- Opowiadanie: Serginho - Czarne serce (VINNRED & VESTEL) (cz. 1)

Czarne serce (VINNRED & VESTEL) (cz. 1)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czarne serce (VINNRED & VESTEL) (cz. 1)

Kolejne opowiadanie o Vestelu i Vinnredzie, bohaterach znanych ze "Strasznego Dworu" (kto czytał, ten wie :P). Klasyczne fantasy, przeniesione obecnie na łono świata, który wymyśliliśmy wespół z Żoną. Jeśli nie podobają Ci się takie klimaty, po prostu nie czytaj, by nie marnować swojego i naszego czasu.

 

CZARNE SERCE ( Z SERII: VINNRED & VESTEL)

 

Opuściliśmy przeklętą posiadłość Vorhaven i skierowaliśmy się do Hartwall, stolicy Zjednoczonego Królestwa. Niemal przez całą drogę do miasta milczałem, pogrążony we własnych rozmyślaniach. Ramię w ramię ze mną podążał czarodziej, który okazał się być wampirem, a także uratowana przez nas dziewczynka, znająca skądś moje nazwisko i mająca jakieś informacje na temat mojej przyszłości. To wszystko zdaje mi się koszmarnym snem. Mroczną marą, która jednak ma swoje miejsce w ponurej rzeczywistości.

 

Nie wiem, co zrobić z tą niewygodną wiedzą. Jestem rozdarty. Z jednej strony, Vinnred uratował mi życie i jestem jego dłużnikiem, z drugiej jednak – płynie w nim przeklęta krew, a ja nie mogę mieć żadnej pewności, czy czarodziej rzeczywiście pracuje dla Króla Trzech. Jako porządny obywatel powinienem zgłosić to odpowiednim władzom, tylko czy naprawdę chcę? Umysł podpowiada jedno, serce drugie. Ojciec zawsze mnie uczył, żeby być lojalnym wobec ludzi, którzy walczą z tobą ramię w ramię, a już tym bardziej, gdy ratują ci życie. Ciekaw jestem, co by powiedział teraz, gdyby był na moim miejscu. Zapewne sam nie wiedziałby, co począć dalej.

 

No i jeszcze ta dziewczynka, która przyprawia mnie o ciarki na plecach. Jej obecność działa na mnie gorzej, niż towarzystwo zgorzkniałego Vinnreda. W czasie popasów nie mogłem znaleźć sobie miejsca – cały czas przyglądała mi się posępnym, przenikliwym wzrokiem, jakbym był jej najgorszym wrogiem. Gdy chciałem się czegoś dowiedzieć na temat przepowiedni, zbywała mnie ciągle tym samym stwierdzeniem: „Wróci na końcu, to co było na początku”. Niepokoją mnie jej słowa, mimo, że zwykle jestem sceptyczny jeśli chodzi o takie rzeczy. Nie mam pojęcia, co to może oznaczać. Nigdy nie byłem ucieleśnieniem wszelkich cnót, ale Ilse wyglądała mi na jakąś małą wiedźmę i czuję, że nie mówi o sobie wszystkiego. Czasami wpada w dziwny, pozazmysłowy trans i wygaduje rzeczy, od których każdy normalny obywatel Inry już dawno by zwariował.

Według jej słów, najgorsze miało dopiero nadejść…

 

Z pamiętnika Vestela Orlandoniego, suryjskiego szermierza, zwadźcy i awanturnika.

* * *

Orlandoni siedział w „Tłustej Świni”, opróżniając kolejny kufel złocistego napoju. Karczma była średniej jakości, jednak jak na standardy stolicy rzadko dochodziło tutaj do jakichkolwiek potyczek, dlatego szermierz i czarodziej się w niej zatrzymali. Vestel zdecydowanie na to nalegał, gdyż po ostatnich wydarzeniach, musiał się wyciszyć i poukładać kilka rzeczy, a spięcia z lokalnymi pijusami, którzy po kilku piwach stawali się odważnymi wojownikami nie były mu na rękę. Jakiś czas temu śmiałby się sam z siebie witając tak spokojną gospodę, jednak teraz musiał odpocząć i uporządkować myśli. Ostatnio działo się zbyt dużo, nawet jak na żądnego przygód zwadźcę – nawiedzony dwór, żywe trupy i potworne zwierzęta. Szermierz wciąż miał przed oczami ich gorejące, szkarłatne ślepia łaknące krwi. Nauczony doświadczeniem ostatnich dni, gdy tylko pojawił się w Hartwall, udał się na plac targowy, gdzie zakupił piękny pistolet skałkowy i dwadzieścia sztuk amunicji do niego. Przynajmniej teraz będzie mógł pozbawić kogoś życia nie ruszając się z miejsca.

 

Vinnred na wstępie postanowił odprowadzić Ilse do jej ciotki, a szlachcic w duchu podziękował mu za to. Ta mała wiedźma działała mu na nerwy, a co gorsza, wywoływała w nim dziwny niepokój i chłód. Zwłaszcza przy swoich nienaturalnych, traumatycznych wizjach, gdzie świat chylił się ku zagładzie i nadciągało czyste zło. Vestel musiał przyznać, że tatuś dziewczyny nieźle ją wcześniej oćwiczył, skoro miała takie widzenia. To było dziwne, a już tym bardziej zachowanie czarodzieja. Orlandoni w czasie ich drogi przyłapał go raz czy dwa, gdy na uboczu rozprawiał o czymś z młodą wiedźmą. Suryjczyk podświadomie czuł, że wpakował się w coś większego i za nic w świecie nie mógł pozbyć się tej myśli z własnej głowy.

 

Skończył dopijać czwarte piwo, by zagłuszyć ostatnie wydarzenia, gdy drzwi karczmy otworzyły się nagle i wpadła przez nie jakaś czarnowłosa kobieta. Początkowo Vestel nie zwracał na nią zupełnie uwagi, pogrążony we własnych rozmyślaniach, jednak gdy tuż za nią, niczym burza, wparował barczysty, łysy drab, szermierz dyskretnie, znad pustego kufla, przyglądał się sytuacji. Wielki niczym szafa mężczyzna chwycił kobietę energicznie za ramię i przyciągnął do siebie. Rozmawiali przez chwilę cichym, pełnym gniewu głosem. Na pierwszy rzut oka widać było, że niewiasta nie miała ochoty na jego towarzystwo. Nagle przeniosła wzrok na siedzącego w kącie sali Vestela i uśmiechnęła się do niego nieco na siłę. Przyjrzał jej się dokładniej. Była zgrabna, wąska w talii, a przez błękitną koszulę widać było dokładny zarys jej dużych piersi. Ciemne oczy bystro lustrowały otoczenie, a prosty, niewielki nosek i wąskie usta podkreślały jej urodę. Nie była pięknością, ale zdecydowanie wyróżniała się na tle innych kobiet. Jej ciemnokasztanowe włosy opadały delikatnymi falami na smukłe ramiona.

 

– Tu jesteś, wszędzie cię szukałam, kochanie! – powiedziała, ruszając w kierunku stolika zajmowanego przez Orlandoniego. Odsunęła krzesło, przysiadając się. – Weź powiedz temu durniowi, że nie mam dla niego czasu… Nie zamówiłeś mi jeszcze niczego? Ech, mężczyźni – prychnęła i spojrzała znacząco na draba.

Tamten tylko coś mruknął pod nosem i wpatrując się morderczym wzrokiem w chłodne oczy Vestela, opuścił gospodę. Kobieta odetchnęła z ulgą.

– Uff, wybacz, ale miałam go już dość, a bez twojej 'pomocy' chyba by się nigdy nie odczepił. Czy wino ci to wynagrodzi? – zapytała, uśmiechając się niepewnie.

– Wino? – mruknął. – Wino może być jedynie wstępem do dalszych ciekawych wydarzeń dzisiejszej nocy… Jeśli oczywiście nie jesteś tak cnotliwa jak twój goryl, który zląkł się zaledwie mojego wzroku. – Vestel szydził z mężczyzny, który przed chwilą wyszedł z sali, a chwilę później urządził sobie wzrokową wycieczkę po kształtach nieznajomej. Spojrzał najpierw po wydatnych piersiach kobiety, a następnie pewnie w jej oczy. Humor nieznacznie mu się poprawił.

– Skoro Wenus skrzyżowała nasze drogi, to może mi powiesz, jak masz na imię, bella?

Kobieta zmarszczyła brwi.

– Chyba jednak pomyliłam cię z kimś innym – odparła. Jak na jej gust, Suryjczyk niczym się nie różnił od tego, który dopiero co się od niej odczepił. Jedyną różnicą był fakt, iż tak nie śmierdział.

– A ja sądzę, że jednak nie. Widziałem w twoich oczach, że miałaś już dosyć towarzystwa tego dryblasa.

– Aleś ty spostrzegawczy, panie… – Urwała, dając mu do zrozumienia, że mógłby się przedstawić.

– Vestel Orlandoni. – Skinął jej głową. – A jak ciebie zwą?

– Aria. Po prostu Aria.

Wstała, lecz szermierz złapał ją za przegub dłoni i posadził z powrotem.

– Gdzie poznałaś swojego adoratora? – zapytał.

– Zawsze zadajesz tyle pytań? Co cię to obchodzi?

– Skoro sama się do mnie przysiadłaś, powinnaś mi coś wyjaśnić. Jakby nie było, to dzięki mnie dał ci tymczasowo spokój. – Uśmiechnął się zadziornie.

Aria westchnęła ciężko, kręcąc przy tym głową. Zaczynała żałować, że akurat jego wybrała sobie na ‘wybawcę’.

– Jestem krawcową, a mój, jak go nazwałeś, adorator, to ochroniarz jednego z burdeli. Dwa miesiące temu szyłam sukienkę dla jednej z kurtyzan, od tego czasu nie chce się ode mnie odczepić. Ot, cała historia, panie Orlandoni.

– Nieciekawa sprawa – rzucił Suryjczyk, po czym uniósł pusty kufel w górę, by dać karczmarzowi do zrozumienia, że chce jeszcze piwa.

– Owszem. A teraz wybacz…

Ponownie wstała i odeszła, a szermierz jedynie wzruszył ramionami odprowadzając ją wzrokiem. Miał nadzieję, że dzięki tej dziewce czas upłynie mu w miłej atmosferze. Cóż, niestety się mylił. Ostatnio nie miał szczęścia do kobiet – to była druga, która odmówiła mu towarzystwa w ciągu ostatnich kilku dni. Zniknęła na piętrze, gdy przy stole pojawił się gospodarz, nalewając ponuremu szermierzowi złocisty napój do kufla.

 

* * *

Vestel opadł na łóżko w wynajętym pokoju na piętrze. Nie wiedział, ile dokładnie wypił, ale oczy miał ciężkie, a przed nimi świat wirował jakby siedział na karuzeli. Po chwili zrobiło mu się niedobrze i podźwignął się do pozycji siedzącej. Przetarł zmęczone oczy i przejechał dłonią po włosach. Alkohol miał mu pomóc zapomnieć, znieczulić się, a tymczasem spotęgował jedynie wydarzenia ostatnich dni, uderzając w młodego Suryjczyka jeszcze mocniejszymi wizjami posępnej posiadłości.

 

Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. Początkowo myślał, że to Vinnred wrócił, jednak odgłos był zbyt delikatny jak na dłoń czarodzieja. Poza tym szermierz wątpił, by mag pukał, skoro wspólnie wynajęli tę klitkę. Po chwili odgłosy ucichły, ktoś z pokoju obok otworzył drzwi. Rozległ się kobiecy krzyk, trzask i uszu Vestela dobiegły odgłosy szarpaniny dochodzące zza ściany. Po chwili znowu, jakby coś ciężkiego uderzyło o podłogę. Nawet przespać się nie dadzą strudzonemu wędrowcowi, pomyślał Orlandoni i zmarszczył brwi. Gdy hałasy narastały, zacisnął zęby, po czym powolnym, chwiejnym krokiem otworzył drzwi pokoju i wyszedł na korytarz.

 

Nie czyniąc zbędnego hałasu podszedł pod drzwi sąsiadującej z jego pokojem izby i przyłożył ucho do spróchniałego drewna.

– Zabieraj łapy, bo zawołam karczmarza! – usłyszał stłumiony, przerażony kobiecy głos.

– Zabawne… Jak sądzisz, kto mi powiedział, w którym pokoju jesteś? – zapytał nieprzyjemnie jakiś mężczyzna, a chwilę później roześmiał się triumfalnie. Kobieta przeraźliwie krzyknęła, lecz jej głos został przerwany w jakiś brutalny sposób. Vestel usłyszał jedynie, jak coś, bądź ktoś upada na podłogę. Nietrudno się było domyślić, iż w pokoju obok przebywał jakiś typ, potrafiący rozmawiać z kobietami wyłącznie za pomocą własnych pięści. Suryjczyk miał mieszane uczucia. Spojrzał w kierunku schodów, w końcu to nie była jego sprawa.

Ruszył w ich stronę i już oparł dłoń o poręcz, gdy usłyszał kolejny krzyk. Zatrzymał się i odwrócił lekko głowę w stronę pokoju, z którego dochodziły wrzaski. Chwilę później jego uszu dobiegł płacz.

– Niech cię szlag, Orlandoni! – warknął i zaciskając zęby dobył w mgnieniu oka swego rapiera, ruszając pędem do pokoju, gdzie jakiś bydlak maltretował bezbronną kobietę. Wyglądał, jakby w jednej chwili zupełnie wytrzeźwiał.

 

Zwykle nie mieszał się w nieswoje sprawy, ale tym razem postanowił pomóc maltretowanej kobiecie, sam nie wiedział z jakiego powodu. Może z każdym kolejnym dniem na ziemiach tej krainy stawał się coraz bardziej podobny do ojca? Odrzucał od siebie tę myśl, choć wiedział, że zapewne coś w tym jest. Nacisnął powoli na klamkę, a gdy ta ustąpiła, w pozycji gotowej do zadania ciosu wpadł do pomieszczenia.

 

Zdziwiona mina nieznajomego była warta największych precjozów. Zwłaszcza, gdy ostrze broni dźgnęło jego nagi, owłosiony pośladek. Mężczyzna był potężnie zbudowany, jednak wrzasnął niczym mała dziewczynka i odskoczył jak poparzony od zapłakanej, roznegliżowanej kobiety. Szermierz dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to Aria. Osiłek, purpurowy na twarzy, dobył leżącej na kredensie okutej pałki i zamierzał rzucić się na Vestela, lecz zaplątał się w nogawki opuszczonych do kolan spodni i wyrżnął głucho o podłogę.

 

Vestel przyłożył ostrze swego rapiera do nagiej męskości goryla, która teraz skurczyła się jeszcze bardziej, przyjmując rozmiary niedojrzałej fasolki.

– Zabieraj stąd swoje gołe dupsko i żebym cię więcej nie widział, comprèndere? Ani żadnego z twoich kolesi, bo następny razem inaczej pogadamy.

 

Leżącemu olbrzymowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wciąż purpurowy na twarzy, zebrał się w chwilę na równe nogi, naciągnął spodnie i zniknął za drzwiami szybciej, niż można się było tego spodziewać po tak dużej masie ciała. Szermierz, upewniając się, że tłuścioch zbiegł po schodach, zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Nie chciał, by ktoś znowu tutaj przeszkadzał tak jak on zrobił to przed chwilą.

Podszedł do leżącej na podłodze Arii, podał jej rękę i pomógł wstać. Ściągnął z łóżka derkę i podał jej, by się okryła. Odwrócił się, by nie patrzeć na jej ciało, jednak wcześniej i tak zdążył dyskretnie ją sobie obejrzeć.

– Sam nie wiesz, co zrobiłeś, idioto! – warknęła, a to był znak, że w końcu Vestel mógł się odwrócić. Zszokowały go jej słowa.

– To tak się dziękuje w tych stronach za pomoc? – rozłożył ręce. W prawej dłoni wciąż dzierżył rapier.

– Pomoc? Pozbyłeś się jednego, a za chwilę wróci ich trzech. Albo pięciu. Przez ciebie będę mieć same problemy! – kobieta chodziła nerwowo w tę i z powrotem myśląc nad czymś gorączkowo.

– Spokojnie, jak przyjdą, to sobie z nimi poradzę. Przecież to zwykłe rynsztokowe zbiry.

– Nie masz o niczym pojęcia! Wam wszystkim, wypachnionym pięknisiom wydaje się chyba, że jak macie mieczyk w dłoni i przejechaliście od miasta do miasta w jednym kawałku, to jesteście najlepszymi wojownikami!

– Coś w tym jest, bella. Coś w tym jest – uśmiechnął się zadziornie spod wąsa.

– Otóż powiadam ci, że tak nie jest! – skwitowała i przewróciła oczyma. – A teraz dla własnego dobra i bezpieczeństwa opuść mój pokój. Ja ich jakoś udobrucham.

– Nie ma takiej potrzeby. Możemy dokończyć to, co już zaczęłaś z tamtym brudasem. Przynajmniej się przekonasz, co znaczy mieć w sobie prawdziwego mężczyznę. – Vestel postąpił krok w przód.

 

I to był błąd.

 

Otwarta dłoń Arii śmignęła w powietrzu i zatrzymała się na policzku Suryjczyka wydając głośne plasknięcie, które rozniosło się po pokoju. Zapewne miało go zaboleć, może nawet zniechęcić, lub coś przekazać. Kobieta odepchnęła go od siebie i sięgnęła po swoją koszulę.

– Jesteś odrażający i bezczelny! – warknęła, ubierając się najszybciej jak tylko mogła.

W nikłym świetle lampki Vestel dostrzegł lśniące jasne szramy na jej biodrach, udach i brzuchu. Miał liczne rodzeństwo i doskonale wiedział, że są one pamiątką po ciąży. Macierzyństwo miało jeden ogromny plus – duży biust; oraz jeden poważny minus – te piersi już były zarezerwowane dla głodnego niemowlaka.

– Jestem odrażający? Chyba powinnaś to powiedzieć temu świniakowi, który stąd uciekał, aż się kurzyło – stwierdził szermierz. Widząc, że kobieta nie ma ochoty na dalszą konwersację, skrzywił się lekko. – Jak sobie chcesz. Żebym tylko nie musiał cię znowu wyciągać z jakichś tarapatów.

 

Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, chowając ostrze do pochwy.

 

C.D.N.
Koniec

Komentarze

Nie wiedział, ile dokładnie wypił, ale oczy miał ciężkie, a przed nimi świat wirował jakby siedział na karuzeli. – tu się czepne. Z tego zdania wynika, że to świat na karuzeli siedział :P

 

. Wciąż purpurowy na twarzy, zebrał się w chwilę na równe nogi, naciągnął spodnie i zniknął za drzwiami szybciej, niż można się było tego spodziewać po tak dużej masie ciała. – i znowu, tu tak to dziwnie z tą masą ciała wyszło. Jakby to ta masa opuściła pokój.

To wyżej, to moja czysta zmierzłość :P Czegoś się musiałem uczepić :P

 

Co do opka, to polubiłem tych dwóch bohateów, zwłaszcza, że napisane fajnie. Czekam na kolejną część.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

@ Fasoletti:
Kurna, mogłeś mi wcześniej z tymi uwagami wyskoczyć, to bym jeszcze edytował, a tak, to lipa i póki co musi zostać tak jak jest :D. Cieszę się, że Tobie podobają się moi bohaterowie i że się nie męczysz z tekstem. Uważam osobiście, że fajne postaci w opowiadaniu to połowa sukcesu, drugą połową jest interesująca fabuła, a styl czasami nie ma większego znaczenia, jeśli jest to ciekawie napisane. No ale nie będę się tu wymądrzać xD. Kolejna część już się pisze, tyle tylko, że mam ostatnio trochę tekstów do dokończenia, więc pewnie będzie pewne opóźnienie z drugą częścią Vinnreda i Vestela. Ale przynajmniej mam już jednego stałego czytelnika - to już naprawdę coś :D. Pozdro! :D

Późno, bo jadę w sumie po kolei, a tyko przez weekend mam na tyle czasu, coby nadrobić nieprzeczytane opowiadania. Dziś niemalże od samego rana jestem na portalu i jadę równo. No to czekam na część druga.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

To następną część wrzucę w sobotę, żebyś był na bieżąco :D. A skoro jedziesz po kolei, to pewnie trafisz też na moje "Wzgórze Potępionych Dusz". Jestem właśnie w połowie pisania trzeciej części ;).

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka