- Opowiadanie: Idaho - Na próżno

Na próżno

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

thargone, Finkla

Oceny

Na próżno

– Dlaczego? – zapytała Sarah, przytulając się mocno.

Obłok pary z ust żony zniknął szybko w ciemności. Zaskrzypiał śnieg pod butami, choć staliśmy praktycznie w bezruchu. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy budzić dzieci. Dotarło do mnie, że miłość ma olbrzymią moc, tylko czasem jest zupełnie bezradna.

– Nie wiem – odpowiedziałem, patrząc na daleki horyzont. – Chwyć mnie za rękę.

*

Po północy zaobserwowano pierwszą anomalię. Wypatrzył to przez przypadek jakiś amator z Kanady, szukając w wolnym czasie Nibiru – naszej nieuchronnej zagłady, według stu już chyba przepowiedni. Sprawdził to kilka razy, w końcu wrzucił zdjęcia na forum astronomów i do sieci. Godzinę później wszystkie naziemne teleskopy obu Ameryk skierowane były w tamtą stronę nieba. Gdyby chodziło o coś małego, pewnie jego wpisy przeszłyby bez echa. Ale to zgasła galaktyka IC 1101. Największa.

Po kolejnym kwadransie zaczęły się pojawiać wiadomości w mediach. Pierwsze zdjęcia z Hubble’a i naziemnych obserwatoriów omawiali eksperci, naprędce ściągani do studiów w krajach, gdzie nie był to akurat środek nocy. Mówili o rzeczach, na których się znali najlepiej, czyli o eksploracji, osiągnięciach i wyzwaniach, ekspresyjnie wykorzystując swoje pięć minut.

– To zdjęcie „sprzed” a to obraz „live”. – Tak jeden z podekscytowanych naukowców tłumaczył podzielony na pół ekran, najwyraźniej uznając widzów za półinteligentów. Przekonywał z poczuciem wyższości i charakterystycznym uśmiechem znawcy wiedzy tajemnej, że to po prostu nowa anomalia, ale ludzkość w końcu zna miliardy galaktyk, więc zawsze może się znaleźć coś nowego. Że to nic takiego. Ot, taka chwilowa sytuacja, w której nie widać najdalszych galaktyk. Kolejna ciekawostka astronomiczna, do wyjaśnienia. Trochę się zająknął, gdy na prezentowanym obrazie zaciemniły się kolejne dwie, oznaczone jako znacznie bliższe. Po chwili cała gromada z Abel 2029 po prostu zniknęła z ekranu, pozostawiając po sobie jedynie czerń.

– Mamy obraz z innego źródła? – zapytał skonsternowany. – Coś z Atacamy?

Obraz z teleskopu optycznego E-ELT nie poprawił jednak widoczności.

– Za duże powiększenie, dlatego widzimy tylko czarny obraz – zauważył przytomnie redaktor prowadzący rozmowę w studio.

W końcu znaleźli w necie jakiś przekaz z teleskopu ogarniającego większą powierzchnię, z wciąż doskonałą rozdzielczością. Co kilka minut gasł kolejny rój. Naukowiec był już bezradny wobec tego fenomenu, wgapiając się wraz z innymi w ekran.

Największe stacje telewizyjne zaczęły przerywać swoje programy, aby pokazywać obraz nieba. Ekipa z CNN dojechała w międzyczasie do siedziby NASA w Waszyngtonie. Trochę trwało, zanim zostali wpuszczeni do środka. W końcu połączyli się na żywo. Przekaz ruszył na cały świat.

– Czy coś nam grozi? – zapytała od razu młoda reporterka dyrektora agencji, nie tracąc czasu na etykietę.

Stali w głównym holu, sala konferencyjna po północy była oczywiście zamknięta i nieprzygotowana na taki nagły najazd. Ochrona placówki zwarła szyki, widząc jak dobiegają też reporterzy z innych stacji, z wystawionymi przed sobą mikrofonami, jakby to był kluczowy atak piechoty na dawnym froncie, z bagnetami założonymi na lufy karabinów. Jay Henn, Dyrektor NASA spojrzał na lekko wystraszoną reporterkę.

– Nie sądzę – odparł spokojnie. – To, co widzimy, to tylko obraz. Gdyby rzeczywiście szło jakieś kosmiczne tsunami, pochłaniające kolejne galaktyki, musiałoby osiągnąć prędkość miliardy razy większą od prędkości światła. W naszym wszechświecie to fizycznie niemożliwe.

– Ale to się dzieje! Czy NASA nie jest w stanie wytłumaczyć tego zjawiska?

– Ludzkość nie wie wielu rzeczy. Nawet tego, skąd się wziął nasz wszechświat.

– Czyli nic nie wiemy? – zapytał ktoś z tyłu.

– Czy czeka nas zagłada? Jakie mamy szanse? – Dziennikarze zaczęli się przekrzykiwać.

Henn podniósł ręce prosząc o spokój.

– Proszę nie straszyć ludzi! – Uśmiechnął się. – Nie będę odpowiadał, jeśli nie będzie ciszy. Najpierw pani. – Wskazał na reporterkę CNN.

– Ile mamy czasu do uderzenia? To na pewno pana agencja już obliczyła – zapytała, gdy się wszyscy uciszyli.

Jej kamerzysta znieruchomiał, jakby filmował najbardziej płochliwe zwierzę świata z bardzo bliskiej odległości. Może nawet był świadom tego, że tak jak on, przed telewizorami zamarło w bezruchu ponad dwa miliardy ludzi. Świat wstrzymał oddech.

Dyrektor spojrzał na dziennikarkę. Najpierw chciał ją zbyć, miał zawsze przygotowane kilka kwestii na takie ofensywne pytania. Było jednak coś w jej oczach, bardzo dalekie od napastliwej retoryki. Ciekawość, zaufanie, inteligencja. Zatroskanie. Właściwie nie miało to już znaczenia.

– Około godziny – powiedział.

Kamerzysta poruszył się nerwowo. Komuś spadł dyktafon na podłogę.

– Dlaczego więc nie jedzie pan do swojej rodziny? – Skorzystała jeszcze z szoku i ciszy. Liczyła na jakieś wytłumaczenie, że jednak to nic takiego.

Henn zerknął w stronę obiektywu. Czerwona dioda jarzyła się nad czarnym szkłem, informując o wciąż aktywnym przekazie.

– Cokolwiek to jest, fala antymaterii, grawitacji, nieznanych cząstek, po prostu resetuje wszechświat. – Spojrzał znów na pytającą go dziewczynę. – Nie zdążę.

Patrzyli przez chwilę na siebie.

– Dziękuję – powiedziała dziennikarka i odwróciła się powoli do kamery.

Zazwyczaj dopowiadała kilka zdań na zakończenie relacji. Wszystko jednak nagle straciło sens – wyuczona radość i optymizm, udawane uśmiechy bądź wzburzenie, w zależności od sytuacji, mrugnięcia jednym okiem. Wokół niej wróciły krzyki. Harmider i tak zagłuszyłby jej komentarz.

– Czyli to koniec – powiedziała cicho i zasłoniła z emocji usta dłonią.

Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale stacja przerwała transmisję.

*

I tak staliśmy przed świtem, trzymając się za ręce. Śnieg jeszcze skrzył się w świetle księżyca, choć czerwone skrzydło już wstawało, wypierając czerń znad dalekich gór Jukonu. Gwiazd było jakby mniej, i nadziei. Świat zachwycał surowym pięknem, przypominając nam, czym jesteśmy. Czekaliśmy smutni, wpatrzeni w niebo, bezsensownie wierząc, że zauważymy tę chwilę. Na próżno.

 

Koniec

Komentarze

Ot, taka chwilowa sytuacja, w której widać najdalszych galaktyk. – coś tu się w tym zdaniu posypało, może czegoś zabrakło

 

Największe stacje telewizyjne zaczęły przerywać program – brzmi, jakby wiele stacji nadawało jeden program

 

Stali w głównym holu, sala konferencyjna po północy była oczywiście zamknięta i nieprzygotowana na taki wjazd. – jakoś dziwnie mi to brzmi

 

Czuję niedosyt. Brakuje mi jakiejś przyczyny, genezy znikania galaktyk. Brakuje mi emocji i klimatu. Tekst jest na nie za krótki i za szybko wszystko jest pokazane.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, dzięki!

W pierwszym wspomnianym zdaniu zabrakło “nie”, poprawiłem. I dalej:

Program – swoje programy, zamiast wjazdu – “nagły najazd”.

Ogólnie – właśnie nie chciałem wyoślić tej przyczyny. Tu istotny jest początek i koniec – kim jesteśmy w skali wszechświata. Dla zwykłego człowieka nie ma znaczenia czy zabiją nas jakieś cząstki jeszcze nie nazwane czy jakieś promieniowanie, czy też czarna bądź szara materia. O to chodziło.

Pozdrawiam!

Tak się domyślałam, bo inaczej początek i końcówka w zestawieniu z resztą nie miałyby sensu. Ale trochę właśnie ten środek zabił w moim odczuciu to wrażenie. Ale to tylko mój odbiór.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tekst faktycznie krótki ale nie uważam tego za wadę. Moim zdaniem możesz pójść w dwie (no może trzy strony). Nie odpowiadać na żadne pytania stawiając ich jeszcze więcej i poprzez zachowania, emocje bohaterów skłonić czytelnika do refleksji. Inna opcją jest rozbudowanie, robienie z tego opowiadania akcji o smutnym zakończeniu. Trzecią opcją jest synteza dwóch poprzednich (ale nie wiem czy to będzie dobre).

Nie wiem co chciałeś osiągnąć tym tekstem. Refleksję? Za mało kontekstu. Wzruszenie? Za mało emocji. Ukazanie beznadziejności świata i tego że człowiek jest bezbronny wobec sił kosmosu? Za mało rozbudowane.

To wszystko nie oznacza jednak że tekst jest zły. Jest dla mnie po prostu za mało rozbudowany.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

A mi z kolei zrobiło się bardzo emocjonalnie. Przemówiło do mnie. :) Nieuchronność zagłady i ta niewiadoma spotęgowały efekt. I te śpiące dzieci, których nie chcieli budzić. Jak mawiają w memach: right in the feels. ;) 

 

Zapis podobał mi się trochę mniej, ale nie przeszkodził w odbiorze:

 

Na początek interpunkcja:

– Dlaczego? – zapytała Sarah(,+) przytulając się mocno.

– Za duże powiększenie, dlatego widzimy tylko czarny obraz – zauważył przytomnie redaktor(,+) prowadzący rozmowę w studio.

Trochę trwało(,+) zanim zostali wpuszczeni do środka, w końcu połączyli się na żywo.

To zdanie lepiej by mi brzmiało, gdyby było rozbite na dwa.

Gdyby rzeczywiście szło jakieś kosmiczne tsunami(,+) pochłaniające kolejne galaktyki, musiałoby osiągnąć prędkość miliardy razy większą od prędkości światła.

Ochrona placówki zwarła szyki(,+) widząc(,-) jak dobiegają też reporterzy z innych stacji(,-) z wystawionymi przed sobą mikrofonami, jakby to był kluczowy atak piechoty na dawnym froncie, z bagnetami założonymi na lufy karabinów.

Nie jestem pewien, ale ja z interpunkcją bym zamieszał tak. :)

zapytała młoda reporterka dyrektora agencji, nie tracąc czasu na etykietę.

Zaznaczony fragment jest dla mnie trochę nieczytelny. Może tak: “Młoda reporterka skierowała pytanie do dyrektora agencji, nie tracąc czasu na etykietę.”?

– Ile mamy czasu do uderzenia? To na pewno pana agencja już to obliczyła – zapytała, gdy się wszyscy uciszyli.

Powtórzenie się zaplątało.

 

Ogólnie short bardzo mi się podobał. Pozdrawiam.

 

PS. No naprawdę dawno żaden tekst tak mnie nie poruszył! :D

Najpierw pani – wskazał na reporterkę CNN.

 

Jak dla mnie zły zapis dialogu. 

 

– Czy czeka nas zagłada? Jakie mamy szanse?– Dziennikarze zaczęli się przekrzykiwać.

 

Brak spacji. 

 

Podobało mi się. Świat, który się resetuje, trochę jak program komputerowy, nie patrząc na to jakie mamy plany i ważne “sprawy” do załatwienia. 

 

 

Bardzo dziękuję za komentarze i opinie (tu eKuba139 no i Śniąca).

Dodatkow dla FilipaPatryka Mikulskiego za wyłapane błedy (powinienem wrzucić na betę…)

Pozdrawiam !!

Masz fabułę, ale zabrakło ci bohaterów.

Rozpoczynasz od scenki osobistej, i jak mi się zdaje, kończysz tą samą parą, to ładna klamra, ale bohaterów wciąż przymało. Dołożyłbym ze dwie scenki z nimi, co wiąże się z tym, że opowiadanie bym rozbudował. Ważne też, by zagrożenie rosło. A wiesz, najlepiej się udaje, jak trafisz do emocji, trudno kiedy wiodących bohaterów co kot napłakał.

A zatem:

1, część środkową rozbij na dwa fragmenty, w pierwszym niech twoi wiodący bohaterowie, którzy na końcu patrzą w niebo, lekceważą zagrożenie. Ot, ciekawostka. Zerkną na telewizję, gdzie komentatorzy mądrzą się i błyszczą w świetle kamer, oglądaną przypadkiem, on niech powie:

– Kochanie, gwiazdy gasną.

– Co ty powiadasz?

– Naprawdę, posłuchaj.

I słuchają chwilę, ale bez wielkiego napięcia. Stopniuj zagrożenie.

A na zewnątrz dzieci się bawią, Dzieci zawsze wzmacniają przekaz emocjonalny, więc niech na przykład znieruchomieją i cały świat wokół nich. Ponadto to takie wprowadzenie odbiorcy w błąd, a po co ma wiedzieć przedwcześnie, że koniec świata dla wszystkich, niech podejrzewa co innego.

W drugim fragmencie podaj ten komunikat od NASA z mocnym przekazem, że świat się kończy, ona chce iść do dzieci, by je przytulić, on niech powie, że lepiej, by spały, zapewni, że zostanie z nią do końca.

2.drobiazgi, czyli, porozumiewają się bez słów, są dopasowani, dobrze im ze sobą, więc taki kres świata to dla nich krzywda.

3. Zakończ jeszcze mocniejszym osobistym przekazem.

czyli:

– Wiesz, że zawsze cię kochałem.

– I ja ciebie ko…

Takie urwanie wystarczy, wiadomo, co dalej.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Wszystko o czym piszesz dzieje się zbyt szybko, zbyt nagle. Nim zdążyło do mnie dotrzeć, że świat ginie, już była ostatnia kropka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jastek Telica

Tak, masz pewnie rację, dałoby się zrobić z tego normalne opowiadanie z większym udziałem głównych bohaterów. Fajnie to poukładałeś. Ja osobiście nie lubię jednak patosu “kocham cię w obliczu zagłady”, no i zarżnąłbym pewną melancholię. A geneza szorta jest taka, że najpierw mnie natchnęło z ostatnim akapitem, a potem dobudowałem tło. Twój komentarz jednak jest bardzo celny, nie widziałem tego z takiej perspektywy, będę o tym pamiętał gdy mnie znowu natchnie.

regulatorzy

Nieszczęścia często spadają jak grom z jasnego nieba, nie chciałem tego rozciągać. Tak jak pisałem powyżej, najważniejszy jest ostatni akapit, taka proporcja mi odpowiadała. Przykro mi, że się ogólnie nie spodobało, dziękuję za tę uwagę.

Pozdrawiam!!

Ależ, Idaho, to że odniosłam wrażenie galopującego tempa, wcale nie znaczy, że szort mi się nie spodobał. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Też uważam, że za krótko. 

W ogóle nie przepadam za szortami, bo gdy nie ma miejsca na złożoną fabułę, gdy brakuje przestrzeni na porządne rozwinięcie bohaterów, a i na solidne zbudowanie klimatu czasu nie zawsze stanie, jedynym, co czyni szort świetnym i niezapomnianym jest (obok znakomitego warsztatu oczywiście) jakiś klejnocik, bomba, oryginalny, zwalający z nóg chwyt, albo wspaniały pomysł. 

A tutaj jest trochę emocji, jest trochę nastroju zbudowanego na konfrontacji z nieuniknionym, ale o tajemniczej, nieuchronnej zagładzie powstało chyba więcej wszelakich maści utworów, niż wydrukowanych egzemplarzy Biblii. Trzeba czegoś naprawdę specjalnego, by zachwycić (ba, nawet zwrócić uwagę) czytelnika. "Na próżno" tego nie ma, co więcej cierpi na większość szortowych przypadłości, czyli pośpiech, prostota (choć ta nie zawsze jest wadą) i zdawkowo potraktowani bohaterowie. 

Ale warsztat masz dobry, tekst jest porządnie napisany, czytało się bardzo dobrze. A i (nie)przyjemnej melancholii było tam sporo, zwłaszcza, że taki koniec, w formie prostego wyciągniecia wtyczki, dużo smutniejszy jest niż efektowna, dramatyczna apokalipsa eksplozji. 

I choć ja się nie zachwycam, to innym tekst z pewnością może się podobać. Na pewno zasługuje na bibliotekę. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kolejna wariacja na temat “Gwiazdy” Herberta George’a Wellsa. Nie jest to wadą, w końcu nie istnieją w pełni oryginalne pomysły, oryginalne może być co najwyżej ich ujęcie. Jednak po “Melancholii” Larsa von Triera może być trudno wywołać należyte wrażenie tego rodzaju tematyką. Ale na przykład Arthur C. Clarke w opowiadaniu “Dziewięć miliardów imion Boga” wyszedł z podobnego, co Wells, punktu – czyli od zagrażającej Ziemi kosmicznej katastrofy – tyle że obrócił to zagadnienie o 180 stopni. Opowiadanie Clarke’a też jest już wprawdzie leciwe, ale pokazuje, że jak się zastanowić, to nawet z banalnego tematu można wyciągnąć coś oryginalnego.

Thargone – dzięki za komentarz i bibliotekę. Pośpiech w szorcie wynikał z założenia, że cała akcja trwa max kilka godzin, a dotyczyła skali globalnej. Nie widziałem jeszcze szorta, załóżmy na jedną stronę tekstu, z głębokim rysem psychologicznym kilku głównych bohaterów. Tak jak wielu uważa, ze mną zresztą włącznie, jest tyle opowiadań na temat zagłady, że czytanie kolejnego byłoby raczej nudne. Dlatego taki krótki tekst. Bardziej chodziło o nastrój z początku i końca niż opis techniczny.

 

Marcin Robert – również dziękuję za przeczytanie. Wymieniać można dalej i szerzej. Można, dla przykładu, powołać się na film “Ostatni brzeg”, skoro wspominamy von Triera. Dla mnie w tamtym filmie lepiej oddany był nastrój oczekiwania na apokalipsę, chociaż z innej przyczyny. Nie zamierzałem w tym szorcie odkrywać Ameryki, nie szukałem absolutnie nowatorskich pomysłów odnośnie potencjalnej zagłady. Chciałem pokazać nastrój chwili bezradnego oczekiwania na “zdmuchnięcie”, musiałem więc choć krótko opisać przyczynę.

 

Pozdrawiam!

Idaho, podobało mi się :-) ukazałeś kruchość ludzkiego życia zarówno w skali globalnej jak i jednostkowej. Pozdrawiam

Sprawnie napisane, ale chciałoby się czegoś więcej.

Oryginalne nie jest – “ty, ja i zagłada” to popularny motyw.

Jeśli dobrze zrozumiałam, gasły gwiazdy z różnych stron, obserwowane przez różne teleskopy. A taka sytuacja zawsze stroszy moje pióra – wracamy do starego przekonania, że Ziemia jest pępkiem Wszechświata. Strasznie zły i wielki rekin okrąża bezradną biedaczkę, połykając okoliczne świecidełka. No, nie widzę uzasadnienia dla takiego zagrania.

Co innego, gdyby jakaś amba zżerała gwiazdy poczynając od jakiegoś punktu. Na przykład od Galaktyki Andromedy. Na początku nikt nic nie zauważa. Potem astronom, potem amatorzy w odludnych miejscach widzą czarne kółko bez gwiazd. Kółko powoli rośnie. Wiadomo, że kiedy ogarnie cały horyzont, przyjdzie kolej także na nas…

Nie wyjaśniasz istoty zjawiska, pozostaje tajemniczym potworem przebranym w szatki SF.

Ale całość napisana na tyle dobrze, że można kliknąć.

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka