- Opowiadanie: adanbareth - Rondel, który wrócił zza grobu

Rondel, który wrócił zza grobu

Hasło: Problematyczny rondel. Nie wiem, co mnie naszło, ale wyprodukowałam nawet ilustrację. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Rondel, który wrócił zza grobu

Moja babcia miała specyficzny rondel. Pochowaliśmy go razem z nią, nie bardzo wiedząc, co innego można by z nim zrobić. 

Jakim więc cudem znalazł się na wystawie sklepowej "Utensyliów Gabriela Kostnicy"?

– Musiał rozkopać babcię.

Odbywaliśmy z braćmi naradę generalną na strychu. Z teorią spiskową wyskoczył Tosiek, jedenastolatek zaczytany w Agacie Christie i skupujący porcelanowe fajki na Allegro. 

– Na pewno śledził ją od dłuższego czasu i czekał tylko na okazję, by położyć łapska na rondlu…

– Idiota – przerwał mu najstarszy z nas, Andrzej, przezywany Okularnikiem. Ciężko powiedzieć dlaczego, skoro nie nosił nawet soczewek kontaktowych, ale Tosiek twierdził, że jego okulary są mentalne. – Kto miałby chcieć szpiegować babcię? Całymi dniami nic tylko rozwiązywała krzyżówki, a potem gotowała grochówkę. Czasami w odwrotnej kolejności. 

– Mówię przecież, że nie chodziło mu o babcię, tylko o rondel!

– Który był jeszcze mniej aktywny!

Patrzyłam w zamyśleniu przez okno, na stare, poskręcane drzewo w naszym ogrodzie. A jednak zgadzałam się po części z Tośkiem. Coś było nie tak z tym rondlem. Wystarczyło na niego spojrzeć, by odnieść wrażenie nieokreśloności, jakby człowiek nie był pewien, w jakiej kategorii bytu go umieścić. Niby tylko rondel, a jednak wywoływał w patrzącym uczucie dziwnego niepokoju, kiedy tak stał na honorowym miejscu w babcinej kuchni. 

A teraz był jeszcze bardziej niepokojący, kiedy wrócił zza babcinego grobu i prezentował swoje błyszczące krągłości na wystawie należącej do człowieka o nazwisku Kostnica. 

– Klemens? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tośka. – A ty co o tym myślisz? 

Westchnęłam ciężko, odwracając wzrok od wiekowego drzewa. W ogóle nie podobało mi się, co o tym myślałam, ale miałam też świadomość, że nie zasnę, dopóki rondel będzie czaił się na granicy mojego umysłu. 

– Czas odwiedzić pana Gabriela Kostnicę – odparłam zrezygnowana. 

Rondel musiał wrócić tam, skąd przybył.

***

"Utensylia Gabriela Kostnicy" mieściły się przy głównej ulicy naszego miasteczka. Lokal znajdował się na parterze starej kamienicy i należał raczej do tych mniejszych. W zasadzie, był to zapyziały, zapewne nie przyciągający klientów sklepik – w dodatku o dziwacznej nazwie.

Nie weszliśmy od razu do środka. Przez co najmniej pięć minut staliśmy przed wystawą, wpatrując się jak zahipnotyzowani w rondel. 

A on patrzył na nas. 

– To naprawdę babciny rondel – powiedział cicho po jakimś czasie Tosiek. Andrzej przytaknął w milczeniu. Miał niewyraźną minę, jakby zrobiło mu się słabo. 

– Bez wątpienia – odparłam ponuro. – Nie ma drugiego takiego na świecie.

Rondel wciąż na nas patrzył. Dosłownie czuliśmy na sobie jego spojrzenie, tym intensywniejsze, że na głos potwierdziliśmy jego istnienie. Czy tylko mi się wydawało, czy błyszczał jakby jaśniej? Być może był zadowolony, że go rozpoznaliśmy. Tosiek przysunął się bliżej mnie. 

– Klemens – wyszeptał. – Ja….bardzo chciałbym, żeby go tu nie było.

– Rozumiem. Ja też wolałabym, żeby nikt nie wykopywał go z babcinego grobu – przyznałam. Brat pokręcił jednak głową.

– Nie, nie tylko. Chciałbym, żeby go w ogóle nie było.

Na to nie miałam już odpowiedzi. 

– Wejdźmy do środka.

"Utensylia" wbrew wszelkim skojarzeniom sprzedawały przybory kuchenne i nie miały nic wspólnego z grabarstwem, oczywiście poza nazwiskiem właściciela. Za ladą stała młoda dziewczyna, koścista i apatyczna. Spojrzała na nas przelotnie, bez większego zainteresowania, po czym wróciła do studiowania swoich paznokci. Poza nami nie było innych klientów.

Przestąpiłam niepewnie z nogi na nogę. Tosiek co chwilę oglądał się bojaźliwie przez ramię. Nie będzie z niego pożytku, stwierdziłam. Następnie spojrzałam pytająco na Andrzeja, a on skinął głową. Z nas trojga wyglądał najpoważniej, był też w miarę przystojny. Gdyby tylko nie mentalne okulary, zapewne cieszyłby się powodzeniem u dziewcząt. Jeżeli ktoś miał szansę wyciągnąć coś z apatycznej sprzedawczyni, to jedynie on.

Podeszliśmy we troje do lady. Tosiek dosłownie się do mnie przylepił. Nigdy nie lubił babcinego rondla. Niby o tym wiedziałam, ale jego paranoiczne zachowanie zaczynało mnie denerwować. Nie tylko jego przerażał powrót rondla zza grobu, ale przecież musieliśmy zachować choć pozorny spokój. 

– Przepraszam panią – zaczął Andrzej. – Czy moglibyśmy porozmawiać z panem Kostnicą?

Dziewczyna spojrzała na niego tępo, jakby zdziwiona, że ktokolwiek w ogóle zdecydował się do niej odezwać, po czym wzruszyła ramionami.

– Pana kierownika nie ma – odparła po prostu i wróciła do swoich paznokci.

– A kiedy będzie? – Brat się nie poddawał. W odpowiedzi nastąpiło ponowne wzruszenie ramionami 

– Nie wiem.

– Czy mogłaby pani chociaż przekazać mu, że pytaliśmy o niego?

– Nigdy nie widziałam go na oczy. Ale mogę zostawić kartkę. 

Dosłownie opadły nam szczęki. Andrzej wyglądał trochę jak złota rybka, wyraźnie widziałam, jak trybiki jego logicznego umysłu starają się poradzić sobie z absurdalnością całej sytuacji. Postanowiłam szybko interweniować, zanim wyjdą z niego jego mentalne okulary.

– Nie, nie ma takiej potrzeby. Ale dziękujemy. A ten rondel, który stoi na wystawie – zmieniłam temat. – Ile kosztuje?

– Nie jest na sprzedaż. Polecenie zostawione przez pana kierownika.

Na tym w zasadzie się skończyło. Nieważne, ile byśmy nalegali i błagali, dziewczyna ciągle powtarzała te same słowa. Rondel nie jest na sprzedaż. Tak nakazał pan Kostnica. Którego, nawiasem mówiąc, nigdy nie widziała na oczy. Wreszcie zniechęceni opuściliśmy sklep, unikając jak ognia spojrzenia na rondel. Mimo to, jeszcze długo po tym, jak wyszliśmy na ulicę, czuliśmy na plecach jego "wzrok". 

– Kim do cholery jest Gabriel Kostnica? – wściekał się bezradnie Andrzej. – Jak może zatrudniać pracowników, którzy nie wiedzą nawet, jak wygląda i czy w ogóle istnieje?

Westchnęłam ciężko. Nie widziałam sensu w zastanawianiu się nad tożsamością pana Kostnicy, skoro główny problem – rondel, ciągle pozostawał nierozwiązany.

– Co teraz zrobimy? – przerwałam w końcu tyradę brata.

Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu, zastanawiając się nad postawionym przeze mnie pytaniem.

– Moglibyśmy wrócić tu w nocy i…

– To nie jest jedna z twoich książek – ucięłam stanowczo złodziejskie zapędy Tośka. – Złapią nas już na samym starcie. Nie będę narażała swojej wolności i dobrego imienia przez ten przeklęty rondel.

– Nie mamy większego wyboru, musimy na razie zostawić go tam, gdzie jest – powiedział niechętnie Andrzej.

– Może pan Kostnica w końcu będzie miał dosyć i zwróci garnek babci do grobu – wyraziłam naiwne życzenie.

No bo jaki normalny człowiek chciałby trzymać coś takiego?

***

Tamtej nocy miałam sen. Stałam w naszym ogrodzie pod starym drzewem, a wiosenny wiatr igrał z moimi włosami, szumiał wśród młodych liści i kładł po ziemi źdźbła trawy. Przede mną rozciągała się niebieska przestrzeń, aż po horyzont. Wypatrywałam czarnej sylwetki. Miała mi coś przynieść. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie tyle stoję pod drzewem, o ile sama nim jestem. W tym momencie się obudziłam.

***

Zostawienie rondla w spokoju okazało się o wiele trudniejsze, niż sądziliśmy. A to dlatego, że sam rondel nie chciał nas w spokoju zostawić.

Zaczęło się od tego, że Tosiek przyszedł którejś nocy do mojego pokoju, pociągając nosem i patrząc błagalnymi oczyma.

– Klemens? Mogę dzisiaj spać w twoim pokoju?

Obdarzyłam go spojrzeniem pełnym niedowierzania. Przestał do mnie przychodzić już kiedy miał siedem lat, po tym jak Andrzej uświadomił go, że tylko tchórze i dziewczyny boją się same spać w nocy.

– Co ci? – zapytałam, nie bardzo mając ochotę robić za nocną niańkę. Tosiek spuścił wzrok i przygryzł wargę.

– On mi się co noc śni, Klemens. Najpierw jest mały, malutki, ale potem robi się coraz większy i cały czas tak okropnie błyszczy. Mam już dosyć…

Wyglądał, jakby lada chwila mógł wybuchnąć płaczem, więc niechętnie, ale jednak pozwoliłam mu rozłożyć się na podłodze. Nie musiałam pytać, o czym mówi.

***

Następny w kolejce był Andrzej. Jak przystało na osobę rozsądną i logicznie myślącą, dosyć długo się trzymał. Owszem, rondel był przerażający i jakimś cudem wydostał się z grobu, w którym pochowaliśmy go razem z babcią, ale skoro teraz miał go pan Gabriel Kostnica i najwyraźniej nie chciał się z nim rozstać, problem przeszedł z nas na niego. Zazdrościłam mu takiego sposobu myślenia. Chociaż nie było ze mną tak źle jak z Tośkiem, to co najmniej kilka razy na dzień zdarzało mi się łapać na tym, że choć patrzę tępo na to samo stare, poskręcane drzewo, co zwykle, przed oczami mam dziko błyszczące krągłości rondla. 

Mentalny Okularnik Andrzej strofował nas za każdym razem, gdy nieuważnie schodziliśmy na temat wiadomego naczynia, powtarzając, że i tak nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Ale mniej więcej dwa tygodnie po tym, jak odwiedziliśmy "Utensylia Gabriela Kostnicy", wpadł nagle do domu z przerażonym wyrazem twarzy i zaryglował wszystkie zamki w drzwiach. Tosiek i ja, którzy zeszliśmy na dół zwabieni hałasem, patrzyliśmy na niego z niepokojem.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczył przed naszym domem rondel – powiedział młodszy brat i wszyscy wiedzieliśmy, że nie tylko nie żartował, ale i obawiał się pozytywnej odpowiedzi. Andrzej jednak tylko pokręcił głową i przez jakiś czas milczał, nie mogąc złapać tchu. 

– Ktoś mnie śledzi – wyznał w końcu. Odpowiedzieliśmy na to z Tośkiem zgodnym "Co?!" i przynagliliśmy, by opowiedział całą historię. 

Według słów Andrzeja, brat po raz pierwszy zauważył dziwnego mężczyznę następnego dnia po tym, jak próbowaliśmy odkupić rondel. Wtedy jednak pomyślał sobie tylko, że staruszek musi mieć nie po kolei w głowie, skoro chodzi w słoneczny dzień w czarnym płaszczu i cylindrze. 

Przestało mu być do śmiechu, gdy zaczął widywać starca o różnych porach dnia w przeróżnych miejscach. Trudno było pomylić tę odzianą w czerń, wysoką, chudą postać o mlecznobiałych włosach z kimkolwiek innym. Andrzej dręczył się tym coraz bardziej, ale ciągle milczał, nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków. Aż wreszcie tamtego dnia wyraźnie zauważył staruszka w cylindrze na ulicy, ewidentnie go śledzącego i w tym samym momencie puścił się do domu szaleńczym biegiem. 

– Nie myślicie chyba, że on może mieć coś wspólnego z….– zaczął i zaraz urwał. – Nie, niemożliwe!

Milczeliśmy z Tośkiem, nie bardzo wiedząc, jak brata uspokoić. Problem w tym, że ja też widziałam takiego dziwacznego staruszka o białych włosach, w dodatku w naszym ogrodzie, tuż pod starym drzewem. Trwało to jednak tylko przez ułamek sekundy, wystarczyło, że odwróciłam na chwilę wzrok i już go nie było. Dlatego uznałam go za zaledwie wytwór mojej wyobraźni, mocno zdziwaczałej od ciągłego myślenia o rondlu.

Najwidoczniej się myliłam. 

***

Mimo tych wszystkich dziwacznych i absurdalnych zdarzeń, prawdopodobnie jeszcze przez jakiś czas zwlekalibyśmy z podjęciem ostatecznej decyzji, gdyby Andrzej w końcu nie przepełnił kielicha goryczy, wybiegając wieczorem z kuchni, blady na twarzy i z opętańczym wrzaskiem.

Przez dobrych kilka minut nie mogliśmy z niego wydobyć, co się właściwie stało. Wreszcie wydusił, że widział rondel.

– I to nie jeden! – jęczał, patrząc na nas opętańczym wzrokiem. – Cały zlew był pełen rondli, a wszystkie wyglądały jak on i wpatrywały się we mnie!

Wstrzymując oddech, zaglądnęłam do kuchni, ale nie widziałam tam żadnych rondli – w zlewie stały tylko brudne naczynia po kolacji. Wśród których, nawiasem mówiąc, nie szło uświadczyć nawet zwykłego garnka. Same talerze i szklanki.

Spojrzałam na braci. Na pobladłego starszego, w którego oczach czaił się obłęd i młodszego, trzęsącego się niczym osika.

 I przeraziłam się nie na żarty. Jeszcze trochę i obaj wylądują w wariatkowie, jeżeli rondel szybko nie wróci do babcinego grobu. A ja zapewne zaraz po nich. W jednej chwili podjęłam decyzję.

– Musimy zwrócić babci rondel – powiedziałam twardo. – Choćbyśmy mieli go zwinąć ze sklepu, rondel wróci tam, skąd przybył.

Bracia popatrzyli po sobie, a potem na mnie. Wreszcie skinęli głowami, z fatalistyczną, niechętną determinacją.

***

Jakie to zabawne, że ja, która najbardziej sprzeciwiałam się pomysłowi Tośka, skończyłam jako koordynator operacji "Odzyskać rondel". 

Akcję zaplanowaliśmy na następny dzień, popołudnie. Plan był prosty. Andrzej zaangażował swojego przyjaciela – miłego, przystojnego młodzieńca, który na dodatek pozbawiony był mentalnych okularów. 

– Jeżeli on nie potrafi przykuć uwagi tego zapatrzonego we własne paznokcie drewna, to ja już nie wiem – oświadczył brat, tłumacząc swój wybór. Przyznałam mu rację, dodając w myślach, że jeżeli faktycznie tak się stanie, to dziewczyna z pewnością zignoruje także nas, choćbyśmy biegali po sklepie nago. 

Nie spodziewaliśmy się specjalnych zabezpieczeń po "Utensyliach", pamiętając, jak zapyziały wydał nam się sklep. Wystarczyło błyskawicznie zwinąć rondel z wystawy, owinąć w starą kuchenną ścierkę i jak gdyby nigdy nic wyjść ze sklepu. 

Im prostszy plan, tym mniejsze ryzyko niepowodzenia. 

Wyszliśmy z domu punkt czwarta, niebo zasnuwały ołowianoszare chmury. Ręce lekko mi drżały. W tym wszystkim jedna rzecz szczególnie mnie przerażała.

Musiałam dotknąć rondla. 

***

Operacja "Odzyskać rondel" zakończyła się niecałe pół godziny później – sukcesem. Opuściliśmy "Utensylia" z ponurą satysfakcją i dziwnie lekkim, a przecież jednak ciążącym niczym kamień na sercu zawiniątkiem w ramionach. Podziękowaliśmy koledze Andrzeja, który miał nieco niewyraźną minę. Powodzenie planu zawdzięczaliśmy jemu przede wszystkim, ale zapłacił za to straszną cenę. W następną sobotę był umówiony z kościstą dziewczyną od paznokci. 

Szczerze mówiąc, nie czułam szczególnych wyrzutów sumienia z tego powodu. To on był na tyle głupi, by podać jej prawdziwy numer telefonu. 

Gdy dotarliśmy na cmentarz, padał deszcz. 

– A co jeżeli nagrały nas kamery? – Tosiek był dla odmiany kłębkiem nerwów teraz, kiedy zrealizowaliśmy jego pomysł i faktycznie wynieśliśmy rondel ze sklepu. – Pójdziemy do więzienia.

– Lepsze to niż stracić rozum przez babciny garnek – odparł twardo Andrzej. Całkowicie się z nim zgadzałam.

Odszukaliśmy właściwy grób. Ze świeżych kwiatów, które niedawno musieli zostawić rodzice, na granitową płytę opadały krople deszczu.

– Co teraz? Chyba nie będziemy rozkopywać grobu? – zapytałam z niepokojem. Nie bardzo wiedziałam nawet, jak mielibyśmy to zrobić. 

– Jeszcze tego brakowało! – Andrzej wzdrygnął się. – Połóż go obok tych kwiatów, to chyba powinno mu wystarczyć, nie?

Przytaknęłam niepewnie i pozbyłam się przerażającego pakunku. W tym samym momencie wszyscy troje, jak na komendę, odwróciliśmy się plecami do rondla i szybkim krokiem oddaliliśmy w stronę bramy cmentarza. Pod koniec w zasadzie już biegliśmy, jakby bojąc się, że rondlowi nagle wyrosną nogi i zacznie nas gonić.

To w tym momencie wydało mi się, że gdzieś na skraju pola widzenia mignęły mi białe włosy i pełna dezaprobaty twarz staruszka w cylindrze.

***

Rondel wrócił już następnego dnia. Znalazłam go za drzwiami własnego pokoju, przyczajonego w całej swojej krągłej krasie. Prawie zemdlałam z przerażenia. Natychmiast zarzuciłam na niego bluzę i pognałam do pokoju Andrzeja.

– On tu jest! – wrzasnęłam już w progu. Brat wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. 

– Zabierz go i idź po Tośka. Spotkamy się na górze – zarządził, gdy udało mu się trochę nad sobą zapanować.

I w ten sposób znów znaleźliśmy się na strychu, rondel zaś razem z nami. W powietrzu wisiało poczucie beznadziejnej klęski i obawa o najbliższą przyszłość.

– On czegoś od nas chce – powiedział w końcu Tosiek. Ukryłam twarz w dłoniach. 

– Ale czego? Zwróciliśmy go przecież na babciny grób.

– Może od samego początku nie chodziło o babcię – zauważył Andrzej, marszcząc czoło w zamyśleniu. – W końcu chociaż pochowaliśmy go razem z nią, zaraz potem nagle znalazł się na wystawie "Utensyliów".

Popatrzyłam na niego z namysłem. Czyżby faktycznie tu był pies pogrzebany? Ujrzałam w myślach twarz białowłosego staruszka, która mignęła mi na cmentarzu. 

– Sądzę, że rondel nie chce zrobić nam krzywdy – ciągnął Andrzej. – Pomyślcie tylko, na tym świecie wszystko ma swoje miejsce. Ludzie, rośliny, zwierzęta. Fizyka, chemia, biologia. Wystarczy trochę pouczyć się w szkole, żeby zdać sobie sprawę, że system jest dokładnie przemyślany i na tej podstawie stworzony. Ale rondel wydaje się zupełnie inny.

– Masz rację! – podchwyciłam podekscytowana. – Przecież to właśnie zawsze najbardziej niepokoiło nas w rondlu! Był jakiś taki niewłaściwy, nie na swoim miejscu!

– Tylko gdzie jest jego miejsce? – zapytał ponuro Tosiek. To pytanie zbiło nas z pantałyku. No bo gdzie może być miejsce rondla, jeżeli ani nie w kuchni, ani nie w grobie właścicielki? 

Jak to miałam w zwyczaju, gdy stałam przed trudnym do rozwiązania problemem, spojrzałam przez okno na ogród. I nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Fragmenty układanki zaskoczyły, chociaż obraz, który utworzyły był cokolwiek dziwaczny i niezrozumiały.

Mimo to warto było spróbować.

***

 

Musiały minąć miesiące, odkąd zakopaliśmy rondel pod drzewem w naszym ogrodzie, miesiące podczas których nie widzieliśmy go ani we śnie, ani na jawie, byśmy uwierzyli, że już nie wróci. I byśmy mogli wreszcie, odetchnąwszy z ulgą, porozmawiać o całym incydencie na spokojnie. 

– "Utensylia Gabriela Kostnicy" zostały zamknięte. Na amen.

Siedzieliśmy na strychu, przegryzając zasuszoną pigwę obtoczoną w cukrze i wdychając wieczorne, letnie powietrze. Jedyne, co się zmieniło to fakt, że nie patrzyłam już tak często na stare drzewo, jak miałam kiedyś w zwyczaju. 

Dzień wcześniej przechodziłam z koleżankami główną ulicą i zobaczyłam, że lokal na parterze starej kamienicy opustoszał. Dopiero dzisiaj poczułam, że mam odwagę poruszyć temat rondla i podzielić się tym odkryciem z braćmi.

– I dobrze – podsumował Andrzej. – W takim wypadku nasza drobna kradzież przejdzie bez echa.

– Ostatecznie zrobiliśmy to dla dobra ludzkości – dodał Tosiek. Po traumie przeżytej z winy rondla uznał, że na jakiś czas powinien porzucić ciężką literaturę i wziął się za komiksy o superbohaterach. 

– Wiecie, tak się teraz zastanawiam. – Wrzuciłam ostatni pigwowy cukierek do ust i położyłam się na plecach. Zapach lata, dym unoszący się z czyjegoś ogrodu i nagrzane wieczorne powietrze działały upajająco na zmysły. – Jaką właściwie rolę odegrał w tym wszystkim Gabriel Kostnica?

Na to pytanie żadne z nas nigdy nie poznało odpowiedzi. 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytane. Po dwóch eropowiadaniach, to jest inne. Taka przygodówka dla dzieciaków (i nie ma w tym stwierdzeniu krzty zarzutu). Ogólnie – przeczytałem bez skrzywienia.

W tekście jest ---> …jako koordynator operacji "Odzyskać rondel".

Kilkanaście linii poniżej jest ---> Operacja "Rondel" zakończyła się niecałe…

 

Można ujednolicić i napisać w obu miejscach taką samą nazwę.

W tekście zauważyłem również:

Nie spodziewaliśmy się specjalnych zabezpieczeń po "Utensyliach, pamiętając, jak…

Brak jednego znaku “.

 

Rewelacyjnie opowiedziana historia, w której humor, akcja, groza i “Kafkowość” są idealnie zmieszane w odpowiednich proporcjach. Opowiadanie to – napisane bardzo ładnym stylem – czytało się więcej niż płynnie.

Taka miła i przyjemna przygodówka, trochę Pan Samochodzik, trochę Riverdale. Łyknęłam do śniadaniasmiley

 

Jeden kwiatek wybił mnie trochę z rytmu. Otóż główny bohater to chłopak imieniem Klemens, ale czasami używasz żeńskich końcówek czasowników w narracji. Na przykład

 

– Co ci? – zapytałam, nie bardzo mając ochotę robić za nocną niańkę. Tosiek spuścił wzrok i przygryzł wargę.

– Rozumiem. Ja też wolałabym, żeby nikt nie wykopywał go z babcinego grobu – przyznałam. Brat pokręcił jednak głową.

Jeśli zabieg był zamierzony, to już się nie czepiam, ale nie do końca rozumiem, co autor miał na myśl.

 

Peter Barton - Dziękuję za wizytę! Przyjmuję przygodówkę dla dzieciaków bez słowa sprzeciwu, bo szczególnie na początku w te klimaty mierzyłam ;)

Geeogrraaf - Rozpływam się od Twoich pochwał, drobiazgi poprawione.

Oidrin - Dziękuję za lekturę! Co do głównego bohatera, czy może raczej bohaterki – bez wątpienia jest dziewczyną, stąd żeńskie zaimki. Klemens to najprawdopodobniej przezwisko nadane jej przez braci, skąd się wzięło, już nie dociekałam. Chciałam zostawić kwestię otwartą dla domysłów czytelnika, ale może faktycznie dobrze byłoby mocniej zaznaczyć jej płeć. 

Sympatyczne, takie w stylu “Joanna Chmielewska spotyka lekko groteskową komedię dla dzieciaków”. Mało w tym, jak dla mnie, weirda jako takiego, za miłe to wszystko i za sympatyczne, ale to w sumie, z punktu widzenia czytelniczki, a nie jurorów – nie jest wada. Bardzo miło się czytało (choć, przyznam pan Kostnica zaintrygował i trochę mi smutno, że się nie dowiem, kto zacz). Nie obrazisz się, jeżeli polecę do przeczytania młodszonastoletniej bratanicy? 

ninedin.home.blog

Do samego końca się głowiłem, czy to jest ona czy on. Niby wszędzie ładnie formy żeńskie, ale ten Klemens nie pasował, teraz już wiem, co i jak. Czytało się fajnie, przyjemnie. Bardzo przyjemne opowiadania. 

ninedin - Cieszę się, że pan Kostnica zaintrygował, bo pomimo niewielkiej roli, bardzo polubiłam tę postać. Myślę, że trochę można z opowiadania domyślić się odnośnie jego motywów, choć nawet w przypadku autorki są to tylko spekulacje. Gabriel Kostnica powinien pozostać enigmatyczny :) I owszem, jak najbardziej, nie obrażę się ;)

Yamir - Dziękuję za komentarz! Więc jednak Klemens sieje nieco zamętu. Być może powinnam zaznaczyć płeć bohaterki gdzieś na wstępie. 

Bardzo dobre ooowiadanie. Jasne, gruoa docelowa jest raczej taka, jak ją określiła ninedin, ale to przecież nie działa in minus. Historia świetnie opowiedziana, poza fragmentem o "kategorii bytu" wszystko mi pasowało z osobą narratora. Co najważniejsze: opowiadanie intryguje i pozostawia znaki zapytania, które nie przeszkadzają w zamknięciu opowieści w całość. 

Zastanawia mnie tylko, jak Klemens wydedukowała, że rondel trzeba zakopać pod drzewem? Dlatego, że jej się śniło? 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Przygodówki dla dzieci to nie rurki z kremem. To trzeba umieć pisać, trzeba umieć wczuć się w dziecięcy umysł i jego pojęcie przygody, co dorosłym często przychodzi z trudem. Tobie to wyszło naprawdę dobrze, tak ze szczyptą Niziurskiego. Podoba mi się też wykorzystanie hasła konkursowego. Sama koncepcja babci i jej ulubionego, nieśmiertelnego rondla ma w sobie coś nostalgicznie magicznego.

 

W moim odczuciu jest tu parę zgrzytów na poziomie narracji. Widać, że zależy ci na wzbogacaniu utworu, również w abstrakcję, i czasami wychodzi to sztucznie i nachalnie, jak w przypadku tych “mentalnych okularów”, czy przewrotnego imienia głównej bohaterki. Czasami mniej znaczy więcej. To się tyczy też tego tajemniczego staruszka, który był tu imo zbędny. Rondel całkowicie wystarczał jako nośnik dreszczyku. I tak dodatkowo na marginesie, show don’t tell. Zamiast opisywać emocje wprost, pozwól, żeby częściej robił to kontekst. Bądź co bądź, beletrystyka to zabawa wyobraźnią.

Hail Discordia

Przestąpiłam niepewnie z nogi na nogę. Tosiek co chwilę oglądał się niepewnie przez ramię.

Mamy powtórzenie.

Nie ważne, ile byśmy nalegali i błagali (…)

“Nieważne” raczej razem.

Owszem rondel był przerażający (…)

Brakło przecinka po “owszem”. Poza tym ze dwa razy spotkałam po wielokropku zamiast spacji kolejną kropkę.

(…) działały upajający na zmysły.

A tu literówka.

 

Bardzo przyjemnie się czytało, fajnie napisane opowiadanie smiley

Spodziewaj się niespodziewanego

Wiktor Orłowski - Dziękuję za wizytę!

Gekikara - Cieszę się, że się podobało :) Co do zakopania rondla pod drzewem, Klemens nie tyle się domyśliła, że tak trzeba, co zwyczajnie wpadła na pomysł i stwierdziła: "Co szkodzi spróbować?". A były też pewne drobiazgi (jak sen), które ją na ów pomysł naprowadziły.

japkiewicz - Wspomnienie Niziurskiego mi pochlebia, choć z pewnością na nie nie zasługuję ;) Bądź co bądź, o mistrzu mówimy. Dziękuję za opinię, wezmę sobie uwagi do serca!

NaNa - Drobiazgi poprawione, dzięki za wychwycenie ;)

Ja uważam, że wyszło całkiem dobrze. Opowiadanie wybija się na tle innych, choćby przez fakt, że bohaterowie są dziećmi. Wydaje mi się lżejsze w odbiorze od pozostałych, ale nie wiem, czy to pozytywna cecha w kontekście groteski itd :D 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Podobało mi się, fajne. :) Jak ktoś zauważył wyżej, taka przygodówka dla dzieciaków, i to całkiem solidna. Nie wiem, dlaczego przedmówcy nie dali klików, ode mnie masz. :) Przeczytałem szybko i z przyjemnością.

Pozdrawiam.

Kuchnia Magiczny Garnek Zmywarka+Akcesoria – 7678146564 …

Wizytator - Dziękuję za lekturę! Mam nadzieję, że nie negatywna! Wydaje mi się, że uświadczy w literaturze też nieco lżejszej groteski. 

Anet - Cieszę się :)

Darcon - Dziękuję za klika i lekturę :)

stn - Dziękuję za wizytę!

Dzię dobry.

 

Bardzo przyjemnie mi się to czytało, fajnie piszesz. Historyjka jest dość lekka, ale w sumie to nie jest przecież minus. Jest tu coś z Niziurskiego (albo z tego, co pamiętam z jego książek, bo czytałem jakieś 2,5 eona temu), jest historia zbudowana na dość trudnym haśle. 

Kliknę do Biblioteki, bo za solidne pisanie się należy. Ale przeczytałbym coś nieco mocniejszego :)

 

Takie pierdoletki, które zwróciły moją uwagę:

 

Musiał rozkopać babcię. – czy grób? Jakoś mi to nienaturalnie tutaj wyglada. 

 

Ze świeżych kwiatów, które niedawno musieli zostawić rodzice, opadały krople deszczu na granitową płytę. – pogmeraj w szyku tego zdania, trąci lekko składnią Yody :)

Witaj!

 

Zdecydowanie klikam bibliotekę! Bardzo sympatyczne opowiadanie.

Ładnie piszesz, są dobre opisy, jest niecodzienna fabuła, są bohaterowie, mają określone cechy. Pojawia się nawet kilka perełek jak "mentalne okulary", czy "wyglądasz jakbyś zobaczył rondel" – tu parsknąłem śmiechem. Podobało mi się. Końcówka taka dosyć nagła, jakby ucięta. To hyba celowy zabieg, bo limit znaków cię nie ścigał, i można tak zrobić, ale u mnie pozostawiło to lekki niedosyt, ten przeskok ze "znam rozwiązanie" do "a później żyliśmy długo i szczęśliwie".

 

Tekstowi przydałoby się kilka szlifów.

 

Te trzy gwiazdki IMO *** najlepiej wyglądają wyśrodkowane i odzielone enterem od góry i od dołu.

 

Trochę mieszasz czasy, czasem wkrada się teraźniejszy.

"Rondel musi wrócić tam, skąd przybył." -> Rondel musiał wrócić tam, skąd przybył.

"Mimo to warto spróbować." -> Mimo to warto było spróbować.

W czasie teraźniejszym mogłabyś zapisać myśli bohaterki, ale to wymagałoby obrania jakiegoś odrębnego zapisu dla myśli bohaterów np. kursywą.

Mimo to warto spróbować, pomyślałam.

 

I tutaj: "– On czegoś od nas chce – powiedział w końcu Tosiek. Ukryłam twarz w dłoniach." definitywnie wyrzuciłbym to "Ukryłam twarz w dłoniach." do osobnej linijki. Na moje oko ta czynność bohaterki/narratorki nie pasuje do didaskaliow Tośka.

 

Pozdrawiam!

 

P.S. Bardzo ładny rysunek! Misię!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo przyjemne opowiadanie. Piszesz leciutko, ale całkiem zgrabnie. Ładnie zarysowałaś bohaterów, a sam pomysł też niczego sobie. Nie jest to może weird, ale jest w tym opowiadaniu coś pokręconego. “Mentalne okulary” – dobre. 

Dialogi naturalne, akcja rozwija się stopniowo. Też trochę żałuję, że tak ucięłaś zakończenie. Ale ogólny odbiór pozytywny. Mam nadzieję, że to wystarczy na ostatniego kliczka. ;)

I rysunek podoba się. 

Trzyma w napięciu, to trzeba przyznać. I jest absurdalnie nierealne – to chyba na plus. Nie wiem, czy to wired jest, ale zakręcone na maksa. I jeszcze to zakończenie, strasznie się obawiałem, że wszystko zostanie wyjaśnione (ha, ha, wszystkim nie dogodzisz). Sprawnie napisane, dynamiczne, dobre dialogi na pewno pomagały w płynięciu przez opowieść. Sara doklikała bibliotekę, tak że ode mnie symboliczny klik.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Łosiot – Dziękuję za komentarz i klika! Chętnie spróbuję z czymś mocniejszym, chociaż nie jestem pewna, czy ostatecznie i tak nie zboczę w bardziej humorystycznym kierunku! Zdanie że składnią Yody okazało się bardziej zakręcone niż myślałam.

Żongler - Dzięki za wizytę!

Mytrix - Dzięki za kilki! Cieszę się, że się podobało! Co do zakończenia, nie jestem pewna, czy Tosiek porzucający Agathę Christie na rzecz superbohaterów, jest do końca szczęśliwy ;) Chyba została tu pewna trauma.

I te gwiazdki! Dobrze, że ktoś zwrócił mi na to uwagę.

SaraWinter - Dzięki wielkie za dokonanie ;) I cieszę się bardzo, że rysunek się podobał!

fizyk111 - Ha ha, doskonale ten strach rozumiem! Ale miałam wrażenie, że w tym opowiadaniu wyjaśnienie pewnych rzeczy wszystko by zepsuło. Ostatecznie rondel dlatego jest straszny, że praktycznie nic o nim nie wiadomo ;)

 

Lekka opowiastka dla młodzieży młodszej, w stylu nieco nawiązująca do Niziurskiego. Językowo nieźle, choć "przezroczyście". Fabularnie wątek mężczyznu w cylindrze(Gabriel Kostnica,?), pozostawiony bez konfrontacji czy innego rozwiązania wątku nie polepsza "weird factor" – od tego jest tu rondel i jego słusznie niedopowiedziana dziwność. Końcówka złamana bardzo nagle: Kleofas wpada na pomysł, ciach, jak ręką odjął, kurtyna, proszę opuścić salę, państwo zostawili te majtki?

 

Udanie oddane zostały dzieci i ich relacje, choć elementy te, mimo naszkicowania charakterystyk, mało widać w zachowaniu i sposobie wypowiadania się bohaterów, przez co przez dużą część czasu wydają się bardzo podobni do siebie. Człowiek w cylindrze wyskoczył jak diabeł z pudełka w połowie tekstu tylko po to, byśmy rozstali się z nim nie mając pojęcia dlaczego śledził dzieci oraz jaki był jego związek z rondlem – w ogóle jakiegokolwiek rozwiązania wątku. Odruchowo czekałem też na jakieś nawiązanie lub komentarz później w tekście do randki że szponiastą z monopo… utensyliowego – kolejny drobny wątek pozostawiony bez pełnego zamknięcia. Niesamowitość bazuje na strachu dzieci, ale dowiadujemy się o nim przez statyczne opisy tylko lekko wzmocnione stosownymi scenami, co może powodować letnią reakcję czytelnika. Czy całkowity brak rodziców w tle to zamierzony zabieg? W trakcie lektury miałem wrażenie, że poza protagonistami, ekspedientką, kolegą i panem w cylindrze – nikt tam nie żyje, wszystko odbywa się zawieszone w jakby bardzo umownie naszkicowanym otoczeniu, z którym brak interakcji.

 

Podsumowując: sympatyczne :-)

 

Ilustracja bardzo na tak! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zgodzę się ze Świrybem, że domknięcie choćby wąteku pobocznego o niechcianej randce, mogłoby być dużym plusem do satysfakcji czytelnika. Rozmiem założenie, żeby nie wyjaśniać wszystkiego, ale domknięcie chociaż niektórych motywów o których Świryb wspomina, dałoby czytelnikowi więcej satysfakcji :D

Z koeli “brak interakcji z otoczeniem” mi nie przeszkadzał. A rodzice też nie byli potrzebni, choć możny by o nich wspomnieć, nie wprowadzając ich do akcji. W stylu “przemknęliśmy obok sypialni rodziców, by ich nie zbudzić.” “Rozpoczęcie akcji opóźniło się o kwadrans. Mama nie wypuściła nas z domu bez obiadu.” Tak mi się wydaje.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

O to mi chodziło, Mytrixie, brakowało mi drobnego osadzenia – miałem wrażenie, że patrzę na dekorację, w której nie ma statystów, czy choćby kartonowych szablonów udających statystów.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFish - Dziękuję za długi i wnikliwy komentarz ;) Faktycznie, interakcji z otoczeniem jest mało, ale to akurat zamierzone. Też w trakcie pisania odniosłam wrażenie, że jakoś brak tych rodziców, że coś jest nie tak – i stwierdziłam, że chcę wywołać podobne uczucie u czytelnika. To wrażenie zawieszenia w próżni przynajmniej we mnie wywołuje lekki niepokój.

Gabriela Kostnicy alias starca w cylindrze jest niewiele i może powinnam była rzucić tu i ówdzie więcej wskazówek odnośnie jego roli w całej aferze. Kluczem jest tu pytanie: ile tak naprawdę rondel sam z siebie potrafi? Dzieci przypisują mu wszystko, co im się przydarza, ale tak naprawdę rondel nie umie sam sibie przenieść w upragnione miejsce ani nawet precyzyjnie wskazać bohaterom, co powinni z nim zrobić. Jest w stanie najwyżej wywołać u nich pewne wizje i uczucia. Dlatego Gabriel Kostnica stanowi łącznik między nim a rzeczywistością. Chociaż skłaniam się ku stwierdzeniu, że jest nie tyle pomagierem rondla, co akurat jego interesy zbiegają się z rondlowymi. 

Mam nieco mieszane uczucia. Sympatyczne opowiadanie, sprawnie napisane i zdecydowanie udziwnione, ale po lekturze pozostaje kilka niedopowiedzeń, które mnie nurtują. Spodziewałem się na przykład jakiegoś rozwinięcia wątku staruszka śledzącego rodzeństwo czy powodu, dla którego rondel chciał być zakopany akurat pod drzewem. Nieco informacji dowiedziałem się z komentarzy, ale ciągle pozostaje pewien niedosyt.

 

No cóż, nie powaliło, ale nie wszystko nie wszystkich musi zachwycać. Warsztatowo nieźle, nie miałem problemów z wyłapaniem pseudonimów i te “mentalne okulary” nieźle opisują jedną z postaci. Ale cała opowiastka jakaś taka zbyt banalna jak dla mnie. Raczej rzeczywiście dla młodszej grupy wiekowej chociaż to też nie zawsze jest regułą. Powodzenia ;)

Fladrif - Dziękuję za uwagi! Zachowam w pamięci na przyszłość, żeby trochę mniej wątków pozostawiać niejasnych/niedokończonych, bo faktycznie mogą pozostawiać pewien niedosyt.

enderek - Dzięki za lekturę ;) Cieszę się, że pseudonimy spełniły swoją rolę :) Szczerze mówiąc, nie pisałam z myślą o młodszej grupie wiekowej, więc fakt, że tak wiele osób odniosło podobne wrażenie daje mi do myślenia. Ale taki kierunek już mi wyznaczył rondel. 

Dobrze zagrałaś dziecięcą perspektywą – nie od dziś przecież wiadomo, że dzieci zaczynają wierzyć we wszelkie niesamowitości łatwiej niż dorośli. Podobało mi się, fajna lektura z dość absurdalnym dreszczykiem. Szkoda, że nie było jakiegoś większego zakorzenienia człowieka w cylindrze w całej historii – ostatecznie nie wniósł on zbyt wiele. Przydałyby się też wyraźniejsze granice pomiędzy charakterami rodzeństwa, bo choć na początku zostają bardzo ładnie zarysowani (mentalne okulary są super!), to potem niezbyt to wykorzystujesz. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Przybywam z komentarzem jurorskim:

„Moja babcia miała specyficzny rondel. Pochowaliśmy go razem z nią, nie bardzo wiedząc, co innego można by z nim zrobić. Jakim więc cudem znalazł się na wystawie sklepowej "Utensyliów Gabriela Kostnicy"?

– Musiał rozkopać babcię.”

Sprzedane!

Tekst bardzo lekki, zabawny i dobrze podany, z pewnością wart wyróżnienia. Zaczęłaś mocno, wplatając na początku absurdalne, ale dobrze wmontowane w tekst żarty, później jednak styl zyskał charakter bardziej informacyjny w celu opowiedzenia o tym, co zaszło. Odniosłam wrażenie, jakby zabrakło Ci czasu na dopieszczenie go, a czytam to opowiadanie 18 marca, więc czasu jeszcze jest sporo.

Rondel okazał się problematyczny, więc hasło konkursowe uznaję za zrealizowane. Po przeczytaniu całości czuję jednak pewien niedosyt – chętnie poznałabym bliżej sylwetkę tajemniczej sprzedawczyni i przeczytała bardziej obrazowy, soczysty opis sklepu, rondla oraz całej tej zwariowanej sytuacji.

PS. Ilustracja jest prześliczna! 

Sympatyczny, lekki tekst, w którym nie znalazłem prawie nic związanego z motywem konkursu. Tu nie chodzi o takie zestawienie pomysłów bądź wątków, żeby człowiek pomyślał "ale to dziwne", ale żeby wyłamać się z pewnego i utartego schematu. Tutejsza przygoda, skądinąd nośna i ciekawa, poradziłaby sobie świetnie poza konkursem i to jako samodzielny tekst. Nie potrzebowałaś losować haseł, żeby ją napisać. Nie mam większych uwag związanych z językiem czy fabułą – były poprawne, wręcz szablonowe i to jest zdecydowanie pozytywna wiadomość. Zabrakło mi w kompozycji szaleństwa, popuszczenia hamulców wyobraźni, którego w tym konkursie wymagałem.

Bardzo zacne opowiadanie. Wystarczająco osobliwe i absurdalne, a jednocześnie zrozumiałe, stosownie tajemnicze i niepozbawione humoru naprawdę dobrej jakości. Do przeczytania przez młodszych i starszych.

Zupełnie nie przeszkadza mi mgła tajemnicy, jaką została zasnuta postać Gabriela Kostnicy, natomiast nie ukrywam, że ciekawi mnie, czy znajomość kolegi Andrzeja i panny sklepowej skończyła się na jednej randce, czy może przetrwała dłużej. ;)

Pierwsze zdanie opowiadania: Moja bab­cia miała spe­cy­ficz­ny ron­del.  – zmieniłabym na: Nasza bab­cia miała spe­cy­ficz­ny ron­del. – jako że babcia miała troje wnucząt.

Świetna ilustracja.

Mam też wrażenie, że od dziś będę inaczej patrzeć na rondle…

 

Cięż­ko po­wie­dzieć dla­cze­go… ―> Trudno po­wie­dzieć dla­cze­go…

 

– Ja….bar­dzo chciał­bym, żeby go tu nie było. ―> – Ja bar­dzo chciał­bym, żeby go tu nie było.

Brak spacji po wielokropku, który ma za dużo kropek. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

że nie tyle stoję pod drze­wem, o ile sama nim je­stem. ―> …że nie tyle stoję pod drze­wem, ile sama nim je­stem.

 

po­cią­ga­jąc nosem i pa­trząc bła­gal­ny­mi oczy­ma. ―> Nie wydaje mi się, aby oczy mogły być błagalne.

Proponuję: …po­cią­ga­jąc nosem i pa­trząc bła­gal­nie.

 

– Nie my­śli­cie chyba, że on może mieć coś wspól­ne­go z….– za­czął i zaraz urwał. ―> Zbędna jedna kropka w wielokropku. Brak spacji po wielokropku.

 

w zle­wie stały tylko brud­ne na­czy­nia po ko­la­cji. Wśród któ­rych… ―> …w zle­wie stały tylko brud­ne na­czy­nia po ko­la­cji, wśród któ­rych

 

Sie­dzie­li­śmy na stry­chu, prze­gry­za­jąc za­su­szo­ną pigwę ob­to­czo­ną w cu­krze… ―> Cała trójka przegryzała jedną pigwę? Jednocześnie czy kolejno?

Proponuję: Sie­dzie­li­śmy na stry­chu, po­gry­za­jąc su­szo­ne pigwy ob­to­czo­ne w cu­krze

 

i wziął się za ko­mik­sy o su­per­bo­ha­te­rach. ―> …i zabrał się do komiksów o su­per­bo­ha­te­rach

http://portalwiedzy.onet.pl/140056,,,,brac_sie_wziac_sie_do_czegos_brac_sie_wziac_sie_za_cos,haslo.html

 

Wrzu­ci­łam ostat­ni pi­gwo­wy cu­kie­rek do ust… ―> Nie nazwałabym suszonych owoców cukierkami.

Proponuję: Wrzu­ci­łam ostat­ni pi­gwo­wy łakoć do ust

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujący tekst, dobrze się czytało.

Wprawdzie rondel wydaje mi się nieobowiązkowy (równie dobrze sprawdziłoby się na przykład różowe szydełko babci), ale to problem jurków.

Ja z tych, którzy chętnie poczytaliby więcej wyjaśnień – jaką rolę pełnił pan Kostnica itp.

Ale ogólnie na plus – sympatycznie i młodzieżowo.

A co do nicku Klemens – sądzę, że dziewczyna ma na imię Klementyna i bardzo tego nie lubi.

Babska logika rządzi!

Czy to Felix Net i Nika rozkopujący babcię?

Szkoda, że nie pociągnęłaś tej makabry odważniej, konkretniej. Nie mam wiele do konkursowej analizy – jest sympatycznie, jest przygoda… Przydałoby się, gdyby na koniec z rondla wyłonił się Przedwieczny i pożarł dzieciaki. Wątki niezbyt oryginalne: sen, w którym ktoś chce komuś coś powiedzieć, znikający artefakt, zły pan, zakończenie bez odpowiedzi.

 

"Mimo tych wszystkich dziwacznych i absurdalnych zdarzeń…"

Moim zdaniem, dziwaczne i absurdalne zdarzenia są dlatego dziwne i absurdalne, że nikt nie nazywa ich wprost. Jest to zasada dziecięcej stylizacji, gdzie jedno zdanie wynika z drugiego i wszystko jest nazwane wprost, ale w konkursie o dziwach oczekiwałam nie tylko poplątanej fabuły, ale i mylącej narracji, zabawy z czytelnikiem.

Nowa Fantastyka