- Opowiadanie: darek71 - Intruz

Intruz

Ów tekst gościł na portalu sześć lat temu. W międzyczasie dojrzał, a oto efekt.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Intruz

Szpakowaty mężczyzna spojrzał z niepokojem w kierunku lądowiska. Przez chwilę obserwował jak stalowy kolos siada na jedynym betonowym pasie miejscowego kosmodromu.

– Twój były szef z Ziemi zrobi wszystko, żeby cię ściągnąć z powrotem. – Na twarzy atrakcyjnej blondynki malowała się troska.

Roch Kowalski odwrócił głowę.

– Nie tym razem – burknął, zbyt zajęty własnymi myślami, by cierpliwie czekać, aż partnerka dobrnie do końca tyrady.

Irena Niewczas miewała tendencję do niekończącego się słowotoku. 

 – Lepiej się pospiesz – ponaglił. – Chodźmy stąd. Nie chcę oglądać ani jego ani ich, bez względu na to kim są.

Kobieta sprawnie zwinęła koc, chwyciła koszyk z prowiantem i zniknęła w świetnie zamaskowanym wejściu do ich domku. Roch szybko poszedł w jej ślady.

Minął już rok, od kiedy opuścił Układ Słoneczny i brak towarzystwa innych ludzi poważnie mu doskwierał. Mężczyzna czuł jednak, że wizyta gości z Ziemi wróży kłopoty.

Podszedł do okna i obserwował lądowanie obcego statku. Silniki wreszcie umilkły, a stopy wsporników znalazły twarde podłoże. Z wnętrza wyskoczył tylko jeden pasażer, za to objuczony jak stu Szerpów. 

– Gdzie się chowasz, stary capie? – zabrzmiał jego tubalny głos.

– Co ty tu robisz, Nowak? – spytał zaskoczony Kowalski, wychodząc przed domek. – Zamiast wrzeszczeć lepiej powiedz, jakie złe bóstwa cię tutaj sprowadziły.

– Witaj, synu pawiana i nieostrożnej słonicy! – ryknął przybysz. – I kto to mówi? Facet, który nigdy w życiu nie miał do czynienia z żadną religią.

– Co cię tutaj sprowadza? – spytał ponownie Roch.

– To chyba oczywiste – powiedział Nowak z szelmowskim uśmiechem. – Postanowiłem odetchnąć na tej rajskiej planecie.

– Jest tylko jeden problem, nie mamy najmniejszej ochoty cię podejmować. Zapas gościnności wyczerpał mi się wraz z utratą młodzieńczej sylwetki.

– Możesz odetchnąć z ulgą. Przez najbliższe pół roku nie wyściubię nosa z dżungli. Chcę odpocząć od ludzi. 

 Nieoczekiwany gość odwrócił się na pięcie. Wlokąc za sobą bagaż oddalił się w stronę zielonej masy drzew. Kowalski westchnął z ulgą i natychmiast zapomniał o rozmowie, a jeszcze szybciej o interlokutorze.

Przyszedł jednak dzień, kiedy wszystko się zmieniło. A znaków ostrzegawczych nie brakowało. I tak Irena przypaliła jajecznicę, co nie zdarzyło się, od kiedy porzuciła pracę w barze szybkiej obsługi. Z kolei Kowalski nabawił się urazu pachwiny po niefortunnym skoku z palmy daktylowej i przez tydzień spał w wannie. Partnerka nie była w stanie holować go kilka razy dziennie z sypialni do łazienki.

Dochodziła właśnie trzecia po południu, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zaintrygowana kobieta otworzyła. Na progu stał Nowak.

– Jakże trudno funkcjonować koneserowi nocnych spacerów w aktualnej, i nie da się ukryć, złożonej rzeczywistości. Szedłem właśnie do domu, zaopatrzony jedynie w „siłę podparcia” ulubionego roweru marki Wigry 4. Obciążyłem starego przyjaciela całym dzisiejszym urobkiem w postaci dziesięciu pustych butelek piwa, które zamierzałem oddać w najbliższym skupie. Niestety mój naznaczony marynarską przeszłością chód zwrócił uwagę dwóch policjantów. Zatrzymali mnie w całym majestacie prawa i przesiedziałem dwie doby w areszcie.

– Pan oszalał – powiedziała kompletnie zaskoczona Irena.

– Skąd ta szybka diagnoza? O ile wiem, nie jest pani lekarzem psychiatrą – odparł niespodziewany gość.

Kobieta miała dosyć rozmowy. Pobiegła do sypialni i wyciągnęła spod łóżka strzelbę.

Intruz tymczasem rozsiadł się wygodnie przy posłaniu Kowalskiego.

– Co się dzieje, stary? – zapytał Roch, patrząc rozmówcy głęboko w oczy.

– Muszę przyznać, że coś niecoś, w tak zwanym międzyczasie się zdarzyło. Jestem wam winien wyjaśnienia. Tak naprawdę stoi przed wami Pewien Apacz. Duch Nowaka opuścił ciało miesiąc temu.

– Pewien Apacz… – odparł Roch i zawiesił głos, ale widać było, że zachowanie spokoju kosztuje go bardzo wiele wysiłku.

– Nie inaczej…

– Ześwirowałeś w tej zasranej dżungli i tyle. Wróć na Ziemię i tam się tobą zajmą. W każdej chwili mogę poprosić o transport. Więc jak?

Pewien Apacz sięgnął do kieszeni spodni i wyjął złożony na czworo arkusz papieru.

– Proszę, oto oficjalny akt zgonu Zdzisława Nowaka oraz protokół z sekcji zwłok. Zmarł na atak serca. To powinno was przekonać – oświadczył i rzucił na stół dwie złożone kartki.

Kowalski zerknął na dokumenty. Zorientował się natychmiast, że są autentyczne. A znał się na tym dobrze, ponieważ w przeszłości był prokuratorem. Nie potrafił jednak ukryć zdziwienia.

Nie uszło to uwadze Ireny. Kobieta słuchała rozmowy z bronią gotową do strzału.

– Nawet ta opowieść o rowerze i policjantach jest prawdą? – zapytała wyraźnie zniesmaczona.

– Przepraszam cię. Ta historyjka nie była najszczęśliwsza, ale chciałem przełamać pierwsze lody zabawną dykteryjką.

Indianin nagle spoważniał, odchrząknął i wypiął pierś, jakby zamierzał odśpiewać hymn państwowy.

– Pani piękno nie jest li tylko kolejnym przykładem estetyki spod znaku skalpela i botoksu. W tym przypadku wyłącznie Stwórca ponosi odpowiedzialność za swe dzieło. I nie ma się czego wstydzić.

– Komplementy niczego nie zmienią. Nadal uważam cię za świra – wycedziła skonsternowana kobieta.

– Ciągle nie rozumiem, jakim sposobem korzystasz z ciała nieboszczyka? – wtrącił Kowalski.

Intruz wyraźnie się zmieszał.

– Jakieś dwieście lat temu wylądowałem na tej planecie, aby zapomnieć o nieszczęśliwej miłości. Było to jednak bardzo trudne. Zmieniały się pory roku, a ja nic, tylko myślami wracałem do utraconej ukochanej. Popadłem w depresję i zaniechałem wszelkiej konsumpcji. Moje trzewia nie miały czego trawić, w związku z czym bakterie przeprowadziły się do innego żywiciela. Organy wewnętrzne natomiast przeszły…

– Przestań opowiadać brednie! Pytam jak załatwiłeś te papiery? – przerwał mu Roch.  – Jakim cudem ciało Nowaka znalazło się na Ziemi i zostało poddane sekcji, a następnie w idealnym stanie wróciło tutaj?

– Dobre pytanie – zauważył Pewien Apacz.

– To na nie odpowiedz! – zażądała Irena.

– Pięknej kobiecie nie sposób odmówić. Kiedyś byłem bardzo popularny i uwielbiany przez płeć przeciwną. Natura obdarzyła mnie talentem muzycznym. Mogłem więc uczestniczyć w najważniejszych festynach na terenie powiatu. Bywało, że przez kilka godzin nie wyjmowałem drumli z ust. Moje płyty rozchodziły się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Co z tego, skoro nie czułem się szczęśliwy.

Pewnego lipcowego dnia nastąpił przełom. Odmówiłem seksu najpiękniejszej dziewczynie z wioski. Mimo że specjalnie przygotowane posłanie w stodole nastrajało do damsko-męskich wygibasów. Tym razem chciałem tylko położyć się u jej boku i poczuć namiastkę normalnego związku. Ona odebrała to jako przejaw słabości i rozpuściła plotkę, że mam problem z potencją. W jednej chwili posypał się cały mój świat. Natychmiast straciłem wszystkie kontrakty płytowe i nikt nie zapraszał mnie już na festyny.

 – Gówno prawda! – stwierdzili zgodnie słuchacze.

Pewien Apacz uśmiechnął się szeroko.

– No dobrze, to nie moje. Wygrzebałem w sieci.

– Powiedz wreszcie coś od siebie – zażądała Irena.

– Jestem wam to winien.

– Nareszcie – parsknęła kobieta. – Od tego trzeba było zacząć.

– W ostatni piątek urządzaliśmy sobie z Szamanem wieczorek z gandzią. 

– Od początku wyglądałeś na upalonego.

– Seans powtórzyliśmy na drugi dzień. Tym razem jednak były efekty uboczne.

– Potrafisz wypowiadać się bardziej konkretnie?

– Założyłem się z Szamanem, że potrafię stworzyć nową planetę. Proces tak mi się spodobał, że dodatkowo powstała dżungla i wy. Zaopatrzyłem was we wspomnienia. Podarowałem uczucie i bolączki dnia codziennego. Uwiarygodniłem i nadałem sens życia. 

– Nadal jesteś na haju – wtrącił Kowalski.

Wojownik zerknął na mężczyznę. Były prokurator poczuł nagle, że ma trzy kończyny. I do tego wszystkie sprawne. Zerknął pod kołdrę. Stał się szczęśliwym posiadaczem różowej macki. Bogatej w ornamenty roślinne i szlaczki skreślone ręką zaangażowanej trzecioklasistki.

– Przekonałem cię?

– Nareszcie jakiś konkretny argument.

– Podziwiam twój spokój. Irena nie zdzierżyła i zemdlała.

– Drzemka jej nie zaszkodzi.

– Zaszkodzić może co innego. Towar się skończył.

– Mleko się rozlało. Mam gdzieś, w jaki sposób powstaliśmy. Na twoich barkach ciąży odpowiedzialność za nasze życie. 

–  Wiem, do cholery.

Kowalski wstał z łóżka. Kilka razy stuknął nowym odnóżem w czoło i krzyknął tryumfalnie:

– Jest szansa!

Roch podbiegł do partnerki i zaczął ją cucić. Po dobrej chwili kobieta odzyskała przytomność.

– Co jest? – wybełkotała.

– Wczoraj robiłaś porządki na strychu i znalazłaś stary utrwalacz fotograficzny. Gdzie on jest?

– W koszu. Jak większość tego antycznego badziewia.

– Cudownie. Spryskamy całą planetę i będziemy uratowani.

Tak też się stało. Czerwonoskóry został jeszcze kilka dni. I wcale nie chodziło o piękno krajobrazu. Musiał wygnać resztki narkotyku z organizmu. Detoks przebiegł bez zakłóceń. Czerwonoskóry zyskał pewność, że może wracać do siebie.

– Czas na mnie. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy – oświadczył i uśmiechnął się filuternie.

Ciało Nowaka osunęło się bezwładnie na podłogę. W ciągu kilku sekund przeszło kompletną metamorfozę. Pojawiły się ślady rozkładu, a pokój wypełnił trupi odór. Były prokurator nie namyślał się zbyt długo i wyrzucił zwłoki znajomego przez okno. Następnie poszedł po łopatę.

Pogrzeb był bardzo skromny. Obyło się bez modlitw i przemówień. Roch wykopał płytki dół, a Irena przykryła nieboszczyka starym prześcieradłem. Miejsce pochówku znaczył tylko niewielki kopczyk kamieni. Po kilku dniach życie mieszkańców planety-raju wróciło do normalnego rytmu.

Pewien Apacz tymczasem musiał się gęsto tłumaczyć z absencji w rodzinnym wigwamie. Połowica Indianina nie dała wiary jego historii i zagroziła rozwodem. Zachwycony czerwonoskóry natychmiast przyjął propozycję. Wylewnie podziękował żonie i zamieszkał u Szamana.

Koniec

Komentarze

Nowak, odwrócił się na pięcie. – ten przecinek jakiś taki z czapy.

 

– Co się dzieje stary? – zapytał Roch, patrząc rozmówcy głęboko w oczy – kropka zniknęła w czarnej dziurze.

 

– Pewien Apacz…– – tutaj wessało z kolei spację.

 

– Nie inaczej.. – Tu zaś trzecią, niezbędną kropkę.

 

– Przepraszam cię. Ta historyjka nie była najszczęśliwsza, ale chciałem przełamać pierwsze lody zabawną dykteryjką. Indianin nagle spoważniał, odchrząknął i wypiął pierś jakby zamierzał odśpiewać hymn państwowy. – Tutaj ku nicości powędrowała półpauza.

 

– Pani piękno nie jest li tylko kolejnym przykładem estetyki spod znaku skalpela i botoksu. - li?

 

Ona odebrała, to jako przejaw słabości i rozpuściła plotkę… – przecinek z czapy.

 

– Powiewreszcie coś od siebie – zażądała Irena. – Powiedz.

 

– Nadał jesteś na haju – wtrącił Kowalski. – Nadal.

 

Nawet lubię Pewnego Apacza. Ten tekst może jakoś bardzo mnie nie porwał/ nie rozśmieszył, ale czytałem z lekkim uśmieszkiem, nie żałując. Tylko nie wiem, czy wszystko kumam. Czy Nowak i Irenka będą istnieć tak długo, jak długo indianiec będzie na haju? A że kończył się towar, musieli jakoś zapewnić sobie przetrwanie? Swoją drogą wiem, że lubujesz się w abstrakcji, ale czemu akurat utrwalaczem fotograficznym mieliby ocalić planetę?

Pozdrawiam dO.ob

 

Wkrótce nabędę okulary i te cholerne kropki zaczną się pojawiać tam, gdzie trzeba.

 

Co do utrwalacza – planeta powstała w niecodziennych okolicznościach, to i ratunek musiał być oryginalny.

Przyznam, że to opowiadanie to rollercoaster dziwności. Jest konwencja, przyjąłem ją jako coś normalnego, potem przeskok i zjeżdżamy. Chwila powolnej jazdy w górę i kolejny odjazd. Lekka chaotyczność nieco mi kołacze w głowie, ale ja z tych co uważają, że Lucas filmów kręcić nie potrafi, a pomysły mu wychodzą.

Lecz do rzeczy – przyjemne, delikatne, ale na pewno nie lekkie. Skojarzyło mi się z odjechanym pomysłem, który mógłby się znaleźć w zbiorze “A to mistyka!” Grzegorza Babuli (swoją drogą jedna z moich ulubionych książek), jednak brakuje tej lekkości.

Za sam pomysł zjaranego indianina, kapelusz przed Tobą trzymam nisko. Pomysł zdecydowanie dojrzał, lecz ja też muszę dojrzeć. Na kolejny plus – przekonujące dialogi. Myślę, że jakbym czytał na głos, brzmiałyby wiarygodnie i podobnie zachowałbym się w tej sytuacji. Zakończenie trochę bez wyrazu, nie wiem, czy utknie mi w pamięci.

Wciąż – bardzo fajny tekst!

Spodobał mi się pomysł z utrwalaczem. Oryginalny… :-)

Babska logika rządzi!

Miałem kolegę, który wywoływał zdjęcia robione Zenithem.

Do Kelina – dziękuję za rzeczowy komentarz. Zakończenie zawsze można zmienić. Tylko nie wiem, czy nowe jest lepsze.

 

Zakończenie jest dobre. Mniej dziwaczne od tego co się tam odstawia wcześniej i bardziej przyziemne.

Pomimo, że tekst jest mniej zabawny od wcześniejszych odsłon Apaczowego żywota, to uważam że jest najlepszy z dotychczas przeze mnie czytanych. Wspomniane dialogi – są naprawdę sprawnie skonstruowane. Zgłosiłbym do biblioteki, ale mam za krótki staż ;)

Pozdrawiam

Known some call is air am

Wyobraźnie odziedziczyłem po przodkach, ale warsztatu muszę się uczyć. A tu takie pochwały. Obym nie obrósł w piórka.

Mówisz – masz.

Tegoroczna Loża. ;-)

Babska logika rządzi!

Kto wie jak się to wszystko uLoży.

Parę razy zabrakło nowego akapitu, jak np. tutaj:

– Podziwiam twój spokój. Irena nie zdzierżyła i zemdlała.

Hmm. Ze wszystkich opowiadań o Pewnym Apaczu z tego zrozumiałam najmniej. I właściwie nie powiem, by czytało się przyjemnie, jakoś tak przedzierałam się przez tekst. Może właśnie dlatego, że niewiele ogarniałam. Choć zakończenie całkiem mnie ubawiło. A to się do niego los uśmiechnął ;)

deviantart.com/sil-vah

Jak zwykle odpowiedzialność spada na autora.

„Nie chcę oglądać ani jego[+,] ani ich”

 

„– Co ty tu robisz, Nowak? – krzyknął Kowalski, wychodząc przed domek.” – skoro krzyknął, to brakuje wykrzyknika.

 

„– Witaj[+,] synu pawiana i szurniętej słonicy!”

 

„Niestety mój naznaczony marynarską przeszłością chód[-,] zwrócił uwagę dwóch policjantów.”

 

„wyciągnęła spod łózka strzelbę.” – łóżka

 

„Pobiegła do sypialni i wyciągnęła spod łózka strzelbę.

Intruz tymczasem rozsiadł się wygodnie przy łóżku Kowalskiego.”

Znaczy, mieli osobne sypialnie, Irena i Kowalski? Niejasne, deczko chaotyczne.

 

„– Co się dzieje[+,] stary?”

 

„– Przepraszam cię. Ta historyjka nie była najszczęśliwsza, ale chciałem przełamać pierwsze lody zabawną dykteryjką. Indianin nagle spoważniał” – brakuje półpauzy między kwestią dialogową a opisem.

 

„odchrząknął i wypiął pierś[+,] jakby zamierzał odśpiewać hymn państwowy.”

 

Nadal uważam cię za świra – wycedziła skonsternowana kobieta.

Nadal nie rozumiem”

 

Nie jestem w stanie sensownie skomentować tej opowieści, bo opowieści o Pewnym Apaczu się sensownie komentować nie da ;) Mogę jedynie rzecz, że raz na jakiś czas, w umiarkowanych dawkach, są to teksty wywołujące na twarzy uśmiech i poprawiające humor. O.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak wielu pisze teksty z czytelnym przekazem, że tylko w taki sposób mogłem się przebić. Inna sprawa, że inaczej nie potrafię.

Może to dobrze ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Poprawki naniosłem. Z interpunkcją się nie dyskutuje.

Umknął mi Intruz w lipcu i dopadłam go dopiero teraz, ale mam wrażenie, że ta wersja, w porównaniu z dwoma poprzednimi – zakładając, że pamięć mnie nie myli – wypada najlepiej.

 

za to ob­ju­czo­ny jak stu Szer­pów. ―> Zakładam, że miałeś na myśli tragarzy wysokogórskich, więc: …za to ob­ju­czo­ny jak stu szer­pów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tragarze wywodzą się z plemienia Szerpów, więc zostanę przy wielkiej literze.

Nie wierzę, że pamiętasz tekst sprzed sześciu lat. Tyle że ja jestem człowiekiem małej wiary.  

Darku, rozumiem Twoje wątpliwości, ale mam tak, że kiedy po latach czytam opowiadanie po raz wtóry, przypomina mi się to i owo. No i zastrzegłam: …za­kła­da­jąc, że pa­mięć mnie nie myli… Choć do tej pory na pamięć nie mogłam narzekać.

 

Za SJP PWN:  Szerpa (członek plemienia himalajskiego) szerpa (tragarz wysokogórski)

Przypuszczam, że nie każdy Szerpa jest tragarzem. Jednakowoż to Twoje opowiadanie – Ty tu rządzisz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

jestem pod wrażeniem. Ja pamiętam tylko, że krytyka tego tekstu była wagi ciężkiej. Najbardziej wkurzało mnie to, że wszystkie uwagi redaktorów były merytoryczne. Za wysokie progi – pomyślałem

Przykro mi, że masz niedobre wspomnienia, ale na szczęście rzeczone progi okazały się nie takie wysokie, jak Ci się zdawało.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oby. Sporo rzeczy napisałem tylko dla zabawy. Na kilku jednak zależy mi szczególnie.

Nowa Fantastyka