- Opowiadanie: Prorok T2 - Głęboki błękit nieba. Rozdział 1

Głęboki błękit nieba. Rozdział 1

-------- UWAGA  WER­SJA EDY­TO­WA­NA --------

Jest to po­pra­wio­na wer­sja ory­gi­nal­ne­go frag­men­tu, po­now­nie opu­bli­ko­wa­na.

---------------------------------------------------------

 

Przed­sta­wiam pierw­szy roz­dział mojej po­wie­ści pod ty­tu­łem “Głę­bo­ki błę­kit nieba”. Osa­dzo­na jest w ja­poń­skiej sty­li­sty­ce. 

Głów­ną bo­ha­ter­ką i nar­ra­tor­ką za­ra­zem jest Raiko, młoda dziew­czy­na miesz­ka­ją­ca z ojcem i bra­tem. Pew­ne­go razu ucie­ka z domu i tra­fia do in­ne­go świa­ta, o czym jest ten roz­dział, gdzie po­zna­je inną kra­inę pełną fan­ta­stycz­nych stwo­rzeń i po­sta­ci.

Frag­ment zo­stał prze­ze mnie po­pra­wio­ny i spraw­dzo­ny, mam na­dzie­ję, że nie ma tu już błę­dów albo są takie, które nie prze­szko­dzą w przy­jem­nym od­bio­rze lek­tu­ry. Ko­lej­ne roz­dzia­ły będę sta­rał się pu­bli­ko­wać w miarę re­gu­lar­nie.

Chciał­bym także po­dzię­ko­wać moim betom – bel­ha­jo­wi, ro­ger­re­deye i mrbri­ght­si­de za kry­ty­kę i wska­za­nie błę­dów oraz ogól­ną ocenę frag­men­tu. 

 

Oceny

Głęboki błękit nieba. Rozdział 1

Mój ojciec jest potężnym biznesmenem i politykiem, robiącym karierę w mocno odmienionym przez jego rządy Tokio. Tekuhiro Gyoto stworzył ekskluzywne dzielnice dla bogaczy, pomijając biednych, których nie stać, aby mieszkać w najlepiej zorganizowanej strefie. Jakby tego było mało, większość tutejszych budynków została przetworzona na ruchome fabryki, z których wydobywa się czarny, smolisty dym, idący wprost do atmosfery. Tata rzadko zagląda do nas, zwłaszcza, gdy jesteśmy sami. Mój starszy brat Hagaruto to prawdziwy potwór, który zmienił nasz dom w więzienie. Każdej nocy śnię jego twarz, tylko po to by obudzić się z krzykiem na ustach.

Słyszę dźwięk łańcuchów, którymi lubi mnie okładać. Nie ma żadnych oporów przed tym, żeby bić swoją własną siostrę.

Dzyń, dzyń. Znowu ten dźwięk… Jak ja go nienawidzę…

Czasami zastanawiam się, czy istnieje jakiś powód, że jeszcze mnie nie zabił. Mógł to zrobić tyle razy i upozorować na wypadek. A jednak.

Okropny ból przeszywa moje piersi, a serce tłucze się, jakby chciało się z nich wyrwać.

Każdego dnia marzę o tym, aby ten koszmar się skończył, lecz nic takiego nie nadchodzi. Zamiast tego widzę uśmiech i satysfakcję na twarzy Hagaruto. Ponury uśmiech znany tylko z filmów i mangi, często pojawiający się na twarzy złoczyńców. Zawsze znajdzie się jakiś bohater, który w końcu ratuje słabszych z opresji, prawda…? Nie w moim przypadku.

Wychodzę z szafy i wczołguję się pod łóżko, mimo wcześniejszego sprzeciwu z głębi duszy. Próbuję oddychać ciszej, żeby nie zdradzić miejsca, gdzie się ukrywam, ale serce wali jak szalone.

– Chooodź, Raiko – krzyczy.

Nie wychodzę.

– Cholera. Gdzie ona jest? – Hagaruto pyta siebie. Po chwili wyciąga komórkę, przesuwając palcem po ekranie, wybiera jakiś numer i dzwoni.

Ból w piersiach nasila się coraz bardziej, z trudem powstrzymuję się przed zwymiotowaniem na podłogę. W międzyczasie mój brat chowa z powrotem telefon niezadowolony, że nie udało mu się dodzwonić tam, gdzie chciał. Na jego twarzy rysuje się wręcz demoniczny wyraz.

– Gdzie ona jest?! – wrzeszczy. – Znajdę cię, Raiko i przysięgam, że gdy to zrobię… pożałujesz tego.

Oddycham głęboko z ulgą, że poszedł dalej, do innego pomieszczenia mnie szukać. On nigdy nie odpuszcza, zwykle dostaje to czego chce. Muszę znaleźć sposób, aby od niego uciec. Na świecie jeszcze istnieją chyba bezpieczne miejsca.

„O nie, wraca”.

Przez chwilę gapi się na pokój sypialni, gdzie aktualnie się ukrywam, lecz potem wchodzi, zbliżając się powoli do łóżka. W mig wyczołguję się spod niego, unikając złapania przez Hagaruto, wybiegam na zewnątrz, prosto na dach.

Niebo lepi się od szaroczarnej smugi, a jedyną widoczną na nim rzeczą jest przebłysk ostrego neonowego napisu, unoszącego się i reklamującego popularny bar w centrum miasta.

Stoję przy krawędzi, z odruchowo schowaną dłonią w kieszeń moich spodni. Wyjmuję ją z nich i rozluźniam uścisk. Oglądam szybko znalezisko, które się w niej znalazło.

„To… Pióro?”, zastanawiam się, myśląc niedługo nad gatunkiem, który mógł je zostawić. „Skąd ono się wzięło?”

Wkładam je natychmiast z powrotem do kieszeni, zastanawiając się nad możliwymi opcjami. Obok jest rura, którą transportują jonizowaną wodę, więc mogę się po niej ześlizgnąć na dół i pobiec dalej. Niedaleko stąd jest miejsce, gdzie kończy się ulica, a zaczyna las; nie jest gęsty, może nie będzie mnie tam próbował szukać.

 Hagaruto z impetem otwiera drzwi, prowadzące na dach, nadal trzymając lśniący oręż przy sobie. Na jego twarzy gości złowrogi uśmiech.

Stawiam niepewne kroki na śliskiej powierzchni rury, na dół jest długa droga, ale muszę zaryzykować.

 

6

 

Srebrzysty księżyc walczy, by pojawić się na niebie pokrytym sadzą i popiołem z lasów, które wypala się pod nowe fabryki. Służby oznaczają specjalnie takie miejsca, a strażakom zabrania się ich gasić, dopóki ogień sam nie ustąpi. Zazwyczaj cierpią zwykli mieszkańcy mniejszych wiosek, którzy w wyniku pożarów tracą cały swój dobytek. Próbowałam przemówić tacie do rozsądku, lecz on zupełnie mnie nie słuchał.

Przechodzę pod bramą torii[1], prosto do lasu pokrytego śniegiem. Zostawiam za sobą obrzeża, które są dziś synonimem slumsów. Szarawy płatek śniegu dotyka skóry na moich dłoniach, parząc nieprzyjemnie.

– Dzyń, dzyń… – śpiewa z oddali Hagaruto.

Za drzewami widzę cień.

– Nie skrzywdzisz mnie, Onii–san [2]– oznajmiam mu głośno i wyraźnie.

Lazurowe pióro nieznanego gatunku ptaka pojawia się w mojej ręce.

– Tym chcesz ze mną walczyć? – kpi. – Mam nad tobą władzę. Mogę cię łatwo pokonać.

– Nie rozumiem… Czemu mnie nienawidzisz? – pytam ze łzami w oczach.

– Nie, nie. To nie tak, Raiko. – Jego głos jest pełen jadu. – Twoje cierpienie jest moją przyjemnością.

Mama wiedziałaby, co powiedzieć, aby przemówić mojemu bratu do rozsądku. Umarła, gdy byłam mała, we śnie. Ona jedyna na pewno znalazłaby wyjście z tej sytuacji, spróbowałaby wpłynąć na Hagaruto, bo ja tego nie potrafię.

Znienacka oślepia mnie tajemniczy błysk światła, nic nie widzę przez chwilę. Mój brat wrzeszczy wniebogłosy, jakby do środka wdzierał się ból. Przez chwilę rzuca mi spojrzenie, bynajmniej nie jest to spojrzenie miłości, ale wypełnione czystym, gromadzonym od jakiegoś czasu złem.

Nagle wszystko staje się inne.

 

 

6

 

Całą okolicę z wyjątkiem wysokich, liściastych drzew pokrywa tajemnicza niebieska mgiełka. W górze, na nocnym niebie dostrzegam dwa księżyce, umiejscowione na wyjątkowo czystym horyzoncie.

„Gdzie podziały się zabudowania?”, myślę.

Zaczynam trząść się z zimna. Koszulka z krótkim rękawem i niebieskie szorty to nie był dobry pomysł – zdaję sobie z tego sprawę.

Przede mną jest jakaś sadzawka. Boże… Jestem tak spragniona…

Woda w niej nie może być zatruta, poza tym to i tak lepsze od tego niż, żeby znalazł mnie pierwszy Hagaruto. On nie zawahałby się, więc ja też nie powinnam.

Klęczę na śliskich kamieniach, nachylając się i odgarniając włosy. Ustami dotykam chłodnej wody, która smakuje przedziwnie. Natychmiast po jej wypiciu staje się senna, a głowa zaczyna mi pulsować okropnie, zupełnie jakby w środku umieszczono mi bombę z opóźnionym zapłonem. Opieram się o pobliskie drzewo, gdy cała okoliczna przestrzeń wiruje na moich oczach. Powoli tracę przytomność…

Upadam.

 

6

 

– Hej, wszystko w porządku?

Głos miesza się z miauczeniem kota, zupełnie nie pasuje do mojego starszego brata, który skorzystałby z okazji, aby się nade mną poznęcać w najgorszy, możliwy sposób. Tylko od kiedy to koty w Japonii umieją mówić językiem ludzi?

Powoli poruszam powiekami i otwieram oczy, przekonując się, z kim mam do czynienia.

– Kim jesteś? – mówi kot.

Sierść futrzaka jest niebieska jak niebo, z czarnymi pręgami na grzbiecie i rozdwojonym ogonem, machającym z tyłu, zdecydowanie wyróżniającym go na tle pozostałych zwierząt. Stoi przede mną wyprostowany, na dwóch tylnych trzymając krótki nożyk w prawej przedniej łapie, prawie jak człowiek.

Słowa grzęzną mi w gardle, gdy próbuję coś powiedzieć.

– Ech, to pewnie efekt maho-no-ike[3]Wiesz, gdzie jesteś?

Kręcę głową.

Kot zwinnie zeskakuje z gałęzi, lądując na czterech łapach. Po przybyciu na ziemię przyjmuje postać młodego chłopaka, odzianego w skórzaną zbroję. Nóż chowa do pochwy na grzbiecie. Podchodzi do mnie.

Wycofuję się, przy okazji okazało się, dlaczego nie mogę mówić. Spoglądam w dół i dostrzegam białe łapy.

– Spokojnie… – mówi nieznajomy.

Próbuję się odezwać, ale słyszę jakby mysi pisk.

– Nie nadwyrężaj gardła – odzywa się znowu. Chłopak z odstającymi uszami kota na głowie kuca przede mną. – Możesz być zdezorientowana, to normalne. Nie bój się.

„Co tu się dzieje?”

Wojownik odwraca się błyskawicznie przed siebie, stając do mnie plecami. Z pochwy na plecach wyciąga miecz, będący wcześniej nożem. Kieruje on swoją uwagę na coś, kryjącego się w mroku. Nic z tego nie rozumiem.

Nagle pojawia się umięśniony mężczyzna, którego wygląd przypomina mi barbarzyńcę z powieści fantasy. Podobnie zresztą do jego książkowych odpowiedników ma na sobie surową, cętkowaną przepaskę oraz dwa naramienniki. Jego bronią są kościane rękawice i czaszkowy hełm.

– To berserker. – Kot patrzy kątem oka w moją stronę. – Walczyłem już z nimi parę razy. Obronię cię.

Pierwszy zaatakował Barb… Znaczy… Berserker. Porusza się sprawnie niczym bokser na ringu próbując zadać cios od dołu, lecz kot blokuje go mieczem. Odskakują od siebie. Mężczyzna w biodrowej przepasce atakuje rękawicą. Broń kruszy się o stal uniesionego miecza. 

Pierwszy atakuje Barb… Berserker. Jego ruchy przypominają mi boksera, sondującego i analizującego przeciwnika na ringu. Bez uprzedzenia Berserker próbuje zadać cios od dołu, lecz kot bez żadnego problemu atakuje go mieczem. Odskakują od siebie. Wówczas rywal w biodrowej przepasce atakuje rękawicą, która kruszy się o stal uniesionego już miecza. Widząc otwarcie w ataku nekomaty, Berserker próbuje uderzyć od boku, ale pechowo dla niego zostaje zniszczona druga rękawica. Sfrustrowany napastnik próbuje uderzyć głową, z efektem, że również hełm rozpada się na kawałki w podobny sposób, co wcześniej poprzednia broń.

Młody wojownik uśmiecha się i posyła ostateczny zamach, tworząc świetlistą falę, która odrzuca przeciwnika parę metrów dalej. Bezwładne ciało mięśniaka upada na zaśnieżoną trawą, a zwycięzca zwraca się do mnie.

– On żyje – mówi spokojnie jak to tylko możliwe. – Musimy szybko stąd uciekać, zaraz będzie ich więcej – dodaje.

Moje struny głosowe chyba się rozluźniają.

– Gggdzie… mnie… zabierasz?

– Mówiłem: Nie nadwyrężaj gardła. – Torpeduje mnie wzrokiem, po czym się uśmiecha. – To chyba silniejsze od ciebie, co? He, he… Jestem Wakamono, tak w ogóle.

– Waka… mono?

– Ach, zapomniałem o twoim gardle. – Śmieje się do mnie niezręcznie, mrużąc oczy. – Chodźmy już.

 

6

 

Purpurowe grzyby świecące w ciemności, zdobią naturalnych rozmiarów grotę. Z góry zwisają stalaktyty, po których spływa woda, kapiąca na głowę.

„Głowę…?”

Nawet nie wiem, czy powinnam się nazywać jeszcze człowiekiem.

Wakamono zmienił się z powrotem w kota, bacznie mnie obserwując swoimi dzikimi, żółtymi ślepiami drapieżnika. Jest dziwnie spokojny, choć mam zgoła inne wrażenie. Odkąd „pokonał” Berserkera w tym pojedynku, nic nie powiedział. Może to i lepiej.

Ten nieznany świat wydaje się być poza zasięgiem zwykłych ludzi.

Nekomata mamrocze jakieś słowa, które otwierają przejście, wiodące do podziemnego miasta. Kamienne wrota z hukiem otwierają się, ujawniając innych ludzi, którzy wychodzą nam naprzeciw, wyposażeni w ciężkie kolczugi i drewniane łuki. Po wcześniejszym przyjęciu ludzkiej postaci, Wakamono wita się z dwoma wyraźnie wyróżniającymi się strażnikami, uzbrojonymi w kuszę i miecz.

– Semigurd! Nazoko! – wita się serdecznie Wakamono.

Strażnicy odwzajemniają powitanie.

– Kto to? – pyta Nazoko. Rzuca w moim kierunku podejrzliwe spojrzenie, próbując wywiercić nim we mnie dziurę.

– To… Ano właśnie. – Uśmiecha się bezradnie kot.

– Nie zapytałeś o imię?! – Zbulwersował się mężczyzna o łagodnych rysach. – Wakamono, gdzie twoje maniery?

– Jjje… Jestem Raiko – odpowiadam chrapliwym głosem, który do mnie nie pasuje.

– Zaprowadźmy ją do pani Hasumi. – Zaproponowała kobieta. – Ona jej pomoże.

– Na pewno. – kwituje Wakamono.

 

---------

[1] Torii – z jap. „Miejsce dla ptaków, grzęda”. W wierzeniach shintō uważa się, że budowle te prowadzą do miejsc świętych (ptaki w tej religii uważane są za posłańców „kami” – bogów). Ponadto stanowią ważną część architektury japońskiej.

[2] Onii-san – z jap. „Starszy brat”.

[3] Maho-no-ike – z jap. „Magiczny staw”.

Koniec

Komentarze

Cześć, Proroku!

Widziałam poprzednią wersję, ale nie zostawiłam komentarza, bo nie doczytałam do końca. Nie wiem, jak bardzo ta wersja różni się od poprzedniej, no ale ta na pewno podoba mi się bardziej.

Japonia to nie moje klimaty, ale czysto obiektywnie mogę napisać, że przedstawiony fragment jest całkiem fajny ;) Powiedz mi tylko, czy to faktycznie pierwszy rozdział, czy części tego rozdziału, bo jest bardzo chaotycznie (w takim złym stylu). Nie wiem za bardzo, co się dzieje (albo raczej dlaczego). No dobra, może nie tyle chaotycznie co po prostu płasko. Zawsze gdy bohater nagle trafia do magicznego świata jest takie “wow”. Tutaj poczułam się, jakby Raiko weszła do innego pokoju. 

Sam początek jest naprawdę niezły, intryguje mnie brat bohaterki i ich relacja – czy to zwykły psychol jak Gregor Clegane z Gry o tron, czy może kryje się za tym coś ciekawszego?

Pomysł jest oklepany, ale umieszczenie akcji w Japonii czyni go ciekawszym. No ja przynajmniej nie zetknęłam się z takim tekstem. Jeśli faktycznie interesujesz się tym krajem, może wyjść coś oryginalnego :)

Styl jeszcze trochę bez polotu, ale nie powiedziałabym, że lektura była nieprzyjemna. Fajnie, że trafiają się japońskie słowa, ale cieszę się też, że jest ich niewiele – mam nadzieję, że przy tym pozostaniesz, bo zasypywanie czytelnika ogromem obcych wyrazów nigdy nie jest dobre ;) 

 

 

Głos miesza się z miauczeniem kota i zupełnie nie pasuje do mojego starszego brata, który skorzystałby z okazji, aby się nade mną poznęcać w najgorszy, możliwy sposób.

Zbędny przecinek.

 

 

– Zaprowadźmy ją do pani Hasumi. – Zaproponowała Nazoko.

“…Hasumi – zaproponowała…”

 

– Na pewno. – kwituje Wakamono.

Zbędna kropka po “na pewno”.

 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

 

Ps. Możesz usunąć “wersja edytowana” w tytule i zamieścić to w przedmowie. Twój tekst będzie się atrakcyjniej prezentował ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dziękuję, LanoVallen. Pomysł na taką, a nie inną relację głównej bohaterki z jej bratem przyszedł mi do głowy za sprawą jednej z mang, gdzie bohaterka tamtego komiksu miała podobne stosunki z rodzeństwem. Oczywiście, w miarę publikacji kolejnych rozdziałów wyjaśnię, dlaczego tak jest, choć nie wszystko ;)

Wiem, że początek jest “lekko” chaotyczny, ale później trochę jest to bardziej ułożone i toczy się innym torem. 

Bardzo chciałbym, żeby było oryginalnie. Cały czas zaglądam i biorę pomysły z japońskiego folkloru i szukam informacji o zwyczajach w Kraju Kwitnącej Wiśni. Japońskie słowa się pojawią, jako że chciałbym, aby lepiej było poczuć klimat Japonii. Jednakże nie tylko słowa japońskie się pojawią, ponieważ mam zamiar pokazać inne kultury. Wszystko, co się pojawi będzie odpowiednio opisane i wyjaśnione :)

Wskazane błędy poprawione, podobnie jest też z tytułem, który zmieniłem.

Dzięki, na pewno wkrótce pojawi się więcej rozdziałów.

 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Nowa Fantastyka