- Opowiadanie: Geeogrraaf - Incydent w Rzymie

Incydent w Rzymie

OSTRZEŻENIE: niniejsze opowiadanie zostało poprawione i dlatego uprzejmie proszę o przeczytanie opowiadanie “Incydent w Watykanie” (data 4.08.2020, godz. 00:03) zamiast “Incydent w Rzymie”.

 

Bardzo dziękuję następującym Uczestnikom portalu (kolejność wg dat wpisów) za ich cenne komentarze:
homar, Olciatka, Arq Von Shell, Irka_Luz, krar85
Dzięki ich komentarzom udało mi się ulepszyć to opowiadanie. Tę poprawionę wersję zatytułowałem właśnie jako “Incydent w Watykanie”.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Incydent w Rzymie

Było późne popołudnie, kiedy Pius XIV wracał do swojego gabinetu. Szedł słabo oświetlonym korytarzem, którego ściany przez wieki przyozdabiano wizerunkami Świętych. Zwierzchnik Kościoła obejrzał się. Czyżby naraz usłyszał czyjeś kroki? Jakiś szmer lub niepokojące poruszenie gdzieś daleko za nim?

Wtedy twarz jego ściągnęła się lękiem, bo oto wzrokiem wyłowił z mroku dwa cienie na końcu korytarza. Nagły zryw nieznajomych w kierunku papieża wyraźnie zdradzał ich zamiary.

Pius XIV w głowie miał teraz istny popłoch. „Zamachowcy!”, pierwsza myśl, która eksplodowała. „Jak udało im się minąć szczelne straże oraz gęsty monitoring? Jak zdołali dotrzeć aż tutaj?”, próbował odgadnąć cokolwiek, lecz nie był to dobry czas na snucie domysłów. Gnany trwogą, jakiej nieczęsto doświadcza się w życiu, pokonywał kolejne metry feralnego holu, lecz biała sutanna – ubiór nie przystosowany do biegu – spowalniała jego ucieczkę.

Znalazł się wreszcie w sali – wysoko i strzeliście sklepionej – o podłodze uformowanej z kwadratowych płyt, przemiennie czarnych i białych; ta prawie lustrzana posadzka jakby podwajała przestronność ogromnego pomieszczenia, w którym wysokie kolumny zdawały się wyrastać z tafli podłoża jednocześnie w górę i w dół.

Po chwili tamte dwie – w czerń odziane postacie – wypadły z korytarza pędząc za powoli uciekającym Biskupem Rzymu. Ten próbował dotrzeć do sekretnego (jednego z wielu) przycisku w ścianie, którym uruchomiłby zbawienny alarm przywołujący straże.

 

Skryty w cieniu obserwator przyglądał się z góry tej przerażającej pogoni, która swoim przebiegiem przypominała jak gdyby końcówkę przesądzonej partii szachowej, w której finalny mat jest kwestią ledwie kilku posunięć. Tam, w dole, dwie złowrogie czarne wieże próbowały na skraju szachownicy dopaść osamotnionego białego króla.

Nagle Następca Świętego Piotra, uderzony z boku przez ciemną postać, przetoczył po czarno-białej posadzce. Dopiero gdy zatrzymał się uderzając w jedną z kolumn, rozpoznał postać w czerni, która przed chwilą runęła z góry zadając mu cios. Chwilę później zniknęła w gęstwinie kolumn, a papież usłyszał jeszcze dwa głuche tąpnięcia…

 

Spotkali się już kilka lat temu – w jakże podobnych do tutejszych okolicznościach. Ten ponuro wyglądający przybysz, którego czarne oblicze zawsze przerażało każdego napotkanego, wyciągnął teraz masywną dłoń odziana w czarną skórzaną rękawicę… i pomógł papieżowi wstać z podłogi, która niczym zwierciadło odbijała symetrycznie przebieg całego zajścia.

– Już trzeci raz ratujecie mi życie – powiedział Pius XIV widząc bełt wbity w ścianę; dokładnie tę, przy której stał przed chwilą. W oddaleniu dostrzegł jeszcze dwóch niedawnych prześladowców, leżących teraz nieprzytomnie. W ich karki wbite były strzałki; zwierały zapewne silny środek usypiający. Pius XIV stanął na nogi, i czekał na słowa tej mrocznej istoty.

– Wybacz Ojcze Święty tamto, zbyt mocne odepchnięcie – rzekła czarna postać, potężniejsza niż te dwie uśpione i zalegające podłogę. – Zdążyłem przybyć w ostatniej chwili. Bełt, który tkwi w ścianie, prawdopodobnie nasączony był śmiertelną trucizną. Radzę potroić straże – mówił nadal grobowo dudniącym głosem przybysz o osobliwym wyglądzie. – Ci skrytobójcy byli perfekcyjnie wyszkoleni, atak planowali miesiącami. Tym razem udało się go szczęśliwie udaremnić, ale kto wie, z jakimi niebezpieczeństwami przyjdzie wam się jeszcze zmierzyć.

Papież Pius XIV ważył usłyszane słowa, które stropiły go zupełnie. Wybawiciel, stojący ciągle w cieniu kolumny, jak gdyby zamierzał jeszcze przekazać coś ważnego zanim odejdzie.

– Od trzech miesięcy śledziliśmy ich plany i kryjówki. Tropiliśmy tę szajkę przez dwa kontynenty – tłumaczył rzeczowo ponurym głosem. – Lecz niebawem przyjdą kolejni, jeszcze bardziej niebezpieczni i umiejętniej zorganizowani, którzy pewnie już teraz snują dalsze i nikczemniejsze plany.

W podwojonej lustrzanym refleksem sali zapadała cisza. Jegomość spowity czernią, którego niezwykły wizerunek sugerował jego pochodzenie jak gdyby z podziemnych krain, nadal ostrzegał Biskupa w Białej Szacie przed niepojętymi niebezpieczeństwami.

– Walczymy na różnych frontach Ojcze Święty, lecz wszelkie dobro jest naszym wspólnym celem. Metody działania mamy zapewne różne, ale obaj musimy zmierzyć się z niepokojącymi czasami, które właśnie nadchodzą. Każdy z nas będzie pokonywał zło na różnych płaszczyznach rzeczywistości i w innych rejonach świata. Ja nie zawsze będę w pobliżu. Dlatego nalegam! Musicie zagęścić ochronę już teraz i przygotować się na nadejście nieznanego wroga. Co będzie, jeśli nie zdążę następnym razem z pomocą? 

– Doceniam te przestrogi i dziękuję jeszcze raz, że ponowne wyratowaliście mnie z opresji – odparł Pius XIV, zapewniając jeszcze o wzmocnieniu ochrony.

– Tym razem przybyłem sam – powiedział przybysz w czerni, który przed chwilą ocalił Proboszcza Świata przed napadem. – Niech teraz Wasza Świątobliwość wezwie jak najszybciej strażników, aby aresztowali tamtych – wskazał na nieprzytomnych spiskowców.

– Szkoda, że okoliczności nie pozwalają nam dłużej porozmawiać – odrzekł Pius XIV – proszę zatem po powrocie do Gotham City pozdrowić pana Alfreda… panie Wayne. Mechanizm z tej aparatury, o której rozmawiałem z nim ostatnio…

Przerwał wypowiedź, by podnieść białe nakrycie głowy, strącone przy niedawny upadku. Wtedy spostrzegł zdumiony, że został sam.

,,Takim nagłym znikaniem irytuje pewnie niejednego”, przytaknął swoim myślom, gdy uruchamiał alarmowy przycisk w ścianie.

Koniec

Komentarze

Pius XIV – czyli jakaś odległa przyszłość, bo ostatni z Piusów był XII. A jeżeli przyszłość to czemu archaiczne bełty zamiast nowoczesnych sposobów przenoszenia na łono Abrachama? Są pewniejsze vide JPI.

Ale tak po za tym to dobrze znać Batmana osobiście :)

Dziękuję za przeczytanie i za uwagę o bełtach. Będę musiał naprawić tę sprawę w kilku miejscach; np. bełty naprowadzane termicznie, albo po prostu zamienię bełty na broń palną.

W pierwszej wersji napisałem Pius XIII. Chciałem opowiadania umieścić ,,w okolicy” 2035 lub 2040 roku, więc może z powrotem – później przy poprawianiu – zamienię PXIV na PIII. 

Geeogrraaf, 

jeśli mogę zasugerować:

lecz biała sutanna – ubiór nie przystosowany do biegu – spowalniała jego ucieczkę. wyrzuciłabym to, a zostawiła tylko biała sutanna spowalniała ucieczkę

 

przestronność ogromnej przestrzeni trochę masło maślane

 

Początek mnie zaciekawił, czekałam na jakąś konkretną akcję, a tu już koniec:-) rozbudowałabym tę scenę zamachu. Na plus nawiązanie do partii szachów.

pozdrawiam serdecznie

 

Dziękuję Olciatka za przeczytanie i wyłapanie potknięć w tekście. Dzisiaj wprowadzę poprawki.

Zgadzam się z Twoją uwagą, że w pewnym momencie akcja ,,spowalnia prawie do zer”. Wszystko przez to, że za bardzo skoncentrowałem się na tworzeniu zakończenia. Chodziło mi to, aby jak najpóźniej czytelnik dowiedział się o tożsamości wybawiciela w czerni.

Dlatego mam pytanie o to zakończenie:

czy informacja o tym, kim jest ów wybawiciel w czerni, jest dobrze ukryta przez większość tekstu?

Czy raczej można domyślić się wcześniej? Co sądzisz? Pozdrawiam serdecznie

Ja się nie domyśliłam, ale… nie jestem fanką Batmana:-) pozdrawiam

Olciatka – dziękuję za szybką odpowiedź i pozdrawiam.

Tak sobie czytam i się zastanawiam kim jest ten tajemniczy obrońca – a tu batman :D Zaśmiałem się pod nosem, fajny szort (mam nadzieję, że dobrze odczytałem delikatny komediowy zamiar autora?) 

Arq Von Shell – dziękuję za przeczytanie, miło słyszeć, że opowiadanie się spodobało.

W tym krótkim opowiadaniu chodziło mi to, aby jak najpóźniej czytelnik dowiedział się o tożsamości postaci w czerni. Cieszę się, że zakończenie było zaskakujące. Pozdrawiam.

Metody działanie mamy zapewne różne

Literówka.

 

Eee, no ja muszę przyznać, że potrzebna była pomoc wujka Gugla w odkryciu tożsamości wybawiciela, ale nie jestem miłośniczką batmana :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka-Luz – dziękuję za przeczytanie, zaraz poprawię literówkę.

Mam jeszcze cztery pytania o opinię:

Czy są jakieś dłużyzny lub przynudzanie w opowiadaniu? Jeśli tak, to co warto wykasować?

Czy styl pisania jest choć trochę dobry, czy raczej toporny?

Ogólnie: co muszę zmienić?

 

Z góry dziękuję z wszelkie pomocowe informacje.

Pozdrawiam.

Przepraszam, czy to jest Batman…? Kończy się niespodziewanie i oryginalnie. Dodał bym taga Humor – Batman wyjeżdża na robotę do Rzymu ;-) Dobre. Pytasz o dłużyzny, i jak się czyta. Ja bym dodał trochę więcej opisu akcji, a trochę mniej dialogu po fakcie, (więcej walki może, niech Batman użyje jakichś swoich gadżetów, elektroniki czy też spadnie z sufitu jak chmura ciemności). Ta rozmowa na koniec jest dla mnie trochę jakby sztuczna, ludzie w takich sytuacjach srają w gacie ze strachu i raczej zapominają o etykiecie, a przyszły Papież jakoś spokojnie to przyjął. Ale to tylko moja opinia. Fajne, krótkie opowiadanie.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85 – dziękuję za cenny komentarz. Dzięki Twojej uwadze zmieniłem końcowy dialog i powstała nowa wersja opowiadania pod zmienionym tytułem; teraz jest “Incydent w Watykanie’’. Pozdrawiam

Dobry szort ;) Szczególnie spodobała mi się obrazowa scena uciekania po czarno-białej podłodze i nawiązanie do figur szachowych. W pewnym momencie miałem wątpliwości, że to już, ale Batman wkroczył w najbardziej odpowiednim momencie. :D Nie wiem, czy do większych rzeczy mógłbym się tutaj przyczepić – widać, że stworzyłeś plan i się go konsekwentnie trzymałeś. Czytało się przyjemnie i jak wrzucisz coś więcej, to wrócę i będę czytał.

Pozdro!

Sagitt, czwartkowy dyżurny

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Czwartkowy Sagitt pochwalił, ale ja niestety nie przyłączę się do pochwał. Dla mnie pomysł, wykonanie i twist plasują się mniej więcej na poziomie słabszych fanzinów z lat 80. Już nie chodzi nawet o tego nieszczęsnego Batmana, który kojarzy się z jakimś fanfikiem czy podpinaniem pod ikony popkultury i jest zwyczajnie przejawem braku oryginalności. Ale może wyrażę się jaśniej: „żart” (a przecież pisałeś całkiem na poważnie) i „twist” polegające na tym, że facetem ratującym papieża jest Batman, wydają mi się nieco infantylne i strasznie płytkie.

Możemy oczywiście mówić o jakimś twórczym i świadomym wykorzystaniu postaci Batmana w stylu Jokera z filmowego „Jokera”, o zastosowaniu obrońcy Gotham jako archetypu, uniwersalnego, ponadwymiarowego bohatera, walczącego po stronie multiświatowego Dobra (chyba że ten Pius żyje w batmanowym uniwersum), traktując go jako wspólne dobro popkultury. Albo użyciu Mrocznego Rycerza do zabawy intertekstualnej, gry z symboliką, postmodernistycznej zabawy itd. Mogę tak rzeźbić i się „wymądrzać” jeszcze przez kilka linijek. Ale po co? W tym szorcie nie ma niczego z powyższych przykładów. Jest tylko prosta historyjka bez drugiego dna z Batmanem na gościnnych występach.

Czym więc jest ten tekst? Nieśmiesznym dowcipem? Szortem akcji i grozy z podkradzionym z komiksu bohaterem? Wprawką pisarską? (w takim razie wolałbym coś oryginalniejszego)

Fabuła jest prosta, grozy czy napięcia raczej nie udało Ci się we mnie wywołać, być może przez usterki i zgrzyty, które co chwila wytrącały z lektury. Pościg i ucieczka były mało pasjonujące, pojedynek z zamachowcami rozegrał się błyskawicznie i „poza kadrem” narratora, emocji więc nie poczułem. Sceny „akcji” też raczej nie porywają dynamiką, a dialogi są niestety sztuczne i drętwe, jakby je czytał i układał syntezator mowy Iwona.

Od strony technicznej też jest słabo. Gdybym się pochylił z lupą, właściwie w każdym zdaniu wypatrzyłbym jakiś zgrzyt lub błąd. Szwankuje interpunkcja, szyk zdania, powtórzenia, zaimki, konstrukcja, kompozycja i słownictwo. Poniżej kilka wybranych przykładów.

 

 

Jakiś szmer lub niepokojące poruszenie gdzieś daleko za nim? 

 

– za szmerem?

 

„Zamachowcy!”, pierwsza myśl, która eksplodowała.

 

– gdzie? I co z tym, że eksplodowała?

 

Po chwili tamte dwie – w czerń odziane postacie – wypadły z korytarza pędząc za powoli uciekającym Biskupem Rzymu. Ten próbował dotrzeć do sekretnego (jednego z wielu) przycisku w ścianie, którym uruchomiłby zbawienny alarm przywołujący straże.

 

– dziwny szyk, dziwna stylizacja, dziwne wtrącenie w nawiasie, którego mogłes łatwo uniknąć. nadmiar niepotrzebnych infromacji.

 

Nagle Następca Świętego Piotra, uderzony z boku przez ciemną postać, przetoczył po czarno-białej posadzce.

 

– czemu Następca a nie następca? Gdzie zgubiłeś "się" po potoczył? Po co wymyślasz tyle skomplikowanych zamienników dla papieża?

 

Spotkali się już kilka lat temu – w jakże podobnych do tutejszych okolicznościach.

 

– tutejszych czy obecnych?

 

 

Pius XIV stanął na nogi, i czekał na słowa tej mrocznej istoty.

 

– mrocznej istoty… Znał go papież, narrator też wiedział, że to Batman, więc po co ta "istota"? Może postać?

 

– Ci skrytobójcy byli perfekcyjnie wyszkoleni, atak planowali miesiącami. Tym razem udało się go szczęśliwie udaremnić, ale kto wie, z jakimi niebezpieczeństwami przyjdzie wam się jeszcze zmierzyć.

– Od trzech miesięcy śledziliśmy ich plany i kryjówki. Tropiliśmy tę szajkę przez dwa kontynenty – tłumaczył rzeczowo ponurym głosem. – Lecz niebawem przyjdą kolejni, jeszcze bardziej niebezpieczni i umiejętniej zorganizowani, którzy pewnie już teraz snują dalsze i nikczemniejsze plany.

 

– nie czujesz jak nadęte są te dialogi? Jak nienaturalnie Batman opowiada o tym wszystkim? Jakie to infodumpy? I jakie bezsensowne? Przez kilka miesięcy "oni" (nie wiem kto poza Batmanem), przyglądali się jak ktoś planuje zamach i nic nie zrobili czekając do ostatniej sekundy i ryzykując życie ofiary? Poza tym jak można śledzić plany i kryjówki? No i co z tych “Złych” za “perfekcyjnie wyszkoleni, niebezpieczni i umiejętnie zorganizowani zamachowcy”, skoro dali się obserwować przez cały czas “planowania” i zostali obezwładnieni w trzy sekundy?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Sagitt i mr.maras – bardzo dziękuję za przeczytanie i za komentarze do mojego opowiadania.

Na krótkich wczasach miałem fatalną prędkość internetu, dlatego przepraszam za późne odpisanie na Wasze komentarz.

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka