- Opowiadanie: technolust - Wędrowiec

Wędrowiec

Pierwszą część tego krótkiego opowiadania napisałem dobre 5 lat temu w natchnieniu bliżej niesprecyzowanej chęci spróbowania naskrobania krótkiego tekstu fantasy. Oglądając Drużynę Pierścienia coś mnie tknęło do napisania kolejnego fragmentu. Dam temu szansę, być może pociągnę to dalej – być może kogoś zainteresuje.

Oceny

Wędrowiec

Drzwi skrzypnęły złowrogo, a do ciemnej izby wpadło kilka promieni blado święcącego księżyca. Dębowa podłoga lekko ugięła się pod butami wędrowca otulonego ciemnym płaszczem. Cisza. Kilka chwiejnych głów obróciło się w stronę odgłosów, w poszukiwaniu niechybnie zbliżających się kłopotów. Ciemna postać ruszyła przed siebie pewnym krokiem znacząc deski rosą, która zdążyła już pokryć trawę wystającą tu i ówdzie na gościńcu prowadzącym do gospody. Gospoda była to zapomniana, gdzie tylko raz na jakiś czas witał zbłąkany podróżnik, aby ukryć się przed nocnym chłodem i dać odpocząć zmęczonym nogom. Dawno już nie goszczono tutaj nikogo tak niezwykłego jak ów wędrowiec – spod kaptura opadały ciemne kosmyki włosów przeplatane szronem odciśniętego czasu. Spod płaszcza z każdym krokiem raz po raz mrugała złowrogo rękojeść miecza przyozdobiona czymś na kształt skrzydeł.

Karczmarz wzdrygnął się na widok zbliżającego się mężczyzny.

-Nocleg, dostanę? – zapytał wędrowiec.

-Do usług p-panie – wydukał karczmarz. – Mamy pokoje bardzo przytulne, z widokiem na Srebrzankę co to się pięknie nam w pełni jego tafla iskrzy księżycem.

-Dobrze, niech będzie.

-Czy coś podać ku wieczerzy? Podróż widzę długa za panem.

-Podróż długa, bo i droga daleka. Nalejcie mi proszę kufel piwa i chleba parę kromek, a może usłyszycie to i owo ze stron skąd przybywam. Choć nie ukrywam, że i na rewanż bym liczył, bo zasięgnąć języka muszę.

-Dobrze, dziś mamy spokój w gospodzie, przyniosę no zaraz wszystko do stołu. O tam! – powiedział karczmarz wskazując stolik przy kominku, w którym radośnie tańczyły buchające raz po raz iskry.

Mężczyzna usiadł obok kominka, wyciągnął z płaszcza fajkę nabijając ją czym prędzej i pykając z rozkoszą. "O południowiec, to już wiemy!" pomyślał karczmarz. I nie mylił się, każdy wiedział, że południowcy o wiele częściej sięgali po tego typu rozrywki. "Że też im zdrowia nie szkoda, toć to śmierdzi na odległość, jak to tedy wdychać tak w siebie, dymem i gorącem traktować gardziel" pokiwał głową lejąc piwo do kufla.

Rozmawiali długo o tym co dzieje się na południu, a powieści to były niezwykle niepokojące. Co najgorsze, z palca wyssane być nie mogły bowiem i sam poczciwy stary Rimbor jak nazywał się karczmarz, zauważył ożywienie na tym zapomnianym szlaku. Oto tedy wieści tłumaczyły taki obrót sprawy. Wędrowiec opowiadał o problemach w południowej Rithanii, gdzie rozpanoszył się w lasach nieznany herszt wraz ze swoją bandą, terroryzując okoliczne wioski oraz paraliżując dostawy ekhenu do stolicy, z którego słynie Rithania. Wielu próbowało wykurzyć go ze Starej Kniei i okolicznych szlaków, jednak żaden śmiałek nie wrócił żywy z wyprawy. Nikt nie wiedział skąd się pojawił oraz dlaczego wybrał za cel akurat karawany przewożące ekhen – nie był to ani najdroższy, ani też nadzwyczaj rzadki materiał. Owszem służył szczególnie Gildii w wyrobie ich magicznych świecidełek, jednak nikt nigdy nie przykładał wagi do tego co kilku sędziwych i jak ich nazywano – nawiedzonych starców, tworzyło w swoich zakurzonych komnatach. Aż do teraz…

 

Po przydługiej rozmowie z karczmarzem wędrowiec powłócząc nogami wszedł na piętro mieszkalne gospody. W korytarzu panował półmrok rozświetlony jedynie srebrnym światłem nowiu. Chwilę szukał swojego pokoju nieco już zmęczony po podróży i kilku trunkach z karczmarzem. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i rozpalił w kominku, gdyż chłód był dość przejmujący, a ostatnie czego potrzebował podróżnik po wielu dniach tułania się po gościńcu i lasach to nieprzespana noc, na samą myśl o takim noclegu przeszły go dreszcze.

Pokój rozświetliły płomienie liżące nadzwyczaj równo porąbane suche kawałki drzewa. Mężczyzna usiadł w wygodnym fotelu, wyciągnął nogi przed siebie na pufę i w spokoju nabił fajkę. Uwielbiał te chwile. Po niezliczonych trudach wędrówek dobre jadło z trunkiem, owocne rozmowy z lokalnymi mieszkańcami, co to wiedzą wszystko co się w okolicy dzieje, a przede wszystkim błogi odpoczynek, spokój i wizja ciepłego, miękkiego łoża wydawały się wręcz luksusem. W takich chwilach mógł się skupić nad rzeczami natury bliższej jego sercu i troskom, w jego mniemaniu, wyższych wartościach. W drodze człowiek nie myśli o problemach tego świata, o swych najbliższych druhach także tułających się po świecie. To wszystko spada na dalszy plan, a doczesność działań podyktowana jest chęcią przeżycia. Gdzie spać, czy ta jama nada się na miejsce noclegu, czy zdołam upolować choćby królika – to pytania i wątpliwości częściej zaprzątające głowę podróżnika. Na szlaku człowiek mniej jest człowieczy, a bliżej mu do zwierzęcia jakby natura sama łączyła się niewidoczną nicią osób tułających się w ciemnych kniejach, po niezmierzonych stepach i niemal zawsze świszczących wiatrem górach.

Teraz jego myśli odpłynęły hen daleko za owe knieje i stepy, poza Rithanię, na południe skąd pochodził, a gdzie bywał obecnie rzadko – za rzadko jak zwykł powtarzać pytany o dom. Oczami wyobraźni stał niczym duch w progu drewnianej chaty, przyglądając się obróconej do niego tyłem kobiecej postaci. Może to pora, w której się rozmarzył sprawiła, że i w jego myślach księżyc świecił jasno w nowiu, a noc była wietrzna raz po raz podrywając do tańca firany oraz opadające na podłogę szaty stojącej przy oknie drobnej sylwetki. Blade światło padające na jej jasne włosy sprawiało, że wydawała się ona odległa, mimo że dzieliło go od niej raptem kilkanaście kroków ciemnym korytarzem, jakby dzieliła ich niezauważalna nocna zasłona. Po dłuższej chwili wszedł do chaty, stawiając stopę na drewnianej podłodze, która wydała skrzypiący dźwięk ostrzegając o przybyszu. Kobieta lekko skręciła głowę przez swoje prawe ramię, nie ukazując jednak swego oblicza i powoli ruszyła w tę stronę znikając za rogiem korytarza. Chciał ruszyć za nią, ale każdy krok stawał się ciężki i wymagał nadludzkiej siły, nogi plątały się jakby był pijany. Przystanął w niemocy próbując zrozumieć skąd się tu znalazł i co to za dziwne uczucie. Nagle usłyszał za swoimi plecami „Dlaczego?! Dlaczego pozwoliłeś mi umrzeć?!”.

Mężczyzna poczuł przeszywający świder w swoim ciele, jakby spadał i z zawrotną prędkością przemierzał odległości niebędące w zasięgu śmiertelników stąpających po ziemi. Obudził się z okropnym dreszczem i jękiem zamarłym w gardle. Po kilku głębszych oddechach przypomniał sobie, że jest w gospodzie lecz nie wiedział kiedy usnął. Pokój rozświetlał już tylko częściowo słaby żar tlący się jeszcze na popiołach rąbanego minionego dnia drzewa. Znowu ten sam sen, nawiedzał go czasem choć często znienacka. Wędrowiec skrywał w sobie wiele tajemnic, mógłby przysiąc, że nawet on nie znał wszystkich. Nie miał pewności, ale coś podpowiadało mu, że pewne koleje zdarzeń losu nie były splątanymi przypadkowo wydarzeniami w jego życiu. Zbyt dobrze pamiętał te momenty kiedy to niby przypadkiem napotykał życzliwe mu osoby w tarapatach, lub ni stąd ni zowąd dostrzegał bacznie przyglądających się mu typów spod ciemnej gwiazdy w najdalszych zakątkach Rithanii. Miał wrażenie, że świat wie o nim więcej niż on sam, lecz były to niezwykle ulotne momenty, pękające jak mydlane bańki rozwiewane sprawami dnia codziennego. Wstał, ściągając z siebie koc i powoli rozebrał się pomijając wieczorną toaletę, zanurzył się w błogą pościel świeżo pachnącą zapachowym olejkiem. „Częściej tak być powinno” szepnął w myślach i niemal natychmiast odpłynął ponownie do świata snu. Tej nocy już nic nie miało go z niego wytrącić…

Koniec

Komentarze

Zaklepuje pierwszy komentarz!

 

Najpierw uwagi.

 

i ówdzie na gościńcu prowadzącym do gospody. Gospoda była to zapomniana,

To powtórzenie boli.

 

 

Znowu ten sam sen, nawiedzał go czasem choć często znienacka. 

Bardzo dziwne zdanie.

 

Wstał, ściągając z siebie koc

Kiedy go założył?

 

Pufy były chyba bardzo drogie w tamtych czasach i nie wiem czy karczmarz mógłby sobie na nie pozwolić.

 

Na usta aż się ciśnie Aragorn. Zapowiada się to na standardowe opowiadanie fantasy. Trudno coś powiedzieć, czekam na jakąś fabułę wyraźniejsze postacie, autentyczny żyjący świat a nie tylko krótką niewiele mówiącą scenkę.

 

Pozdrawiam.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Dzięki, tak wszystko się zgadza – to zwykłe wprowadzenie następny fragment powinien wyostrzyć postaci i fabułę. Mam nadzieję odwieść skojarzenia od Aragorna.

Błędy zanotowane choć z tą gospodą mam jakąś manierę, że robię to świadomie i specjalnie – co aż tak mnie samego nie razi wink

Nowa Fantastyka