- Opowiadanie: Awal - Dusze sekretarek

Dusze sekretarek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dusze sekretarek

 

Olka: Mrówka, Mróweczka… ona opowiadała te swoje brudne kawały tylko przy facetach. A oni słuchali, tak, słuchali – czy to ich krępowało? – trudno powiedzieć…

Elka: Krępowało, krępowało. To jednak nie jest zwyczajne, jak dziewczyna wypala z tym, że na przykład, że przychodzi facet do burdelu i mówi, że on chce to robić z dziwką w ciąży. No tak, facet przychodzi i mówi „dla mnie dziwka w ciąży" – więc dają mu zaraz taką, Rumunkę w dziewiątym miesiącu, ten od razu przywala się do niej, z łapami, coś tam jej gmera w środku, ale ona już akurat rodzi, a wtedy on…

 

Ulka: „Chwila, chwila – tylko sobie dupkę ustawię!"

 

Elka: Tak, tak, właśnie… Byłam kiedyś u Mrówki z dokumentami, jak opowiadała to chłopakom. Ja tak trochę z zaskoczenia weszłam – ona nagle odwraca się, patrzy na mnie, bez słowa, zabiera mi papiery, tyle. Potem nic nie mówiła, ale ja tam wiedziałam, popsułam jej sesję umacniania kumpelstwa z facetami…

 

Olka: Taa, kumpelstwa.

 

Elka: Wspólnoty jakiejś, nie wiem…

 

Ulka: No a ty, milutki, co o tym sądzisz?

 

Olka: Ulka, przestań, przecież to tylko chłopiec!

 

Ulka: Chłopiec, chłopiec, to już z chłopcem nie mogę zagadać?

 

 

 

* * *

 

 

Powiem ci krótko, bo dzwonię z firmy:

wiedziałaś, że Ewa jest teraz z innym?

zaczekaj – słucham, pani dyrektor,

tak, już faksuję – a więc z tą Ewką,

widzieli ją razem z Damianem w Muzie,

czujesz? No, kończę, zadzwonię, buzi.

 

ref.

Dusze sekretarek, sekretarek-asystentek,

uczuć oceany, oceany nieobjęte.

 

 

 

* * *

 

 

Olka: Wszystkie wiedziałyśmy, że Mrówka ma ten swój styl, te dziwne teksty. Ale jednak, nie było w niej agresji, nie wobec nas, innych dziewczyn. Wiesz, ona była tu z nas wszystkich najważniejsza. Sekretarka Staszka, szefa szefów, to jednak ktoś. (Ulka: Z taką to liczyć się trzeba, tak…) Ale nie było w niej tego zadufania, wody sodowej. Tam była, no raczej, jakaś zagadka.

 

Ulka: Bo tak: świetna, zorganizowana, wiesz, stereotyp, że kobiety szanują czas, utrzymują porządek, tralalala… Miło pomarzyć, owszem.

 

Elka: Tak, pomarzyć chyba – bo sorry, idziesz i co widzisz na biurkach: u mnie to przeważnie nieposprzątany talerzyk, po śniadaniu, i jak akurat ktoś ważny przechodzi, to zawsze będą tam takie dwie pestki z pomarańczy, zaschnięte w soku. Albo u innych dziewczyn – stosy „Twojego Stylu", „Twojego Dziecka", „Twojego Cellulitu", „Twojej Durnej Pracy" – razem z papierami, zadaniami z angielskiego, zdjęciami mężów…

 

Olka: Brzydkich mężów w brzydkich ramkach…

 

Elka: I w tym wszystkim nagle kto: Mrówka, nasza pracowita Mrówcia, bez talerzyków i bez męża (Ulka: To nie wiadomo…) – no, w każdym razie bez widocznego brzydkiego męża, za to z laptopem, palmtopem, kalendarzem szkoleń na miesiąc do przodu, ambitna, skupiona, miała ten jakiś swój plan.

 

Ulka: Dało się zauważyć…

 

Olka: Ale ten jej cięty styl, te teksty o facetach, o dziwkach i tak dalej, ta złość cała, złość…

 

 

 

* * *

 

 

 

Jestem dorosła, dorosła, mamo,

przestań powtarzać mi wciąż to samo –

przepraszam, słucham, prezesa nie ma,

czy coś przekazać, nie, do widzenia -

mamo, daj spokój z tymi fochami,

mieszkam z Rafałem, bo się kochamy.

 

ref.

Dusze sekretarek, sekretarek-asystentek,

uczuć oceany, oceany nieobjęte.

 

 

 

* * *

 

 

 

Olka: Czy spodziewałyśmy się? W sumie to chyba tak. Ale raczej, że to my odejdziemy pierwsze, że na pewno my przed nią. No wiesz, odsiew, redukcje, fuzja, inspekcja, rok przestępny, cokolwiek.

 

Ulka: Wtedy akurat dużo zwolnień było. Ludzie żegnali się po cichu i za miesiąc śmigali do Dublina, Londynu.

 

Elka: My już nie śmigniemy… Tak, powód do zwolnień zawsze się znajdzie. Ktoś dajmy na to zauważy te talerzyki z wyschniętym sokiem u mnie na biurku – właściwie to prawie ich słyszę, jak siedzą sobie w „Presto", ci nasi firmowi mogule – mogule mówię, nie mugole, możesz nie robić ze mnie gówniary – siedzą i któryś tam rzuca: ta dziewczyna od ciebie, Czarek, mogłaby czasem trochę wokół siebie posprzątać, a pan mister Czarek na to: eee, to chyba beznadziejne – i szlus, wyrok zapadł, nawet nie trzeba wymieniać mojego imienia, tak to właśnie jest, każdy wie…

 

Ulka: Ja tam nawet pożegnalny e-mail mam przygotowany, czekaj, jest tu: „Najdrożsi, to mój ostatni dzień z wami, chciałabym wam podziękować…" i zdjęcie, popatrz tutaj, to z integracyjnej imprezy kiedyś, życie wiejskie uprawialiśmy, średniowieczne, dlatego w tym wianku jestem, kolega fotografował, dobre, nie?

 

Olka: Ciekawe może, swoją drogą, byłoby pokazać taką wystawę, w jakieś galerii – tak to widzę, wiesz, duże zdjęcia, portrety ludzi z jakiejś firmy – i zamiast podpisów, pod każdym dwa e-maile – jeden, który był wysłany na powitanie, drugi na pożegnanie – a zdjęcia to mogłoby być te okropne polaroidy z firmowych badży…

 

Elka: No bo, czy w ogóle zostaje z nas coś poza tym, poza stertą badży, zdajesz je ostatniego dnia na recepcji, one tam leżą potem i czekają na recykling – rozdają je różnym praktykantom, stażystom takim, na których szkoda marnować polaroida.

 

Ulka: I to jest właśnie cały ślad po tobie: fota na badżu – super, co? Skończyć jako welcome gift dla jakiejś cipy na praktykach, żeby sobie myślała, że ją przyjmą na twoje miejsce, w naszej firmie, w naszej wspaniałej hurtowni ogórków, naszym zakładzie „Aruci – najseksowniejsi szewcy w mieście" przyjmą tu ją, zamiast ciebie, bo jest lepsza, bo ma skończone studia na uniwersytecie, WSCT-cie – i wielki pusty łeb – na WSCT-cie?… Wyższej Szkole Czegoś Tam.

 

Elka: I jeszcze też kadrowa z okazji twojego odejścia wysyła swojego smutnego maila, niektórzy z niego się dowiadują, że w ogóle jest taki ktoś jak ty. Taki e-mail w stylu, że koleżanka nas opuszcza, ale zawsze będziemy doceniać wkład, jaki dawała…

 

Ulka: Wkład…

 

Elka: Proszę cię, Ula!

 

Olka: A na koniec ochroniarz na wieczornej zmianie (Ulka: Son of Jamaica, śniady taki…) dostaje krótszą listę pracowników.

 

Elka: Każdy wiedział, że się z nim tak kiedyś obejdą, bez złudzeń. Więc ja na przykład też myślałam: lepiej sama stąd pójdę, pierwsza powiem do widzenia. Zwyczajnie zobaczycie mnie w biurze ostatni raz, i co, skiniecie może głową znad papierów.

 

Ulka: Tak, tak mogło być. No ale, teraz… I jeszcze ta Elki historia…

 

Olka: Tego to może jednak lepiej nie… To smutna historia trochę.

 

Elka: Wesoła nie jest, fakt.

 

Ulka: Zaraz smutna – kto dzielny ten posłucha, prawda?

 

 

 

* * *

 

 

 

Wiem to od Jolki, zwalniają Pawła,

ponoć miał spięcie z szefem na jachtach,

szkoda chłopaka – czekaj, nie mogę,

później zadzwonię – Paweł, mój drogi,

co tam u ciebie, urlop się udał?

Mieliście słońce? A u nas: nuda.

 

ref.

Dusze sekretarek, sekretarek-asystentek,

uczuć oceany, oceany nieobjęte.

 

 

 

* * *

 

 

 

Elka: Moja historia, zdarzenie po prostu… To się stało jakiś czas temu, biuro wyglądało trochę wtedy inaczej niż teraz. Któregoś dnia wracam do domu skonana, wchodzę, włączam radio. A raczej nie włączam, tylko wciskam ten cholerny włącznik wieży i nic, słyszę tylko szumy, szumy i zero Zetki, którą mam normalnie zaprogramowaną. Dupa, pomyślałam, pewnie odcięli prąd w ciągu dnia, rozprogramowało się. Byłam taka zmęczona, nie miałam siły niczego szukać, na tych falach – w starych radiach to było prostsze, ale musieli unowocześnić. Więc po prostu zaczęłam pstrykać pilotem bez sensu i nawet znalazłam coś, co wydawało mi się z początku Zetką, ale wcale nią nie było – tylko wiesz, jakąś szczeniacką studencką radiostacją. Ten ich spiker to w każdym razie dzieciak był, no mówię ci, chyba jeszcze przed mutacją, seplenił i co chwila się powtarzał, ale już go zostawiłam, nie miałam siły zmieniać. Więc nic, siedzę i słucham tej ich wysilonej dyskusji, w tym radiu dla studentów z polucjami… Słucham i słucham, poszłam tylko, wzięłam sobie jogurt z lodówki – i znowu wracam, taboret, plecy oparte o ścianę, oczy mi się zamykają. A oni nawijają, że nie ma dobrej pracy dla młodych, że wszyscy wyjeżdżają – albo że może wcale nie jest tak źle, może trzeba tylko wiedzieć, jak szukać, jak sobie radzić – co o tym sądzicie, drodzy słuchacze, dzwońcie do nas. Więc słucham tego, oparta o ścianę, wiesz, z tym jogurtem w ręku… No, po prostu chyba sen mnie brał, a może to teraz tylko, tak mi się zdaje? Bo to było jak sen. W radiu przestali ględzić, wpuścili w końcu telefony, od ludzi. Jakieś inne głosy się pojawiły, męskie-żeńskie, różne, entuzjastyczne, zrezygnowane. No, że jakie tam szukanie pracy, w Polsce liczą się tylko znajomości – albo że nieprawda, a przygotowałeś, koleś, chociaż dobre CV, wiesz co to menu Format w Wordzie, bo ja notabene wiem, jestem superkolesiem i proszę, normalnie znalazłem pracę w firmie – na co inny: chyba za darmo ta twoja praca jest, ziomalku, a może do niej dopłacasz, przez takich jak ty nie ma miejsca dla zwykłych ludzi już – ale ty też, nie bój się, dostaniesz w tę swoją skierniewicką dupę, zobaczysz: za twoją wiochą jest jeszcze większa wiocha – i tak dalej w kółko, jeden po drugim, te same teksty, co zwykle. Wtedy chyba naprawdę zasnęłam (Ulka: To się zdarza, jednosekundowe sny, syndrom przemęczonych ludzi, czytałam…) – tak, musiałam zasnąć, później znalazłam jogurt na podłodze. Ale coś mnie jednak obudziło – chyba po prostu cisza. No, cisza na falach, żadnego słowa, nic – tylko cisza, czy raczej milczenie, bo to musiało być tak, że ktoś nowy się dodzwonił, ale nie chciał mówić, milczał. Aż znowu zaczął swoje ten ich student: halo, jesteś z nami? halo? no, skoro nikt nie odpowiada, to w takim razie… – a ona wtedy, bo to była ona, wtedy na tej linii, kobieta, ona wtedy tak: zaczekaj chłopczyku – tak do niego: chłopczyku, to był taki chłodny głos, wyraźny – zaczekaj – mówi – chciałam tylko powiedzieć, że owszem, szukanie pracy przynosi rezultaty, przynosi bardzo świetne rezultaty, i jeśli wyślesz te wszystkie wartościowe CV, jeśli naprawdę się postarasz, drogi chłopczyku czy dziewczynko, to wtedy tu, w Warszawie, w tym mieście, w tym wspaniałym mieście, wtedy owszem, znajdziesz coś dla siebie i prędzej czy później docenią cię, najdroższa, ktoś wreszcie doceni ciebie i twoje wybitne kwalifikacje, dostąpisz tego zaszczytu, dostąpisz, moja droga, tego cholernego zaszczytu – na co student: przepraszamy, takiego języka nie tolerujemy… – a ona: w tej pieprzonej Warszawie, w Warszawie, która zawsze was przyjmie, zawsze jest gotowa, jak dziwka, jak stara dziura – tak powiedziała (Ulka: Czujesz…) – powiedziała tak, ale już nie tak hardo, no łamała się, a student tylko: proszę bardzo, bardzo proszę, wtedy ona: kurwa, dlaczego przerywasz, dlaczego nie dasz powiedzieć, jak to jest… jak to super jest… jak to jest, kiedy ktoś cię doceni, w końcu, kiedy cię doceni, słyszysz, kiedy cię doceni, osobiście (Ulka: I co?) – i nic, rozpłakała się. Przerwali to zaraz, puścili muzykę, jak gdyby nigdy nic, piosenkę. Zresztą, wiesz, akurat to były „Sekretarki-asystetnki".

 

Ulka: Nie mów! „Dusze sekretarek, sekretarek-asystentek…"

 

Elka: Tak, dobrze to pamiętam, ja wtedy całkiem rozbudziłam się, wstałam, tylko potem już, jak potem chciałam sobie przypomnieć, to nie wiem, to już niczego nie byłam pewna…

 

Olka: To myślisz, że… Że to ona była?

 

Elka: Mrówka? Tak, mogła być – do wielu rzeczy była zdolna.

 

Olka: Ale jednak…

 

Elka: Jednak, jednak – jak facet pęka to jakoś nikt się nie dziwi, choćby wszystkich powystrzelał. Ale gdy taka poukładana Mrówka…

 

Ulka: Myślisz?

 

 

 

* * *

 

 

 

ref.

Dusze sekretarek, sekretarek-asystentek,

uczuć oceany, oceany wniebowzięte.

 

 

 

* * *

 

 

 

Elka: No, i później zaczęły się te rzeczy z Outlookiem…

 

Ulka: Z Outlookiem, od poczty e-mailowej, kalendarzy, wiesz.

 

Elka: Ulka, nie pouczaj, chłopak się zna lepiej niż ty.

 

Ulka: Zna się, pewnie, że się zna. No po prostu któregoś dnia robiłyśmy w Outlooku plan stałych spotkań na następny rok. To się normalnie łatwo robi, wklejasz serię spotkań, na co tydzień czy tam co miesiąc, wysyłasz wszystkim i to im zaraz wyskakuje w kalendarzach.

 

Elka: Wiele razy wcześniej tak robiłyśmy, ale teraz jakaś blokada była.

 

Ulka: Outlook nam pokazywał, że daty od początku lipca są niedostępne. Dzień w dzień. Oczywiście dzwoniłyśmy do informatyków, ale wiesz jak to wygląda. Helpdesk ci mówi, że to musi być administrator, administrator, że problem jest na serwisie (Elka: Na serwerze chyba…) – i w końcu nie wiadomo, po prostu, co robić.

 

Elka: Więc nic nie robiłyśmy. Daty wpisałyśmy tylko na pierwsze pół roku i nic.

 

Ulka: Czekałyśmy.

 

Olka: Temat umarł, że tak powiem.

 

Ulka: Tylko ta nazwa, dla tej blokady…

 

Elka: Bo ten pasek taki od lipca przez cały rok, ta blokada wszystkich dni, nazywało się to „Term. firmy". Jaka „term."? Termoizolacja?

 

Ulka: Chciałyśmy się nawet Mrówki zapytać.

 

Elka: Ale ona wtedy właśnie, jakoś niedługo potem, odeszła stąd.

 

Ulka: Zwyczajnie, odeszła, nie było pożegnań, ani maili, nic.

 

Olka: Dziewczyny, dziewczynom łatwo przyszło uwierzyć, że to jakiś jej skok do przodu, kariera…

 

Ulka: Jakiś szalony awans, w jej stylu.

 

Olka: Awans czy transfer, różnie można na to dziś patrzeć…

 

Ulka: Słuchaj, może i można, tylko po co, po co patrzeć, wracać, tego już nie ma, koniec.

 

Elka: Zresztą nie wiadomo już, kto pierwszy odszedł, ona przed nami, czy my przed nią.

 

Ulka: Zaraz odszedł, kto odszedł!

 

Olka: Może i nikt – może nikt nie odszedł nigdzie. Czytałam w „Zwierciadle", artykuł taki andrzejkowy był, że dawniej, kiedyś tam, to te różne panny kusiły na mokradłach, na bagnach. A teraz przecież nie ma bagien, nie ma takich miejsc, są inne…

 

Ulka: No przestań, proszę cię, ty jak już coś powiesz! To naprawdę nie ma sensu, myśleć, co było, co jest.

 

Elka: Kiedy samo się myśli, tobie nie? Ja nawet chciałabym chyba, chciałabym zmazać w końcu niektóre rzeczy, niektóre słowa, może znaleźć jakiś proszek, do zmywania, zapominania, tak jak się zmywa z talerza pestki zaschnięte, właśnie tak.

 

Ulka: Boże, jak wy filozo… lowujecie. Przestraszycie chłopca, wystraszycie go nam. Chłopczyku, nie słuchaj już tego gadania, popatrz na mnie, o tu popatrz sobie, tak. Wiemy, wszystko wiemy, jesteś superkolesiem i proszę, normalnie znalazłeś pracę w firmie – tak, chodź tu do mnie, chodź już, chyba nie za darmo ta twoja praca jest?

Koniec

Komentarze

Dobre, dobre :P
A wstyd przyznać, zdaje się ten sam dowcip opowiedziałam kolegom w stołówce...
To oczywiście NIE JEST fantastyka, choć dla mnie to żaden zarzut.
Masz swój styl i tyle :)

Dzięki za dobre słowo, cieszę się. Czy to fantastyka? - dla mnie fantastyka nie musi być w każdym zdaniu i akapicie, kropelka tu, szczypta tam...

Całkiem ciekawe.

Widzę, że masz oryginalne pomysły.

Styl powiesci odcinkowej z "Bluszczu" :D
Mnie sie podobalo.

Naprawdę? Jeżeli tak, to się cieszę, choć czytelnikiem tego pisma nie jestem.

Daję 5.

Zdecydowałeś się oprzeć całość na dialogach i całkiem nieźle to wyszło. A głupawy wierszyk powtarzający się tu i ówdzie fajnie zgrywa się z główną myślą tekstu.

 

Nowa Fantastyka