- Opowiadanie: K.Jankiewicz - Rogers

Rogers

Idealny szort na niedzielny wieczór, kiedy trzeba wstać w poniedziałek do pracy.

Dziękuję Kelinowi i ManeTekelFaresowi za betę!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Rogers

– Moja Ania za miesiąc… – Pierwszy oficer przełknął z trudem ślinę. – Będzie miała pięć lat.

– To już? – zdziwił się sternik.

– Panowie, koniec tego – zagrzmiał kapitan.

– A my z Baśką chcieliśmy jechać do Norwegii w sierpniu, zawsze chciała zobaczyć zorzę polarną. – Sternik zdawał się nie słyszeć kapitana. – W końcu udało się nam uzbierać.

– Panie kapitanie – krzyknął bosman. Już nawet nie próbował się meldować. – Ściągnąć maszynownię na mostek?

Kapitan spojrzał na radiowca, który jedynie pokręcił głową w odpowiedzi. Odwrócił się z powrotem do bosmana.

– Dasz radę?

Bosman widocznie postarzał się przez tę chwilę. Trzęsące ręce poprawiały paski kapoka.

– Tak, chyba tak.

– Wykonać. – Kapitan skinął. Bosman wybiegł z powrotem na pokład.

– A ja się w końcu oświadczyłem – powiedział dumnie radiowiec. Próbował powstrzymać łzy, mrużąc oczy, niezbyt mu to wychodziło.

– To gratulacje – odezwałem się.

– Panowie, dosyć powiedziałem! – huknął kapitan, ale nie tak jak zawsze, słabiej.

Zawsze się czepiał rozmów podczas wachty, cholerny służbista.

– Daniel, a ty? Do kogo wracasz? – spytał mnie pierwszy oficer, pocierając oczy.

– Ja? – wyjrzałem za okno, za którym wycieraczki nie nadążały już z robotą. Wziąłem głęboki oddech. – Do rodziny. Nic więcej nie zostało.

– Panie Ochocki – warknął stary – jeszcze jedno słowo, a nie ręczę za siebie. To dotyczy was wszystkich, słyszycie panowie?! Nie dopuszczę podczas swojej straży do jakichkolwiek kolejnych aktów defetyzmu! – wrzeszczał wściekle.

– O żesz kurwa – jęknął sternik. – Trzymać się!

Cały pokład zadrżał miotany siłą tytanicznej fali. Nie zdążyłem się chwycić i poleciałem na pomost nawigacyjny. Uderzyłem głową, huknęło tępo. Mostek wypełnił penetrujący świst, woda lała się obficie po posadzce.

– Zamknąć drzwi! Zamknąć drzwi! – Kapitan próbował przekrzyczeć rozszalały wiatr.

Nikt poza mną go nie słyszał. Przewrócił się trzykrotnie, zanim udało mu się dotrzeć do wejścia. Na mostku zawitała względna cisza.

– Daniel, Daniel. – Ktoś mną potrząsał. – Wszystko w porządku?!

– Żyję. – Ból rozrywał mi głowę, strużka krwi spływała po czole. Jedyne źródło ciepła w tym przeklętym sztormie. Przymknąłem zmęczone oczy.

Znowu świst, a potem cisza i chlupot przy każdym kroku.

– T-t-t-o wszyscy? – Pierwszy raz słyszałem, żeby stary się jąkał.

– Część została pod pokładem panie kapitanie. – Rozpoznałem charczący głos mechanika. Z trudem otworzyłem oczy, cały dygotał. Zresztą nie on jeden. Oni wszyscy drżeli z przerażenia, ten wytrzeszczony wzrok.

– Bosman?

Mechanik pokręcił głową.

– Daniel – szepnął ktoś przy moim boku. – Myślisz, że trafisz do nich?

– Hmm? – nie miałem sił odpowiedzieć nic więcej. Powoli przestawałem czuć jak zimna była woda, która przelewała się po całym mostku.

– Do nieba. Znowu zobaczysz rodzinę.

Nie odpowiedziałem. Zasypiałem, otoczony mrokiem, ale zanim odpłynąłem na dobre, usłyszałem coś jeszcze.

O najdziwniejszy z losów, ze wszystkiego co mogło przetrwać, wybrałeś akurat głośniki. Ta kanadyjska gitara, to musiał być kapitan, on jedyny tego słuchał.

Jedenastu zapłakanych mężczyzn fałszowało wspólnie do tej cholernej piosenki. Na pewno do końca zdarli sobie gardła. Nikt z nich nie wierzył, że doczeka słońca.

Śpiewałem z nimi, jak tylko mogłem, w myślach. 

 

Tracing one warm line through a land so wild and savage

And make a Northwest Passage to the sea

 

A potem nastała mokra cisza.

Koniec

Komentarze

Harpuny w dłoń i cała naprzód! Płyniemy na łowy.

Cześć, bardzo emocjonalna i mocna scenka. Zabrakło trochę tła, ale rozumiem, że chciałeś skupić się na tym, jak katastrofa wpływa na emocje grupy i jednostki? Niemniej, czyta się bardzo płynnie i przyjemnie.

Takie małe studium dialogu i budowania nastroju bez dużych opisów. Także o to chodziło.

Napiszę krótko: bardzo fajne. Czuć emocje i tragizm sytuacji w jakiej znaleźli się marynarze. Propsy :)

 

Known some call is air am

Ciekawa scenka. Jak na tak krótki tekst, to rzeczywiście sporo tu emocji i nieźle oddanego tragizmu bohaterów.

Ale emocje! Krótki tekst, prawie same dialogi, a jaki efekt! Pozdrawiam

Tekst fajny, choć momentami chaotyczny (przez dużą liczbę postaci jak na tak krótki tekst). Podobał mi się dramatyzm i dialogi, szczególnie zawarte w nich wspomnienia i olewanie kapitana, by móc tylko o nich wspomnieć. ;)

W jednym miejscu tylko mi zgrzytnęło:

– Daniel, a ty? Do kogo wracasz? – spytał mnie pierwszy oficer, pocierając oboje oczu.  

Wydaje mi się, że „pocierając oczy” jest bardziej naturalne, a nie tak przekombinowane.

Pozdro!

Sagitt, czwartkowy dyżurny

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Tekst z pogranicza dużego ładunku emocjonalnego, a ckliwego czytadła bez grama prawdziwej fantastyki (ta w domyśle się nie liczy)… Może troszkę chaotycznie prowadzona narracja, ale ogólnie czytało się doborze. Brawo za świadome zakończenie, chociaż mokra cisza to słabo wybrzmiała ;) Pozdrawiamy Czwartkowy Dyżurny :)

No dobrze, skoro inni czytelnicy dostrzegają tutaj emocje, to pewnie jakieś emocje udało się autorowi przekazać. Nie trudno o takie w scenie walki z żywiołem, kiedy w obliczu śmierci (?) każdy z załogantów oznajmia, że z powodu zbliżającej się katastrofy właśnie rypła się jakaś osobista życiowa sprawa (urodziny córeczki, zaręczyny, wymarzony wyjazd z ukochaną).

Mam tutaj jednak pewien problem – bo w sumie jaka to katastrofa? Jaka walka z żywiołem? Statek, którym buja podczas sztormu to chyba normalna sprawa, a woda wlewająca się przez otwarte (?) drzwi na mostek to chyba nie jest jeszcze koniec świata dla ludzi obytych z morzem? Innych zwiastunów tragedii w tekście nie zauważyłem. Podobnie jak fantastyki, której tu zwyczajnie nie ma.

Nie do końca też rozumiem, dlaczego co kilka słów padają w tekście funkcje jakie pełnią członkowie załogi, a jedynie do głównego bohatera wszyscy zwracają się po imieniu lub nazwisku. Zresztą to pojawienie się pierwszoosobowego narratora też wyskakuje jak Filip z konopi po jednej trzeciej tekstu. Na dodatek w niefortunnym położeniu. Pierwsze „odezwałem się” sąsiaduje z pierwszoosobowym „powiedziałem” kapitana i nie wygląda to zbyt dobrze.

Język ujdzie, technicznie nie jest tak źle, ale na pewno nie jest też dobrze. Sporo rzeczy w tekście zgrzyta i charczy moim zdaniem (przykładowe uwagi pod komentarzem). W wielu przypadkach to kwestia jakby urwanych wypowiedzi lub dziwnego szyku. Na pewno kuleje interpunkcja i zapis dialogów.

Szort jest przy tym niepotrzebnie efekciarski w tych wszystkich (często nazbyt rozbudowanych) didaskaliach podbijanych emocjonalnie zwrotami typu „warknął”, „charkoczący głos” itp. Fabularnie mamy tutaj zaledwie scenkę, bez wyraźnej i satysfakcjonującej puenty. A dramatyczne przeżycia są dramatyczne głównie w opisach narratora, który strasznie cierpi po uderzeniu w głowę wywołującym strużkę krwi…, a także w dziwnym zachowaniu huczącego, warczącego, grzmiącego i wrzeszczącego wściekle kapitana oraz „dramatycznych” opisach zimnej wody na podłodze i bujania na „tytanicznej” fali.

Do tego załoga zachowuje się dosyć mało profesjonalnie, zaś w finale, zamiast działać, biadoli podśpiewując patetczynie dla podkreślenia wymuszonego dialogami tragizmu sytuacji.

W zasadzie widać, że tekst pisał laik. Nie ma tu języka „marynarskiego” czy profesjonalnych zwrotów, a bohater przebywający na mostku (czyli pomoście nawigacyjnym) w pewnym momencie leci twarzą na… pomost nawigacyjny (???).

Zastanawia również skład załogi przebywający na owym mostku i fakt, że wystarczą otwarte drzwi, żeby kapitan musiał przekrzykiwać wiatr na owym pomoście.

 

Moja Ania za miesiąc… – Pierwszy oficer przełknął z trudem ślinę. – Będzie miała pięć lat.

– szyk, szyk, szyk. Nie lepiej: – Za miesiąc moja Ania będzie miała pięć lat. – Pierwszy oficer z trudem przełknął ślinę. (to przełykanie też strasznie efekciarskie)

 

– Panowie, koniec tego – zagrzmiał kapitan.

 

– a może: – Panowie, koniec tego gadania! – zagrzmiał kapitan.

 

– A my z Baśką chcieliśmy jechać do Norwegii w sierpniu, zawsze chciała zobaczyć zorzę polarną. 

 

– a może: – A my z Baśką chcieliśmy jechać w sierpniu do Norwegii. Zawsze chciała zobaczyć zorzę polarną.

 

– Panowie, koniec tego – zagrzmiał kapitan.

– A my z Baśką chcieliśmy jechać do Norwegii w sierpniu, zawsze chciała zobaczyć zorzę polarną. – Sternik zdawał się nie słyszeć kapitana. – W końcu udało się nam uzbierać.

– Panie kapitanie – krzyknął bosman. Już nawet nie próbował się meldować. – Ściągnąć maszynownię na mostek?

Kapitan spojrzał na radiowca, który jedynie pokręcił głową w odpowiedzi.

 

– i dalej co chwila znowu "kapitan". Powtórzenia.

 

Bosman widocznie postarzał się przez tę chwilę. 

 

– Bosman postarzał sie widocznie przez tę chwilę. 

 

– Panowie, dosyć powiedziałem!

 

– Panowie, powiedziałem dosyć!

 

– Daniel, a ty? Do kogo wracasz? – spytał mnie pierwszy oficer, pocierając oboje oczu.

 

– pocierając oczy?

 

Nie dopuszczę podczas swojej straży do jakichkolwiek kolejnych aktów defetyzmu!

 

– jaki kapitan nazwie służbę lub wachtę strażą?

 

Mostek wypełnił penetrujący świst,

 

– to znaczy jaki świst? Ktoś go wysłał na zwiady?

 

 

Nikt poza mną go nie słyszał. Przewrócił się trzykrotnie, zanim udało mu się dotrzeć do wejścia. Na mostku zawitała względna cisza.

– Daniel, Daniel. – Ktoś mną potrząsał. – Wszystko w porządku?!

– Żyję. – Ból rozrywał mi głowę,

 

– początki zaimkozy.

 

Zresztą nie on jeden. Oni wszyscy drżeli z przerażenia, ten wytrzeszczony wzrok.

 

– "ten wytrzeszczony wzrok” pojawia się na końcu zdania z choinki i wygląda komicznie. 

 

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

#teamMaras. Nie porwało mnie. Mamy tu grupkę jęczących facetów w środku burzy, którzy zamiast próbować się ratować, biadolą. Dodatkowo miałam problem z wyobrażeniem sobie całej sytuacji – z jednej strony ostro nimi buja, woda przelewa się przez statek, z drugiej prowadzą sobie rozmowy o życiu całkowicie zrezygnowani bez właściwie żadnych przeszkód. No nie wiem – wydaje mi się, że w takiej sytuacji to rozmowa z czysto technicznej strony jest utrudniona. Kolejna rzecz – nie potrafiłam wyobrazić sobie wielkości tego statku, tak jakbyś jednocześnie opisywał statek duży i mały, albo sam nie do końca wiedział, co opisujesz.

Niestety nie uwierzyłam w opisywaną w tekście sytuację.

 

O rzesz – potrójny ortograf

 

It's ok not to.

A gdzie tu fantastyka?

Nie zrozumiałam, co tu się zadziało. Siedzą sobie faceci na wachcie, gadają o dupie Maryny, kapitan się wścieka, że gadają. Nagle nadchodzi straszna katastrofa, chyba związana z wodą, i pozamiatane. Żadnych szalup ratunkowych, nikt nie próbuje walczyć z żywiołem, przeciwdziałać, wzywać pomocy, tylko gadają, a potem śpiewają. To opera?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka