- Opowiadanie: Texic - Piekielne krzesło

Piekielne krzesło

Opowieść utrzymana w klimatach grozy G. Mastertona. 

 

Historia Nathana, którego życie ulega diametralnej zmianie po zakupie starego, wiktoriańskiego  krzesła od zdesperowanej staruszki. Jest to moje debiutanckie opowiadanie.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Piekielne krzesło

 

– Mówię ci Nathan, dawno nie ubiłem tak świetnego interesu! – Podniosły głos wydobywał się ze słuchawki. – Gdybym był jeszcze większym skurwysynem niż jestem, wytargowałbym od niej z trzysta dolców rabatu!

– Na szczęście jesteś tylko wredną kanalią żerującą na ludzkich problemach – Nathan roześmiał się donośnie. – Co dokładnie kupiłeś?

– Najróżniejsze starocie… Gramofon, starą dębową szafę, zakurzony kolonialny barek i inne graty, które sprzedam za kupę forsy jakimś bogatym kolekcjonerom. Poza tym, mam jeszcze coś specjalnego.

– Trumnę po jej zmarłym dziadku? – zadrwił szyderczo Nathan.

 Noah odchrząknął.

– Bardzo zabawne… – westchnął. – Mam coś co może ci się spodobać. Otóż staruszka otrzymała w spadku coś ekstra. Stare wiktoriańskie krzesło, wykonane z mahoniowego drewna. Podobno ręcznie tworzone przez najlepszych stolarzy w dziewiętnastym wieku. Mówię ci, prawdziwe cudeńko! – ciągnął dalej. – Po starej znajomości pozbędę się go za jedyne dwieście zielonych – jego głos nabrał pełnej ekscytacji barwy.

Nathan zmarszczył brwi, zastanawiając się jaki interes ma w tym wszystkim Noah, aby odsprzedać akurat jemu ten badziew. Przecież równie dobrze mógł sprzedać go jakiemuś podstarzałemu znawcy za trzykrotność tej kwoty.

– Dobra, ale mów w czym tkwi haczyk.

Noah zaczął się denerwować.

– Od razu haczyk… – westchnął.

Minęło dobre pięć sekund zanim zmusił się do mówienia.

– Dobra, niech Ci będzie. Staruszka wspominała, że krzesło należało do jej zmarłego dziadka, a z jej bełkotu zrozumiałem tyle, że podobno była z niego niezła gnida.

Słowa Noaha zdziwiły Nathana.

– I to jest powód, dla którego chcesz mi opchnąć stary rupieć? – odpowiedział.

– Może i jest ze mnie psi syn, ale do pracy podchodzę profesjonalnie. Jeżeli mam coś na sprzedaż, to zawsze jest to wysokiej jakości sprzęt. Chyba nie wątpisz w moją smykałkę do interesów, co? – zapytał drwiącym głosem Noah.

– Smykałkę? – zdziwił się Nathan. – Chcesz mi opchnąć starego grata od jakieś zdesperowanej staruszki.

– Zaczynasz mnie denerwować Nathan. Podobno taki z ciebie znawca antyków – wykrzyczał podirytowanym głosem. – Bierzesz czy nie?

Nathan nie wiedział co odpowiedzieć. Z jednej strony ciekawiła go wizja posiadania w domu pamiątki z połowy XIX wieku, z drugiej zaś zakup kolejnego bezużytecznego grata przyprawiał go o zawrót głowy.

– W porządku, umowa stoi. Wieczorem zrobię ci przelew na sto pięćdziesiąt dolców – dodał.

– Miało być dwieście! – Noah zapowietrzył się niczym płaczące dziecko.

– Do usłyszenia Noah. Powodzenia w interesach. I pozdrów żonę!

– Do następnego Nathan – odpowiedział Noah uśmiechając się pod nosem z wyraźnym zadowoleniem.

 

 

 

* * * *

 

 

 

Było grubo po dwudziestej, gdy Nathan odebrał zakupiony towar. Wokół domu rozchodził się blask rozpalonych latarni, a wieczorną ciszę zakłócały dźwięki przejeżdżających samochodów. Nathan stał przed garażem ubrany w elegancką marynarkę, czerwony niemodny krawat i czarne spodnie od garnituru. Obok niego, tuż przy wejściu do mieszkania stało brązowe, pokryte ochronną taśmą wiktoriańskie krzesło, które w żaden sposób nie pasowało do wewnętrznego umeblowania jego domu.

– Po cholerę ja to w ogóle kupiłem? – zastanowił się Nathan. – Chyba już całkiem mnie pokręciło. Faceci w moim wieku podrywają cycate, pijane kobiety, które na nowo chcą się poczuć młode, a ja? Ja kupuję zatęchłe, śmierdzące starością krzesła. Chyba muszę się napić.

Chwycił nowy nabytek pod pachę, wyprostował obolałe plecy i ruszył do drzwi frontowych. Wchodząc do kuchni czuł ogarniającą go złość i irytację. Delikatnym ruchem odstawił krzesło, podszedł do stojącego na stole domaine mathieu i nalał sobie porządny kieliszek.

Mieszkanie w pełni odpowiadało standardom życia samotnego dziennikarza. Duży salon o pomalowanych na beżowo ścianach wypełniał znaczną część domu. Na środku piętrzyły się sterty nieruszonych do tej pory książek, artykułów prasowych i wszystkiego innego co było niezbędne w jego pracy.

– Pora tu w końcu zrobić porządek – powiedział na głos.

Nathan lubił przebywać w salonie. Może ze względu na fakt, iż zwykle po pracy wylegiwał się tam na kanapie, grzejąc się ciepłem kominka i popijając drogi alkohol. A może po prostu lubił gdy bogato ozdobione wnętrze łechtało jego wybujałe ego.

Trzymając kieliszek wina w lewej dłoni, prawą ręką zaczął odpakowywać drewniane krzesło. Spojrzał na nie podejrzanym wzrokiem i zmarszczył brwi.

– Staruszka, która desperacko próbuje sprzedać meble po dziadku… – pomyślał. – Może był jakimś psychopatą lub mordercą… Zresztą, gdybym poważnie przejmował się takimi bzdurami, już dawno skończyłbym w psychiatryku zawinięty w kaftan bezpieczeństwa. Jedyny problem jaki widzę, to gdzie teraz postawić ten staroć, aby nie zawadzał mi w domu.

Przez otwarte drzwi sypialni widać było zniszczony, tandetny fotel w którym Nathan przesiadywał aby pracować z dala od zgiełku miasta. Traktował on sypialnię jako swego rodzaju gabinet, oazę spokoju, w której poddawał się krążącym myślom, spisywanym następnie na papier.

– Świetnie! Zamienię stary fotel na stare zapyziałe krzesło – powiedział, ironicznie uśmiechając się do siebie.

Zbliżała się dwudziesta pierwsza, artykuł dla „New York Journal” miał być oddany dziś po południu lecz przedłużone spotkanie z Davidem Mayersem skutecznie pokrzyżowało jego plany.

Nathan nie był typem pracoholika. Lubił pieniądze, ale nie lubił pracować. Już dawno straciłby posadę dziennikarza śledczego gdyby nie jego wrodzony talent do pisania i zamiłowanie do teorii spiskowych. Ciągle czekał na swoją życiową sprawę, która przyniesie mu należytą sławę.

Dopijając ostatnim łykiem kieliszek wina, zdjął przepoconą marynarkę i usiadł na nowo nabytym sprzęcie. Lewą dłonią sięgnął leniwie po sporządzone wcześniej notatki, prawą zaś pocierał o delikatnego obicie siedziska krzesła.

– Czeka mnie dziś pracowita noc – powiedział głosem, zdradzającym oznaki wyraźnego zmęczenia.

 

 

 

* * * *

 

 

 

Spalani żywcem w piecach ludzie krzyczeli z bólu i cierpienia. Wszędzie słychać było wycie syren i płacz małym żydowskich dzieci widzących jak ich rodzice są mordowani. Nathan śnił, pochłonięty niezwykle brutalną wizją zbrodni III Rzeszy. Widział rzeczy, które przyprawiały go o wymioty. Wiedział, że śni, lecz pomimo strachu i mdłości, nie mógł się obudzić. Czuł ogarniającą go wściekłość i smród palonego ludzkiego mięsa. Zapach wdzierał mu się do nozdrzy niczym woń smażonej wołowiny. Oczy piekły go od dymu i łez. Nie chciał na to patrzeć, lecz jakaś niewidzialna siła ciągnęła go ku rozpalonym piecom w których widniały już tylko ludzkie, zwęglone kości. Nagle uderzyło go uczucie napływającego gorąca. Czuł, że dłonie palą go żywym ogniem. W poczuciu bezsilności i napływającego bólu, odwrócił wzrok i zamknął oczy. Sekundy pełne cierpienia dłużyły się niczym godziny, a ból nie ustępował.

Nathan otworzył oczy. Mimowolnie rozejrzał się wokół i spostrzegł, że znajduje się w swoim salonie, twarzą przed rozpalonym kominkiem i dłońmi wiszącymi nad buchającym ogniem. Odruchowo zabrał ręce, które zdążyły już boleśnie się popatrzyć.

– Boże, co się stało?! Co ja tu robię?! – krzyczał w myślach.

Ruszył biegiem w stronę łazienki, aby włożyć dłonie pod lodowatą wodę. Odruchowo spojrzał na świecący w ciemności zegarek… 3:32.

– Kurwa, musiałem zasnąć przy pracy. Ale co ja do cholery robiłem z rękami w płonącym kominku. Wyleczyłem się przecież z somnambulizmu – napływające myśli nie dawały mu spokoju. – Ostatni atak miałem przecież w dzieciństwie, a i tak wstawałem tylko aby pospacerować po mieszkaniu. Niech to szlag!

Odczucie zimnej wody spływającej po dłoniach było dla Nathana niczym dotyk boskiej mocy. Dopiero po chwili poczuł smród własnego potu. Przyłożył nadgarstek do czoła.

– Rozpalone – pomyślał. – Co tu się do cholery stało? Czy już całkiem mi odbiło? – dodał.

Poczucie strachu rosło w nim z każdą sekundą. Nathan wyszedł z łazienki rozglądając się po mieszkaniu. Wśród ogarniającej go ciemności dostrzegł jedynie blask lampki nocnej dobywający się z sypialni. Podszedł bliżej. Pokój był dokładnie w takim stanie w jakim zastał go po przyjeździe do domu. Jedyną różnicą było nowe, mahoniowe krzesło.

– Nie… To przecież nie ma z tym nic wspólnego. Nathan, nie daj się zwariować – uspokajał się w myślach. – Pracujesz jako dziennikarz, badałeś tysiące spraw brutalnych morderstw, gwałtów i szaleńczych zbrodni dokonywanych przez wariatów. Wiesz, że za wszystkim stoi wyłącznie ludzka psychika.

Nathan stał w bezruchu przez kilka minut. Zastanawiał się czy dzwonić po egzorcystę, uciekać z domu czy napić się bowmore z lodem.

– Walić to – stwierdził dosadnie.

Rozpiął mokrą od potu koszulę, poprawił włosy i stanowczym krokiem udał się w stronę kuchni.

– W końcu kawał ze mnie sukinsyna – powiedział. – A złego przecież diabli nie biorą…

 

 

 

* * * *

 

 

 

Poranek minął Nathanowi wyjątkowo spokojnie. Pomimo bolesnej pamiątki z poprzedniej nocy, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dziś był dla niego ważny dzień. Na wieczór umówił się z piękną, blondwłosą Lilian, poznaną podczas badania głośnego śledztwa pewnego seryjnego mordercy z Detroit.

– No stary, wyglądasz lepiej niż Brad Pitt w „Wichrach namiętności” – zadumał się Nathan przeglądając się w lustrze. – I pomyśleć, że minęło ci już trzydzieści siedem wiosen.

Jego twarz wyróżniała się szpiczastym nosem i parą dużych brązowych oczu. Jego kwadratowa szczęka i bujny zarost dodawała mu zbytniej pewności siebie. W połączeniu z cyniczną naturą i pogardliwym stosunkiem do innych, jego zachowanie wielokrotnie prowadziło go do wyjątkowo niemiłych barowych przygód i wielu siniaków.

Nathan przechadzał się po mieszkaniu, nie mogąc się doczekać spotkania. Już od tak dawna nie był z żadną kobietą na randce. Ręce pociły mu się od stresu, a zapięta na ostatni guzik bawełniana koszula systematycznie utrudniała nabieranie powietrza. Podrzucając w dłoni kluczyki od czarnego cadillaca, nerwowo zerkał na stojący w rogu pokoju elektryczny zegar.

– Jeszcze trzydzieści minut do wyjścia – powiedział.

Jego głos był niezwykle dumny i podekscytowany. Czuł się niczym dziecko, którego rodzice po raz pierwszy zabierają do wesołego miasteczka.

– Żebyś tylko nie palnął żadnej głupoty – pomyślał Nathan. – I pod żadnym pozorem nie wspominaj o tym piekielnym krześle. Nie chcesz chyba, aby Lilian uznała cię za wariata.

Gdy to powiedział, usłyszał dziwny dźwięk dochodzący z sypialni. Miał wrażenie, że ktoś skrobie pazurami po jego panelowej podłodze.

Nathan poderwał się i na moment jego oczy rozwarły się szeroko. Czuł jak oblewa się potem. Powinno być zimno, wokół jednak panowało zaskakujące ciepło. Zadrżał. Powolnym krokiem podszedł do sypialni, nie wiedząc czego ma się spodziewać w środku. Ostrożnie zajrzał przez drzwi, wypatrując źródła tajemniczego dźwięku. Nie dostrzegł jednak niczego nadzwyczajnego… Jedyną przyprawiającą o ciarki rzeczą było krzesło, które z nie wiadomego powodu stało teraz idealnie na środku pokoju, przodem w stronę Nathana.

– Dałbym sobie rękę uciąć, że jeszcze rano to krzesło stało dokładnie przy drzwiach – pomyślał.

Odłożył kluczyki na biurko i podszedł bliżej.  

Nagle usłyszał za sobą dźwięk przychodzącego SMS-a. Nathan aż podskoczył ze strachu.

– Jezu, jak tak dalej pójdzie to niedługo dostanę zawału! – wyszeptał drżącym głosem.

Pomimo gęsiej skórki i poczucia dezorientacji, odwrócił się w stronę kuchni, aby sprawdzić wiadomość. Przechodząc kilka kroków dalej, nie mógł oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że krzesło go… obserwuje.

Podniósł telefon.

– „Mogę się lekko spóźnić, nie gniewaj się. Straszne korki” – wiadomość od Lilian, powiedział.

Nie zważając na otrzymaną wiadomość, Nathan nie miał zamiaru dłużej siedzieć w domu. Sięgnął do kieszeni po kluczyki od auta, lecz poczuł jedynie pustą przestrzeń pod palcami. Zdrętwiał. Myśl, że musi ponownie wrócić na spotkanie z przeklętym krzesłem przyprawiała go o zawrót głowy.

Biorąc głęboki wdech, energicznym krokiem ruszył ku sypialni. Wparował niczym żołnierz do budynku pełnego zakładników i nagle zamarł… Krzesło stało dokładnie w tym samym miejscu co przed śniadaniem. Przy samym biurku, na którym leżały teraz pozostawione przed chwilą klucze. Dokładnie metr przed nim. Uczucie konsternacji odebrało Nathanowi możliwość ruchu.

– To nie może być prawda – pomyślał. – To mi się tylko wydaje. Krzesła przecież same się nie poruszają.

Strach ogarnął całe jego ciało. Poczucie grozy rozlewało się po nim niczym fale na oceanie. Niewiele myśląc, chwycił leżące obok klucze i wybiegł z mieszkania.

– Tego już za wiele – stwierdził zamykając drzwi na klucz – Gdy tylko wrócę, wywalam ten przedwojenny staroć za zbity pysk.

 

 

 

* * * *

 

 

 

 Lilian była młodą, zielonooką Hiszpanką pracującą w policji stanowej Detroit. Jej niebanalna uroda i poczucie humoru zachwycały Nathana.

– To musiało pewnie piekielnie boleć – stwierdziła Lilian.

– Na całe szczęście jestem facetem, który nie czuje bólu – zażartował Nathan.

Na twarzy pojawił mu się grymas wymuszonego uśmiechu. Nie miał ochoty zdradzać szczegółów minionej nocy, jednak zabandażowane dłonie wymagały w miarę sensownego wytłumaczenia.

– A co u ciebie Lilian? Jak w pracy?

– Proszę cię,  Nathan… Praca to ostatni temat na który chciałabym mówić. Zdecydowanie bardziej wolę rozmawiać o naszym poprzednim spotkaniu – dodała, uśmiechając się zalotnie.

– Masz rację – zaśmiał się Nathan. – To była jedna z najlepszych nocy w moim życiu!

Kelner przyniósł im do stolika zamówioną wcześniej butelkę ventisquero vertice apalta.

– Za dzisiejszy wieczór! – powiedziała donośnym głosem Lilian.

– Za nas – dodał Nathan.

Reszta wieczoru minęła im w wyśmienitym humorze. Oboje, uraczeni wytrawnym trunkiem zaczęli poddawać się błogiej atmosferze. Chwile spędzone z Lilian pozwoliły Nathanowi całkowicie pozbyć się wspomnień o niedawnych wydarzeniach związanych z niemiecką pamiątką od Noaha. Jego twarz nabrała rumieńców, a głos nabrał czarującego akcentu.

– Lilian, może skoczymy do mnie? – zapytał.

– Nathan, naprawdę bym chciała… ale jutro mam ważny lot do Dallas z samego rana. Podróż służbowa. 

Odpowiedź zmartwiła Nathana.

– No cóż…

– Nie martw się. Nadrobimy to przy następnej okazji – powiedziała Lilian z uśmiechem, puszczając do niego oczko.

Pożegnali się czułym pocałunkiem, po czym każde z nich ruszyło w swoją stronę. Nathan nie powinien prowadzić w tym stanie, lecz irytacja powstała w nim w skutek odmowy Lilian skutecznie zagłuszała trzeźwe myślenie.

– Jak dobrze, że w domu czeka na mnie jeszcze niedokończona bowmore – pomyślał.

Po trzydziestu minutach był już w mieszkaniu.

Chwiejnym krokiem podszedł do stojącej na stole w kuchni butelki whisky. Piekącą od poparzeń dłonią sięgnął po szklankę wypełnioną lodem.

– Mam nadzieję, że dziś w nocy nie wydarzy się nic nadzwyczajnego – pomyślał, kierując się powoli w stronę łóżka.

 

 

 

* * * *

 

 

 

Uczucie napływającego gorąca dusiło jego spocone ciało. Nathan wiercił się na łóżku nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do snu. Czuł jak temperatura w pokoju zwiększa się z każdą sekundą.

Ponura pogoda za oknem i woń alkoholu w mieszkaniu skutecznie napawały go obrzydzeniem. Czuł, że zaraz zwymiotuje. Nie mogąc dłużej wytrzymać, wstał z łóżka i ruszył do łazienki aby zażyć proszki nasenne schowane w lustrzanej apteczce. Poczucie wstrętu i niesmaku w ustach wzniecało u niego pogardę do samego siebie. Po omacku udał się w stronę łazienki. Zegar w salonie wskazywał 3:32 w nocy.

– Jak dobrze, że jutro nie muszę iść do pracy – pomyślał.

Nathan opłukał rozgrzaną twarz w niewielkiej umywalce. Oczy kleiły mu się od snu a zmarszczki na twarzy stały się niezwykle wyraźne. Powolnym ruchem dłoni sięgnął po stojący na wierzchu diazepam. Popołudniowy obiad podszedł mu do gardła. Niewiele myśląc, Nathan zgasił światło w łazience i odwrócił się do wyjścia.

Kątem oka dostrzegł niewielki ruch w salonie. Był tak poruszony, że nawet nie krzyknął. W panice cofnął się dwa kroki i złapał oburącz stojący w rogu pogrzebacz do kominka w akcie obrony. Poczuł strach. W jego piersi uniósł się znajomy przypływ paniki i chęć ucieczki.

Stuk, stuk – usłyszał z salonu.

– Co się tu do cholery dzieje? – pomyślał przerażony.

Po chwili z głębi salonu spostrzegł, że coś porusza się w jego kierunku.

Stuk, stuk – usłyszał ponownie.

Nathan nie mógł uwierzyć własnym oczom. Z zaułków ciemności zauważył znajomy widok piekielnego krzesła które delikatnie podskakiwało w jego stronę. Samo, bez niczyjej pomocy zbliżało się w podskokach aby stanąć mu naprzeciw.

Nathana obleciał paniczny strach. Chciał uciec, lecz coś skutecznie uniemożliwiało mu nawet najmniejszy ruch.

Stuk, stuk – dźwięk rozchodził mu się w uszach.

Nagle poczuł uderzający do głowy podmuch gorąca. Temperatura ciała diametralnie zwiększała się z każdą sekundą. Czuł ogarniające go od środka wrażenie nadchodzącej śmierci. W jednej sekundzie jego dłonie, przedramiona, barki pokryły się żywym ogniem.

Nathan zaryczał z bólu i próbował stłumić ogień gołymi rękami. Płomienie zaczęły sięgać twarzy i włosów. Smród palonego mięsa unosił się po całym mieszkaniu.

– Boże! Palę się! – wrzeszczał z całych sił. – Co za okropny ból!

W jednej chwili całego jego ciało pokryło się ogniem. Twarz zaczęła pękać od gorąca, a białka oczu wypłynęły mu na zewnątrz.

– Stuk, stuk – słyszał dalej.

Jego ubranie całkowicie spłonęło przylepiając się do spływających po kościach skóry i mięśniach. Ból ogarniający jego dłonie przestał być odczuwalny. Nathan nie zdawał sobie sprawy, że ogień wypalił jego zakończenia nerwowe czyniąc nieodwracalne zmiany. Każda sekunda tego cierpienia była nie do opisania.

Meine Arbeit ist noch nicht wahr geworden! – usłyszał głos dobywający się znikąd.

Nathan wiedział, że umiera. Wiedział, że to sprawka tego przeklętego krzesła. Przeklinał dzień w którym kupił ten staroć. Przeklinał dzień w którym rozmawiał z Noah.

Lecz nic nie mógł już więcej zrobić. To był dla niego koniec.

Nathan opadł na kolana, a jego ciało wciąż buchało nieprzerwanym ogniem. W głębi duszy zaczął płakać i przepraszać za wszystkie grzechy które popełnił. Wiedział, że to ostatnie sekundy jego życia.

 

 

 

* * * *

 

 

 

O 9:30 zadzwonił budzik. Nathan poderwał się z łóżka obmacując całe ciało, jak gdyby wciąż się jeszcze palił. Był zlany potem a jego łóżko było przesiąknięte moczem.

– Co tu się do kurwy nędzy dzieje?! – krzyknął przerażony.

Rozejrzał się po sypialni. Pokój był w zupełności tak zwyczajny jak każdego ranka. Szafa, łóżko, biurko… wszystko stało na swoim miejscu. Nawet krzesło znajdowało się w tym samym miejscu jak gdy wychodził na spotkanie z Lilian. Poczucie dezorientacji i beznadziei ogarnęło jego myśli.

– Czy to wszystko było tylko cholernym koszmarem? – pomyślał wściekle wykrzywiając wargi. – Czy to mi się tylko śniło? Przecież czułem ból, ten straszny nieprzerwany ból i poczucie nadchodzącej śmierci. To nie może być tylko fikcja!

Nathan bezzwłocznie chwycił telefon i wybrał numer do Noaha. Z każdym kolejnym sygnałem połącznia jego szaleństwo rosło.

– Halo, Nathan? To ty? Czego chcesz u licha o dziewiątej rano? – zapytał Noah zaspanym głosem.

– Od kogo masz to krzesło?! – wykrzyczał Nathan.

– O czym ty mówisz? Masz na myśli ten badziew od tej staruszki?

– Tak! Kim ona jest? Skąd ona to ma?

– Pani Schrödinger. Nagle stałeś się zatroskanym obywatelem?

Poczucie wściekłości ogarnęło Nathana.

– Kurwa! Albo powiesz mi skąd ona ma to krzesło albo osobiście przyjadę do Ciebie i rozwalę Ci ten pusty ryj! – wrzasnął.

– Dobra, już dobra… Uspokój się – powiedział Noah łamliwym głosem. – Zaraz wyśle ci jej adres to sam ją zapytasz rycerzyku.

Nathan bez słowa rozłączył się. Za wszelką cenę musiał dowiedzieć się jaką historię skrywa ten staroniemiecki mebel. I co u licha dzieje się z jego głową.

 

 

 

* * * *

 

 

 

Minęła jedenasta kiedy Nathan dojechał pod wskazany adres. Wielka, malownicza posiadłość zrobiła na nim ogromne wrażenie. Z opisu Noaha wnioskował, że staruszka nie narzekała na nadmiar pieniędzy. Wręcz przeciwnie – chciała sprzedać meble za każde, nawet najdrobniejsze pieniądze.

Delikatnym ruchem dłoni Nathan zapukał do drzwi. Minęła chwila, zanim pani Schrödinger podeszła aby przywitać niespodziewanego gościa.

Wokół unosił się zapach pieczonego ciasta i woń włoskich przypraw.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała.

– Przepraszam, że przychodzę bez zapowiedzi. Nazywam się Nathan Jones. Chciałem zapytać o pewne meble które sprzedała pani niedawno w sklepie z antykami „u Noah”.

Jej twarz pokryła się pogardą i strachem, a delikatne drobne oczka zmieniły się w jarzące się iskrami ogniki.

– Czego pan chce ode mnie? – zapytała z niechęcią.

– Interesuje mnie pewne stare wiktoriańskie krzesło, które podobno odziedziczyła pani po zmarłym dziadku. Chciałbym poznać jego historię.

– Niech pan wejdzie – powiedziała.

Mieszkanie urządzone było z pełnym rozmachem. Wielka kuchnia w której się znajdowali wypełniona była miseczkami, dzbankami i wszelkiego typu naczyniami. Brązowe ściany sprawiały wrażenie bardzo starych a portrety zmarłych członków rodziny w salonie przyprawiały Nathana o dreszcze.

– A więc chodzi panu o mojego dziadka Jürgena – powiedziała z niesmakiem. – Zmarł trzy miesiące temu w pożarze. Zginął na miejscu.

– Bardzo pani współczuję, to musiała być dla pani tragedia… – wtrącił Nathan.

– Ależ skąd! – zaprzeczyła. – To był kawał skurwysyna. Żałuję tylko, że umarł tak późno.

Nathan przełknął ślinę.

– A to krzesło? Należało do niego? – zapytał.

– Tak. To był jego ulubiony mebel do wypoczywania. Siadał w nim najczęściej po skończonej pracy dla Wehrmachtu. Wie pan… wstyd się przyznać, ale Jürgen był naczelnikiem obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau. Pełnił najgorszą możliwą w tamtych czasach funkcję. Skazywał ludzi na śmierć.

Nathan poczuł delikatny dreszcz przeszywający jego plecy.

– Proszę dalej, niech pani kontynuuje – powiedział z zaciekawieniem.

– Otóż świętej pamięci dziadek lubował się w zabijaniu ludzi. W szczególności Żydów i Polaków. Miał na tym punkcie obsesję. Każdego dnia czułam od niego smród spalonych ofiar. Widziałam ten szaleńczy uśmiech na jego twarzy gdy opowiadał ze szczegółami przy rodzinnym stole jak mordował niewinne istoty. Niech mi pan wierzy – powiedziała ze smutkiem. – On był psychicznie chory.

Nathan nie mógł uwierzyć w słowa pani Schrödinger. Wszystkie elementy układanki zaczęły układać mu się w jedną całość. Oprócz jednego.

– A dlaczego zdecydowała się pani na sprzedaż krzesła – zapytał. – Przecież jest ono warte kupę forsy!

– Sprzedałam wszystko co ten diabeł zapisał mi w testamencie. Może trudno w to uwierzyć, ale te meble, a w szczególności to krzesło są… opętane. Jako jedyne przetrwały pożar.

Nathan przyjął tę wiadomość ze stoickim spokojem. Wiedział, że pani Schrödinger mówi prawdę. Nie wierzył tylko, że przytrafiło się to akurat jemu.

Teraz już miał pewność co musi zrobić. Pozbyć się krzesła najszybciej jak to możliwe. Spalić, zniszczyć, wyrzucić na śmieci. Cokolwiek, byle nie musieć już więcej na nie patrzeć.

– Dziękuję Pani bardzo za wszelkie informacje. Naprawdę mi pani pomogła – powiedział uśmiechając się szeroko.

– Ależ proszę bardzo. Zawsze to miło móc sobie porozmawiać z tak przystojnym młodzieńcem.

Nathan zrobił dziwną skwaszoną minę.

Udał się powoli w stronę wyjścia żegnając się z panią Schrödinger i kulturalnie odmawiając herbaty. Miał już właśnie zamykać drzwi, gdy w pewnej chwili przyszła mu do głowy pewna myśl.

– Pani Schrödinger, mam jeszcze jedno pytanie – powiedział.

– Słucham.

Nathan wziął głęboki wdech.

– Z czystej ciekawości… o której zmarł pani dziadek? – zapytał.

– Niech pomyśle… – staruszka się zamyśliła. – Zgon stwierdzono o 3.32…

 

 

 

* * * *

 

 

 

Nathan pędził na złamanie karku w swoim czarnym cadillacu. Czuł, że za chwilę może wydarzyć się coś potwornego. Z piskiem opon zaparkował przed garażem, trzasnął drzwiami i czym prędzej wbiegł do mieszkania.

Wszystko wydawało mu całkowicie normalne. Nie czuł już napływającego ciepła ani strachu. Spokój i cisza panujące w domu, wydały mu się nienaturalnie dziwne.

Szybkim ruchem dłoni sięgnął do kieszeni spodni po telefon.

-„Jeżeli w najbliższym czasie przestanę się odzywać, chcę abyś wiedziała, ze jesteś najlepszym co mnie w ostatnim czasie spotkało”. – napisał wiadomość do Lilian.

Chowając telefon, powolnym krokiem wszedł do sypialni.

W środku panowała atmosfera grozy. Nathan rozejrzał się po pokoju. Wszystko było w absolutnym porządku.

– Coś tu nie gra – pomyślał.

Odwrócił głowę w kierunku krzesła. Czuł grozę płynącą z jego wnętrza. Wiedział, że ma do czynienia z mocami nie z tego świata.

Wpatrywał się w obiekt dobre kilka minut, jedocześnie głęboko oddychając. Czuł, że serce wali mu jak młot. Ostrożnym ruchem ręki chwycił za oparcie krzesła. W ułamku sekundy poczuł ogromny ból wywołany poparzeniem po dotknięciu. Instynktownie cofną rękę.

– To krzesło ma chyba z milion stopni! – stwierdził.

Niewiele myśląc sięgnął po rzuconą na łóżku koszulę i zawinął ją wokół dłoni. Wykonując prowizoryczne zabezpieczenie czuł się jak idiota. W końcu, przygotowuje się na wojnę z krzesłem.

Gotowy na ataki ze strony piekielnego krzesła, powoli przysunął się bliżej. Jego ręce wyprostowały się na spotkanie z diabelskim obiektem. Po chwili ponownie złapał za ramiona krzesła.

Spod owiniętych koszulą dłoni unosił się dym palonego materiału. Nathan wiedział, że długo nie wytrzyma. Uniósł krzesło i zaczął iść w stronę salonu.

Nie spodziewał się, gdy nagle przy jego twarzy buchnęły płomienie przypalając mu brwi i włosy. Instynktownie zasłonił twarz, upuszczając krzesło na podłogę. Nathan doznał poważnych poparzeń policzka i części lewego ucha. Ból wywołany ogniem sprawił mu ogromne cierpienie.

– Niech cię szlag! – krzyknął.

Nagle z hukiem zamknęły się wszystkie drzwi i okna, zabierając Nathanowi jakąkolwiek drogę ucieczki z mieszkania. Krzesło powoli zmieniało barwę z brązowego na krwiście czerwoną. Spod jego obicia zaczęły unosić się kłęby dymu a mieszkanie wypełniło się stęchlizną gnijących zwłok.

Strach obleciał Nathana. Wiedział, że krzesło będzie się bronić.

Nagle ściany zaczęły spływać krwią. Litry czerwonej cieczy zalewały jego sypialnię. Krew pomordowanych w Auschwitz-Birkenau zaczęła wlewać mu się do butów przyprawiając go o wymioty.

– Du bist nur ein erbärmliches Wesen! – usłyszał dobywający się z jego głowy głos.

Pod ogromem cierpienia i strachu Nathan upadł na kolana i zaczął płakać. Łkał niczym małe dziecko. Czuł, że nie jest w stanie ogarnąć psychicznie tego wszystkiego.

 – Meine Aufgabe ist noch nicht vorbei! – głos z każdą sekundą przybierał na sile.

Krople krwi zaczęły spadać z sufitu wprost na głowę Nathana. Powolnym ruchem uniósł twarz, wykrzywiając wargi. Pozostałości po umarłych wlatywały mu do otwartych ust racząc go smakiem zgniłego mięsa. Nathan zwymiotował.

W jednej chwili pokój objęły buchające płomienie. Syk palonego mieszkania słyszalny był aż dwie przecznice dalej. Nathan wiedział, że to koniec. Czeka go śmierć w płomieniach…

 

 

* * * *

 

 

Była późna godzina nocna. W szpitalu im. Św. Wojciecha pielęgniarki pośpiesznie wypełniały swoje zadania. Wszędzie panowało zamieszanie. W pokoju słychać było delikatne odgłosy ulicznego ruchu i dźwięk podłączonego respiratora. Siostra Newton nachyliła się nad Nathanem i poprawiła mu poduszkę.

Od tragicznego zdarzenia mięły cztery dni. Strażacy wezwani do pożaru cudem wyciągnęli Nathana z płonącego budynku. Jego ciało zostało poparzone w dziewięćdziesięciu procentach, co skutkowało doznaniem nieodwracalnych szkód. Dom w którym mieszkał został niemal doszczętnie zniszczony.

– Panie Jones. Ma pan gościa – powiedziała pielęgniarka.

W drzwiach stanął wysoki brodaty mężczyzna. Jego twarz odznaczała się pełną powagą i skupieniem. Na jego piersi Nathan dostrzegł widoczną odznakę.

– Dzień dobry panie Jones. Komendant Thomas O'Brien – powiedział z delikatnym irlandzkim akcentem.

Nathan skinął lekko głową.

– Przyszedłem pomówić o tragicznym pożarze w pana domu – kontynuował. – Z ustaleń strażaków wynika, iż ogień wybuchł w salonie, prawdopodobnie za sprawą zwarcia w jakimś urządzeniu.

Nathan milczał.

– Cóż… – przerwał komendant. – Przynoszę panu także dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zaczniemy może od tej złej. Niestety pana mieszkanie zostało niemal całkowicie spalone. Będzie pan musiał poszukać nowego lokum. Dobra wiadomość jest taka, że dom był w pełni ubezpieczony, więc bez problemu kupi pan sobie coś zupełnie nowego za pieniądze z ubezpieczenia – dodał próbując się uśmiechać

Nathan wciąż milczał.

– Mam dla pana coś jeszcze, co może pana ucieszyć. Strażakom jakimś cudem udało się uratować z mieszkania kilka cennych rzeczy, które być może pomogą panu w odbudowie nowego domu. Zachowała się między innymi szafa, całe biurko, jakieś stosy książek i jeszcze stare, zapyziałe krzesło. Wygląda na całkiem ładne. Sądzę, że się pan ucieszy – dodał z entuzjazmem komisarz.

Nathan nie wypowiedział ani słowa. Nie był w stanie skleić żadnego spójnego zdania. Delikatnie przekręcając głowę, spojrzał tylko na leżący obok zegarek. Wskazówki wyznaczały godzinę 3.32…

 

 

Koniec

Komentarze

Przykro mi to mówić, Texicu ale wymyślona przez Ciebie historia kupy się nie trzyma, w dodatku jest napisana tak źle, że historię Nathana śledziłam z największym trudem, jednocześnie przedzierając się przez gąszcz błędów, usterek, fatalnie skonstruowanych zdań, słów użytych niezgodnie z ich znaczeniem, źle zapisanych dialogów i myśli, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Masz przed sobą mnóstwo pracy, ale dopóki nie poznasz przynajmniej podstawowych zasad rządzących językiem polskim, wiele nie zdziałasz. Sugeruję też, abyś dużo czytał.

 

– Mówię Ci Na­than… ―> – Mówię ci, Na­than

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

– Gdy­bym był jesz­cze więk­szym skur­wy­sy­nem niż je­stem, wy­tar­go­wał­bym na niej z 300 do­lców ra­ba­tu! ―> – Gdy­bym był jesz­cze więk­szym skur­wy­sy­nem niż je­stem, wy­tar­go­wał­bym od niej z trzysta do­lców ra­ba­tu!

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

ro­ze­śmiał się do­no­śnym śmie­chem Na­than. ―> Masło maślane – czy mógł roześmiać się inaczej, nie śmiechem?

Proponuję: …Natan roześmiał się donośnie. Lub: …Natan wybuchnął donośnym śmiechem.

 

Stare wik­to­riań­skie krze­sło, wy­ko­na­ne z ma­ho­nio­we­go drew­na. Po­dob­no ręcz­nie two­rzo­ne przez naj­lep­szych nie­miec­kich sto­la­rzy z XX wieku. ―> Jeśli to było krzesło wiktoriańskie, to: Po­dob­no ręcz­nie wytwo­rzo­ne przez naj­lep­szych nie­miec­kich sto­la­rzy w dziewiętnastym wieku.

Poznaj znaczenie słowa wiktoriański. Sprawdź, kiedy panowała królowa Wiktoria.

 

Słowa Noah zdzi­wi­ły Na­tha­na. ―> Słowa Noaha zdzi­wi­ły Na­tha­na.

Imię Noah odmienia się. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

– I to jest powód dla któ­re­go chcesz mi opchnąć stary ru­pieć? – od­po­wie­dział. ―> Skoro użyłeś pytajnika, to: – I to jest powód, dla któ­re­go chcesz mi opchnąć stary ru­pieć? – zapytał.

 

– Smy­kał­kę? – zdzi­wił się Na­than – Chcesz mi opchnąć sta­re­go grata od ja­kieś zde­spe­ro­wa­nej sta­rusz­ki. ―> Brak kropki po didaskaliach.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

pa­miąt­ki z po­ło­wy XX wieku… ―> …pa­miąt­ki z po­ło­wy XIX wieku

 

– Po cho­le­rę ja to w ogóle ku­pi­łem? – za­sta­no­wił się w my­ślach Na­than. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Ja ku­pu­ję za­tę­chłe, śmier­dzą­ce sta­ro­cią krze­sła. ―> Chyba miało być: Ja ku­pu­ję za­tę­chłe, śmier­dzą­ce sta­ro­ścią krze­sła.

 

Chwy­cił nowy na­by­tek pod pachę, wy­pro­sto­wał na­brzmia­łe plecy… ―> Co to znaczy, że miał nabrzmiałe plecy?

 

pod­szedł do sto­ją­ce­go na stole Do­ma­ine Ma­thieu i nalał sobie po­rząd­ny kie­li­szek. ―> …pod­szedł do sto­ją­ce­go na stole do­ma­ine ma­thieu i nalał sobie po­rząd­ny kie­li­szek.

Nazwy trunków piszemy małymi literami. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Duży, po­kry­ty be­żo­wy­mi ścia­na­mi salon… ―> Ściany nie pokrywają żadnego pomieszczenia.

Proponuję: Duży salon o pomalowanych na beżowo ścianach

Poznaj znaczenie słowa pokryć.

 

Na środ­ku pię­trzy­ły się ster­ty nie ru­szo­nych do tej pory ksią­żek… ―> Na środ­ku pię­trzy­ły się ster­ty nieru­szo­nych do tej pory ksią­żek

 

Spoj­rzał na nie po­dej­rza­nym wzro­kiem i zmarsz­czył brwi. ―> Chyba miało być: Spoj­rzał na nie po­dej­rzliwym wzro­kiem i zmarsz­czył brwi.

Poznaj znaczenie słów podejrzanypodejrzliwy.

 

gdzie teraz odło­żyć ten sta­roć… ―> …gdzie teraz postawić/ odstawić ten sta­roć

 

oazę spo­ko­ju w któ­rej pod­da­wał się krą­żą­cym my­ślom które spi­sy­wał na­stęp­nie na pa­pier. ―> Powtórzenie.

Proponuję: …oazę spo­ko­ju, w któ­rej pod­da­wał się krą­żą­cym my­ślom, spi­sy­wanym/ zapisywanym na­stęp­nie na pa­pierze.

 

Cią­gle cze­kał, aż w końcu na­dej­dzie jego ży­cio­wa spra­wa… ―> Raczej: Cią­gle cze­kał na swoją życiową sprawę

 

zdjął spo­co­ną ma­ry­nar­kę… ―> Poci się człowiek, nie marynarka.

Proponuję: …zdjął przepo­co­ną ma­ry­nar­kę

Poznaj znaczenie słów spoconyprzepocony.

 

i usiadł w nowo na­by­tym sprzę­cie. ―> Nie można siadać w krześle, można usiąść na krześle.

 

prawą zaś po­cie­rał o de­li­kat­ne obi­cie ra­mion krze­sła. ―> Krzesło nie ma ramion. Krzesło ma nogi, siedzisko i oparcie. Krzesło może być twarde lub tapicerowane.

A może Nathan kupił wiktoriański fotel, wtedy winno być: …prawą zaś po­cie­rał de­li­kat­ne obi­cie poręczy fotela.

 

dzie­ci wi­dzą­cych jak ich ro­dzi­ce mor­do­wa­ni są na ich oczach. ―> Zbędne dopowiedzenie – skoro dzieci widziały, to wiadomo, że działo się to na ich oczach.

Wystarczy: …dzie­ci, wi­dzą­cych jak ich ro­dzi­ce są mordowani.

 

Od­ru­cho­wo za­brał ręce, które zdą­ży­ły już po­kryć się bo­le­snym po­pa­rze­niem. ―> Od­ru­cho­wo za­brał ręce, które zdą­ży­ły już boleśnie się poparzyć.

Mam wrażenie, że bohater, czując coraz większe ciepło, obudziłby się zanim doszłoby do poparzenia.

 

Uczu­cie zim­nej wody spły­wa­ją­cej po dło­niach była dla Na­tha­na… ―> Piszesz o uczuciu/ odczuciu, które jest rodzaju nijakiego, więc: Odczucie zim­nej wody spły­wa­ją­cej po dło­niach było dla Na­tha­na

 

Do­pie­ro po chwi­li ­poczuł smród potu wydo­by­wa­ją­ce­go się z jego ciała. ―> A może: Do­pie­ro po chwi­li ­poczuł smród własnego potu.

 

Je­dy­ną róż­ni­cą było nowe, ma­ho­nio­we krze­sło, które Noah za­ku­pił od zde­spe­ro­wa­nej sta­rusz­ki. ―> Zbędne dopowiedzenie – wiadomo, skąd wziął się mebel.

 

czy napić się Bow­mo­re z lodem. ―> …czy napić się bow­mo­re z lodem.

 

Spod buj­nej czu­pry­ny wy­ra­stał mu szpi­cza­sty nos i para du­żych brą­zo­wych oczu. Jego kwa­dra­to­wa szczę­ka i bujny męski za­rost do­da­wa­ła mu zbyt­niej pew­no­ści sie­bie. W po­łą­cze­niu z cy­nicz­ną na­tu­rą i po­gar­dli­wym sto­sun­kiem do in­nych, jego za­cho­wa­nie wie­lo­krot­nie pro­wa­dzi­ło go do… ―> Nadmiar zaimków.

Nos wyrastający spod bujnej czupryny musiałby znajdować się chyba na czole, a o wyrastających spod czupryny oczach czytam po raz pierwszy w życiu.

Czy trzeba zaznaczać, że Nathan, będąc mężczyzną, miał męski zarost?

 

Pod­rzu­ca­jąc w dłoni klu­czy­ki od czar­ne­go Ca­dil­la­ca rocz­nik 96… ―> Pod­rzu­ca­jąc w dłoni klu­czy­ki od czar­ne­go ca­dil­la­ca, rocz­nik 96

 

Ostroż­nie wyj­rzał przez drzwi za źró­dłem ta­jem­ni­cze­go dźwię­ku… ―> Ostroż­nie zaj­rzał przez drzwi, wypatrując źródła ta­jem­ni­cze­go dźwię­ku…

 

stało teraz ide­al­nie na środ­ku po­ko­ju, przo­dem ukie­run­ko­wa­ne w stro­nę Na­tha­na. ―> Nie wydaje mi się, aby krzesło można ukierunkować.

Wystarczy: …stało teraz ide­al­nie na środ­ku po­ko­ju, przo­dem w stro­nę Na­tha­na.

 

stało do­kład­nie przy biur­ku – po­my­ślał.

Odło­żył klu­czy­ki na biur­ko i pod­szedł bli­żej. ―> Powtórzenie.

 

Nagle zza jego ple­ców usły­szał dźwięk przy­cho­dzą­ce­go SMSa. ―> Zza czyich pleców?

Proponuję: Nagle usły­szał za sobą dźwięk przy­cho­dzą­ce­go SMS-a.

 

Pod­niósł te­le­fon do ręki. ―> Jak można podnieść coś do ręki?

Proponuję: Podniósł/ Wziął telefon.

 

Uczu­cie kon­ster­na­cji bez­gra­nicz­nie ode­bra­ło Na­tha­no­wi moż­li­wość ruchu. ―> Na czym polega bezgraniczne odbieranie możliwości ruchu?

 

Nie­wie­le my­śląc, chwy­cił za le­żą­ce obok klu­cze… ―> Nie­wie­le my­śląc, chwy­cił le­żą­ce obok klu­cze

 

i pędem wy­biegł w kie­run­ku wyj­ścia z miesz­ka­nia. ―> Czy zdołał się rozpędzić w mieszkaniu?

Może wystarczy: …i wy­biegł z miesz­ka­nia.

 

wy­wa­lam ten po­wo­jen­ny sta­roć za zbity pysk. ―> Staroć był dziewiętnastowieczny, więc zdecydowanie przedwojenny.

 

Li­lian była młodą, zie­lo­no­oką hisz­pan­ką pra­cu­ją­cą w po­li­cji sta­no­wej De­tro­it. ―> Li­lian była młodą, zie­lo­no­oką Hisz­pan­ką, pra­cu­ją­cą w po­li­cji sta­no­wej De­tro­it.

 

Jego twarz na­bra­ła wyraz gry­ma­su, jed­no­cze­śnie kre­śląc wy­mu­szo­ny uśmiech. ―> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Na twarzy pojawił się grymas wymuszonego uśmiechu.

 

Kel­ner przy­niósł im do sto­li­ka za­mó­wio­ną wcze­śniej bu­tel­kę Ven­ti­squ­ero Ver­ti­ce Apal­ta. ―> …bu­tel­kę ven­ti­squ­ero ver­ti­ce apal­ta.

 

– Za dzi­siej­szy wie­czór – po­wie­dzia­ła do­no­śnym gło­sem Li­lian. ―> – Za dzi­siej­szy wie­czór! – po­wie­dzia­ła do­no­śnym gło­sem Li­lian.

 

a głos przy­wdział barwę cza­ru­ją­ce­go ak­cen­tu. ―> W jaki sposób wymyślasz tak karkołomne konstrukcje? Czy umiesz powiedzieć, czym jest barwa czarującego akcentu i na czym polega jej przywdziewanie przez głos?

 

po­wie­dzia­ła Li­lian z uśmie­chem, pusz­cza­jąc mu oczko. ―> …po­wie­dzia­ła Li­lian z uśmie­chem, pusz­cza­jąc do niego oczko.

Oczko puszcza się do kogoś, nie komuś.

 

w domu czeka na mnie jesz­cze nie­do­koń­czo­na Bow­mo­re… ―> …w domu czeka na mnie jesz­cze nie­do­koń­czo­na bow­mo­re

 

W ła­zien­ce znaj­do­wał się prysz­nic, to­a­le­ta i nie­wiel­ka umy­wal­ka… ―> Po co opisujesz wyposażenie łazienki, skoro jest ono oczywiste?

 

Nie wiele my­śląc, Na­than zga­sił świa­tło… ―> Niewiele my­śląc, Na­than zga­sił świa­tło

 

do­strzegł nie­wiel­ki ruch w sa­lo­nie. Był tak po­ru­szo­ny… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Stuk, stuk – usły­szał z sa­lo­nu. ―> Dlaczego stukanie zapisujesz jakby to był dialog?

 

Z za­ułów ciem­no­ści za­uwa­żył… ―> Czy tam na pewno były zauły ciemności?

 

de­li­kat­nie pod­ska­ki­wa­ło w jego stro­nę. Samo, bez żad­nej po­mo­cy zbli­ża­ło się w pod­sko­kach aby sta­nąć z nim twa­rzą w twarz. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Czy dobrze rozumiem, że krzesło miało twarz?

 

Na­tha­na ob­le­ciał pot… ―> Pot miał skrzydła?

 

Jego ubra­nie cał­ko­wi­cie spło­nę­ło przy­le­pia­jąc się do spły­wa­ją­cej po ko­ściach skóry. ―> Skóra spływała po kościach, a co się stało z mięśniami?

 

Pokój był w zu­peł­no­ści tak zwy­czaj­ny jak każ­de­go ranka. ―> Pokój był zu­peł­nie zwy­czaj­ny, jak każ­de­go ranka.

 

Szafa, łóżko, biur­ko.. ―> Wielokropkowi brakuje jednej kropki. Wielokropek ma zawsze trzy kropki!

 

Nawet krze­sło, le­ża­ło w tym samym miej­scu… ―> Czy krzesło było przewrócone?

 

Na­than bez­zwłocz­nie chwy­cił za te­le­fon i wy­krę­cił numer do Noah. ―> Na­than bez­zwłocz­nie chwy­cił te­le­fon i wybrał numer do Noaha.

 

– Halo, Na­than? To Ty? Czego chcesz u licha o 9 rano? ―> – Halo, Na­than? To ty? Czego chcesz, u licha,dziewiatej rano?

 

– Uspo­kój się – ­powie­dział Noah łam­li­wym gło­sem. ―> – Uspo­kój się – ­powie­dział Noah łamiącym się gło­sem.

Poznaj znaczenie słowa łamliwy.

 

Mi­nę­ła chwi­la zanim Pani Schrödin­ger… ―> Mi­nę­ła chwi­la, zanim pani Schrödin­ger

Formy grzecznościowe piszmy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się także w dalszej części tekstu.

 

– Niech pan wej­dzie – stwier­dzi­ła. ―> Raczej: – Niech pan wej­dzie – powiedziała.

 

Miesz­ka­nie wy­ko­na­ne było z peł­nym roz­ma­chem. ―> Mieszkania się nie wykonuje, mieszkanie można urządzić.

 

Wiel­ka kuch­nia w któ­rej się znaj­do­wa­li wy­peł­nio­na była mi­secz­ka­mi, dzban­ka­mi i wszel­kie­go typu na­czy­nia­mi. Brą­zo­we ścia­ny spra­wia­ły wra­że­nie bar­dzo sta­rych a por­tre­ty zmar­łych człon­ków ro­dzi­ny… ―> Czy dobrze rozumiem, że portrety przodków wisiały w kuchni???

 

– A te krze­sło? ―>> – A to krze­sło?

 

To było jego ulu­bio­ne miej­sce do wy­po­czy­wa­nia. ―> Krzesło nie jest miejscem.

 

Wszyst­kie ele­men­ty ukła­dan­ki za­czę­ły ukła­dać mu się… ―> Brzydkie powtórzenie.

 

Na­than przy­jął wia­do­mość… ―> Na­than przy­jął wia­do­mość

 

w swoim czar­nym Ca­dil­la­cu. ―> …w swoim czar­nym ca­dil­la­cu.

 

Spo­kójcisza pa­nu­ją­ca w domu wy­da­ła mu się nie­na­tu­ral­nie dziw­na. ―> Piszesz o dwóch czynnikch – spokoju i ciszy, więc: Spo­kój i cisza pa­nu­ją­ce w domu, wy­da­ły mu się nie­na­tu­ral­nie dziw­ne.

 

co mnie w ostat­nim cza­sie spo­tka­ło.” ―> …co mnie w ostat­nim cza­sie spo­tka­ło”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Od­wró­cił głowę w kie­run­ku krze­sła. Czuł grozę pły­ną­cą z jego wnę­trza. ―> Krzesło miało wnętrze?

 

Czuł jak serce wali mu jak młot. ―> Powtórzenie.

 

Ostroż­nym ru­chem ręki chwy­cił za ramię krze­sła. ―> Krzesła nie maja ramion.

 

Po chwi­li po­now­nie zła­pał za ra­mio­na krze­sła. ―> Jak wyżej.

 

In­stynk­tow­nie za­sło­nił twarz upusz­cza­jąc krze­sło na zie­mię. ―> In­stynk­tow­nie za­sło­nił twarz, upusz­cza­jąc krze­sło na podłogę.

 

Krew po­le­głych w Au­schwitz-Bir­ke­nau… ―> Tam nie było poległych, byli pomordowani.

Poznaj znaczenie słowa poległy.

 

Po­wol­nym ru­chem uniósł on twarz do góry… ―> Masło maślane – czy można unieść cos do dołu?

 

pie­lę­gniar­ki po­śpiesz­nie uga­nia­ły się w swo­ich za­da­niach. ―> Nie można uganiać się w zadaniach.

Poznaj znaczenie słowa uganiać się.

 

Wszę­dzie pa­no­wa­ło za­mie­sza­niezamęt. ―> Zamieszaniezamęt to synonimy, znaczą to samo.

 

Jego ciało zo­sta­ło po­pa­rzo­ne w 96 pro­cen­tach czy­niąc mu nie­od­wra­cal­ne szko­dy. ―> Czy dobrze rozumiem, że ciało poczyniło Nathanowi nieodwracalne szkody? Czy tak poparzony człowiek ma szansę przeżyć?

 

Na jego pier­si Na­than do­strzegł wi­docz­ną od­zna­kę. ―> Czy dobrze rozumiem, że wzrok Nathana był tymi czterema procentami, które ocalały z poparzonego ciała?

 

Na­than ski­nął lekko głową. ―> Czy człowiek poparzony w takim stopniu jak bohater, może wykonywać ruchy głową?

 

– Z usta­leń stra­ża­ków wy­ni­ka, iż ogień roz­po­czął się w sa­lo­nie… ―> Chyba miało być: – Z usta­leń stra­ża­ków wy­ni­ka, iż pożar powstał/ wybuchł w sa­lo­nie

 

De­li­kat­nym ru­chem głowy spoj­rzał tylko na wid­nie­ją­cy na pa­ra­pe­cie ze­ga­rek. ―> Od kiedy ruchem głowy można spoglądać na coś?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

– Mówię Ci Nathan… ―> – Mówię, ci, Nathan

Przepraszam, ale powinno być:

– Mówię ci, Nathan, cośtam cośtam.

Przynoszę radość :)

Masz rację, Anet. Pewnie, że powinno. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarze. Dokonałem już wszelkich poprawek.

Bardzo proszę, miło mi że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Świetny pomysł, wplecenie wątków z II wojny światowej to naprawdę dobre rozwiązanie. Rozumiem, że to tylko opowiadanie i rządzi się swoimi prawami, musi być krótsze. Ale aż się prosi o wydłużenie, żeby proces dochodzenia do historii tego krzesła był dłuższy. Żebyśmy mogli poznać też porażki bohatera itd. Niemniej, czyta się dobrze.

Regulatorzy z poświęceniem powstrzymała brutalny szturm najbardziej barbarzyńskich hord błędów, pomyłek i fatalnie skonstruowanych zdań, a Ty w pocie czoła wyrżnąłeś osadzoną w błocie pierwszą linię atakujących. Ale do zwycięstwa jeszcze daleko. Bowiem w armii Kiepskiego Wykonania są jeszcze oddziały łuczników Złej Interpunkcji, szyjących przecinkami gdzie popadnie, oraz konnica Ciężkiego Stylu, szarżująca znienacka i z flanki. 

Jeśli mi się uda to wkroczę z odsieczą, ale nie obiecuję, bo żeby wygrać bitwę trzeba by było przebudować albo napisać od nowa jedną czwartą zdań. To robota dla betaczytaczy, a nie dla normalnego, komentującego czytelnika. 

I to jest pierwsza rada – zapoznaj się z tutejszą instytucją bety. Zapraszasz kilka osób do obejrzenia Twojego tekstu i razem nad nim pracujecie, aż przybierze pożądany kształt. A dopiero potem publikacja. Naprawdę warto, bo efekty przychodzą zdumiewająco szybko. 

A po drugie, sprawa oczywista – musisz strasznie dużo czytać. Rzeczy z różnych półek i różnorakie gatunkowo. Tylko tak można sobie wyrobić "ucho" do stylu i "słyszeć" koślawe, zgrzytające lub infantylne zdania, wychodzące spod Twoich palców. Zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne sporo już w życiu przeczytałeś, ale z tym jest jak z wódką – jednemu potrzeba mniej, innemu więcej, by osiągnąć odpowiedni stan. 

Na sam pomysł i kompozycję tekstu za bardzo kręcił nosem nie będę. Jasne, rzecz jest prosta, liniowa, przewidywalna i bardzo typowa, ale jak na pierwszy tekst… Jest porządna koncepcja nawiedzonego mebla. Jest przyzwoicie scharakteryzowany bohater. Akcja rozwija się do punktu zwrotnego i następuje odpowiedni unhappy end (choć wolałbym dłuższy i bardziej dramatyczny moment kulminacyjny – walka z krzesłem powinna być mocniej rozwinięta i obfitować w małe sukcesy i porażki, zanim mieszkanie strawi ogień). Jest konsekwentnie budowany nastrój zagrożenia (choć nie zawsze skutecznie – gdy wyobraziłem sobie krzesło złowrogo podskakujące w mroku salonu, przez kilka minut zrywałem boki :-) ale widać inspirację i widać horror. W ogóle uważam, że będąc początkującym autorem o raczkujących umiejętnościach, lepiej ćwiczyć swe pisarskie mięśnie na rzeczach prostych, łatwych w odbiorze, nawet prymitywnych (bez pejoratywnego znaczenia) a nie pakować się w jakieś wydumane weirdowe albo psychologiczne pierdoły i udawać, że to dzieło sztuki, a czytelnicy się nie znają. 

Zatem to dopiero Twój pierwszy krok, ale krok w dobrym kierunku. 

Aha, jedna rzecz – jeśli wnuczka Jurgena była określana jako "staruszka" to ile lat miał zmarły przed trzema miesiącami dziadek? A może był nazi zombie i dopiero niedawno dokumentnie się rozleciał? ;-) 

Aha, druga rzecz – po co wprowadziłeś postać Lilian? Bo ona niczego do tekstu nie wnosi, nawet nie charakteryzuje za bardzo głównego bohatera. Wiesz, napisałeś, że tekst jest w klimatach Mastertona, więc liczyłem na to, że chodzi o umieszczenie solidnej sceny erotycznej. A tu lipa. Wstydź się. Tekst inspirowany Mastertonem i żadnego, solidnego seksu? Pfff… 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Zachowanie staruszki było trochę dziwne, szczególnie, że wiedziała o klątwie krzesła, ale tak ochoczo dzieliła się informacjami o nim ze wszystkimi szczegółami. Sam pomysł brzmi w porządku. :)

Prosta historia nawiedzonego mebla. Fajnie, że zdecydowałeś się osadzić ją w konkretnych okolicznościach.

Postacie zachowują się trochę nienaturalnie, byle tylko szybko dojść do finału – bohater kupuje krzesło, które wcale nie jest mu potrzebne, staruszka bez oporów opowiada o dziadku, strażak odwiedza w środku nocy ledwo żywego pacjenta… Ale jak na debiut może być.

Została do poprawienia interpunkcja i jeszcze jakieś drobiazgi.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka