- Opowiadanie: darek71 - Porachunki

Porachunki

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Finkla, NoWhereMan

Oceny

Porachunki

 

Wanda kontemplowała reprodukcję „Bitwy pod Grunwaldem”. Kopia obrazu Matejki zajmowała całą ścianę w sypialni. Siłą rzeczy przyciągała wzrok. Kobieta zastanawiała się, co może czuć facet pchnięty włócznią w brzuch. Wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała przez judasza.

– Kto tam? – spytała, choć od razu rozpoznała sąsiada. Faceta z naprzeciwka, na którego od dawna ostrzyła sobie pazurki. Zawsze jednak brakowało pretekstu, by nawiązać znajomość.

– Guntram Habsburg. Otwórz, nadobna panienko.

– To nie nazwisko tylko jakaś raperska ksywka. A archaizmy na mnie nie działają, mości arystokrato – oświadczyła 

– Nazwisko ilustruje wyłącznie status społeczny. Dość jednak o mojej atrakcyjnej osobie. Zachowajmy umiar. Jestem dopiero dziesiąty na liście najpiękniejszych tygodnika „Viva”. Mam propozycję nie do odrzucenia.

– W takim razie dlaczego tak mnie odrzuca? Zwłaszcza od ciebie.

– To minie. Wystarczy, że mnie wpuścisz i wypijemy dobrą kawę. W odwodzie mam wyśmienity francuski trunek.

– Prędzej Lenin opuści mauzoleum i nawróci się na kapitalizm – droczyła się dalej kobieta, ale otworzyła drzwi.

Zasiedli na kanapie w salonie.

– Przeprowadziłem prywatne śledztwo i wiedząc, że już od podstawówki pasjonowałaś się historią Polski, postanowiłem sprawić ci niespodziankę – odezwał się sąsiad, a powaga malująca się na jego twarzy wróżyła rzeczy niezwykłe. – Chcę ci podarować skromny prezent.

Niespodziewany gość wyjął z kieszeni i położył na ławie karykaturę.

– Wyglądam tu niczym Królowa Bona – oceniła Wanda z filuternym uśmiechem. – Ale teraz wróćmy do współczesności.

– Jak sobie życzysz.

– Co z alkoholem?

– Daj mi kilka sekund. Skoczę do siebie.

Wanda przymknęła oczy, pozwoliła plecom skorzystać z miękkiego oparcia sofy i pomyślała, że scenka z „Habsburgiem” była dziwna, ale zabawna. Wyrzucała sobie, że nie zdołała wcześniej go zaprosić.

– Mieszkamy vis-a-vis od roku, a nawet nie wiem, jak masz na imię – zagaiła, gdy gość powrócił.

– Marek – przedstawił się. – To moja wina, Wando. Kompletnie zapomniałem o tabliczce na drzwiach.

– Ciekawe, też jej nie mam – odparła i spojrzała nieco podejrzliwie.

Dziewczyna nigdy nie miała szczęścia do płci przeciwnej. Spotykała się wyłącznie z nieudacznikami albo dupkami. Tych ostatnich obawiała się najbardziej.

– Coś za dużo wiesz na mój temat – kontynuowała.

– Spokojnie. Przy wejściu do klatki schodowej wisi lista lokatorów. Nie trzeba geniuszu Sherlock'a Holmes'a, by to rozgryźć. Powiedz mi lepiej, co porabiasz w życiu.

– Dekoruję domy bogatych bubków.

– Artystyczna dusza – ocenił. – Przez moją tablicę kreślarską przeszły projekty większości najnowszych apartamentów w mieście. Interesujący zbieg okoliczności.

Marek zyskiwał w jej oczach. Przystojny, zabawny. Kompletnie różny od kolesi, z którymi się dotąd spotykała.

– Podobasz mi się od dawna. Do dzisiaj nie potrafiłem zdobyć się na odwagę, by zapukać do twoich drzwi. Nie pozostaję mi nic innego, jak dziękować Bogu, iż wynalazł koniak.

– Jestem mu równie wdzięczna.

– Zatańczymy? – zapytał, a kiedy Wanda skinęła głową, włączył miniwieżę.

W eter popłynęła rzewna melodia o kubańskich korzeniach. Objęci w pół zapomnieli o całym świecie. Wtuleni w siebie zignorowali muzykę i wypracowali własny rytm poruszania się po parkiecie salonu. Zaiskrzyło już na pierwszej randce. Wystarczyło kilka minut intymności, by znaleźli się w sypialni. Oddali się sobie bez reszty.

Nagle twarz Marka wykrzywił koszmarny grymas. Kochanek, zamiast szczytować, chwycił się za brzuch i tarzał po łóżku, jęcząc jak potępieniec.

– Jezu, co ci jest? – Wanda odsunęła się na skraj łóżka. W pierwszym odruchu miała ochotę go odepchnąć. Jak najdalej.

Mężczyzna wybałuszył oczy i zemdlał.

Pogotowie pojawiło się kilka minut po zgłoszeniu. Ratownicy sprawnie umieścili poszkodowanego na noszach i zarzekali się, że wszystko będzie dobrze. Karetka pomknęła na sygnale w kierunku szpitala. Badania trwały trzy dni, ale żaden z lekarzy nie odważył się postawić diagnozy. Zwłaszcza, że ból minął szybciej niż się pojawił.

Dziwna przygoda nie zniechęciła Wandy. Wręcz przeciwnie. Tym razem jednak randka odbyła się u niego. Konwersacja była równie udana, jak poprzednio, natomiast seks okazał się o wiele lepszy. Z wielokrotnym orgazmem i bez żadnych niespodzianek, ubranych w białe fartuchy.

– Sprawiłeś się Guntramie – wyszeptała zalotnie. – Zaiste dobrze wiesz, jak snadnie dogodzić białogłowie.

– Życie rycerza nie składa się wyłącznie z łowów i walki na kopie z innymi zakutymi pałami – odparł Marek, wyraźnie zadowolony ze swoich dokonań w alkowie.

– Dobrze wiedzieć. Pędź zatem do mojej sypialni. W szufladzie komody znajdziesz, szlachetny panie, majtki. Dostarcz mi je, nie zwlekając. A następnym razem miej większe baczenie na moją bieliznę. Nie kupiłam jej na wiejskim targu.

– Postaram się, choć to będzie cholernie trudne. Gorąca z ciebie laska.

Minął kwadrans. Mężczyzna nie wracał. Znalazła go na progu sypialni. Leżał zwinięty w kłąb, trzymał się za brzuch i jęczał żałośnie. Chwyciła go za ręce i instynktownie pociągnęła ku sobie. I wtedy stała się rzecz dziwna. Marek w jednej chwili ozdrowiał, przytulił się do niej, pocałował w usta.

– O co chodzi, do kurwy nędzy? – warknęła dziewczyna. – Tylko nie mów, że to był tylko żart!

– Nie mam najmniejszego pojęcia, co się dzieje.

– Ulryk von Jungingen! – wykrzyknęła i zaczęła krążyć nerwowo po pokoju. – Wszystko wskazuje na to, że sukinsyn maczał w tym swoje lubieżne, krzyżackie paluchy.

– Facet zmarł sześćset lat temu – Marek nie krył zdumienia. – Nie sadzę, by wstał nagle z grobu i mścił się za przegraną bitwę.

– Muszę ci coś wyznać. Pracuję w branży, gdzie co i rusz stykam się z absolutnymi dupkami. Kolesie, którzy dorobili się na sprzedaży guano, poddają na każdym kroku w wątpliwość moje kwalifikacje zawodowe. Ciągle muszę bydlakom tłumaczyć, iż porcelanowy aniołek czy pasterka nie stanowią podstawy dobrego smaku. I tylko ja wiem, jak dużo wysiłku wkładam, aby nie rzucić się fajfusom do gardeł. Musiałam znaleźć dobry sposób na walkę z frustracją. Codziennie stawałam na wprost obrazu i wrzeszczałam na Jungingena. Plułam mu w twarz i wymyślałam od najgorszych. Nie zapominałam, o ówczesnej rodzinie i ewentualnych potomkach.

– To jednak nie tłumaczy tajemniczych bólów brzucha – skwitował Marek. – Tyle że zyskałem więcej wiedzy na temat mrocznych zakamarków twej duszy.

– W dniu, w którym się poznaliśmy, gapiłam się na Ulryka i zastanawiałam, co musi czuć człowiek pchnięty włócznią.

Wanda zamilkła. Tarła nerwowo dłonią o policzek.

– Nie pozostaje mi nic innego, jak pogadać z nim po męsku – zakomunikował Marek i ruszył w stronę sypialni. – Na szczęście bardzo dobrze znam niemiecki – zdobył się na żart.

Po chwili dało się słyszeć głośną rozmowę dwóch mężczyzn w języku Goethego. Tego było za wiele. Racjonalne podstawy świata Wandy rozpadły się jak domek z kart. Kobieta nie wytrzymała napięcia. Zemdlała i osunęła się na podłogę. Ocknęła się na kanapie. Sama. Bogatsza o zimny kompres i duży guz na potylicy.

– Marku – zawołała. – Gdzie jesteś?

– W sypialni kochanie – odpowiedział znajomy, męski głos. – Siedzimy i gadamy z Ulrykiem o starych, dobrych czasach.

Wanda postanowiła wziąć się w garść. Poszła do sypialni, choć wizja rozmowy ze średniowiecznym rycerzem nie nastrajała radośnie. Przeklinała w duchu, wszystko i wszystkich. To dodało jej odwagi. Na sztywnych ze strachu nogach stanęła przed drzwiami pokoju i nacisnęła klamkę. Krzyżak leżał martwy na dywanie. W jego sercu tkwił sztylet z herbem Habsburgów na rękojeści. Marek walczył z mieczem. Głęboko zatopionym w jego trzewiach. – Nie, nie szarp. Nie wyciągaj, bo się wykrwawisz – krzyczała Wanda, choć zdawała sobie sprawę, że jest już za późno.

Trzymała jego zakrwawione dłonie i obsypywała je pocałunkami. Odszedł w ciszy. Ułożyła ciało ukochanego delikatnie na podłodze. Zrozpaczona kobieta odruchowo zerknęła na obraz. W miejscu, gdzie wcześniej Wielki Mistrz bronił się rozpaczliwie przed atakiem polskich piechurów, widniała biała plama.

– Załatwię cię sukinsynu – powiedziała zimno. – Jedna śmierć to zdecydowanie za mało. Będziesz cierpiał po wielokroć.

Następnego dnia do drzwi Wandy zadzwonił znajomy artysta. Zgodnie z jej prośbą „uzbrojony” w imponujący zestaw farb i pędzli. Malarz, idąc za sugestią znajomej, naniósł zmiany w centrum obrazu. Ulryk von Jungingen powrócił. Naszpikowany bełtami od kuszy. W jego piersi tkwił nie jeden, a wiele grotów włóczni. Niektóre z nich były mocno ząbkowane. Głowa krzyżackiego mistrza nosiła również wyraźne ślady tratowania końskimi kopytami.

Koniec

Komentarze

Fajny pomysł. Zemsta Wandy też mi się podoba. Niemiec do tego czasu już powinien się przyzwyczaić, że nie należy zadzierać z dziewojami o tym imieniu. :-)

Tylko sąsiada szkoda. A taki był wesoły i inteligentny…

I dobrze, że od czasu do czasu publikujesz coś bez Apacza.

Babska logika rządzi!

Jak fajny komentarz i dobrego dwa razy. Czego chcieć więcej?

A teraz jeden zniknął i wyszedłem na głupka

Aaaa, bo mi się dodawał i dodawał… Zatrzymałam proces, kliknęłam jeszcze raz. I po iluś tam minutach czekania wskoczył od razu podwójnie. No to jeden usunęłam, co będę robić śmietnik.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem. Pomysł mi się podoba.

Nie jestem ekspertem, ale w mojej opinii napisałeś bardzo naturalne dialogi. Nawet ta stylizowana na średniowieczną przekomarzanka bohaterów była tak naturalna i prawdopodobna, że nie spowodowała u mnie dysonansu w odbiorze.

Fajne opowiadanie.

 

Uwagi:

Przeprowadziłem prywatne śledztwo i wiem, jak kochasz historię Polski, postanowiłem sprawić ci niespodziankę

Zamiast “wiem” chyba powinno być “wiedząc”. Reszta zdania jest w czasie przeszłym.

 

Życie rycerza nie składa się wyłącznie z łowów i walki na kopię z innymi zakutymi pałami

Na jaką kopię walczyli? Kopię, znaczy reprodukcję, obrazu z pokoju? W sumie ta literówka mogłaby być celowa, jako że na końcu Marek walczy z postacią z kopii obrazu.

Wanda postanowiła wziąć się w garść.

Od tego fragmentu zacząłbym kolejny akapit.

– Nie, nie szarp. Nie wyciągaj, bo się wykrwawisz – krzyczała Wanda, choć zdawała sobie sprawę że jest już za późno.

Nie wiem czy ta kwestia Wandy miała się znaleźć w bloku tekstu celowo, czy zapomniałeś ją przenieść niżej.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Kopiam i to wieloma się naparzali rzecz jasna – ale że Finkli to uciekło. To przez wczorajszą burzę.

Eee, nie robiłam dokładnej łapanki. Jeśli człowiek ma paskudnego ortografa albo powtarza jakiś błąd – to wtedy tak, trzeba mu wytłumaczyć, co robi źle. Ale z literówkami to mi się nie chce walczyć – ja wiem, że on wie…

Babska logika rządzi!

I bardzo dobrze. Jestem już duży.

Mam mieszane uczucia po przeczytaniu. Z jednej strony pomysł ciekawy, ale z drugiej wykonanie mi nie podeszło. Dialogi brzmiały mi bardzo nienaturalnie (choć jak widzę po opinii przedmówców, to bardzo subiektywna kwestia), nawet po uwzględnieniu, że chwilami bawili się w mowę stylizowaną. Postać Wandy dobrze zarysowana, ale serio skończyli w łóżku parę minut po tym, jak w ogóle poznała jego imię? Gdzie chwilę wcześniej określiła go jako brzydkiego gbura? I jeszcze narzeka, że do tej pory spotykała się “wyłącznie z dupkami albo psychopatami”? Zupełnie nie ogarniam tej postaci. Nie wiem, na ile przejaskrawienie i absurd były w tekście zamierzone, ale sądząc po końcówce raczej bardzo. Chyba po prostu ten tekst nie jest dla mnie.

Technicznie nie było źle, chociaż czytając pierwszy akapit odniosłem dziwne wrażenie, że sypialnia była pokojem wejściowym. I wyłapałem dwa szczegóły:

kontynuowała

Brak kropki na końcu zdania.

pasterka

Czy może paterka?

 

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Muszę powiedzieć, że pomysł mi się bardzo spodobał. Niewinna, wydawałoby się, miłosna historyjka kończąca się walką na śmierć i życie z gościem z obrazu przemawia mi do wyobraźni. Zemsta kobiety też niczego sobie.

Nieco gorzej, moim zdaniem, z wykonaniem. Poleciałeś z akcją zbyt szybko. Wanda sugeruje całkiem poważnie, że być może to wina obrazu, że Marek ma dziwne bóle brzucha, a potem nagle mdleje, gdy abstrakcyjny pomysł okazuje się prawdą – trochę mi to nie pasuje. Dodatkowo, bardzo szybko przechodzisz też od nazywania sąsiada gburem do tego, że lądują w łóżku. Gdybyś nieco więcej słów poświęcił na rozwój akcji, opowiadanie by zyskało.

Mimo wad wykonania, widać tu potencjał. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Herox przeczytaj mój tekst pt. Smok, a przekonasz się, że w opku, o którym mówimy absurd stanowi towar deficytowy. Rzecz jasna moja opinia nie jest zbyt obiektywna. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam

Verus ciekawa sugestia. co do rozwoju akcji. Skorzystam z niej. Dzięki za komentarz.

Rzecz lekka i zabawna, choć nie stroniąca od dramatu, a wręcz i spraw ostatecznych. Bardzo przypadło mi do gustu wykorzystanie dzieła mistrza Matejki. ;)

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

– Coś za dużo wiesz na mój temat – kon­ty­nu­owa­ła ―> Brak kropki po didaskaliach.

 

Po­wiedź mi le­piej, co po­ra­biasz w życiu. ―> Literówka.

 

włą­czył mi­ni-wie­żę. ―> …włą­czył mi­niwie­żę.

 

Od­da­li się sobie bez resz­ty ―> Brak kropki na końcu zdania.

 

– Na szczę­ście bar­dzo do­brze znam nie­miec­ki. – zdo­był się na żart. ―> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Tego było za wiele.. ―> Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

sta­nę­ła przed drzwia­mi po­ko­ju i na­ci­snę­ła na klam­kę. ―> …sta­nę­ła przed drzwia­mi po­ko­ju i na­ci­snę­ła klam­kę.

 

W miej­scu, gdzie wcze­śniej wid­niał Wiel­ki Mistrz, wid­nia­ła biała plama. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: W miej­scu, gdzie wcze­śniej wid­niał Wiel­ki Mistrz, ziała biała plama.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pierwszy raz pochwalilaś mój tekst. Ochłonę za kilka godzin i poprawię błędy.

Kiedyś musi być ten pierwszy raz, ale cieszę się, że wywarł na Tobie takie kolosalne wrażenie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjemny tekst. Pomysł na fabułę bardzo zacny – dla mnie wielki plus to końcowa zemsta na Ulrichu oraz powiązanie tego z bohaterką o imieniu Wanda. Całość czyta się lekko, nawet jeśli czasem coś zachrobocze lub śpieszne tempo nie wytłumaczy do końca :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka