- Opowiadanie: atback - Śmierć

Śmierć

Mój wujek poprosił mnie o napisanie czegoś o śmierci. W podziękowaniu za gościnę pod swoim dachem. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Śmierć

– Pytam po raz ostatni: jakim kurwa, cudem?!

– Choć według wielu znanych mi osób jest to zachowanie niezwykle naganne i niemile widziane w społeczeństwie, zwłaszcza wśród ludzi wykształconych (co nadmienić muszę, aby nie wyjść przed panem inspektorem na wilczy pomiot, który właśnie wypełzł z dzikiej puszczy) powziąłem postanowienie, aby zdanie kolejne, choć jak już nadmieniłem absolutnie nie wypada, zacznę w ten, a nie inny sposób. – Tu chłopak najwyraźniej przypomniał sobie, że istoty ludzkie nie są w stanie przeżyć bez tlenu i zaczerpnął powietrza. Nadal z wyrazem absolutnej skruchy na twarzy, kontynuował. – Więc… jak już mówiłem, wiem tyle co pan komendancie.

Uśmiechnął się wypowiadając ostatnie słowa. Wiedział że gra w ten sposób policjantowi na nerwach i był dumny, że z jego powodu starszemu mężczyźnie na skroni, tuż pod imponującymi zakolami, pulsowała pokaźna, sina żyła. Nie czułby się tak spełniony nawet gdyby samodzielnie wspiął się na Mont Everest ubrany jedynie w bokserki. Wcześniej, a rozmowa ta trwała już dobre trzydzieści minut, chłopak mówiąc nieprzerwanie gestykulował, zupełnie jak wprawiony polityk. Teraz jednak rozsiadł się, jakby krzesło w sali przesłuchań było najwygodniejszym miejscem pod słońcem, szczerząc się od ucha do ucha. Dłonie natomiast złożył w piramidkę. Oparł palce wskazujące na ustach i czekał na kolejny wybuch złości. Niechybność tego ataku zwiastowało groźne dyszenie jego rozmówcy i łapy, niczym owłosione imadła, zaciskające się coraz mocniej na blacie dzielącego ich stolika. Był to porządny mebel, ale obecnie kojarzył się z pyłkiem, który zaraz zostanie zdmuchnięty i nic już nie będzie dzielić przesłuchiwanego od gniewu przesłuchującego.

Inspektorowi udało się zapanować nad sobą w wystarczającym stopniu, by skutecznie pozorować spokój. Co prawda przez zaciśnięte zęby, ale bez krzyku (to już jakiś postęp) powtórzył po raz kolejny (choć wcześniejszy miał być już ostatnim) swoje pytanie:

– Próbujesz mi wmówić, że nie masz pojęcia jakim cudem wniosłeś kosę do sali przesłuchań czy że nie wiesz, dlaczego nie mogę jej stąd wynieść? Czy może, że to nie twoja sprawka, że każda osoba w komisariacie udaje, że cię nie widzi?  

Chłopak jednak znowu trzymał w ręku wspomniane narzędzie i bawił się nim, przerzucając drzewce z ręki do ręki. Miał przy tym na twarzy wymalowany wyraz bezkresnej niewinności.

 – Przestaniesz w końcu?! – Komisarz wyrwał kosę z ręki chłopaka i oparł ją ponownie o futrynę ciężkich dziwi.

Opadł głośno na krzesło z wyrazem znużenia i niedowierzania na twarzy. Inspektor Józef Krupa miał już czterdzieści lat doświadczenia w zawodzie i gdyby nie fakt, że niesamowicie nienawidził zmian, już dawno dołączyłby do grona emerytów. Nie był on lubianym szefem, ale szanowano go. Choć prawdopodobnie cały respekt jaki jego współpracownicy czuli przed nim, zniknął wraz z pojawieniem się dziś w komisariacie chłopaka z kosą w ręku. Wspomnianego gościa nikt nie widział. Natomiast swojego przełożonego dającego pokaz wprawnej pantomimy i rozmawiającego samemu ze sobą… To zauważył każdy.

– Już wiem. Ha… Hahahahhaha! – Był to śmiech z rodzaju tych histerycznych, przy którym złapał się za pokaźny brzuch i odchylił na krześle pod takim kątem, że dało się słyszeć jak prawa fizyki trzeszczą od naginania się, aby inspektor nie wylądował na podłodze z głośnym hukiem.

– To jakiś kawał prawda? – Kontynuował –  Ukartowałeś to? Nie… Zatrudnili cię prawda? Chłopaki chcieli pożartować ze starego komendanta? – Obłęd w oczach ustępował z wolna miejsca wyrazowi ulgi. Niemal dało się słyszeć donośne tupnięcie, gdy znowu poczuł stały grunt pod stopami. – Koniec tej zabawy, jak znajdę pomysłodawców nie ręczę za siebie! – Pogroził palcem chłopcu, lecz widać było, że jest zadowolony z rozwiązania kolejnej zagadki w swojej karierze. Zaczął powoli podnosić otyłe ciało z krzesła i szykował się do wyjścia.

– Nie tak prędko komendancie.

Chłopak, który to wypowiedział, nie uśmiechał się, już nie. Jego oczy wyrażały spokój i lodowate skupienie. A skupione były na postaci Józefa Krupy, który zatrzymał się na te słowa z ręką na klamce.  Nastolatek upewnił się, że inspektor na nowo poświęca mu całą swoją uwagę. Leniwym gestem wskazał inspektorowi krzesło. Komendant jak zaczarowany, z tępym wyrazem twarzy usiadł z powrotem na swoim miejscu. Przypominało to marionetkę przesuniętą jednym ruchem ręki lalkarza. Śmierć przeniósł swoją uwagę na kosę, która zmaterializowała się ponownie na jego kolanach. Oto kim była ta drobna, ubrana na czarno i na pierwszy rzut oka młoda postać.  Przyznam, że owszem był bardzo szczupły, ale dzisiejsze wyobrażenie mrocznego kosiarza jako chodzącego szkieletu od dawna mu uwłaczało i szczerze odradzam poruszanie tego tematu w jego obecności. Dlaczego wygląda jak mały chłopiec? Cóż, słyszałeś o tym, aby śmierć się starzał? Ja też nie. Co do płci… sam zapytaj kiedy się już spotkacie.

 – Panie Krupa, jestem tu z powodu pańskiej żony. – Nie podniósł nawet wzroku na swojego rozmówcę

– Mira to wszystko uknuła? – Wydawało się że otępienie znika z jego twarzy jak topniejący lód. – I czy mógłbyś odłożyć tę kosę?! Myślałem, że leżała przy drzwiach. Jak ty…

– Inspektorze. –  Przerwał ostro i wbił w Józefa parę oczu tak ciemnych, że trudno było wyznaczyć granicę między tęczówką a źrenicą. – Przyszedłem odebrać co moje. Łaskawie pożyczyłem to pańskiej żonie, ale to od pana domagam się teraz zwrotu długu.

W dzień przesłuchania mijała okrągła, dwudziesta, rocznica śmierci komendanta. Po raz pierwszy Śmierć przyszedł po Józefa gdy ten wyjechał na wspólne wakacje z żoną. Wybrali się do jej siostry Dominiki, na wieś. Mieszkała ona w dużym domu i prowadziła własne gospodarstwo. Jako, że ciągła praca i obowiązki trzymały ją przykutą do rodzinnej miejscowości i nie mogła pozwolić sobie na wyjazdy, często zapraszała rodzinę do siebie. Przez „często” rozumieć trzeba – przy każdej nadarzającej się okazji. Na miejscu postanowili przetestować wszelakie atrakcje turystyczne oferowane przez miasteczko. Mówiąc krótko: wybór nie był skomplikowany. Pani Mira, jeszcze wtedy po prostu Mira, zdecydowała się na pogrążenie się w lekturze książki, leżąc na brzegu pobliskiego jeziora. Jej mąż jednak z natury miał książki jedynie za ozdobę gabinetu. Z tego powodu postanowił spróbować sił w wędkarstwie. Pożyczył sprzęt, który jego teść używał podczas wizyt i na którym uczył zięcia podstaw. Mężczyzna, zdany jedynie na siebie, wyruszył na polowanie. Trudności napotkał już podczas wsiadania do łódeczki. Przy aparycji jaką się cechował, zachowanie równowagi stanowiło czasem nie lada problem. Po usadowieniu się i zarzuceniu wędki spokojnie czekał na swoją pierwszą ofiarę. Nie trwało to jednak długo. Spławik zadrżał, wykonał spontaniczny pląs i zniknął pod wodą. Komisarz zerwał się na równe nogi i spróbował pochwycić wędkę. Nagły ruch jednak wprawił łódkę w mocne turbulencje i nim Mira zdążyła doczytać do końca zdanie w swojej książce, jej mąż znalazł się już w wodzie. Czubek jego głowy znalazł się pod powierzchnią wody i nigdy więcej nie miał już wypłynąć bez pomocy ekipy nurków współpracujących z policją. Mira natomiast, nieświadoma niczego przewróciła stronę swojej powieści. Nie miała prawa usłyszeć odgłosu stąpania, ale podświadomość kazała jej oderwać się od książki i spojrzeć przez ramię. W jej stronę podążał chłopiec w czarnych, dziurawych spodniach, niechlujnym podkoszulku barwy nocnego nieba z logo Nirvany, blond włosami i wielką kosą, którą machał niespiesznie w tył i w przód. Krok miał zdecydowany, a twarz wyrażającą skupienie i powagę niespotykaną u jego rówieśników. Wyglądał na zdrowego i z natury pogodnego młodzieńca. Spostrzegł kobietę leżącą na plaży. Para zdecydowanie znoszonych i wysłużonych tenisówek koloru mocnej kawy przystanęła na chwilę.

– Mira, kochanie, kopę lat!

– Śmierć, przykro mi to mówić , ale nie jesteś osobą, na której widok skacze się z radości. Co cię tu sprowadza?

– Nie jestem urażony. Masz całkowita racje nie jestem osobą. – Uśmiechnął się promiennie.

Mira powoli odłożyła książkę na koc, na którym leżała. Nie zaśmiała się z żartu. Była coraz bardziej zaniepokojona. Jej matka wykorzystała moment swojej śmierci by przedstawić jej tego chłopca i oswoić ją z faktem, że spotkają się ponownie. Mira wywodziła się ze starego rodu, gdzie z matki na córkę dziedziczyło się doskonały wzrok, dzięki któremu dostrzec można było znacznie więcej niż dane było reszcie ludzkości. Rozmowy takie jak ta nie należały do jej codzienności, stanowiły jednak nieodłączny aspekt jej życia. Znała się również na ziołach i rozumiała mowę zwierząt, jeżeli poświęciła im wystarczająco dużo uwagi. Niewiele rodzin takich jak jej przeżyło czasy stosów, ale zdarzały się jeszcze wyjątki.

– Powiedz mi skarbie, kiedy ostatnio widziałaś swojego męża?

Myśl o szczęśliwcu, który uwolni się od świata śmiertelników wywołała uśmiech na jego twarzy. Jak można być ponurym, kiedy ma się pracę, w której pomaga się tylu osobom? Jego rozmówczyni była jednak innego zdania. Zerwała się na równe nogi i spojrzała na gładką taflę jeziora i dryfującą po niej spokojnie pustą łódkę. Łzy napłynęły jej do oczu. Odwróciła się powoli do Śmierci i zapytała drżącym głosem:

– Czy on… Czy ty go? – Spojrzała smutno na swoją bogu ducha winną książę i z powrotem na chłopca.

– Jego dusza oddzieliła się już od ciała i czeka aż ją odbiorę. Rozchmurz się! Po drugiej stronie będzie mu lepiej! – Na te słowa podrzucił swoją kosę, wykonał piruet i złapał ją jedną ręką. – Pod słońcem nie znajdziesz nawet w połowie tak świetnego miejsca. Uwierz mi, widziałem je wszystkie. Daj spokój! Jak przyjdzie twoja kolej znowu się przecież zobaczycie. Przedstawię ci Thora Heyerdahla, koleś ma zawsze super pomysły! Mira, no nie płacz, no…

– Śmierć nie możesz go zabrać! Ja nie… – Łzy zalewały jej twarz i dławiły słowa w gardle.

– Nie mogę go „nie zabrać”. Znasz zasady. Proszę nie utrudniaj mi tego. – Podszedł do niej i oparł rękę na drżących ramionach kobiety.

– Znam zasady. Wiem też, że dopuszczają wyjątki. Jak ten piosenkarz przecież…

– Nie wracajmy do tej sprawy. Miałem wszystkie albumy jakie kiedykolwiek napisze, chciałem dać mu na to szansę. Koniec historii.

– A Juliusz Cezar?

– Wydawało mi się to wtedy świetną decyzją. Tylu ludzi miało szansę wcześniej umrzeć! Narobiłem się po pachy, ale było warto.

– Śmierć…

– Wiem o co chcesz mnie prosić, ale nie ma ku temu powodu. Musisz pogodzić się ze stratą i iść dalej. Nie traktuj mnie jak najgorszego, kogo można spotkać. Jestem nieunikniony.

– A gdyby był powód?!

– Ale go nie ma. Mira zrozum…

– Ale gdyby był?!

– Ale go nie ma! Myślałem, że żyłaś wystarczająco długo, żeby to zrozumieć. Nie będę się z tobą kłócić jakbym naprawdę miał trzynaście lat.

– Nie mógłbyś mi go podarować? W prezencie?

– Bardzo bym chciał, ale to zwyczajnie zły pomysł. Nie mogę robić wyjątków dla ludzi, których lubię. Sprawiedliwość musi być.

– To może sprawiedliwa wymiana?

– Co mogłabyś mi takiego dać by było warte ludzkiej duszy? – Oczy zaświeciły mu z zaciekawieniem. Miała swoją szansę musiała ją tylko dobrze wykorzystać. Śmierć lubił gierki, jeżeli mógł się zabawić.

– Lata za lata.

– Słucham, mów dalej.

– Weź wszystkie lata, jakie mi zostały i podziel je po równo na nas dwoje umrzemy tego samego dnia, razem. W ogólnym rozrachunku wyjdzie ci na to samo.

– Hmmmm… Interesujące, ale masz rację – to żadna różnica. Równie dobrze mogę zabrać teraz twojego męża, nie muszę czekać kolejnych trzydziestu lat.

– Dwudziestu.

– Słucham?

– Powiedziałam: dwudziestu. Dokładnie za dwadzieścia lat zabierzesz naszą dwójkę. Wyjdziesz wtedy na plus, czyż nie?

– Wreszcie mówisz moim językiem. – Uradowany zatarł ręce. – Niech tak będzie. Nie mogłem się doczekać, aż w końcu dołączysz do „zimnych i sztywnych”. Jesteś niewątpliwie moją ulubienicą, Mira. Mam jednak jeszcze jeden warunek: nikt nie może się dowiedzieć o naszej umowie. Nie dopuszczę, aby rozeszła się plotka, że ze śmiercią można się targować. Umowa stoi?

– Stoi!

Józef nie pamiętał potem jakim cudem znalazł się na brzegu koło swojej żony, z ogromną rybą w ręce, ale nie przeszkadzało mu to. Ludzie mają niesamowity dar do tłumaczenia sobie rzeczy, których nie są w stanie zrozumieć. Śmierć natomiast zyskał czterdzieści lat z życia Miry i miał zamiar się z tego cieszyć.

– Odebrać co twoje? O czym ty mówisz? Mira nic mi dla ciebie nie przekazała.

–  Tak. Tak jestem pewien, że to dzisiaj. Czekałem na ten moment dwadzieścia lat. Przysięgam, że ma stuprocentową pewność.

– Słucham? – Złośliwy uśmieszek przemknął przez twarz komendanta. –  No chyba porządnie zaokrągliłeś te dwadzieścia lat. Piętnaście lat, pięć zaokrąglamy do góry i wychodzi dwadzieścia tak?

–  Przepraszam inspektorze, ale to ja miałem mieć ubaw z pana, a nie na odwrót. –  Uniósł dłoń aby przerwać komisarzowi, który już nabierał powietrza. – Nasza rozmowa trochę mnie już męczy. Za godzinę jestem umówiony z bardzo utalentowaną piosenkarką i nie chciałbym kazać jej czekać. Rozumie pan, mogłaby zacząć się martwić, że jej samobójstwo spadnie do rangi jedynie próby samobójczej.

Oczy komendanta zaczęły przypominać pięciozłotówki, ale mimo to nie odzywał się. Choć sam przed sobą nigdy by się nie przyznał, chłopiec robił na nim dziwne wrażenie. Budził szacunek i gdy zachowywał się poważnie, trudno było mu się sprzeciwiać.

– Muszę się jednak z panem zgodzić – również jestem zdania, że pana żona nie zapomniała o swoim długu. Nie każmy jej dłużej czekać, dobrze?

Gdyby zapytać któregokolwiek pracownika komendy każdy na pytanie „Czy komendant jest jeszcze w pracy?” odpowiedziałby: „Niestety wyszedł godzinę temu – pilne sprawy rodzinne”. Na fakt ten absolutnie nie miało wpływu, że nikt nie tylko nie rozmawiał z przełożonym, ale również nie miał szansy widzieć go jak opuszcza komendę. Najzwyczajniej w świecie wiadomość ta pojawiła się w świadomości policjantów w chwili, gdy komendant zniknął nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Zupełnie jakby wszechświat mógł w ten sposób wypełnić próżnię jaką po sobie pozostawił. Pustki po chłopcu nie trzeba było wypełniać. Nigdzie nie ma miejsca, które byłoby od niego wolne.

Obaj natomiast, jeden z wyrazem zadowolenia na twarzy, drugi w kompletnym osłupieniu, znaleźli się w jadalni domu państwa Krupów. Tak jak przewidział Śmierć, Mira czekała już na nich z dwoma kubkami herbaty i domowej roboty ciastkami.

– Mira! Przygotowałaś to wszystko dla mnie? Nie musiałaś!

– Nie schlebiaj sobie. Miałam gości. Chciałam pożegnać parę osób. Rozumiem, że nie zmieniłeś zdania i przyszedłeś po swój dług.

– Nie inaczej! Mira, moja droga, nie przepuściłbym takiej okazji za żadne skarby śmiertelników. Oddać tyle lat swojego życia tylko po to, by przedłużyć trochę egzystencję swojego męża. Co miłość z nami robi?

– Nie wiedziałam, że jesteś zdolny do miłości.

– Kochana, myślisz, że ktokolwiek wykonywałby mój… zawód, gdyby nie wiedział co to miłość?

– Nieśmiertelność, nie trzeba martwić się o swoją emeryturę, stabilność… brzmi jak całkiem niezły układ.

– Oczywiście.– Chłopak oparł się na stole i powiódł wzrokiem na okno kuchenne. – Błądzenie przez miliony lat, zero rodziny, przyjaciół, żadnego domu, ciągła praca, „drętwi” klienci… brzmi świetnie, ale chyba tylko dla pracoholika z Japonii. Wiesz, ilu już takich odebrałem? Powiem ci: zdecydowanie za dużo.

Nastąpiła chwila niezręcznego milczenia. Komendant Krupa stwierdził najwyraźniej że to idealny moment dla niego aby dać upust swojemu zdziwieniu i zmieszaniu.

– Mira byłabyś tak łaskawa i powiedziała mi jakim cudem się tu znalazłem?

– Ja chętnie panu odpowiem! Widzi pan panie Józefie tak naprawdę wcale się pan tu nie znajduje. Chciałby pan zapytać o coś jeszcze?

– Mira! Zlituj się kobieto! Kto to jest? – Na twarzy komendanta wyraźnie dostrzec można było desperację i nieme błaganie.

– Józefie, to jest Śmierć. I wiem, że może być to dla ciebie dość trudne do zrozumienia, ale oboje nie żyjemy.

Na te słowa inspektor zamilkł, zacisnął usta w wąską linię i spoglądał to na chłopca, to na swoją żonę, a trybiki pracujące w jego głowie jeszcze nigdy wcześniej nie były tak aktywne. Doprowadziło to do sytuacji, gdy cała trójka siedziałam w absolutnym milczeniu. Śmierć tylko od czasu do czasu popijał herbatę i przegryzał ciasteczka. Mira natomiast zamartwiała się o swojego męża i gdyby nie to, że bardziej martwy już nie będzie, niepokoiłoby ją również to, jaki ta sytuacja będzie miała wpływ na jego zdrowie. W końcu Śmierć odstawił pusty kubek z powrotem na podstawkę i spojrzał poważnie w oczy obojga. Nie zrozum mnie źle, nie miał zeza, był po prostu niezainteresowany tym co ciało ludzkie może, a czego nie. Sam nie był człowiekiem, w żadnym stopniu, dlatego spojrzał w oczy równocześnie obojgu. Spojrzenie to natomiast przeszyło ich na wylot, zawróciło i zrobiło to ponownie. 

– Jesteście gotowi? Nie mogę przeciągnąć tego w nieskończoność. To znaczy mógłbym, ale zdecydowanie opóźniłoby to moją pracę. 

– Zdaje mi się, że mój mąż zasługuje na wyjaśnienia.

–Będziecie mieć przed sobą całą wieczność razem. Zdążycie sobie wszystko opowiedzieć. – Znużony przewrócił oczami.

– Mira… – Inspektor nieśmiało odezwał się do swojej żony. – To nie jest zabawne, zaczynasz mnie przerażać. Skończ już z tym, tym… teatrzykiem.

– Jesteśmy gotowi. Skończmy z tym.

Śmierć na te słowa rozpromienił się. Jego oczy stały się czarne, zupełnie jakby były zalane smołą. Całą postać spowił cień. Ubranie chłopca zlało się w jedna długą szatę, której postrzępione końce unosiły się i powiewały na nieistniejącym wietrze. Wyglądał jakby składał się z mgły lub utkany był z najdelikatniejszej pajęczyny. Twarz jego nie należała już do młodzieńca. Choć może jednak? Niemożliwym było rozróżnić czy jej właściciel ma dziesięć czy dziesięć tysięcy lat.. Mimo aury spokoju jaką roztaczał, czuć było również woń grozy i strachu. W pomieszczeniu zrobiło się nagle ciemniej, zimniej, mroczniej. Kosa znowu samoistnie pojawiła się w ręku swojego pana.

Patrzył na dwie dusze, do których jeszcze w pełni nie dotarło, że są martwe i nadal przypominały ciała, które do niedawna jeszcze zajmowały. Mira stała wyprostowana, ale równocześnie spokojna i na przekór sytuacji zrelaksowana. Z lekkim uśmiechem przyjęła cięcie kosą, które naznaczyło jej szyję. Była pogodzona ze swoim losem, sama go wybrała. Wdzięczna za wszystkie lata, które były jej dane i za ostatnie dwadzieścia lat, które mogła dzielić ze swoim mężem. Jej postać zaczęła rozpływać się w niebyt.

Inaczej jednak zdarzenie odebrał jej mąż, który patrzył na całe zajście ze zgrozą na twarzy. Zaczął się cofać, ale już po trzecim kroku spostrzegł, że nie jest w stanie iść dalej. Próbował sięgnąć po nóż z kuchennego blatu, ten jednak pozostawał nieznośnie odległy i niedostępny. Śmierć, lekko uśmiechnięty, wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała Mira. Pokłonił się głęboko. Powoli odwrócił parę czarnych oczu na komisarza i szybkim ruchem nadgarstka przyciągnął go do siebie jakby związani byli niewidzialnym łańcuchem. Teraz Józef nie mógł poruszyć nawet oczyma. Zmuszony był patrzeć na rozpromienioną twarz kosiarza. Ten uniósł wysoko swoje narzędzie. Zamiast krwi pojawił się tylko lekki wietrzyk, który rozsypał postać komisarza w drobny pył i poniósł ze sobą do krainy, gdzie ty czy ja nie mamy wstępu… jeszcze nie mamy.

Śmierć zaczął węszyć w powietrzu niczym dzikie zwierzę, aż najwyraźniej znalazł to, czego szukał, bo rozpromienił się, a jego wygląd powrócił do wcześniejszego stanu. Schował ręce w świeżo powstałych kieszeniach i odszedł. Miał umówione spotkanie z bardzo utalentowana kobietą i nie miał zamiaru się spóźnić. Dzisiejszy dzień nie mógł być dla niego lepszy.

 

Koniec

Komentarze

Może byłaby to fajna opowiastka, gdyby nie została tak straszliwie rozwleczona i okrutnie przegadana, a w dodatku okaleczona wykonaniem, skutkiem czego zamiast ciekawić, wywoływała coraz większe znużenie, a miejscami nawet chęć przerwania czytania. Dobrnęłam jednak do końca, ale nie mogę powiedzieć, że to była lektura satysfakcjonująca.

Wykonanie, delikatnie mówiąc, pozostawia bardzo wiele do życzenia – jest tu sporo błędów, usterek i literówek. Często nadużywasz zaimków, trafiają się powtórzenia, czasem zdania skonstruowane w sposób utrudniający ich zrozumienie, zdarzają się także słowa użyte niezgodnie z ich znaczeniem. Dialogi wymagają generalnego remontu, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Poza postacią Śmierci, fantastyki tu tyle, co kot napłakał.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

– Pytam po raz ostat­ni: JAKIM KU*WA CUDEM? ―> – Pytam po raz ostat­ni: jakim, kurwa, cudem?!

Zbędna autocenzura – przecież wiadomo, że powiedział kurwa. Dlaczego wielkie litery? Aby podkreślić, że mówiący podniósł głos, wystarczy dodać wykrzyknik.

 

-Choć we­dług wielu po­zna­nych mi osób… ―> Choć we­dług wielu zna­nych mi osób

Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

pod­ją­łem sobie po­sta­no­wie­nie… ―> …powziąłem po­sta­no­wie­nie

Zbędny zaimek – czy mógł powziąć postanowienie komuś?

Poznaj znaczenie słów podjąćpowziąć.

 

a nie inny spo­sób.– Tu chło­pak… ―> Brak spacji po kropce. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

i za­czerp­nął po­wie­trza. Po tym te­atral­nym ge­ście… ―> Gesty wykonuje się rękami – nabranie powietrza nie jest gestem.

 

– Więc… jak już mó­wi­łem, wiem tyle, co pan Ko­men­dan­cie. ―> – Więc… jak już mó­wi­łem, wiem tyle co pan, ko­men­dan­cie.

 

roz­mo­wa ta trwa­ła już dobre 30 minut… ―> …roz­mo­wa ta trwa­ła już dobre trzydzieści minut

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Ręce na­to­miast zło­żył w po­pu­lar­ną „pi­ra­mid­kę”. ―> Złożył ręce czy może dłonie? Na czym polega popularność piramidki? Czy cudzysłów jest konieczny?

 

ale obec­nie ko­ja­rzył się ze sło­mia­nym dom­kiem… ―> Co to jest słomiany domek?

 

Po pierw­sze: jakim ku*wa cudem… ―> Po pierw­sze: jakim, kurwa, cudem

 

Chło­pak jed­nak znowu trzy­mał w ręku wspo­mnia­ne na­rzę­dzie i bawił się nim, prze­rzu­ca­jąc trzo­nek z ręki do ręki. ―> …prze­rzu­ca­jąc drzewce z ręki do ręki.

 

wraz z po­ja­wie­niem się dziś na ko­mi­sa­ria­cie chło­pa­ka z kosą w ręku. ―> …wraz z po­ja­wie­niem się dziś w ko­mi­sa­ria­cie chło­pa­ka z kosą w ręku.

 

– Już wiem. Ha… Ha­ha­hah­ha­ha. HA­HA­HA­HA­HA­HAH! ―> Dlaczego wielkie litery?

 

Był to śmiech z ro­dza­ju tych hi­ste­rycz­nych, przy któ­rym zła­pał się za swój po­kaź­ny brzuch… ―> Zbędny zaimek – czy śmiejąc się, łapałby cudzy brzuch?

 

aby in­spek­tor nie wy­lą­do­wał na ziemi… ―> …aby in­spek­tor nie wy­lą­do­wał na podłodze

 

Za­czął po­wo­li pod­no­sić soje otyłe ciało z krze­sła… ―> Literówka w zbędnym zaimku.

 

że in­spek­tor na nowo po­świę­ca mu całą swoją uwagę i le­ni­wym ge­stem wska­zał mu krze­sło. ―> Kto komu wskazał krzesło? Bo ze zdania wynik, że inspektor chłopakowi.

 

dzi­siej­sze wy­obra­że­nie mrocz­ne­go ko­sia­rza jako cho­dzą­ce­go szkie­le­tu od dawna mu uwła­cza­ła… ―> Piszesz o wyobrażeniu, które jest rodzaju nijakiego, wiec: …od dawna mu uwła­cza­ło

 

oczu tak ciem­nych, że cięż­ko było wy­zna­czyć gra­ni­ce mię­dzy tę­czów­ką a źre­ni­cą. ―> …oczu tak ciem­nych, że trudno było wy­zna­czyć gra­ni­cę mię­dzy tę­czów­ką a źre­ni­cą.

 

Ła­ska­wie po­ży­czy­łem to pań­skiej żonie, ale to do pana do­ma­gam się teraz zwro­tu długu. ―> Ła­ska­wie po­ży­czy­łem to pań­skiej żonie, ale to od pana do­ma­gam się teraz zwro­tu długu.

 

Po raz pierw­szy Śmierć przy­szedł po niego pod­czas wspól­nych wa­ka­cji z żoną. ―> Ze zdania wynika, że to Śmierć miał wakacje i żonę.

 

Miesz­ka­ła ona dużym domu… ―> Miesz­ka­ła onadużym domu

 

po­sta­no­wił spró­bo­wać swo­ich sił w węd­kar­stwie. Po­ży­czył sprzęt, który jego teść uży­wał pod­czas swo­ich wizyt i na któ­rym uczył swego zię­cia… ―> Nadmiar zaimków.

 

pod­czas wsia­da­nia na po­kład małej łó­decz­ki. ―> Masło maślane – łódeczka jest mała z definicji. Łódeczki nie mają pokładu.

Proponuję: …podczas wsiadania do łódeczki.

 

Jed­nym sło­wem– czę­sto lub wie­lo­krot­nie. ―> Brak spacji przed półpauzą. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

Nie pod­dał się jed­nak i po pew­nym cza­sie mógł oddać się… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Fakt nr.1: ―> Fakt numer jeden:

Nie używamy skrótów i symboli. Uwaga dotyczy też kolejno wymienionych faktów.

 

Praw­dzi­wy męż­czy­zna nie używa kapok. ―> Praw­dzi­wy męż­czy­zna nie używa kapoka.

 

twarz jego wy­ra­ża­ła sku­pie­nie i po­wa­gę nie­spo­ty­ka­ną u jego ró­wie­śni­ków. ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

– Śmierć, przy­kro mi ci to mówić… ―> Brzmi to nie najlepiej.

Proponuję: – Śmierć, przykro mi mówić ci o tym

 

Choć prze­pro­wa­dza­nie dusz na drugą stro­nę nie na­le­ża­ła do przy­jem­nych zajęć i po­rów­nać można… ―> Literówki.

 

Uwierz mi, wie­dzia­łem je wszyst­kie. ―> Literówka.

 

Nie będę się z tobą kłó­cić jak­bym na­praw­dę miał 13 lat. ―> Nie będę się z tobą kłó­cić, jak­bym na­praw­dę miał trzynaście lat.

 

-Nie mógł byś mi go po­da­ro­wać? ―> Nie mógłbyś mi go po­da­ro­wać?

 

Miałą swoją szan­sę… ―> Literówka.

 

-Weź wszyst­kie lata, jakie mi zo­sta­ły i po­dziel je po równo na nas dwoj­ga umrze­my tego sa­me­go dnia, razem. ―> Weź wszyst­kie lata, jakie mi zo­sta­ły i po­dziel je po równo na nas dwoje, umrze­my tego sa­me­go dnia, razem.

 

– Ura­do­wa­ny za­tarł ręce i ze­rwał się na równe nogo. ―> Literówka.

 

koło swo­jej żony, ogrom­ną rybą w ręce… ―> …koło swo­jej żony, z ogrom­ną rybą w ręce

 

zy­skał 40 lat z życia Miry… ―> …zy­skał czterdzieści lat z życia Miry

 

oso­bi­ście „ode­brać ze szko­ły” oby­dwoj­ga… ―> …oso­bi­ście „ode­brać ze szko­ły” oboj­e

 

Cze­ka­łem na ten mo­ment 20 lat. ―> Cze­ka­łem na ten mo­ment dwadzieścia lat.

 

– No chyba po­rząd­nie za­okrą­gli­łeś to 20 lat. 15 lat, 5 za­okrą­gla­my do góry i wy­cho­dzi 20 tak? ―> – No, chyba po­rząd­nie za­okrą­gli­łeś te dwadzieścia lat. Piętnaście lat, pięć za­okrą­gla­my do góry i wy­cho­dzi dwadzieścia, tak?

 

Nie karz­my jej dłu­żej cze­kać, do­brze? ―> Nie każ­my jej dłu­żej cze­kać, do­brze?

Poznaj znaczenie słów karzmykażmy.

 

nie miał szan­sy wie­dzieć go jak opusz­cza ko­men­dę. ―> Literówka.

 

zna­leź­li się w ja­dal­ni domu pań­stwa Krupa. ―> …zna­leź­li się w ja­dal­ni domu pań­stwa Krupów.

 

do­strzec można było de­spe­ra­cje i i takie za­gu­bie­nie… ―> Literówka. Dwa grzybki w barszczyku.

 

Spoj­rze­nie to na­to­miast prze­szło ich na wylot… ―> Literówka.

 

czy tylko ostat­nie 20 lat czy…? ―> …czy tylko ostat­nie dwadzieścia lat, czy…?

 

Nie zdej­mu­jąc oczu z ko­mi­sa­rza… ―> O, położył oczy na komisarzu???

Proponuję: Nie spuszczając wzroku z ko­mi­sa­rza

 

o który opie­rał się nad­garst­ka­mi za­wi­nię­ty­mi w pię­ści. ―> Obawiam się, że zawinięcie nadgarstków w pięści jest absolutnie niemożliwe.

 

Przy­bra­ła do­brze znana każ­dej ko­bie­cie minę… ―> Literówka.

 

Jego oczy stały się czar­ne, zu­peł­nie jakby za­la­ła je smoła. Całą jego po­stać spo­wił cień. Jego ubra­nia… ―> Nadmiar zaimków.

 

Jego ubra­nia zlały się w jedna długą szatę… ―> Jego ubra­nie zlało się w jedna długą szatę

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą ktoś ma na sobie to ubranie.

 

czy jej wła­ści­ciel ma 10 czy 10 ty­się­cy lat. ―> czy jej wła­ści­ciel ma dziesięć, czy dziesięć ty­się­cy lat.

 

a widzę twarz ile­kroć za­mknę oczy… ―> …a widzę twarz, ile­kroć za­mknę oczy

 

Gdyby po­sia­da­ła zdol­no­ści swo­jej żony, wi­dział­by go… ―> Literówka.

 

po­ka­zu­je się je­dy­nie gdy ma się pew­ność , że nikt na nas nie pa­trzy. Na­stęp­nie wi­dział­by go uśmie­cha­ją­ce­go się. Naj­pierw nie­śmia­ło i z tę­sk­no­tą z jaką wspo­mi­na się uko­cha­ne osoby. ―> Lekka siękoza.

 

i za ostat­nie 20 lat… ―> …i za ostat­nie dwadzieścia lat

 

po­dą­żał za nią całe jej życie i który teraz wy­pra­wił w ostat­nią już po­dróż, którą przed sobą miała. Po czym znik­nę­ła, zo­sta­wia­jąc po sobie cie­pło i spra­wia­jąc, że kilka osób, które mi­ja­ło ich dom przy­po­mnia­ło sobie o czymś miłym i do końca dnia za­ra­ża­ło swoim uśmie­chem. ―> Nadmiar zaimków. Powtórzenia.

 

ma­lu­ją­cą się na twa­rzy. Za­czął się cofać, ale już po trze­cim kroku zo­rien­to­wał się, że nie jest już w sta­nie… ―> Lekka siękoza. Powtórzenie.

 

Pró­bo­wał się­gnąć po noż… ―> Literówka.

 

Wę­szył jesz­cze przez chwi­lę ni­czym dzi­kie zwie­rzę,,… ―> Jeden przecinek wystarczy.

 

aż naj­wy­raź­niej zna­lazł czego szu­kał… ―> …aż naj­wy­raź­niej zna­lazł to, czego szu­kał

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć,

Sugeruję, abyś poprawiła wskazane wyżej błędy. Poprawi to odbiór kolejnych czytelników oraz przy okazji przyniesie Ci niezły trening.

Osobiście drażni mnie mocno taki rodzaj narracji. Jak z jakiejś taniej opowiastki lub niskiej jakości serialu. No i na samym początku brakuje w nim logiki, o:

 

Zatrzymajmy się tu na chwilę. Są trzy rzeczy, które muszę wyjaśnić, aby opisana powyżej sytuacja była bardziej przejrzysta w odbiorze. Po pierwsze: jakim ku*wa cudem… ale co? Kim są nasi bohaterowie? Oraz jak doszło do tego, że inspektor osobiście przesłuchuje przypadkowego przechodnia? Puśćmy zdarzenia, niech toczą się dalej, sytuacja może się trochę rozjaśni.

 

Narrator przerywa informując, że musi wyjaśnić to i owo, po czym zadaje pytania i stwierdza, że jednak puszcza wydarzenia bez wyjaśnień. No trochę bez sensu jak dla mnie. I ogólnie mnie irytuje, przez co rozwala całą historię.

 

Dalej jest ci do śmiechu?

Emocje wywołać w czytelniku powinnaś odpowiednio dobranymi słowami, zdaniami, wydarzeniami, a nie rozkazami narratora: Teraz się śmiej, teraz masz być smutny bo gościu się utopił.

 

Już na samym początku występuje chaos w zapisie, długie, dziwne zdania, przez to wszystko nie wiem kto do kogo mówi a dodatkowo jeszcze narrator mówi do siebie. Dalej jest mnóstwo błędów wszelakiego rodzaju, czego przykłady masz już wyżej zaznaczone.

Postać śmierci z kosą, nawet jeśli jest to chłopiec w koszulce Nirvany, jest oklepana dla mnie do granic. Choć, przyznać muszę, parę zagrań w tym tekście miałaś ciekawych.

No i tak na pokrzepienie dodam, że widać po niektórych zdaniach, iż smykałkę masz. Potencjał jest. Ale również sporo pracy. Ale młoda jesteś więc czasu na szlifowanie warsztatu sporo :)

Pozdrawiam

 

 

Daj znać jak poprawisz wskazane błędy. Chętnie wówczas przeczytam.

Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. heart Nie spodziewałam się, takiej pomocy. Zostawię jednak ten tekst bez poprawek i dodam zmienioną wersję jako odrębną historię. Prawdę mówiąc opowiadanie to nie miało ujrzeć światła dziennego w takiej formie. Jest specjalnie rozwleczone, ponieważ potrzebowałam żeby miało wiele stron, kolejne kilka prac również będzie przydługawych. Myślę nad studiami grafiki i opowiadania te piszę aby móc je zilustrować. Aby pozostał balans między tekstem i obrazkami musiałam polać wody. Druga wersja może być przez to mocno zmieniona. Mam nadzieję, że spodoba się bardziej i zamiast w ilość pójdzie w jakość.

Zo­sta­wię jed­nak ten tekst bez po­pra­wek i dodam zmie­nio­ną wer­sję jako od­ręb­ną hi­sto­rię.

Atback, zdecydowanie lepiej jest poprawić opowiadanie, niż zamieszczać je ponownie. Mało kto będzie chciał czytał coś, co już było na stronie. Pamiętaj, że poprawiając tekst, też się uczysz.

 

Jest specjalnie rozwleczone, ponieważ potrzebowałam żeby miało wiele stron…

Zupełnie nie rozumiem, co to znaczy, że opowiadanie zostało specjalnie rozwleczone, bo było Ci to do czegoś potrzebne. Przecież wrzucając je tutaj, takiej potrzeby nie miałaś.

 

Aby pozostał balans między tekstem i obrazkami musiałam polać wody.

Ilustracje, owszem, są mile widziane, ale nie uzasadniają lania wody w tekście.

 

Mam nadzieję, Atback, że potrafisz zaprezentować opowiadanie ciekawe, porządnie napisane i fajnie zilustrowane i nie stosować przy tym dziwnych i niepotrzebnych zabiegów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawki wprowadzam, właśnie jestem w trakcie, źle się wyraziłam. Po prostu chciałabym diametralnie zmienić ten tekst i dlatego pomyślałam, że lepiej wrzucić go ponownie, ale ma Pani rację, lepiej zamienić. Nie będę wrzucać specjalnie przedłużanych. Żadnych dziwnych zabiegów. Słowo ex-harcerza.

Poprawione! Skrócone. Rady w sercu. Jeszcze raz dziękuję.

Atback, na tym portalu nie ma pań ani panów. Wszyscy jesteśmy na ty. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka