- Opowiadanie: Suweren - Najpiękniejszy Kwiat

Najpiękniejszy Kwiat

Opowiadanie, do napisania którego skłoniły mnie liczne myśli. Głównie te, które nachodzą nocną porą, dlatego za stosowne uznałem opublikować tekst w nocy ;)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Najpiękniejszy Kwiat

– Przyznaj się, Argell, kochasz Damenę!

– Odwal się, Pablo, nic ci do tego!

– Nie zaprzeczył! Kocha ją! Kocha ją! Zakochana para!

Młody Argell poczerwieniał i ścisnął trzymany przez siebie kij, aż mu kostki zbielały. Piegowaty Pablo nigdy nie potrafił skupić się na zabawie, zawsze bardziej interesowało go obgadywanie innych. Ale tym razem posunął się za daleko. Zawstydzonego chłopaka świerzbiło, żeby mu tym kijem…

– Zamknijcie się obaj! – wtrącił bawiący się z nimi w rycerzy Martem. – Damena idzie tu z przyjaciółkami!

Faktycznie, ich uszu dobiegł śmiech. Nie minęła chwila, a spośród drzew wyłoniła się grupka wesoło szczebioczących dziewcząt, które raźno wkroczyły na polanę. Polanę, która była świadkiem wielu epickich pojedynków na patyki między spoconymi od wysiłku i brudnymi od kurzu chłopcami.

Dziewczyny nie były zaskoczone obecnością trzech młodych szermierzy – wręcz przeciwnie, sprawiały wrażenie, jak gdyby przyszły tu specjalnie po to, by ich zobaczyć.

– Damena! Dobrze, że jesteś! – krzyknął Pablo, gdy tylko dostrzegł pośród nich przeciętnego wzrostu dziewczę o czarnych włosach i fioletowych oczach. – Zobaczysz, jak twój ukochany obrywa!

Pełen politowania śmiech, który poniósł się echem po lesie, dowodził tego, że uczucia żywione przez młodego Argella wobec urodziwej Dameny nie były tajemnicą dla jej przyjaciółek. Podczas gdy on najchętniej zapadłby się w tej chwili pod ziemię, ona postanowiła udawać niczego nieświadomą, by zabawić się jego kosztem.

Wyprostowała się. W swej czarnej sukience wyglądała w tej chwili tak majestatycznie i władczo, jak nigdy dotąd. Uniosła pogardliwie jedną brew i zapytała słodkim, lecz zarazem pełnym jadu głosikiem:

– Kochasz się we mnie, Argellu?

Zapytany przestąpił niecierpliwie z nogi na nogę. W brudnych, podartych łachmanach wyglądał w tej chwili tak biednie i żałośnie, jak nigdy dotąd.

– Jesteś… jesteś bardzo ładna i mądra… – tłumaczył się nieskładnie – …myślałem, że wiesz…

– Pierwsze słyszę. – Wpatrywała się w niego swymi niezwykłymi, fioletowymi oczyma. Jej blada skóra kontrastowała z czernią sukienki. – Nie dawałeś mi żadnych znaków. Żadnych… dowodów miłości.

Argell uparcie wbijał wzrok w ziemię.

– Wydawało mi się, że dawałem… – bąknął.

– Ani trochę – padła bezlitosna odpowiedź. – Ale wciąż możesz jakiś dowód dać.

– Tak?

– Tak. – Damena uniosła swą delikatną dłoń i wskazała odległe, gęsto porośnięte wzgórze, którego szczyt górował nad koronami okolicznych drzew. – Przynieś mi Najpiękniejszy Kwiat z Zarośniętego Wzgórza. To będzie wystarczający dowód twej miłości.

Po tych słowach między zgromadzonymi na polanie chłopcami i dziewczętami zapadła cisza. Wokół Zarośniętego Wzgórza krążyło bowiem wiele mrocznych i tajemniczych opowieści, przekazywanych w ich wiosce z pokolenia na pokolenie. Od lat nikt nie zbliżał się do tego przeklętego miejsca, pełnego duchów i potworów, mimo iż historie głosiły, że na samym szczycie owego wzgórza rośnie niemożliwe wręcz piękny kwiat – Najpiękniejszy Kwiat.

Argell spojrzał na otaczających go chłopców i dziewczęta. Na twarzach wszystkich malował się zabobonny strach. Odwracali wzrok, gdy tylko spojrzał w ich stronę. Jedynie Damena – ta niemożliwie piękna, wyniosła i pociągająca Damena – patrzyła na niego z wyczekiwaniem i złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Uśmieszkiem, który zarazem działał mu na nerwy, jak i sprawiał, że jego ciało płonęło, a serce biło szybciej. Uśmieszkiem, w którym kryło się wyzwanie.

– Dobrze, zrobię to. – Sam nie wierzył, że te słowa wydobywają się z jego ust.

Dał się słyszeć odgłos powietrza wciąganego gwałtownie do wielu gardeł. Niektórzy ze zgromadzonych na polanie kręcili głowami z niedowierzaniem. Argellowi trudno było stwierdzić, czy Damena była zaskoczona jego decyzją, bo ta władcza dziewczyna nigdy nie traciła rezonu.

– Znakomicie – odparła tylko, po czym spojrzała na czyste niebo, z wysokości którego spoglądało na nich delikatnie grzejące Słońce. – Jest południe. Masz czas do zmierzchu, będziemy tu na ciebie czekać. Wróć z Zarośniętego Wzgórza i pokaż mi Najpiękniejszy Kwiat, a dowiedziesz swej miłości do mnie.

Argell w odpowiedzi kiwnął tylko głową, odwrócił się na pięcie i pobiegł, ile sił w nogach w stronę wzgórza. Nie oglądał się za siebie. Miał wrażenie, że działa na wpół przytomnie. Nie odprowadzały go żadne oklaski, ni zagrzewające do działania okrzyki.

 

***

 

Chłopak bardzo szybko dotarł do szerokiego strumyka w środku lasu. Był to punkt położony najbliżej Zarośniętego Wzgórza, do którego razem z przyjaciółmi kiedykolwiek mieli odwagę się zbliżyć, toteż do tego momentu drogę znał bardzo dobrze. Cicho szemrzącą rzeczkę mógł pokonać, skacząc po śliskich kamieniach rozsianych tu i ówdzie na całej jej szerokości. Później znajdzie się dalej od domu, niż kiedykolwiek wcześniej, ale wierzył, że sobie poradzi.

Starał się nie zastanawiać nad tym, co właśnie robił. W przeciwnym razie sparaliżowałby go zabobonny strach przed owianym złą sławą miejscem. A przecież liczyło się tylko to, żeby pójść do owego miejsca i przynieść stamtąd ładny kwiatek ukochanej dziewczynie. Proste? Proste.

Chłopiec był całkiem silny i zwinny jak na swój wiek, więc śmiało wskoczył na pierwszy kamień, potem na drugi, potem na trzeci. Nie miał problemu z utrzymaniem równowagi. Niestety, gdy już tylko jeden skok dzielił go od przeciwległego brzegu, z pobliskiego drzewa zerwał się jakiś ponury ptak, kracząc przeraźliwie. W jednej chwili Argell przypomniał sobie wszystkie zasłyszane historie o przerażających duchach i wygłodniałych wilkołakach, przez co na ułamek sekundy uleciała z niego cała pewność siebie. To wystarczyło. Chłopak poślizgnął się i wpadł do strumyka. Stracił przytomność.

 

***

 

Nie wiedział, jak długo leżał nieprzytomny. Wiedział za to, co go z owej nieprzytomności wyrwało. Poszturchiwanie.

Niepewnie otworzył oczy. Klęczała przy nim dziewczyna. Na oko w jego wieku, może nieco starsza. Miała zatroskaną minę.

– Cześć – zaczęła, gdy zobaczyła, że się ocknął. – Udało mi się wyłowić cię ze strumyka. Dobrze się czujesz?

Argell wsparł się na łokciach. Szybki rzut oka i rozmasowanie kilku miejsc pozwoliły mu zorientować się, że poza delikatnym bólem głowy (i przemoczeniem) nic mu nie było. Przyjrzał się więc uważnie swej wybawczyni.

W życiu nie widział takiej dziewczyny. Najwyraźniej musiała być z innej wioski. Miała delikatną, lekko opaloną skórę, długie złociste włosy spływające kaskadami na ramiona i mądre ciemne oczy. Przyznał niechętnie w duchu, że była co najmniej tak piękna, jak Damena, choć różniła się od niej, jak poranek różni się od zmierzchu. Nawet ubrana była zupełnie inaczej – w błękitną, zwiewną sukienkę.

Chłopiec wstał niepewnie. Tajemnicza dziewczyna podtrzymała go, gdy się zachwiał. Był od niej nieco wyższy, jednak mimo swego niepozornego wzrostu i smukłej sylwetki, jego wybawczyni dysponowała sporymi pokładami siły.

– Dz… dziękuję ci… – zaczął niepewnie.

– Atuso – dokończyła za niego. – Mam na imię Atusa.

Najdziwniejsze imię, jakie słyszał.

– Ładnie. Ja nazywam się Argell – odparł, po czym rozejrzał się niespokojnie po okolicy oraz niebie widniejącym ponad koronami drzew. Stali nieopodal strumyka, do którego wpadł, chyba od strony Zarośniętego Wzgórza. Wciąż było widno. – Nie wiesz może, czy długo byłem nieprzytomny?

– Krótką chwilę – odpowiedziała dziewczyna, przekrzywiając głowę i przyglądając mu się z zaciekawieniem. – Widziałam, jak wpadałeś do rzeczki. Od razu podbiegłam, by cię z niej wyciągnąć. Leżałeś na trawie dosłownie kilka chwil.

Chłopak rozpromienił się na te słowa.

– Och, to wspaniale! – zakrzyknął. – To znaczy, że mam jeszcze czas!

– Czas na co?

– Żeby dotrzeć na szczyt Zarośniętego Wzgórza i zdobyć Najpiękniejszy Kwiat dla mej ukochanej!

Usłyszawszy to, Atusa podskoczyła z podekscytowania i zaklaskała energicznie.

– To cudownie! – zakrzyknęła. – Już dawno żaden śmiałek nie próbował zdobyć Kwiatu!

Argell zdziwił się nieco i spojrzał na nią podejrzliwie.

– Ty… wiesz coś o tym? O Kwiecie?

– Oczywiście! – odparła. – Zabiorę cię tam, gdzie rośnie. Widziałam go na własne oczy.

– Naprawdę?

– Naprawdę. Jest piękny.

– I ty… nigdy go nie zerwałaś?

Spojrzała na niego, jakby właśnie powiedział coś zabawnego.

– I komu miałabym go podarować? Nie przeszłabym Próby. Zresztą… to zazwyczaj chłopcy dają dziewczętom kwiatki, a nie na odwrót.

Ostatnie zdanie wypowiedziała, patrząc na niego znacząco, po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.

– W takim razie chodź czym prędzej – rzekła naglącym i podekscytowanym tonem. – Już nie mogę się doczekać, aż zerwiesz Kwiat i wręczysz go swej ukochanej!

Argell chciał coś jeszcze powiedzieć, o coś zapytać, ale wstrzymał się, gdyż i bez tego trudno mu było nadążyć za Atusą. Trzymała go mocno za rękę i narzucała naprawdę niezłe tempo, a przecież biegła w wyglądających na niezbyt wytrzymałe, miękkich trzewiczkach. Zwrócił za to uwagę, że jeśli wyglądała pięknie stojąc w miejscu, to w takim razie brakło mu słów na to, by opisać, jak niewiarygodnie zjawiskową zdawała się w biegu. Gdy jej włosy falowały na wietrze, odbijając blask promieni słonecznych, którym udało się przebić przez korony drzew. Drzew, które swoją drogą rosły coraz gęściej, im dalej parli naprzód. Nie ulegało wątpliwości, że zbliżali się do Zarośniętego Wzgórza.

Energiczna dziewczyna zwolniła dopiero wtedy, gdy ścieżka, którą obrali, poczęła z lekka prowadzić pod górę. Tutaj las stawał się już tak gęsty, że naraz ogarnęły ich posępne ciemności, choć zmierzch wciąż przecież był jeszcze odległy.

Było ciemno i cicho. Jedynym odgłosem mącącym ową ciszę był przyśpieszony oddech zziajanego Argella. Chłopiec niemal wypluwał płuca, podczas gdy po Atusie nie było widać oznak nawet najmniejszego zmęczenia. Niemniej jednak dziewczyna zwolniła nieco, by dać odpocząć swemu towarzyszowi. Puściła jego rękę i z biegu płynnie przeszła w marsz.

– No, dalej! – ponaglała go jednak. – Przecież zapewne nie możesz się doczekać, by wręczyć ukochanej Najpiękniejszy Kwiat.

Argell pokiwał głową, spazmatycznie łapiąc oddech.

– Tak, tak… – zapewnił. – Zresztą, nie tylko chęci pchają mnie naprzód. Mam… mam ograniczony czas.

Atusa przystanęła.

– Jak to? – zapytała.

– No… muszę dostarczyć Damenie Najpiękniejszy Kwiat przed nastaniem nocy.

– Hm – dziewczyna wyglądała na szczerze skonfundowaną – koniecznie musisz to zrobić w tym czasie?

Teraz to Argell poczuł się zbity z tropu.

– No tak – odparł, jak gdyby była to najzwyklejsza rzecz na Świecie. – Przecież kiedy Damena wyznaczyła mi to zadanie, to chyba normalne, że od razu określiła…

Atusa aż się zachłysnęła.

– Nie robisz tego z własnej inicjatywy!? – wykrzyknęła.

Chłopiec cofnął się o dwa kroki.

– No… nie – odparł niepewnie. – Znaczy, tak jakby. Ona powiedziała, żebym… żebym to zrobił, to wtedy… wtedy dowiodę mej miłości do niej. No to… no to robię… to.

Dziewczyna zbliżyła się do niego i ujęła jego dłonie. Wyglądała na bardzo przejętą.

– Ale…, ale przecież mówiłeś, że to twoja ukochana. Czy nie powinno być tak, że robisz to dla niej, a nie przez nią? Że robisz to z własnej, nieprzymuszonej woli? Powinna cię raczej od tego odwodzić, mówić, że to głupstwo, że i bez tego cię kocha. A ona… cię zmusza?

– No… wiesz. – Argell zaczął się martwić, czy Atusa przypadkiem nie za bardzo się tym wszystkim przejmuje. Brzmiała trochę jak pomylona. – Ona chyba nie do końca rozumie, jak bardzo ją kocham. Chciała dowodu.

– Jak to, „nie do końca rozumie”? Przecież miłość nie jest kwestią rozumienia. Raczej… odczuwania. Współodczuwania.

– Ale taki tam dowód owej miłości, jeśli komuś go trzeba, to raczej nic złego. Raczej nie zaszkodzi – upierał się chłopak.

– Jeśli już go sobie ta cała Damena zażyczyła i koniecznie musiała go mieć, to czyż nie starczyła jej za dowód twej miłości sama gotowość do pójścia i zerwania Kwiatu?

Argell już chciał coś odpowiedzieć, ale wstrzymał się w pół słowa. Nie bardzo wiedział, co odrzec. W sumie, mogło to wystarczyć.

Atusa w tym czasie spojrzała w dal i zamyśliła się. Po chwili oprzytomniała, uśmiechnęła się ciepło i spojrzawszy mu prosto w oczy, rzekła:

– Może ja jestem głupia. Nieważne. Jeśli to twa ukochana chce dowodu, to jej go dasz. Chodźmy, do Najpiękniejszego Kwiatu już niedaleko.

Ruszyła pewnym krokiem wprost w gęstniejący mrok. Argell zawahał się.

– Słyszałem o tym miejscu wiele strasznych historii – krzyknął w ślad za nią. – Nie boisz się duchów i potworów?

Atusa odwróciła się i ponagliła go gestem. Na jej twarzy malowało się rozbawienie.

– Jestem w towarzystwie męża, którego przepełnia prawdziwa miłość! – odkrzyknęła. – Cóż złego może mnie spotkać?

 

***

 

Parli naprzód, pod górę, a zewsząd coraz bardziej napierały na nich drzewa i krzewy. Z każdym krokiem coraz bardziej poskręcane i nagie, coraz bardziej złowieszcze i ponure. Argell wmawiał sobie, że to tylko jego bujna wyobraźnia, ale przysiągłby, że w zalegającym między gałęziami mroku co chwila dostrzegał kątem oka jakiś ruch. Raz wydawało mu się, że mieniącymi się na czerwono oczyma obserwuje ich postać w kapturze i czarnej, powłóczystej szacie. Z kolei innym razem, zaalarmowany cichym szelestem, chwytał wzrokiem umykający gdzieś w bok wielki, owłosiony kształt. Po każdym takim incydencie już-już chciał zawrócić, ale gdy tylko spojrzał na maszerującą przed nim pewnym krokiem Atusę, powracała determinacja.

Tajemnicza dziewczyna miała na niego dziwny wpływ. Różniła się nie tylko od Dameny, ale od wszystkich innych dziewcząt z jego wsi. Podczas gdy one zawsze starały się być wyniosłe i udawały niedostępne, Atusa była… naturalna. Tak, to chyba było najodpowiedniejsze słowo. Była z nim szczera, choć przecież wcale go nie znała. Mówiła to, co myślała. I, co szczególnie ciekawe, naprawdę w niego wierzyła – chciała, by chłopak zdobył Najpiękniejszy Kwiat i zaniósł go dziewczynie, którą kochał, mimo iż wyraźnie za nią nie przepadała. Argell powoli zaczynał rozumieć, dlaczego – mimo iż Kwiat miał być dla niej, Damena sprawiała wrażenie, jak gdyby nie chciała, by zakochanemu chłopakowi się powiodło. Atusa z kolei wspierała go i zachęcała, mimo iż nic z tego nie miała. A może…

– Atuso? – zagadnął.

– Tak, Argellu?

– Dlaczego mi pomagasz?

– Bo uważam, że to wspaniałe – odparła bez namysłu. – To, co robisz, jest wspaniałe, bo robisz to dla ukochanej osoby. Ty jesteś wspaniały.

Zarumienił się. Żadna dziewczyna nigdy nie mówiła mu takich rzeczy. A już na pewno nie w taki sposób. Tak… bezpośrednio.

– Przecież nawet mnie nie znasz – odrzekł tylko.

– A czyż ludzi nie poznaje się najlepiej dzięki czynom, których dokonują? A ja miałam szczęście spotkać cię w trakcie dokonywania najpiękniejszego czynu, jaki potrafię sobie wyobrazić.

– Ale…, ale przecież nie do końca podoba ci się to, w jakich okolicznościach podjąłem decyzję o dokonaniu tego czynu.

Atusa odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Bogowie, było w tej dziewczynie coś, czego nie miała w sobie żadna inna mu znana.

– Okoliczności, a nawet to, komu chcesz zanieść Kwiat – to wszystko nie jest dla mnie tak ważne. Najważniejsze jest twe serce. Kiedy patrzę ci w oczy, widzę je jak na dłoni. Dobre, wrażliwe serce. To rzadkie zjawisko.

Argell opuścił wzrok. Nie z poczucia wstydu, tak jak wtedy, gdy patrzyła na niego Damena. W sumie nie wiedział, czemu to zrobił. Patrzenie w oczy Atusie sprawiało mu przyjemność. Było mu ciepło. Przyjemnie ciepło.

– Dziękuję – rzekł. – To miłe.

– Mówię tylko to, co widzę – odparła.

Wtem poczuł przemożną chęć zrewanżowania się jej miłym słowem.

– Ty… ty też jesteś… naprawdę… naprawdę niesamowita. Miła i dobra. I taka… taka ładna.

Zaśmiała się, ale był to śmiech życzliwy.

– Dziękuję, jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi nic tak miłego.

Zdziwiły go te słowa, bo jakże to, że nikt do tej pory nigdy nie docenił jej wdzięków? Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, gdyż dziewczyna zrobiła coś nieoczekiwanego – pocałowała go w policzek. Ani razu jeszcze nie został pocałowany w policzek przez jakiekolwiek dziewczę.

Zalała go fala gorąca. Od razu jednak pomyślał o Damenie – o tym, że zapewne też go pocałuje, gdy tylko przyniesie jej Najpiękniejszy Kwiat. A z jej pocałunkiem żaden inny nie mógł się równać, wiedział to na pewno.

Spiął się więc, gdyż poczuł, jakby zdradzał ukochaną. Zaległa niezręczna cisza, Atusa wyczuła bowiem jego zmieszanie i niezadowolenie. Postanowił więc szybko podrzucić jakiś temat do rozmowy i udawać, że pocałunek nie miał miejsca.

– Mówiłaś wcześniej o jakiejś Próbie – rzekł zimnym, obojętnym tonem. – O co z tym chodzi?

Dziewczyna posmutniała, widząc, że się przed nią zamyka.

– To nic wielkiego – odrzekła równie obojętnym tonem. – Tak naprawdę ta Próba ma miejsce już po zdobyciu Kwiatu, więc nie masz się czym przejmować.

– Dobrze, ale na czym ona polega? – naciskał.

– Wkrótce się przekonasz – odparła i wznowiła przerwany marsz.

Argell ruszył za nią. Była smutna, bez dwóch zdań. A on był zły na siebie, że to jego zachowanie było owego smutku przyczyną. Choć przecież nikt jej nie kazał go całować. To ona się wyrwała, a przecież wiedziała, że ma już ukochaną, dla której idzie po Kwiat. To ona ponosiła winę za to nieporozumienie. Więc dlaczego i tak to on czuł się z tym źle?

 

***

 

– Daleko jeszcze do tego Kwiatu?

– Niedaleko.

– Może przyśpieszymy? Mam coraz mniej czasu.

– Nie ma takiej potrzeby. Zdążysz. Opowiedz mi o tej Damenie.

Argella poirytowała ta nagła zmiana tematu. Od niezręcznego pocałunku musiała już minąć godzina, ale dziewczyna najwyraźniej wciąż go przeżywała – cały czas była zamyślona i praktycznie nic nie mówiła.

– Damena jest… jest niesamowita – odpowiedział.

– W dobrym sensie?

– Oczywiście! Jest nie tylko najładniejszą dziewczyną w całej naszej wiosce, ale też najmądrzejszą i najsprytniejszą. Z każdego potrafi zrobić głupka.

– Ach. Czyli imponuje ci to, że potrafi wykorzystywać swoje zalety w złym celu?

– Bez przesady z tym „złym celem”. Jak ktoś jest głupi, to mu się należy.

– Weźmy na przykład ciebie. Wodzi cię za nos. Chce, żebyś spełniał jej zachcianki. To chyba „zły cel”.

Argell prychnął. Jak to się stało, że Atusa tak szybko przeszła od imponowania mu, do działania mu na nerwy?

– Sugerujesz, że jestem głupi? – zapytał najgroźniejszym tonem, na jaki było go stać.

– Nie. Nie głupi. Tylko zakochany.

Z tym mógł się zgodzić.

– Pytanie tylko, czy z wzajemnością… – rzekła sentencjonalnie Atusa, na poły do siebie, a na poły do niego.

Już chciał zapewnić, że tak, albo że przynajmniej uczucie będzie odwzajemnione, gdy tylko da Damenie jego dowód, ale dziewczyna pytała dalej:

– Jak się przy niej czujesz?

– Hm. Lubię jej obecność. Jest bardzo ładna, mógłbym na nią patrzeć przez całe życie. A kiedy mówi…

– Nie o to mi chodzi – weszła mu w słowo Atusa. – Nie mów, jak reagujesz na jej obecność. Powiedz mi, jak się przy niej czujesz.

Argell zastanowił się chwilę. Coś mu mówiło, że dziewczyna zna odpowiedź na to pytanie. A kiedy sam sobie ją uzmysłowił, poczuł się… dziwnie.

– Uczciwie… będzie powiedzieć, że chyba… – zaczął niepewnie – …chyba skrępowany. Zawstydzony. Pilnuję się, żeby dobrze wypaść w jej oczach… Tak myślę.

Atusa przystanęła i odwróciła się do niego. Po jej policzku płynęła łza.

– Och, Argellu – odparła – to brzmi, jakby była świadoma twych uczuć i wykorzystywała je, by tobą manipulować. By bawić się twym kosztem. To… to jest… takie ohydne… takie… takie podłe…

Chłopak nie wiedział, czy bardziej przestraszył go fakt, że dziewczyna płacze, czy prawda, która kryła się w jej słowach, a której nie chciał do siebie dopuścić.

– Atuso… – zaczął. – To nie tak… Dlaczego… Dlaczego ty pła…

Otarła łzę palcem i położyła mu go na ustach.

– Nic już nie mów – rzekła. – Jesteśmy na miejscu.

 

***

 

Argellowi chwilę zajęło zrozumienie, o jakim miejscu mówiła. Gdy tylko to pojął, rozejrzał się z zaciekawieniem po okolicy.

Istotnie, stali na szczycie gęsto porośniętego, ponurego wzgórza. Gdzieniegdzie, między poskręcanymi drzewami błyskały swą bielą pozostałości kamiennych murów. Najwyraźniej musiała tu kiedyś stać wieża, a może nawet i zamek. Tym jednak, co od razu przykuło uwagę młodzieńca, był niewielki, płytki staw emanujący delikatnym, granatowym blaskiem. W istocie ów staw tylko odbijał światło tego, co rosło pośrodku niego. A rósł tam kwiat. Bez cienia wątpliwości był to ten Kwiat. Najpiękniejszy Kwiat.

Był drobny. Utrzymywał się na cienkiej łodyżce zdobnej w dwa kształtne listki. Sam przywodził zaś na myśl latarnię lub ognisko płonące granatowym płomieniem. Argell wytrzeszczył oczy i rozdziawił usta na jego widok. Był piękny.

Chłopak podszedł do niego, rozchlapując na boki wodę ze stawu. Odtrącił szybko myśl, że Najpiękniejszy Kwiat bardziej kojarzy mu się z Atusą, niż Dameną. Pochylił się, by go zerwać i zamarł w pół ruchu. Zerknął na dziewczynę, która stała teraz na brzegu stawu.

– Atuso?

– Tak?

– Co to za Próba, o której mówiłaś?

Zapytana westchnęła.

– Próba Miłości. Kiedy zerwiesz Kwiat, musisz jak najszybciej przekazać go ukochanej osobie. Osobie, którą prawdziwie kochasz i która prawdziwie kocha ciebie. Tylko wtedy Kwiat nie umrze. W przeciwnym razie zniknie, a wraz z nim zniknie ze Świata wszystko, co z nim związane.

Argell zastanowił się. Brzmiało to dość poważnie.

– Czyli będę musiał się śpieszyć – powiedział w końcu.

Atusa skinęła głową.

– Będziesz musiał się śpieszyć.

Chłopak odetchnął głęboko i z namaszczeniem zerwał Kwiat. Łodyga ustąpiła bardzo łatwo, wystarczyło właściwie, że dotknął jej opuszkami palców.

Wstał i zakrył drugą dłonią Kwiat. Był taki delikatny…

Spojrzał na Atusę. Uśmiechała się smutno, a jej piękne, mądre oczy szkliły się od łez.

– Ruszaj – rzekła miękko.

Postąpił kilka kroków naprzód. Zatrzymał się w chwili, gdy się z nią zrównał. Spojrzał na trzymany przez siebie Kwiat, potem na nią. Potem raz jeszcze na Kwiat. Podjął decyzję.

 

***

 

Argell biegł co sił w nogach, cały czas uważając na trzymany przez siebie Kwiat. Gałęzie smagały go po twarzy, a lodowaty wiatr, który nadszedł z Północy, mroził krople potu na jego ciele. Jeszcze trochę i zacznie zmierzchać. Ale miał jeszcze czas. Miał czas, by zanieść Damenie Najpiękniejszy Kwiat, tak jak obiecał. Tak jak… tak jak mu kazała.

Potrząsnął głową.

Nie. Kochał ją, a ona pokocha jego, gdy tylko wręczy jej Kwiat. Ich miłość przejdzie Próbę. Tak będzie. Musi… musi zapomnieć o Atusie. Oby tylko zdążył…

Najpiękniejszy Kwiat z każdą chwilą mijającą od zerwania świecił coraz słabszym blaskiem. Argell wolał nie zgadywać, co się stanie, gdy zgaśnie zupełnie. Ale na szczęście był już blisko. Blisko polany, na której to wszystko się zaczęło. Polany, na której czekają na niego jego przyjaciele i Damena.

Do zmierzchu pozostało jeszcze trochę czasu, gdy z tryumfalnym uśmiechem, unosząc wysoko nad głowę Najpiękniejszy Kwiat, wkroczył na polanę. Wkroczył na nią i zauważył…, że jest pusta. Nikogo na niej nie było. Wszyscy, w tym Damena, poszli sobie. Bogowie raczą wiedzieć, kiedy.

W pierwszej chwili nie mógł w to uwierzyć. Poczuł, że uginają się pod nim kolana. Z wysiłku, z poczucia rozpaczy i zdrady. On zrobił tak wiele, poszedł tak daleko, zdobył Najpiękniejszy Kwiat i wrócił. Ona nie mogła nawet poczekać kilku godzin. A przecież sama mówiła, sama kazała…

Osunął się na ziemię. Kwiat wyślizgnął się z jego spoconych dłoni. Gasł. Był już całkiem blady. Młody chłopak zaczął płakać. Płakać za pięknem, które odchodziło z tego Świata. Za pięknem, którym wzgardziła głupiutka, zadufana w sobie dziewczyna.

Argell skrył twarz w dłoniach. Najpiękniejszy Kwiat zgasł. Zgasł na zawsze, po czym rozwiał się, niby dym na wietrze.

Wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem, młody chłopak spojrzał w stronę odległego Zarośniętego Wzgórza, które majaczyło ponad koronami drzew. Powoli, jak sen po porannym przebudzeniu, ono również rozwiewało się na wietrze. Najpierw porastające je rośliny, ruiny kamiennych murów, a wreszcie samo wzniesienie.

Argell nie był pewien, czy zmysły go nie myliły, ale mógłby przysiąc, że na szczycie znikającego wzgórza stała dziewczyna, która patrzyła w jego stronę. Piękna, smutna dziewczyna o złotych włosach, która jako ostatnia rozwiała się na wietrze, niczym sen.

Koniec

Komentarze

 Propozycje:

Młody Argell poczerwieniał i ścisnął trzymany przez siebie kij, aż mu kostki zbielały.

Skoro ścisnął, to wiadomo, że własnoręcznie.

 

epickich pojedynków

A liryczne też się odbywały? Wybacz, ale mam wstręt do bezrefleksyjnych kalek z amerykańskich zajawek filmowych.

 

słowach między zgromadzonymi

Raczej „wśród”, moim zdaniem.

 

Wokół Zarośniętego Wzgórza

I tego „wokół” też nie jestem pewien. Rozumiem, że na temat Zarośniętego…

Chociaż kojarzę takie sformułowania, niemniej zaznaczam do przemyślenia.

 

niemożliwe wręcz piękny kwiat – Najpiękniejszy Kwiat.

Coś z tym trzeba będzie zrobić.

 

Argell spojrzał na otaczających go chłopców i dziewczęta. Na twarzach wszystkich malował się zabobonny strach. Odwracali wzrok, gdy tylko spojrzał w ich stronę.

Przejrzyj tekst pod kątem powtórzeń.

 

Argellowi trudno było stwierdzić

Ktoś mi kiedyś powiedział, by w miarę możliwości unikać konstrukcji z „być”. Ponoć zamula tekst. :-) Tutaj jest to stosunkowe proste. Argell nie wiedział…

 

Miał wrażenie, że działa na wpół przytomnie

Trochę za szybko prześlizgnąłeś się przez wydarzenia, które, moim zdaniem, są kluczowe dla poznania emocji bohaterów. Uważam, że miałoby to sens, gdybyś zaczął o postawienia bohatera w lesie, kiedy zmęczony przysiadł na kamieniu i wspomina jak doszło do tego, że teraz pędzi na granicy utraty tchu po jakiegoś chwasta, dla jakiejś dziewczyny, która z niego drwi. Poszarp mocniej za struny uczuć i reakcji.

 

Chłopiec był całkiem silny i zwinny jak na swój wiek,

Chłopiec był silniejszy, niż wskazywałby na to wiek – tak to rozumiem. A zwinność? Jeśli nie jest ćwiczona to traci się ją z wiekiem. Im człowiek młodszy, tym zwinniejszy. (Oczywiście nie wliczamy to okresu niemowlęcego).

 

choć różniła się od niej, jak poranek różni się od zmierzchu

Bo jedna była jasna, a druga ciemna? Porównania powinny mieć uzasadnienie w tekście.

 

jego wybawczyni dysponowała sporymi pokładami siły.

Przejrzyj też tekst pod kątem zaimków. Może część uda się wywalić. Ten z całą pewnością.

 

Dz… dziękuję ci

To pierdółka, ale chyba „dzi… dziękuję”. Ja nie potrafię wydać dźwięku, by nie było w nim choć śladu samogłoski.

 

Żeby dotrzeć na szczyt Zarośniętego Wzgórza i zdobyć Najpiękniejszy Kwiat dla mej ukochanej!

Aha, już to widzę, jak się przyznaje do tego, że ma ukochaną. Tu właśnie wychodzi brak związania emocjonalnego z bohaterem. Nie wiem, co myśli, co czuje. Na razie idzie po kwiatek i wpadł do rzeki.

 

Argell chciał coś jeszcze powiedzieć, o coś zapytać, ale wstrzymał się, gdyż i bez tego trudno mu było nadążyć za Atusą.

Nie rozumiem tego zdania. Następne też do przeróbki.

 

Uważam, że dialogi są nienaturalne. Wyobrażam ich sobie, jako góra dwunastolatków, skoro bawili się w rycerzy. A rozmowy są bardzo dorosłe, wymagające i wiedzy i życiowego doświadczenia, albo chociaż sporego oczytania.

 

Odpowiedz mi proszę na pytanie, ale jednym zdaniem. O czym jest to opowiadanie?

Pogadajmy jeszcze na ten temat.

 

ManeTekelFares – po pierwsze dzięki za komentarz :)

 

Po kolei:

 

Co do trzymanego kija, to jest to pierwszy raz w tekście, kiedy o tym wspominam – być może włączyła się tu moja hiperpoprawność. Może chciałem to aż nazbyt dobrze zobrazować.

 

“Epickie pojedynki” akurat w tym miejscu mi pasowały, bo miało być ciut ironicznie.

 

”Wśród” chyba faktycznie lepiej pasuje.

 

“Wokół” wolałbym zostawić – jakoś pasuje mi to do tematu miejsc owianych złą sławą, właśnie “wokół” których krąży wiele mrożących krew w żyłach opowieści.

 

“niemożliwie wręcz piękny kwiat – Najpiękniejszy Kwiat” – wiem, że to może nie najlepiej się czyta, ale zależało mi na podkreśleniu owej “piękności”. Niemniej jednak, jeśli faktycznie za bardzo to zgrzyta, to w sumie łatwo mogę to skorygować.

 

Przejrzę tekst pod kątem “spojrzeń” i innych powtórzeń – dzięki za zwrócenie na to uwagi.

 

Co do “być” faktycznie masz rację – przypominam sobie, że ktoś kiedyś zwrócił mi uwagę, że to taka naleciałość z angielskiego. Także pod tym względem przejrzę więc tekst.

 

Dzięki za postulat o mocniejsze szarpanie strun uczuć i reakcji – tego faktycznie może być u mnie za mało. Po części to przez usilne starania, by skrócić tekst.

 

Co do siły i zwinności, chodziło mi o to, że przecież nie każdy jest równie zwinny, nawet będąc młodzikiem – nasz bohater miał się zarówno siłą, jak i zwinnością wyróżniać, nawet wśród rówieśników.

 

Co do różnic między dziewczynami – oczywiście w chwili, o której mowa, porównanie dokonane jest na podstawie wyglądu zewnętrznego. Też przecież ma znaczenie, a w danym momencie jest jedynym czynnikiem, na podstawie którego bohater mógł takiego porównania dokonać. Im dalej w tekst, tym bardziej oczywiste staje się, że porównanie jest trafne także pod względem charakteru dziewczyn.

 

W przypadku “jego wybawczyni” mam wrażenie, że bez “jego” wyszłoby zbyt, hm, patetycznie. Ale pod kątem tego zagadnienia tekst przejrzę, dzięki za zwrócenie uwagi.

 

A w przypadku “Dz… dziękuję” to musi być jakieś moje dziwactwo, bo ja właśnie prędzej bym powiedział “dz” niż “dzi”.

 

Co do przyznania się do posiadania ukochanej, to po części upatrywałbym się przyczyn tego wyznania w podekscytowaniu bohatera faktem, że ma jeszcze czas, mimo iż był już prawie pewien, że go stracił. Zwyczajnie odruchowo tak powiedział, nasłuchawszy się uprzednio tego określenia z ust przyjaciół.

 

Co do niezrozumiałego zdania – chłopiec darował sobie zadawanie pytań, żeby nie marnować tchu, którego i tak mu brakło przez tempo, jakie narzuciła dziewczyna.

 

Jeśli chodzi o nienaturalność dialogów – po części celowo nie podawałem dokładnego wieku bohaterów. Osobiście wyobrażam ich sobie jako ciut starszych, ale to jest dla mnie sprawa drugorzędna – starałem się (być może nie zawsze udolnie), żeby zdania “mądre” padały z ust Atusy, która jest postacią, cóż, niejednoznaczną – tak pod względem wieku, jak i tego, kim naprawdę jest.

 

Jeśli miałbym odpowiedzieć jednym zdaniem na pytanie, o czym jest to opowiadanie, to powiedziałbym, że o potrzebie prawdziwej miłości, fatalnym zakochaniu, naiwności oraz, koniec końców, dokonywaniu niewłaściwych wyborów.

 

Dzięki za wnikliwą lekturę oraz wyczerpujący komentarz!

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

Jeśli miałbym odpowiedzieć jednym zdaniem na pytanie, o czym jest to opowiadanie, to powiedziałbym, że o potrzebie prawdziwej miłości, fatalnym zakochaniu, naiwności oraz, koniec końców, dokonywaniu niewłaściwych wyborów.

Koleś na końcu musiał czuć się potwornie zagubiony. Musiało albo dotrzeć do niego, że się pomylił w wyborze, albo że kwiat kłamał, albo jedyną myślą było przerażenie z faktu niewykonania zadania. Jakoś musiał to rozstrzygnąć i jestem ciekaw jak.

ManeTekelFares – jeśli o to chodzi, to też się nad tym zastanawiałem. Nie wykluczam więc, że kiedyś jeszcze dowiemy się, jak dalej potoczyły się losy bohatera tego opowiadania ;)

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

Na swój sposób ciekawy tekst, mocno baśniowy. Trochę więc tu przeszkadza pierwsza scena – ja też nie wiem, czy mam do czynienia z dziećmi czy bardziej z młodzieżą.

Fabuła prostolinijna, bez żadnych trudności po drodze. To sprawia, że w tekście brakuje większego napięcia. Wszystko idzie po kolei, jak po sznurku. To nie musi być wada, opowiadanie jest dość krótkie. Jednak na koniec nie czułem, że przeżyłem przygodę – raczej wycieczkę moralizatorską. Pewne trudności, jakie by spotkał bohater, mogłyby podbić stawkę.

Postacie raczej płaskie, ale spełniają swoją rolę. Trochę mierziła mnie Atusa – mówiła na głos to, co w sumie jako czytelnik wiedziałem wcześniej. Argell (swoją drogą dwa imiona na “a” mogą się mylić) też nie jest jakoś mocno głęboki – ot, rycerz wykonujący zadanie dla nie darzącej go uczuciem damy. Jednak w ramach baśni wszystko się w miarę trzyma kupy.

Końcówka spodziewana. Technicznie czasem coś chrobotało, ale ogólnie czytało się okej.

Podsumowując: nieźle, ale bez większych fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan – dzięki za przeczytanie i komentarz. Faktycznie, muszę chyba pomyśleć nad tekstami obfitującymi w jakieś bardziej zaskakujące zwroty akcji oraz bardziej wyszukane postaci i wątki. Na razie może za bardzo skupiam się na kwestiach technicznych – starałem się unikać błędów z poprzedniego opowiadania, a i to nie zawsze się udawało.

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

Zgadzam się z NoWhereManem. Od początku wiadomo było, jak skończy się opowiadanie. Zabrakło zaskoczenia w zakończeniu i trudności dla postaci po drodze. Same postaci też mogłbyby być mniej typowe.

Tekst czytało się dobrze, podobały mi się Twoje opisy i styl. Myślałam, że Atuso okaże się duchem, albo zdarzy się coś nieoczekiwanego. Jednak nawet w tym kształcie baśń wydaje się całkiem ciekawa, chociaż pozostał pewien niedosyt.

ANDO – bardzo dziękuję za przeczytanie i uwagi. Skoro więcej osób dostrzega ten problem, to już nie ulega wątpliwości, że faktycznie muszę popracować nad “zaskakiwaniem” czytelników.

 

Dzięki Wam za poruszenie tego zagadnienia.

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

I ja miałam obawy, że poświęcenie Argella pójdzie na marne, ale też łudziłam się, że może chłopak oprzytomnieje i wręczy kwiat dziewczynie, która bardziej na niego zasługiwała, ale cóż, baśń nie zawsze kończy się baśniowym i żyli długo i szczęśliwie

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

dziew­cząt, które raźno wkro­czy­ły na po­la­nę. Po­la­nę, która była… ―> nie brzmi to najlepiej.

 

Po­la­nę, która była świad­kiem wielu epic­kich po­je­dyn­ków… ―> Na czym polega epickość pojedynków?

 

W brud­nych, po­dar­tych łach­ma­nach wy­glą­dał w tej chwi­li tak bied­nie i ża­ło­śnie, jak nigdy dotąd. ―> Trzy zdania wcześniej napisałeś: W swej czar­nej su­kien­ce wy­glą­da­ła w tej chwi­li tak ma­je­sta­tycz­nie i wład­czo, jak nigdy dotąd. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Tak. – Da­me­na unio­sła swą de­li­kat­ną dłoń i wska­za­ła… ―> Zbędny zaimek – czy mogła unieść cudza dłoń?

 

na samym szczy­cie owego wzgó­rza ro­śnie nie­moż­li­we wręcz pięk­ny kwiat… –> osobliwe stwierdzenie. Skoro kwiat istniał, kwitł i nożna było go zerwać, to raczej nie było w nim nic niemożliwego.

Może: …na samym szczy­cie owego wzgó­rza ro­śnie nieziemsko/ zjawiskowo wręcz pięk­ny kwiat

 

spo­glą­da­ło na nich de­li­kat­nie grze­ją­ce Słoń­ce. ―> …spo­glą­da­ło na nich de­li­kat­nie grze­ją­ce słoń­ce.

Za SJP PWN: Słońce (gwiazda najbliższa Ziemi); słońce (tarcza słoneczna na niebie, słonko) lipcowe słońce, blask słońca, zachód słońca; najlepszy pod słońcem (pot.), jasne jak słońce (pot.)

 

jego wy­baw­czy­ni dys­po­no­wa­ła spo­ry­mi po­kła­da­mi siły. ―> To brzmi jak fragment raportu szefa produkcji, oceniającego pracowników.

Proponuję: …jego wy­baw­czy­ni zdawała się być silna.

 

prze­cież był jesz­cze od­le­gły.

Było ciem­no i cicho. Je­dy­nym od­gło­sem mą­cą­cym ową ciszę był przy­śpie­szo­ny od­dech zzia­ja­ne­go Ar­gel­la. Chło­piec nie­mal wy­plu­wał płuca, pod­czas gdy po Atu­sie nie było widać… ―> Lekka byłoza.

 

– Ale…, ale prze­cież mó­wi­łeś… ―> Po wielokropku nie stawia się przecinka.

 

Parli na­przód, pod górę, a ze­wsząd coraz bar­dziej na­pie­ra­ły na nich drze­wa i krze­wy. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Ale…, ale prze­cież nie do końca… ―> Zbędny przecinek.

 

Jak to się stało, że Atusa tak szyb­ko prze­szła od im­po­no­wa­nia mu, do dzia­ła­nia mu na nerwy? –> Czy drugi zaimek jest konieczny?

 

Wkro­czył na nią i za­uwa­żył…, że jest pusta. ―> Zbędny przecinek.

 

Młody chło­pak za­czął pła­kać. ―> Zbędne dopowiedzenie – wiemy, że chłopak jest młody.

 

Wie­dzio­ny ja­kimś dziw­nym prze­czu­ciem, młody chło­pak spoj­rzał… ―> Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – bardzo dziękuję za przeczytanie i uwagi.

 

Co do “epickości” to chciałem, żeby zabrzmiało to ironicznie, ale, jak widać, chyba nie wyszło :/

 

Co do “wyglądał/a w tej chwili” oraz “jak nigdy dotąd” to to powtórzenie było zabiegiem celowym, żeby tak zestawić bohaterów.

 

Co do reszty uwag… cóż. Czeka mnie jeszcze sporo pracy przy poprawianiu :p

 

Jeszcze raz dzięki za uwagi i pozdrawiam!

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

Bardzo proszę, Suwerenie. Dziękuję za wyjaśnienia i cieszę się, że mogłam się przydać.

Życzę wytrwałości w szlifowaniu warsztatu i coraz lepszych opowiadań. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki – właśnie staram się, żeby w każdym kolejnym opowiadaniu nie popełniać błędów, na które zwracacie uwagę, ale na razie mozolnie to idzie.

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

Jak słusznie zauważyłeś – na razie. Z czasem będzie coraz lepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam taką nadzieję. Jeszcze raz dzięki za przeczytanie i uwagi :)

,,Być może nie urodził się odważny, ale to nie znaczy, że musi taki umrzeć." - K. Paterson

Hmmm. W dużej części tekst przewidywalny. Od razu wiadomo, że Damena nie zasługuje na ten kwiat. Można tylko mieć nadzieję, że chłopak się opamięta, ale zakochany, to i głupi.

Nie podoba mi się konstrukcja świata – to niesprawiedliwe (niebajkowe ;-) ), że przez jedną egoistkę Kwiat musi umrzeć, a świat traci coś pięknego. W bajkach to źli zostają ukarani, a nie ci niewinni, którzy w ogóle nie brali udziału w akcji. No, takie rzeczy nie powinny zależeć od kaprysu.

Czyta się przyjemnie, chociaż tematyka wybitnie nie moja.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka