- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Głosy w podziemiu, szepty o wolność

Głosy w podziemiu, szepty o wolność

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Irka_Luz

Oceny

Głosy w podziemiu, szepty o wolność

Otworzył oczy, ale otaczająca go ciemność nie zmieniła się ani o jotę. Leżał bez ruchu, mrugając powiekami, próbując sobie przypomnieć, gdzie jest i jak się nazywa. Wokół panowała doskonała cisza, w którą się intensywnie wsłuchiwał. Skutek był taki sam jak wpatrywania się w ciemność. Poruszył językiem i otworzył usta, próbując coś powiedzieć. Chciał zapytać „gdzie jestem”, ale żaden dźwięk nie wyszedł z jego krtani. „Czy tak wygląda śmierć?”, pomyślał. „Czy zginąłem w tym pożarze?” Wyobraźnia podsunęła obraz drewnianej chaty zbudowanej z grubych bali, pokrytej słomianą strzechą, która płonęła krwawo-żółtym płomieniem. I dźwięki; krzyki ludzi, przeraźliwy kwik konia i ryk trawionego ogniem bydła.

 

Wizja zniknęła tak nagle, jak się pojawiła. Powróciły cisza, ciemność i niemota. Będąc w samym środku śmierci, usłyszał dźwięk spadającej na ziemię kropli wody. Zamrugał raz jeszcze i poruszył palcami prawej dłoni. „Może jednak żyję?” Wyciągnął rękę i pomacał teren wokół siebie. Wyczuł wilgotną ziemię z drobinami piachu i słomy. Poruszył językiem i przełknął ślinę, w ustach czuł suchość oraz metaliczny, gorzki posmak. Usiadł, podciągając powoli nogi. Szuranie stóp wywołało prawie fizyczny ból w mózgu, pozbawionym bodźców przez nie wiadomo jak długi czas. Zaczął badać teren wokół siebie. Uklęknął i na czworakach zaczął poszukiwać jakiegoś punktu odniesienia. Przesunął się o dwa, trzy metry do przodu nie napotykając przeszkody. Kierując się echem, skręcił w prawo i po trzech krokach dotarł do ściany. Te kilkanaście przebytych na czworakach kroków, zmęczyło go bardziej niż całodzienna praca na polu.

 

Zobaczył idącego przed sobą konia, który ciągnął pług.

Nad nim krążyły gawrony, opadając z tyłu na świeżo wyorane skiby w poszukiwaniu smakowitych kąsków. Obok biegła wesoło podskakująca pięcioletnia dziewczynka.

– Tatusiu, przyjdziesz po nas? – słaby, ledwo słyszalny głosik, wyrwał go z letargu.

 

„Anulu, gdzie jesteś” chciał zawołać, ale z jego wyschniętego gardła wydobył się jedynie niezrozumiały charkot. Zerwał się, aby biec na pomoc, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i runął na wilgotne klepisko. Nie był już pewien, czy głos córki mu się przyśnił, czy też właśnie on wyrwał go ze snu. Przytknął usta do gliny, bezskutecznie próbując wyssać choćby odrobinę wody. Usiadł ponownie przy ścianie i zaczął się wsłuchiwać w ciszę, przerywaną tylko odgłosem regularnie kapiącej wody.

 

– Grzesiek, czekaj cierpliwie – usłyszał w głowie dobrze znany głos – sami nie jesteśmy w stanie się przedrzeć. Rano Andrzej przyprowadzi bombardę i kilku ludzi. Wytrzymaj jeszcze parę godzin, tylko tych parę cholernych godzin i was uwolnimy.

– Waldek? Gdzie jesteś? – tym razem głos go nie zawiódł i wypowiedziane słowa powróciły do niego przytłumionym echem.

 

Pragnienie było dojmujące, a dźwięk spadających kropel nie pozwalał myśleć o niczym innym. Podpierając się o ścianę, wstał na proste nogi. Wyczuł pod plecami, że ściana się lekko zakrzywia. Pomacał dłońmi i odkrył, że przechodzi ona w sklepienie niewiele ponad jego głową. Coś mu to przypominało, ale wspomnienia nie chciały przybywać na zawołanie. Powoli, trzymając dłonie na sklepieniu, przeszedł na drugą stronę pomieszczenia. Miało jakieś cztery kroki szerokości. Zaczął przesuwać się wzdłuż ściany w stronę, z której dochodził dźwięk kapiącej wody. Po kilku krokach boleśnie w coś uderzył, wywołując rozbłysk jasnego światła w głowie.

 

W świetle płomieni zobaczył żołdaka, niosącego pod pachą wierzgającą z całych sił Anię. Rozpaczliwe próby uwolnienia się, nie robiły na nim żadnego wrażenia. Dwóch innych wlokło pod pachy nieprzytomną kobietę.

– Tatusiu, oni zrobili coś złego mamusi! Pomóż nam! – Rozpaczliwe błaganie córki ściskało mu serce.

– Anulu? Córuś, odezwij się! – zawołał. – Gdzie jesteś!?

Zamilkł i wsłuchał się w ciemność.

– W klatce, takiej na wozie, przed naszym domem. – Grzegorz tym razem doczekał się szeptanej, ledwo słyszalnej odpowiedzi.

 

Macając okrągłe, znajome kształty przed sobą, wiedział już gdzie się znajduje. Przypomniał sobie rzędy leżących jedna na drugiej beczek, przesunął się szybko do tej, którą otworzył wczoraj i odkręcił kurek. Strumień życiodajnej cieczy trafił wprost do jego ust.

 

Rzęsisty deszcz padał od samego wieczora. Zasnute gęstymi chmurami niebo przecinały błyskawice, rozjaśniając złowieszczo skłębione kształty. Towarzyszące im grzmoty przypominały ostrzał artyleryjski. 

 

– Grzesiek, czekaj na nas! Andrzej już dotarł, mamy bombardę, ruszamy o świcie. Czekaj na nas, nic nie rób, czekaj. – W kompletnych ciemnościach grzmiał głos w głowie Grześka.

– Waldek, gdzie jesteś? – zawołał, nie mając wielkiej nadziei na odpowiedź. – Mają moją Anulę. I Kaśkę też pojmali.

– Waldek!!! – odpowiedziała mu tylko cisza. I ciemność.

 

Wołał i nasłuchiwał na przemian, ale nie usłyszał już nic więcej. Musiał się stąd wydostać. Powoli, trzymając jedną rękę na ścianie, a drugą wyciągając przed siebie przesuwał się wzdłuż ściany. Nadal nic nie widział i ciągle nie był pewien, czy stracił wzrok, czy też przebywa w absolutnej ciemności, ale przynajmniej wiedział, gdzie jest wyjście. Krok za krokiem przemierzał piwnicę, aż nagle potknął się o coś i znowu wylądował na klepisku.

 

– Tatusiu, oni wszyscy śpią – usłyszał szept. – Mamusia mówi, że są pijani. Gdybyśmy miały klucz, to bez trudu byśmy mogły uciec.

Klucz, musi zdobyć klucz, w rozpaczy wbijał paznokcie w wilgotną glinę.

– Idę do was, czekaj na mnie córuś – wyszeptał i zaczął powoli przesuwać się wzdłuż ściany.

 

Łzy same pociekły mu z oczu, łącząc się z czarną wilgocią lochu.

Dotarł do końca pomieszczenia i znalazł drzwi, które o dziwo, nie były zamknięte. Otworzył je i po raz pierwszy zobaczył coś innego niż ciemność. Rozejrzał się wokoło, ciesząc się odcieniami szarości widzianymi po raz pierwszy, odkąd się ocknął. Usłyszał szum wiatru w gałęziach drzew, który brzmiał niemal jak szept ukochanej w nocy.

 

– Jędruś, oni się budzą. Czekaj, dzisiaj już nie dasz rady.

„Dam radę, powiedz tylko, gdzie jest ten cholerny klucz” – Szarpał kępy trawy, nie mogąc w swej bezsilności wykrzyczeć pytania.

– Jutro, Jędruś. Jutro znowu się upiją.

 

Częściowo zobaczył, a częściowo wyczuł dwa ciała leżące w pobliżu wejścia. Po ubraniach rozpoznał swoich strażników, nikt ich nie obrabował. Zabrał im sztylet i dwa pistolety, a potem rozejrzał się po okolicy. Dom, stodoła, zabudowania, wszystko było na swoim miejscu. Ani śladu pożaru, który widział w swoich snach.

 

– Grzesiek, jesteśmy. Mamy bombardę, atakujemy na twój znak. Jak się zacznie zamieszanie, otwórz bramę. Uwolnimy was.

Klucz, miał zdobyć klucz, aby je uwolnić. Znak, jaki znak? Nie miał pojęcia, jak dotrzeć do bramy.

 

Niezauważony przedostał się do stodoły i stojąc w głębokim cieniu, obserwował przez otwarte wrota śpiących opodal więziennego wozu napastników. W słabym blasku przedświtu, jego wzrok, przyzwyczajony do absolutnych ciemności, wyłapywał najmniejsze szczegóły. Dwie kobiety, mała i duża, przykute to krat więziennej klatki. Trzech mężczyzn budzących się ze snu wokół dogasającego ogniska.

 

Wizja wróciła. Drewniana chata z grubych bali, pokryta słomianą strzechą płonęła krwawym płomieniem. Ludzie krzyczeli – jedni ze strachu, inni, nawołując się do gaszenia pożaru. Płonące żywcem zwierzęta wydawały przerażające odgłosy.

 

Usłyszał grzmot. Rozejrzał się i zobaczył na niebie żółtoczerwoną łunę przedświtu. Ani śladu burzowych chmur. „To Waldek. I Andrzej z bombardą. Czekają na mój znak”, pomyślał. Spojrzał na klatkę. „Klucz, prosiły, żebym wykradł klucz”.

 

Wyjął zza pasa pistolet i przez długą chwilę rozważał co zrobić. Dzień niósł ze sobą niepewność, nie wiadomo co planują napastnicy. A jego chłopcy tylko czekają przecież na znak. „Jeszcze tego ranka będziecie wolne”, postanowił. Podniósł pistolet i wystrzelił. Czekał na odzew, długo czekał. Za długo to trwało, Waldek powinien już tu być. Powoli uświadamiał sobie, że coś poszło nie tak. Upewnił się o tym, gdy otrzymał bolesnego kopniaka w nerki. Minęła może minuta i jeszcze wiele kopniaków, zanim stracił przytomność.

 

Gdy się ocknął, słońce stało wysoko, a on znajdował się wewnątrz klatki więziennej. Po prawej stronie widział Anulę a po lewej Kaśkę. Obie miały poderżnięte gardła, a spływająca krew dawno już zakrzepła. Grzesiek zrozpaczony siedział na podłodze podskakującego na wybojach wozu, bezmyślnie wpatrując się w słup dymu, gdzieś daleko, za wzgórzami.

W pewnej chwili jakiś ruch przyciągnął jego uwagę. Spojrzał w prawo i zobaczył, że ciało Anuli zaczęło podrygiwać. Przypatrywał się jego ruchom z przerażeniem, bo zdał sobie sprawę, że jego martwa córka zanosi się płaczem.

– Aleś ty głupi, tatusiu – usłyszał szept – aleś ty głupi.

Spod jej zamkniętych powiek spływały łzy.

– Ale za to jaki szlachetny! – Rozległ się donośny głos z lewej strony.

Przy drodze stał Waldek. Oparty o sporych rozmiarów bombardę, przyglądał się Grześkowi z szyderczym uśmiechem.

– I jaki odważny!

 

Koniec

Komentarze

 

Cześć,

 

uprzejmie proszę o zmianę oznaczenia tekstu na “szort”. Opowiadania u nas to teksty powyżej 10 k znaków. Polecam przy okazji dyskusję na temat długości opowiadania, w której wypowiedział się m. in. tegoroczny laureat Nagrody Nike.

 

Hmmm.. Chyba nie do końca rozumiem tej historii. Grześka oszukali – wywabili z piwnicy i pojmali. Tylko kto, jak, dlaczego? Dlaczego niczego nie pamiętał i nie potrafił ułożyć logicznego planu uwolnienia rodziny i ucieczki? Zagadkowa jest także przemawiającą na końcu historii, mimo poderżniętego gardła, córka. Wole prostsze historie ;)

 

Jeszcze parę drobiazgów:

 

„Czy tak wygląda śmierć?”[+,] pomyślał.

I dźwięki; krzyki ludzi, przeraźliwy kwik konia i ryk trawionego ogniem bydła.

Dałbym dwukropek po dźwiękach.

 

Pozdrawiam!

Dzięki BasementKey za uwagi. 

Pozwolę sobie odpowiedzieć na niektóre Twoje wątpliwości.

 

Grześka oszukali – Nie do końca. To było raczej samooszukiwanie się.

wywabili z piwnicy – Ej, no. Sam wyszedł.

i pojmali – Tu pełna zgoda.

Tylko kto, jak, dlaczego? – To akurat ma małe znaczenie w tak krótkim opowiadaniu.

Dlaczego niczego nie pamiętał  – Z powodu uderzenia w głowę.

i nie potrafił ułożyć logicznego planu – Miał wybór. I wybrał źle. (Tu się kłania inspiracja)

Zagadkowa jest także przemawiającą a końcu historii, mimo poderżniętego gardła, córka. – A to taki element weirdowy jest.

Mam sporo wątpliwości po przeczytaniu tego tekstu. Co prawda może 38 st. nie wspomaga myślenia, ale miałem problemy z odbiorem. Była nawet chwila, gdy rozważałem, czy to nie ktoś, kto umiera z pragnienia w kopalni, gdzie doszło do tąpnięcia, a kolega sprowadza pomoc. Z pragnienia bohater ma wizje i jazdy, w których widzi piwnice, słyszy głos córki i chce ją ratować.

Chyba daleko idąca interpretacja :P Ale myślę, że pewne rzeczy mogłyby jednak być ciut składniej wyjaśnione.

Natomiast napisane nieźle no i plus za Sabaton sam w sobie ;)

Dzięki wielkie @silvan za komentarz i jakby na to nie patrzeć, pochwałę przecież. smiley

ktoś, kto umiera z pragnienia w kopalni, gdzie doszło do tąpnięcia, a kolega sprowadza pomoc.

Mogę wykorzystać?

Ale myślę, że pewne rzeczy mogłyby jednak być ciut składniej wyjaśnione.

Też tak myślę

Natomiast napisane nieźle no i plus za Sabaton

Polecam się na przyszłość.

Bardzo lubię wplatać muzykę w swoje opowiadania.

 

Bierz, jest Twoje ;)

 

 

Ja lubię wplatać innych autorów w swoje opowiadania / powieści :)

 

“Rozejrzał się czujnie, zastanawiając, czy zaraz nie sięgnie go jakiś bełt z kuszy, ale nie widział ani nie słyszał niczego podejrzanego. Deszcz ciął, przenikał i chlupotał. Podszedł do lipy, u podnóża której leżał nieżywy już Złodziej. Jak to szło, gdy dziewczyna cytowała tamtego poetę z miłością w nazwisku? Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie? Jakoś tak.”

 

Ale muzykę też :)

 

– I sprawiedliwość dla wszystkich… – syknął mag zgrzytliwym głosem, patrząc zimno na trupa mordercy i gwałciciela.

 

Zagadka – o jaką muzykę tu chodzi? :)

Punkt dla metallicowego fortepianu ;)

Cześć, Anonimie. :-)

Melduje się piątkowa dyżurna.

O:o, drugi szort też muzyczny! I też krotki. Za tekstem tej piosenki z przedmowy akurat nie przepadam, bo dla mnie słaby, ale za to ta fraza niezła.  Lecimy.

 

Po przeczytaniu:

Zdrada i naprzemiennie wizja – rzeczywistość. Pomysł ciekawy konstrukcyjnie, ale odbieram sytuację i postaci jako bardzo odległe, a krótkie migawki z teraz i stamtąd nie pomagają mi zrozumieć bohatera. Niby wiem, o co bohater walczy, ale to schemat, więc się z nim nie wiążę. Łatwiej jest komuś kibicować, gdy coś o nim wiemy, wiemy co traci, zyskuje, jak było, jak jest.

Powodów antagonisty, jego antagonisty – zupełnie nie pojmuję. Sytuacji zresztą też. 

Napisałeś, Anonimie, to w taki sposób, że muszę niejako przyjąć, że jest jak jest i zostawiasz mnie z niczym. Jakimś rodzajem przemocy, chyba niesprawiedliwej. Tyle.

Moim zdaniem musiałbyś rozbudować opowiadanie, aby ta miniatura miała sens i nie powielała tysiąca innych przeczytanych, sfilmowanych sytuacji. Napisane sprawnie.

 

Z zatrzymań:

,Kierując się echem

Jakim echem? Szurania na klęczkach, bo był niemy. Odbijało się, ale co? Słabo to widzę, bez uprzedniego silnego treningu przy długim niewidzeniu, zresztą spróbuj sam.

,Te kilkanaście przebytych na czworakach kroków, zmęczyło go bardziej niż całodzienna praca na polu.

Kim jest bohater? Robotnikiem rolnym, chłopem folwarcznym, gdzie jesteśmy? Brak kontekstu.

 

Podsumowując: zagadka jak była tak i została, weirdu raczej tu nie czuję. Fantastyka, tak ciut, ciut. Kłopot z twistem polega na tym, że zadziałać może tylko wtedy, gdy przywiążemy się do postaci, w tym opku nie dałeś mi szansy.

 

Pzd srd :-)

a

Asylum, jakże się cieszę, że trafiłem na Twój dyżur. Z twoją wrażliwością nie mogłaś poprzestać na stwierdzeniu “nic nie rozumiem = opowiadanie do kitu”.

Łatwiej jest komuś kibicować, gdy coś o nim wiemy,

To cenna uwaga.

Napisane sprawnie.

Autor dziękuje.

Kim jest bohater? Robotnikiem rolnym, chłopem folwarcznym, gdzie jesteśmy? Brak kontekstu.

Autor musi się zgodzić, chociaż jego artystyczne ego cierpi.

weirdu raczej tu nie czuję

Kurczę, wynika z tego, że autor też nie.

Kłopot z twistem polega na tym, że zadziałać może tylko wtedy, gdy przywiążemy się do postaci, w tym opku nie dałeś mi szansy.

To już druga sugestia i autor poważnie rozważy napisanie pełnokrwistej wersji.

 

Raz jeszcze dziękuję za bardzo dla mnie interesujący komentarz.

 

Technicznie dobrze napisane opowiadanie, widać, że masz wypracowany warsztat. Czytało się szybko, wprowadzasz dużo zagadek. Podobnie jak przedpiścy, nie zrozumiałam do końca, o co chodziło w tej historii. Zabrakło wskazówek dla czytelnika, zwłaszcza w zakończeniu.

Już na początku tekstu sięgasz po niedookreślenie, fragmentaryczność – to wciąga, ale utrudnia kibicowanie bohaterowi. Ciekawy pomysł z przekazywaniem myśli czy słów córki na odległość.

O, super, ze odpowiedziałeś, Anonimie. :-)

Że się znamy, wiem. :p Miałam dwa typy, no, trzeci był w zapasie. Styl – dla mnie – nie jest na tyle skrystalizowany, że łatwo odgadnąć, co jest plusem i minusem jednocześnie, zależnie z której strony to oglądać. Podejrzewam, ale nie wiem, na pewno, w każdym razie wymyślaj. :-)

Ostatnio miałam kontakt z dziewięcioma tak różnymi osobami w warstwie pisarskiej, że  bardzo silnie  odbierałam  krystalizację stylu. Dzisiaj dopiero skończyłam to przedziwne dla mnie doświadczenie.

Spodobała mi się konstrukcja, cóż – jak wiesz – lubię czytelne sytuacje, zero tajemnicy i ”znawiania” (regionalne), a poza tym można szaleć. Chyba lubię, gdy Autor wie, czego chce i świadomie kreuje wypowiedzi, pisanie. Sporo myślałam w trakcie tego swojego „doświadczenia” o automatycznym pisaniu, spontanicznym.  Dla mnie się klei, ale trzeba je „obrobić”, inaczej lipa. Jednak to moje zdanie dotyczące słów, które są tworzywem jak farbki, glina, marmur. 

jego artystyczne ego cierpi.

W małych dawkach nie zaszkodzi. xd

@ANDO – Dzięki wielkie. Anonimowość po to właśnie, żeby upewnić się co do odbioru bez biasu. Cholera, pomyślałem sobie pisząc ten komentarz, czemu ja wam kochane ludki nie wierzę? Czemu, ciągle nie jestem pewien swojego warsztatu, mimo tylu pozytywnych opinii?

to wciąga, ale utrudnia kibicowanie bohaterowi

Następna wskazówka, że by to opowiadanie rozwinąć. Postaram się.

 

@Asylum – Jakież to wyzwanie dla autora, żeglować poprzez Twój komentarz i próbować wyłuskać wszystkie jego znaczenia.

Możesz rozwinąć myśl o “krystalizacji stylu”? Kiedy jest to pozytyw, a kiedy balast?

Słowa są tworzywem, a jakże, a ego cierpieć musi, bo inaczej to Chyłka. devil

Chyłka – krwista bohaterka, to akurat jedyne co się udało plus jej relacje, choć wszystkich opowieści nie znam, trochę z opowieści innych czytaczy. 

 

Hmm, w tym momencie sądzę… Pisanie nie jest moją dziedziną i nawet zasad nie znam, ale są dla mnie z grubsza dwie: piszesz pod enigmatyczny i efemeryczny rynek albo siebie i innych, tak jak Ty to czujesz, a nie wyrocznie. Osobną sprawą jest warsztat: poprawność i wyższa szkoła jazdy – pisanie w różny sposób i odmiennych narracjach. Popularna jest ta z „ja”, aczkolwiek IMHO  nadużywana, bo zdaje się łatwą.

Najprościej z tym balastem i pozytywami powiedziałabym, że każdy autor ma swój styl, choć opowiada różne historie. Balast pojawia się wtedy, gdy nie potrafi opowiadać historii  w innej konwencji. To ograniczenie dla niego/niej. Czyli wracamy do warsztatu. Opowieść ma być zajmująca, jeśli się udaje  dla części czytelników  jest ok, jeśli nie, coś jest na rzeczy z warsztatem i bohaterem.

Zdaje się, że słabo wyjaśniłam, ale sama się z tym mierzę. 

No to jak, Asylum?

Potrafię, czy nie potrafię pozbyć się balastu konwencji.

W pewien przewrotny sposób, to jest komentarz podpowiedź.

Pozostaje jeszcze warsztat wink

Przeczytałam, Anonimie, i to wszystko, do czego mogę się przyznać, albowiem nie mam pojęcia, co wydarzyło się w Twoim szorcie. :(

 

pło­nę­ła krwa­wo-żół­tym pło­mie­niem. ―> …pło­nę­ła krwa­wożół­tym pło­mie­niem.

 

I dźwię­ki; krzy­ki ludzi, prze­raź­li­wy kwik konia i ryk tra­wio­ne­go ogniem bydła. ―> Czy zamiast średnika nie powinien być dwukropek?

 

Wy­czuł wil­got­ną zie­mię z dro­bi­na­mi pia­chu i słomy. ―> W jaki sposób, macając ziemię, wiedział że dotyka drobin piachu?

 

– Grze­siek, cze­kaj cier­pli­wie – usły­szał w gło­wie do­brze znany głos – sami nie je­ste­śmy w sta­nie się prze­drzeć. ―> – Grze­siek, cze­kaj cier­pli­wie – usły­szał w gło­wie do­brze znany głos – sami nie je­ste­śmy w sta­nie się prze­drzeć.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialog telepatyczny: Głosy w głowie, telepatia

 

Pod­pie­ra­jąc się o ścia­nę… ―> O­pie­ra­jąc się o ścia­nę

Podpieramy się czymś, np. laską, nie o coś.

 

Dwie ko­bie­ty, mała i duża… ―> Skoro jedna z nich miała zaledwie pięć lat, to nie były tam dwóch kobiet.

Proponuję: Dwie postaci, mała i duża

No, cóż. sad

Jeśli mógłbym coś podpowiedzieć, to bohater miał wybór. I wybrał tak jak wybrał.

Dzięki Reg za przybycie i jak zwykle cenne uwagi. Od Ciebie zawsze czegoś nowego można się nauczyć. Nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego jak reguły zapisu dialogu telepatycznego. W wolnej chwili sobie go przestudiuję. 

 

Bardzo proszę, Anonimie. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Ładnie wciągasz czytelnika w treść, nastrój i bohatera. I mimo, że końcówka mnie rozczarowała, bo nie do końca zrozumiałem motywacji Waldka, uważam, że to udana scena. Tak to odbieram, jako obrazek wyrwany z czegoś większego.

Mam wrażenie, że wiem, co się wydarzyło. Chyba :)

Chałupę mu najechali, wp… spuścili, wrzucili do piwnicy, żonę i córkę zostawili dla uciechy. Chłop się ocknął, wyszedł i zamiast rodzinę ratować, towarzyszy jakiejś walki chciał ostrzec, licząc, że mu z pomocą przyjdą. Nie przyszli. Chłop zginął wraz z całą rodziną, chałupę na koniec spalili. Tylko nie wiem, czemu ich na podwórzu nie zostawili, a zamiast tego trupy ze sobą wieźli. Te wspomnienia to już chyba pośmiertne, dlatego mu się czasowo mieszają i dlatego głosy towarzyszy i rodziny w głowie słyszy.

Brakuje mi jakiegoś umocowania w czasie i przestrzeni. Jest bombarda, a więc gdzieś XIV – XV wiek, ale chłopi do tego? Historykiem nie jestem, ale z niczym mi się nie kojarzy. Coś więcej o bohaterach by się przydało, żeby się czytelnik z nimi zżył, żeby mu ich szkoda było.

Napisane nieźle. Nie mogę powiedzieć, że czyta się płynnie, bo wszystkie te czasowe przeskoki czytanie utrudniają, ale eksperyment ciekawy. O ile oczywiście udało mi się go rozgryźć ;)

Tak się tylko zastanawiam nad morałem opowieści. Czy to: licz na siebie, czy też raczej: rodzina ważniejsza niż sprawa i/lub ojczyzna.

A że mnie, Anonimie, zaintrygowałeś, kliczek na koniec :)

A, i muzycznej inspiracji nie wysłuchałam ;)

Irko – bardzo wielkie dziękuję. heart

Przede wszystkim za rozkminę, która niewiele odbiega od tego co autor miał na myśli.

Czy to: licz na siebie, czy też raczej: rodzina ważniejsza niż sprawa i/lub ojczyzna.

Wygląda na to, że i jedno i drugie, chociaż bardziej z naciskiem na pytanie: “rozsądek, czy brawura”.

Po drugie za poniższe słowa:

Napisane nieźle.

I wreszcie, last, but not least, za kliczka.

 

Hmmm. Też nie kumam. Dlaczego wizje z córką były prawdziwe, a te z Waldkiem kłamały? Dlaczego przetrzymywali go w takich komfortowych warunkach? Niezamknięty, niezwiązany, beczki z jakimś alkoholem… Nikt się nie spodziewał, że się facet przecknie?

W sumie głupio wybrał – on przytomny, strażnicy nie. Po cholerę w tej sytuacji obiecana bombarda? A strażnicy to dupy wołowe, nie wojaki.

Jakoś nie chce mi się to wszystko skleić w jedną całość.

Dzięki Finklo za przeczytanie i komentarz.

Dlaczego wizje z córką były prawdziwe, a te z Waldkiem kłamały?

A gdybyś tak przeczytała to inaczej? To córka mówiła prawdę a Waldek kłamał?

Jakoś nie chce mi się to wszystko skleić w jedną całość.

A gdybyś tak, zamiast szukać sensu i klasycznej fabuły, spróbowała zobaczyć “obraz”?

Ale generalnie, masz rację. Trudno te puzzle poskładać.

Czyli Waldek kłamał, a córka mówiła prawdę. OK. Kim jest Waldek, co chciał osiągnąć, łżąc? Tego nie wiem.

No właśnie nie widzę obrazu, tylko puzzle z różnych zestawów. Kawałki z Waldkiem podniszczone.

A, co mi tam! I tak pewnie jesteś ostatnim czytelnikiem. devil

Waldek osiągnął to co chciał osiągnąć.

Rodzinę Grześka zbili… jak by ich tu nazwać?… 

Waldek zaś spokojnie czekał i gdy było po wszystkim zajął jego posiadłość.

A Grzesiek, zakuty w kajdany patrzył jak przyjaciel panoszy się w jego domu.

A gdyby tylko nie dał się podpuścić, gdyby zaufał córce.

To i tak nie wiadomo jak by się to skończyło.

Przyjemnie się czytało :)

Nowa Fantastyka