- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Makiaweliczna iluzja

Makiaweliczna iluzja

Makiaweliczna iluzja

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Makiaweliczna iluzja

W sali obrad rady gabinetowej miasta-państwa Tariont panowała jak dotąd cisza. Oczekujący na przybycie księcia uczestnicy zebrania siedzieli przy stole, pocąc się i ciężko oddychając, ponieważ dzień był wyjątkowo upalny. ­­­­­­Promienie słońca wpadały do pomieszczenia, rażąc niemiłosiernie usadowionego naprzeciwko okna marszałka Barsosa. Atmosfera była duszna, zmuszając obecną przy stole Natalię Tomnennę do wyciągnięcia wachlarza, a wspomnianego wojskowego do rozpięcia kołnierzyka. Jedyną osobą, która mimo wystawnego ubioru zachowywała się normalnie, był jego ekscelencja arcykapłan Tariontu.

– Widział któryś z panów ostatnio Nikodema? – spytała nagle Natalia, wyrywając pozostałych z zamyślenia.

– Nie – mruknął zza sumiastych wąsów marszałek Barsos. Jego głos był wyraźnie zirytowany. – I w ogóle mi go nie brakuje.

Arcykapłan pokręcił głową.

– Pytam, bo po tym jak zakazali mu wstępu do Belgardii w zeszłym tygodniu, nie zaszczycił nas już obecnością w radzie – ciągnęła Natalia stukając palcami w stół – a przez kilka ostatnich dni w ogóle nie widziałam go w pałacu.

– Mógł go w końcu zdjąć jakiś wywiad – stwierdził po chwili marszałek. – Jego robota nie należy do bezpiecznych. Pamiętam jak kiedyś…

– W mojej opinii szanowni państwo sprawa jest inna – odezwał się arcykapłan przerywając wywód wojskowego zanim zdążył się rozwinąć. – Doszły mnie słuchy, że po owym wspomnianym skandalu w Belgardii, miłościwie nam panujący wezwał go do siebie do gabinetu. – Duchowny popatrzył wymownie na puste miejsce przy stole. – Nie chciałbym broń Boże sugerować niczego niestosownego, ale od tamtej pory nie słyszałem żadnych pogłosek na jego temat. A na jego temat pogłosek nigdy nie brakowało.

– Właściwie to jakby się zastanowić… – Natalia odchyliła się na krześle, energicznie wachlując. – Książę też spędza w swoim biurze jeszcze więcej czasu niż zwykle. Dzisiaj jednak ma się pojawić na spotkaniu, więc może się czegoś dowiemy.

Ledwo Natalia zdążyła wypowiedzieć to zdanie, a drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka szybkim krokiem wmaszerował książę Konstanty IV. Obecni w sali wstali z miejsc. Znany z introwertycznego charakteru książę zwykle wchodził do pomieszczenia niemal bezszelestnie, tak że w zasadzie można go było nie zauważyć. Teraz jednak pojawił się w sposób dość spektakularny, powodując zakrztuszenie się marszałka Barsosa, pitą właśnie wodą.

– Właściwie, to jest tylko jeden temat, który chciałbym z wami poruszyć. – Książę usiadł i krótkim gestem dał znać pozostałym aby zrobili to samo. – Jeden z członków rady zaginął a my nie możemy ustalić co się stało. Jaki wizerunek sobie przez to budujemy? – Popatrzył na wszystkich po kolei. – Podpowiem wam, że nie najlepszy. Musimy znaleźć Nikodema żywego lub martwego. Z dwóch powodów. – Książę popierał swoją wypowiedź dość chaotyczną gestykulacją – Po pierwsze, najważniejsi ludzie w państwie nie mogą ginąć bez wieści i po drugie wie za dużo, żeby wpaść w ręce innych wywiadów.

Po tych słowach książę wyprostował się, krzyżując ręce na piersi i zerknął na ścianę naprzeciwko siebie.

– Słucham propozycji – rzucił, cały czas unikając kontaktu wzrokowego z rozmówcami.

– Paradoks sytuacja polega na tym wasza wysokość – odezwał się w końcu marszałek – że to Nikodem przeważnie zajmował się takimi rzeczami. Od tego ma całe te swoje służby.

– I co, bez niego one nie działają? Przecież miał zastępców i całą resztę.

– Tak, ale jak zapewne wasza wysokość pamięta, na prośbę marszałka Barsosa zmniejszyliśmy finansowanie służb wywiadowczych celem dozbrojenia marynarki wojennej – włączyła się Natalia. – W związku z tym, Nikodem w zasadzie sam prowadził większość spraw. Z różnym z resztą skutkiem.

Książę popatrzył krzywo na marszałka Barsosa, który przełknął ślinę.

– Czyli rozwiązanie jest jedno – stwierdził w końcu. – Musimy dofinansować departament Nikodema. Rozbudować jego struktury tak, żeby nawet bez niego były w stanie skutecznie działać. Mamy w budżecie jakieś niewykorzystane środki?

To pytanie skierowane było do Natalii, która odpowiedziała, nie zaglądając nawet do notatek.

– Generalnie cały budżet jest zagospodarowany – powiedziała po chwili. – Ostatnie dostępne środki przenieśliśmy na wspomniane już wyekwipowanie floty.

– A więc przygotuj nowe rozporządzenie, o przekazaniu tych środków na rzecz rozbudowania struktur wywiadu i kontrwywiadu – stwierdził książę pocierając brodę. – Niezwłocznie.

– Jak to! – Marszałek Barsos aż wstał z wrażenia a jego twarz zrobiła się nagle jeszcze bardziej czerwona. – Przecież jeszcze trzy dni temu zapewniał mnie wasza wysokość…

– Sytuacja się zmieniła panie marszałku. Musimy na to reagować. – To powiedziawszy, książę wstał z miejsca. – Z resztą spraw powinniście sobie dać radę sami.

Arcykapłan i Natalia wstali z miejsc, kiedy władca zdecydowanym krokiem wychodził z Sali, trzaskając za sobą drzwiami.

Członkowie rady gabinetowej usiedli na miejsca. Marszałek wciąż czerwony i z zaciśniętymi pięściami, arcykapłan w zamyśleniu gładzący brodę, a Natalia bez oznak jakichkolwiek emocji dolewająca sobie wodę z karafki.

– No i co powiecie? – spytała.

– Skandal – syknął marszałek. – Przerzucać tyle pieniędzy z armii na bezpiekę? To całkiem nie w jego stylu.

– O właśnie – powiedział arcykapłan – coś się w nim zmieniło.

– No, i w zasadzie nie powiedział nam o czym wtedy rozmawiał z Nikodemem – zauważyła Natalia. – Dziwna ta cała sytuacja.

Po chwili tego typu rozmowy przeszli do spraw państwowych. Kiedy jednak wychodzili, arcykapłan zatrzymał się na chwilę spoglądając na ścianę za sobą. Podczas rozmowy z księciem nie umknęło jego uwadze jak książę na nią zerkał. Nie przywiązywałby do tego wagi, gdyby nie wiedział, że ukryty był w niej judasz, przez którego można było obserwować salę obrad. W końcu pokręcił jednak głową i wyszedł z Sali. Niemożliwe przecież, żeby książę był przez kogoś kontrolowany.

 

Książę wszedł do swojego gabinetu, starannie zamknął za sobą drzwi i rzucił się na kanapę. Odetchnął głęboko i rozpiął kołnierzyk.

– I co? oglądałeś? – spytał, patrząc w sufit. – Jak mi poszło?

– Na razie cię kupują, ale postaraj się okazywać więcej jego cech.

Książę skrzywił z niesmakiem usta i spojrzał w stronę regału z księgami, gdzie na jednej z półek leżał wąż.

– Wyglądam na aktora? Nie szkolili mnie do takich akcji. – Mówiąc to, wstał i podszedł do ściany, na której wisiało lustro. – Mam nadzieję, że z czasem będzie szło łatwiej.

– Przyzwyczaisz się. Spokojnie.

W lustrze odbijała się twarz około trzydziestoletniego, ciemnowłosego mężczyzny z charakterystyczną blizną na policzku. Mężczyzna potarł w zamyśleniu brodę, co oczywiście powtórzyło jego odbicie.

– Mógłbyś zrobić tak, żebym przynajmniej ja sam widział siebie normalnie? – rzucił w stronę węża. – Strasznie dziwnie się z tym czuje.

– Jak chcesz, ale tylko na chwilę, bo powinieneś cały czas być w roli. Jak będziesz widział w lustrze prawdziwą twarz, będzie ci o to trudniej.

– W porządku.

Wąż zasyczał i w tym samym czasie książę poczuł lekki zawrót głowy. Kiedy jednak ponownie spojrzał w lustro, ujrzał innego człowieka. Jasne włosy, szare oczy i nieco niższy wzrost. Zobaczył więc swoją prawdziwą twarz. Twarz Nikodema z Sinope.

– Dalej nie wierzę, w to wszystko co się dzieje – powiedział, odchodząc od lustra i ponownie opadając na kanapę. – Jak ty to robisz?

Gdyby wąż miał taką możliwość, pewnie przewróciłby oczami.

– Przestań o to cały czas pytać. Ty się nie zastanawiasz jak oddychasz, prawda? Tak samo ja nie myślę o tym, jak wpływam na umysły ludzi. Po prostu robię to i już. A ty powinieneś być z tego najbardziej zadowolony. Jesteś teraz księciem.

– Fakt. – Uśmiechnął się Nikodem. – Bardzo fajne uczucie, mówię ci. Zwłaszcza patrzenie jak ta świnia Barsos od razu się miesza, jak tylko na niego krzywo popatrzę. – Zaśmiał się i założył ręce za głowę, wyciągając się na kanapie. – I pomyśleć, że gdyby Konstanty nie próbował mnie wygnać z miasta tamtego dnia, pewnie nie zdecydowalibyśmy się na ten przewrót.

– Ironia losu – mruknął w odpowiedzi wąż

Nikodem podniósł się i podszedł do zawalonego papierami biurka. W międzyczasie wąż spełzł z półki i przeniósł się na stojący na biurku globus.

– Więc tak – powiedział Nikodem, pocierając brodę – naprawiłem już sprawę z tym całym odcięciem funduszy wywiadowi. Przyszła więc pora na serio zająć się Belgardią. Mam zamiar dokończyć to, co zacząłem.

Wąż zacisnął swój splot wokół wyobrażenia ziemi i zasyczał.

– To nie jest nam teraz potrzebne – powiedział – Pojawiły się problemy wewnętrzne związane z powodzią w okolicach Aulonu. Trzeba najpierw jakoś ogarnąć sytuację z rolnikami, bo zaczną się bunty. Ponadto, związki chcą, żebyś zajął się sprawami odlewni w Karsonie.

– Czytałeś zapieczętowane listy? – spytał obruszony Nikodem – Nie przesadzaj z tym wtrącaniem się.

Wąż wysunął się nieco znad globusa, zbliżając zarazem łeb do twarzy nowego władcy.

– Nikodem nie denerwuj mnie – zasyczał. – Siedzimy w tym razem i nie będziesz mnie odcinał od informacji. Co więcej, nie po to osadziłem cię na tym stołku, żebyś załatwiał swoje sprawy z Belgardczykami. W ogóle zaczynam mieć wrażenie, że nie umiesz myśleć obiektywnie.

Udający władcę wstał, krzyżując ramiona.

– O co ci znowu chodzi co? Ledwo zaczęliśmy całą tę grę, a ty już zaczynasz?

To powiedziawszy, podszedł do okna, spoglądając z góry na miasto. Po chwili przekręcił głowę, spoglądając kątem oka na węża, który w międzyczasie rozpoczął czytanie, leżących na biurku dokumentów.

– Przewrót w Belgardii spowoduje chaos, co z kolei oznacza dla nas masę korzyści – powiedział w końcu. – Będziemy w stanie przejąć ich kontrakty zagraniczne na sprzedaż żywności, zajmiemy mocniejszą pozycję w sojuszu z pozostałymi państwami unii i utniemy głowę ich agenturze w naszych granicach. W końcu naprawdę mam na coś wpływ i coś mi się udało, więc nie zamierzam tego zepsuć.

Wąż podniósł głowę znad dokumentów i lekko ją przekrzywił, spoglądając Nikodemowi w oczy.

– Nie wykorzystamy tego wszystkiego jeśli Tariont rozwali się od środka.

– Aj tam, nie przesadzaj. Na pewno nie jest aż tak źle.

– Wygląda na to, że poświęcam naszej sytuacji dużo więcej uwagi niż ty. Skoro już przy tym jesteśmy, to nie tylko twój stosunek do Belgardii jest dla mnie wątpliwy – stwierdził – ale teraz idź. Jesteś, jak mi się zdaje, umówiony na kolację.

– Czekaj, czekaj – powiedział Nikodem, zanim wąż zdążył od nowa zagłębić się w lekturze. – Lepiej wyjaśnijmy to od razu. Co ci jeszcze nie pasuje?

Wąż ponownie podniósł głowę. Wydawał się już lekko zniecierpliwiony. Na ile jest to oczywiście możliwe w przypadku gada.

– Jestem na tym dworze już od jakiegoś czasu – powiedział. – Potrafię robić różne dziwne rzeczy. Najlepszy jestem jednak w obserwacji, dzięki temu wiem, za kim wodzisz wzrokiem. Nie sądziłem jednak, że to jest aż tak poważne, a obecnie, spędzasz z nią zdecydowanie zbyt dużo czasu. Konstanty tak nie robił. Jak tak dalej będzie, ona może się czegoś domyślić.

Nikodem nie odpowiedział, tylko nerwowo przygryzł wargę.

– Ale teraz to przecież twoja żona, prawda? – kontynuował wąż – Więc powtarzam: idź, bo jak sam się spóźnisz, to zepsujesz księżnej jej własne teatralne spóźnienie.

 

Szczęśliwie nie zepsuł Aleksandrze jej teatralnego spóźnienia. Po dwudziestu minutach siedział w Sali jadalnej, nerwowo uderzając palcami o blat stołu, z kolei ona zjawiła się około piętnastu minut po czasie. Kiedy weszła, Nikodemowi jak zawsze na jej widok serce zabiło mocniej. Wyglądała przepięknie w niebieskiej sukni, z długimi do ramion blond włosami. Przywitała go pocałunkiem w policzek, po czym oboje usiedli.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedziała z uśmiechem. – Sprawy państwowe, sam rozumiesz.

– Oczywiście – powiedział Nikodem, przekrzywiając głowę.

– Ej no – żachnęła się ostentacyjnie – tym razem to już naprawdę.

– Dobrze, dobrze. – Nikodem nie mógł zareagować inaczej niż uśmiechem. Jego mimikę powtarzała nałożona na niego iluzja. – Czego dotyczyły?

– Wizyty w Belgardii, pamiętasz? Prosiłeś, żebym zajęła się szczegółami.

Nikodem potarł nerwowo brodę. Nie pamiętał. Pewnie było to jeszcze zanim przejął rządy w państwie.

– Będziesz bardzo zła, jeśli powiem, że ten czas był raczej zmarnowany?

Teraz to Aleksandra przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy.

– Jednak się tam nie wybieramy?

– Nie. Niedługo mogą tam zajść wydarzenia, z którymi wolałbym, żebyśmy nie byli kojarzeni.

– Ach tak – powiedziała, wykrzywiając lekko swoje idealne usta – i nie mogłeś mi tego powiedzieć, zanim zmarnowałam na to kilka dni?

Nikodem nachylił się nad stołem, ujmując Aleksandrę za rękę. Serce waliło mu dużo szybciej niż zwykle. Ostatnie czego chciał to ją rozczarować.

– Wiem, że powinienem. Przepraszam, ale całkiem wyleciało mi z głowy, że aż tyle na to poświęcasz. Jakoś ci to wynagrodzę. Obiecuję.

Księżna uśmiechnęła się ponownie, dzięki czemu Nikodemowi z serca spadł prawdziwy kamień.

– No dobrze, już się tak nie stresuj. Ostatnio w ogóle zachowujesz się dziwnie.

Kamień, który dopiero co spadł z serca Nikodema, jakby od nowa wskoczył na swoje poprzednie miejsce.

– Nie, skąd – powiedział z wymuszonym uśmiechem. – Nie słyszałaś, że mężczyźni się nie zmieniają?

Zaśmiała się i spojrzał mu w oczy.

– A jednak, u ciebie chyba właśnie tak się stało – powiedziała. – Powiedz mi proszę o co z tym chodzi.

Mimo całego dnia spędzonego w największym napięciu, to właśnie teraz stres sięgnął u Nikodema zenitu.

– Wiesz… – zdołał w końcu powiedzieć – Zdałem sobie sprawę, że ten gość, którym byłem wcześniej, zdecydowanie nie doceniał tego, co ma. – Ścisnął jej dłoń nieco mocniej. – To się teraz musi zmienić.

Aleksandra nie odpowiedziała, ale Nikodem widział, że trafił idealnie. A więc rzeczywiście, najlepiej jest mówić prawdę.

 

Kilka dni później

Wąż siedział na parapecie w gabinecie księcia. Spoglądał przez okno, co jakiś czas wysuwając język, co w jego przypadku oznaczało z reguły głębokie zamyślenie. Ostatnie tygodnie były dla niego bardzo udane. Obalił księcia i przejął faktyczną władzę w Tarioncie. Jak dotąd wszystko szło nieźle, ale pojawiła się również pewna przeszkoda i właśnie zmierzała do gabinetu.

Nikodem wszedł z rozmachem do środka i podszedł do okna z nietęgą miną.

– No co chciałeś? – spytał, kiedy wąż nie rozpoczynał rozmowy. – Wyrwałeś mnie ze spotkania.

– Wiem – stwierdził gad – ostatnio ciężko zastać cię w innej sytuacji niż, jak to ujmujesz, na spotkaniu.

– Co ci się znowu nie podoba?

Wąż odwrócił głowę, spoglądając na Nikodema. Rzecz jasna on widział normalnie przez własną iluzję i mógł łatwo dostrzec napięcie na twarzy wspólnika.

– Dotarł do mnie raport, który mnie zainteresował – powiedział wąż. – Przeczytałem w nim, że do Belgardii wysłana została sporej wielkości delegacja kapłanów pod osobistym przewodnictwem arcykapłana. Ponadto w składzie rzeczonej delegacji dostrzegłem mnóstwo ciekawych osób powiązanych z twoją poprzednią robotą.

Nikodem wzruszył tylko ramionami w odpowiedzi.

– Wydawało mi się, że zgodnie z umową takie rzeczy mieliśmy załatwiać wspólnie. – stwierdził wąż. – Rozmawialiśmy o tym już wcześniej Nikodem i potwierdzasz moje najgorsze obawy.

– Że co jeszcze raz?

Gdyby wąż mógł westchnąć i przewrócić oczami, z całą pewnością skorzystałby z tej możliwości teraz.

– Wpływają na ciebie emocje. Za dobrze czujesz się w nowej roli i chcesz ją wykorzystać do naprawienia reszty twojego życia. Nie tak się umawialiśmy.

– Przestań pieprzyć dobra? Wszystko ze mną w porządku. – warknął, wyraźnie już podenerwowany.

Popatrzył przez chwilę w okno i zaczął bardziej pojednawczym tonem.

– Wiem wiem, powinienem ci o tym powiedzieć, ale już wyraziłeś swoje zdanie na ten temat. A ja naprawdę uważam, że ta sprawa jest najważniejsza dla naszego dalszego rozwoju. – Usiadł na kanapie i złączył dłonie. – Dobra. Powiedzmy, że to będzie nowy start. Od tej pory decyzje naprawdę podejmujemy wspólnie. I wszyscy będą szczęśliwi.

Wąż odwrócił głowę z powrotem w stronę okna, wysuwając język.

– No dobrze – powiedział – to możesz chyba już wracać, a ja przygotuję ten dekret o podatku spadkowym.

– Dzięki.

Nikodem już zbierał się do wyjścia, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę.

– Zawsze mnie to zastanawiało, jak ty właściwie piszesz?

Wąż zasyczał przeciągle, co w jego przypadku można uznać za coś w rodzaju śmiechu.

– To nie jest moja jedyna postać. W razie potrzeby mogę sobie umożliwić pisanie.

– To dlaczego akurat wąż?

Wąż zastanowił się przez chwilę.

– Chyba tak wydało mi się najbardziej trafnie. Ze względu na symbolikę i w ogóle.

Nikodem uśmiechnął się i pokręcił głową. Nic już jednak nie powiedział, tylko wyszedł szybkim krokiem, spiesząc się na kawę z Aleksandrą.

Wąż tymczasem nie zmienił miejsca pobytu. Siedział dalej na parapecie, skąd miał widok na zamkowy ogród i stolik, przy którym siedziała księżna, a po kilku minutach dołączył do niej Nikodem pod zmienioną postacią. Z wyrazu twarzy gada nic oczywiście nie można było wyczytać, ale w jego głowie zapadła właśnie ważna decyzja.

 

– No chodź, jeszcze tylko kawałek – powiedziała zdyszana Aleksandra, ciągnąc Nikodema o wyglądzie księcia po schodach.

W końcu dotarli do drzwi i wyszli na szczyt wieży obserwacyjnej. Była to najwyższa wieża w mieście, z której rozciągał się najpiękniejszy widok na całą stolicę. Aleksandra oparła się o mur, próbując uspokoić oddech. Spojrzała ze zdziwieniem na Nikodema.

– W ogóle się nie zmęczyłeś? Skąd u ciebie taka kondycja?

Nikodem odchrząknął nerwowo.

– Hmm, nie wychodziliśmy wcale tak szybko.

Aleksandra zmrużyła oczy, ale nie odpowiedziała, tylko podeszła do blanków, którymi otoczony był szczyt wieży. Nikodem zrobił to samo, obejmując ją ramieniem. W takich momentach był chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przestało mu nawet przeszkadzać to całe udawanie. Chciałby, żeby te chwile trwały możliwie jak najdłużej.

– No tak, widok jest świetny, trzeba przyznać – powiedział po chwili.

– Mój ulubiony – odparła księżna. – Przychodziłam tu wiele razy ze szkicownikiem, ale nigdy nie wyszło mi nic godnego uwagi.

– Niemożliwe – stwierdził szczerze Nikodem – uwielbiam twoje prace.

Zwrócili się twarzami do siebie. Dzisiaj też wyglądała niesamowicie. Nikodem nie mógł oderwać od niej wzroku. Pomyślał sobie, że warto byłoby chować się pod tą iluzją choćby do końca życia, żeby tylko móc być blisko niej.

Nagle jej twarz zmieniła się całkowicie. Piękny uśmiech został zastąpiony przez wyraz przerażenia i niedowierzania.

– To ty? Jak to przecież…

– Co się stało? – Nikodem próbował ująć ją za rękę, ale ona odepchnęła go i cofnęła się o krok, przez to wychyliła się nieco bardziej poza krawędź blanków. Za daleko.

 

Nikodem siedział na kanapie ze szklanką jakiegoś alkoholu w ręce. Od momentu wejścia do gabinetu nie powiedział nic. Wąż również nie kwapił się do rozpoczęcia rozmowy. On z kolei leżał zwinięty na biurku i obracał globus ogonem.

– Wiesz co? – powiedział w końcu Nikodem zachrypniętym głosem. – Powinienem ci teraz urwać głowę, albo nie wiem, rozwalić o ścianę. – Upił łyk ze szklanki. – Ale nawet na to nie mam już ochoty. Wygląda na to draniu, że znowu miałeś racje. Odkąd wypadła z tej cholernej wieży wszystko jest bez sensu.

Wąż zachowywał się tak, jakby nie słyszał wywodów Nikodema.

– Mój zamach stanu w Belgardii pewnie też nie dojdzie do skutku, co?

Tym razem wąż pokiwał głową.

– Świetnie. Nie dość, że to całe moje szczęście nie było prawdziwe i mogło prysnąć w jednej sekundzie, to jeszcze moja władza cały czas była fikcją.

Dopił to, co zostało ze szklanki i rozwalił ją o ścianę naprzeciwko.

– Dlaczego właściwie? Czemu zdjąłeś tę iluzję w takim momencie?

Wąż przestał kręcić globusem i wbił w Nikodema wzrok.

– Okoliczności się zmieniły. Na pewno wiesz. Sam miałeś na to wpływ.

Nikodem pokręcił głową.

– Układ mieliśmy dobry. Nie rozumiem. Aż tak ci to przeszkadzało? Było nie było rządziłeś całym państwem.

– Fakt. Układ był nawet bardzo dobry. Problem w tym, że iluzja stała się dla ciebie ważniejsza niż rzeczywistość. W takiej sytuacji niedługo przestałaby ci wystarczać i ujawniłbyś jej wszystko. Układ nie mógł długo przetrwać, więc musiałem zmienić status quo.

Nikodem oparł głowę o kanapę.

– To były moje najlepsze dni w życiu, więc w sumie chyba było warto.

Sięgnął po leżący obok siebie sznur. Potarł go chwilę palcami po czym zaczął zwijać pętle.

 

Książę Konstanty IV był już trochę zrezygnowany. Nie przychodziły mu już do głowy kolejne sposoby, jakimi mógłby się wydostać z celi. Położona była głęboko pod zamkiem. Jedyne wyjście wiodło przez korytarz, który prowadził prosto do ukrytego wejścia w gabinecie. Była to zresztą cela, którą sam zaprojektował i rozkazał wykonać na wszelki wypadek. Zaistniałą sytuację trudno było przecież przewidzieć.

Władca siedział więc przy ścianie i gapił się bezmyślnie na wodę kapiącą z zakratowanego okna. W Tarioncie rzadko padało, więc wokół zjawiska deszczu narosło wiele opowieści. Większość z nich mówiła o tym, jakie to ważne dla całego kraju rzeczy dzieją się w deszczowe dni. Książę nie wierzył za bardzo w takie rzeczy, ale siedząc w celi, pomyślał sobie, że dobrze by było, gdyby to jednak był jakiś znak.

– Mocno dzisiaj pada. – Rozległ się nagle cichy głos.

Książę odwrócił głowę w stronę wyjścia na górę i zobaczył węża owiniętego wokół krat.

– Wiesz co mówią na temat deszczu, prawda? – kontynuował gad – Nie możesz tego pamiętać, bo byłeś nieprzytomny, ale jak cię tu zamykaliśmy też właśnie zaczynało padać.

– Powinienem się domyślić, że to ty za tym wszystkim stałeś – powiedział po chwili książę – chociaż tak naprawdę wiele by to nie zmieniło.

– Zgoda, że podsunąłem pomysł Nikodemowi, ale plan był już jego.

Książe skrzywił się z niesmakiem.

– Przyjąłem cię na swój dwór i dałem wpływ na sprawy państwa, a ty w zamian zamknąłeś mnie w celi. Jesteś niemożliwy.

– Nie jestem w tym zamku zbyt długo – stwierdził wąż – ale już teraz widzę, że wszyscy bardzo łatwo wpadają tutaj w złudzenia. Może dlatego tak dobrze mi się tutaj działało. Ja was tylko lekko popychałem, a wy sami już pogrążaliście się w tym co chcieliście widzieć. Nikodemowi bardzo, a nawet za bardzo spodobało się życie, które prowadził w iluzji, a ty pomyślałeś sobie, że jesteśmy przyjaciółmi czy czymś takim, dlatego że pomagałem ci na początku. Dajcie sobie ludzie spokój.

– Jakie życie w iluzji? – spytał książę, marszcząc brwi – Coś ty tam narobił, jak mnie nie było?

Wąż opowiedział, jak sprawy wyglądały obecnie, na co książę nie zareagował w znaczący sposób, mimo że teoretycznie były to sprawy znaczące dla jego życia.

– No i co teraz?

Wąż przekrzywił lekko głowę, po czym machnął ogonem, otwierając drzwi celi. Książe zareagował na to uniesieniem brwi.

– Co to ma znaczyć?

– Widzę, że po kilku tygodniach w zamknięciu trochę obniżyły ci się zdolności poznawcze, więc pozwól, że nakreślę ci krótko ten obraz. Sytuacja w państwie wygląda coraz lepiej, co pokazują również statystyki. Potencjalne zagrożenie dla twojej władzy wisi na żyrandolu w twoim gabinecie. Do tego, niejako w ramach bonusu, twoje niezbyt udane polityczne małżeństwo właśnie ustało wskutek nieszczęśliwego wypadku. – Gdyby wąż posiadał ramiona, najprawdopodobniej by nimi wzruszył. – Powinieneś mi podziękować.

Książę wstał powoli, ale jeszcze nie wyszedł z celi. Oparł się ramieniem o ścianę.

– A co z tobą?

– Szczerze mówiąc, – Wąż spełzł z krat i zatrzymał się w drzwiach celi. – mam was wszystkich dość. Ludzie są niereformowalnie głupi i nielogiczni. Przez jakiś czas muszę od was odpocząć.

– To po co niszczyłeś tę jego iluzje? Mogłeś go przecież zostawić i sobie po prostu odejść.

– Może kiedyś będę chciał wrócić i wolałbym, żeby to miasto jeszcze istniało.

Po tej wypowiedzi obaj zaczęli przemieszczać się w stronę wyjścia z lochu.

– Czyli – stwierdził po chwili Konstanty – porzucasz znakomity układ, w którym współrządzisz państwem, bo, jak to ująłeś, masz dość ludzi i chcesz od nich odpocząć. – Wąż skinął głową potakująco. – A mimo to uważasz, że jako jedyny działasz racjonalnie?

Wąż nie odpowiedział, ale od tej pory znacznie częściej wysuwał język, co w jego konkretnym przypadku oznaczało z reguły głębokie zamyślenie.

Koniec

Komentarze

Organicznie nie znoszę marszałków, księżniczek, paziów i innych kniaziów, ale ujęła mnie postać gadającego węża:)

Dzięki :)

MM99

 

Napisałeś o pałacowym przewrocie, intrygę polityczną inspirowaną przez niezwykłe stworzenie w realiach bliżej nieokreślonego dworu i świata. Mam wrażenie jednakże, że makiawelizm gadziny i rozwijający się spisek musiałeś bardzo gwałtownie zakończyć ze względu na obowiązujący w konkursie limit znaków, przez co całe opowiadanie widocznie ucierpiało: zakończenie wydało mi się letnie, wręcz nijakie, a pointa rozczarowująca.

 

Jeżeli chodzi o stronę techniczną, to prawdopodobnie przydałaby się redakcja i troche korekt, ale czytanie nie sprawiało mi bólu. Widać, że posługujesz się językiem dość sprawnie, potrafisz skonstruowac zawiązanie akcji i wprowadzić bohaterów wyraźnych, różniących się od siebie (choć opartych na kliszach) i przedstawić dla części z nich motywacje, odkrywając je w trakcie tekstu. Porzucasz jednakże wątek konfliktu admirała z bezpieką i po pierwszej scenie spychasz sprawy państwa w tło, niejasne tez są powody, dla których ów gadający wąż miałby się wtrącać w sprawy tego właśnie królestwa i miasta – to tak żeby wymienić najistotniejsze braki, które sprawiły, ze trudno mi mówić o zadowoleniu z lektury.

 

Jeśli przyjmiesz sugestię, to proponuję, byś rozpisał tę opowieść tak, jak ci w głowie tkwiła, nie kiełznając jej limitem znaków w konkursie. Mam wrażenie, że byłaby wówczas o wiele bardziej interesująca dla czytelnika.

 

Pozdrawiam i pisz dalej!

Dzięki za uwagę.

Sympatyczne :)

Interesujący rozwój wątku i trafne użycie konkursowego hasła. Atmosfera intrygi wciąga, ale zostaje ucięta mieczem obosiecznym limitu smiley Ponieważ pomysł jest fajny, może rozważ rozwinięcie tej historii już tak pozakonkursowo.

Rozważę, dzięki :)

Przede wszystkim sądzę, że to nie jest właściwy konkurs dla tego tekstu. Mamy tu intrygę dworską – nie mamy zaś atmosfery groteski i absurdu, surrealistycznej, ale trzymającej się kupy fabuły, ciężkiej atmosfery, braku wiary w prawdziwość rzeczywistości charakteryzującej weird fiction. Iluzja owszem, jest, wyrażona w sposób dosłowny jako czar iluzoryczny węża motywującego agenta wywiadu do knucia. Nie mam jednak wrażenia, by zaplanowana intryga – w gruncie rzeczy bardzo prosta: zamknięcie w odosobnieniu księcia – urastała do rangi makiawelizmu.

Widać tu sporo dziur i nieścisłości logicznych, jak chociażby fakt, że wąż jest wężem „zgodnie z symboliką” – symbolika zaś jest oparta na tradycji chrześcijańskiej (wprost wynika z księgi Rodzaju), a nie wiemy, czy przedstawiony świat fikcyjnych państw w ogóle przewiduje jakiś chrześcijanizm. W świetle końcówki postać węża też wydaje mi się nielogiczna – przedstawiasz niekonsekwencję jego działania, ale ta niekonsekwencja nie jest podbudowana żadnym wydarzeniem, nie płynie też z niej żaden komentarz. Uniwersum stworzyłeś bogate i szeroko zakrojone, niestety z powodu krótkości formy i związanego z nią skromnego opisu nie jestem w stanie należycie przejąć się polityką miasta-państwa Tariont, a zatem wynikającymi z niej losami bohaterów.

Samo zagranie bohaterami jest w moim odczuciu także stereotypowe: jest książę, jest szpieg, jest wąż i jakaś kobieta, której funkcją jest być kochaną przez protagonistę. Raczej nic odkrywczego i ciekawego nie zostało powiedziane w tym aspekcie.

Językowo jest umiarkowanie, z licznymi potknięciami interpunkcyjnymi i wciąż jeszcze mało zindywidualizowanym językiem.

Podsumowując: poprawnie napisane opowiadanie raczej w typie fantasy dworskiego, w moim odczuciu rozmijające się z gatunkiem, dla którego dedykowany był konkurs.

Sympatyczna opowiastka.

Też mi się wydaje, że kurtyna na koniec spada przedwcześnie.

Interpunkcja kuleje na obie nogi.

Dość banalna historia, podsumowujesz ją: „Ludzie są głupi i nielogiczni”. Gadający wąż to za mało na absurd i za prosto na weird. Jeśli chodzi o machiawelizm, był okej, ale liczyłam na coś więcej niż zamach stanu i gorzką krytykę ludzkości. Narracja prosta, konsekwentnie wyjaśniająca wszystko: „Ostatnie tygodnie były dla niego bardzo udane. Obalił księcia i przejął faktyczną władzę w Tarioncie. Jak dotąd wszystko szło nieźle”; podłego węża wyobrażam sobie nieco bardziej zdystansowanego, wyniosłego i zdecydowanie nie „raportującego” w ten sposób swoich poczynań.

„– Czyli – stwierdził po chwili Konstanty – porzucasz znakomity układ, w którym współrządzisz państwem, bo, jak to ująłeś, masz dość ludzi i chcesz od nich odpocząć. – Wąż skinął głową potakująco. – A mimo to uważasz, że jako jedyny działasz racjonalnie?”

Konstanty ma rację, nie ma to za wiele sensu.

Zakończenie bez konkretnego podsumowania, satysfakcji. Humor w porządku.

Nowa Fantastyka