- Opowiadanie: ocmel - Bogini księżyca i śmierci cz.2

Bogini księżyca i śmierci cz.2

Hej, dziś wrzucam drugą część opowiadania o greckich bogach. Za drobną radą spróbowałam napisać ją w narracji trzecioosobowej. Zazwyczaj piszę jednak z punktu widzenia bohatera, więc ciekawi mnie Wasza opinia :) Bogowie mieli być bardziej boscy, ale akurat ten fragment w większości nastawiony jest na przemyślenia i uczucia, dlatego tym razem nadal są odrobinę ludzcy. 

Oceny

Bogini księżyca i śmierci cz.2

W pałacu Atena nie odezwała się już ani słowem. Z typową dla siebie chłodną gracją oddaliła się w kierunku biblioteki, pozostawiając resztę rodzeństwa w przestronnym holu. Przez chwilę cała trójka obserwowała siostrę, a później również Hermes odszedł w głąb pałacu, kompletnie nic nie mówiąc. Artemida, zbyt pochłonięta własnymi myślami, zdawała się nawet nie zauważyć zniknięcia młodszego z braci. W uszach wciąż dźwięczały jej słowa siostry: „Czy nie istnieją już bardziej wyszukane sposoby zwracania na siebie uwagi?. We wnętrzu bogini zawrzał gniew. Nie jestem próżna, pomyślała. Gdybym chciała atencji, wybrałabym do tego dużo bardziej efektowny i skuteczny sposób.

Dla Artemidy ucieczki z pałacu były jedynie oddechem. Haustem powietrza ratującym przed całkowitym uduszeniem się w murach pałacu. Jako bogini zwierząt, lasów, gór i roślinności nie wyobrażała sobie żyć z dala od wszystkiego, co kochała. Tak jak Atena potrzebowała swoich książek i miecza, a Apollo dzieł sztuki, muzyki czy poezji. Tyle, że oni nie potrafili tego zrozumieć. Wszystko, z czego czerpali siłę znajdowało się na miejscu, w pałacu. Natomiast żyjąc bez natury i jej uroków, Artemida każdego dnia czuła, jakby jej dusza usychała kawałek po kawałku.

Poza tym, przemknęło jej przez myśl, jak Atena mogła zarzucić mi bezmyślność? Nikogo nie narażałam! Oddelegowałam nimfy i zabroniłam im podążać za mną na Ziemię. Apollo to zupełnie inna sprawa. W żaden sposób nie można było powstrzymać go przed strzeżeniem siostry bliźniaczki. Każdy, kto ich znał, wiedział, że młody bóg dla dziewczyny zszedłby nawet do Hadesu, eliminując wszystkich, którzy spróbowaliby stanąć mu na drodze. W dodatku, dzięki łączącej rodzeństwo więzi, Apollo i Artemida potrafili doskonale określać swoje położenie. Dziewczyna nie była więc w stanie ukryć się przed bratem, choć starała się wymykać zawsze, gdy inni zajmowali się własnymi sprawami.

Jego głos wyrwał ją z zamyślenia:

– Artemis?

Niewiele osób używało tego zdrobnienia. Apollo posługiwał się nim od dziecka i szybko nauczył tego zwyczaju także Hermesa. Starsze rodzeństwo i reszta rodziny z kolei zawsze zwracali się do bogini pełnym imieniem. Ares powiedział jej kiedyś, że zmiękczeń używali tylko słabeusze. “W imieniu kryje się prawda”, wyjaśnił. “Jesteś boginią i ludzie powinni czuć przed tobą respekt. Nikt nie będzie się bał, jeśli zamiast prawdziwego imienia usłyszy ledwie zdrobnienie”. Artemida nie mogła się z nim zgodzić. Zdrobnienia nie oznaczały słabości. Niosły ze sobą ciepło i serdeczność. I właśnie tego oczekiwała od swojej rodziny. Ludzie bali się zawsze. Nieważne, jakie imię nosiła.

Młoda kobieta podniosła wzrok na brata, wracając powoli do rzeczywistości. Na Ziemi oboje mieli niespełna dwa metry wzrostu i łudząco przypominali ludzi. Pięknych i nieco nierealnych, ale jednak ludzi. W pałacu ciężko było ich określić ziemską miarą. Artemida niejednokrotnie spotkała się z terminem „potężni”. Tyle, że nie była pewna, czy miało to określać ich wzrost, wygląd, czy raczej boskie moce i nieśmiertelność. Na Olimpie czasem pojawiali się ludzie, jednak tak dawno, że wspomnienia zacierały się już w pamięci. Od wieków bogowie siedzieli zamknięci w swoim pałacu, próbując otrząsnąć się z zaskoczenia, jakim było pojawienie się nowego, przerażającego wroga. Nie utrzymywali żadnych kontaktów z Ziemią. Wielu bogów uważało, że to stamtąd pochodziło zagrożenie – od niewdzięcznych ludzi, którzy chcieli przejąć władzę nad wszechświatem. Zeus stanowczo temu zaprzeczał, ale w końcu zmuszony był ulec namowom Hery i zatrzasnął pałac na cztery spusty. Artemida już dawno przestała liczyć czas, który od tamtej chwili upłynął.

Jej wzrok padł na kołczan ze strzałami zawieszony na ramieniu brata. Sama miała niemal identyczny komplet wykonany z drzewa oliwnego w swojej komnacie. Różniło je wyłącznie żłobienie tuż pod lotkami z harpich piór. Strzały Apolla zdobił subtelny laur, natomiast Artemidy – zgrabna łania. Symbole wymyślili jeszcze w młodości, kiedy ścierali się często w zawodach w strzelaniu do celu. Gra jednak szybko straciła sens. Artemida i Apollo nigdy bowiem nie pudłowali.

– Pójdę sprawdzić, jak miewają się nimfy. – Głos bogini był jakby nieobecny.

– Widziałem je w komnacie muzycznej, zanim wyszliśmy. Pięknie grały.

Artemida machinalnie pokiwała głową i ruszyła we wskazanym kierunku. Tyle spraw ostatnio zaprzątało jej myśli. Atena myliła się, sądząc, że sprawa śmiercionośnych jej nie obchodziła. Młoda bogini wiele by dała za możliwość uczestniczenia w zdobywaniu informacji. Marzyła, żeby przebić gardła wrogów strzałą i nasączyć ich krwią całą Ziemię. Chciała znów poczuć tę wszechobecną moc, którą miała przed wiekami. Bogowie nie powinni żyć w strachu. Nie bali się tytanów, nie ulegli gigantom i Artemida nie mogła pojąć, jaka moc kryła się za śmiercionośnymi, skoro jej ojciec postanowił schować się we własnym domu.

Całą drogę zarówno Artemida, jak i Apollo milczeli, oddając się własnym rozmyślaniom. Kiedy stanęli w drzwiach komnaty, powitał ich melodyjny śpiew pięciu nimf rozłożonych na sofach ustawionych pośród instrumentów. Blondwłosa Efne rytmicznie uderzała smukłymi palcami o udo okryte półprzezroczystym materiałem w kolorze jasnej zieleni, a tuż obok Neeria plotła drobne warkocze na głowie Vian. Ich dźwięczne głosy tworzyły muzykę piękniejszą niż jakikolwiek instrument.

Artemida i Apollo zaczekali w ciszy, aż nimfy skończyły swoją radosną melodię i dopiero wtedy bogini łowów przekroczyła próg komnaty. Pięć głów natychmiast zwróciło się w jej stronę.

– Artemido – powiedziała Katne, opuszczając głowę. Artemida ledwie powstrzymała się przed skarceniem jej. Nie lubiła, gdy nimfy traktowały ją z nadmiernym patetyzmem. Były jej kompankami, a nie służącymi. – Martwiłyśmy się, kiedy twoje rodzeństwo postanowiło opuścić pałac.

– Niepotrzebna panika, Katne. Piękna melodia.

Tym razem wszystkie nimfy skłoniły głowy, dziękując za komplement. Ich skromne usposobienie potrafiło być naprawdę czarujące. Wiele osób nie doceniało nimf, uważając je za niewinne dziewczynki zajmujące się jedynie haftowaniem i śpiewem. Artemida jednak niejednokrotnie widziała, jak zawzięte potrafiły być, kiedy walczyły o to, co kochały.

– Może dołączylibyśmy do dziewcząt? – zaproponował nagle Apollo, obdarowując wszystkie zebrane promiennym uśmiechem. Zwrócił się ku siostrze. – Dawno nie słyszałem, jak grasz.

Artemida uniosła wysoko brew. Gry na instrumentach nauczyła się dla Apolla, kiedy po raz kolejny narażał swoje życie w ważnej dla niej sprawie. Zazwyczaj tylko tańczyła do jego melodii, ale gdy miał zły nastrój, brała do ręki harfę, syringę, kitarę albo tympanon, starając się rozweselić brata. Te czasy już dawno jednak odeszły w niepamięć. Wieki szczęścia, radości i potęgi zastąpił strach oraz ból straty. Artemida od tamtego czasu nie grała na żadnym instrumencie. Nie miała pewności, czy jeszcze w ogóle potrafiła ich używać.

Nie umiała jednak odmówić bratu i jego niewinnym oczom w kolorze bezkresnego oceanu. Skinęła więc głową i sięgnęła po fletnię Pana, próbując przypomnieć sobie wydobywane z niej niegdyś dźwięki. Apollo tymczasem chwycił za kitarę i umościł się na sofie obok Efne. Pozostałe nimfy podążyły za nim rozmarzonym wzrokiem. Nawet je potrafił oczarować. Młody mężczyzna zaintonował pierwsze dźwięki i nimfy natychmiast podchwyciły melodię. Zaczęły nucić cicho piosenkę, którą w dzieciństwie Apollo często grywał dla siostry. Artemida uśmiechnęła się mimowolnie i dołączyła do gry. Udało jej się idealnie odtworzyć muzykę z młodości i kiedy zabrzmiał ostatni dźwięk, a nimfy ucichły, dostrzegła niekłamaną dumę na twarzy brata. Sama też nie mogła powstrzymać zadowolenia.

– Zupełnie zapomniałam o tej melodii – wyznała.

– A jednak nadal przynosi taki sam efekt.

Bogini zmarszczyła lekko brwi. Apollo, bóg poezji i sztuki, nierzadko używał niezrozumiałych dla innych metafor i frazesów, jednak tym razem Artemidzie wydawało się, że za jego słowami nie kryło się żadne ukryte znaczenie. A mimo to sens jego słów gdzieś jej umykał. Tymczasem Apollo wstał niespiesznie z sofy i odłożył kitarę na stół.

– Rozjaśnia twoje nawet najbardziej pochmurne oblicze – wyjaśnił, po czym mrugnął porozumiewawczo do siostry i wyszedł z komnaty.

Artemida przez krótką chwilę trawiła to, co właśnie usłyszała. Rzeczywiście, muzyka wywołała w niej nostalgiczną radość, o którą sama siebie nie podejrzewała. Co więcej, w trakcie grania uleciała z niej złość na Atenę i poczucie upokorzenia, które zawsze wzbudzały w młodej bogini przemowy siostry. Zupełnie, jakby wesoła melodia podziałała oczyszczająco i pozwoliła jej pozbyć się wszelkich negatywnych emocji. W tamtym momencie liczyła się tylko komnata i muzyka, a troski odpłynęły daleko jeszcze za rzekę Styks.

Dotychczas Artemida myślała, że to ona nauczyła się grać dla Apolla.

A może to on spowodował, że pokochała muzykę dla samej siebie.

Koniec

Komentarze

Hej :)

Czyta się to zdecydowanie lepiej :) Myślę, że warto zostać przy takiej narracji.

I wbrew Twym słowom, jest sporo więcej boskości.

Być może, gdyby te dwie części czytało się jako jedno opowiadanie, tamto tak bardzo nie rzucałoby się w oczy.

 

 

Kilka drobnostek, które zauważyłem.

 

1.

Jako bogini zwierząt, lasów, gór i roślinności nie wyobrażała sobie żyć z dala od rzeczy, które kochała. → Jako bogini zwierząt, lasów, gór i roślinności nie wyobrażała sobie żyć z dala od wszystkiego, co kochała.

 

Może zamiast “rzeczy” dać wszystko? Podkreśla wartość lepiej od “rzeczy”.

 

 

2.

W dodatku, dzięki łączącej rodzeństwo więzi, Apollo i Artemida potrafili doskonale określić swoje położenie. –> W dodatku, dzięki łączącej rodzeństwo więzi, Apollo i Artemida potrafili doskonale określać swoje położenie.

 

3.

 

Symbole wymyślili jeszcze w młodości, kiedy ścierali się często w zawodach na strzelanie do celu.Symbole wymyślili jeszcze w młodości, kiedy ścierali się często w zawodach w strzelaniu do celu.

 

Przynajmniej tak mi się wydaje :]

 

4.

Gra jednak szybko straciła całkiem sens.

 

Wyrzuciłbym słowo “całkiem”.

 

 

5.

Marzyła, żeby przebić gardła wrogów strzałą i nasączyć nią całą Ziemię.

 

Nasączyć Ziemię czym? Strzałą?

 

 

6.

Nie bali się tytanów, nie ulegli gigantom i Artemida nie mogła pojąć, jaka waga kryła się za śmiercionośnymi, skoro jej ojciec postanowił schować się we własnym domu.

 

Czy waga to dobre określenie?

 

7.

Artemida jednak niejednokrotnie widziała, jak waleczne i zawzięte potrafiły być, kiedy walczyły o to, co kochały.

 

Wyrzuciłbym “waleczne” skoro później “walczyły”.

 

 

8.

Rzeczywiście, muzyka wywołała w niej nostalgiczną radość.

 

Nie jestem pewien, czy radość może być nostalgiczna, ale być może to poetycka przenośnia :)

 

Na pewno jest lepiej i czekam na kolejną część :)

silvan dziękuję bardzo za wszystkie uwagi i cieszę się, że zmiany pomogły :) 

Cześć!

Przeczytałem. Lektura drugiej części nie dała mi już aż takiej frajdy, ale to bynajmniej nie znaczy, że tekst jest zły. Jest niezły, jak dla mnie. Tutaj bardziej skupiłaś się na przeżyciach i relacjach bohaterów, więź bliźniąt, tęsknota ptaka w klatce. Mi zabrakło jakiejś akcji, niepewności, czegokolwiek innego niż rozmowy i przeżywanie wewnętrznego świata. Czyli tego, co tak mi się spodobało w części pierwszej.

Motyw z muzyką i odkryciem Artemidy ciekawy, ale mam nadzieje, że to nie koniec i że pozwolisz czytelnikom dowiedzieć się trochę więcej o zakręconym świecie z olimpijskimi bohaterami, zaplatając to wszystko w spójna całość ;-)

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85 dzięki za przeczytanie :) W tej historii nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. To prawda, że część druga nie jest za bardzo dynamiczna, ale wydaje mi się, że spokojniejsze momenty też są czasem potrzebne :) Pozdrawiam! 

Hej, ocmel :)

Ta część podoba mi się zdecydowanie bardziej – lubię narrację pierwszoosobową, ale uważam, że dużo trudniej jest polubić wtedy bohatera no i nie zawsze jest po prostu potrzebna. Tutaj lepiej sprawdza się narracja trzecioosobowa, ale to tylko moje spostrzeżenie, więc cieszę się, że ją zastosowałaś, ale oczywiście pisz tak, jak lubisz.

Zgadzam się z przedmówcami – że jest bardziej bosko, ale faktycznie wciąż ludzko ;) Ale zgadzam się też, że właściwie nic się nie dzieje, ale w końcu to tylko fragment. Zawsze lubiłam Apolla i dobrze go tu pokazałaś. 

 

 

Artemida i Apollo bowiem nigdy nie pudłowali.

Ładniej/zgrabniej byłoby: “Artemida i Apollo nigdy bowiem nie pudłowali”. 

 

 

-Może dołączylibyśmy do dziewcząt? – zaproponował nagle Apollo, obdarowując wszystkie zebrane promiennym uśmiechem.

Brakuje spacji na początku i półpauzy zamiast dywizu. 

 

-Rozjaśnia twoje nawet najbardziej pochmurne oblicze – wyjaśnił, po czym mrugnął porozumiewawczo do siostry i wyszedł z komnaty.

Tak samo.

 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

LanaVallen naprawdę dziękuję za tamtą radę, sama widzę, że w trzecioosobowej narracji wygląda to dużo lepiej :) Już poprawiam błędy i mam nadzieję, że ciąg dalszy nie zawiedzie. Dzięki! ;)

Dalej czyta się ok.

Czasami zapisujesz dialog w tekście, to trochę myli

 

Nie podobały mi się dwie rzeczy:

Przez chwilę cała trójka obserwowała kobietę, a później również Hermes odszedł w głąb pałacu, nie czując najmniejszej potrzeby tłumaczenia się.

 

Ta kobieta brzmi, jakby chodziło o kogoś całkiem nowego.

 

We wnętrzu bogini zawrzało.

Zmieniłabym na „We wnętrzu wrzała (może nawet gniewem).

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush dzięki za poświęcenie czasu i uwagi ;) 

Cześć!

 

Przez chwilę cała trójka obserwowała siostrę, a później również Hermes odszedł w głąb pałacu, nie czując najmniejszej potrzeby tłumaczenia się. Artemida zdawała się nawet nie zauważyć zniknięcia młodszego z braci, zbyt pochłonięta własnymi myślami.

To drobiazg, ale radzę przebudować pierwsze zdanie, tak aby pozbyć się zaimka zwrotnego. A jeśli nie chcesz, to chociaż przesuń go z końca zdania, bo zwraca na siebie uwagę.

Radzę też przenieść “zbyt pochłonięta własnymi myślami” za “Artemida”, bo ją określasz. Tak, moim zdaniem, jest naturalniej.

 

W uszach wciąż dźwięczały jej słowa siostry. „Czy nie istnieją już bardziej wyszukane sposoby zwracania na siebie uwagi?”.

Przytaczasz słowa siostry, więc zasadne jest użycie dwukropka.

 

Nie jestem próżna. Gdybym chciała atencji, wybrałabym do tego dużo bardziej efektowny i skuteczny sposób.

To są myśli bohaterki i warto to napisać. Trzymaj poradnik. Proponuję zapisywać myśli od nowego akapitu, wtedy jest czytelniej.

 

Natomiast Artemida każdego dnia czuła, jakby jej dusza usychała kawałek po kawałku, żyjąc bez natury i jej uroków.

Poza tym, przemknęło jej przez myśl, jak Atena mogła zarzucić mi bezmyślność? Nikogo nie narażałam!

Naturze przemknęło przez myśl? ;)

 

W żaden sposób nie można było powstrzymać go przed strzeżeniem siostry bliźniaczki.

Radzę unikać formy bezosobowej. Oddala od bohatera i opowieści.

 

Każdy, kto ich znał, wiedział, że młody bóg dla dziewczyny zszedłby nawet do Hadesu, eliminując po drodze wszystkich, którzy spróbowaliby stanąć mu na drodze.

Proponuję remont tego zdania: Każdy, kto ich znał, wiedział, że młody bóg zszedłby dla dziewczyny nawet do Hadesu, eliminując wszystkich, którzy stanęliby mu na drodze.

 

– Artemis?

Kto wypowiada tę kwestię?

 

Ares powiedział jej kiedyś, że zmiękczeń używali tylko słabeusze. W imieniu kryje się prawda, wyjaśnił. Jesteś boginią i ludzie powinni czuć przed tobą respekt. Nikt nie będzie się bał, jeśli zamiast prawdziwego imienia usłyszy ledwie zdrobnienie.

Przytoczone słowa Aresa należałoby wziąć w cudzysłów. W takiej postaci wyglądają jak myśli bohatera.

 

Artemida nie potrafiła się z nim zgodzić.

Czepiam się słówek, ale jednak zmieniłbym “potrafiła” na mogła. W powyższej postaci wygląda, jakby chciała się zgodzić, ale z jakichś powodów nie potrafiła.

 

Tyle, że nie miała pewności, czy miało to określać ich wzrost, wygląd, czy raczej boskie moce i nieśmiertelność.

Powtórzenie.

 

– Pójdę sprawdzić, jak miewają się nimfy. – Głos bogini był jakby nieobecny.

Niby wiadomo, że chodzi o Artemidę, ale jednak zmieniłbym na coś w stylu: rzuciła nieobecnym głosem Artemida. Mam wrażenie, że opowiadasz historię jakby z oddalenia, ze zbyt dalekiej, jak na mój gust, perspektywy.

 

Tyle spraw ostatnio zaprzątało jej myśli. Atena myliła się, myśląc, że sprawa śmiercionośnych jej nie obchodziła.

Powtórzenie.

 

Gry na instrumentach nauczyła się dla Apollo, kiedy po raz kolejny narażał swoje życie w ważnej dla niej sprawie.

Dla Apolla.

 

Artemida od tamtych lat nie grała na żadnym instrumencie. Nie miała pewności, czy jeszcze w ogóle potrafiła ich używać.

Wychodzi na to, że Artemida ma wątpliwości, czy jeszcze potrafi używać tamtych lat.

 

– Zupełnie zapomniałam o tej melodii – wyznała.

– A jednak nadal przynosi taki sam efekt.

Domyślam się, że Artemidzie odpowiada Apollo, ale nie zaszkodzi dodać tę informację, czyniąc dialog nieco żywszym.

 

Rozjaśnia twoje nawet najbardziej pochmurne oblicze

Proponuję: Rozjaśnia nawet twoje… Wtedy brzmi naturalnej.

 

Chyba rozumiem zamysł. Po dynamicznej scenie chciałaś napisać inną, nastrojową. I nastój rzeczywiście jest, ale wszystko dzieje się zbyt statycznie. Myślę, że warto zastanowić się nad żywszym dialogiem pomiędzy bohaterami – może podczas drogi do pokoju z nimfami? (Jakieś wspomnienie z dzieciństwa, coś, co pozwoli czytelnikowi utożsamić się z bohaterami.) Mam wrażenie, że historia dzieje się zbyt daleko ode mnie i nie potrafię odpowiednio w nią wejść. Jest nieco purpury – ale to już, jak kto lubi – i tekst wymaga szlifów, jednak to jest kosmetyka, a dwie, moim zdaniem, największe bolączki to statyczność i zbyt daleka perspektywa.

Wolałem narrację pierwszoosobową, ale mogę być nieobiektywny. ;)

Palaio, dziękuję za wszystkie uwagi. Fajnie wiedzieć, że ktoś tak wnikliwie czyta moje teksty ;) 

(Jakieś wspomnienie z dzieciństwa, coś, co pozwoli czytelnikowi utożsamić się z bohaterami.)

Obawiałam się, że postaci straciłyby trochę swojej “boskości” i stałyby zbyt ludzkie. Jasne, chcę pokazać ich z innej perspektywy niż ta, którą znamy z mitologii, ale próbowałam na początku podkreślić ich “inność”. Może za bardzo w to poszłam. No i popracuję nad tym, żeby nie usypiać całkowicie akcji, nawet w tego rodzaju fragmentach ;) 

Nowa Fantastyka