- Opowiadanie: Serginho - Wzgórze potępionych dusz (cz. 7)

Wzgórze potępionych dusz (cz. 7)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wzgórze potępionych dusz (cz. 7)

W ich stronę kroczyło kilka istot osłoniętych szarą mazią, tą samą, która opętała Whibleya. Substancja przemieszczała się leniwie po ciałach nieznajomych, nie pozwalając skupić na sobie wzroku. Mike chciał krzyknąć, ale strach mu nie pozwolił, ściskając krtań niczym wisielczy sznur. Dopiero po chwili dostrzegł, że mają przed sobą kilkanaście młodych kobiet w poszarpanych strojach, których sposób poruszania się i wygląd nie przypominały żywych istot. Zmierzały w ich kierunku niczym szmaciane lalki, które jakaś demoniczna siła zmusiła do ruchu. W ich bladych twarzach i pustych oczach nie było nic ludzkiego. Niebieskie żyłki na ich ciele, rozmazane pod szarą substancją, wyzierającą spod ich ubrań, przypominały Mike'owi ciało kobiety, którą widział w radiowozie Ramsey'a. Nie miał jednak czasu, żeby się nad tym głębiej zastanowić. Krew odpłynęła mu z twarzy, a strach wciąż kotłował się w trzewiach, więziony przez ściśnięte gardło.

Szeryf z zimną krwią wcisnął pedał gazu i samochód z piskiem opon wyrwał się w przód. Uderzył dwie kobiety, które bezwładnie spłynęły po masce niczym woda i otworzył przed nimi krótki, czysty odcinek drogi. Zastrzyk optymizmu był jednak chwilowy, gdyż przed mężczyznami rysowała się kolejna fala przeciwników, którą musieli pokonać.

 

Ramsey zaklął szpetnie i wyminął kilka posępnych kobiet, próbując znaleźć między nimi lukę dla swego wozu. Mike poczuł, jak tył auta uderza o coś, a po chwili kolejna kobieta przetoczyła się przez maskę, uderzając o przednią szybę, ale jej nie rozbijając. Te kilka chwil dłużyło się niczym nudny film. Tyle tylko, że oni nie byli aktorami, a to co się działo, nie było fikcją. W końcu wyjechali na prostą drogę, zostawiając za sobą makabryczne postaci, które wciąż, powoli acz z determinacją, kroczyły w ich stronę lekko zamgloną szosą. Szeryf pokonał zakręt i nieco zwolnił, wpatrując się bez słowa w drogę przed nimi.

 

– Co to, do kurwy, było! – wypalił Mike, nawet nie próbując uspokoić emocji.

– Samobójczynie z jeziora Blackwood.

– Co mi pan tutaj pierdoli, za przeproszeniem?!! – wypalił, patrząc w jego twarz. – Słyszałem od Ann o tym miejscu… Chce mi pan wmówić, że ludzie, którzy rzucili się ze skarpy, nagle ożyli i chcą mnie zabić?

– Nic ci nie wmawiam, synu. Tak właśnie jest. I nie chcą zabić ciebie, tylko nas… – mruknął Ramsey.

– Jak to nas?

– Dowiesz się, jak już będziemy na miejscu.

– Mógłby być pan mniej tajemniczy i powiedzieć, o co chodzi.

– Mógłbym.

– Więc dlaczego pan tego nie zrobi?

– Są ludzie, którzy lepiej wyjaśnią ci zaistniałą sytuację. Dlatego jedziemy do Emily. Ona się zna na takich rzeczach, była przyjaciółką ciotki twojej dziewczyny.

Mike westchnął zrezygnowany.

– No pięknie, kolejna Wiccanka na mojej drodze…

Ramsey spojrzał na niego ostro.

– Na twoim miejscu zdjąłbym klapki z oczu i zaczął wreszcie dostrzegać, że masz do czynienia z czymś, co przekracza wyobrażenie zwykłego człowieka.

– Staram się, ale myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach albo w horrorach. Ann, moja dziewczyna… Ona chce mnie zabić… Biega za mną z siekierą…

 

Nie mógł powstrzymać napływających do oczu łez. Zwłaszcza, gdy na myśl przyszło mu kilka spędzonych z nią chwil. Poczuł, jak drga mu podbródek i ukrył twarz w dłoniach.

Szeryf spojrzał na niego i zmarszczył brwi.

– Niech to szlag, nadal nic nie rozumiesz.

– Czyli? – Mike pociągnął nosem, przecierając mokre oczy.

– Rzeczywistość jest tylko złudzeniem, w której każdy z nas egzystuje. Odciąga nas od świata, który istnieje obok naszego. Świata śmierci. Nie można zobaczyć go gołym okiem. Dzisiejszej nocy doświadczyłeś tego na własnej skórze. Pogódź się z tym, weź się w garść i w końcu w to uwierz. Tak jak mówiłem, licho nie śpi i wypatruje każdej szansy, by przedrzeć się do naszej rzeczywistości. Niektórych rzeczy nie odzyskamy, choćbyśmy chcieli.

– Jak na szeryfa, jest pan nieźle ogarnięty w tych sprawach.

– Mam doświadczenie, synu. Mam doświadczenie – mruknął oschle Ramsey i po chwili odpłynął w meandry wspomnień, dodając gazu.

 

* * *

Bez przeszkód dojechali do posiadłości Emily. Piętrowy, drewniany dom oświetlony był zupełnie jak u Whibleya i przywodził Mike'owi na myśl skojarzenia odnośnie strachu przed ciemnością. Wysiedli z samochodu i ruszyli w kierunku werandy. Nagły powiew mroźnego wiatru zachwiał chłopakiem i wydawało mu się, że niesie ze sobą szepty, które słyszy tylko on sam.

 

„Mike", dobiegł go delikatny głos Ann.

Zatrzymał się, rozglądając po czarnej niczym atrament okolicy, którą zostawili za plecami.

„Mike, idę do ciebie, kochany", szept powtórzył się.

Kątem oka Mike zauważył, że szeryf coś do niego mówi, jednak chłopak go nie słyszał, jakby w tym momencie znalazł się za szybą dźwiękoszczelną.

„Mike, idę do ciebie, serduszko moje."

Znów ten ciepły ton, a po chwili cisza.

Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę. Ręce mu drżały, jakby miał chorobę Parkinsona.

„Gdy już cię dopadnę, będziesz błagał o szybką śmierć!", ostatnie słowa zabrzmiały tak złowieszczo, że aż podskoczył w miejscu. Szaleńczy śmiech jego ukochanej ustał nagle wraz z wyciem wiatru w dolinie.

Nim wrócił do rzeczywistości, poczuł na swym ramieniu mocny uścisk Ramsey'a.

– Wszystko w porządku, synu?

– Tak, wszystko gra.

– To co się dzieje?

– Nic, wydawało mi się, że coś słyszałem…

– Nie zatrzymujmy się. – Szeryf zerknął na okolicę i zmarszczył brwi.

Mike skinął mu głową i po kilku pochyłych stopniach skierowali się na werandę. Po drodze widział wymalowane żółtą farbą różne dziwne znaki na poręczy i przed samymi drzwiami. Zupełnie ich nie rozumiał, jednak wiedział, że tą samą farbą namalowany był pentagram w chacie starej Ann i napisy na ścianach.

 

Ramsey zapukał do drzwi w dziwny sposób, jakby wygrywał palcami jakąś melodię, albo szyfr. Chwilę później usłyszeli trzask otwieranego zamka i ich oczom ukazała się starsza, niska kobieta, o długich do ramion siwych włosach. Jej twarz była pomarszczona niczym skórka pomarańczy, a piwne oczy patrzyły na Mike'a tak, jakby chciały go przeszyć na wskroś. Chłopak poczuł się dziwnie, zupełnie jakby miał przed sobą nauczycielkę z podstawówki.

– To on? – spytała, przenosząc wzrok na szeryfa.

Ten skinął jej głową bez słowa, a kobieta zaprosiła ich do środka.

Mike wszedł za Ramsey'em, a w jego nozdrza wbił się osobliwy zapach stęchlizny i starości. Przeszli przez niewielki przedpokój i dotarli do salonu. Urządzony był tak, jak chłopak się spodziewał po starej kobiecie. W kominku po lewo, nad którym wisiał niewielki obraz, płonęły drwa, a naprzeciw można było dostrzec obitą brązową skają kanapę. W rogu, na niewielkiej szafce, stał stary, kineskopowy telewizor, a nad nim wisiała półka z książkami. Pośrodku salonu znajdował się mahoniowy stół rodem ze średniowiecza, na którym stała miska z owocami. Mike poczuł się co najmniej tak, jakby odwiedził nieżyjącą już babkę. Nerwowo zerkał to na Emily, to na Ramsey'a.

 

– Dobrze, że do nas dotarłeś – odezwała się w końcu kobieta. – Dzisiejsza noc nie należy do zbyt bezpiecznych.

– Wiem coś o tym – mruknął w odpowiedzi.

– Proponuję, byś usiadł, gdyż chcę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Coś, dzięki czemu zrozumiesz rzeczy, dziejące się dookoła ciebie…

Chłopak skinął głową i usiadł. Miał już dosyć tego tajemniczego pierdolenia i cieszył się, że w końcu mu ktoś to łaskawie wyjaśni.

– Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu, kiedy pewna młoda dziewczyna zaprzyjaźniła się z Ann. Uczyła się u niej podstaw magii, jednak było w niej wiele złości i zawiści. Postanowiła wykorzystywać czary, by rzucać klątwy na mieszkańców miasta i dzięki temu nieco polepszyć swój wizerunek.

– Jak to? Polepszyć? Klątwami?

– Tak, dokładnie. Klątwa niepowodzenia przed wyborami Miss Night Springs na koleżanki, klątwa pecha rzucona na znienawidzoną nauczycielkę, klątwa powodująca rozpadnięcie się związku…

– No to niezła musiała być z niej idiotka… Co nie zmienia faktu, że i tak w to nie wierzę – burknął.

Szeryf odchrząknął, a wyraz jego twarzy był co najmniej dziwny.

– Mało miałeś dziś dowodów? – zapytał chłopaka, po czym odwrócił się plecami i skrzyżował przedramiona na piersi.

– Tak czy inaczej… – Kobieta na powrót podjęła wątek. – Z początku Ann nic o tym nie wiedziała. Jedną z zasad Wicca jest prawo do czynienia tego, co się chce, o ile nie będzie to krzywdzić innych. Widząc, że jej uczennica zyskuje dużą sympatię i powodzenie, myślała, iż rzuca dobre zaklęcia i to jedynie na siebie. Gdyż musisz wiedzieć, że nasza wiara zabrania nam rzucania zaklęć na kogoś, bez jego wiedzy i zgody.

– Nie bardzo to wszystko pojmuję, jak to niby ma działać?

– Zaklęcia tworzą nową drogę, serię zazwyczaj szczęśliwych i pomyślnych przypadków, która doprowadza cię do upragnionego celu. Na przykład znalezienia pracy lub spotkania swej drugiej połówki – wyjaśniła. – Ale jest to dość powolny proces, który w wielkiej wierze zależy od mocy samej czarownicy i jej wiary. No i te przypadki nie zawsze są szczęśliwe, choć ich koniec jest pomyślny. Czasem trzeba wiele stracić i zmienić się, by osiągnąć to, czego się pragnie. No i nie zawsze to, czego potrzebujemy, jest tym, czego pragniemy. Dlatego trzeba ufać magii, że wybierze dla nas najlepszą drogę.

– Ale co to ma wspólnego z…

– Już mówię, spokojnie. – Przerwała mu. – Czy wszyscy młodzi ludzie muszą być tak narwani i niecierpliwi? Magia Wicca to magia naturalna, czerpiąca z mądrości ludowej oraz wierzeń pradawnych mieszkańców Europy, łącząca w sobie elementy takich cenionych obecnie nurtów, jak szamanizm czy druidyzm. Wicca uczy, jak stawać się coraz doskonalszym człowiekiem oraz czyni świat wokół nas bardziej przyjaznym i zrozumiałym miejscem. To coraz bardziej popularny ruch oparty na zasadach tolerancji, umiłowania natury i harmonii ze światem oraz wszystkimi jego mieszkańcami. Postępując wbrew zasadom, nie można na dłuższą metę osiągnąć wszystkich celów. I właśnie o tym przekonała się Ashley, gdy jej zaklęcia zaczęły działać przeciwko niej. Kolejna zasada głosi, że to, co wysyłamy, wróci do nas po trzykroć. Tak samo dobro jak i zło. Więc czyniąc komuś coś złego, sami doświadczymy znacznie gorszych rzeczy.

– I…?

– Sięgnęła po inny rodzaj magii, który polega na przyzywaniu istot z innych planów, więżeniu ich, zmuszania do posłuszeństwa. O ile dobrze pamiętam, któregoś dnia dowiedziała się, że jej chłopak ją zdradza i to z kilkoma dziewczynami, mimo iż rzucała na niego wiele zaklęć miłosnych. Furia Ashley była tak wielka, że wezwała potężną istotę, przy pomocy której zaczęła zsyłać na te dziewczęta nieszczęścia i okropne wizje. W rezultacie wszystkie z nich, jedna po drugiej, zaczęły popełniać samobójstwa, rzucając się w przepaść.

– Taaak, wieeem, Ann opowiadała mi o Wzgórzu Potępionych Dusz… Brr… strach się bać.

– Myślę, iż powinieneś podejść do tego bardziej poważnie. – Kobieta zmarszczyła brwi i utkwiła w nim chłodne spojrzenie. Tak, że aż przeszył go dreszcz. – Szeryf musiał zabić Ashley, a jej duszę uwięziliśmy przy pomocy silnego zaklęcia. Obawiam się jednak, że twoja dziewczyna nieumyślnie ją uwolniła i teraz nasza dawna znajoma nią zawładnęła.

– I dlatego Ann chce mnie zabić?

– Nie Ann i nie ciebie. Ashley chciała zamordować swojego chłopaka i jej się to nie udało, gdyż ją powstrzymaliśmy. Niestety, Chris, jej wielka miłość, parę miesięcy temu zginął w wypadku samochodowym, a ona pewnie uważa, iż nim jesteś. W sumie jesteś nawet do niego trochę podobny. Korzysta z części swoich wspomnień, reszta należy do Ann. Więc myśląc o swoim chłopaku, tak naprawdę myśli o tobie.

– Świetnie… – mruknął Mike. – Szeryf w drodze tutaj wspominał, że chce zabić również was? Ale dlaczego?

– Po pierwsze z zemsty za to, że jej przeszkodziliśmy. Chyba sam wiesz, że żyją obok nas ludzie, którzy nie przyjmują do siebie słów krytyki i ich prawda jest jedyną prawdą. Tak było z Ashley. Po drugie… gdy cała nasza piątka zginie, jej dusza powróci znacznie silniejsza, wraz z demonem, którego wezwała i będzie mogła dokończyć swego dzieła. Zapewne zechce odpłacić mieszkańcom miasta pięknym za nadobne, do czego jak wiesz, nie możemy dopuścić.

– Wasza piątka? To znaczy kto?

– Oprócz Ann i mnie, w rytuale pętania brała udział pani Whibley, szeryf oraz mój mąż. Podejrzewałam, że z chwilą śmierci któregoś z nas, siła zaklęcia osłabnie. Dlatego Ann udało się, najpewniej zupełnie przypadkowo, uwolnić duszę Ashley i dziewczyna nią zawładnęła.

– Cynthia nie żyje – powiedział Ramsey, zerkając na Emily.

– Jesteś pewien?

– Chłopak widział ciało.

Kobieta wbiła wzrok w podłogę i zamyśliła się. Drżącą dłonią przejechała po siwych włosach, po czym przeniosła wzrok na Mike'a.

– Jedna z nas jest już w lepszym świecie… Czy chcesz jeszcze jakiegoś dowodu na to, że mówimy prawdę? Czy coś jeszcze jest dla ciebie niezrozumiałe, nielogiczne bądź…

– Nieprawdopodobnie głupie? Nie, już wiem wszystko – wtrącił Mike i zamyślił się na chwilę.

 

Od tych rewelacji aż kręciło mu się w głowie i nie wiedział, co myśleć. Może coś jednak w tym było, skoro Ann zarzucała mu, że męczyła się będąc z nim w związku? To było nierealne, przecież kochała go, jak żadna wcześniej. Niemal się nie kłócili, a jeśli już, trwało to nie dłużej niż pięć minut. Byli dla siebie stworzeni. Nie było idealnych związków, a drobne spięcia zdarzały się wszystkim.

„Nigdy nie dam ci o sobie zapomnieć, możesz być pewien", przemknęło mu nagle przez myśl. To był szept Ann. Prześladowała go. Może chciała, by zwariował?

 

Choć nieprawdopodobne, to musiało dziać się naprawdę – Emily i Ramsey z pewnością wiedzieli, co mówią. Gorzkiej prawdy nie mogły rozcieńczyć żadne słodkie kłamstwa. Najważniejsze dla Mike'a było teraz jedno.

– Co zrobić, żeby Ashley opuściła umysł Ann? – zapytał, wyrywając się z rozmyślań. – Chcę, by do mnie wróciła. Taka jak dawniej…

– Jedyne, co można zrobić, to ją zastrzelić – Szeryf odparł z takim spokojem w głosie, jakby chodziło o polowanie na kaczki.

– CO?! Pojebało pana?! Nie zabiję własnej dziewczyny!

– Obawiam się, że to jedyny sposób, synu. Trzeba zamknąć Ann w kręgu mocy i zabić. Dopiero wtedy jej dusza zostanie uwolniona, a Ashley odpłynie w nicość.

– MUSI być inny sposób! Tak jak powiedziałem, nie zabiję jej i nie pozwolę, byście ją skrzywdzili! Jesteście jakąś bandą popieprzonych psychopatów!

Mike czuł, jak wzbiera w nim agresja. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu przemógł strach i wiedział, czego chce. Chciał ocalić Ann, chciał znów spojrzeć w jej oczy i czuć, że to ona.

– Innym rozwiązaniem, o wiele trudniejszym, byłoby odprawienie egzorcyzmów. – Wtrąciła Emily.

Chłopak ożywił się, jakby nagle odnalazł nikły promień światła w mroku.

– Więc na co czekamy? Jedźmy po księdza. Przecież niedaleko jest to miasto… Night Springs…

– Obawiam się, że to niemożliwe, synu – mruknął Ramsey. – Ostatni kapłan z miasta, Mattheus, który znał się na egzorcyzmach, stracił swoje święcenia, gdy został oskarżony o pedofilię i wygnany stąd. Mieszka jakieś dziesięć kilometrów od Night Springs, ale wątpię, żeby zechciałby nam pomóc. To bardzo dziwy typ, od samotności poprzewracało mu się w głowie.

– Moja dziewczyna goniła za mną z siekierą, okoliczny weterynarz chciał mnie zabić ze swojej strzelby, potem widziałem jakąś panienkę z dziurą w głowie i ze skręconym karkiem na tylnym siedzeniu pańskiego wozu. – Mike wziął wdech i kontynuował. – Uważa pan, że jakiś stuknięty klecha jest w stanie mnie przerazić? Już nic mnie tutaj nie zdziwi – prychnął. – Aczkolwiek z nadzieją czekam na moment, aż ktoś mnie wreszcie obudzi z tego popierdolonego snu. Jeśli ten Mattheus może być ostatnią nadzieją Ann, to chcę zaryzykować i do niego pojechać. Tak jak mówiłem, nie pozwolę jej skrzywdzić.

 

Spojrzał pewnym, zdeterminowanym wzrokiem na swoich rozmówców. Ramsey przez chwilę gładził wąs, w końcu jednak skinął mu głową.

– Dobrze, spróbujemy. Ale jeśli nie damy rady namówić Mattheusa, bóg mi świadkiem, że zabiję tę dziewczynę.

– Nie da się ukryć, że bóg jest świadkiem wielu morderstw. A co do Ann, to się jeszcze zobaczy. Jeśli ją skrzywdzisz, odetnę cię od słońca, Ramsey… – Chłopak uśmiechnął się ponuro. – Chodźmy…

– Weź to… – Emily włożyła mu w dłoń jakiś mały przedmiot.

Gdy zabrała swoją pomarszczoną rękę, ujrzał niewielki, srebrny pentagram na czarnym rzemyku.

– Po co mi to?

– Będzie cię chronił, przynajmniej na tyle, na ile może. – Staruszka uśmiechnęła się niemrawo.

Mike chciał jej powiedzieć, że nie wierzy w takie głupoty, ale teraz liczył się czas. Schował więc talizman do kieszeni i wyszedł w ślad za szeryfem z chaty starej Wiccanki. W głowie miał widok nacierającej na niego Ann i miał nadzieję, że jakimś cudem uda im się przekonać Mattheusa, żeby im pomógł. O ile wcześniej nie zginą…

 

C.D.N.
Koniec

Komentarze

Przy okazji wrzucenia siódmej części, chciałbym podziękować mojej Żonie za merytoryczne wsparcie i użyczenie mi swoich książek o magii :).

No w końcu sytuacja staje się klarowna - wiadomo kto, dlaczego i jak :) Teraz przyjdzie mi czekać na to jak zachowa się wspomniany ksiądz, czy da radę duchowi. Osobiście obstawiam, że nie da rady i ostatecznie to Mike zmierzy się z duchem.

PS

@Serginho Wiem, że się powtarzam i pewnie masz mnie za strasznie namolnego, ale naprawde zależy mi na Twojej opinii odnośnie pozostałych moich opowiadań. Jak znajdziesz trochę czasu to zapraszam do lektury.

@ Draquo Storm
Mam nadzieję, że jeszcze Was to opowiadanie zaskoczy (oby pozytywnie :P). A co do Twoich prac, przeczytałem kolejną i zostawiłem komentarz oraz ocenę. W wolnym czasie poczytam resztę, a jeśli nie ja, to może Pani Korektorka ;).

Pozdrawiam!

@Serginho

Odpisałem na twój komentarz. (Piszę to tutaj bo nie wiem czy sprawdzasz takie rzeczy, a moje opowiadanie jest już dość daleko na liście tektów)

Sprawdzam. Po prostu wchodzę w Twój profil, to chyba najkrótsza droga ;).

Oj, a ja znowu przegapiłam. I minął czas edyzcji, a "zgrzytły" mi dwa zdania ;p Tak, czepialska jestem.
Stracie magii! Tak! Choć odchodzisz od horroru na jaki się nastawiałam, nadal jest dobrze :D

@ Rhei:
Które to zdania, jeśli mogę zapytać? Tutaj już nie edytuję, ale z chęcią poprawię w pliku źródłowym :). Co do historii, to rzeczywiście, nieco odszedłem od motywu "klasycznej rzezi" wprowadzając nieco "ambitniejszą" fabułę, ale flaki jeszcze będą latać w powietrzu, zapewniam :P.

Te kilka chwil dłużyło się niczym nudny film. - Serginho, taki straszny moment z kilkoma mazio-istotami na masce, a Ty porównujesz do NUDNEGO filmu? Jakoś mi to słowo nudny w tym kontekście nie pasuje, a jeślito miała być jego ironiczna mysl, to chyba niekoniecznie udana;)

Poza tym, wciagnęło mnie na amen. 5!

Gdyż musisz wiedzieć, że nasza wiara - to "gdyż" jest kompletnie niepotrzebne. A przynajmniej to zdanie jakoś mi nie brzmi z tym "gdyż" na początku. Musisz wiedzieć... brzmi bardziej, ja wiem, naturalnie? Ale to moje zdanie, nie musisz się dostosowywać ;)
Drugie zdanie mi ustrzeliła agazgaga.
Trzymam za słowo (odnośnie tych flaków) ;)

@ agazgaga:

Po raz kolejny wyszło, że to, co zamierzał autor, nijak ma się do tego, jak odbierają to Czytelnicy (co jest oczywiście błędem piszącego). Z tym nudnym filmem oczywiście masz rację - przerobiłem ten fragment. Myślę, że teraz oddaje nastrój chwili i tego, co chciałem przekazać. Wygląda to tak:

„ (...) uderzając o przednią szybę, ale jej nie rozbijając. Te kilka chwil dłużyło się niemiłosiernie, a Mike poczuł, jakby ktoś zwolnił czas. Najgorsze było jednak to, że widząc w zwolnionym tempie napierające na samochód istoty, jego serce pracowało na najwyższych obrotach, niczym skazańcowi przed wykonaniem kary śmierci."

Cieszę się, że Ci się podoba. Wielki wkład w powstanie tej części miała moja Żona, która interesuje się Wicca i gdyby nie Ona (i jej książki) ta część wyglądałaby zupełnie inaczej (nie chcecie wiedzieć jak :P).

@ Rhei:

Wywaliłem „gdyż", a co do flaczków, to na pewno będą i to w ilościach hurtowych :D.

To pewnie trochę prywatne pytanie, ale czy Twoja Osobista Korektorka skłania się do któregoś nurtu Wicca?

@Rhei:
Moja Żona nie należy do żadnego stowarzyszenia ani kowenu. Polega na magii intuicyjnej (mnie nie pytaj, ja tylko przekazuję to, co mi powiedziała przed momentem :P). Sorry za obsuw z kolejną częścią WPD ale Syn zalał nam laptopa, a potem tworzyłem opowiadanie na konkurs "Masakra 2010". Postaram się na dniach skrobnąć kolejną część przygód Mike'a. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka