- Opowiadanie: ManeTekelFares - Madame la Dur

Madame la Dur

Przede wszystkim pragnę podziękować dzielnym betujacym: oidrin, Outta Sewer i BasementKey za pomoc w tworzeniu tego opowiadania niemal od podstaw. Skłonny jestem uznać współautorstwo. :-) Słowa podziękowań należą się też Gekikara – kiedy betujący wraz z autorem załamali już ręce, przybył i rzucił świeże spojrzenie, odmieniając losy opowiadania. 

Będzie mi niezmiernie miło, gdy grono czytelników i komentujących powiększy się.  

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Madame la Dur

Stłumiony huk pękającego szkła za drzwiami laboratorium oznaczał, że Maksym wreszcie mógł się odprężyć. Madame zakończyła eksperymenty i albo położy się spać, albo w milczeniu wyjdzie z mieszkania. Tak czy owak, spokój do rana. Sięgnął po pilota i włączył Netfliksa – czas na tysiąc czterysta dwudziesty odcinek „Upadku gwiazdy” – kochał romanse z happy endem. Ściągnął buty i ułożył się na szezlongu. Ledwo przyłożył głowę do poduszki, gdy skrzypnęły zawiasy drzwi.

– Maksymie. – Ton głosu Madame nie zdradzał jej nastroju, co jest typowe dla osób nawykłych do wydawania poleceń.

Zerwał się na równe nogi i odruchowo ukrył pilota za plecami. Stał z miną nastolatka przyłapanego na oglądaniu filmów porno.

– Bądź tak miły – kontynuowała Madame – i zadzwoń do sekretariatu Lucjana. Przekaż, że proszę o rozmowę.

Odprowadził wzrokiem szefową, wyciągnął z szuflady sfatygowany notes, odszukał odpowiedni ciąg cyfr i po chwili liczył sygnały dźwiękowe w słuchawce. Połączenie uzyskał dopiero za trzecim podejściem. Pracownica sekretariatu wysłuchawszy prośby, rzuciła krótkie „oddzwonimy”, po czym przerywany sygnał oznajmił koniec rozmowy. Podrapał się za uchem i westchnął.

Zawiesił dłoń nad klamką drzwi laboratorium, zastanawiając się, jak przedstawić efekt powierzonego zadania. Dobrze wiedział, że Madame nie znosiła czekać – to na nią czekano. Osiągała wręcz spektakularne efekty w rozwiązywaniu przeróżnych problemów kobiet. Zatrzymywanie piętna czasu w wyglądzie (i to na długo), podnoszenie libido (popularne u sześćdziesięciolatek) i wiele wiele innych drobnych przysług sprawiały, że do gabinetu Madame ustawiały się kolejki. Spotykało się to naturalnie z dużą niechęcią konkurencji – w brukowej prasie pojawiały się oskarżenia o nieuczciwe praktyki oraz używanie szkodliwych substancji – niemniej, koncesja na produkcję wyrobów kosmetycznych była ważna i interes kręcił się doskonale. Maksym wiedział, że decydujące znaczenie miała przychylność Ministerstwa Aktywnego Gospodarowania Inicjatywami Alternatywnymi, głównie za sprawą pani minister, stałej klientki Madame.

Nacisnął klamkę.

Idąc w kierunku siedzącej za biurkiem szefowej, minął stół przeznaczony do testowania specyfików, sprzedawanych pod postacią eliksirów, kremów czy balsamów. Dostrzegł ślady niewielkiej eksplozji – niby widok częsty, ale przeczuwał, że tym razem problem jest poważniejszy.

Stanął dwa kroki przed biurkiem. Madame z wzrokiem utkwionym na przeciwległej ścianie, zdawała się starsza niż obraz przez lata wyryty w jego świadomości. Ze zdumieniem zauważył, że zmarszczki pogłębiły się, kąciki ust opadły a broda wysunęła się do przodu. Złapał się na tym, że nigdy wcześniej tego nie analizował. Zwykle atrakcyjna, czterdziestoletnia kobieta. A teraz? „Może to kwestia oświetlenia”, przemknęło mu przez myśl.

– Pan Lucjan chwilowo jest zajęty, oddzwonią.

Madame kiwnęła dłonią, co oznaczyło „odejdź”. Maksym skwapliwie wykonał polecenie. Skrzypnęły zawiasy drzwi i została sama.

Siedziała, rozważając sytuację, w której się znalazła. Na mocy wciąż obowiązującej umowy z Lucjanem, kontrasygnowanej przez jego bliskiego współpracownika Mieczysława, mogła bez ograniczeń korzystać z rozwiązań technologicznych i pewnej ilości składników nieznanych w przyrodzie, a tym samym niedostępnych dla konkurencji. Problem w tym, że świat się zmienił – na wszystko potrzebne są pozwolenia i koncesje. Tą ostatnią szybko mogła stracić. Minister zażądała usługi, której wykonanie wymaga dodatkowych składników, niezawartych w dotychczasowej umowie. Brak realizacji to strata koncesji. By dalej prowadzić działalność musiałaby wyprowadzić się do innego kraju. Ale którego? Ewidentnym mankamentem współczesnego świata było to, że informacje rozchodzą się szybko i docierają w najodleglejszy zakątek Ziemi w sekundę. Minister z pewnością zadba, by…

Rozległ się dzwonek telefonu. Numer zastrzeżony. Podniosła słuchawkę.

– Słucham. – Z głośnika wydobył się miękki baryton, można by przypuszczać, że należący do śpiewaka operowego, albo chociaż aktora. Nie słyszała tego głosu całe wieki, niemniej rozpoznała natychmiast. Lucjan.

– Możemy podpisać nową umowę – rzuciła jednym tchem.

Lucjan nie odpowiadał. Jednak Madame liczyła na to, że to tania sztuczka marketingowa i rozmówca aż się pali, by podpisać kontrakt. Znała swoją wartość – towar prima sort.

– Serio podjęłam decyzję.

Tym razem milczenie w słuchawce trwało tyle, ile potrzeba do, co najwyżej, dwóch siorbnięć czarnej jak smoła kawy.

– Dobrze. Przyślę Bruna. Niech rozpozna się w temacie. Ale niczego nie obiecuję.

– Bruna? No wiesz? – Madame nie kryła zaskoczenia a ton głosu w pełni oddawał rozczarowanie. – Nie możesz przysłać Miecia?

– Nie. Po waszym ostatnim spotkaniu w Rzymie, został odsunięty od obsługi klientów kluczowych. Bruno ma lepsze osiągnięcia w negocjacjach.

– Wielka szkoda. – Rozczarowanie osiągnęło stadium głębokiego rozgoryczenia. – Miecio jest taki słodki. A Bruno? – Teraz pozostawało jej udawać urażoną. – Żaden z niego partner do rozmowy. Nie mój poziom.

– To moje ostatnie słowo. – Usłyszała w odpowiedzi. W lot pojęła, że nie ma sensu kruszyć serca Lucjana. W głowie rodził się już inny plan.

– Niech będzie Bruno – prychnęła i odłożyła słuchawkę. Czuła wzbierającą złość. Pod ręką był tylko Maksym. Nacisnęła guzik interkomu, licząc w myślach uciekające sekundy. Dziesięć daje mocny argument do udzielenia nagany – … trzy, cztery.

– Tak, pani?

Przewróciła oczami zrezygnowana.

– Będziemy mieć gościa. Może przyjść w każdej chwili. Nie waż się zasnąć – dodała.

– Już ma pani gościa. – Z interkomu popłynął lekko zachrypnięty głos Maksyma.

– Tak szybko? – Zaskoczona Madame zerwała się z fotela, w kilku susach przebiegła pomieszczenie i pchnęła drzwi. Obok Maksyma pochylonego nad centralą telefoniczną, stał wysoki, szczupły młodzieniec. Przypominał księcia ze „Shreka”, nie tylko opadającymi na ramiona blond włosami, ale i dumną postawą – wysunięta do przodu prawa noga, lewa ręka zgięta za plecami, wciągnięty brzuch, wypięta pierś, uniesiona broda, wyzywające spojrzenie.

„Wygląda jak nowiutki asystent pani minister”, pomyślała, „tylko tego jeszcze dziś brakowało”. Pocieszała się w duchu, że to trzecia, zatem z całą pewnością ostatnia zła wiadomość w ciągu doby – taką przynajmniej zależność wskazywały dotychczasowe osiągnięcia nauki.

– W czym mogę pomóc? – Dopiero po grymasie na twarzy gościa zrozumiała, jak niefortunnie wybrzmiały jej słowa. Oboje doskonale wiedzieli w czym może pomóc i że umówiony termin udzielania tej pomocy minął… już jakiś czas temu.

– Pani minister. – Młodzieniec poruszył wysuniętą stopą, upewniając się, czy prezentuje postawę wystarczająco godną urzędu. – Pani minister przypomina o danej obietnicy.

– Proszę przekazać wiadomość, że jak będę gotowa… – Nie dokończyła, gdyż asystentowi nie sposób było odmówić pewności siebie.

– Pani minister jest gotowa cofnąć pani koncesję – mówił uniesionym tonem a pofalowane pukle włosów zdawały się stroszyć, jak ogon pawia – w trybie natychmiastowym. Dokładnie, jutro o północy.

Westchnęła.

– Niebawem podpisuję ważny kontakt i myślę, że wkrótce…

– Jutro – wszedł w słowo młodzieniec – wygaśnie koncesja. – Skinął głową i zwrócił się do Maksyma: – Znam drogę do wyjścia.

Wyszedł.

Milczeli, a Maksym przyglądał się Madame, która stała się taką, jaką pamiętał od piętnastu lat. Twarz nabrała kolorów, pełne usta, gładka, niezmącona zmarszczkami cera. I ten błysk w oczach. Dlaczego wcześniej tego nie zauważał?

– Połącz mnie z Lucjanem. Albo nie, sama zadzwonię na komórkę.

Pobiegła do laboratorium i chwyciła za telefon. Numer miała zapisany w pamięci urządzenia. To cecha jej charakteru – zachować na wszelki wypadek. Lucjan nie odebrał. Napisała SMSa: „no i gdzie ten Bruno?” Odpowiedź nadeszła po sekundzie: „Przepraszam, nie sądziłem, że to pilne”.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Wejść!

Klamka opadła, skrzypienie zawiasów przeciągało się.

„Ach, jak oni uwielbiają celebrować”, przemknęło jej przez myśl. Czekała, a wystudiowany uśmiech miał przedstawiać mieszankę dostojnej pogardy z salonową uprzejmością.

– Lucjan przesyła pozdrowienia. – Otulona czarnym płaszczem postać, teraz wyraźnie widoczna w dobrze oświetlonym pomieszczeniu, zrzuciła z głowy kaptur, odsłaniając bladą twarz, o gładkich jak u anioła rysach. Madame musiała przyznać, że Bruno przewyższał atrakcyjnością Miecia, o ile dobrze zapisała w pamięci obraz tego ostatniego. Instynktownie zwilżyła usta, co nie umknęło uwadze przybysza. – Muszę pokornie przyznać rację Mieczysławowi, że nie ma w świecie drugiej tak pięknej istoty, jak pani. – Ukłonił się, nie odrywając spojrzenia od rozszerzonych źrenic Madame.

– Kawy? – zaproponowała.

– Jeśli można, to o tej porze wolałbym herbatkę, najlepiej czarną. Gorzką.

Madame używając interkomu, wydała stosowne polecenie Maksymowi i zaprosiła gościa do stolika w rogu laboratorium. Kiedy przechodzili obok stanowiska doświadczalnego, Bruno uśmiechnął się.

– Eksperyment nie wychodzi?

– Skądże – w tonie głosu westchnienie splatało się z irytacją.

Usiedli w fotelach.

– Nie zapytasz, co u Mieczysława?

– Co u Mieczysława? – Wpatrzona w Bruna zdawała się nie mrugać powiekami.

– Został przeniesiony do działu marketingu bezpośredniego.

– Dobry Boże – niemal krzyknęła, ale w gruncie rzeczy, niewiele ją interesował los sygnatariusza poprzedniej umowy.

Lewy kącik ust Bruna uniósł się w kierunku ucha.

– No niestety tak kończą się braki związane z umiejętnością negocjowania. Na waszym kontrakcie firma sporo straciła.

– Naprawdę? – Madame udała zaskoczenie.

Lewy kącik ust Bruna wrócił na naturalną pozycję.

– Wspomagamy twoją praktykę, ale przez kruczki wpisane do umowy, nie możemy wyegzekwować naszej należności.

– O jakich kruczkach mówisz? Wszystko było uczciwe.

– „Wymów w Rzymie moje imię”, majstersztyk. Gratuluję pomysłu. Ale niestety, Miecio za karę rozdaje teraz ulotki reklamowe przy windzie.

– Biedactwo. – Madame przypomniała sobie zakłopotanie na twarzy Mieczysława, gdy lata temu, zwabiwszy ją wreszcie do miasta Rzym, zdał sobie sprawę, że nie może wypełnić ostatniego zadania kontraktu. Nie znał jej imienia, zresztą do tej pory, jednej z najpilniej strzeżonych tajemnic. Dokumenty podpisuje wyłącznie nazwiskiem.

– Nie zmienia to faktu – kontynuował Bruno – że Lucjan nie jest specjalnie zadowolony z ogólnych efektów i nadal mamy ogromny deficyt żeńskich zasobów. Dlatego też zgodził się, abyśmy podpisali z tobą nową umowę. Tym razem bez wad prawnych. A przy okazji, jak masz na imię?

Madame nie odpowiedziała, krzywiąc usta w półuśmiechu.

– Przede wszystkim, okres trwania zobowiązań to warunek sine qua non. – Bruno udał, że nie poczuł się zlekceważony. – Gdybyś jakimś cudem znów nas oszukała, wygaśnięcie umowy odbiera ci wszystkie przyznane dotąd pakiety. Słowem, koniec z dostarczaniem rozwiązań technologicznych i patentów.

– Jak długi ten okres? – Spuściła wzrok i zauważyła drżenie dłoni. „Opanuj się, dziewczyno”, upomniała się w myślach, „to tylko facet”.

– Nie martw się, jesteśmy elastyczni. Czekaliśmy długo, więc cztery, pięć lat nas nie zbawi. – Zarechotał, wyraźnie ubawiony wypowiedzianymi słowami.

– Krótko.

– Czy ja wiem. Wykorzystałaś znacznie więcej czasu, niż pierwotne zakładała umowa. Poza tym, znajdziemy dla ciebie lepsze zajęcie, na przykład w dziale rekrutacji. Nie będziesz tęsknić. – Bruno sięgnął do kieszeni i wyciągnął tablet. – O datach jeszcze porozmawiamy, a teraz powiedz mi, czego potrzebujesz.

– Mam problem z… – Odchrząknęła. – Z Minister Aktywnego Gospodarowania Inicjatywami Alternatywnymi. Mąż od niej odszedł..

– Tak to jest, jak się z jednej strony pozwala żonie dbać o siebie, a z drugiej, jakby to ładnie ująć, zaniedbuje.

– Istotnie, moje kuracje mają silny wpływ na libido. Nie dawał rady i w końcu uciekł. Po namowach udało mi się zrobić im kilka czatów wideo, ale to nie to samo i zdecydowanie za mało, jak dla niej. Góra pięciominutowe sesje.

Twarz Bruna wyrażała zdziwienie.

– W czym zatem kłopot? Z tego co wiem, to wyjątkowo zadbana pięćdziesiątka i kreci się przy niej wielu Adonisów. Podrzućmy jej jeszcze paru.

– Ah, nie rozumiesz kobiet. Wiesz, jak to jest być porzuconą?

– Ten eksperyment… – Spojrzał na stół doświadczalny.

– Tak, to próba znalezienia środka na wzmocnienie możliwości tego biedaka. A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że jak nie sprowadzę go z powrotem do jutra, to nie odnowią mi koncesji. Konkurencja mnie rozszarpie. Będę musiała uciekać na koniec świata. I jakie będzie moje życie? – Schowała twarz w dłoniach, z ust wypłynęły jęki rozpaczy.

Bruno zamyślił się.

– Jest u nas kilku zdolnych chemików.

Madame podniosła się z fotela, podeszła do biurka, chwyciła plik kartek i wróciła na miejsce.

– To nie takie proste jak przerobienie ołowiu w złoto. – Rzuciła notatki na stolik. – Miecio dużo mi pomógł w tej materii, ale od ciebie oczekuję czegoś więcej niż proste wzmocnienie sildenafilu efedryną.

– Jednym zdaniem, potrzebujesz czegoś w rodzaju super viagry?

– W zasadzie tak to można określić.

– Zdumiewa mnie łatwość tego zadania. Mamy pewne możliwości. Niechętnie dzielimy się tą wiedzą, ale tym razem zrobimy wyjątek.

– Nie doceniasz problemu. Potrzebny jest dodatek czegoś, co spowoduje, że będzie działać na feromony konkretnej osoby. Nie chcę zrobić z faceta seks maszyny, z której dedykowana klientka nie skorzysta, bo znajdą się mniej wyeksploatowane egzemplarze.

– Nie rozumiem. – Bruno pokręcił głową. Madame spojrzała w sufit i powiedziała niby do siebie:

– Faceci. Myślą, że kobiety są głupie. – Widząc autentyczny brak zrozumienia na twarzy rozmówcy, dodała, patrząc mu w oczy: – Jest takie powiedzenie, że przy jednej dziurze to i kot zdechnie. A co jeśli ma do tego duży apetyt?

– A tak, rzeczywiście, kojarzę – odparł Bruno z miną olśnionego.

– Cudownie. Czyli jutro… – zawiesiła głos, dając szansę Brunowi. Nie zawiodła się.

– Jutro nie. My, jako pracownicy jesteśmy odpowiednio wyposażeni, ale transfer na osobę niezatrudnioną potrwa z tydzień.

Madame la Dur ponownie ukryła twarz w dłoniach.

– No to na nic nasza umowa.

Bruno milczał. Madame spomiędzy palców dostrzegła jego zakłopotanie, więc dodała szlochając:

– Jestem stracona.

Bruno poruszył się tak, jakby ocknął się z drzemki.

– Postaram się przyspieszyć procedurę. Pojutrze.

Wybuchnęła płaczem. Odsłoniła twarz i pozwoliła, by dostrzegł makijaż spływający po policzkach.

– Uspokój się. Nic więcej nie mogę.

– Na pewno, możesz – łkała, dzieląc sylaby, jakby dusiły ją połykane łzy. – Tylko nie chcesz.

Ona płakała, a on milczał. Trwało to dość długo, w każdym razie na tyle długo, by Bruno postanowił przerwać impas.

– Przejdźmy do umowy.

Madame pociągnęła nosem. Podał chusteczkę.

– Wstępnie przygotowałem zapisy. – Przesunął dłonią po ekranie tabletu. – Umowę ustalamy na dziesięć lat. Lucjan mówił o maksymalnie pięciu, ale niech tam, biorę to na siebie. – Przesłał najbardziej współczujące spojrzenia, na jakie potrafił się zdobyć. – Sumując. Dostarczamy „Pakiet Power” twojemu klientowi, a ty w tym czasie korzystasz bez ograniczeń z „Pakietu VIP”. Po upływie wspomnianych już lat, mam czternaście dni na przedstawienie raportu z wykonania zlecenia. Tyle samo czasu masz na sporządzenie raportu rozbieżności.

– Bardzo dokładnie wszystko przemyślałeś. – Madame podparła dłonią podbródek i kiwała z uznaniem głową.

Bruno wciągnął ze świstem powietrze, napełniając i płuca, i dumę.

– Wybacz, jeśli zabrzmi to zuchwale, jednak różnica między mną a Mieciem jest taka, że ja nie popełniam błędów.

– Tak, to istotna różnica. – Uśmiechnęła się, mrużąc oko. – I nie brzmi zuchwale.

– Dajemy sobie dwadzieścia jeden dni na wnioski końcowe…

– Skomplikowane – przerwała, – nie zapamiętam.

– Nie musisz. Wszystko będzie w umowie. Na końcu składam podpis i…

– Jestem wasza – dokończyła Madame.

– Dokładnie. – Bruno klasnął dłońmi. – Chcesz coś dodać?

– Może tradycyjne trzy zadania.

Bruno pokręcił głową.

– Nie tym razem. Miecio już wykonał w poprzedniej umowie. Zaliczamy.

– Ale tylko dwa – rzuciła szybko.

– Posłuchaj. – Oparcie fotela skrzypnęło, gdy naparł na nie plecami. – Oszukałaś nas przy poprzedniej umowie. Uznaliśmy naszą porażkę. Mieczysław poniósł konsekwencje. Nie popełnimy tego samego błędu jeszcze raz. Teraz my stawiamy warunki.

– Rozumiem – odparła ale natychmiast dodała patrząc prosto w oczy Bruna: – A zrobisz coś dla mnie, tak poza umową? – Zatrzepotała rzęsami.

– Mogę spróbować. – Westchnął. – Nie obiecuję.

– Rzecz w tych dwóch dniach. Mówiłam ci. Koncesja wygasa jutro i właśnie jutro mam jej dostarczyć męża gotowego do działania. Jutro, nie pojutrze. Czy zechciałbyś, tymczasowo…

Położyła na stole fotografię przedstawiającą kobietę w bardzo artystycznej pozie. Spojrzał.

– Ty rzeczywiście potrafisz cuda.

– Oj, nie wszystkie cuda są od razu widoczne. – Puściła Brunowi oczko.

– Co musiałbym zrobić? – odpowiedział.

– Nic wielkiego. Dla ciebie to pewnie drobiazg. – Dosięgnęła dłoni Bruna i delikatnie masowała. – Na te dwa dni przybierzesz jego postać i pomieszkasz w domu pani minister. Po zakończonym transferze pakietu, zrobimy podmianę i wszystko będzie w porządku. – Przesunęła rękę i stuknęła palcem w fotografię. Spojrzał.

– Dobrze. Dwa dni.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się i nakłuła opuszkę palca wskazującego. – Gdzie mam podpisać?

Bruno zachichotał.

– To już nie te czasy, moja droga. Ludzie się wycwanili. Robią transfuzje, faszerują się chemikaliami i potem mówią, że to nie ich krew. A w sądach, to wiesz jak jest. – Podsunął tablet. – Odcisk linii papilarnych, skan siatkówki oka, a odręczny podpis na ołtarzyk biurokracji.

 

Maksym odskoczył od drzwi i stanął wyprostowany. Przypominał gruntownie wykształconego lokaja (brakowało tylko liberii i staromodnej peruki). Sekundę później spotkał się ze spojrzeniem Bruna.

– Madame prosiła, abyś mi podał prywatny adres pani minister.

– Oczywiście – odpowiedział asystent, podszedł do biurka, zapisał potrzebne dane i wyrwał kartkę z notatnika. Podał papier. Bruno ukłonił się i odszedł. W drzwiach laboratorium stała Madame.

– Bruno! – krzyknęła za odchodzącym. – Nie zapomnij wysłać umowy do Lucjana.

Bruno przystanął i wzruszył ramionami.

– Nie martw się.

– Właśnie, że się martwię. – Madame zatrzymała na moment obracanie między palcami fotografii i spojrzała wymownie, raz na zdjęcie, raz na gościa. – A co jeśli w najbliższym czasie, będziesz zbyt mocno zajęty?

– No dobrze. – Bruno wyciągnął z kieszeni tablet i chwilę manipulował na ekranie. – Gotowe. Możesz spać spokojnie.

Madame złożyła usta w dzióbek i przesłała całusa.

– Kochany jesteś. Zajrzyj kiedyś.

– Nie kiedyś, tylko dokładnie za dziesięć lat – odpowiedział, odwzajemnił całusa, dmuchając w otwartą dłoń i zatrzasnął za sobą drzwi. Madame zwróciła się do asystenta: – Połącz mnie z panią minister.

Maksym spojrzał na zegarek.

– Dochodzi pierwsza w nocy, proszę pani. Zapewne już śpi.

Roześmiała się.

– Nie sądzę.

Rzeczywiście. Minister nie tylko nie spała, ale sprawiała wrażenie, jakby czekała na ten telefon. Maksym przełączył rozmowę do gabinetu, nie odłożył jednak słuchawki. Trzymał ją przy uchu, starając się za bardzo nie sapać.

– Jak mija noc, kochana?

– Dziękuję, nawet przyjemnie. Udało się?

– Tak, mam dla ciebie dwie doskonałe wiadomości.

– Boże, jak się cieszę.

– Po pierwsze mąż właśnie do ciebie leci, założę się, że niemal dosłownie. Tylko pilnuj go mocno, najlepiej przywiąż, żeby ci znów nie uciekł.

Maksym odsunął słuchawkę – pisk był naprawdę przeraźliwy. Kiedy nieco zelżał, usłyszał dalszy ciąg wypowiedzi Madame:

– A druga wiadomość to taka, że niebawem przygotuję specjalny kremik. Udoskonalona formuła.

Tym razem pisk radości trwał góra sekundę.

– A co potrafi?

– Cuda, kochana, cuda. Możesz wyrzucić stare zdjęcia. Zrobisz sobie nowe.– Śmiech Madame drażnił ucho nie mniej niż pisk minister.

Maksym ostrożnie odłożył słuchawkę. Usiadł na leżance i odruchowo sięgnął po pilota. Po sekundzie odłożył go – stracił ochotę na nurzanie się w plątaninie uczuć serialowych bohaterów – umysłem zawładnął lęk, którego w żaden sposób nie tłumił podsłuchany entuzjazm szefowej. Dotarło do niego, że choć jeszcze odległy, ale koniec jednak nadejdzie. Przez wszystkie lata u boku Madame był całkowicie wolny od tego uczucia. ”Dziesięć lat” pomyślał, „i co dalej? Co pocznę jak mi ją odbiorą? Dziesięć lat, to tylko mgnienie”.

 

Dziesięć lat później

 

– Dzień dobry.

Maksym oderwał wzrok od ekranu i niechętnie spojrzał na dwudziestokilkuletniego bruneta. Co prawda, dzień pracy już się rozpoczął, ale przerwanie oglądania pięć tysięcy siedemdziesiątego czwartego odcinka „Upadku gwiazdy” mogło zdenerwować. Szczególnie w sytuacji, gdy to ostatni odcinek i pięćdziesiąta minuta, czyli moment, kiedy zawiązuje się akcja. „Nie mógł przyjść dziesięć minut później?” pomyślał z wyrzutem. Jednak klient nasz pan, więc odpowiedział uprzejmie:

– A dzień dobry, dzień dobry. Pan po zapas kremiku, jak sądzę?

– Tak, dokładnie.

Maksym wskazał ręką na stojący przy drzwiach wejściowych regał.

– Najwyższa półka, pierwsza paczka z lewej. Proszę sobie wziąć.

Nacisnął „play” na pilocie, nie zwracając uwagi na asystenta. Dwie minuty później, znów musiał wcisnąć pauzę. Skrzypiące zawiasy, to od lat skuteczny system powiadamiania, że Madame wchodzi do sekretariatu. Rozmawiała przez telefon.

– Oj, moja kochana. Nie musisz mi mówić nic więcej. Doskonale to rozumiem. Skontaktuje się z tobą bardzo dyskretny dżentelmen.

Maksym skrzywił usta w uśmiechu, który wywołała nie tyle podsłuchana rozmowa, co mimochodem nasuwające się wspomnienie sprzed dziesięciu lat. Kiedy leżał na szezlongu, pogrążony w fatalistycznych wizjach przyszłości, poczuł na policzku chłodną dłoń Madame. „Maksymie, wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi, to tylko facet” powiedziała wtedy.

I miała rację. Zgodnie z umową, po dwóch dniach prawdziwy mąż wrócił do pani minister, a Bruno stanął w drzwiach sekretariatu po tygodniu. Przypominał obitego kijem psa – spuszczony wzrok, niespokojne palce rąk, które splatając się, sprawiały wrażenie bliskich wyłamania ze stawów i pytanie wypowiedziane stłumionym głosem: „Myślisz, że Madame, mogłaby mnie przyjąć?”

Przyjęła.

Długo rozmawiali, po czym Bruno dosłownie wystrzelił z gabinetu z energią pobudzonego buhaja. Początkowo myślał, że Madame poczęstowała go jakimś odżywczym specyfikiem, ale nie. Prawdę odkrył, gdy do obowiązków dołączyło przekazywanie nowym klientkom tajnego numeru telefonu. Nigdy więcej nie widział Bruna.

– Maksymie. – Głos szefowej przywrócił go do tu i teraz.

– Tak, proszę pani?

– Połącz mnie z sekretariatem Lucjana.

Sięgnął do szuflady po notes.

 

Madame uśmiechnęła się do migającej czerwonej lampki linii numer jeden. Podniosła słuchawkę. Spodziewała się „słucham” łączącej rozmowę sekretarki, a tymczasem dobiegł do niej operowy baryton:

– Tak?

– Dziś twój wielki dzień, Lucjanie. – Odpowiedziała jej cisza, mówiła więc dalej: – Informuję, ze nie będę robić cyrków ze sporządzaniem raportu rozbieżności. Czekam tylko na sprawozdanie Bruna. Podpisujemy i jestem wasza. – Ciszę w głośniku zastąpiło sapanie. – Lucjanie, jesteś tam?

– Jestem.

– O, to dobrze, już się martwiłam, że coś nas rozłączyło. To kiedy Bruno przyjdzie z raportem? – Mogłaby przysiąc, że usłyszała po drugiej stronie trzask przypominający pękanie drewnianego ołówka.

– Problem w tym, że nadal nie odnaleźliśmy Bruna.

– Jak to nadal? – krzyknęła, dziękując w duchu, że to tylko rozmowa telefoniczna i Lucjan nie widzi jej twarzy. – Nie sądzisz chyba…

Musiała odsunąć słuchawkę od ucha. Lucjan podniósł głos:

– Nie udawaj idiotki. Myślisz, że uwierzyliśmy ci na słowo? Sprawdziliśmy. Wiemy, że go nie ukrywasz. Szukamy dalej.

Roześmiała się w duchu i powiedziała na głos:

– Chcesz mi powiedzieć, że uciekł wam szef działu rekrutacji i przez dziesięć lat go nie znaleźliście?

Sapanie w słuchawce stało się nieznośnie intensywne.

– Znajdziemy go.

„Akurat”, uśmiechnęła się. „Zmień politykę personalną w firmie, to nie będą uciekać”.

– Ale co z naszą umową?

– Do czasu podpisania aneksu, zgodnie z regulaminem, usługi świadczone są bezterminowo. Dobrze o tym wiesz.

– No tak, rzeczywiście. Zapomniałam. – W tej chwili pożałowała, że nie kazała Maksymowi wstawić do lodówki szampana. Oczyma wyobraźni widziała korek odbijający się od sufitu i strumień piany lejącej się na podłogę.

Milczeli.

Lucjan odezwał się pierwszy.

– Podeślę Andrzeja w sprawie aneksu.

– Świetny pomysł – odparła z entuzjazmem. – Zobaczmy. – Zaszeleściła kartkami kalendarza. – Poczekaj. Tutaj nie… tu też nie bardzo. Wiesz, mam pomysł. Odezwę się, jak znajdę chwilę. Może być?

Odpowiedział trzask odkładanej słuchawki.

„Nie wiem, kto ci kiedyś podpowiedział, by wprowadzić w firmie celibat, ale uwielbiam tego pożytecznego idiotę”, roześmiała się w głos a myśli przekierowały uwagę na Maksyma.

Wstała od biurka i przeszła do stanowiska doświadczalnego. Ponadczasowa retorta górowała nad ustawionymi w rzędach szklanymi zlewkami, kolbami i cylindrami. Otworzyła szufladę i wyciągnęła flakonik opatrzony czerwonym napisem: „Pakiet Power”.

– Maksymie!

 

Nie odczuwał zmęczenia. To prawda, napracował się i to bardzo – pot wciąż perlił się na jego piersi – ale miał wyśmienitą kondycję. Uwalnianie wulkanu endorfin wspomagało poczucie dumy. Kuracja Madame otworzyła nowy rozdział także i w jego życiu.

Obrócił się na bok i wsparł na łokciu. Dotknął włosów szefowej. Uśmiechnęła się przez sen.

„To tylko kobieta”, pomyślał.

Zasnął snem spełnionego człowieka.

 

Koniec

Komentarze

Interesująca zamiana. 

Z początku nie do końca wiadomo, jaką ubraną w nowe szaty historię obserwujemy, ale to dobrze, tekst ma szansę zainteresować swoją treścią, a nie odniesieniem do oryginału. Później już wszystko wiadomo, ale oluz za to, że nie uprawiasz łopatologii, tylko opowiadasz historię, ufając czytelnikowi, że zna oryginał i sam połączy kropki. 

Sam pomysł na zamianę osobliwy, przyznam, że nie pomyślałbym o tego typu działalności, ale dzięki zakończeniu udało Ci się uczynić z biznesu Madame element mocno związany z fabułą. Samo zakończenie… dobrze, że taki przyjąłeś scenariusz. ;)

Może nie zauważyłem fajerwerków, ale wyszedł ci kawał porządnego opowiadania. 

I jeszcze wspomnę, że świetny tytuł. Przyciąga uwagę. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Moją opinię już znasz, powtórzę jednak, że ta końcówka jest bardzo dobra. Fajnie, że poszedłeś w tym kierunku.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Janina Twardowska, tak?

Napisane lekko i płynnie, dość sprawnie. Trochę dziwi, ze siły piekieł obeznane z technologią nie były w stanie wytropić imienia, ale niech tam, to nie opowieść na “śmiertelnie poważnie”.

 

Sugestia: jeśli w momencie zabibliotekowania nie będzie minimum jednego tagu, to tekst nie wskoczy na główną.

 

Fajne. Czytałam już kilka godzin temu, ale pisanie komentarzy przez telefon wymaga nadprzyrodzonych mocy, więc przybywam dopiero teraz.

Treściowo jak najbardziej mi podeszło, tekst jest sprawnie napisany. Dość ograniczone moce piekieł, jak zauważył Wilk, ale nie miało to negatywnego wpływu na odbiór. Powodzenia w konkursie. :)

A w sumie tekst miał potencjał, by na końcu zasugerować wrogie przejęcie piekła ;P

Dzięki, że przybyliście. devil

Gekikara,

Samo zakończenie… dobrze, że taki przyjąłeś scenariusz. ;)

To Ty zainspirowałeś. Dziękuję.

Outta Sewer,

Moją opinię już znasz

i celne spostrzeżenia też. Dzięki, chopie.

wilk-zimowy,

Janina Twardowska, tak?

A to akurat pilnie strzeżona tajemnica. wink

Trochę dziwi, ze siły piekieł obeznane z technologią nie były w stanie wytropić imienia, ale niech tam, to nie opowieść na “śmiertelnie poważnie”.

Doszedłem do tego własnie wniosku. Można przecież przyjąć, że z jakiegoś powodu nie wytropili imienia. Może też nie szukali. A zagłębianie się w wyjaśnienia detali detali, nie wiem, czy nie zaszkodziłoby całości.

Sugestia: jeśli w momencie zabibliotekowania nie będzie minimum jednego tagu, to tekst nie wskoczy na główną.

Tak, dzięki. Wrzuciłem i miałem pouzupełniać tagi i fragment, bo z tym zawsze mam kłopot. nie sądziłem, że zejdzie mi do wieczora.

A w sumie tekst miał potencjał, by na końcu zasugerować wrogie przejęcie piekła ;P

Kto wie, jakie Madame ma jeszcze plany?

Rossa,

Dość ograniczone moce piekieł, jak zauważył Wilk,

Pracowałem w takich miejscach, że jestem w stanie wyobrazić sobie zaawansowaną technologicznie organizację, w której sypią się podstawowe rzeczy i tak naprawdę ogarnia je portier. 

Powodzenia w konkursie.

Podglądam konkurencję i nie mam zbyt wiele oczekiwań. Właściwie tylko jedno, że ktoś uśmiechnie się czytając.

 

 

Hi, hi, dobre, spodobało, jak madame radziła sobie z wysłannikami piekieł :) Choć, kurczę, zbyt inteligentni to oni nie byli

Czytało się dobrze, uśmiechnęło się po drodze. Fajne opko :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czytało się dobrze, uśmiechnęło się po drodze.

Sprawianie przyjemności, też jest jest przyjemnością. Dzięki za wizytę.

A tam detale, przecież w sumie znasz je z wersji roboczej.

Przyjemny lekki tekst do uśmiechnięcia i pokręcenia głową nad niezaradnością tych niby przebieglych sił piekielnych. I plus za uczłowieczenie Madame relacją z Maksymem.

Dzięki raz jeszcze za pomoc, oidrin.

Bardzo dobrze się czytało. Lekko, na wesoło, wysłannicy Piekieł nieporadni, ale jak najbardziej pasujący do treści opowiadania. Madame też fajnie wykreowana.

Klikam bibliotekę :)

katiu, dziękuję za komentarz i kliczka. 

Muszę coś wyznać… Nie wiem jak… Dobra, dam radę (tylko nie bić… za mocno): nigdy nie czytałam Pana Twardowskiego! No, ale po twojej wersji zamierzam nadrobić ten karygodny błąd ;)

Czytało mi się bardzo dobrze, a główna bohaterka jest super. Właściwie pochłonęłam całość błyskawicznie (a jest to wyczyn, gdyż jestem przeziębiona). Wprost uwielbiam takie intrygi, szczególnie że od razu wiadomo (zarówno my wiemy jako czytelnik, jak i piekło wie), że kobitka coś kombinuje. A mimo to i tak dali się ponownie ograć, fajnie podkreśliłeś ich pychę i zadufanie.

I tylko coś mi troszkę przeszkadzało w końcówce, ale ciężko powiedzieć co dokładnie. Może była zbyt szybka? Nie, chyba nie to. Tak czy inaczej, reakcja Lucjana świetna (to łamanie ołówka w tle bardzo sugestywne).

Stworzyłeś świetną postać, ManeTekelFares! Kobieta sukcesu, intrygantka, wie czego chce i zrobi wszystko, by to osiągnąć. Uwydatniłeś jej cechy zestawiając z nią Maksyma.

Podobają mi się nawiązania do oryginału: podstęp z wymówieniem imienia czy ucieczka Bruna. Całość również w podobnym humorystycznym tonie. Czytałam z przyjemnością, bo opowiadanie napisane sprawnie i lekko (przedmowa mi nie pasuje do opowiadania:-) 

polecam do biblioteki i pozdrawiam

 

 

Sympatyczna historyjka. Interesujący wybór oryginału do przeróbki – taki nietuzinkowy.

Zawsze to miło, kiedy piekło przegrywa. No, ale musieli sami tego chcieć, jeśli wprowadzili celibat. ;-)

Pod wieloma względami zmiana niewiele zmieniła – nadal trzeba zadowolić kobietę. Fakt – skutki są odmienne.

Czytało się przyjemnie.

Tą ostatnią szybko mogła stracić.

Tę ostatnią.

Babska logika rządzi!

Fajne! :))) 

To by było na tyle w podszywaniu się pod Anet, teraz będę GADAĆ :D

 

Jak już wiesz, bo przeżywałam na SB, wzięłam na warsztat tę samą legendę. Choć nie bez strachu, że będę powtarzalna, przeczytałam Twój tekst z dużą przyjemnością. W ogóle coraz bardziej wydaje mi się, że fakt, iż aktualnie sama pracuję nad moją wersją tej samej postaci, wpłynęło nawet lepiej na mój odbiór :D Z jednej strony doszukuję się podobieństw, z drugiej – strasznie bawią mnie Twoje pomysły i rozwiązania! A że siedzę w temacie, to i wciągnęłam się mocno i bardzo zaangażowałam w historię. Nie jest skomplikowana, ale po co ma być? Jest zabawna i lekka, z pomysłem :) Do tego napisana ładnie. 

Ah, no i rozwiązanie z seksem, który ratuje sytuacje jest bomba :D 

Ta Twardowska – intrygantka jedna! Nie jest to do końca moja wizja (ale to doooobrze, będziemy mieli inaczej! :D Myślę, że nasze Twardowskie mogłyby pójść razem na wódkę), ale jest ciekawa – przebiegła, inteligentna i zabawna (choć jej rozmowa z ministrą – strasznie irytujące babskie trzpioty z tego wyszły, ale tak miało być więc przyjmuję ;))

Diabły trochę tępawe, ale to w sumie wyszło na dobre, dodaje humoru. Ciekawa postać Maksyma – taki boczny obserwator, w końcu dostający należytą, hm, rolę, żeby nie powiedzieć pozycję w firmie i opowiadaniu :P 

 

Czy w tej scenie po przeskoku 10 lat później ów brunet:

Maksym oderwał wzrok od ekranu i niechętnie spojrzał na dwudziestokilkuletniego bruneta.

… to Bruno aka. dyskretny dżentelmen, który przyszedł po kremik dla kolejnej klientki? 

 

Nie wiem czy rozumiem też dlaczego Maksym na końcu mówi “To tylko kobieta”, poza tym, że to nawiązanie do jej wcześniejszych słów: “to tylko mężczyzna”? Chodzi po prostu o to, że obie strony mają takie same potrzeby seksualne czy o coś innego? Bo zaczęłam dumać, czy to Maksym ją jakoś ograł czy co :D 

 

Jeszcze krótko w kwestii samego oryginału:

 

Finkla pisze:

Pod wieloma względami zmiana niewiele zmieniła – nadal trzeba zadowolić kobietę. Fakt – skutki są odmienne.

→ znaczy mówimy o nawiązaniu do “Pani Twardowskiej” Mickiewicza, tak? Bo wariantów legendy samej w sobie jest tyle, że ciężko wyłapać jeden “oryginał” :D Nie wiem jak sprawę przedstawiają starsze teksty. Tak z ciekawości – gdzieś poza Mickiewiczem jeszcze pojawia się motyw zadowolenia kobiety? 

 

O i jak Kasjo pisze, że nie czytała “Pana Twardowskiego” to też mnie zastanawia, o którym tekście tak naprawdę mówi? 

 

To mi się w tej legendzie podoba – jej wiele wariantów, możliwości interpretacji, pierdyliad różnych szczegółów. Może tego będę się trzymać, to jest dobry trop! :D 

 

 

Dzięki i powodzenia! 

Tak, miałam na myśli wersję Mickiewiczowską. Szczerze mówiąc, innej nie znam. Ale jeszcze gdzieś był Rzym? Bo owszem, legenda o Twardowskim, Księżyc itp. – tak. Ale epizod z oszukaniem diabła?

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarze, Trochę spóźniony, ale spieszę z odpowiedzią.

Najpierw Koimoeda, bo mamy aktualnie wspólne zainteresowania. :-)

Nie ukrywam, że chciałem odbić się od Pani Twardowskiej Mickiewicza. W becie skojarzenia były natychmiastowe, a ja próbowałem postawić sytuację tak. Jest znany z kilku(nastu) wariacji Jan Twardowski, który sprzedaje duszę diabłu, w celu uzyskania pewnych korzyści, potem robi diabła w ciula. Twist opiera się na tym, że Twardowski przechytrzył siły piekielne. Myśl, która mi przyświecała to prosta podmianka z pana na panią. I prawie tak wyszło. A becie była wersja 1.0, 1.1, potem 2.0 i nagle 3.4.

Zostało tak.

Czy w tej scenie po przeskoku 10 lat później ów brunet:

Maksym oderwał wzrok od ekranu i niechętnie spojrzał na dwudziestokilkuletniego bruneta.

… to Bruno aka. dyskretny dżentelmen, który przyszedł po kremik dla kolejnej klientki? 

To pozostałość z wersji 1.(…). Ale została. Pierwotnie to był “nowiutki” asystenty pani minister. W wersji 2.(…) oś intrygi była jaszcze wycelowana w panią minister. 

W wersji 3.x można interpretować. :-)

 

Nie wiem czy rozumiem też dlaczego Maksym na końcu mówi “To tylko kobieta”, poza tym, że to nawiązanie do jej wcześniejszych słów: “to tylko mężczyzna”? Chodzi po prostu o to, że obie strony mają takie same potrzeby seksualne czy o coś innego? Bo zaczęłam dumać, czy to Maksym ją jakoś ograł czy co :D 

Maksym był obserwatorem poczynań Madame. Była szefową, kimś kto ma możliwości i władzę oraz spryt, którym pokonała Lucka. A jednak, gdy tak na nią patrzył, to…

→ znaczy mówimy o nawiązaniu do “Pani Twardowskiej” Mickiewicza, tak? Bo wariantów legendy samej w sobie jest tyle, że ciężko wyłapać jeden “oryginał” :D Nie wiem jak sprawę przedstawiają starsze teksty. Tak z ciekawości – gdzieś poza Mickiewiczem jeszcze pojawia się motyw zadowolenia kobiety? 

A to już jest bardziej złożone i w pewnym sensie wybrzmiało, kiedy komentowałem opko Gekikary. Skąd w ogóle pomysł, że Bóg, Szatan to faceci? Bo takie są uwarunkowania kulturowe?

Nawet u Mickiewicza nie było motywu zadowolenia kobiety. Bardziej motyw dający do zrozumienia, że trudno nadążyć za jej pragnieniami i oczekiwaniami. Ale to też stereotyp kulturowy.

Jako nastolatek zetknąłem się z A.C.Doyle’em i jego Sherlockiem. Wiesz, co mi utkwiło w pamięci do dziś?

“Cherchez la femme”.

W jednym z opowiadań pojawiło się to stwierdzenie: szukajcie kobiety, kiedy nie potraficie znaleźć logicznego wytłumaczenia jakiegoś zdarzenia. U facetów wszystko jest zero jedynkowe. Wynalazki praktyczne i użyteczne, myśli nakierowane na efekt ekonomiczny, ergonomiczny, etc. Powiem tak, jeżeli wibrator został wymyślony nie po to, by dawać przyjemność kobiecie, tylko po to by leczyć tak zwaną histerię.

Dobra, rozzuchwaliłem się i mógłbym jeszcze tak długo… :-)

O i jak Kasjo pisze, że nie czytała “Pana Twardowskiego” to też mnie zastanawia, o którym tekście tak naprawdę mówi? 

Kraszewski, Sieroszewski…

 

Dzięki i powodzenia! 

Wzajemnie. :-)

 

kasjopejatales,

I tylko coś mi troszkę przeszkadzało w końcówce, ale ciężko powiedzieć co dokładnie. Może była zbyt szybka? Nie, chyba nie to.

To, że autora na końcu wyszedł facet. Ale to jest facet. :-)

 

Olciatka,

Czytałam z przyjemnością, bo opowiadanie napisane sprawnie i lekko (przedmowa mi nie pasuje do opowiadania:-) 

Cieszę się, że sprawiłem przyjemność. :-) A co do przedmowy – zawsze coś zepsuję.

 

Finkla,

Pod wieloma względami zmiana niewiele zmieniła – nadal trzeba zadowolić kobietę. Fakt – skutki są odmienne.

Jakby to trafnie ująć… “babska logika rządzi”. :-)

Edytuję odpowiedź, bo poszło równolegle, tu mówię do Finkli:

 

Tak, Rzym akurat pojawiał się we wszystkich wersjach legendy, przynajmniej w tych na które ja się natknęłam (pracując w krakowskiej informacji turystycznej mam pod ręką co najmniej kilka książeczek z tą legendą ;D). Zgodnie z moim riserczem obecność Rzymu jest całkiem uzasadniona – alchemik Zygmunta Augusta, którego wiąże się z legendarnym Twardowskim, miał zostać zaciukany we wsi Mystki-Rzym na Podlasiu. 

A jeśli chodzi o motyw wykiwania diabła, to w legendach mu się nie udało (lub udało częściowo: Twardowski w trakcie uprowadzenia przez diabła miał się zacząć modlić, co diabła wystraszyło tak, że puścił biednego maga: dzięki temu nie trafił do piekła, tylko wylądował na księżycu). 

Dlatego właśnie zależności od tego, co przyjmujemy za oryginał, tekst ManeTekelFaresa ma albo podobne, albo zupełnie inne zakończenie. Jeśli wychodzimy od Mickiewicza, to faktycznie finał zbliżony do ballady, jeśli natomiast od którejkolwiek z legendy – Z(A)MIANA płci wyszła pysznie i poskutkowała zmianą zakończenia o 180 stopni. 

 

A teraz do Ciebie drogi autorze (pomęczę Cię, bo po to jest tekst żeby o nim gadać haha!)

 

Jest znany z kilku(nastu) wariacji Jan Twardowski, który sprzedaje duszę diabłu, w celu uzyskania pewnych korzyści, potem robi diabła w ciula.

→ … a potem diabeł robi jego :D Ale Twoja wersja – że to jednak Twardowska wygrywa – podoba mi się.

 

To pozostałość z wersji 1.(…). Ale została. Pierwotnie to był “nowiutki” asystenty pani minister. W wersji 2.(…) oś intrygi była jaszcze wycelowana w panią minister. 

W wersji 3.x można interpretować. :-)

→ aaa ok, czyli mam sobie to dopowiedzieć, w porządku. Czyli to ok, że nie byłam pewna ;)

 

Nie wiem czy rozumiem też dlaczego Maksym na końcu mówi “To tylko kobieta”, poza tym, że to nawiązanie do jej wcześniejszych słów: “to tylko mężczyzna”? Chodzi po prostu o to, że obie strony mają takie same potrzeby seksualne czy o coś innego? Bo zaczęłam dumać, czy to Maksym ją jakoś ograł czy co :D 

Maksym był obserwatorem poczynań Madame. Była szefową, kimś kto ma możliwości i władzę oraz spryt, którym pokonała Lucka. A jednak, gdy tak na nią patrzył, to…

→ nie kupuję tego tłumaczenia. Jak to się ma nadal do zwrotu “to tylko kobieta”? Bo zgodnie z przyjętą tutaj logiką, należałoby to rozumieć, że: 

1. Była szefową, kimś kto ma możliwości i władzę

2. A jednak, gdy tak na nią patrzył to… to tylko kobieta?

Chcesz powiedzieć, że 2 przeczy 1? W tym tłumaczeniu widzę taki trop, ale nie chcę tego tak rozumieć, dlatego drążę żeby wiedzieć o co Tobie chodziło.

 

Skąd w ogóle pomysł, że Bóg, Szatan to faceci? Bo takie są uwarunkowania kulturowe?

→ znikąd. Tu się w pełni zgadzam. Ja ich tak nie postrzegam, też uważam to za uwarunkowania kulturowe. 

 

Nawet u Mickiewicza nie było motywu zadowolenia kobiety. Bardziej motyw dający do zrozumienia, że trudno nadążyć za jej pragnieniami i oczekiwaniami. Ale to też stereotyp kulturowy.

→ wiem. Tutaj się odnosiłam bardziej do wypowiedzi Finkli (Pod wieloma względami zmiana niewiele zmieniła – nadal trzeba zadowolić kobietę.)

 

W jednym z opowiadań pojawiło się to stwierdzenie: szukajcie kobiety, kiedy nie potraficie znaleźć logicznego wytłumaczenia jakiegoś zdarzenia. U facetów wszystko jest zero jedynkowe. Wynalazki praktyczne i użyteczne, myśli nakierowane na efekt ekonomiczny, ergonomiczny, etc.

→ ojjj :D nie, nie. Nie umniejszasz tym samym troszkę Waszej płci? ;) 

 

Powiem tak, jeżeli wibrator został wymyślony nie po to, by dawać przyjemność kobiecie, tylko po to by leczyć tak zwaną histerię.

→ … jeśli nie po to, by… tylko po to by… to co…? Tak jakby mi się coś tu urwało, nie kumam tego zdania, a jestem ciekawa dokąd zmierza. Poczekaj, skoro nie widzę w tym zdaniu logiki, a mężczyźni są zero-jedynkowi, to – zgodnie z przywołanym Sherlockiem – mam szukać kobiety, która mi je wyjaśni, nadążam? :> Finkla, ratuj z tą babską logiką! :D (wiem, że je celowo urwałeś, ale tak się nie robi no!) 

Kraszewski, Sieroszewski…

→ no ja wiem, że tego było dużo :D Dlatego się właśnie zastanawiam co mają poszczególne osoby na myśli mówiąc “Pan Twardowski”. 

 

Dzięki za odpowiedź, rozzuchwalaj się, robi się ciekawie! 

 

 

MTF, bardzo fajna historia. Świetnie wykreowane postacie, dynamiczne dialogi oraz niebanalny wątek piekielny, który miesza się z biurokracją, konsumpcjonizmem i naciskami ze strony władz. Czy piekło jest tutaj największym problemem? ;)

Jestem również fanem końcówki, nadaje to dodatkowego sensu przedstawionej historii, nieoczekiwany wątek miłosny :)

Gdzieś tam po drodze jeszcze serial à la netflixowy, a jako już w becie rzekłem: niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie oglądał obciachowego serialu. (Tak, wiem Outta, Ty byś rzucił ;))

Che mi sento di morir

A żebyś wiedział BK, nie oglądam seriali, mam ciekawsze rzeczy do roboty :) Wyjątek, to wspomniany już wielokrotnie przeze mnie “Legion”, który uważam za arcydzieło a nie obciach i polecam go każdemu, kto szuka czegoś wyjątkowo i niezaprzeczalnie oryginalnego w temacie superbohaterstwa.

Known some call is air am

Jak wiesz, lub nie wiesz, komentarze CM-a w tym konkursie są dość… osobliwe. Mam jednak dla Ciebie dobrą informację: zostałeś od dziwacznego komentarza cudownie ocalony, albowiem CM, uprowadzony przez chorwacką rodzinę Spóźnić – Niewyrobić, nie bardzo ma czas, by przygotować stylizowaną opinię.

Dobra, będzie tego wstępu. Do komentarza przystąp!

Wcale, wcale niezły tekst. Naprawdę bardzo przyjemnie mi się to czytało. Przy okazji fajnie widzieć, że humor na portalu próbuje wracać do żywych. ;)

Masz tu dużo dialogów, właściwie cały tekst oparty jest na dialogach, ale w tym wypadku to w żadnym stopniu nie przeszkadza. Przeciwnie, nawet pasuje, bo tekst czyta się szybko (czemu, poza dialogami, sprzyja również jego lekkość) i, jak pisałem, przyjemnie.

Pomysł niby nie zawiera w sobie szczególnie wiele elementów świeżych czy zaskakujących, ale też tekst jako całość jest złożony bardzo rzetelnie. Wszystko (a właściwie prawie wszystko) zdaje się tu być do siebie dobrze dopasowane.

Humor subtelny, ale bardzo przyjemny. Madame momentami wydawała mi się być zbyt bezpośrednia. Słowo “madame” mimowolnie kojarzy się z pewną formą wyniosłości. Tutaj masz lekki tekst z domieszką humoru, więc nawet pasowałoby moim zdaniem nieco jeszcze tę wyniosłość nie tylko zaakcentować, ale może i nawet lekko przerysować dla podkreślenia humorystycznego wydźwięku tekstu.

Ta uwaga to jednak drobiazg. Czyta się dobrze, miło spędziłem czas przy lekturze, a marudzenie jest konieczne, bo w końcu jesteśmy tu po to, by się rozwijać. Słowem, trzeba trochę pozrzędzić. ;-)

Swoją drogą, jeśli BasementKey przeczyta ten komentarz, pewnie będzie miał ochotę mnie oskalpować. Obaj napisaliście lekkie, humorystyczne teksty. Wydaje się, że na porównywalnym poziomie. Czego ten mi podszedł, a tamten nie? Nie mam pojęcia.

Dobra, tyle.

Pozdrowił i poszedł.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Old CommentHand schodził do ciemnej piwnicy z coltem w prawej dłoni oraz pochodnią w lewej. Kopcący ogień drażnił go w oczy, a może to oburzenie, wywołane informacją, którą miał do przekazania.

KluczDoPiwnicyTu siedział pochylony nad klawiaturą, a wokół jak zwykle krążyły duchy przeszłych i przyszłych opowieści. Old CommentHand schował colta do kieszeni i lekko odchrząknął. Piwniczny szaman odwrócił się w stronę wejścia.

– To ten CM – zaczął kowboj. – Znowu robi ci koło pióra.

KluczDoPiwnicyTu szybkim ruchem ręki chwycił kilka, czarnych jak noc, piór kruka rozłożonych na biurku. Dopiero po chwili się zreflektował.

– Aha, metaforycznie. To cóż on tam znów wygaduje, ten totem autora?

– Mówi, że twoje duchy historii są jak tania whiskey, jedno i drugie mu nie podchodzi.

– A cóż to za kłapanie negatywnymi komentarzami o mnie pod cudzym tekstem? Czy on nie wie, że wódz Kłapaczów może być tylko jeden? Kilka celnych ciosów commenthawkiem i jego teksty zostaną oskalpowane z wartości, aż do samych czerepów. A potem, gdy duchy jego opowieści go opuszczą i odejdą do krainy wiecznych poprawek, odtańczymy na krzyk pudle zwycięski taniec.

– Ehm… Jemu chyba o to właśnie chodzi – zatrzymał rozmarzonego szamana Old CommentHand.

– Jak to?

– Sam w komentarzu wspomniał o skalpowaniu, to może być pułapka na plemię Kłapaczów, którego jesteś największym przedstawicielem, KluczDoPiwnicyTu.

– To co teraz zrobimy?

– Zagadajmy z którymś z duchów opowieści CMa, za kilka paciorków i jedno krucze pióro powinien zgodzić się udostępnić nam trochę tego totemowego stylu. Uderzmy w CMa jego własną bronią.

– Dobrze CommentHand, zajmij się tym. – KluczDoPiwnicyTu już odwracał się na powrót do klawiatury. Nagle zatrzymał się, wziął coś z biurka i podał kowbojowi – Masz, tutaj jest krucze pióro. Jeżeli chodzi o paciorki, ja już się dawno nie modliłem, ale możesz coś zmówić wychodząc z piwnicy.

Che mi sento di morir

:-)

Old Comment Hand uważaj, CM teraz pod ochroną duchów bałkańskich! :D 

– W czym mogę pomóc.

To chyba jest pytanie.

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Koimeoda, wiadomo – pod daszkiem kaszkietu noszę żyletki, jak na prawdziwego peaky blindersa przystało ;)

 

A CM niech odpoczywa w objęciach chorwackich dżinów lub innych przysmaków z butelki ;)

Che mi sento di morir

Ojej, nie spodziewałem się takiego ruchu. Dziękuję. :-)

Po kolei.

Koiemoda

Dlatego właśnie zależności od tego, co przyjmujemy za oryginał, tekst ManeTekelFaresa ma albo podobne, albo zupełnie inne zakończenie. 

Wersji legendy rzeczywiście sporo. Trzymałem się tego, że Twardowski jest symbolem sprytu i grał na nosie siłom piekielnym.

→ … a potem diabeł robi jego :D Ale Twoja wersja – że to jednak Twardowska wygrywa – podoba mi się.

Jak wyżej. Nie jestem twardoskologiem, ale zawsze miałem z tyłu głowy, że zrobił diabła w bambuko. może to wpływ reklamy Allegro… wink

→ aaa ok, czyli mam sobie to dopowiedzieć, w porządku. Czyli to ok, że nie byłam pewna ;)

Zostawmy to. wink

→ nie kupuję tego tłumaczenia. Jak to się ma nadal do zwrotu “to tylko kobieta”? Bo zgodnie z przyjętą tutaj logiką, należałoby to rozumieć, że: 

1. Była szefową, kimś kto ma możliwości i władzę

2. A jednak, gdy tak na nią patrzył to… to tylko kobieta?

Chcesz powiedzieć, że 2 przeczy 1? W tym tłumaczeniu widzę taki trop, ale nie chcę tego tak rozumieć, dlatego drążę żeby wiedzieć o co Tobie chodziło.

A tu z autora wylazł facet.

→ ojjj :D nie, nie. Nie umniejszasz tym samym troszkę Waszej płci? ;) 

Bynajmniej. Troszkę chłodnej oceny nie zaszkodzi.

… jeśli nie po to, by… tylko po to by… to co…? Tak jakby mi się coś tu urwało, nie kumam tego zdania, a jestem ciekawa dokąd zmierza. Poczekaj, skoro nie widzę w tym zdaniu logiki, a mężczyźni są zero-jedynkowi, to – zgodnie z przywołanym Sherlockiem – mam szukać kobiety, która mi je wyjaśni, nadążam? :> Finkla, ratuj z tą babską logiką! :D (wiem, że je celowo urwałeś, ale tak się nie robi no!) 

Zero jedynkowość połączona z niechlujstwem. Czasem/często zdarza mi się pisać jakąś myśl, potem zmieniać i zapominam, że niektóre słówka z wersji jeden nie pasują do drugiej. Zatem wyjaśniam. Wibrator nie powstał, by zadowalać, tylko leczyć. Zastosowanie praktyczne z punktu widzenia faceta patrzącego na użytkowość kobiety. wink Jak ma histerię to nie gotuje, nie pierze… marudzi.

BasementKey

MTF, bardzo fajna historia. Świetnie wykreowane postacie, dynamiczne dialogi oraz niebanalny wątek piekielny, który miesza się z biurokracją, konsumpcjonizmem i naciskami ze strony władz. Czy piekło jest tutaj największym problemem? ;)

Wiadomo, dobra beta to i efekty. smiley A co do piekła. Świat się zmienia i piekło ma problem. Za dużo literatów miesza.

CM,  dziękuję. To cholernie miłe, co napisałeś.

Ta uwaga to jednak drobiazg. Czyta się dobrze, miło spędziłem czas przy lekturze, a marudzenie jest konieczne, bo w końcu jesteśmy tu po to, by się rozwijać. Słowem, trzeba trochę pozrzędzić. ;-)

Brak zrzędzenia zawsze był mi podejrzany. smiley

Swoją drogą, jeśli BasementKey przeczyta ten komentarz, pewnie będzie miał ochotę mnie oskalpować.

Jak się dogada z Pewnym Apaczem, to cholera wie. Masz dobre ubezpieczenie? Jak coś, to pomogę. devil

BasementKey,

Old CommentHand

Dawaj namiary na gościa.

 

Anet

 

– W czym mogę pomóc.

To chyba jest pytanie.

Tak. smiley

 

Fajne, podobało mi się :)

To więcej, niż tysiąc słów. Dziękuję.

Przeczytałam z przyjemnością. Lekki, dowcipny tekst. Zwróciłam uwagę, jak dobrze przedstawiasz zachowania bohaterów, pokazujesz niuanse w relacjach, a także szczegółowo opisujesz mimikę. Wiele się tutaj dzieje na warstwie emocjonalnej, chociaż nie mamy erupcji wulkanicznych, no chyba, że w domu pani minister ;). Podoba mi się taka stonowana melodia. 

Sam pomysł również zasługuję na uwagę. Klinika Twardowskiej, grube kosmetyczne biznesy powiązane z polityką. Piekielni durnie. Moc seksu. Naprawdę fajnie pomyślane, subtelnie nawiązujące do legendy i realiów, jakie znamy.

W końcówce zirytowałam się maksymowym stwierdzeniem: “to tylko kobieta”. Nie widzę go w roli kochanka dla madame, gościa, który najchętniej ogląda jeden i ten sam serial przez dziesięć lat. Nie! Nieeee! <krzyczy z przerażeniem>

ninedin.home.blog

Cytryna,  przepraszam, że tak późno odpowiadam.

Dziękuję za dobre słowo.

A co do końcówki, to przypomnę, że jakby na to nie patrzeć, autorem jest samiec. :-)

Fajny pomysł na przetworzenie legendy / ballady o pani Twardowskiej, a raczej – o panu Twardowskim, bo to w jego roli osadziłeś bohaterkę. Retelling jest zabawny i pomysłowy, zamiana czarodzieja na nie całkiem legitnie działającą guru przemysłu urodowego to świetny pomysł. Twardowski/-a to u ciebie pełnokrwista postać kobieca, nieoczywista moralnie, ani dobra, ani zła, za to żywa i wiarygodna w swoim niemal tricksterkim sprycie. Z dużą radością przyglądałam się temu, jak ogrywasz kwestię nieznajomości imienia i wykorzystywania prawniczych kruczków w negocjacjach z siłami piekieł.

Wyszły ci też naprawdę fajnie humorystyczne interakcje między madame a kolejnymi niezbyt bystrymi wysłannikami piekieł. W kompozycji tekstu udało ci się zarówno zachować suspens (bo historia wciąga i dobrze się ją czyta), jak i niewymuszony humor, bo tekst jest bezpretensjonalny i zabawny. Zdecydowanie mi się podobał i z wielką chęcią widziałabym go w Zamianowej antologii.

 

(fun fact: sama chwilowo pracuję nad opowiadaniem opartym na tej historii, choć moje jest zdecydowanie związane z Mickiewiczowską panią Twardowską; omawiałam początek tego tekstu ostatnio na warsztatach literackich, których byłam iuczestniczką, a prowadziła Anna Brzezińska)

ninedin.home.blog

ninedin, dziękuję za to wyróżnienie. Jeszcze raz wielkie podziękowania dla betujących, gdyż dzięki ich uwagom opowiadanie dalece odbiega od wersji, którą chciałem zaprezentować w pierwszym zamyśle.

Rozbawiłeś mnie. Z ciekawością sięgnę po następne Twoje.

Koalo, dziękuję za wizytę. Co do innych tekstów… mam zmienne poczucie humoru, więc z góry przepraszam.

Nowa Fantastyka