- Opowiadanie: ocmel - Bogini księżyca i śmierci cz.1

Bogini księżyca i śmierci cz.1

Cześć. Dawno mnie tu nie było. Ostat­nio pod wpły­wem chwi­li wpadł mi do głowy po­mysł na­pi­sa­nia hi­sto­rii luźno zwią­za­nej z mi­to­lo­gią grec­ką. Więk­szość pew­nie ko­ja­rzy wy­stę­pu­ją­ce w tek­ście po­sta­ci, jed­nak to, w jaki spo­sób je przed­sta­wiam nie jest zbyt­nio zwią­za­ne z utar­ty­mi ka­no­na­mi. Mimo to, wy­da­je mi się, że mi­to­lo­gia jest dość in­spi­ru­ją­ca i cie­ka­wa, dla­te­go po­sta­no­wi­łam na­wią­zać do niej w moim opo­wia­da­niu. Cze­kam na uwagi i mam na­dzie­ję, że obyło się bez ra­żą­cych błę­dów. :) 

Oceny

Bogini księżyca i śmierci cz.1

 Serce wa­li­ło mi jak osza­la­łe. Mię­śnie ud pie­kły nie­mi­ło­sier­nie, ale nie od­wa­ży­łam się za­trzy­mać. Kiedy ko­lej­na gałąź sma­gnę­ła mnie po twa­rzy, syk­nę­łam z bólu, czując coraz większą bez­sil­no­ść. Su­kien­ka po­dar­ła mi się już tak bar­dzo, że jej dłu­gie poły cią­gnę­ły się za mną ni­czym skrzy­dła, sze­lesz­cząc i ha­cząc o krze­wy. Dłu­gie włosy przy każ­dym kroku obi­ja­ły mi się o plecy ni­czym grzy­wa zwie­rzę­cia ści­ga­ne­go pod­czas łowów. Wła­śnie tak się czu­łam. Jak bez­bron­ny jeleń ści­ga­ny przez wa­ta­hę wy­głod­nia­łych wil­ków. Gdyby jed­nak po­dą­ża­ły za mną dzi­kie zwie­rzę­ta, nie mu­sia­ła­bym się bać. To ja byłam ich po­stra­chem. 

Ten, kto mnie ści­gał, po­tra­fił jed­nak dużo wię­cej niż kła­pa­nie zę­bi­ska­mi czy roz­szar­py­wa­nie szpo­na­mi. A ja po raz ko­lej­ny nie za­bra­łam łuku i strzał. Wie­dzia­łam, że jeśli prze­ży­ję, brat znowu zrobi mi nie­złą awan­tu­rę.

Dawno już mi­nę­ły czasy, gdy byłam nie­zwy­cię­żo­na. Upły­wa­ły ko­lej­ne lata, de­ka­dy i wieki, a nasi wro­go­wie rośli w siłę, ła­miąc odwieczne prawa i moce. Na­zy­wa­li­śmy ich thanásima – śmier­cio­no­śni. Nie wie­dzie­li­śmy, w jaki spo­sób po­wsta­li i dla­cze­go po­sta­no­wi­li nas zgła­dzić, ale jedno było pewne: do­sko­na­le wie­dzie­li, jak wy­peł­niać swoje za­da­nie. Po­sia­da­li nie­zna­ne ni­ko­mu moce, które spra­wia­ły, że nasze wła­sne czary sła­bły, a w końcu – cał­kiem zni­ka­ły. Wła­śnie dla­te­go za­mknę­li­śmy się w po­sia­dło­ści na szczy­cie góry nie­moż­li­wej do zdo­by­cia i zbie­ra­li­śmy in­for­ma­cje. Jak z nimi wal­czyć. Kim byli. Skąd czer­pa­li swoje moce. Cho­ciaż po­win­nam ra­czej po­wie­dzieć "zbie­ra­li". My, młod­sze ro­dzeń­stwo, nie mie­li­śmy do tego prawa. We­dług mo­je­go ojca we czwór­kę po­win­ni­śmy tkwić w tym kosz­mar­nym pa­ła­cu, cze­ka­jąc, aż ktoś inny wy­ba­wi nas z kło­po­tów. Rzecz w tym, że nigdy nie byłam grzecz­ną dziew­czyn­ką. Wią­za­ło się z tym zresz­tą wiele cie­ka­wych hi­sto­rii. Mia­łam szcze­rą na­dzie­ję, że ta nie była moją ostat­nią.

Prze­sko­czy­łam nad wy­sta­ją­cym ko­na­rem, roz­dzie­ra­jąc skórę na dłoni. Na­tych­miast prze­klę­łam pod nosem i za­ci­snę­łam ją w pięść. Krew przy­cią­ga­ła łow­ców. Kto, jak nie ja, miał­by to wie­dzieć. 

Po­zwo­li­łam sobie na rzut oka przez ramię i na­tych­miast po­ża­ło­wa­łam. Czar­ne macki dymu, który zwia­sto­wał nadciągających śmier­cio­no­śnych, były dużo bli­żej niż się spo­dzie­wa­łam. Byłam w zna­ko­mi­tej for­mie – jak za­wsze. Być może jed­nak nie do­ce­nia­łam wroga. 

Kiedy prze­bie­głam pod roz­ło­ży­stym świer­kiem, z ga­łę­zi ze­rwa­ło się stado kru­ków. Sym­bol śmier­ci. Mało opty­mi­stycz­ny omen. W sza­rym świe­tle po­ran­ka ptaki wy­glą­da­ły wy­jąt­ko­wo upior­nie i choć za­zwy­czaj nie byłam szcze­gól­nie prze­sąd­na, mu­sia­łam przy­znać, że ich wy­czu­cie czasu zro­bi­ło na mnie wra­że­nie. 

Przez wła­sne dy­sze­nie i myśli nie usły­sza­łam nawet świ­stu, gdy coś nagle prze­mknę­ło tuż przy moim po­licz­ku. Po­czu­łam tylko zna­jo­my po­dmuch po­wie­trza i zu­peł­nie od­ru­cho­wo od­wró­ci­łam głowę, po­dą­ża­jąc wzro­kiem za strza­łą. Se­kun­dę póź­niej znik­nę­ła w od­mę­tach dymu i wy­da­wać by się mogło, że w nim prze­pa­dła, ale wtedy roz­le­gło się po­twor­ne wycie. Strza­ła do­się­gła celu. Oczy­wi­ście, że tak. Nie mo­gła­bym wąt­pić.

Nie zdą­ży­łam od­wró­cić głowy z po­wro­tem, kiedy nie­spo­dzie­wa­nie zde­rzy­łam się z cie­płą klat­ką pier­sio­wą kogoś fan­ta­stycz­nie zbu­do­wa­ne­go. Męż­czy­zna jedną ręką objął moją głowę, nie fa­ty­gu­jąc się nawet po wy­ję­cie ko­lej­nej strza­ły. Wie­dzia­łam zna­ko­mi­cie, co to ozna­cza­ło: to­wa­rzy­stwo. Jęk­nę­łam cicho w jego pierś. Dla­cze­go mnie wydał?

Jak na za­wo­ła­nie po­czu­łam obec­ność ko­lej­nych osób. Męż­czy­zny i ko­bie­ty. Po­tra­fi­łam wy­obra­zić sobie, jak dum­nie stoją z ka­dy­ce­uszem i włócz­nią, nic sobie nie ro­biąc z nad­cią­ga­ją­ce­go wroga. Mie­li­śmy prze­wa­gę li­czeb­ną. Śmier­cio­no­śnych było le­d­wie dwóch. Nie mieli z nami naj­mniej­szych szans. Ich siła wy­ni­ka­ła za­zwy­czaj z ata­ko­wa­nia więk­szy­mi gru­pa­mi. Wła­śnie dla­te­go czar­ny dym okrą­żył nas i szyb­ko się roz­pro­szył, jakby był tylko złu­dze­niem. Wszyst­ko to oglą­da­łam kątem oka przez ko­ta­rę wło­sów, bo mój wy­ba­wi­ciel nadal przy­ci­skał mnie mocno do sie­bie. 

– Puść ją, Apol­lo. – Lo­do­wa­ty ton ko­bie­ty zwia­sto­wał kło­po­ty, ale jej re­pry­men­da nie prze­ra­ża­ła mnie tak bar­dzo jak moż­li­wość, że powie o wszyst­kim ojcu. Jego gniew by­ło­by sły­chać aż w za­świa­tach. 

Męż­czy­zna speł­nił roz­kaz. Jednak od­su­nął się ode mnie po­wo­li, naj­pierw spraw­dza­jąc uważ­nym wzro­kiem, czy nie zra­ni­łam się zbyt mocno. Naj­wy­raź­niej si­nia­ki i roz­cię­cia wy­glą­da­ły nie­groź­nie, bo wresz­cie ustą­pił miej­sca ko­bie­cie, marsz­cząc z nie­za­do­wo­le­niem czoło. Nawet taki gry­mas nie po­tra­fił go oszpe­cić.

Sta­nę­ła przede mną wy­so­ka, szczu­pła ko­bie­ta z twa­rzą nie­ru­cho­mą, jakby była wy­ku­ta z ka­mie­nia. Jej kocie oczy nie­bez­piecz­nie po­ciem­nia­ły, ale poza tym nie oka­za­ła żad­nych uczuć. W zło­tym grocie włócz­ni, którą trzy­ma­ła w dłoni, wi­dzia­łam swoje od­bi­cie. Małej, brud­nej dziew­czyn­ki. Naj­młod­szej z sióstr. 

– Coś ty sobie wy­obra­ża­ła? – za­py­ta­ła spo­koj­nie. Nie­na­wi­dzi­łam tego tonu. Spra­wiał, że czu­łam się jesz­cze mniej­sza. – Oj­ciec wy­raź­nie na­ka­zał nam po­zo­stać w domu. Nie­ustan­nie ła­miesz wszyst­kie za­sa­dy, uwa­ża­jąc, że je­steś mą­drzej­sza od in­nych. Wy­my­kasz się i na­ra­żasz, spra­wia­jąc, że inni nie mogą sku­pić się na waż­nych spra­wach. Mo­głaś przed chwi­lą zgi­nąć. Na­praw­dę tego chcesz? Czy nie ist­nie­ją już inne spo­so­by zwra­ca­nia na sie­bie uwagi, Ar­te­mi­do?

Za­ci­snę­łam szczę­ki i za­bro­ni­łam sobie od­po­wia­dać. Nie było sensu kłó­cić się z bo­gi­nią mą­dro­ści. Na każdy mój ar­gu­ment miała pięć in­nych i nijak nie dało się wy­pro­wa­dzić jej z rów­no­wa­gi. Naj­sku­tecz­niej­szym roz­wią­za­niem było roz­sąd­ne mil­cze­nie. Nawet pełne zło­ści i upo­ko­rze­nia. 

– Wróć­my do domu, zanim przyj­dzie ich wię­cej. I prze­myśl sobie moje słowa. – Atena od­wró­ci­ła się z gra­cją. – Ina­czej będę zmu­szo­na po­wie­dzieć ojcu. A wiesz, że wo­la­ła­bym go nie mar­twić.

Nie cze­ka­jąc dłu­żej, ru­szy­ła przed sie­bie w kie­run­ku wej­ścia do pa­ła­cu. Dzię­ko­wa­łam w duchu, że obyło się bez wy­czer­pu­ją­cej prze­mo­wy, jaką ura­czy­ła mnie ostat­nim razem. Tylko ona po­tra­fi­ła mówić tak długo, nie tra­cąc głosu. 

Prze­nio­słam wzrok na młod­sze­go z braci. We­so­ły za­zwy­czaj Her­mes wzru­szył tylko ra­mio­na­mi i z pełną współ­czu­cia miną po­dą­żył od razu za sio­strą. Apol­lo na­to­miast po­ło­żył dłoń na moim ra­mie­niu, cze­ka­jąc, aż po­zo­sta­li od­da­lą się na bez­piecz­ną od­le­głość. Jego błę­kit­ne oczy wy­ra­ża­ły naj­szczer­szą skru­chę.

– Wiesz, jak cięż­ko coś przed nią ukryć – mruk­nął w ra­mach prze­pro­sin. 

– Pew­nie nawet nie pró­bo­wa­łeś – burk­nę­łam. 

– No wiesz, za każ­dym razem cię bro­nię – ob­ru­szył się. – Staję po two­jej stro­nie nawet, jeśli i mi się za to ob­ry­wa. 

Nie mo­głam temu za­prze­czyć. Łą­czy­ła nas wy­jąt­ko­wa więź i to nie tylko dla­te­go, że po­tra­fi­li­śmy po­ro­zu­mie­wać się bez słów oraz do­sko­na­le wy­czu­wać na­stro­je tego dru­gie­go. Przez to, że by­li­śmy bliź­nia­ka­mi, od pierw­szych chwil wszyst­ko ro­bi­li­śmy razem. A kiedy jedno wpa­da­ło w kło­po­ty, dru­gie ro­bi­ło, co tylko w jego mocy, żeby je wy­cią­gnąć. Cóż mo­głam po­ra­dzić, że czę­ściej to mnie trze­ba było ra­to­wać.

– Wiem. I tak nie umiem się na cie­bie gnie­wać. 

Twarz Apol­li­na roz­ja­śnił jeden z naj­pięk­niej­szych uśmie­chów prze­zna­czo­nych tylko dla mnie – jego sio­stry bliź­niacz­ki. I bez tego był już nie­ziem­sko przy­stoj­ny, ale teraz wręcz osza­ła­miał pięk­nem. Te tra­gicz­ne rzeź­by i ob­ra­zy, na któ­rych śmier­tel­ni­cy mieli czelność go utrwa­lać nie miały nic wspól­ne­go z tym, jak mój brat wy­glą­dał na­praw­dę. Ko­bie­ty mdla­ły na jego widok. Na całym Olim­pie nie ist­niał przy­stoj­niej­szy bóg. Nie czu­łam się w żad­nym calu brzyd­ka, ale przy nim byłam le­d­wie ziarn­kiem pia­sku usta­wio­nym obok naj­czyst­sze­go dia­men­tu. 

– Chodź­my, zanim Atena zde­ner­wu­je się jesz­cze bar­dziej.

– Chcia­ła­bym wi­dzieć, jak wy­glą­da jej gniew.

Od­po­wie­dział mi cichy śmiech.

– To dla­te­go, że lu­bisz pa­ko­wać się w szcze­gól­nie nie­bez­piecz­ne sy­tu­acje. 

Prze­cho­dząc pod łu­kiem pro­wa­dzą­cym do na­sze­go pa­ła­cu, po­my­śla­łam, że Apol­lo pew­nie miał rację. 

Koniec

Komentarze

Cześć.

Opowiadanie czyta się przyjemnie, choć w jakiś sposób brakuje mi takiej, hm, boskiej głębi.

Ciężko to wyjaśnić, ale z grubsza chodzi o w pełni swobodne – aktualne słownictwo i brak wrażenia, że ma się do czynienia z bóstwami.

Choćby kwestia tego omenu – stada kruków. Wydaje mi się, że bóstwa nie zwracają uwagi na takie “pierdółki”, to one – i ich moce – bywają źródłami omenów dla śmiertelników.

I jeszcze jeden fragment: gdy Artemida “niespodziewanie” zderzyła się z Apollo, to niezmiernie szybko zwróciła uwagę na to, że ta klatka piersiowa jest i ciepła i ten ktoś jest fantastycznie zbudowany :)

Pomijając te kwestie, miło było przypomnieć sobie te postaci, o których – stary przecież człek – już dawno zapomniał :) Tak więc czekam na więcej :)

silvan dziękuję bardzo za wszystkie uwagi. Doskonale rozumiem, o co chodzi Ci z głębią. Zależało mi na pokazaniu słabości bogów w obliczu nowego zagrożenia, ale może faktycznie poszłam za bardzo w ludzką stronę. Popracuję nad tym :)

Dokładnie o to mi chodzi :) Fajnie pokazywać ludzkie oblicze bogów, natomiast wydaje mi się, że ma to sens (czyli pokazuje kontrast) gdy już wiemy, jakimi są mega herosami. Wtedy ten ludzki pierwiastek dodaje im… Ludzkości :) Kiedy zaś bóg stęka z bólu po tym, jak zaciął / uderzył się gałązką, to brakuje mu właśnie tego boskiego pierwiastka.

Jestem na tym portalu aż od wczoraj, a próbuję tworzyć względnie niedługo. Dlatego też moja opinia to wyłącznie subiektywna opinią początkującego :)

silvan sama nie jestem jakoś szczególnie doświadczona, dlatego każda rada jest dla mnie cenna. A to, co piszesz faktycznie brzmi sensownie tyle, że wcześniej nie przyszło mi do głowy :) 

mortecius cieszę się, że mój zamysł do Ciebie trafił. Na przyszłość przyjrzę się tym zdaniom. ;)

mortecius,

 

mi też się podoba ten ludzki pierwiastek :) Właśnie on jest najważniejszy (w mojej opinii) w motywach z bóstwami. Twierdzę tylko, że przydałoby się odrobinkę tego boskiego pierwiastka – choćby po to, aby pokazać, jak zanika w kontakcie ze śmiercionośnymi :)

I jak bogowie stają się ludźmi.

Hej, ocmel!

Niby fragmenty nie wchodzą w grafik dyżurnych, ale nie mogłam się oprzeć takiemu tytułowi, co poradzę :) (zaglądam do każdego tekstu, ale cii…) Przywodzi na myśl młodzieżówki, które sama kocham. I sam początek też taki jest – mocno młodzieżowy, czyli czyta się lekko, interesująco, a bohaterka jest w tarapatach. Faaajnie, zaciekawiłaś mnie. Później jednak doszło do spotkania bogów i niestety mój zapał przygasł. Wiem, że zamieściłaś to w przedmowie, ale do tamtej pory zdążyłam już zapomnieć.

Nie jest to wada, po prostu ja nie przepadam za mitologiami. Jednak, jak już silvan zauważył, nic tych bogów nie zapowiadało. Ja pomyślałam raczej o fantasy. Brakuje mi faktycznie tej “boskości”, chociaż to bardzo krótki fragment, więc ciężko ocenić. Jeśli myślisz o tej historii poważnie, to zdecydowanie nie idź tak bardzo w tę ludzką stronę, jak sama zauważyłaś. Znaczy jasne, to też byłoby ciekawe zobaczyć ich słabości etc., ale jednak wolałabym faktycznie widzieć tutaj mitologię, aniżeli hmm… fanfik? Bo póki co tak to wygląda :) (Wiem, że to może brzmieć jak okropny zarzut, ale nie bierz tego do siebie! Percy Jackson też trochę sprawia takie wrażenie). Może lepsza byłaby zmiana narracji na trzecioosobową, bo to pomogłoby się zdystansować? Taka luźniutka propozycja. 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

LanaVallen dziękuję bardzo :) Rozważę tę narrację, a nad boskością z pewnością popracuję. Mam nadzieję, że ciąg dalszy wypadnie bardziej klimatycznie. 

Cześć!

Na początku pięknie budujesz fantastyczną atmosferę pościgu. Ot jakaś dzielna, ale i wystraszona bohaterka pędzi przez las ścigana przez jakąś dymiącą czerń. Ładnie to pokazujesz, pozwalasz poczuć jej emocje, radość z niepewności, dzikość i strach przed śmiercią.

Dopiero, gdy nadchodzi ratunek, przypominam sobie, że to ma coś wspólnego z mitologią. Bo oto prawie cały Olimp przybył z odsieczą. No i okazuje się, że to Artemida umykała przed… kimś (nie załapałem, czy to jest nawiązanie do jakiegoś mity, ale dawno temu czytałem mitologię, więc mogę nie pamiętać). Bardzo ładnie to opisałaś, aż szkoda, że to tylko fragment póki co. Mam nadzieję, że kontynuacja nastanie. Z chęcią przeczytam.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85 nie nawiązuję do żadnego mitu :) To tylko inspiracja stworzonym w nich światem, który wydaje mi się naprawdę fascynujący. Mam nadzieję, że ciąg dalszy będzie dla Ciebie równie ciekawy. :)

Równiez mam taka nadzieję, cz. II już zakolejkowałem.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Czyta się fajnie. Spoufalanie się z bogami oburzające, ale mnie zaintrygowało.;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush dziękuję bardzo za przeczytanie ;) Miłego wieczoru!

Cześć.

 

Kiedy kolejna gałąź smagnęła mnie po twarzy, syknęłam jednocześnie z bólu i bezsilności.

Zastanów się, czy aby druga część zdania (syknęłam jednocześnie z bólu i bezsilności) nie jest zbyt skomplikowana. Dla mnie jest i nie potrafię sobie takowego syku wyobrazić. Syk z bólu – OK, syk z bezsilności – tak sobie, ale syk z bólu i bezsilności – nie potrafię.

 

Upływały kolejne lata, dekady i wieki, a nasi wrogowie rośli w siłę, łamiąc pradawne prawa i moce.

Tu masz aliterację – nie jest rażąca, ale można się jej łatwo pozbyć, pisząc: dawne prawda albo odwieczne prawa. Co rozumiesz przez łamanie pradawnych mocy?

 

Czarne macki dymu, który zwiastował zbliżających się śmiercionośnych, były dużo bliżej niż się spodziewałam.

To, rzecz jasna, żaden błąd, jedynie subiektywna uwaga, że – jak na moje ucho – nie brzmi to najlepiej.

 

Kiedy przebiegłam pod rozłożystym świerkiem, z jego gałęzi zerwało się stado kruków.

Skoro właśnie przebiegała pod świerkiem, to wiadomo, że z jego gałęzi. Czasem nadużywasz zaimków, co jest dość proste do wyeliminowania, a bardzo psuje tekst.

 

Ich niebezpieczeństwo wynikało zazwyczaj z atakowania większymi grupami.

Moim zdaniem dość niefortunnie użyłaś tego słowa. Czy nie lepiej byłoby napisać: Ich siła..?

 

Odsunął się ode mnie jednak powoli, najpierw sprawdzając uważnym wzrokiem, czy nie zraniłam się zbyt mocno. Najwyraźniej siniaki i rozcięcia wyglądały jednak niegroźnie, bo wreszcie ustąpił miejsca kobiecie, marszcząc z niezadowoleniem czoło.

Pierwsze „jednak” przesunąłbym na początek zdania, a drugie usunął.

 

W złotej włóczni, którą trzymała w dłoni, widziałam swoje odbicie.

Czy cała włócznia odbijała oblicze, czy tylko grot?

 

Nienawidziłam tego jej tonu.

Moim zdaniem niepotrzebne.

 

 Twarz Apollina rozjaśnił jeden z jego najpiękniejszych uśmiechów przeznaczonych tylko dla mnie – jego siostry bliźniaczki.

Pierwsze „jego” spokojnie do usunięcia.

 

Te tragiczne rzeźby i obrazy, na których śmiertelnicy śmiali się go utrwalać(,+) nie miały nic wspólnego z tym, jak mój brat wyglądał naprawdę.

Zamieniłbym na ośmielali się. „Śmiali się” to regionalizm i może sprawić, że niektórzy się zatrzymają, jak ja. Choć po namyślę, przebudowałbym zdanie, bo zarówno śmiertelnicy śmiali, jak i śmiertelnicy ośmielali nie brzmi najlepiej.

 

To tylko scena. Trochę zbyt purpurowa jak na mój gust, ale zobaczę, w co się to rozwinie. :)

Hej, Palaio ;) 

Dziękuję za uwagi, wprowadziłam poprawki i mam nadzieję, że teraz wygląda to lepiej. Ten fragment wpadł mi do głowy spontanicznie i chyba sama nie wiedziałam jeszcze wtedy, dokąd dokładnie poprowadzi. Dopiero później znalazłam dla niego kierunek, więc liczę, że kolejne części będą zadowalające ;)

Co rozumiesz przez łamanie pradawnych mocy?

Chodziło o to, że dawniej bogowie nie mieli sobie równych. Natomiast nowi wrogowie posiedli moce mogące ich zniszczyć, więc poniekąd je “przełamali”. Zdawało mi się, że to dobre określenie, ale być może źle to ujęłam. 

Nowa Fantastyka