- Opowiadanie: CharliseEileen - Siłownia "U Janka", 2032

Siłownia "U Janka", 2032

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Siłownia "U Janka", 2032

Natrętny dźwięk budzika rozbrzmiewa równo o piątej rano. Aisza leniwie przekręca się na prawy bok, by przesunąć palcem po gładkiej powierzchni panelu przy szafce nocnej. Alarm posłusznie milknie, a w sypialni znów słychać jedynie miarowy oddech śpiącego tuż obok Gabriela. Spogląda na niego czule i gładzi go delikatnie po nieogolonym policzku. Dopiero potem niechętnie rozpoczyna kolejny dzień.

Podczas gdy większość mieszkańców Zielonej Góry o tej porze wciąż znajduje się w objęciach Morfeusza, Aisza bierze szybki prysznic i upina włosy w luźny kok. Niesforne, brązowe kosmyki opadają jej na czoło, gdy aktywuje magnetyczne lustro. Elektrocząsteczki wirują chaotycznie w powietrzu i z cichym szumem układają się w wielowymiarowy obraz jej twarzy. Dziewczyna kilkoma sprawnymi ruchami obrysowuje czarne oczy równie czarną kredką. Przez moment w zamyśleniu ocenia efekt, po czym gwałtownym ruchem rozciera grube linie w zewnętrznych kącikach powiek. Nie tuszuje rzęs.

Ubiera zwykłe jeansy i swoją ulubioną czarną koszulkę o odważnym dekolcie, która prezentuje jej tatuaże w pełnej krasie. Bladą skórę dziewczyny zdobią skomplikowane wzory, które pną się od czubków palców lewej dłoni, przez ramię, aż po obojczyk i szyję. Stanowią zbiór twarzy, przedmiotów i motywów, których symbolikę zna tylko sama Aisza i nikt więcej.

Nie je śniadania, a zamiast tego sięga jedynie po kubek czarnej kawy. Mimo że gorący napój parzy jej usta, wypija wszystko duszkiem, narzuca na siebie skórzaną kurtkę i wychodzi z mieszkania.

Na zewnątrz wita ją chłodny świt i monotonny szum, który nigdy nie milknie. Nawet w środku nocy. Trudno jednoznacznie określić jego źródło. Po prostu już od wielu lat tak brzmi miasto. Szare budynki otacza bury smog, przez który z trudem przebijają się kolorowe światła neonów i bilbordów. Ekrany umieszczone są na najwyższych, oszklonych wieżowcach, które górują ponad poziomem mgły, tam, gdzie biegną też pasma dróg szybkiego ruchu.

Aisza podchodzi do przystanku autobusowego. Jego powyginane blaszane ściany chuligani ozdobili obraźliwymi napisami i rysunkami. Spogląda w górę, gdzie ponad zwisającymi smętnie kablami mruga rozbity telebim, na którym wyświetlają się godziny odjazdu kolejnych autobusów. Linia 4264, na którą czeka dziewczyna, jak zawsze przyjeżdża punktualnie. Mimo że w środku jest wiele wolnych miejsc, ona staje przy wąskim oknie.

Gdy nabierają prędkości, Aisza beznamiętnie wpatruje w rozmazany świat po drugiej stronie szyby. Jak przez mgłę pamięta jeszcze czasy, gdy autobusy wyglądały jak autobusy, a nie jak sunące po ulicy pokraczne spodki. Były o wiele wolniejsze i wiecznie się spóźniały, to prawda, ale teraz kojarzą się z dobrymi wspomnieniami. W tamtych czasach wszystko było takie proste…

Dziewczyna wysiada na ulicy Słowackiej, która o tej porze wydaje się opuszczona, nie licząc przejeżdżających autobusów oraz pracujących tu i ówdzie Sprzątaczy. Niewielkie roboty o pękatych korpusach suną po chodnikach, zbierając śmieci. Aiszy przypominają rozklekotane tostery.

Przechodzi obok łąki porośniętej wysoką pożółkłą trawą. Pole jest otoczone resztkami powyginanej siatki, z której smętnie wystają ostre druty. Kiedyś było tu boisko do gry w piłkę nożną. Po obu stronach stoją jeszcze nawet zardzewiałe bramki.

Aisza kieruje się w stronę niskiego budynku, który stoi tu od dobrych kilkudziesięciu lat. Pod adresem Słowacka 4, tuż nad odrapanymi drzwiami, wisi tabliczka z napisem „Siłownia u Janka”, mimo że Janka już dawno tu nie ma. Teraz to miejsce mogłoby nazywać się „Siłownia u Aiszy”, ale dziewczyna nigdy nie zmieniłaby nazwy właśnie ze względu na dziadka.

Jednym kliknięciem aktywuje panel przy głównym wejściu, a wtedy wyświetla się płaski hologram cyfrowego blatu. Aisza mechanicznym ruchem wpisuje kod, a drzwi z cichym kliknięciem się odblokowują. W przedsionku ma trzydzieści sekund na wyłączenie alarmu, który dezaktywuje kolejnym hasłem. By go potwierdzić, w wyznaczone miejsce przykłada jeszcze kciuk lewej dłoni. Wąski snop niebieskiego światła uważnie bada jej linie papilarne i gdy odnajduje je w systemie, ostatecznie wpuszcza ją do środka.

Dziewczyna naciska włącznik, a wtedy całe pomieszczenie zalewa jaskrawe światło jarzeniowych lamp. Ściany pokryte są drewnianą boazerią. Podłoga częściowo składa się z porysowanego parkietu, a częściowo z wytartej gumowej powierzchni. Poszczególne sekcje treningowe rozdzielają prostokątne filary, na których opiera się niski sufit.

Chociaż od przejęcia klubu przez nowego właściciela minęło już trzynaście lat, na pierwszy rzut oka niewiele się tu zmieniło. Nawet większość sprzętu pochodzi jeszcze z czasów dziadka Janka. Mimo pozorów nowa era nie oszczędziła tej siłowni. Chociaż wyglądem przypominała tę z 2019 roku, zmieniło się w niej coś o wiele ważniejszego.

Zmienili się ludzie. O ile ludźmi można nazwać to, co z nich pozostało, gdy wszczepili w swoje ciała mechaniczne części. Stawy i mięśnie zastąpili metalem, i nową technologią, która brzęczy przy każdym ich ruchu. Skórę pokryli tytanowym pancerzem, która lśni sztucznie w słońcu. Jedni zdecydowali się na operacje ze względu na stan zdrowia, inni z kolei z czystej próżności i nudy. W każdym razie skutek jest ten sam. Teraz „Siłownia u Janka” to miejsce znane z tego, że trenują tu tylko i wyłącznie cyborgi. A Aisza jest jedynym człowiekiem, który zaglądał tu od lat. Nie potrafiła porzucić miejsca, w którym dziadek zostawił tyle serca.

Jak zawsze, równo o szóstej rano, w progu siłowni pojawia się pierwszy klient. Potężnie zbudowany mężczyzna to strażak Bernard Kamiński, który uratował z płomieni niejedną osobę. Raz, podczas akcji, walący się budynek zmiażdżył mu łydkę. Z perspektywy Aiszy jest kaleką, jednak on wcale nie narzeka na nową nogę, której tytanowe kolano potrafi udźwignąć kilka ton. Proteza tak mu się spodobała, że po jakimś czasie sprawił sobie również mechaniczny bark i sztuczne oko. Soczewa ma podobno wbudowane liczne dodatkowe funkcje, takie jak choćby mikro i makro zbliżenie, czy analizę cząsteczek składowych, cokolwiek to oznacza.

– Cześć, ździebełko – wita się wesoło z Aiszą, gdy podchodzi do recepcji.

– Hej, Bernard.

Dziewczyna bierze od niego szklaną kartę klubową, która ma wbudowany niewielki czip. Wkłada ją we wnękę, a czytnik szybko znajduje Bernarda w bazie danych. Wyświetla się też hologram, na którym widnieje wielowymiarowa sylwetka mężczyzny i podstawowe informacje o nim.

Aisza oddaje kartę i wraca do sortowania plików z formularzami członkowskimi nowych klientów. Tymczasem Bernard wciąż stoi przy blacie recepcji, a jego mechaniczne, błyszczące niebieskim światłem oko, ukradkiem zerka w stronę prawego ramienia dziewczyny. Po krótkim wahaniu stwierdza:

– Ździebełko, słuchaj, przyjaźnię się z takim jednym lekarzem. Powiedział, że tak po znajomości, to on zrobi temat po połowie ceny. On jest świetny, moja noga to jego robota, a syn ma od niego…

– Bernard – przerywa mu Aisza ostrym tonem. Z trudem dusi w sobie złość, gdy podnosi oczy na mężczyznę. Bierze głęboki wdech i choć wiele ją to kosztuje, dodaje spokojniejszym głosem: – Bardzo ci dziękuję, ale od naszej ostatniej rozmowy nic się nie zmieniło. Jest dobrze, tak jak jest.

Mężczyzna ze zmartwioną miną ostatni raz zerka na ramię dziewczyny, a potem znika w drzwiach szatni. Rano na siłownię przychodzi jeszcze kilka osób, z którymi Aisza zamienia tylko słowo, czy dwa, jednak poza tym niewiele się tu dzieje. Dopiero po południu zaczyna się większy ruch.

Dziewczyna obserwuje jak ich w połowie ludzkie, a w połowie mechaniczne, wysportowane ciała pracują w świetle jarzeniowych lamp. Podnoszą sztangi zbyt ciężkie dla zwykłego człowieka i biegają dystanse, którym nie podołaliby najlepsi maratończycy z początku tego wieku. Są jak roboty o twarzach, które kiedyś należały do ludzi. To, co się z nimi stało, przerażało dziadka.

Gdy ostatni z nich kończy trening, właśnie wybija północ. Dziewczyna gasi światła i aktywuje alarm, a w autobusie znów stoi przy oknie, wpatrzona gdzieś w dal. W pewnym momencie do środka wchodzi roześmiana grupka młodych ludzi, mniej więcej w wieku Aiszy. Ładna blondynka w króciutkiej złotej sukience obejmuje swojego chłopaka mechanicznym ramieniem. Drobne trybiki w nieosłoniętej części przegubu terkoczą cicho, gdy pieszczotliwie mierzwi mu farbowane na błękit włosy.

Aisza wpatruje się w sztuczne ramię jak zahipnotyzowana i przez moment walczy z palącym uczuciem zazdrości. A gdyby tak jednak… Gdyby przyjąć propozycję Bernarda… Nie! Dziewczyna sama gani się w myślach i pod wpływem impulsu wysiada, mimo że to jeszcze nie jej przystanek. Resztę drogi pokonuje na piechotę zła sama na siebie za chwilę słabości.

W nocy Zielona Góra błyszczy intensywnymi światłami neonów i bilbordów, które w ciągu dnia stanowią jedynie nikłą poświatę ponad ciężką mgłą. Teraz pikselowe obrazy otaczają przechodniów ze wszystkich stron, odbijając się od szyb oraz mokrych po deszczu chodników. Po ulicach pędzą srebrne motocykle i samochody o niskim podwoziu, które gdy zmienia się światło, hamują z piskiem opon niemal w ostatniej chwili. Przez wieczny szum przebija się dudniąca muzyka, która dobiega z głębi licznych nocnych klubów. Przed ich wejściami ustawiają się długie kolejki. Kilka dziewczyn w skąpych strojach śmieje się głośno i zalotnie spogląda na stojących tuż obok mężczyzn. Jeden z mięśniaków szczerzy zęby, z których większość jest złota i pewnym krokiem podchodzi do rozchichotanych koleżanek.

Aisza przedziera się przez tłum imprezowiczów, w którym raz po raz w świetle neonów pojawia się fragment tytanowego ciała, czy błyska sztuczna soczewka. Na tle różnorodnych, kolorowych i oryginalnie ubranych ludzi, dziewczyna wydaje się zupełnie przezroczysta. Przemyka chodnikiem i z impetem wpada do mieszkania.

Mimo marszu nie zdążyła się jeszcze zupełnie ochłonąć. W małym przedpokoju pojawia się zaniepokojona twarz Gabriela. Jej chłopak trzyma w ręce książkę, od której właśnie musiał się oderwać.

– Wszystko w porządku?

Aisza nie odpowiada, tylko niecierpliwie zrzuca kurtkę na podłogę i kieruje się w stronę łazienki. Aktywuje lustro, a cząsteczki układają się w odbicie jej twarzy, barków i sprawnej lewej ręki. Dziewczyna drżącymi palcami dotyka kikuta prawego ramienia, który szpecą zgrubienia starych blizn. Są to pamiątki dawnego wypadku parę miesięcy po śmierci dziadka.

Tuż za dziewczyną pojawia się Gabriel. Wtula się delikatnie w jej kark, a jego ciepły oddech przyjemnie łaskocze skórę i w końcu pozwala jej się uspokoić.

– Wydaje mi się, że dziadek chciałby, żebyś to zrobiła. Inaczej patrzył na świat, bo sam należał do innych czasów. W gruncie rzeczy zrozumiałby.  

Dziewczyna odwraca się, by spojrzeć Gabrielowi w oczy, w których dostrzega szczerą troskę. Chłopak gładzi ją po policzku, a potem bierze za rękę i prowadzi w stronę kuchni.

– Wiem, że jest późno, ale czekałem na ciebie z kolacją.

Jedzą posiłek, rozmawiając o błahych rzeczach, przy czym Aisza więcej słucha, niż sama mówi. Stara się odpowiadać na pytania chłopaka, jednak coś ciągle rozprasza jej uwagę. Kładą się spać i gdy Gabriel spokojnie śpi obok, ona jeszcze długo wpatruje się w sufit, pochłonięta myślami.

Wspomina dziadka i to, jak wypowiadał się o cyborgach. Nazywał ich pogardliwie Blaszakami, przez co w głowie jego wnuczki utrwalił się obraz strasznych istot, „półludzi”. Może jednak jego osądy były zbyt pochopne? Czy naprawdę sprzeciwiłby się, gdyby znów zapragnęła mieć sprawną rękę? Przecież to nic złego…

Tak jak każdego dnia budzik dzwoni o piątej rano. Aisza leniwie przekręca się na prawy bok, by wyłączyć alarm. Bierze prysznic, ubiera się, maluje oczy czarną kredką, pije mocną kawę i jedzie autobusem do pracy. Równo o szóstej rano przychodzi Bernard, który nie może wyjść ze zdumienia, gdy dziewczyna prosi go o numer do jego lekarza.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie dobrze się czyta. Świat przedstawiony wciąga, jest wiarygodny i pochłaniający, głównie za sprawą bardzo plastycznych opisów.

Fabuła jednak nie jest porywająca, a ta nagła zmiana decyzji bohaterki, od dłuższego czasu tak wiernej swoim ideałom, jest jakby trochę na siłę. Brakuje mi tu jakieś istotnego zdarzenia, które w znaczący sposób na nią wpłynie. Rozmowa z klientem nie była dla mnie wystarczająco przekonująca.

 

W oczy rzucił mi się poniższy fragment:

Nawet większość sprzętu pochodzi jeszcze z czasów dziadka Janka. Mimo pozorów nowa era nie oszczędziła tej siłowni. Chociaż wyglądem przypominała tę z 2019 roku, zmieniło się w niej coś o wiele ważniejszego.

Jeśli dobrze zrozumiałem, dziadek żył w 2019 i zajmował się siłownią, a jego wnuczka żyje już w czasach ludzi-cyborgów, w których Zielona Góra ma ponad cztery tysiące linii autobusowych! Jak dla mnie trochę za szybki ten rozwój techniki ;) 

Przeczytałem. Kilka błędów, które wychwyciłem:

Raz, podczas akcji, walący się budynek zmiażdżył mu łydkę. Z perspektywy Aiszy jest kaleką, jednak on wcale nie narzeka na nową nogę, której tytanowe kolano potrafi udźwignąć kilka ton.

Jedno, że kolano niczego nie dźwiga, samo w sobie. Druga kwestia jest taka, że wszelkie implanty (jak i materiały, z których są produkowane) są projektowane tak, aby jak najbardziej pod względem wytrzymałościowym przypominały ludzkie kości i stawy. Jedna zwykła noga i druga super ekstra wytrzymała powodowałyby negatywne skutki zdrowotne dla użytkownika. Dlatego to błąd logiczny.

Soczewa ma podobno wbudowane liczne dodatkowe funkcje, takie jak choćby mikro i makro zbliżenie, czy analizę cząsteczek składowych, cokolwiek to oznacza.

Czym jest analiza cząsteczek składowych? Czym są cząsteczki składowe? I po co mu ta funkcja w sztucznym oku?

Dziewczyna bierze od niego szklaną kartę klubową, która ma wbudowany niewielki czip.

Zastanawia mnie, dlaczego karta klubowa jest szklana? Widząc zaawansowanie technologiczne na przykładzie oka, zastanawiałbym się, czy taki czip nie byłby wszczepiony pod skórę.

 

Ogólnie, to przedstawiłaś namiastkę fajnej, futurystycznej wizji, aczkolwiek ta wizja w pewnych aspektach jest nieścisła, co przedstawiłem powyżej. Wydaje mi się, że potrzeba w jakiś sposób wizjonerskiego myślenia, by pisać w klimatach sci-fi i mieć do tego wiedzę techniczną, by móc przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość pod tym względem. Zdania typu „cząsteczki składowe, cokolwiek to oznacza” zgrzytają mocno.

I w sumie, zastanawiam się, co dokładnie chciałaś przekazać w tym tekście? Dziewczyna ma niesprawne ramię i zastanawia się, czy by go nie naprawić/zmienić na robotyczne, chociaż ma w pamięci dziadka i jego podejście do cyborgów. Czy naprawdę poglądy dziadka byłyby dla niej tak istotne? Jest młoda, więc raczej buntowałaby się przed takimi rzeczami. A jeśli już nie chciała, to dlaczego tak chciała go posłuchać? Chociaż w sumie na koniec i tak się na to decyduje. Wszelkie rzeczy techniczne i usprawnienia mają raczej pozytywny wydźwięk, a bohaterka wydaje się obrażona na nowości, ale jak już pisałem, tylko do czasu. Dużo opisów ale za mało wątku fabularnego samego w sobie, jak dla mnie. Za mało wiadomo, co, jak, gdzie i dlaczego.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Sagitt, dzięki za wszystkie uwagi! :) Aisza była od dziecka bardzo związana z dziadkiem, dlatego “nasiąkła” jego własnymi poglądami na temat cyborgów, nieszczególnie zastanawiając się nad tym, co sama o tym myśli. Poza tym wypadek, w którym straciła rękę zdarzył się dopiero po jego śmierci, dlatego sytuacja zmieniła się diametralnie, podczas gdy myślenie zostało stare – a to z kolei doprowadziło do zgrzytu, bo Aisza w końcu poczuła, że pragnie znów być w pełni sprawna, a jedyna możliwość, to sztuczna ręka.

Ale fakt, za krótkie opowiadanie, żeby to wszystko dobrze ze sobą zagrało ;) 

Podziałowy, sprawa z autobusami faktycznie trochę nieścisła, ale skok samej techniki zaczął się już dużo wcześniej, bo dziadek nienawidził cyborgów (które były już dawno w 2019 roku) od wielu wielu lat :)

To nie jest pierwszy tekst Twojego autorstwa i nie da się ukryć, że piszesz bardzo ładne opisy i fabuły przyjemnie płyną. Totalnie wyrzuciłam z głowy, że chodzi o Zieloną Górę (domyślam się, że było na konkurs), więc mogłam się cieszyć przyjemnym, nieśpiesznym kawałkiem. Czekałam na wybuch (nie, nie dosłowny) i niestety, nie doczekałam się. Ludzie podejmują decyzję z dnia na dzień, ale przemiana Twojej bohaterki wyszła zbyt “papierowo”. Widok, który opisałaś, tych młodych ludzi po zamknięciu siłowni, raczej jest codziennym obrazkiem. Twoja bohaterka mogła się do tego przyzwyczaić, więc co uczyniło ten akurat moment tak niezwykłym? 

Na takim bardzo ogólnym poziomie podoba mi się Twój tekst, chociaż świat przedstawiony też nie zawsze mnie przekonuje. Motywacja bohaterki jest słabiutka na tak poważną zmianę. 

Przez długi czas Aisza, pomna poglądów dziadka na sprawę, nie godziła się na usprawnienie ramienia i nagle, ni stąd, ni zowąd, trzask-prask i podejmuje decyzję – zrobię sobie nowe ramię. Jakoś to do mnie nie przemawia.

 

Ubie­ra zwy­kłe je­an­syswoją ulu­bio­ną czar­ną ko­szul­kę… ―> W co ubiera dżinsy i koszulkę???

Spodni i koszulek, tak jak żadnej odzieży, nie ubiera się! Można je włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nie, ale ubrań się nie ubiera!!!

Winno być: Włożyła zwy­kłe dżinsy i ulu­bio­ną czar­ną ko­szul­kę

Używamy pisowni spolszczonej. Zaimek jest zbędny – czy wkładałaby cudzą koszulkę?

 

Po obu stro­nach stoją jesz­cze nawet za­rdze­wia­łe bram­ki. Aisza kie­ru­je się w stro­nę ni­skie­go bu­dyn­ku, który stoi tu… ―> Powtórzenie.

 

Skórę po­kry­li ty­ta­no­wym pan­ce­rzem, która lśni sztucz­nie w słoń­cu. ―> Literówka.

 

Jak za­wsze, równo o szó­stej rano… ―> Raczej: Jak za­wsze, punktualnie o szó­stej rano

 

takie jak choć­by mikro i makro zbli­że­nie… ―> …takie jak choć­by mikro– i makrozbli­że­nie

 

Mimo mar­szu nie zdą­ży­ła się jesz­cze zu­peł­nie ochło­nąć. ―> Mimo mar­szu nie zdą­ży­ła jesz­cze zu­peł­nie ochło­nąć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjemne się czytało, ale jak dla mnie trochę za mało akcji. Aisza chodzi i rozmyśla, chodzi i rozmyśla i tak właściwie przez całe opowiadanie. Można by na przykład pokazać w retrospekcji ten wypadek, myślę, że to by trochę ożywiło fabułę.

Moim zdaniem motywacja do zmiany i sprawienia sobie sztucznego ramienia jest odpowiednia, zresztą sądzę, że Aisza nie podjęła tej sytuacji pod wpływem chwili, tylko rozmyślała nad tym od dłuższego czasu, a widok tej dwójki ludzi tylko popchnął ją do działania. 

NIe kupuję tego tłumaczenia, ze w 2019 już były cyborgi, przydałoby się jakieś wytłumaczenie w tekście, a poza tym lepiej by było po prostu zmienić tę datę.

Mimo kilku uwag opowiadanie mi się podobało, zwłaszcza klimat miasta z przyszłosći :)

Hejka!

No początkowo właśnie tak zastanawiałem się o co tu kaman, fabuła rozwija się wolno, mamy dość sporo opisów. W pewnym momencie zwątpiłem w zarys fabularny i myślałem, że skończy się na “jednym dniem z pracy na siłce”. No bo tekst krótki, a tu opis i opis – plusem w nich to jest to, że są ładnie tworzone i dobrze działające na wyobraźnie. Ale dobra… jednak fabuła się znalazła, uf. 

Co do zakończenia – miałbym dylemat. Z jednej strony zmiana decyzji może wydawać się zbyt gwałtowna, z drugiej faktycznie jak Oluta zauważyła – przecież nie rozmyślała o tym jeden dzień, tylko spory kawał swojego życia. Hmmm… no nie będę się tego czepiał. Fajne jest jednak to, że rozwijałaś fabułę stopniowo, nie wspominając od razu o ręce. 

#ZielonaGóra ;p <3

Tylko mogłoby być jej więcej. Bo opis miasta z przyszłości jest taki ogólny, że pasowałby w sumie do każdego. 

Pozdro! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Nowa Fantastyka