- Opowiadanie: dovio - Chińczyk z Japonii

Chińczyk z Japonii

Witajcie!
Dawno mnie tutaj nie było i w zasadzie... chciałbym wrócić. Dużo się tutaj nauczyłem i ogólnie było mi bardzo miło ;)
Poniższe opowiadanie wpadło mi do głowy któregoś dnia w sklepie i postanowiłem przelać myśli na papier biorąc pod uwagę wszystkie rady, jakie od Was dostałem. Mam nadzieję, że wyszło dobrze.
Wiem, że opowieść jest dość dziwna, ale może komuś przypadnie do gustu.
Zapraszam ;).

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Chińczyk z Japonii

Był lipiec dwa tysiące dziesiątego roku, kiedy razem z kolegą wybrałem się do sklepu prowadzonego przez Chińczyka, chociaż… tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czy gość pochodzi z Chin, więc nazywaliśmy go Chińczykiem z Japonii. Mieliśmy po czternaście lat, a w ten gorący letni dzień trochę się nam nudziło.

Wsiedliśmy na rowery i z uśmiechami na twarzach ruszyliśmy do sklepu w którym rzadko kiedy cokolwiek kupowaliśmy. Głównie kręciliśmy się po nim bez celu, oglądając nową dostawę i wypytując sprzedawcę o każdy szczegół z nią związany. Pan Yao Teng był bardzo miły i zawsze rzeczowo wyjaśniał każdą kwestię.

Zaparkowaliśmy kulturalnie przed sklepem i weszliśmy do środka. Od razu wesoło zabrzęczał dzwonek na którego dźwięk uśmiech na twarzy od razu zrobił się szerszy. W sklepie działała klimatyzacja, więc w pomieszczeniu panował przyjemny chłód. Miła odmiana od skwaru na dworze. 

Pan Yao Teng wychylił się zza lady i spojrzał na nas znad okularów swymi bystrymi oczyma.

– Chłopaki! – zawołał do nas ze specyficznym akcentem. – Czego znów szukacie? – dodał, co brzmiało raczej jak: „Ciebo znóf siukacie?"

– Tylko się rozglądamy – odparłem obojętnie wzruszając ramionami.

Pan Yao Teng tylko lekko się uśmiechnął i wrócił do swoich spraw. 

Sklep był całkiem pusty, więc nasza dwójka mogła spokojnie rozglądać się po półkach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. 

– Ty, Marcin, patrz na to – powiedział do mnie Wojtek, pokazując gumową zabawkę dla psa w kształcie półnagiej kobiety. – Wygląda jak twoja siostra – zaśmiał się, zakłócając panującą w sklepie ciszę.

– Spadaj – powiedziałem do niego, szturchając w ramię ze śmiechem.

– Nie uważasz, że to trochę dziwne? – powiedział Marcin szeptem, dyskretnie spoglądając na Chińczyka. 

– Co? – Nie rozumiałem.

– Ten gość… Yao Teng, Chińczyk Z Japonii, siedzi tutaj cały czas, w ogóle nie wychodzi ze sklepu. On tutaj mieszka, czy co?

Uśmiechnąłem się, chociaż ton Wojtka był bardzo poważny.

– Co ty stary, na pewno gdzieś wychodzi. Nie bądź głupi – powiedziałem śmiejąc się.

– Okej, ale nigdy nie widziałem go poza sklepem.

– Jeśli jesteś tego aż tak ciekawy możemy poczekać do zamknięcia i zobaczymy, co się stanie.

– No dobra. – Wzruszył ramionami. – Czekamy.

I tak też zrobiliśmy.

Obserwowaliśmy sprzedawcę, stojąc na dworze w słońcu nie przejmując się potem spływającym po naszych ciałach. Mieliśmy misję, to było dla nas najważniejsze. 

W końcu nadszedł wieczór, a wraz z nim godzina zamknięcia sklepu. Poczułem delikatnie mrowienie w żołądku, lekko zaschło mi w gardle. Byłem niesamowicie ciekaw, co się teraz wydarzy. Oddech Wojtka stał się bardziej przyspieszony, chociaż przyjaciel zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku.

– Lepiej obserwuj tego typa! – mówił drżącym głosem. Do tej pory nie wiem, czy był przerażony, czy podniecony całą tą dziwną sprawą.

Chińczyk spojrzał na zegarek i z ociąganiem podniósł się z drewnianego krzesła podchodząc do drzwi. Zanim jednak zamknął je na klucz wyszedł na chwilę na dwór i wziął głęboki wdech rozkoszując się cudownym powietrzem, jakie poczuć można tylko letniego wieczora. 

Poczułem się dziwnie. W końcu to dość idiotyczne. Zastanawiałem się, po co siedzieć w krzakach i obserwować jakiegoś starszego sprzedawcę z Chin? Przecież to bez sensu.

Z rozmyślań wyrwał mnie Wojtek szturchając lekko w ramię.

– Poszedł – powiedział poważnie, przełykając ślinę.

– No… Widzę – odparłem, bo istotnie tak właśnie było

– I co teraz?

– Nie wiem. Do sklepu nie wejdziemy, drzwi są zamknięte.

– Może przez okno? Rusz się chłopie z tych krzaków! Musimy działać! – Chwycił mnie za ramiona krzycząc prosto w twarz.

– Dobra, uspokój się. Za mną. – Machnąłem ręką i ruszyłem w stronę sklepu, w którym panowała nieprzyjemna ciemność zmieniając wnętrze w coś złowrogiego.

– Nic nie widać – odezwał się Wojtek zawiedziony, kiedy szliśmy obok sklepu.

– A to? – Wskazałem drewnianą klapę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Jednak… Nie mogłem jej widzieć, nigdy nie byłem w tym miejscu za sklepem.

– Warto sprawdzić.

Odważny i podekscytowany Wojtek chwycił klapę, którą z łatwością otworzył. Kiedy spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem pomimo ciemności zauważyłem w jego oczach radosne iskierki. Nigdy nie widziałem go takiego, wydawał się bardzo… Szczęśliwy, po prostu szczęśliwy. Opuściły mnie wszelkie wątpliwości. Nawet jeśli wszystko wydawało mi się bez sensu postanowiłem to dokończyć, dla swojego kumpla.

– Panie przodem – powiedziałem wskazując klapę.

Nie wiedzieliśmy, co nas tam czeka. W środku było całkiem ciemno, ale Wojtek i tak zszedł, a ja podążyłem za nim.

Nic nie widzieliśmy, ciemność zasłaniała wszystko swym potężnym płaszczem. Po cichu liczyłem na choćby delikatny blask księżyca, ale w pomieszczeniu nie było ani jednego okna. Czułem za to zapach rozkładu i stęchlizny. I ta nieprzyjemna wilgoć. Miałem ochotę odwrócić się i wybiec stąd jak najszybciej, ale znowu powstrzymał mnie przed tym głos Wojtka.

– Słyszysz? – zapytał.

Nic nie słyszałem. Od zapachu i wilgoci zaczynało kręcić mi się w głowie. Miałem wrażenie, że za chwilę skoczy na mnie jakiś szczur.

– Nic nie słyszę – powiedziałem ostrzej, niż zamierzałem, ale Wojtek w ogóle się tym nie przejął.

– To on, Chińczyk z Japonii! Nie słyszysz? On… Śpiewa. – Faktycznie usłyszałem chińską piosenkę śpiewaną przez naszego sprzedawcę.

Wojtek ruszył dalej i w końcu zauważyliśmy delikatne światełko wydobywające się ze szpary pod drzwiami. Aż westchnąłem z ulgi, że oto nastała światłość. Niewielka, bo niewielka, ale zawsze to jakieś pocieszenie.

Wojtek podszedł do drzwi przystawiając do nich ucho. Po chwili złapał klamkę.

– Co ty robisz? – wycedziłem przez zęby.

– No co? – zdziwił się. – Mieliśmy zbadać tę sprawę. Nie pękaj, gościu, musimy iść.

Miałem powiedzieć coś jeszcze, ale Wojtek otworzył drzwi, więc chciałem zachować absolutną ciszę. 

Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia, na szczęście dobrze oświetlonego. Wyglądało to na składzik sklepowy, ale unoszący się w powietrzu zapach przypominał raczej woń, jaką czuje się w starych kościołach.

Wojtek nic nie powiedział. Zafascynowany rozglądał się po wnętrzu. Był tak podniecony, że nie potrafił ustać w miejscu, aż trzęsły mu się ręce.

Mnie również się trzęsły, ale ze strachu. Nie chciałem tu być ani chwili dłużej, ale Wojtek… Nie mogłem mu tego zrobić. 

Idąc jego śladem zacząłem badać wzrokiem miejsce w którym się znaleźliśmy. Stały tu wielkie półki, a na nich gumowe zabawki, jakie wcześniej widzieliśmy w sklepie. 

Kształty były różne. Od zwierząt do różnego rodzaju ludzi. Były dziewczynki trzymające w rękach lizaki, chłopcy przybijający sobie piątki. Choć pomieszczenie było raczej niewielkie, zabawek było całe mnóstwo!

– Jesteście. – Na dźwięk czyjegoś głosu podskoczyłem ze strachu. To był on, Yao Teng, Chińczyk z Japonii. Stał tutaj uśmiechając się w najlepsze ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi. – Wiedziałem, że przyjdziecie. Prędzej, czy później… Musieliście.

– Pan Yao… – odezwał się Wojtek drżącym głosem. – My… Już wychodzimy – Spojrzał na mnie, a ja lekko skinąłem głową.

– Nie martwcie się! – mówił z tym swoim specyficznym akcentem. – Zostańcie, będziemy się świetnie bawić! – Było w jego głosie coś takiego, że minęły wszystkie moje troski. 

Nie czułem już strachu, ani niepokoju, wszystko odeszło, jakby nigdy nie istniało. Wojtek musiał czuć to samo, widziałem to po sposobie w jaki patrzył na sprzedawcę, jakby nigdy wcześniej nie widział nic piękniejszego.

– Nie stójmy tutaj, zapraszam do siebie. Macie ochotę na zimną pepsi?

Mieliśmy. I to jak! 

Od tego całego szpiegowania zaschło nam w ustach jak na pustyni, więc z radością poszliśmy za Chińczykiem do ładnie urządzonego pomieszczenia, które musiało służyć jako biuro.

Usiedliśmy na niebieskiej kanapie, a pan Yao wręczył nam pepsi w puszce. Była tak zimna, że prawie zamarzły mi ręce. 

Wojtek pił tak łapczywie, że aż się zakrztusił.

– Do dna – zaśmiał się pan Yao, a Wojtek posłuchał go.

Po wszystkim wypuścił z siebie powietrze i wytarł usta dłonią.

– Dziękujemy za pepsi, ale chyba będziemy już spadać – powiedział Wojtek i podniósł się z kanapy.

Ja wciąż obserwowałem sprzedawcę trzymając nieotwartą puszkę napoju.

Gdzieś z oddali zaczęła dobiegać miła i spokojna muzyka, jakby ktoś za ścianą grał na harfie. Zacząłem odpływać, Wojtek z powrotem usiadł i zamknął oczy.

Mimo, że było mi cudownie jak nigdy, postanowiłem wrócić do domu. Ale gdy znowu spojrzałem na sprzedawcę… Serce podeszło mi do gardła. 

Jego twarz była zapadnięta, z czarnych oczu wylewała się maź przypominająca krew.

– Poddaj się temu, czy nie jest pięknie? – mówił swym delikatnym głosem w którym nie było śladu chińskiego akcentu.

Wojtek wstał. Miałem nadzieję, że teraz razem uciekniemy, a cała wyprawa okaże się tylko snem, ale on ruszył powoli w kierunku Chińczyka. Szedł jak zaczarowany, a puszka po pepsi wypadła mu z dłoni.

– Wojtek, musimy uciekać!! – wołałem, ale był jakby w transie.

Nie reagował na moje krzyki. Drżącymi dłońmi złapałem go za ramię starając się zwrócić jego uwagę, ale on po prostu mnie odepchnął, a później rzucił się na mnie jak dzikie zwierzę, okładając pięściami i wydając z siebie nieprzyjemny ryk, a z coraz bardziej czarnych oczu wypływała mu czerwona maź.

– Stary, zostaw mnie! – krzyczałem, ale nie zostawił. Tłuk mnie dalej i kto wie, jak by się to skończyło, gdybym go nie kopnął. 

Upadł na podłogę rycząc tak bardzo, że musiałem zatkać uszy. Tego było już za wiele. Bez względu na wszystko postanowiłem uciekać.

Być może popełniałem błąd, ale… Bałem się, jak nigdy w życiu, spanikowałem. Nikt mnie nie gonił i gdy znalazłem się na świeżym powietrzu zacząłem płakać.

Krzyczałem, licząc na czyjąś pomoc, ale na dworze zrobiło się całkiem ciemno i całe miasto spało.

Wezwałem policję, która przyjechała dość szybko. Opowiedziałem im całą historię, jednak nie uwierzyli mi. Kto by się tego spodziewał?

Mimo wszystko sprawdzili sklep i przesłuchali Yao Tenga, który wyglądał już normalnie, jak zawsze, jednak po Wojtku nie było śladu.

Wróciłem do domu, spocony i zapłakany. Mama, która siedziała w kuchni podeszła do mnie szybko.

– Marcin, co się stało?! – zawołała biorąc moją twarz w dłonie.

– Byłem z Wojtkiem… W tym chińskim sklepie…

– Zaraz… Kim jest Wojtek? – przerwała mi.

Pociemniało mi przed oczami, miałem wrażenie, że zemdleje. Kim jest Wojtek? To mój najlepszy kumpel z którym znam się od piaskownicy. Jak mama mogła pytać kim jest? Spędzał z nami tyle czasu, że praktycznie stał się już członkiem rodziny.

Byłem w szoku. Nawet nie pamiętam, co odparłem, jednak wiem, że szybko uciekłem do swojego pokoju.

Wojtka nie pamiętał nikt, nawet jego rodzina. Twierdzili, że nigdy nie mieli syna, że nawet nie znają nikogo o takim imieniu.

Nie wiedziałem co robić, jak sprawić by sobie przypomnieli? Nic nie przychodziło mi do głowy, a ludzie zaczęli traktować mnie jak wariata.

Jakiś czas po tym wydarzeniu  otrzymałem przesyłkę.

Zaskoczony wziąłem białą kopertę i otworzyłem w swoim pokoju. Wyciągnąłem zawartość i moim oczom ukazała się gumowa zabawka przypominająca Wojtka, mojego przyjaciela. Zaschło mi w ustach, z oczu pociekły łzy. Stałem i patrzyłem na zabawkę jak zamurowany nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno i zemdlałem.

Choć minęło już tyle czasu, sklep dalej stoi, a Yao Teng sprzedaje. Staram się obserwować to miejsce, żeby nikt nie próbował interesować się nim zbyt mocno. Czasem mam wrażenie, że oszalałem, ale później patrzę na gumową zabawkę przypominającą Wojtka i wiem, że wszystko wydarzyło się naprawdę. 

Nie mam pojęcia kim jest sprzedawca, czy to jakiś demon? Po co robił te gumowe zabawki? 

Być może nigdy się tego nie dowiem, ale to nieważne. Najważniejsze, żeby ten dziwny stwór nie skrzywdził nikogo więcej.

Koniec

Komentarze

Głównie kręciliśmy się po nim bez celu(przecinek) oglądając nową dostawę

 

Sklep był całkiem pusty, więc nasza dwójka mogła (mogliśmy?) spokojnie rozglądać się po półkach w poszukiwaniu czegoś ciekawego.

– Ty, Marcin, patrz na to – powiedział do mnie mój kumpel (zbędne doprecyzowanie) Wojtek pokazując gumową zabawkę dla psa w kształcie półnagiej kobiety. – Wygląda jak twoja siostra – zaśmiał się (przecinek) wypełniając panującą w sklepie ciszę, na co lekko się skrzywił. (moim zdaniem zbędna fraza)

– Spadaj – powiedziałem do niego(przecinek – jak w każdym miejscu przed czasownikiem kończącym się na “ąc”) szturchając w ramie ze śmiechem.

Uśmiechnąłem się (przecinek) chociaż ton Wojtka był bardzo poważny.

 

W tym miejscu kończę z pokazywaniem brakujących przecinków, bo czytanie zajęłoby mi pół dnia ;)

Przejrzyj tekst pod tym kątem.

 

ale unoszący się w powietrzu zapach przypominał raczej zapach jaki czuje się w starych kościołach.

Bliskie powtórzenie. Jedno można zmienić na “woń”.

Było w jego głosie coś takiego, że minęły wszystkie moje troski. 

 

Wojtek musiał czuć to samo, widziałem to po sposobie w jaki patrzył na sprzedawcę, jakby nigdy wcześniej nie widziałem nic piękniejszego.

Tu zgrzyta gramatyka.

 

 a później rzucił (się) na mnie jak dzikie zwierzę, okładając pięściami i wydając z siebie nieprzyjemny ryk,

 

Styl narracji w miarę sprawny, choć jest nad czym pracować. Odniosłem wrażenie, że trochę nie pasował do horroru. Sam pomysł na fabułę bardzo dobry, choć wykonanie można by było jeszcze sporo podrasować.

Pozdrawiam :)

 

 

 

Dzięki za wskazanie przecinków, trochę się w tym czasem gubię. Błędy zostały poprawione ;)

Co do stylu narracji… chciałem trochę to zrobić w taki niby pozytywny sposób, żeby zakończenie było bardziej zaskakujące. Trochę w styku filmu Lato 84 :P

Pozdrawiam również ;)

Zajrzałam tu ot tak, bo tytuł zafrapował. Udany szorciak , chociaż ku końcowi trochę przewidywalny. Rozbudowałabym trochę postać pana Yao, ale stawiałeś tu chyba na stylistykę typową dla creepy pasty i młodzieżowego horroru. Czytało się przyjemnie. Pozdrawiamsmiley

No hejka! 

Zanim jednak zamknął je na klucz wyszedł na chwilę na dwór i wziął głęboki wdech rozkoszując się cudownym powietrzem, jaki poczuć można tylko letniego wieczora. 

→ Już prędzej – jakie 

 

Najważniejsze, żeby ten dziwny stwór nie skrzywił nikogo więcej.

→ Skrzywdził? Jesus, ostatnie zdanie spartoliłeś :D 

 

A teraz parę słów o tekście:

Widać progres. Tekst czyta się zdecydowanie lepiej niż poprzednie. Wydaje mi się, że poświęciłeś mu sporo więcej czasu, niż poprzednim. Jakieś tam potknięcia stylistyczne się zdarzały, ale według mnie nie było ich za wiele. 

Nie do końca rozumiem powiązania sklepu z Chińczykiem, a jego wymyślonym kolegą, ale jest na to usprawiedliwienie w takiej postaci, że mamy narrację pierwszoosobową, więc w sumie chłopak też nie musi tego rozumieć, spoko. Jednak tytuł jest dość charakterystyczny, więc spodziewałbym się również czegoś charakterystycznego jeśli chodzi o sprzedawcę. A jakby był Polakiem? Francuzem? Nic nie zmienia tutaj sytuacji, oprócz tego, że “nje wiraśnie młówi” ;p

Nie ukrywam, że pierwsza połowa bardziej wciąga. Tajemnica przed tym, kim jest sprzedawca, co w ogóle się stanie, odkrywanie sklepu – wszystko fajnie, lecz trochę klimat ulatuje, gdy pojawia się ta maź spływająca z oczysk. 

Zakończenie – szczerze, to nie spodziewałem się że przyjaciel bohatera, okaże się być jego wymyślonym przyjacielem. Hmmm… może niezbyt odkrywcze zakończenie, ale myślę że pod historię się nawet wkomponowało. 

Podsumowując:

Czytałem chyba każdy Twój tekst (no bo horrory) i jeszcze raz pochwalę za progres. Widać go gołym okiem, jednak liczę również na nieco bardziej innowacyjne pomysły (wiem, w horrorze o to trudno, ale może dam się zaskoczyć). 

Tak więc jakbym zsumował plusy i minusy, to plusy jednak przeważają, więc nominuję tekst do biblioteki. 

Ale… żeby ostatnie zdanie tak spartolić… ;D

Pozdro! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

oidrin  – Cieszę się, że się podobało. Szczerze mówiąc trochę nie miałem pomysłu, jak rozbudować postać sprzedawcy, wiec… zostało w ten sposób ;)

 

 

NearDeath – Cześć! Nie zauważyłem tego okropnego potknięcia na końcu, wiec zmieniłem je czym prędzej, żeby już nie raziło w oczy ;D

Bardzo się cieszę, że jest lepiej i fakt – poświęciłem więcej czasu na tekst, żeby wyszło jak najlepiej i fajnie, ze w jakimś stopniu się to udało ^^. I miło mi, ze nominujesz tekst do biblioteki.

W zasadzie Chińczyk, bo… W tych sklepach w zasadzie można znaleźć wszystko, ci sprzedawcy są dość tajemniczy, wiec uznałem, że sprzedawca z… Chin, dobrze się tutaj wkomponuje.

Fajnie, ze zakończenie chociaż trochę zaskoczyło, bo zdaje sobie sprawę, że jest dość proste ;P

 

 

Hej :)

Nawet ciekawe. Podobało mi się i czytałem z przyjemnością. Ale miałem jeden potężny zgrzyt, choć może on wynikać z mojej niedomyślności. Poniżej fragment Twojego tekstu:

– Nie wiem. Do sklepu nie wejdziemy, drzwi są zamknięte.

– Może przez okno? Rusz się chłopie z tych krzaków! Musimy działać! – Chwycił mnie za ramiona krzycząc prosto w twarz.

– Dobra, uspokój się. Za mną. – Machnąłem ręką i ruszyłem w stronę sklepu, w którym panowała nieprzyjemna ciemność zmieniając wnętrze w coś złowrogiego.

– Nic nie widać – odezwał się Wojtek zawiedziony.

– A to? – Wskazałem drewnianą klapę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Jednak… Nie mogłem jej widzieć, nigdy nie byłem w tym miejscu.

– Warto sprawdzić.

Odważny i podekscytowany Wojtek chwycił klapę, którą z łatwością otworzył. Kiedy spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem pomimo ciemności zauważyłem w jego oczach radosne iskierki. Nigdy nie widziałem go takiego, wydawał się bardzo… Szczęśliwy, po prostu szczęśliwy. Opuściły mnie wszelkie wątpliwości. Nawet jeśli wszystko wydawało mi się bezsensu postanowiłem to dokończyć, dla swojego kumpla.

– Panie przodem – powiedziałem wskazując klapę.

Pogubiłem się tutaj. Gadają o wejściu przez okno, potem ruszają, a na końcu znajdują drewnianą klapę w podłodze. Czyli, że już są w środku? Kiedy tam weszli? A może klapa jest gdzieś na zewnątrz, przed sklepem? Kurde, nie wiem.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć :) Fajnie, że dobrze Ci się czytało, bardzo mnie to cieszy :) Co do klapy – Jest ona na zewnątrz, przed sklepem. Zastanawiali się jak wejść do środka i nagle widzą klapę przez którą wchodzą ;P Pozdrawiam :)

OK. To dlaczego główny bohater wspomina:

Wskazałem drewnianą klapę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Jednak… Nie mogłem jej widzieć, nigdy nie byłem w tym miejscu.

Nigdy nie był przed sklepem? Tam gdzie parkował rower? Czy to jest może jakaś boczna uliczka, zaułek? Jeśli tak, to może warto o tym wspomnieć.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

To jest tak za sklepem po prostu. Zmienię ten fragment na bardziej czytelny, gdy tylko wrócę do domu :)

W zasadzie Chińczyk, bo… W tych sklepach w zasadzie można znaleźć wszystko, ci sprzedawcy są dość tajemniczy,

→ A no! Miałem kiedyś z takim styczność. Co prawda cały czas się uśmiechają, kiedy powiem chociażby “dzień dobry”. Chociaż w moim przypadku, przychodziłem po żarełko – nieistotne. Potencjał na horror faktycznie był. 

Fajnie, że zaleciłeś się do rad i ostatnie zdanie wybrzmiewa już tak jak powinno i nikt nikogo nie “skrzywia” ;D 

Pozdro i czekam na następne! 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Wtrące jeszcze swoje trzy grosze, co do zakończenia.

Nie odczułem go jako coś oczywistego. Moim zdaniem są do niego dwie równouprawnione interpretacje:

  1. ala horror – ludzie których Chińczyk zmienia w zabawki znikają z pamięci innych ludzi
  2. ala obyczjówka psychologiczna – przyjaciel był wymyślony

I to jest zaleta, gdy czytelnik nie może być do końca pewny, jak jest naprawdę.

Idea spotkania się z nieznanym w sklepie z taniochą “Made in China” jest ciekawy i to było coś co mnie zaintrygowało w tekście. No i ten tytuł – bardzo ładny wstęp w pierwszym akapicie. Dał taki klimat młodzieżowej swojskości. Ale… Nie byłabym sobą gdybym nie zwróciła uwagi na pewien element. Można się ze mną nie zgadzać, bo to po prostu mój sposób interpretacji tekstu. I małe zastrzeżenie – jestem fanką eksploatacji w filmie i literaturze, oglądam filmy “trashowe” i kultowe (filmy Gregga Arakiego oraz Johna Watersa dla przykładu, aby było mniej więcej wiadomo o jaką estetykę mi chodzi), więc lubię “kontrowersyjną reprezentację” różnych grup mniejszościowych, w Twoim przypadku Chińczyka Z Japonii (piękny wstęp mu dałeś, naprawdę, jestem fanką pierwszego akapitu). Ale taki zabieg musi być cholernie przemyślany i trzeba być przygotowanym na ogień krytyki ;)

Postać sprzedawcy w sklepie jest fascynujący. I nawet podczas lektury nie spodziewałam się, że zmieni się w demona (miałam skojarzenie z NOS42A). Bardzo ładnie podbudowałeś klimat. Mój problem pojawia się, kiedy pokazujesz kim jest pan Yao. Obrałeś linię tradycyjnego horroru – pokazuje się monster i dzieje się coś strasznego. Jest mroczno, duszno i straszno. Finałowy pomysł z gumowymi zabawkami w kształcie ludzi, też jest super, ale podkręciłeś klimat w stronę tego “innego” jako zagrożenie. Dlaczego pan Yao jest tym demonem? Jest chińskim demonem? Czy czymś zupełnie innym? Z perspektywy chłopców, wszystko rozumiem, ale mimo wszystko pojechałeś po ogólniku. Chcę wiedzieć więcej o tym potworze, tak jak główny bohater. Tak, kręcę się przy temacie ksenofobii. Tak to dla mnie wygląda w tej formie (nie, nie chodzi o Twoje poglądy, tylko o to jaki tekst może mieć oddźwięk). Mój instynkt by mi kazał pojechać po bandzie, bo w takiej klasycznej horrorowej formie nie trzyma się dobrze. Albo po prostu za mało informacji o monstrum umieściłeś w opowiadaniu. Myślę, że moglibyśmy wiedzieć więcej (a ja na pewno ;)). 

Pomysł ciekawy, zachęcający do jazdy bez trzymanki, ale cholernie trudny pod względem interpretacji kim/czym jest demon. Nie będę ukrywać, że w takiej formie jaka jest teraz, wygląda na demonizowanie (serio, no pun) “innego” dość jednostronnie. Ja bym posiedziała nad tekstem, bo idea jest ciekawa, a motywy o których już wspominałam bardzo mi się podobały.

 NearDeath – Właśnie! Oni bardzo specyficzni są. Aż… Chce się po prostu poznać historię takiego Chińczyka ;D

 

 

GhostWriter – Ciekawa interpretacja. Lubię, jak ktoś interpretuje rzeczy po swojemu, więc fajnie, że tutaj się to udało ;)

 

 

Deirdriu – Opowieść pisałem z pierwszej osoby i tutaj bohater sam nie wiem, czym ta dziwna postać tak naprawdę jest. Chciałem, żeby to był taki tajemniczy element, coś niewyjaśnionego nad czym można się zastanowić. Nie wiem, czy gdybym próbował wyjaśniać kim ten Chińczyk jest, czy nie zepsułoby to opowieści, jakby trochę obedrzeć ją z takiej tajemnicy ;)

Fajnie, że wstęp Ci się podobał, trochę się inspirowałem pod tym względem filmem Lato 84 – jak nie widziałaś to bardzo polecam ^^

A co do pojechania po bandzie… No w zasadzie mogłoby to być ciekawe, szokujące. Dzięki, przemyślę sobie to.

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Podoba mi się pomysł, choć nie bardzo do mnie przemawia nagła chęć chłopców, aby nocą spenetrować sklep pana Yao, a w dodatku wydarzenia, które potem miały miejsce, potoczyły się tak szybko, że, choć w powietrzu czuło się nadejście czegoś niedobrego, nie zdążyłam się przestraszyć. Brakło mi też wyraźniejszego zarysowania postaci Chińczyka. Jednakowoż finał ze zniknięciem Wojtka ratuje sytuację, zwłaszcza że nie mam pewności, czy przyjaciel przestał istnieć faktycznie, czy cały czas był tylko tworem imaginacji Marcina.

Wykonanie, co stwierdzam z przykrością, pozostawia sporo do życzenia.

 

Wsie­dli­śmy na ro­we­ry i z uśmie­cha­mi na twa­rzy… ―> Ile uśmiechów było na twarzy?

Może: Wsie­dli­śmy na ro­we­ry i z uśmie­chami na twa­rzach

 

za­wsze rze­czo­wo wy­ja­śniał każda kwe­stie. ―> Literówki.

 

za­śmiał się, wy­peł­nia­jąc pa­nu­ją­cą w skle­pie ciszę. ―> Czy ciszę można wypełnić śmiechem?

Może: …za­śmiał się, zakłócając/ rozpraszając pa­nu­ją­cą w skle­pie ciszę.

 

sztur­cha­jąc w ramie ze śmie­chem. ―> Literówka.

 

nie przej­mu­jąc się potem le­ją­cym się po na­szych cia­łach. ―> A może: …nie przej­mu­jąc się potem, spływającym po na­szych cia­łach.

 

małym ocią­ga­niem pod­niósł się z drew­nia­ne­go krze­sła pod­cho­dząc do drzwi. ―> Czy ociąganie się może być małe lub duże?

Zdanie sugeruje, że pan Yao Teng w czasie podchodzenia do drzwi podniósł się z krzesła.

Proponuję: …ociągając się, wstał z drewnianego krzesła i pod­szedł do drzwi.

 

Prze­cież to bez­sen­su! ―> Prze­cież to bez ­sen­su.

Dlaczego wykrzyknik? Czy Marcin to wykrzyczał?

 

Mach­ną­łem ręką i ru­szy­łem w stro­nę skle­pu, w któ­rym pa­no­wa­ła nie­przy­jem­na ciem­ność zmie­nia­jąc wnę­trze w coś zło­wro­gie­go. ―> Skąd to wiedział, skoro nigdy nie był w zamkniętym sklepie?

 

Nawet jeśli wszyst­ko wy­da­wa­ło mi się bez­sen­su po­sta­no­wi­łem… ―> Nawet jeśli wszyst­ko wy­da­wa­ło mi się bez ­sen­su, po­sta­no­wi­łem

 

za­uwa­ży­li­śmy de­li­kat­ne świa­teł­ko wy­do­by­wa­ją­ce się spod szpa­ry w drzwiach. ―> Obawiam się, że światło nie mogło wydobywać się spod szpary. Podejrzewam też, że w drzwiach raczej nie było szpary.

Proponuję: …za­uwa­ży­li­śmy de­li­kat­ne świa­teł­ko, wy­do­by­wa­ją­ce się ze szpa­ry pod drzwiami.

 

Mi rów­nież się trzę­sły, ale ze stra­chu. ―> Mnie rów­nież się trzę­sły, ale ze stra­chu.

 

jakby nigdy wcze­śniej nie wi­dzia­łem nic pięk­niej­sze­go. ―> Pewni miało być: …jakby nigdy wcze­śniej nie wi­dzia­ł nic pięk­niej­sze­go.

 

po­szliśmy­ za chiń­czy­kiem do… ―> …po­szliśmy­ za Chiń­czy­kiem do

 

wrę­czył nam pepsi w pusz­ce. Było tak zimne, że pra­wie za­mar­z­ły mi ręce. ―> Pepsi jest rodzaju żeńskiego, więc w drugim zdaniu: Była tak zimna, że pra­wie za­mar­z­ły mi ręce.

 

– Do dna – za­śmiał się pan Yao, a Woj­tek po­słu­chał go ―> Brak kropki po didaskaliach.

 

Gdzieś z od­da­li za­czę­ła grać miła i spo­koj­na mu­zy­ka… ―> Raczej: Gdzieś z od­da­li za­czę­ła dobiegać miła i spo­koj­na mu­zy­ka

 

ru­szył po­wo­li w kie­run­ku chiń­czy­ka. ―> …ru­szył po­wo­li w kie­run­ku Chiń­czy­ka.

 

Jakiś czas od ca­łe­go wy­da­rze­nia otrzy­ma­łem list. […] Wy­cią­gną­łem za­war­tość i moim oczom uka­za­ła się gu­mo­wa za­baw­ka przy­po­mi­na­ją­ca Wojt­ka, mo­je­go przy­ja­cie­la. ―> Skoro w kopercie była tylko zabawka, proponuję pierwsze zdanie: Jakiś czas po tym wy­da­rze­niu otrzy­ma­łem przesyłkę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje za wskazanie błędów, które zostały już poprawione ;)

Machnąłem ręką i ruszyłem w stronę sklepu, w którym panowała nieprzyjemna ciemność zmieniając wnętrze w coś złowrogiego. ―> Skąd to wiedział, skoro nigdy nie był w zamkniętym sklepie? – tutaj chodziło o to, ze widział to przez okno. Chciałem jakoś fajnie to podkreślić ;P

 

Cieszę się, że podobało Ci się zakończenie, a wydarzenia potoczyły się szybko, bo… No cóż… trochę mi się wydawało, że opowieść może trochę przynudzać, bo wcześniej akcji nie było za wiele.

Pozdrawiam serdecznie ;)

Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. ;)

 

Chciałem jakoś fajnie to podkreślić ;P

To w takim razie proponuję: Machnąłem ręką i ruszyłem w stronę sklepu, w którym, miałem wrażenie, panowała nieprzyjemna ciemność, zmieniająca wnętrze w coś złowrogiego.

 

Nie jest łatwo napisać porządny horror, ale zdaje mi się, Dovio, że jesteś na dobrej drodze. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O, bardzo dobry pomysł! Poprawie. Nie jest łatwo napisać porządny horror, ale zdaje mi się, Dovio, że jesteś na dobrej drodze. ;) Bardzo miło mi to słyszeć :)

Pisz, Dovio, najlepiej jak potrafisz, a usłyszysz jeszcze wiele miłych słów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, dovio :)

Spodobało mi się twoje opowiadanie. Bardzo mocno przypomina mi takie historie z dreszczykiem dla młodszych odbiorców, które z jednej strony mają nie za bardzo przestraszyć (co by można było spać w nocy) a z drugiej przedstawić ciekawą i dziwną opowieść. I jak zwykle średnio przepadam za tak młodymi bohaterami, tak twoje opowiadanie ma przyjemny klimat. Nie jest zbyt długie, a jako że przedstawiłeś je z punktu widzenia bohatera (głównie*), to i nie wszystko musiało być wytłumaczone, co jest fajnym zabiegiem i tu bardzo pasuje.

 

*piszę “głównie”, bo czasem przeskakiwałeś i opisywałeś odczucia innej osoby, np.:

Zanim jednak zamknął je na klucz wyszedł na chwilę na dwór i wziął głęboki wdech rozkoszując się cudownym powietrzem, jakie poczuć można tylko letniego wieczora.

A przecież mogłeś napisać „wydawał się rozkoszować” czy coś podobnego. Bo nie wiesz (a raczej twój bohater nie wie), czy mężczyzna naprawdę się rozkoszował. Może tylko udawał?

Oglądałeś może „Historie z dreszczykiem” dostępne na Netflix? (https://www.filmweb.pl/serial/Historie+z+dreszczykiem-2017-812825 ). Bo klimat twojego jest bardzo podobny.

Przeczytałem z zainteresowaniem. Ciekawy pomysł. Zakończenie pasuje. Tak jak już wielu wspomniało, rozwinąłbym postać Chińczyka. To, że mieszka w sklepie, jest interesujące, ale przydałoby się coś jeszcze? Może powinien robić coś dziwnego? Mieć jakieś zadziwiające cechy? Coś, co by go ubarwiło. Narracja jest mocno “letnia” i trudno się przestraszyć, jeśli celowałeś w typowy horror. Jeśli w horror inicjacyjny lub coś podobnego, rozcieńczonego, to razi mniej.

kasjopejatales -Witaj ;)

cieszę się, ze się podobało ;). Nie miała to być opowieść, która miałaby jakoś mocno wystraszyć, miało być trochę dziwnie i zaskakująco, przez co jest taka narracja. 

 Co do przeskoku… w zasadzie racja, dzięki. 

A serial oglądałem, chociaż pisząc historie bardziej inspirowałem się Lato 84, czy Niepokój. Polecam oba filmy ;)

zygfryd89 - Nie chciałem się za bardzo rozpisywać, żeby nie przynudzać, wiec Chińczyk jest trochę mało rozbudowany. No a co do stylu narracji… nie celowałem w typowy horror, przeciwnie, chciałem zrobić coś takiego… innego. Starałem się pisać typowe horrory wcześniej i raczej średnio wychodziło, wiec tutaj chciałem spróbować czegoś nowego ;)

Cześć dovio! Podoba mi się, jak pokazujesz relacje między bohaterami, dialogi wydają się być odpowiednie dla dwóch 14-latków, co nie jest najłatwiejsze do uchwycenia. Skusił mnie tytuł i nie żałuję. Rzeczywiście, było trochę niedociągnięć stylistycznych i interpunkcyjnych, ale to nie zmienia faktu, że tekst jest wciągający. 

Cytryna - cześć! Starałem się jakoś naturalnie oddać relacje między dwoma przyjaciółmi, wiec fajnie, ze się udało ;).  Cieszę się, że się podobało i lektura była satysfakcjonujaca. Pozdrawiam ;)

Jest jakiś pomysł na horror. Scenografia mniej mi się podoba – sklepik prowadzony przez starego Chińczyka jest mocno wyeksploatowany. I tak dobrze, że w końcówce nie znika bez śladu.

Jeśli bohater dostał Wojtka, to co jest wystawione na sprzedaż? Chyba że demon ofiarę poćwiartował i z każdego kawałka wyszła zabawka…

Ogólnie na plus.

Babska logika rządzi!

Finkla – Cieszę się, że się podobało ^^

W sumie podoba mi się taka interpretacja z poćwiartowaniem, jest taka mocno… makabryczna ;D

W zasadzie bardziej miałem tu na myśli, że w ten sposób demon znęci się nad bohaterem, ponieważ mu uciekł i to… miała być dla niego taka kara. 

Pozdrawiam ;)

Nowa Fantastyka