tu czegos nie rozumiem. Piszesz, ze ONA wyjela rozdzke, ale ONA po chwili mowi do niego, zeby ON odprawil kuglarstwo. To kto te rozdzke wyjal?

 

Różdżkę wyjęła główna bohaterka, ale słowem “kuglarstwo” chciałem określić dalszy seans “spirytystyczny”.

 

Pędził w czarnym niczym sam Noc rydwanie – nie powinno byc "sama NOC"? /// – Co mam robić? -spytała rzeczowo. -– Tu masz dywiz zamiast polpauzy i brakuje spacji.

 

Ten zapis jest celowy i miał sugerować istnienie innych bóstw (dlatego osoba jest zmieniona, a “Noc” jest z dużej litery).

 

Ten wikary dla przykładu, uderzył w czoło pociągu głową, a ciało zawisło na linii trakcyjnej, wykapał praktycznie do zera, zanim go ściągnęli. – Hm, minimalnie polemizowalbym, czy uderzenie pociagu w jednak miekkie, a nie spreżyste cialo byloby w stanie wyrzucic kogos tak, zeby zawisl wysoko (ponad 5m) na trakcji – chyba, ze tu moce nadprzyrodzone wchodza w gre.

 

Szczerze mówiąc – nie pomyślałem, ale działanie sił nadprzyrodzonych, które i tak domniemanie miały maczać w sprawie palce, jest tu dobrym wyjaśnieniem :)

 

Nie planowałem dalszego ciągu, ani przekształcenia tego w jakieś mniej, lub bardziej spójne uniwersum, ale kto wie :)

 

Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Przede wszystkim, BosmanMacie, gratuluję sukcesu w konkursie!

Opisałeś zajmującą historię, nieźle przy tym tworząc stosownie mroczną i tajemniczą, wręcz niesamowitą atmosferę. Zastanawiam się jednak, czy coś mi aby nie umknęło, bo nie bardzo umiem dostrzec związek między zabójstwem z początku opowiadania, a dalszymi wypadkami, w tym tymi, które rozegrały się w płockiej katedrze.

Wykonanie, co stwierdzam z żalem, pozostawia nieco do życzenia.

 

– Dla­cze­go … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

– Do­brze więc … – za­czął. ―> Jak wyżej.

 

– Wiem, ale zo­bacz zdję­cia ciała i ra­port z sek­cji – po­da­ła mu do­ku­men­ty. ―> – Wiem, ale zo­bacz zdję­cia ciała i ra­port z sek­cji.Po­da­ła mu do­ku­men­ty.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

a przed­ra­mię i skroń, pew­nie do­stał tłucz­kiem. ―> Pewnie miało być: …a w przed­ra­mię i skroń, pew­nie do­stał tłucz­kiem.

 

stos sta­rych nu­me­rów Go­ścia nie­dziel­ne­go… ―> …stos sta­rych nu­me­rów Go­ścia Nie­dziel­ne­go

http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=90:zapis-tytuow-czasopism-i-cykli-wydawniczych&catid=43&Itemid=59

 

– Czyli … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

– Cho­le­ra … ―> Jak wyżej.

 

rzu­cił się pod po­ciąg przy Ja­cho­wi­cza, był … ―> Jak wyżej.

 

wy­ka­pał prak­tycz­nie do zera, zanim go ścią­gnę­li. ―> Czy tu aby nie miało być: …wy­ka­pał się prak­tycz­nie do zera, zanim go ścią­gnę­li.

 

– Chcą, żebyś rzu­cił na to okiem, a ja mam trzy­mać na oku cie­bie. ―> Na oku można trzymać np. kompres, ale nie wydaje mi się, aby na oku można trzymać kogoś.

Proponuję: – Chcą, żebyś rzu­cił na to okiem, a ja mam mieć na oku cie­bie.

 

jed­nak krót­ka in­for­ma­cjafor­ma­cji… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: …jed­nak krót­ka wzmianka o for­ma­cji

 

Po jej otwar­ciu ich oczom uka­zał się po­chó­wek. ―> Pochówek to pogrzeb. Czy w skrzyni zobaczyli pogrzeb?

 

Pio­ru­ny biły teraz jeden z dru­gim… ―> Tu chyba miało być: Pio­ru­ny biły teraz jeden za dru­gim

 

po­słał jej tylko non­sza­lac­ki po­li­czek… ―> …po­słał jej tylko non­sza­lanc­ki po­li­czek

 

któ­rzy jesz­cze po­sia­da­li przy­tom­ność… ―> Przytomność nie jest czymś, co można posiadać.

Proponuję: …któ­rzy jesz­cze byli przytomniLub: …którzy jeszcze nie stracili przytomności

 

– Co z … – za­czę­ła. ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

po­grze­ba­ne pod po­sadz­ką Płoc­kiej ka­te­dry. ―> …po­grze­ba­ne pod po­sadz­ką płoc­kiej ka­te­dry.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, BosmanieMacie!

 

Stworzyłeś historie z wartką akcją, która przy tym niepozbawiona jest odpowiedniej ilości niedopwiedzeń i napięcia, które prowadzi czytelnika do bardzo satysfakcjonującego finału. Dołączam się do gratulacji Reg i polecam, gdzie trzeba.

Pozdrawiam

Cześć Regulatorzy! Dziękuję za komentarz, poprawiłem już wszystkie wskazane błędy poza “pochówkiem”, znam definicję słownikową, ale w żargonie archeologicznym to słowo funkcjonuje także jako określenie “grobu”, a myślę że taki żargon pasuje do opowiadania. W każdym razie cieszę się że fabuła, narracja i budowanie akcji się podobały :)

 

Cześć oidrin! Także dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało i szczególnie dziękuję za “kliknięcie” biblioteki :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Bardzo proszę i cieszę się, że uwagi okazały się przydatne. ;)

Rozumiem, BosmanMacie, i wiem że można mówić o miejscu pochówku – wtedy będę miała przed oczami grób. Ale Ty nie napisałeś o grobie, a o pochówku, który zobaczyli w skrzyni, więc oczy mojej wyobraźni imaginowały sobie pogrzeb w skrzyni. ;)

No i dodam jeszcze, że nie wszyscy i nie zawsze będą obeznani z żargonem zawodowym/ środowiskowym, którym porozumiewają się bohaterowie opowiadania.

 

edycja

A skoro poprawiłeś usterki, mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przydały, na pewno będę uważniej redagował teksty przed publikacją na portalu :) no i sam jestem zaskoczony ilością wielokropków… Co do pochówku – sam już nie wiem, czy to użycie jest poprawne, ale mnie to słowo tutaj pasuje, więc pozwolę sobie je zostawić. Choćby jako pomnik błędów popełnionych, lecz poprawionych ;) dodam tylko, że używając żargonu liczę się z tym, że dane sformułowanie może być mylące/niezrozumiałe, ale lubię ten sposób budowania klimatu opowiadania.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Rozumiem, BosmanMacie. To przecież Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, przepraszam, jeżeli mój komentarz zabrzmiał oschle – wyjaśniam, wytłumaczyłem swoją decyzję, ponieważ sądzę, że osobie, która zadała sobie trud przeczytania i skomentowania, takie wyjaśnienie się należy :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Ależ, BosmanMacie! Co też Ci przyszło do głowy! Proszę, natychmiast przestań się turbować, bo nie masz za co przepraszać – wyłożyłeś sprawę jasno, tak jak ją czujesz, a ja naprawdę uważam, że każde opowiadanie powinno być napisane słowami, które twórca uzna za najlepsze, by należycie uzewnętrznić własne myśli – no, może za wyjątkiem ewidentnych byków i rażących usterek, ale to akurat nie dotyczy tego opowiadania. 

W Twoim komentarzu nie dostrzegłam ni cienia oschłości, a tylko jasno podane uzasadnienie podjętej decyzji i może jeszcze troskę, czy aby Twoje wyjaśnienie zostanie właściwie zrozumiane. I tak, BosmanMacie, zostało zrozumiane należycie i przyjęte z wielkim zadowoleniem. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć,

ale numer, sam napisałem kiedyś opowiadanie o bogu, który przebudziwszy się po wiekach narobił zamieszania w moim rodzinnym Szczecinie! Tym bardziej ciekawy byłem, jak to było w tym przypadku :)

 

Więc tak, najpierw kilka uwag:

 

przygważdżając

"Przygwoździć" kogoś, nie przygwaździć ;)

 

Zlano go przemienioną, uwłaczającą bogom, bluźnierczą wodą, nad jego grobowcem spalono na stosach dwunastu jego żerców, a na koniec zakopano jego ciało, pozostawiając je na pożarcie obrzydliwemu robactwu, sługom podziemi.

 

To zdanie zdecydowanie wymaga poprawy. W pierwszej części zdania są aż trzy przymiotniki jeden po drugim, a w drugiej trzy razy "jego".

 

 

W prawej dłoni trzymał włócznię Os, której drzewce wykonano ze spadłej gałęzi samego Drzewa Istnienia, przy lewym boku miał młot Est, którego rękojeść wykonano z kości największego z olbrzymów

Dwa razy "wykonano"

 

 

Widok był ironicznie irracjonalny, na uroczym perystylu, otoczonym neogotyckimi krużgankami, pod dorodnym cisem siedział mężczyzna, a właściwie jego ciało.

 

Zdecydowanie za duże nagromadzenie przymiotników, aż pięć w jednym zdaniu!

 

 

Mundurowy policjant klęczał trzymając między nogami jego głowę

Chyba chodziło o “umundurowanego” policjanta?

 

 

– Dwa zgony, potem jeszcze sześć. Na mapie Anna zaznacza je (osiem punktów) i otrzymuje "niepełny pentagram". Aż sam sobie narysowałem i policzyłem ;) Pentagram ma 5 punktów i sześć linii, więc coś tu nie gra… W ogóle motyw pentagramu można byłoby pominąc bez szkody dla opowiadania. Wiadomo już przecież, co łączy ofiary.

 

– Brakuje sporo przecinków, a w niektórych miejscach stoją niepoprawnie (wiele razy przed "i").

 

– Jeszcze taka uwaga co do "uroczego perystylu" i "transeptu". Ja nie mam pojęcia co to takiego, myślę, że wielu czytelników również. Fachowe określenia tego typu średnio się sprawdzają w opowiadaniach jako ozdobnik. Raczej zbijają z tropu niż są pomocne. 

 

Opowiadanie podobało mi się! Czytało się gładko i przyjemnie. Poza kilkoma szczegółami, które wskazałem, nic nie psuło mi przyjemności z lektury. Sceny są "równe", dobrze oddane dynamika ostatniego starcia, czuć wikińskiego ducha!

Pozdrowienia!

 

 

 

www.popetersburgu.pl

Czytało się dobrze, klimacik fajny, choć przyznam, że trochę się pogubiłam. Tytuł sugeruje, że rzecz ma coś wspólnego z mitologią nordycką. Młot przy zwłokach i pioruny wskazywałyby na Thora, ale jego młot nosił nazwę Mjolnir. Nazwa włóczni też mi nic nie mówi. Z kolei kurhan wskazywałby raczej na Celtów. Przyznam, że trochę mnie to wytrąciło z rytmu podczas lektury. Czy opko powstało w oparciu o jakąś płocką legendę?

Połączone siły ABW i inkwizycji mi się spodobały, choć kapitan Cologna metody ma raczej niestandardowe ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Krzyssztof, dziękuję za komentarz, postaram się szybko wprowadzić poprawki :) Irka_Luz, dziękuję za komentarz, zacznę od tego, że masz absolutną, stuprocentową rację. Dziękuję za wnikliwą lekturę, merytoryczny komentarz i zwrócenie uwagi na szczegóły. Nie polemizując z merytoryką, chciałbym tylko wyjaśnić, czemu wygląda to tak, jak wygląda. Otóż pisałem ten tekst zafascynowany powiązaniami pomiędzy mitologiami ludów indoeuropejskich. Przedstawiona więc interpretacja jest moim, absolutnie literackim i niemerytorycznym wyobrażeniem słowiańskiego/panindoeuropejskiego bóstwa piorunicznego. Młot i włócznią są tu typowymi atrybutami, a ich imiona (inspirowane osią wsch. – zach.) mają na celu tylko wskazanie, że to nie są jakieś młot i włócznią, a konkretne artefakty. Asowie pojawiają się w tytule tylko z chęci wskazania na pewną grupę bogów ("nowi") i braku innego, lepszego, a zrozumiałego słowa, zdaję sobie sprawę, że może to być mylące. Tak więc oddaję Ci rację i przyznaję, że na swoją obronę mogę podać tylko licencia poetica. Dodam tylko, że mitologia słowiańska interesuje mnie i fascynuje właśnie jako nibylandia i terra incognita :) przepraszam za formatowanie – poprawię je, jak będę miał dostęp do komputera.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Cześć!

Oj, groza w tym Płocku, że aż strach iść do kościoła. I trochę herezji się trafiło ;-) Przyjemne, szybkie, z wartką akcją i bez zbędnego przynudzania. Upadłe bóstwo nie chce spać tylko planuje znów – dosłownie – zatrząść okolicą. Napisane poprawnie, choć w finalnej walce nawałnica “i” trochę doskwierała (poniżej):

W tym czasie Joachim wskoczył do wykopu i podniósł zapomnianą włócznię. Postać obróciła się twarzą do niego i stanęła na krawędzi wykopu patrząc na śmiałka z góry. Tymczasem za jego plecami Anna uniosła się na łokciu i celując w amoku bólu i strachu zaczęła naciskać spust.

Tylko Joachim zachował zimną krew i z trudem wygramolił się z wykopu. Stanął nad klęczącym i wrzeszczącym rannym i z wysiłkiem podniósł młot. Nie miał dość sił, by zadać pełny cios, jedynie z trudem uniósł ciężki obuch nad głowę i opuścił. Uderzenie strzaskało kość czołową i zmiażdżyło kręgi szyjne, a olbrzymi mąż upadł na posadzkę. Joachim jednak wciąż, powoli, lecz miarowo podnosił kamienny młot nad głowę i spuszczał na ciało pokonanego wroga.

Trochę zabrakło mi też opisu bohaterów, ich wyglądu, zachowania, relacji czy rozmowy. Po samej lekturze trudno mi ich sobie wyobrazić.

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dlaczego pogrzebany bóg zaczął oddziaływać na mieszkańców Płocka akurat w czasie wydarzeń opisywanych w tekście?

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Cześć Nevaz, przepraszam za późną odpowiedź. Wydarzenia opisane w tekście są skutkiem oddziaływania bóstwa, a nie koincydencją.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Niezła historia. Ma coś ze śledztwa, coś z mitologii i dużo fantastyki.

Nie obraziłabym się za więcej wyjaśnień. Dlaczego bóg zabijał akurat chrześcijan, a nie na przykład fanatyków muzułmańskich (obecnie w każdym większym mieście musi się coś znaleźć)? Czy te śmierci były mu do czegoś potrzebne? Nie wiem, dodawały sił, przełamywały kolejne zabezpieczenia…

Mnie też kojarzyło się z Thorem, Yggdrasilem i całą resztą.

Nie przemawia do mnie rysowanie pentagramu w mieście, żeby wskazać punkt o kilka tysięcy kilometrów dalszy. Nie ta skala. Równie dobrze można w przypadkowo rozsypanych kredkach szukać tej, która wskaże Warszawę. Albo chociaż najbliższy monopolowy. ;-)

Przecinkologia kuleje.

Babska logika rządzi!

Cześć Finklo, dziękuję za komentarz i klika :) zabijał chrześcijan, ponieważ oni akurat byli na miejscu – Płock to nie jest większe miasto – zabija co ma pod ręką ;) ale ma to też wymiar zemsty odnoszący się do chrześcijańskiej praktyki zastępowania pogańskich miejsc kultu chrześcijańskimi (tak było też w przypadku opisanej katedry). Odnośnie śmieci – muszę sobie przypomnieć. Thor jest, pamiętając o poprzednim wyjaśnieniu, dość bliskim trafieniem :) W skali tysięcy kilometrów tak, ale w skali mniejszego miasta już nie jest to tak absurdalne, szczególnie że mapy Płocka nie uwzględniają zwykle Orlenu (tzn. pentagram miał być rysowany na mapie Płocka)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

A, gdyby z tekstu (bardziej) wynikało, że miał do chrześcijan osobisty uraz, to byłoby, IMO, jaśniej.

Ale i tak mi się podobało. A pentagramem mnie nie przekonałeś, zwłaszcza jeśli miasto jest małe.

Babska logika rządzi!

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Świetne opowiadanie. Zupełnie nie zgadzam się z komentarzami, że "za mało wyjaśnień, opisów bohaterów". W ogóle mi to nie przeszkadzało, uwielbiam opowiadania bez lania wody yes

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Hej, dziękuję za komentarz :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Dobra, satysfakcjonująca lektura. Skondensowana akcja, bez sztucznego rozciągania. Poza sceną z pentagramem (też uważam, że lekko naciągana :P) nie dostrzegłem większych luk fabularnych. No i będę pamiętał żeby omijać Płock szerokim łukiem, bo dziwne rzeczy tam się dzieją… :)

 

Po lekturze kilku Twoich tekstów bezdyskusyjnie ten najbardziej przypadł mi do gustu. Po nabiciu stażu na forum wrócę z klikiem :)

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej Cezary!

 

Dziękuję za komentarz i lekturę, cieszę się, że opko przypadło Ci do gustu :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

– Chcą, żebyś rzucił na to okiem, a ja mam mieć oku ciebie. ← na oku? oko na?

Bardzo dobrze się czyta. Wciągające. Nic dziwnego, że tekst wygrał w Płocku i słusznie znalazł się w Bibliotece NF. :)

Cześć Koalo!

 

Dziękuję za komentarz i dotarcie do tekstu, cieszę się, że opowiadanie się podobało :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Nowa Fantastyka