Nessa stała nieruchomo, wpatrując się w mężczyznę, rozłożonego na pokaźnej sofie. W dłoni trzymał kryształowy kieliszek o dość długiej nóżce i pękatej czaszy. Nie pił wina, a jedynie kręcił kółka, przyglądając się barwie trunku.
– Sprowadzone specjalnie dla mnie – powiedział wlepiając wzrok w jej niewielki biust. Nosił wygodne, luźne szaty, skrywające masywną budowę ciała.
– Nie znam się na winach – skłamała.
Roześmiał się gromko.
– Jesteś kobietą, to oczywiste.
Wbiła wzrok w luksusowy dywan. Chciała, by mężczyzna czuł, że ma nad nią kontrolę. Że jest tylko jego domowym pieskiem, którym, od czasu do czasu, można kogoś poszczuć. Potrzebowała go.
– Mam dla ciebie zadanie – powiedział, w dalszym ciągu kręcąc kółka kieliszkiem.
– Stawka?
– Dołożę trochę więcej niż zazwyczaj, jeśli się sprężysz.
– Co trzeba zrobić?
– Ukradniesz coś w takim małym państewku na zachodzie.
Podniosła głowę i skupiła wzrok na mężczyźnie.
– Zamieniam się w słuch.
…
Wspinała się po murze obronnym twierdzy, w której swego czasu szkolono ją na zabójcę.
“O ironio, że teraz działam przeciw nim” – pomyślała. “Przynajmniej nie będzie większych problemów”.
Przez wąskie okno wślizgnęła się do małego pomieszczenia, pełnego szczotek, szmat i wiader. Otworzyła drewniane drzwi i wyszła na korytarz. Otaczały ją surowe, kamienne ściany. Dostrzegła plecy rosłego wartownika, wyglądającego przez mały otwór okienny. Powoli podkradła się do mężczyzny i szybkim energicznym ruchem wbiła mu sztylet w kark. Z trudem położyła bezwładne ciało na podłodze.
Usłyszała kroki. Dwóch wartowników zmierzało w jej kierunku. Jeden z nich niósł w ręce lampion, którym oświetlał zanurzone w półmroku korytarze królewskiego zamku. Rzuciła sztyletem w pierwszego mężczyznę, trafiając go prosto w krtań. Jego kompan zamarł. Odruchowo sięgnął po miecz, jednak Nessa wykorzystując chwilę zawahania mężczyzny, podbiegła i podcięła mu nogi. Kiedy padał, wyciągnęła drugi sztylet i poderżnęła żołnierzowi gardło.
Zostawiła obu wartowników i ruszyła korytarzem w poszukiwaniu gabinetu swojego dawnego szefa. Znała tę drogę. Dokładnie wiedziała gdzie skręcić i jak poruszać się po zamku, tym samym szybko odnalazła swój cel. Drzwi były zamknięte, ale to nie stanowiło problemu. Sięgnęła po wytrych, przycisnęła odpowiednie bolce i za pomocą płaskiego narzędzia przekręciła mechanizm zamka, otwierając go. Weszła do środka. Pomieszczenie rozjaśniało delikatne światło księżyca. Eleganckie biurko usytuowano w centralnej części komnaty. Stała tam też wielka szafa z książkami, zajmująca jedną ze ścian.
Pamiętała to miejsce. Kiedy była jeszcze dziewczynką, namówiła Zina, by wykraść stąd “ważne dokumenty”, o których Rendir opowiadał im cały dzień. Oczywiście był to tylko kolejny sprawdzian, jednak zdali go bez najmniejszych problemów.
Przywołała się do porządku. Podeszła do jednej z półek i wysunęła książkę oprawioną w czarną skórę. Usłyszała charakterystyczne kliknięcie, po czym część szafy cofnęła się, a następnie schowała we wnęce, ukazując wąskie, biegnące w dół schody.
Pilnowała każdego kroku. W myślach liczyła stopnie: „Dwudziesty czwarty, dwudziesty piąty”. Kolejne dwa przeskoczyła i od tego momentu schodziła już pewniej. Na samym dole wąskie schody przechodziły w korytarz. Dostrzegła metalowe drzwi na jego końcu. Wyciągnęła sztylet, nacięła rękę tak żeby pojawiła się krew i skropiła nią małą kamienną tabliczkę, którą przygotowała właśnie na tę okazje. Tabliczka pojaśniała, a Nessa w skupieniu stabilizowała czar.
„Obyś się nie spóźnił” – pomyślała patrząc na promieniujące od przedmiotu błękitne światło. „No i żebym nie schrzaniła z tą tabliczką…”. Dobiegł ją dźwięk otwieranej zasuwy i masywne metalowe drzwi stanęły otworem. W progu dostrzegła trzy postacie. Każda z nich miała na sobie lekką, skórzaną zbroję, a ich twarze zakrywały ciemne chusty. Zauważyła przypięte do pasa pochwy ze sztyletami. Jedna z postaci wykonała krok w jej kierunku.
– Sprawi mi to ogromną przyjemność. – Usłyszała niski męski głos. W bystrych brązowych oczach dostrzegła nienawiść.
– Cześć Daks – powiedziała posyłając mężczyźnie złośliwy uśmiech. Zerknęła na kamień, który w dalszym ciągu jarzył się delikatnym, błękitnym światłem.
„Zin, choć raz w życiu mógłbyś się nie spóźnić” – przeklęła w duchu, wyciągnęła sztylet i ruszyła przed siebie.
…
Zin siedział w fotelu przewracając kolejne kartki powieści. Na drewnianym stoliku stał kubek z ciepłą herbatą. Książkę znał na pamięć, mimo to za każdym razem z wielkim zaangażowaniem kibicował głównym bohaterom i z przejęciem towarzyszył im podczas wędrówek, opisanych na kartach opasłego tomiszcza.
Postanowił rozprostować kości. Odłożył książkę, wstał i podszedł do okna. Jego wieża stała na zboczach masywnej góry, tym samym widok był nieziemski.
Malutki ptak usiadł na parapecie, świergotem wybijając czarodzieja z zamyślenia. Czarna obwódka wokół oczu i dzioba kontrastowała z dziką czerwienią, stanowiącą resztę upierzenia. Ptak podskakiwał, a Zin podążał za nim wzrokiem. Zauważył kawałek pergaminu owinięty wokół jego łapki. Wyciągnął rękę i delikatnie ściągnął kawałek papieru. Ptak wykonał jeszcze kilka energicznych podskoków, po czym odfrunął, pozostawiając Zina sam na sam z tajemniczą wiadomością. Była tylko jedna osoba, która wiedziała jak go znaleźć i jak nawiązać z nim kontakt. Wiedział od kogo jest list, zdawał sobie także sprawę z przyspieszonego bicia swego serca. Rozwinął pergamin i zaczął czytać: „Potrzebuję Twojej pomocy. Wiesz jak mnie znaleźć. Dziś o północy. Nes”.
Nerwowo krążył po pokoju, między fotelem a szafką z książkami. Co prawda obiecał, że z tym życiem koniec, że zostawił je dawno za sobą, ale przecież to Nes… Pomyślał o jej pięknych rudych włosach i niebieskich oczach, w których swojego czasu zapatrywał się bez reszty. Przypomniał sobie także tę nieszczęsną noc, kiedy niczym głupi młokos wyznał jej uczucia. Skrzywił twarz w grymasie, próbując odgonić z głowy tamte wspomnienia. Zupełnie jakby rozdrapał starą, ledwie co zagojoną ranę.
Zbliżała się północ, a on w dalszym ciągu analizował te kilka krótkich zdań, zapisanych jej starannym pismem.
“Czemu ja zawsze muszę być taki głupi” – pomyślał i rozpoczął przygotowania do podróży.
…
Wyskoczył z portalu, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. Przeszywające zimno, które natychmiast podświadomie zneutralizował. Czuł wilgoć i stęchliznę. Dostrzegł ruch, a następnie jego uszu dobiegł szczęk stali. Zebrał energię, sformułował prosty czar i rozjaśnił pomieszczenie.
Zauważył Nes. Leżała na ziemi, a zamaskowany mężczyzna przymierzał się do zadania ostatecznego ciosu. Rozbłysk światła lekko go oślepił, ale ręka ze sztyletem pewnie podążała w kierunku serca dziewczyny.
– Nie! – krzyknął Zin, wyrzucając ręce przed siebie. Korytarz był niewielki, tym samym mógł operować jedynie na ograniczonej ilości powietrza, ale i tak podmuch zwalił napastnika z nóg. Nes nie tracąc rezonu przeczołgała się do mężczyzny, a następnie szybko i precyzyjnie przecięła mu tętnicę. Ten złapał ręką miejsce cięcia, próbując zatamować krwawienie… bezskutecznie.
Czarodziej dostrzegł dwie postacie. Przeciwnicy czekali przygotowani do ataku. Wyciągnął sztylet i zaczął formułować czar. Jeden z napastników widząc to, rzucił się na niego, zadając cios. Sparował, po czym wyprowadził kontrę, ale zabójca zbił ja od niechcenia. Wytrącił czarodziejowi broń, która z brzękiem upadła na podłogę. Zin zadziałał instynktownie, chwycił postać w zgięciu pod kolanami i naparł barkiem, próbując wywrócić ją na ziemię. Upadli na marmurową posadzkę. Zabójca splótł nogi na plecach czarodzieja, wywierając nieznośny nacisk na żebra. Zin zamachnął się, by uderzyć przeciwnika w twarz, jednak ten był szybszy. Przełożył nogę nad jego karkiem, tym samym blokując uderzenie, odpowiednio docisnął drugą nogą, zabierając czarodziejowi możliwość zaczerpnięcia powietrza.
„Korzystaj ze swoich atutów!” – krzyczał w myślach znajomy głos. Zin skoncentrował energię wokół dłoni, bo jedynie wpływ na własne ciało przychodził mu z taką łatwością i przeistoczył ją w ciepło. Złapał mężczyznę za nogę, a ten krzyknął, mimowolnie rozluźniając uchwyt. Czarodziej złapał oddech. Chciał przejąć inicjatywę, ale poczuł jak napastnik sztywnieje. Z jego grdyki wystawała rękojeść sztyletu. Nes stała nad nimi marszcząc brwi.
Zebrał się z podłogi, próbując rozmasować szyję. Drugi przeciwnik konał właśnie na marmurowej posadzce. Za metalowymi drzwiami, przy jednej z kamiennych ścian, dostrzegł masywną skrzynię.
– Niezdarny jak zawsze – powiedziała taksując go wzrokiem.
– Też cię miło widzieć, Nes – odbąknął uciekając od jej błękitnych oczu. Kucnął przy jednej z zamaskowanych postaci, tej przez którą właśnie prawie stracił przytomność. Zsunął chustę z twarzy napastnika i zamarł.
– Nes – zaczął z przejęciem – to jest… – Urwał, bo dziewczyna podbiegła i przyciągnęła go ku sobie. Poczuł delikatne ukłucie. Odstąpiła o parę kroków, a w jej wyrazie twarzy dostrzegł lekki niepokój. W ręku trzymała niewielkie cienkie ostrze, z którego sączyła się zielona maź.
– Trucizna – wyszeptał rozżalony. – Czemu…? – Ruszył w jej kierunku. Stała w bezruchu, wpatrując się w niego z napięciem. Kiedy upadł, podeszła z wyciągniętym sztyletem i niewielkim metalowym flakonem. Wytężał umysł, jednak nie był w stanie manipulować energią.
– Nie jesteś w stanie użyć magii, Zin. Choć nie do końca byłam pewna dawki. – Rozcięła mu dłoń. Zebrała kilka kropel do flakonu, a następnie ruszyła do pokaźnej skrzyni. Nie był w stanie skoncentrować wzroku, ale kątem oka dostrzegł symbol na jej wieku. Dobrze go znał, w końcu to on go wygrawerował i to on założył tam pieczęć krwi.
“No tak, inaczej by jej nie otworzyła” – pomyślał tracąc przytomność.
…
Poczuł jak ktoś wlewa mu do ust gorzki płyn. Zakrztusił się i otworzył oczy.
– Pij – odezwał się znajomy głos. Dostrzegł ojca w towarzystwie pięciu strażników. Staruszek klęczał przy Zinie z na wpół pustą butelką zielonej mikstury.
– Masz szczęście, że zdążyliśmy na czas i że mam na tyle dużą paranoję, żeby nosić ze sobą odtrutki.
– Zabrała je – powiedział rosły mężczyzna w skórzanej zbroi.
– Cholera – przeklął Rendir, rzucając synowi wściekłe spojrzenie.
– Skąd miałem wiedzieć – zaczął Zin próbując wstać.
– Może gdybyś nie siedział w tej pieprzonej norze, zaczytany w romansidłach, to byś wiedział! – Rendir parsknął widząc zaskoczenie na twarzy syna.
– Myślałeś, że nie wiem co tam robisz?
Mimo małego wzrostu i dość kruchej budowy sprawiał, że czarodziej czuł się niczym małe skarcone dziecko.
„Wystarczyło zostać w wieży” – pomyślał ze smutkiem.
Ojciec patrzył w skupieniu – myślał, a Zin ze skruchą czekał na decyzję.
– Posłuchaj uważnie – powiedział krążąc po komnacie. – Wrócisz do swojej norki, spakujesz to czego ci potrzeba i będziesz czekać.
– A co jeśli się nie zgodzę? – zapytał czarodziej.
– Pomogłeś wykraść ważne dokumenty, które zapewne za chwilę trafią na czarny rynek, albo od razu do imperium. Mam tu też trzech martwych agentów… Zin, nie jestem pewien, czy nadal możesz cieszyć się spokojną lekturą przy kominku. – Popatrzył na syna z troską. – Witamy z powrotem.
…
Weszła do przestronnej komnaty, tej samej w której przyjmowała zlecenie. Pomieszczenie wyglądało identycznie jak kilka dni temu. Nowatorskie obrazy, dzieła sztuki, półki wypełnione książkami znanych autorów. W kącie stała ta sama pokaźna sofa. Jedyną drastyczną różnicą było martwe ciało masywnego szlachcica, leżące na wzorzystym dywanie, któremu poświęciła tak dużo uwagi przy ostatniej wizycie.
– Powiedzmy, że nie byliśmy zadowoleni z jego pracy – powiedziała skryta w cieniu postać, z ciemną maską na twarzy.
– Miał mi zapłacić za zdobycie dokumentów – powiedziała niewzruszona.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
– Obserwowaliśmy panią, panno Nes. Dziękujemy za dokumenty, ale tak na przyszłość, radzę lepiej dobierać kryjówki.
Nawet jeśli wstrząsnęło to zabójczynią, to nie dała tego po sobie poznać.
– Dwa razy tyle ile oferował nasz świętej pamięci przyjaciel. – Kontynuował mężczyzna, rzucając jej wypełniony skórzany mieszek. – Liczymy na dalszą współpracę.
Minął Nes i wyszedł z pomieszczenia. Wpakowała mieszek za pazuchę i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
“Wywiad imperium…” – pomyślała. “Wreszcie trafiłam do pierwszej ligi”.