- Opowiadanie: adam_c4 - Historia pewnej miłości

Historia pewnej miłości

Re­gu­la­min kon­kur­su po­zwa­la na pu­bli­ko­wa­nie ko­lej­nych tek­stów, więc wrzu­cam drugi. Za­pra­szam do lek­tu­ry. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Historia pewnej miłości

I

 

 Mała Księż­nicz­ka żyła na nie­wiel­kiej pla­ne­cie, która przy­po­mi­na­ła ty­sią­ce in­nych pla­net. Da­le­ko jej było do po­pu­lar­no­ści Jo­wi­sza czy choć­by Ke­ple­ra-90g. Bar­dzo da­le­ko. Nikt jej nie od­wie­dzał, nikt nawet o niej nie my­ślał. Rów­nie do­brze mo­gła­by nie ist­nieć.

Na pla­ne­cie, o któ­rej mowa, nie rosły żadne kwia­ty. W prze­ci­wień­stwie do ostów, któ­rych Mała Księż­nicz­ka nie zno­si­ła. Dla­te­go co rano brała do ręki sierp i przy­stę­po­wa­ła do pracy; za każ­dym razem ści­na­ła dzie­siąt­ki fio­le­to­wych głó­wek. ,,Patrz na nas, to my!" – krzy­cza­ły w jej my­ślach osty. ,,To my! By­ły­śmy tu wczo­raj, je­ste­śmy dzi­siaj i jutro też bę­dzie­my!” – krzy­cza­ły i ko­ły­sa­ły się na wie­trze, nie­wzru­szo­ne jej smut­ną miną i błysz­czą­cy­mi w oczach łzami.

 

II

 

Pew­ne­go dnia, tnąc osty, Mała Księż­nicz­ka za­sty­gła w pół ruchu. Ostrze sier­pa za­trzy­ma­ło się tuż przed smu­kłą ło­dy­gą. Upu­ści­ła na­rzę­dzie i przy­ło­ży­ła dło­nie do ust. Miała przed sobą naj­pięk­niej­szy kwiat, jaki kie­dy­kol­wiek wi­dzia­ła. Mało bra­ko­wa­ło, a ścię­ła­by go jak po­spo­li­ty chwast.

– Je­steś pięk­ny – szep­nę­ła, gła­dząc żółte płat­ki.

– Czemu mnie do­ty­kasz?! – krzyk­nął kwiat, na co Mała Księż­nicz­ka gwał­tow­nie cof­nę­ła dłoń. – Spo­koj­nie, bez stra­chu! – ro­ze­śmiał się. – Je­stem Nar­cy­zem i wy­glą­da na to, że wy­ro­słem na two­jej pla­ne­cie. Bo to twoja pla­ne­ta, praw­da?

Małej Księż­nicz­ce od­ję­ło mowę. W końcu zdo­ła­ła się przed­sta­wić i wy­ra­zić za­chwyt. Oraz zdu­mie­nie.

– Tak, to dziw­ne, że wy­ro­słem aku­rat w tym miej­scu – przy­znał Nar­cyz. – Wokół same osty…

– Tak, ale co­dzien­nie je usu­wam!

– To do­brze. Nie lubię ostów.

– Ja też nie!

– Mam na­dzie­ję, że masz tu pod do­stat­kiem wody?

– Oczy­wi­ście.

– Do­brze. Trze­ba mnie pod­le­wać trzy razy dzien­nie. Woda musi być let­nia. Masz może ter­mo­metr?

– Nie­ste­ty, nie.

– Hmm. Trud­no. Jakie kwia­ty rosną tutaj oprócz mnie?

Mała Księż­nicz­ka za­mar­ła.

– Na tej pla­ne­cie nic nie ro­śnie – wy­szep­ta­ła – z wy­jąt­kiem ostów.

Nar­cyz za­milkł. Mi­nę­ła dobra chwi­la, nim prze­rwał ciszę:

– Pod­lej mnie – po­pro­sił. Mała Księż­nicz­ka po­czu­ła ulgę; spo­dzie­wa­ła się, że kwiat, chcąc pod­kre­ślić swe roz­cza­ro­wa­nie, zwró­ci się do niej w spo­sób da­le­ki od uprzej­me­go. Po­mknę­ła do stud­ni. Za­czerp­nę­ła wody do ku­becz­ka i bły­ska­wicz­nie wró­ci­ła do Nar­cy­za. Prze­chy­li­ła na­czy­nie.

– Aj! Za zimna! Za zimna!

Mała Księż­nicz­ka wło­ży­ła palec do na­czy­nia.

– Jest let­nia. Tak, jak chcia­łeś.

Kwiat prych­nął.

– Widzę, że to ty wiesz naj­le­piej, czego po­trze­bu­ję!

– Nie, wcale tak nie uwa­żam.

– To dla­cze­go twier­dzisz, że jest ina­czej?

– Twier­dzę?

– Ow­szem! Zo­staw mnie sa­me­go!

Mała Księż­nicz­ka od­da­li­ła się, wy­rzu­ca­jąc sobie, że tak nie­umie­jęt­nie obe­szła się z Nar­cy­zem. Dla­cze­go nie skro­pi­ła naj­pierw jego płat­ków, by mógł oce­nić, czy woda ma od­po­wied­nią tem­pe­ra­tu­rę? Błą­ka­ła się po pla­ne­cie przez kilka go­dzin. Potem znów za­czerp­nę­ła wody ze stud­ni i dla pew­no­ści spraw­dzi­ła dwa razy, czy aby na pewno jest – przy­naj­mniej w jej od­czu­ciu – let­nia. Z duszą na ra­mie­niu po­szła do Nar­cy­za. A jeśli w mię­dzy­cza­sie usechł? Tylko nie to!

Nar­cyz wcale nie usechł. Wię­cej – był w do­brym hu­mo­rze.

– Witaj! Prze­pra­szam, że byłem taki nie­uprzej­my. To się nie po­wtó­rzy.

Mała Księż­nicz­ka za­pro­po­no­wa­ła Nar­cy­zo­wi, że przed pod­le­wa­niem skro­pi jego płat­ki. Chęt­nie przy­stał na tę pro­po­zy­cję.

 – Woda jest świet­na! Ide­al­na! – krzyk­nął, kiedy spa­dła na niego pierw­sza kro­pla. Mała Księż­nicz­ka mo­gła­by przy­siąc, że woda, którą pod­la­ła Nar­cy­za rano, miała taką samą tem­pe­ra­tu­rę. Le­d­wie to po­my­śla­ła, zga­ni­ła się w my­ślach – w końcu to on wie­dział naj­le­piej, czego mu trze­ba!

– Jutro znaj­dę ter­mo­metr – obie­ca­ła. – Nie chcę cię skrzyw­dzić. Je­steś taki pięk­ny.

– Daj spo­kój, je­stem pe­wien, że wi­dzia­łaś setki kwia­tów pięk­niej­szych ode mnie.

Cóż za skrom­ność! Mała Księż­nicz­ka miała wra­że­nie, że w głębi jej pier­si za­ci­ska­ła się że­la­zna ob­ręcz. To w tam­tej chwi­li po­ko­cha­ła Nar­cy­za. 

 

III

 

Na­stęp­ne­go ranka Mała Księż­nicz­ka pod­la­ła Nar­cy­za, a potem za­bra­ła się do usu­wa­nia ostów. Pra­co­wa­ła w po­śpie­chu. Kiedy skoń­czy­ła, oznaj­mi­ła kwia­tu, że zaraz wy­ru­sza na po­szu­ki­wa­nie ter­mo­me­tru. Za­pew­ni­ła, że wróci po po­łu­dniu, że nie za­po­mni o pod­le­wa­niu. Jeśli rze­czy­wi­ście zdo­bę­dzie ter­mo­metr, od razu zmie­rzy tem­pe­ra­tu­rę wody i bę­dzie mogła ją pod­grzać!

Nar­cyz mil­czał, prze­glą­da­jąc się w lu­strze, które uży­czy­ła mu Mała Księż­nicz­ka. Ru­szy­ła w drogę, ma­cha­jąc uko­cha­ne­mu na do wi­dze­nia.

Nie zwró­cił uwagi na jej gest.

 

IV

 

Prze­la­tu­jąc nad jedną z pla­net, Mała Księż­nicz­ka do­strze­gła bro­da­te­go pana, sie­dzą­ce­go przy sto­li­ku. Tam po­sta­no­wi­ła roz­po­cząć po­szu­ki­wa­nia.

– Kim pan jest? – za­py­ta­ła bro­da­cza, który, jak się oka­za­ło, po­chy­lał się nad sza­chow­ni­cą.

– Nie widać? – od­po­wie­dział py­ta­niem. – Je­stem Sza­chi­stą. Bar­dzo za­ję­tym – pod­kre­ślił, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od plan­szy, na któ­rej usta­wio­no różne fi­gur­ki w dwóch ko­lo­rach. Mała Księż­nicz­ka nigdy jesz­cze nie grała w sza­chy.

– Gdzie pań­ski prze­ciw­nik? 

Sza­chi­sta prych­nął i po­krę­cił głową. Potem się ro­ze­śmiał.

– Widzę, że ty nic nie ro­zu­miesz.

– Tak, to praw­da – przy­zna­ła Mała Księż­nicz­ka. – Nie umiem grać w sza­chy.

– Nie o tym mówię! – obu­rzył się Sza­chi­sta. – Nie ro­zu­miesz tego, że je­dy­nym god­nym dla mnie prze­ciw­ni­kiem je­stem ja sam!

– Dla­cze­go?

– Bo ze wszyst­ki­mi wy­gry­wam! Przez lata nie tra­fił się nikt, kto po­tra­fił­by mnie po­ko­nać!

– To bar­dzo cie­ka­we. Czy nie ma pan przy sobie ter­mo­me­tru?

– Też tak sądzę. Star­cia z in­ny­mi są nudne, bo z góry znam ich re­zul­tat. A kiedy wal­czę sam ze sobą, to też wy­gry­wam, co oczy­wi­ste, ale przy­naj­mniej nie tracę czasu, bo toczę bój z naj­lep­szym za­wod­ni­kiem w ko­smo­sie! – wy­ja­śnił Sza­chi­sta, pusz­cza­jąc py­ta­nie o ter­mo­metr mimo uszu.

Mała Księż­nicz­ka za­my­śli­ła się nad sło­wa­mi Sza­chi­sty, który w mię­dzy­cza­sie prze­su­nął jedną z figur, cmo­ka­jąc z za­do­wo­le­niem.

– Gdyby spoj­rzeć na to z innej stro­ny – rze­kła po chwi­li – to za każ­dym razem też pan prze­gry­wa, praw­da?

Sza­chi­sta znów prych­nął.

– Gdy­bym mimo odniesionego zwy­cię­stwa wolał sku­piać się na klę­sce, to wcale bym na to zwy­cię­stwo nie za­słu­gi­wał!

,,Zwy­cię­stwo to zwy­cię­stwo, po­raż­ka to po­raż­ka. Mogą chyba żyć obok sie­bie" – po­my­śla­ła Mała Księż­nicz­ka, ale uzna­ła, że le­piej gło­śno tego nie mówić. Po­nie­waż była pewna, że Sza­chi­sta nie ma przy sobie ter­mo­me­tru, ru­szy­ła dalej.

 

V

 

Ko­lej­ną pla­ne­tę za­miesz­ki­wa­ła Nie­wi­do­ma Ko­bie­ta.

– Zbliż się! – za­chę­ci­ła Małą Księż­nicz­kę, kiedy ta po­sta­wi­ła nogę na ziemi. – Zbliż się! Do­sko­na­le cię sły­szę! Je­steś dziew­czyn­ką, praw­da?

– Tak.

– Wie­dzia­łam. Takie rze­czy po pro­stu sły­chać. Je­steś bar­dzo de­li­kat­na. I uro­cza, tak, na pewno.

Mała Księż­nicz­ka po­czu­ła się zmie­sza­na. Prze­chy­li­ła głowę, by ukryć za­kło­po­ta­nie, i wła­śnie wtedy do­tar­ło do niej, że ko­bie­ta jest nie­wi­do­ma. To spra­wi­ło, że zmie­sza­ła się jesz­cze bar­dziej.

– Jak się pani miewa? – za­py­ta­ła.

– Och, bar­dzo do­brze. Ja za­wsze mie­wam się do­brze! – Nie­wi­do­ma Ko­bie­ta wy­buchnęła śmie­chem, który miał pod­kre­ślić te słowa.

– Nie jest tu pani… – za­czę­ła Mała Księż­nicz­ka, ale ugry­zła się w język. Za późno – roz­mów­czy­ni od­ga­dła treść nie­wy­po­wie­dzia­ne­go py­ta­nia:

– Czy nie czuję się sa­mot­na? Ależ skąd! Do­sko­na­le mi tu samej. Stra­ci­łam wzrok dawno temu, kiedy byłam młod­sza od cie­bie. Nigdy się nie skar­żę! Przy­by­łaś mnie od­wie­dzić, ale rów­nie do­brze mo­gła­byś tu nie za­glą­dać i nie mia­ła­bym z tym pro­ble­mu!

– Naj­moc­niej prze­pra­szam, ale… czy nie ma pani przy sobie ter­mo­me­tru?

Ko­bie­ta znów się ro­ze­śmia­ła.

– Moje dziec­ko, a na co ta­kiej sta­rej, śle­pej ko­bie­cie ter­mo­metr?

– No tak. – Mała Księż­nicz­ka za­ru­mie­ni­ła się, za­wsty­dzo­na po­peł­nio­ną gafą. – To ja chyba po­le­cę dalej.

– Ależ pro­szę bar­dzo! – wy­krzyk­nę­ła ko­bie­ta. Po­pra­wi­ła tkwią­ce na czub­ku nosa ciem­ne oku­la­ry, prze­cze­sa­ła pal­ca­mi siwe włosy. – Leć, moje dziec­ko. Leć! Gdy­bym tylko nie była ślepa jak kret, spa­ko­wa­ła­bym ci coś na drogę. Trud­no!

– Czy…

– Ach, spo­koj­nie, je­dze­nia mam pod do­stat­kiem! Nawet le­piej, że cię nie po­czę­stu­ję, bo to żadne spe­cja­ły. Ale nic nie szko­dzi! Nie ma ta­kie­go pa­skudz­twa, do któ­rej czło­wiek nie zdo­łał­by przy­wyk­nąć, za­pa­mię­taj moje słowa!

Mała Księż­nicz­ka zde­ner­wo­wa­ła się. Ku­si­ło ją, by za­py­tać Nie­wi­do­mą Ko­bie­tę, czy w końcu ży­czy­ła sobie tutaj gości, czy też nie? Czy na­praw­dę była ska­za­na na je­dze­nie ,,pa­skudztw” we wszech­świe­cie peł­nym smakołyków? Wresz­cie: czy to, że nie widzi od dziec­ka, rze­czy­wi­ście nigdy jej nie prze­szka­dzało? 

Po­sta­no­wi­ła za­py­tać o co in­ne­go:

– Czy…

– Nie! Do­brze mi tutaj! Ni­g­dzie się nie wy­bie­ram! Ko­cham mój dom, ko­cham mój los! Gdyby wszy­scy my­śle­li tak, jak ja, wszel­ki smu­tek znik­nął­by z tego bar­dzo smut­ne­go wszech­świa­ta!

,,Gdyby znik­nął cały smu­tek, wraz z nim znik­nę­ła­by też masa in­nych rze­czy. Wszech­świat nie stał­by się od tego lep­szy" – po­my­śla­ła Mała Księż­nicz­ka i ru­szy­ła w dal­szą po­dróż.

 

VI

 

Na ko­lej­nej pla­ne­cie Mała Księż­nicz­ka spo­tka­ła Pi­sa­rza, który sie­dział przy biur­ku i pisał na ma­szy­nie. Dłu­gie palce tań­czy­ły po kla­wia­tu­rze, a urzą­dze­nie zgrzy­ta­ło i wy­da­wa­ło z sie­bie stuk­nię­cia. 

Wokół biur­ka pię­trzy­ły się stosy pa­pie­ro­wych kulek. Mała Księż­nicz­ka nie chcia­ła prze­szka­dzać, dla­te­go już zbie­ra­ła się do dal­szej drogi, ale wła­śnie wtedy Pi­sarz jed­nym ru­chem wy­cią­gnął kart­kę z ma­szy­ny. Wie­dział, że ma go­ścia, po­nie­waż, nie pod­no­sząc wzro­ku, krzyk­nął:

– Chodź! Po­słu­chasz!

Pi­sarz po­chy­lał się nad tym, co na­pi­sał i kiwał głową, jakby z czymś się zga­dzał. Tym razem Mała Księż­nicz­ka po­sta­no­wi­ła nie zwle­kać z py­ta­niem:

– Prze­pra­szam, ale czy nie ma pan może ter­mo­me­tru?

Uśmiech znik­nął z twa­rzy Pi­sa­rza.

– Ter­mo­me­tru?

– Tak. Po­trze­bu­ję…

– Co?! – Pi­sarz zbladł. Jego ręce i wargi za­czę­ły drżeć. – Ter­mo­metr?! Mó­wisz mi tu o ja­kimś ter­mo­me­trze, kiedy ja wła­śnie skoń­czy­łem pisać wstęp do mo­je­go dzie­ła?!

– Niech pan prze­czy­ta mi naj­pierw to, co na­pi­sał – za­pro­po­no­wa­ła Mała Księż­nicz­ka – a potem od­po­wie pan na moje py­ta­nie, zgoda?

– Chyba sobie kpisz! – wark­nął Pi­sarz. – Wszyst­ko ze­psu­łaś! Wszyst­ko! Po­de­pta­łaś moją twór­czość, moją wraż­li­wość, mnie sa­me­go!

– Na­praw­dę? – Mała Księż­nicz­ka, choć prze­stra­szo­na, była pod wra­że­niem tego, że jed­nym zda­niem po­tra­fi­ła wy­rzą­dzić tak wiel­ką szko­dę.

Pi­sarz bar­dzo do­kład­nie zmiął kart­kę i ci­snął ją da­le­ko od sie­bie.

– Bar­dzo dzię­ku­ję! Idę stąd! Mo­żesz być z sie­bie dumna! Igno­rant­ka! – wrza­snął, po czym pod­niósł się zza biur­ka, prze­wra­ca­jąc krze­sło. Wło­żył ręce do kie­sze­ni i od­szedł.

Kiedy Mała Księż­nicz­ka otrzą­snę­ła się z szoku, pod­nio­sła z ziemi świe­żo ufor­mo­wa­ną, pa­pie­ro­wą kulkę. Oto co było na niej na­pi­sa­ne:

 

WSTĘP DO DZIE­ŁA

 

Niżej pod­pi­sa­ny, po wielu la­tach prze­ku­wa­nia pierw­szych zdań swej wiel­kiej po­wie­ści, po­sta­no­wił, że – wbrew po­cząt­ko­wym za­ło­że­niom – ob­na­ży przed czy­tel­ni­ka­mi całą swą duszę. Ni­cze­go nie ukry­je, jego dzie­ło bę­dzie szcze­re do bólu! Po­sta­no­wio­ne! Teraz słowa po­pły­ną same, suk­ces jest tuż za ro­giem!

 

Mała Księż­nicz­ka ru­szy­ła dalej.

,,To nie­waż­ne, czy Pi­sarz zmiął tę kart­kę prze­ze mnie czy z in­ne­go po­wo­du. Ważne, że to zro­bił. Książ­ki, rów­nież ich wstę­py, po­win­ny być cie­ka­we. A to, co na­pi­sał, ni­ko­go by nie za­in­te­re­so­wa­ło".

 

VII

 

Na jed­nej z pla­net Mała Księż­nicz­ka do­strze­gła Astro­no­ma, trzy­ma­ją­ce­go w dłoni lu­ne­tę. Pla­ne­ta była nie więk­sza niż dmu­cha­na, pla­żo­wa piłka.

– Co pan tu robi? – za­py­ta­ła.

– O, to cie­ka­we, że zja­wi­łaś się aku­rat teraz – rzekł, igno­ru­jąc py­ta­nie. – Patrz, co wła­śnie wy­my­śli­łem…

Astro­nom usiadł, prze­wró­cił się ostroż­nie na brzuch i wy­cią­gnął jak długi, przy­kry­wa­jąc pla­ne­tę cia­łem. Przy­ło­żył lu­ne­tę do oka.

– Co ty na to?

– Nie wiem. – Mała Księż­nicz­ka po­dra­pa­ła się po gło­wie. – Co pan wła­ści­wie robi?

– Pa­trzę na czub­ki swo­ich pięt! – oznaj­mił we­so­ło Astro­nom.

– Ale…

– Co, dziwi cię to? – za­py­tał, nie od­ry­wa­jąc oka od lu­ne­ty. Wier­cił się, przy­gry­za­jąc język, jakby usi­ło­wał do­strzec w po­de­szwach butów coś nie­oczy­wi­ste­go. – Wierz mi, że to cie­kaw­sze, niż pa­trze­nie na tamto.

– Na co?

– Na Zie­mię. Sły­sza­łaś o niej? Nie? To taka wiel­ka pla­ne­ta za­miesz­ka­na przez ludzi. Ich ob­ser­wo­wa­nie to praw­dzi­wa mor­dę­ga. W kółko to samo! Rodzą się i umie­ra­ją, śmie­ją się i pła­czą, sia­da­ją i wsta­ją, pra­cu­ją i le­niu­chu­ją, kłócą się i godzą, za­bi­ja­ją i znów rodzą, ech, szko­da gadać. Je­stem na­ukow­cem z uni­wer­sy­te­tu i zle­co­no mi stwo­rze­nie ra­por­tu o życiu na Ziemi. Wiesz, co zro­bię?

– Co?

Astro­nom za­chi­cho­tał.

– Oddam grubą tecz­kę pełną kar­tek, które za­pi­szę tylko jed­nym sło­wem: ,,NUDA”. A mię­dzy te kart­ki włożę zdję­cie, na któ­rym gapię się przez lu­ne­tę na wła­sne pięty. Ha! Ale wy­my­śli­łem!

– Ale po co?

– Sam nie wiem. Nie­któ­rzy Zie­mia­nie po­tra­fi­li­by na to od­po­wie­dzieć. Mają tam mę­dr­ków, któ­rzy naj­pierw wy­py­tu­ją cię o wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa i każą ry­so­wać drze­wo, a potem tłu­ma­czą, czemu za­cho­wu­jesz się tak a nie ina­czej, nawet jeśli to za­cho­wa­nie jest głu­pie albo zwy­czaj­nie szko­dli­we. I to szko­dli­we dla cie­bie samej.

– To brzmi cie­ka­wie.

– E, tam. Nuda jak wszyst­ko inne, wierz mi na słowo.

Mała Księż­nicz­ka za­my­śli­ła się. Nie wi­dzia­ła związ­ku mię­dzy drze­wem, dzie­ciń­stwem a wy­rzą­dza­niem sobie krzyw­dy. Wspo­mnia­ła wi­zy­tę u Nie­wi­do­mej Ko­bie­ty – to, że żyła sama, po­grą­żo­na w ciem­no­ści, mu­sia­ło tak na­praw­dę być dla niej czymś strasz­nym. Czy w takim razie kła­ma­ła, za­pew­nia­jąc o swym do­brym na­stro­ju? Czy tak na­praw­dę ro­bi­ła sobie krzyw­dę? Po­tra­fi­ła­by na­ry­so­wać drze­wo? Czy pa­mię­ta­ła swoje dzie­ciń­stwo, tam­ten świat, który mogła po­zna­wać ocza­mi? Nawet jeśli tak, to co z tego? Jak wy­glą­da­ło­by drze­wo Sza­chi­sty? Trud­no było uwie­rzyć, że kie­dyś był dziec­kiem, że nie uro­dził się mi­strzem. A Pi­sarz? On za­cho­wy­wał się tak, jakby nigdy nie wy­do­ro­ślał…

Mała Księż­nicz­ka ode­pchnę­ła od sie­bie te roz­my­śla­nia. Nie miała na nie czasu; zbli­ża­ła się pora pod­le­wa­nia, mu­sia­ła pręd­ko zna­leźć to, czego szu­ka­ła.

Zra­żo­na gwał­tow­ną re­ak­cją Pi­sa­rza, nie­chęt­nie za­da­ła Astro­no­mo­wi py­ta­nie:

– Prze­pra­szam, czy nie ma pan może przy sobie ter­mo­me­tru?

– Nie, nie mam. Po co ci ter­mo­metr?

– Po­trze­bu­ję go… – Mała Księż­nicz­ka za­wa­ha­ła się – dla kogoś, kogo ko­cham.

– Poleć na mój uni­wer­sy­tet, tam mają ter­mo­me­trów pod do­stat­kiem, bez żalu ci jakiś od­stą­pią. Po­wia­dasz, że kogoś ko­chasz? O, ci od drzew i dzie­ciń­stwa mają sporo do po­wie­dze­nia na temat mi­ło­ści, wierz mi na słowo.

– Pew­nie tak! – zgo­dzi­ła się au­to­ma­tycz­nie Mała Księż­nicz­ka. – Gdzie jest ten uni­wer­sy­tet?

Astro­nom okre­ślił jego po­ło­że­nie. Mała Księż­nicz­ka po­smut­nia­ła. Kawał drogi. Gdyby zde­cy­do­wa­ła się na po­dróż, mu­sia­ła­by wy­ru­szyć skoro świt i pę­dzić na zła­ma­nie karku, by wy­ro­bić się przed wie­czo­rem…

– Dzię­ku­ję. Muszę wra­cać. Życzę uda­nych ob­ser­wa­cji.

Mała Księż­nicz­ka ru­szy­ła w drogę po­wrot­ną. ,,Dzie­ciń­stwo, drze­wa, lu­ne­ty, sza­chy, oku­la­ry, książ­ki…" – wra­że­nia z dzi­siej­sze­go dnia mie­sza­ły jej się w gło­wie. Do­świad­czy­ła tego wszyst­kie­go dzię­ki Nar­cy­zo­wi. W tam­tej chwi­li po­ko­cha­ła go jesz­cze moc­niej.

 

VIII

 

Zbli­ża­jąc się do domu, Mała Księż­nicz­ka czuła na­ra­sta­ją­ce zde­ner­wo­wa­nie. Nie wie­dzia­ła, jak Nar­cyz za­re­agu­je na wieść o tym, że wy­pra­wa za­koń­czy­ła się nie­po­wo­dze­niem. ,,Głowa do góry!" – po­wta­rza­ła sobie w my­ślach. ,,Jutro to za­ła­twię. Po­le­cę na uni­wer­sy­tet!".

Le­d­wie wy­lą­do­wa­ła na swo­jej pla­ne­cie, po­mknę­ła do stud­ni i za­czerp­nę­ła wody.

Nar­cyz drze­mał. Kiedy do niego po­de­szła, obu­dził się.

– Je­stem! Już je­stem!

– Ach, to ty. – Nar­cyz, tłu­miąc ziew­nię­cie, od­wró­cił się do lu­stra.

– Chcia­łam cię prze­pro­sić – rze­kła Mała Księż­nicz­ka. – Nie udało mi się zna­leźć ter­mo­me­tru. Ale nie martw się, pro­szę! Wiem, gdzie się udać. Jest taki uni­wer­sy­tet, wiesz? Po­le­cę tam jutro. Nie martw się, pro­szę! Nie znio­sła­bym tego!

– Czego nie mo­głaś zna­leźć? – za­py­tał Nar­cyz.

– Ter­mo­me­tru!

– Czego?

– No… termo…

– Ach! – wy­krzyk­nął Nar­cyz. Potem ro­ze­śmiał się. – Tak, tak, fak­tycz­nie! Pa­mię­tam, upar­łaś się na niego…

– Upar­łam się?

– Tak. Jakby to rze­czy­wi­ście było takie ważne. Czemu jesz­cze mnie nie pod­la­łaś?

 – Wy­bacz! – Mała Księż­nicz­ka za­po­mnia­ła o trzy­ma­nym w dłoni ku­becz­ku. Ostroż­nie skro­pi­ła żółte płat­ki.

– Co ty ro­bisz?!

– Spraw­dzam…

– Pod­lej mnie w końcu! Chcesz, żebym tu usechł?! – krzyk­nął Nar­cyz.

Nie, Mała Księż­nicz­ka bar­dzo tego nie chcia­ła.

– A tak w ogóle – po­wie­dział Nar­cyz – to przy­da­ło­by mi się lu­stro z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Spore. Masz tu takie?

– Nie.

– Może jutro przy­nie­siesz mi coś lep­sze­go, co?

– Jutro nie mogę. Lecę po ter­mo­metr.

– Po… a, tamto. Lu­stro jest mi bar­dziej po­trzeb­ne.

Mała Księż­nicz­ka za­mknę­ła oczy i wes­tchnę­ła.

– Nie dam rady, w ciągu jed­ne­go dnia, spra­wić ci ter­mo­me­tru i no­we­go lu­stra, Nar­cy­zie. To za dużo. Poza tym, muszę rano ściąć chwa­sty i…

– Do­brze! Ro­zu­miem! – Nar­cyz znów pod­niósł głos. Wy­glą­dał na roz­gnie­wa­ne­go. – Czemu nie po­wiesz wprost, że żądam zbyt wiele?! Jeśli nie chcesz, to nie mu­sisz le­cieć po ter­mo­metr, lu­stro, ani nic! Nie mu­sisz mnie nawet pod­le­wać! Z ra­do­ścią uschnę! To nie naj­gor­sza per­spek­ty­wa, zwa­żyw­szy na to, gdzie przy­szło mi żyć! Wszę­dzie osty! Wi­dzisz?! Tam wy­rósł ko­lej­ny! Rósł na moich oczach, my­ślisz, że to było przy­jem­ne?! Zrób z nim coś!

Mała Księż­nicz­ka, po­ły­ka­jąc łzy, wy­szep­ta­ła:

– Osta­mi zaj­mu­ję się rano.

– Pew­nie! Nie spiesz się! Dla kogoś ta­kie­go jak ja nie warto się spie­szyć!

Mała Księż­nicz­ka za­pła­ka­ła. Choć Nar­cyz nie do­ce­niał jej trudu i był dla niej nie­mi­ły, nie po­tra­fi­ła po­wstrzy­mać się przed speł­nie­niem jego za­chcian­ki. Nie ro­zu­mia­ła, dla­cze­go.

Kiedy wró­ci­ła z sier­pem, Nar­cyz gwał­tow­nie od­wró­cił się od lu­stra.

– Wy­bacz! – Jego głos drżał. – Wy­bacz mi, że byłem taki nie­mi­ły! To się nie po­wtó­rzy! To przez pra­gnie­nie! I strach przed tam­tym ostem.

– Oset nie zrobi ci krzyw­dy.

– Prze­cież wiem. Usiądź, pro­szę! Jeśli chcesz, to nie ści­naj tego głu­pie­go chwa­stu! Prze­cież to nie­istot­ne, nie zrobi mi krzyw­dy. Usiądź tu, przy mnie, i opo­wiedz, jak minął ci dzień. Zdaje się, że po­dró­żo­wa­łaś?

– Szu­ka­łam ter­mo­me­tru.

– Tak, tak, oczy­wi­ście. Tego nie­szczę­sne­go ter­mo­me­tru.

Mała Księż­nicz­ka spoj­rza­ła w stro­nę sa­mot­ne­go ostu.

– Zetnę go.

– Jak uwa­żasz – rzekł obo­jęt­nie Nar­cyz. – To przy­kre, że jutro też tam wy­ro­śnie, praw­da? Tam, albo jesz­cze bli­żej. Prze­ra­ża mnie to. Okrop­na ta pla­ne­ta. Nie zro­zum mnie źle, to twój dom i w ogóle, ale życie tu nie jest chyba szcze­gól­nie miłe, praw­da?

– Tak, masz rację.

Nar­cyz znów za­pa­trzył się w lu­stro. Gdyby tylko prze­su­nął spoj­rze­nie, do­strzegł­by w nim od­bi­cie Małej Księż­nicz­ki.

Wi­dział­by, że stoi nie­ru­cho­mo, pa­trząc w gwieź­dzi­ste niebo. Może zwró­cił­by uwagę na sierp w jej dłoni. Może na­szła­by go myśl, któ­rej by się prze­stra­szył. Może po­wie­dział­by Małej Księż­nicz­ce coś, co bar­dzo by ją za­wsty­dzi­ło.

Może.

Koniec

Komentarze

Hej, opowiadanie jest cudowne. Takie w moim stylu: piękne, proste, ale przejmujące. Bez zbędnych, niepotrzebnie przedłużających opisów. Ładnie napisane, czytało się prędko. Nie mam nic do zastrzeżenia. No może oprócz tego, że wybrałeś do konkursu właśnie Małego Księcia, za którym nigdy nie przepadałam.

Niestety boję się, że zmieniłeś za mało. W konkursie chodziło chyba o coś więcej, niż jedynie zmianę płci głównego bohatera. Jednak przyznaję, że nie czytałam żadnego innego opowiadania z tego konkursu, więc nie mam porównania.

 

Błędy, które wyłapałam:

 

– Tak, to dziwne, że wyrosłem akurat tutaj – przyznał Narcyz. – Wokół same osty…

– Tak, ale codziennie je usuwam!

– To dobrze. Nie lubię ostów.

– Ja też nie!

– Mam nadzieję, że masz tu pod dostatkiem wody?

– Oczywiście.

– Dobrze. Trzeba mnie podlewać trzy razy dziennie. Woda musi być letnia. Masz tutaj termometr?

– Niestety, nie.

– Hmm. Trudno. Jakie kwiaty rosną tutaj oprócz mnie?

Trochę za dużo “tutaj”. Być może to celowe, jako że Narcyz jest specyficzny, ale bardzo mi to zgrzytało. 

 

Błąkała się po planecie przez kilka godzi.

 

Ruszyła w drogę, machając kwiatu mu na do widzenia.

Wybierz jedno! :P

 

Podsumowując: było cudnie, aczkolwiek pisze ci to osoba niezbyt zorientowana w konkursie także ten. Powodzenia! :) 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hej, LanaVallen! Twoja opinia bardzo mnie cieszy :) Miło, że zajrzałaś. Poprawiłem wskazane przez Ciebie błędy. Fajnie,, że udało Ci się je wyłapać. Mnie umknęły :)

 

W konkursie z(a)mianowym wrzuciłem jeszcze jedno opowiadanie, w którym zmieniłem w zasadzie wszystko, traktując oryginalną baśń jako baaaardzo luźną inspirację. W tym wypadku trzymałem się bliżej ducha oryginału, a jak ocenią to czytelnicy i jurorka – zobaczymy :)

 

Dzięki raz jeszcze! Pozdrawiam! 

 

Cześć adam:-)

Jak dawno nie czytałam Małego Księcia!:-) 

Podoba mi się zamiana. Zgadzam się z LanąVallen, że nie odszedłeś za bardzo od oryginału, ale to już będzie ninedin oceniać:-) 

Czytało się płynnie, bez żadnych dłużyzn, zawróciłam też uwagę na naturalne dialogi. Mała Księżniczka ujmuje swoją dobrocią i naiwnością, a Narcyz irytuje. Wydaje mi się, że odwzorowałeś wartości z oryginału, wyszło filozoficznie, ale subtelnie. 

Mam nadzieję, że Mała Księżniczka zrobiła użytek z tego sierpa na końcu:-)

 

polecam do biblioteki i pozdrawiam

 

O, zawsze lubiłam “Małego Księcia”.

Też mi się wydaje, że zmiana płci niewiele dała. Ale narcyz Ci wyszedł piękny i narcystyczny do wypęku.

Podróż po różnych planetach też całkiem w porządku.

Babska logika rządzi!

Cześć, Olciatko! Dziękuję Ci za lekturę i za polecenie tekstu do biblioteki :)

Mam nadzieję, że Mała Księżniczka zrobiła użytek z tego sierpa na końcu:-)

Obawiam się, że tego nie zrobiła. Obecność Narcyza, mimo jego paskudnego charakteru, jest dla Małej Księżniczki zbyt wartościowa. Mając do wyboru samotność albo relację pełną przemocy, będzie się raczej trzymać tego drugiego. Niestety.

 

Hej, Finklo! Miło mi, że wpadłaś i kliknęłaś. Cieszę się, że postać Narcyza Cię przekonuje, bałem się że będzie odrobinę zbyt groteskowy :)  

W oryginale zasadniczo postacie były przerysowane, więc podkręcona narcyzowatość nie powinna być problemem.

Babska logika rządzi!

Świetna zamiana, myślę, że jedna z najlepszych, szczególnie zważywszy na zakończenie, które niby sugeruje, a niby nie sugeruje, co się wydarzyło po ostatnim "może". Materiał do zmiany był trudny, bo jak tu nie popaść we wtórność? Ale tobie się udało. Ujęła mnie osoba Astronoma, który rezygnuje z oatrzenia na ludzi, zamiast tego patrzy na swoje pięty – zamierzenie czy nie, wyszło ci świetne drugie dno i dla mnie tem fragment skradł cały tekst.

Drażniły mnie za to podsumowania Małej Księżniczki na końcu każdego mini-rozdziału. Przemyślałbym, czy w ogóle są potrzebne, a jeśli już, to czy muszą być tak wprost podawane. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Cześć, Gekikaro! Bardzo mnie cieszy, że opowiadanie Ci się spodobało!

zamierzenie czy nie, wyszło ci świetne drugie dno i dla mnie tem fragment skradł cały tekst.

Zamierzenie ;) Cieszy mnie, że to doceniasz.

Drażniły mnie za to podsumowania Małej Księżniczki na końcu każdego mini-rozdziału

Sam się zastanawiałem nad ich zasadnością. Ostatecznie je umieściłem. Chciałem, żeby odbiorca nie miał wątpliwości, w jaki sposób Mała Księżniczka postrzega swoich rozmówców tudzież wnioski, do których doszli. Chciałem podkreślić rozdźwięk między prostoduszną, szukającą bliskości osobą, a pokręconymi, narcystycznymi egoistami.

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

 

O, ale fajne :) i znowu mogę doklikać bibliotekę. Bardzo wdzięczy utwór wybrałeś. Podobnie jak Finkla też bardzo lubię “Małego księcia”. Podoba mi się zarówno bohater, a raczej bohaterka ;) i jej wędrówka po planetach. bardzo przyjemna lektura :)

A mnie się wydaje, że bardzo daleko odszedłeś od oryginału i, niestety, zmiana płci ma tu spore znaczenie. Mały książę zdawał sobie sprawę z roszczeniowej postawy róży. wiedział, że może stracić siebie, jeśli będzie jej za bardzo ulegał. Dlatego postanowił odejść. A róża zbyt późno zorientowała się, że wymaga od księcia zbyt wiele. Ale na końcu pozwoliła mu odejść. Podczas swoich wędrówek książe dojrzał, zrozumiał, że miłość nie jest łatwa, że czasem warto ustąpić, zrezygnować z jakiejś części własnej wolności. I dlatego chciał wrócić.

Tu mamy zupełnie inną sytuację. Księżniczka daje się wciągnąć w toksyczny związek, praktycznie od razu wpada w bycie służącą i nawet tego nie zauważa. Nie dostrzega tego, co w tym związku nie gra. Narcyz jest skupiony na sobie, zadaje ból i przeprasza, ale nie wyciąga wniosków ze swojego zachowania; typowe postępowanie sprawcy przemocy. Księżniczka nie odchodzi, aby ratować siebie. Ona biega za termometrem dla narcyza. Wszystko, co robi, jest podporządkowane jego wygodzie. W ogóle nie myśli o sobie. Nawet przez ten krótki moment, kiedy z zaciętą miną trzyma sierp, nie myśli o tym, co w ich związku jest nie tak, w ogóle nie myśli racjonalnie. Tu nie ma miłości, jest uzależnienie. Nie ma żadnej platformy, żeby stworzyć udany związek.

Opowiedziałeś zupełnie inną historię, bardzo smutną historię. Nie mogę powiedzieć, że mi się ta historia podoba, ale podoba mi się opko :) Dobrze napisane, dobrze przemyślane. Ciekawe postacie na planetach, które księżniczka odwiedziła. Jej komentarze tych postaci świadczę IMO, że księżniczka miała sporo zdrowego rozsądku, traciła go tylko w obecności narcyza.

Aż żałuję, że nie potrzebujesz już kliczka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, kurczę, to “Mały książę” był o miłości?

Babska logika rządzi!

Faktycznie, Irka, masz rację. Aż mi głupio, że tego nie zauważyłam. Być może przeczytałam opowiadanie zbyt szybko, być może to przez moją niechęć do Małego Księcia. Dzięki ci. Teraz tekst jest nawet jeszcze lepszy. Mam nadzieję, że o to chodziło autorowi ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Finklo, Mały książę był o wielu sprawach, o miłości też :)

 

Lana :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Katiu! Dziękuję za lekturę i za głos, który posłał opowiadanie do biblioteki :)

 

Hej Irko, dziękuję Ci za wizytę. Bardzo mi miło, że tekst przypadł Ci do gustu. Twój komentarz dobrze oddaje to, co chciałem przekazać. Rzeczywiście, wyszła mi historia smutna, dołująca wręcz – sytuacja Małej Księżniczki jest tragiczna. Bohaterka nie była szczęśliwa przed poznaniem Narcyza, zaś po tym jak obdarzyła go miłością, cierpi w zupełnie inny, jeszcze gorszy sposób. Łatwowierna i spragniona bliskości jest modelową ofiarą, którą łatwo wciągnąć w toksyczny związek oparty na zależnościach. 

Co najgorsze – z tej ścieżki nie może już zawrócić.

Uważam, że nie opuści Narcyza, ani nie zdecyduje się na to, by go ściąć – w pierwszym przypadku wyrzuty sumienia zmusiłyby ją do powrotu, a w drugim doprowadziły do szaleństwa.

Wizyty na innych planetach rzeczywiście służyły głównie temu, by pokazać, że Mała Księżniczka jest prostoduszna i rozsądna. Oprócz tego chciałem zaznaczyć, jak bardzo jej osobowość różna jest od osobowości tych, którzy przesadnie skupiają się na samych sobie. 

W Małej Księżniczce trudno doszukać się narcyzmu.

 

FInklo, dla mnie Mały Książę to przede wszystkim opowieść o tęsknocie, ciekawe czy wielu czytelników odbiera ją podobnie.

 

LanoVallen, w opowiadaniu rzeczywiście zostawiłem sporo motywów charakterystycznych dla oryginału (odwiedziny, potrzeba ciągłego pielęgnowania planety-domu, trudna relacja z kwiatem). Wiele tekstów w konkursie odeszło duuużo dalej od dzieł, na których się wzorowały. Aha, dziękuję Ci za polecenie tekstu do biblioteki :)

Nie ma sprawy, Adamie ;) Zrobiłabym to wcześniej, ale dawno nie było mnie na portalu i zapomniałam, że mogę :P 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

ninedin.home.blog

Cześć!

Opowiadanie mi się spodobało, zakończenie najbardziej. Mam nadzieję, żę Księżniczka zetnie Narcyza, chociaż wiem, że to mało prawdopodobne. Na początku myślałam podobnie jak LanaVallen, że za mało zmieniłeś, różnicę załapałam dopiero czytając komentarze. Poza tym fajnie udało Ci się oddać klimat oryginału, który niby jest taki sam, a jednak bardziej smutny.

Pozdrawiam:)

 

Cześć, Oluto! Dziękuję Ci za lekturę i podzielenie się opinią, fajnie, że opowiadanie Ci się spodobało. Pozdrawiam!

Cześć, Adamie! Mimo że nie przepadam za oryginałem, Twoja historia broni się solidnym wykonaniem. I ciekawym odwróceniem dynamiki tej opowieści, bo niestety bywa tak, że kobiety bywają bardziej podatne na wikłanie się w toksyczną dynamikę związku. A tę oddałeś tu śpiewająco, wrzucając mitologiczne odwołanie do postaci Narcyza. Podobała mi się też bardzo postać pisarza. Ogólnie całość bardzo na plus.

Pozdrawiam!

O, hej Oidrin! Dziękuję Ci za kolejną wizytę. Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało :) Pozdrawiam! 

Jedna z moich ulubionych lektur szkolnych. Myślę, że zmiana płci miała tu duże znaczenie. Wyszedł Ci modelowy związek z narcyzem. Ogólnie, ciekawe opowiadanie. Podróże po planetach wypadły realistycznie, zwłaszcza pretensje niewidomej kobiety.

Hej, ANDO! Miło, że wpadłaś. Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na postać niewidomej kobiety i że pozostali mieszkańcy planet wydają Ci się wiarygodni. Pozdrawiam!

Adamie, sympatyczna historia o gorzkim wydźwięku. Do końca liczyłam, że bohaterka wyciągnie jakieś sensowne wnioski, zmieni relację z kwiatem, szczególnie po podróżach na innych planetach. Czekałam, by wyciągnęła lekcje z doświadczeń. A tu none, nada. Żałowałam jej szczerze.

Szkoda mi również ostów. Nikomu nic nie zrobiły, a tak były rąbane sierpem. Tylko za to, że rosną. Niesprawiedliwy los. Dlatego, że robiła to Mała Księżniczka moja sympatia do niej była na umiarkowanym poziomie.

Doskonały wybór kwiatka, żaden nie pasowałby lepiej niż narcyz! Dobry portret tego typu zaburzenia osobowości. Zastanawiałam się, czy mieszkańcy innych planet również mają coś konkretnego symbolizować/pokazywać? Nie we wszystkich przypadkach byłam pewna, czy rozumiem. Podobał mi się Szachista i Astronom, nie do końca chwytałam Niewidomą Kobietę (być może stąd, że jako wolontariusz spotykam się z panią, która straciła wzrok i podobnie jak Twoja postać stara się nie narzekać ;)).

Ogólnie fajne, do uśmiechnięcia i do przemyślenia.

Cześć, Cytryno! Bardzo dziękuję za wizytę i komentarz!

Do końca liczyłam, że bohaterka wyciągnie jakieś sensowne wnioski, zmieni relację z kwiatem, szczególnie po podróżach na innych planetach.

Niestety. To Narcyz nadaje ton ich relacji i to się raczej nie zmieni.

Szkoda mi również ostów. Nikomu nic nie zrobiły, a tak były rąbane sierpem. Tylko za to, że rosną. Niesprawiedliwy los. Dlatego, że robiła to Mała Księżniczka moja sympatia do niej była na umiarkowanym poziomie.

Ależ się cieszę, że to dostrzegłaś! W oryginale Mały Książę musiał dbać o swoją planetę, ponieważ baobaby mogły ją rozsadzić. A osty? Poza tym, że są szpetne, nie robią nikomu krzywdy. Rodzą się po to, żeby wkrótce zginąć, tylko dlatego, że są brzydkie. Przez to Mała Księżniczka, choć jej współczuję, również budzi we mnie mieszane uczucia. Kiedy Narcyz zwraca uwagę na to, że nie lubi ostów, Mała Księżniczka błyskawicznie podchwytuje tę myśl – już na wstępie jest świadoma tego, że ich relacja będzie niesymetryczna, w tej wspólnej niechęci dostrzega płaszczyznę porozumienia, szansę na uzyskanie prawdziwej bliskości.

Doskonały wybór kwiatka, żaden nie pasowałby lepiej niż narcyz! Dobry portret tego typu zaburzenia osobowości. Zastanawiałam się, czy mieszkańcy innych planet również mają coś konkretnego symbolizować/pokazywać?

Każda osoba, którą Mała Księżniczka odwiedziła, była w gruncie rzeczy narcystyczna. Niewidoma Kobieta również. Mnie, w jej postawie, nie uderza gotowość do mierzenia się z trudnym losem. Na pierwszy plan wybija się perwersyjna wręcz chęć podkreślania tego, że jej życie jest pasmem beznadziejnego cierpienia, które znosi bez mrugnięcia okiem. Tym samym stawia się na piedestale, przyjmuje postawę wyższościową względem reszty widzących ,,niewdzięczników” (ona, oczywiście, wprost nigdy nie nazwie ich niewdzięcznikami, nawet tak o nich nie pomyśli. Jest na to zbyt ,,dobra”). Gdyby tylko inni mogli być tacy, jak ona! Gdyby tylko potrafili mierzyć się (w istocie – wypierać) wszelki smutek! Świat byłby lepszy. No ale – nie każdy ma w sobie tyle ,,siły”, by żyć samotnie, żywić się byle czym i być dla wszystkich uprzejmym.

Pozdrawiam!

Osty mogą być piękne. Tylko kłują. Ale w dzieciństwie chyba bardziej aktywnie zwalczałam pokrzywy.

Babska logika rządzi!

Ale w dzieciństwie chyba bardziej aktywnie zwalczałam pokrzywy.

Całe życie myślałem, że nienawiść do pokrzyw i potrzeba ich tępienia była jakimś moim osobistym zboczeniem, a dzięki internetowi dowiedziałem się, że nie byłem jedyny :) Mało powiedziane!

Podobnie przez długie lata myślałem, że tylko moi rodzice, aby dostać się do szkoły, musieli codziennie wyruszać w podróż, przy której wędrówka Froda do Mordoru to spacerek po uzdrowisku. 

Bardzo pomysłowy retelling, gdzie pozornie wydawałoby się, że niewiele się zmieni po zamianie księcia na księżniczkę – a jednak. Najlepiej IMHO zagrała tu zamiana róży na narcyza (a raczej Narcyza), bo w pomysłowy i inteligentny sposób ograłeś tu psychologiczną charakterystykę skojarzoną z mitologicznym pierwowzorem tego kwiatu; szalenie mi się ten aspekt twojego tekstu podobał. Sam tekst jest chwilami nieco przegadany (kolejne spotkania, oparte na oryginale, budują klimat, ale niewiele wnoszą do samej fabuły), ale nadrabiasz naprawdę dobrym pomysłem i ładną stylistyczną imitacją oryginału.

ninedin.home.blog

Witaj, ninedin! Bardzo się cieszę, że mój tekst przypadł Ci do gustu na tyle, że postanowiłaś go wyróżnić. Dziękuję, pozdrawiam! 

Cały czas miałam nadzieję, że w pewnej chwili Małej Księżniczce otworzą się oczy i dojrzy prawdziwą naturę Narcyza, ale cóż, tak się nie stało. A potem pomyślałam, że może kiedyś zapomni go podlać i Narcyz pojmie, co to prawdziwe pragnienie…

Bardzo porządnie napisana historia, a choć smutna, czytało się znakomicie.

 

a potem za­bra­ła się za usu­wa­nie ostów. ―> …a potem za­bra­ła się do usuwania ostów.

 

Nie­wi­do­ma Ko­bie­ta wy­bu­chła śmie­chem… ―> Nie­wi­do­ma Ko­bie­ta wy­bu­chnęła śmie­chem

 

ale rów­nie do­brze mo­gło­byś tu nie za­glą­dać… ―> Literówka.

 

– Co pan tu robi? – za­py­ta­ła go. ―> A może wystarczy: – Co pan tu robi? – za­py­ta­ła.

Wszak wiemy, kogo pyta.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, Reg! Bardzo, bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało! Dziękuję za łapankę, zaraz poprawiam.

Pozdrawiam!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Cześć, Anet! Bardzo dziękuję za wizytę :) 

Nowa Fantastyka