- Opowiadanie: Salvado - Krew ze stóp

Krew ze stóp

Tekst  przeszedł rekonstrukcję. Zrozumiałem (mam nadzieję) dobrze komentarze użytkowników i w fragmentach, które postanowiłem przenieść ze starej wersji, naniosłem podkreślone poprawki. Oczywiście nie twierdze, że i ta wersja będzie idealna, ale uważam, że jest lepsza (moim zdaniem), może i nawet krótsza, więc zmienię z opowiadania na szorta.  Wytyczone błędy postaram się nanosić regularnie i proszę wybaczyć jeśli od razu tego nie zrobię ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Krew ze stóp

Krew ze stóp

Na zewnątrz panowała ta niespokojna cisza. Było wtedy szaro, zimno, a okolice przykrywała gęsta, niska mgła. Chroniły nas w tamtym momencie tylko te stare spróchniałe deski, bo jeżeli chodzi o ludzi, to już dawno straciłem wiarę i zaufanie. Sam za bardzo nie potrafię zaufać sobie samemu. Cała… ta… sytuacja, do tej pory mnie przerasta, a najgorsze jest to, że historia, którą Ci teraz opowiem była dopiero początkiem końca.

Początek roku, kwiecień. Zima znowu się spóźniła i zamiast odczuwać delikatnego, cieplejszego powietrza, odczuwałem jedynie mróz i ochotę strzelenia sobie w łeb…

Dzień wcześniej poszedłem na pewnego rodzaju „zwiady” terenu z moim najlepszym przyjacielem, Mateuszem. Znamy się od dziecka i jak daleko sięga moja pamięć, od zawsze wyobrażaliśmy sobie jak to my byśmy nie walczyli z zombie podczas apokalipsy. No tak… Zombie nie ma i nie było. Jedyne co ten wirus pozostawił po sobie to tylko głód, co za tym idzie kanibalizm, nędzę i brak dachu nad głową tysiącom mieszkańców. Po roku w mieście nie było żywej duszy… nie licząc właśnie mnie i Matiego. Tak myśleliśmy do tego dnia, a bardziej nocy. Nocy, która kompletnie obaliła naszą pewność o samotności. Słyszeliśmy strzały z pistoletów maszynowych, krzyki cierpiących ofiar… Nie zdziwię cię faktem, że tamtą noc zapamiętam na długo. Wstaliśmy i podeszliśmy w tamtym momencie do pękniętego okna. Na ulicach leżały zwłoki. Nagle zobaczyliśmy błysk światła, który dochodził z miotacza ognia jednego z zabójców. Bez żadnej litości palił i wyżywał się nad tymi bezbronnymi ludźmi. Sięgałem już po swój karabin snajperski, kiedy to Mateusz złapał mnie mocno za nadgarstek i dał mi pewny sygnał mówiący, że to byłoby głupie i nieracjonalne. Miał rację, bo jednak wystrzał dwóch pocisków, które mi zostały, kontra, dokładnie siedmiu przeciwników, byłby marnotractwem. Wolałem je zostawić na czarną godzinę, a i tak nie miałbym z nimi szans. Nasz arsenał odbiegał od ich o tysiąc razy. Wciąż jednak pozostał mi ten widok. Trupom gnieciono czaszki, zęby wyrywali gołymi rękami. Wydawało mi się, jakby ta rzeź trwała kilka dni. Do tej pory zadaję sobie pytanie: dlaczego… Dlaczego moje oczy nie skierowały swojej uwagi na białą ścianę chaty, w której się znajdowaliśmy? Miałem wrażenie jakby tamta chwila zmusiła mnie do oglądania tego horroru. Byłem tak daleko od tej ulicy, a słyszałem jak w słuchawkach ten dźwięk pękających kości, a krzyki… były…straszne, a co najgorsze nie mogliśmy od nich uciec.

– Jakbym chociaż mógł wykorzystać te pociski do zmniejszenia cierpienia tym ludziom…

– Nie. – odpowiedział mi Mateusz. Nie chcę, żebyś ryzykował naszym życiem. Im tam już nic nie pomoże. Taka jest wojna przyjacielu, a wojna zawsze będzie taka sama.

Tak jak wspomniałem wcześniej, ranek był przykryty mgłą. Naszą ekspedycję rozpoczęliśmy o… godzinie szóstej. Cisza jak na cmentarzu. Nie wiedzieliśmy czego tak szczerze możemy się spodziewać. Każdy krok musiał być dobrze przemyślany. W wielkim skrócie, po dokładnym „obkopaniu” centrum handlowego, poszliśmy w stronę południową miasta, a bardziej na jego wybrzeża. Był tam nieduży las. Pomyśleliśmy o nim jak o miejscu, w którym mogą być opuszczone ogniska, małe obozy. Parę lat temu chodziliśmy tam z ojcem na polowania. To właśnie po nim mam ten karabin. Ale nie teraz o tym…

Ku mojemu i Mateuszowi zdziwieniu, bo nie spodziewaliśmy się szczerze takiego widoku, zobaczyliśmy jelenia. Nie myśleliśmy jednak o jego zabiciu i zjedzeniu, przy okazji zwróceniu na siebie dużej uwagi hukiem wystrzału, grupę, którą poznaliśmy wczorajszej nocy. Przynajmniej nie Mateusz.

– Stój, patrz – powiedział do mnie szeptem.

– Jasna cholera. Oddycha. Co z nim robimy? Przecież to jest minimum dwa tygodnie pełnych brzuchów, jak będziemy dobrze porcjować.

– Nie, nie. Nic nie rozumiesz? Spójrz. Jest ranny. Teraz przyjrzyj mu się uważniej. Larwy obsiadły go z dobry czas temu. Jest na wykończeniu. Chcesz jeść takie mięso?

– Nie. – odpowiedziałem pewnie – To co w takim razie robimy?

– Podaj mi nóż. Musimy go dobić i zakopać. Nienawidzę oglądać cierpienia zwierząt…

Ze swojego plecaka wyciągnąłem nieduży sztylet. Natychmiast podałem go Matiemu. Ja, będąc szczery, nie miałbym jaj do takiego zadania. Między innymi za to podziwiałem mojego przyjaciela. Za jego przewyższającą moją, odwagę w tych ciężkich chwilach. I tak jak Mateusz powiedział, dobił go i razem pochowaliśmy zwierzę w tej zimnej ziemi.

Parę chwil później serce stanęło mi w gardle. Usłyszeliśmy ryk za naszymi plecami, jednak zachowanie niedźwiedzia było bardzo spokojne. Staraliśmy nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, a tym bardziej uciekać. Maratończycy z nas żadni, a ta bestia dogoniłaby nas z pazurem w dupie. Wiedzieliśmy jak to się skończy. Albo my, albo on. Dwa pociski plus sztylet. Chyba ta czarna godzina nadeszła.

Na miśku było widać ogromne ślady pozostawione przez wirusa. Wyglądał jak jakiś… mutant. Na paszczy miał wielkie guzy, głowę ozdabiały bąble z wyciekającą ropą. Jeszcze te jego oczy. Widziałem w nich tą miniaturową bombę atomową. Połowy sierści nie miał i jakby dodatkowe ucho obok prawego. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy.

– Daj mi broń – powiedział cicho i spokojnie w moja stronę, Mateusz.

Ja trzymałem sztylet. Ręce trzęsły mi się niesamowicie, więc i nawet dobrze, że to właśnie on przejął broń palną. Mieliśmy dwie szanse na oddanie stzrału.

Rzucił się na nas z wielkimi łapami. Mati strzelił po raz pierwszy. Bestia natychmiast wybiła mu karabin z ręki. Wyciągnąłem sztylet i obciąłem to dodatkowe ucho temu mutantowi, ale… teraz było jeszcze gorzej. Stanął na dwóch łapach i powalił mnie do poziomu ziemi. Ten jego oddech. Ugh. Wgryzł mi się w rękę. Krzyczałem w niebogłosy. Ból był nie do wytrzymania.

Mati! Mati! – krzyczałem w stronę jego leżącego ciała. Bałem się, że zginął

 Strzał. Bestia pada mi przed twarzą. Całe szczęście. Popatrzyłem wtedy na niego z wdzięcznością, a zarazem bałem się jak cholera.

– Wołałeś? – powiedział z uśmiechem na twarzy.

– Kurwa nie czas na żarty. Szyj mi kurwa tą rękę…

Ten moment pominę.

To był ciężki dzień – pomyślałem

 Mgła nie odpuszczała. Była na wysokości moich bioder. Szliśmy w stronę rzeki. To była najszybsza droga do chaty jaką znałem. Wtedy… słyszę odległy huk wystrzału.  Świat się dla mnie zatrzymał. Padłem na ziemię bez większego zastanowienia. Obok mnie kałuża krwi… Mateusz leży nieruchomo.

Wstawaj, słyszysz? Wstawaj! – krzyczałem rozpłakany – Nie zostawiaj mnie…

Drugi pocisk trafił w ziemię obok mnie.

Przez mgłę mnie nie zobaczy. – pomyślałem w pierwszej kolejności, ale pewności brak.

Czołgałem się więc. Starałem się być tak nisko i tak cicho jak to możliwe. Dalsze strzały nie padały więc myślałem, że moja teoria się potwierdza.

Do rzeki brakowało mi dosłownie paru metrów. Za nią schowam się w las i pobiegnę przed siebie najdalej i zostawię tutaj wszystko co miałem. Po chwili padały strzały na ślepo. Jeden trafił w taflę wody, drugi za mnie, a kolejny przeleciał nad moją głową…

Udało mi się. Przez rzekę do lasu i przed siebie. Tak jak postanowiłem. Myślałem cały czas o moim przyjacielu, że nie pochowałem go jak należy, że zostawiłem na pożarcie. Przepraszam cię Mateusz. Wybacz mi. Niech Bóg ma cię w opiece…

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem opowiadanie, lecz muszę przyznać, że ze sporym trudem. Mam wrażenie, że kompozycja nie jest trafiona– wstęp, w którym w zasadzie nic się nie dzieje, poza bardzo chaotycznym opisem rzezi, jest zbyt długi w stosunku do reszty – składna narracja zaczyna się gdzieś dopiero w połowie opowiadania.

Kolejną, istotną według mnie kwestią jest bijący z tekstu nadmiar krótkich, urywanych zdań prostych. Strzelasz w nimi czytelnika jak z karabinu. Spróbuj przeczytać jakiś fragment na głos. Po dłuższej chwili stanie się to męczące. Nie chodzi mi wcale o to, że krótkie zdania są be – skądże znowu, mogą świetnie podkreślić uczucia bohatera i akcję, kiedy dużo się dzieje. Jednak używane w nadmiarze stają się męczące.

Nie jestem żadnym tam ekspertem, ale znalazłem też sporo rzucających się w oczy błędów językowych i powtórzeń.

 

A więc

Aż 4 akapity zaczynają się w ten sposób, z czego 3 praktycznie pod rząd! 

 

Uwaga na końcówki ‘ę’

Leże tutaj

Gdzieś tam jeszcze rzuciła mi się w oczy nieprawidłowe tę/tą.

 

Było też tam trochę koślawych zdań, np.

Rzeź toczyła się wzdłuż tej oblanej betonem drogi zdawało mi się jakby kilka lat.

Wg mnie lepiej brzmiałoby “Zdawało mi się, jakby rzeż toczyła się wzdłuż tej oblanej betonem drogi od kilku lat”

Ale kiedy zmarł mój przyjaciel od kulki karabinu snajperskiego i kiedy patrzył się na mnie ze szklanymi oczami, ranny leżał w mych ramionach, to zrozumiałem jedno.

Może: “Kiedy zmarły przyjaciel od kulki karabinu snajperskiego leżał rannych w mych ramionach, patrząc na mnie szklanymi oczami, zrozumiałem jedno.”

Hej, Salvado! Opowiadanie nie jest złe, choć jego dziwna konstrukcja trochę odbiera przyjemność z czytania. Polecam nie pisać ciągiem – przydałoby się więcej akapitów. Nie tylko fabuła i styl są ważne, ale również pewna schludność tekstu. Przydałoby się także więcej dłuższych zdań. Rozumiem, że w ten sposób chciałeś oddać sposób mówienia bohatera, ale źle się to czyta. Najlepsza w takim przypadku jest równowaga – ok, dużo krótkich zdań, bo niektórzy tak mówią, ale bez przesady. Tylko jakiś tłumok nie układałby w wypowiedzi zdań złożonych (może nawet wielokrotnie złożonych?). Popracuj nad tym, a będzie dużo lepiej ;)

 

 

Parę błędów, które szczególnie rzuciły mi się w oczy: 

 

 

Na ulicach tego obszczanego miasta leżą dookoła same zwłoki. Część jest spalona, druga część ludzi została brutalnie rozstrzeliwana. Widziałem.

“została brutalnie rozstrzelana” – skoro część została spalona, to druga musi być rozstrzelana. Tak jak napisałeś wcześniej musiałoby być: “Część była palona, druga część była rozstrzeliwana”, ale nie brzmi to dobrze.

Po “widziałem” dodałabym “to”, bo inaczej wygląda to dziwnie/urwanie.

 

 

Rzeź toczyła się wzdłuż tej oblanej betonem drogi zdawało mi się jakby kilka lat. Nie możliwe.

Jeśli chodzi o pierwsze zdanie, Podziałowy napisał ci już, jak wyglądałoby lepiej. Nie krępuj się poprawiać wytkanych błędów, jeśli się z nimi zgadzasz :P

Mnie chodzi jednak o drugą część. Powinno być “niemożliwe”, ale osobiście wywaliłabym to, bo zupełnie nie pasuje. 

 

 

Racją jest jednak to, że co nieprzyjemne, trwa najdłużej. Do tej pory zadaję sobie pytanie. Dlaczego moje oczy nie skierowały swej uwagi na białą ścianę chaty, w której byłem?

“Racją jest jednak, że to, co nieprzyjemne, trwa najdłużej”.

“Do tej pory zadaję sobie pytanie: dlaczego…”

 

 

Zdawało mi się wtedy, jakbym nie mrugał albo nie oddychał.

 

Dlaczego tak bardzo chciałem to oglądać? Nie! Ja nie chciałem.

Bez tego “ja”, bo w taki sposób mówią raczej dzieci ;)

 

 

Nawet nie pamiętam, co wtedy myślałem, żeby koniec końców zapomnieć o poszukiwaniu…

 

Krzyki. Krzyki były o wiele straszniejsze. Co najgorsze.

Nie wiem, co tutaj. To w ogóle nie pasuje, bo nie wiadomo, o co chodzi. Albo wyrzuć to zdanie, albo ułóż je jakoś tak: “To było najgorsze”. Tylko wtedy powtórzy się “był”, więc poprzednie zdanie również musisz zmienić.

 

 

Strzeliłem sobie w brzuch. Nie chciałem w głowę.

Z tego co wiem strzał w brzuch jest bardzo bolesny. Jest to jedna z boleśniejszych śmierci. Uważam, że bohater na końcu powinien dodać, że już nie może wytrzymać i zaraz strzeli sobie w głowę.

 

 

Powodzenia! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dziękuję za opinie i za odwiedziny. Życzę miłego wieczoru :)

 „Te jej włosy zawsze pachniały tak samo.” – Brzydkie zdanie. Albo„te jej włosy, które zawsze…”, albo po prostu „Jej włosy zawsze pachniały tak samo”.

 

„druga część ludzi została brutalnie rozstrzeliwana.” – Rozstrzelana. To czynność jednorazowa.

 

„Rzeź toczyła się wzdłuż tej oblanej betonem drogi zdawało mi się jakby kilka lat.” – To zdanie jest wyjątkowo niezgrabne. Po pierwsze, nie sądzę, by rzeź mogła się toczyć. Droga oblana betonem też jakoś nie brzmi (dla współczesnego czytelnika drogi są asfaltowe, a jeśli z betonu, to z płyt). Ogólnie konstrukcja zdania taka sobie.

 

„Nie możliwe.” – Zaiste, niemożliwe, bo to się pisze łącznie.

 

„Do tej pory zadaję sobie pytanie. Dlaczego moje oczy nie skierowały swej uwagi na białą ścianę chaty…” – A ja zadaję sobie pytanie, dlaczego te dwa zdania nie są połączone w jedno?

 

Zadaję sobie również pytanie, dlaczego stosujesz takie długie bloki tekstu, na dodatek poszatkowane na takie krótkie zdania? Tego nie czyta się dobrze.

 

„…drogi zdawało mi się jakby kilka lat. Nie możliwe. Racją jest jednak to, że co nieprzyjemne, trwa najdłużej. Do tej pory zadaję sobie pytanie. Dlaczego moje oczy nie skierowały swej uwagi na białą ścianę chaty, w której byłem? Dlaczego jakby chciałem to oglądać? Zdawało mi się wtedy jakbym nie mrugał…”

 

„Krzyki były o wiele straszniejsze. Co najgorsze. Od nich nie dało się uciec.” – To nie ma sesnu.

 

„Jeszcze[-,] kiedy było normalnie…”

 

„Leżał obok matki. Byli wtuleni w siebie. Uśmiechnąłem się. To było dwa dni po. Po tamtym… Nie lubię o tym mówić. A Zuzannę?”

Coś tu gramatyka szwankuje. Dlaczego Nie „Zuzanna”, a jej imię w bierniku?

 

„Jedynie obraz jej głowy wbity w znak drogowy…’ – Czy to obraz był wbity w znak, czy głowa?

 

„Nie unikam, że zdaję sobie sprawę z mojej niedalekiej śmierci.’ – Co to za dziwne sformułowanie: „nie unikam”?

 

„Ręka ma przecieka krwią.” – Nikt normalny tak nie powie/nie napisze. Moja ręka, a nie ręka ma. To nie średniowieczny poemat.

 

„Odsłuchaj to ktoś.” – Nieprawidłowa konstrukcja. Niech ktoś to odsłucha.

 

„Na półce nocnej leżała biblia” – Jeśli masz na myśli znaną wszystkim konkretną świętą księgę religijną, to Biblia wielką literą.

 

„zagłada mnie minęła” – ominęła

 

„kiedy patrzył się na mnie ze szklanymi oczami” – patrzył bez „się”

 

Wiem tyle co ty. (…) Wiem tyle co ty. Skąd znalazłem się w szpitalu i jak zaczął się ten koszmar, czytaj apokalipsa. Nie wiem czemu w istocie jakby zagłada mnie minęła i dlaczego poszedłem do domu dwa dni później… Wiem za to jedno. W tym obszczanym mieście nie byłem sam. Ale kiedy zmarł mój przyjaciel od kulki karabinu snajperskiego i kiedy patrzył się na mnie ze szklanymi oczami, to zrozumiałem jedno.”

 

„Wątpię, że to potrwa jakiś jeszcze miesiąc, rok, dwa…” – Niestety kolejna konstrukcja pozbawiona sensu.

 

„Powiem ci[+,] nieznajomy”

 

„Najśmieszniejsze jest to, że nigdy nic z tych rzeczy nie próbowałem.” – Żadnej z tych rzeczy.

 

„Trochę są już stare, ale chyba się nadadzą[+,] nie?”

 

Co? Kupował papierosy albo szczeniaczki tylko po to, by mieć coś w kieszeniach? Nie rozumiem.

 

„<zapala papierosa>”

Nie, nie i jeszcze raz nie. Tak się nie pisze w tekstach beletrystycznych.

 

„Leże tutaj już drugi dzień.” – Leżę

 

„No[+,] nieznajomy.”

 

„Taśma się kończy. Nawinę następną.” – Dziwnie krótka ta taśma.

 

„Nie wiem, czy ta data będzie miała jakikolwiek sens, ale i tak.” – Ale i tak co?

 

„Jak co dzień robiliśmy zwiady.” – W tym kontekście raczej jeden zwiad.

 

„Wody też, ale co jak co, mieliśmy ją pod dostatkiem.” – Hm. Przede wszystkim jej, a nie ją. A poza tym jeśli mieli jej pod dostatkiem, to po co jej szukali?

 

„Jak jesteś stąd, oczywiście.” – Jeśli, a nie jak.

 

„Nie zjedliśmy go, ale tak.” – Ale tak co?

 

„Trochę źle, ale i tak woleliśmy to niż pozostawienie go i dać mu cierpieć.” – Znów błędna forma gramatyczna. Woleliśmy to niż pozwolić mu cierpieć, niż pozostawić go, by cierpiał etc.

Poza tym nie kupuję tej dziwnej w apokaliptycznym świecie empatii dla jednego jelenia. Nie sądzę, by doświadczeni kataklizmem ludzie postrzegaliby zwierzęta tak samo jak ludzi. Raczej na odwrót.

 

„Powiem Ci, że wtedy czuliśmy taką ulgę.” – ci małą literą

 

„Nie sądziłem, że ten dobry uczynek będzie nas kosztował walką o przetrwanie.” – walkę

 

„Nie sądziłem, że w takich czasach, w takich okolicznościach, znajdziemy kiedykolwiek jakieś zwierzę, nie licząc martwego.” – A dopiero co znaleźli żywego jelenia.

 

„Ten niedźwiedź patrzył się na nas ze spokojem.” – Patrzył, bez się.

 

„My również.” – Oni też patrzyli na siebie ze spokojem?

 

„Od razu cię ostrzegam[+,] nieznajomy.”

 

„Widziałem w nich tą miniaturową bombę.” – Tę bombę

 

„Wybraliśmy opcję przeżyć.” – Dla „przeżyć” wypada zaznaczyć jakiś środek stylistyczny, na przykład cudzysłów.

 

„Natan sięgał powoli, wciąż patrząc na bestię[+,] po broń.”

 

„Bestia natychmiast wybiła mu karabin z ręki.” – Raczej: wytrąciła.

 

„Tak[+,] tą rękę” – tę a nie tą

 

„Kolejnej taśmy nie mam, a [+ta] się kończy.”

 

„Popatrzyłem wtedy na niego z wdzięcznością, a zarazem bałem się jak cholera. Byłem w tym momencie tak napromieniowany, że można byłoby mi teraz strzelić w łeb i byłbym wdzięczny.”

I co, nagle cudownym sposobem przestał być napromieniowany?

 

„Dla siebie też wykopałem już grób, więc jeżeli możesz nieznajomy. Zabrać mnie w to miejsce, które zaraz wypiszę ci na kartce, to wtedy zrobisz dobry uczynek.” – Te dwa zdania powinny być połączone. I przecinek przed wołaczem („nieznajomy”).

 

„A więc.” – Nie, to nie może by zdanie.

 

„zawinąłem tą rękę w cokolwiek” – tę rękę.

 

Okej. Nie kupuję szaleńca strzelającego sobie w brzuch. Nie i już. Albo nie ma odwagi, by się zabić, albo to robi skutecznie. I naprawdę nie rozumiem, co się złego kryło w „betonowych drogach”, że trzeba było ich unikać. Ogólnie nie wiem, co chciałeś opowiedzieć tym tekstem. Mamy apokalipsę nie wiadomo skąd i dlaczego. Mamy narratora, który opowiada niespójną, pozbawioną kontekstu historię. Brakuje tu czegoś, co zahaczyłoby czytelnika, co zainteresowałoby i przykuło uwagę. Przemyśl przed napisaniem kolejnego tekstu, co właściwie chciałbyś przekazać czytelnikowi? Tylko wrażenie czy jednak konkretną opowieść?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuję za komentarz oraz za podkreślenie błędów. 

Przeczytałam z największym trudem, bo to jest bardzo źle napisany tekst, pełen błędów i osobliwych sformułowań, a przy tym chaotyczny i tak po prawdzie, to nie bardzo wiem, Salvado, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

Szkoda, że nie poprawiłeś błędów wskazanych przez wcześniej komentujących. Mogę z tego wnosić, że zupełnie Ci nie zależy na zadowoleniu czytelnika.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst jest tworzony na nowo. Nie jest prawdą, że nie zależy mi na zadowoleniu czytelnika i nie lubię takiej oceny w moją stronę. W między czasie robię też inne rzeczy więc jak tylko znajduję czas, przeznaczam go na poprawę błędów. Biorę pod uwagę komentarze i podkreślone błędy. Żeby nie było żadnego problemu, mogę usunąć opowiadanie :) Pozdrawiam

Wszelkie propozycje zmian zdań i błędy mam zapisane na telefonie, aby mieć je pod ręką. Więc tak. Uważnie czytam każdy komentarz. 

Tekst jest two­rzo­ny na nowo. Nie jest praw­dą, że nie za­le­ży mi na za­do­wo­le­niu czy­tel­ni­ka i nie lubię ta­kiej oceny w moją stro­nę.

Salvado, kiedy wczoraj czytałam Twoje opowiadanko, nie mogłam wiedzieć ani o tym, że je poprawiasz, ani o tym, że tworzysz je na nowo. Zastałam tekst w kształcie z dnia wrzucenia, czyli sprzed niemal dwóch tygodni, i do takiego tekstu się odniosłam. Przykro mi, że poczułeś się urażony tym, co napisałam, ale nie miałam pojęcia, że jesteś aż tak wrażliwym młodzieńcem i nie przypuszczałam, że moje słowa tak bardzo Cię dotkną.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie poczułem sie urażony, ale nie zgadzam się, że nie zależy mi na zadowoleniu czytelnika

Salvado, nie wiem czym się zajmujesz, nie wiem też, jak dużo masz wolnego czasu i jak nim dysponujesz, nie wiem też, jakie są Twoje priorytety. To opowiadanie wisiało tu niepoprawione przez niemal dwa tygodnie. Naprawdę dziwią Cię moje wnioski?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie, ale nie poprawiałem go na forum tylko w miarę możliwości pisałem w WORDZIE. Fakt, że test leżal, ale wcale nie miałem w planach go zostawiać, a tym bardziej ignorować komentarzy użytkowników.

Co z tego, Salvado, że poprawiłeś tekst u siebie, skoro tutaj opowiadanie straszyło usterkami? Użytkownicy tej strony nie zaglądają do Twoich prac pisanych w Wordzie, czytają je tutaj i tutaj chcieliby móc widzieć dopracowane opowiadania.

Mam nadzieję, że to jednorazowe nieporozumienie nowego użytkownika i że Twój dalszy pobyt tutaj okaże się pasmem sukcesów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję i też mam taką nadzieję.

Bardzo proszę i powodzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, nie czytało się dobrze. Na pewno przydałoby się rozdzielanie bloków teksty na mniejsze akapity, zwłaszcza, że w wielu momentach byłoby to naturalne i uzasadnione, gdyby po prostu dołożyć tu i tam parę enterów. Błędów jest niestety masa, wybrałam sobie tylko kilka kwiatków, które chciałabym tu wskazać, ale to za chwilę.

Tekst to krótka scenka. Opowiadana do słuchacza, ale taka forma narracji nie wydaje mi się niczym uzasadniona. W moim odczuciu wypada to dość niezręcznie, zwłaszcza że bohater nie może się zdecydować, który moment w czasie tak naprawdę opisuje, przeskakuje między wydarzeniami, ogólnie można się trochę pogubić… Można by też wyciąć sporo wielokropków, które wcale nie dodają grozy, a tylko irytują przy czytaniu.

Pochowali jelenia, naprawdę? Głodni, w niebezpiecznym otoczeniu, gdzie w każdej chwili coś mogło ich zaatakować? Wykopanie dołu pochłania dużo czasu i sił – zasobów, na których utratę nie mogli sobie pozwolić. Nie kupuję tego.

Zima znowu się spóźniła i zamiast odczuwać delikatnego, cieplejszego powietrza, odczuwałem jedynie mróz i ochotę strzelenia sobie w łeb…

→ delikatniejsze, cieplejsze powietrze. Poza tym powtórzenie.

Dzień wcześniej poszedłem na pewnego rodzaju „zwiady” terenu

Dlaczego “tego rodzaju” i zwiady w cudzysłowie? Przecież to były zwiady.

Nie zdziwię cię faktem, że tamtą noc zapamiętam na długo. Wstaliśmy i podeszliśmy w tamtym momencie do pękniętego okna.

Często rzeczy są określane przez “ten/tego/tamten/to”. Wprowadza to pewien chaos, no i nie za dobrze wygląda.

Bez żadnej litości palił i wyżywał się nad tymi bezbronnymi ludźmi.

“Tymi” bezbronnymi ludźmi? Przecież chwilę wcześniej jest wspomniane, że uważali siebie za ostatnie żywe dusze w całym mieście! Rozumiem, że napastnicy pojawili się jakby znikąd, ale sformułowanie “tymi ludźmi” sugeruje mi, że bohater wiedział o jakichś ludziach w mieście.

które mi zostały, kontra, dokładnie siedmiu przeciwników, byłby marnotractwem

→ marnotrawstwem.

– Nie. – odpowiedział mi Mateusz.

Błędny zapis dialogów powtarza się w wielu przypadkach – tutaj powinno być: “– Nie – odpowiedział Mateusz”. “Mi” do wykreślenia, wiadomo, że głównemu bohaterowi.

deviantart.com/sil-vah

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka