- Opowiadanie: tomaszg - Naturalizacja

Naturalizacja

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

zygfryd89

Oceny

Naturalizacja

Jeden z barów w War­sza­wie

Po­pa­trzy­łem otę­pia­łym wzro­kiem na ekran za barem, potem po­du­ma­łem, pod­nio­słem kufel z piwem, wy­chy­li­łem go dusz­kiem i otar­łem ręką usta.

Szko­da go­ścia.

Męż­czy­zna z ekra­nu sie­dział na drew­nia­nej ławce dla oskar­żo­nych. Spu­ścił lekko głowę. Na twa­rzy nie­szczę­śni­ka widać było wy­raź­ne ślady po­bi­cia, a na rę­kach, które trzy­mał z przo­du, miał za­pię­te me­ta­lo­we kaj­dan­ki.

Skur­wie­le nie kryją się nawet z tor­tu­ra­mi.

Nie to mnie jed­nak naj­bar­dziej ude­rzy­ło, tylko wzrok męż­czy­zny, w któ­rym do­strze­głem pełną re­zy­gna­cję i jakąś taką ogrom­ną pust­kę i żal. Wstrzą­snę­ło to mną jak cho­le­ra, gdyż tak samo pa­trzy­ła moja była, gdy przy­ła­pa­łem ją in fla­gran­ti.

Asia Jo­asia ko­cha­ła mnie nad życie, ale nie prze­szko­dzi­ło to jej pie­przyć się z moim naj­lep­szym ko­le­gą Mi­cha­łem.

– Bo ja my­śla­łam, że z za­zdro­ści dasz mu w mordę i bę­dzie­my się znowu na­mięt­nie go­dzić. – Te słowa post fac­tum były moją i jej naj­więk­szą po­raż­ką, a ja nawet teraz po trzech la­tach wciąż je wspo­mi­nam, gdy za­bie­ram na week­en­dy małą słod­ką Alin­kę i rów­nie nie­win­ne­go Jacka.

– I dla­te­go sąd ska­zu­je oskar­żo­ne­go. Pro­szę wy­pro­wa­dzić. Spra­wa eks­tra­dy­cji do Ja­po­nii bę­dzie roz­wa­ża­na w ter­mi­nie póź­niej­szym. – Do rze­czy­wi­sto­ści przy­wró­cił mnie głos Anny Marii z te­le­wi­zo­ra. – Prze­cho­dzi­my do spra­wy ty­siąc czte­ry­sta dzie­sięć.

– No to ziu­tek prze­padł z kre­te­sem. – Jakiś żulik obok mnie pod­niósł kufel, a ja od­ru­cho­wo stuk­ną­łem się z nim, bo wie­dzia­łem, że w tym pubie to mile wi­dzia­ne.

To mogło być wczo­raj albo ty­dzień temu. Cie­ka­we, czy koleś jesz­cze żyje. – Za­uwa­ży­łem. Ten kraj scho­dzi na psy.

 

Za­kład karny War­sza­wa Bia­ło­łę­ka

Po raz pierw­szy bał się tak mocno w swoim życiu.

Ow­szem, zda­rza­ło mu się wcze­śniej oba­wiać kla­so­wych osił­ków albo tro­skli­wych mło­dzień­ców, któ­rzy do znu­dze­nia py­ta­li o jego pro­ble­my, ale nigdy, prze­nig­dy uczu­cie stra­chu nie było tak in­ten­syw­ne.

Był nim teraz prze­siąk­nię­ty. Cuch­nął, a słony pot lał się z niego tak mocno, że aż za­le­wał mu oczy.

Chcę żyć! – krzy­cza­ła każda ko­mór­ka jego ciała, a głos w gło­wie nie po­zwa­lał mu się sku­pić na ni­czym innym, tylko na ana­li­zo­wa­niu, jak wy­do­stać się z tego szaj­su.

To był lęk, który wszel­ki­mi po­ra­mi wy­cho­dził z każ­dej ko­mór­ki ciała. Cho­ciaż nie, to nie był nawet lęk, tylko prze­raź­li­wy zwie­rzę­cy strach, coś co wy­ostrza do gra­nic nie­moż­li­wo­ści każdy zmysł i ab­sor­bu­je do obro­ny wszyst­kie za­so­by or­ga­ni­zmu.

Kurwa! KURWA! KU–RWA! – Pró­bo­wał się szar­pać.

Prze­wi­dzie­li, że bę­dzie chciał uciec albo zro­bić sobie krzyw­dę. Leżał przy­pię­ty sze­ro­ki­mi skó­rza­ny­mi pa­sa­mi do twar­de­go łóżka w kształ­cie krzy­ża, które wy­ło­żo­no tanią ce­ra­tą. Nie mógł ru­szyć nawet pal­cem. Był za­kne­blo­wa­ny, unie­ru­cho­mio­ny i dla więk­sze­go upodle­nia po­zo­sta­wio­ny sam sobie. Tu miał leżeć, srać, szczać i zdech­nąć.

Zro­bił­by wszyst­ko, żeby cof­nąć czas, te kilka prze­klę­tych se­kund, gdy wje­chał po pi­ja­ku w dziec­ko na przej­ściu dla pie­szych.

To było okrop­ne zda­rze­nie i nawet teraz nie po­tra­fił o nim my­śleć.

Miał w gło­wie tylko po­je­dyn­cze ob­ra­zy. Droga, trzask, la­tar­nia, nie­bie­skie świa­teł­ka, pi­jac­ki śmiech i beł­kot, chyba jego, ciosy pałą, ból i rzy­ga­nie, izba wy­trzeź­wień i bły­ska­wicz­ny sąd elek­tro­nicz­ny na nie­bie­skim tle dla re­żi­mo­wej te­le­wi­zji. Do tego twarz pa­pu­gi, któ­re­go wi­dział tylko go­dzi­nę, ale który zdą­żył wy­wę­szyć, że pan­ni­ca miała kil­ka­na­ście lat, fa­scy­na­cję czar­ny­mi msza­mi i naj­wy­raź­niej de­pre­sję.

Pie­przo­ny gar­ni­tu­ro­wiec! Pie­przo­ny sąd! Pie­prze­ni wszy­scy!

Wszyst­ko mu się mie­sza­ło i było przy­kry­te po­czu­ciem winy, które przy­szło, gdy w końcu wy­trzeź­wiał i zro­zu­miał, co się stało.

Jezu, do­po­móż! Boże, ten jeden raz! KUR–WA! – Łypał teraz ocza­mi na lewo i prawo, ale nic nie przy­cho­dzi­ło mu do głowy. Boże! Bła­gam! Nie będę już pił! Ani kro­pel­ki! Je­zu­sie! Ojcze nasz, który je­steś w nie­bie!

Dla więk­szej udrę­ki po­sta­wio­no przed nim zegar we wska­zów­ka­mi.

Cyk, cyk, cyk. – Od­gło­sy bez­dusz­nej ma­szy­ny dud­ni­ły mu w gło­wie ni­czym gromy nad­cho­dzą­cej burzy. Mi­nu­ty za­mie­nia­ły się w go­dzi­ny, a se­kun­dy upły­wa­ły tak, jakby to była wiecz­ność.

Cyk, cyk, cyk. – Świat nie­ubła­ga­nie brnął do przo­du, gdy on miał przed ocza­mi ogrom­ny cytat:

„Kara tylko czło­wie­ka roz­draż­nia, on się nie przy­zna­je i dalej uważa się za nie­win­ne­go, a uczy się w tej sy­tu­acji tylko kom­bi­no­wać, do tego chowa swoją złość na tego, kto go uka­rał, nawet jeśli spra­wie­dli­wie. Żeby czło­wiek na­praw­dę oka­zał skru­chę, musi po­czuć do­kład­nie to samo, i tak samo, jak ten, komu za­szko­dził. Ale to skom­pli­ko­wa­ne i dłu­go­trwa­łe, a na­zy­wa się to wy­cho­wa­niem. A wy­chło­stać pasem po tyłku albo na­krzy­czeć – to jest szyb­kie i przy­no­si ulgę po­krzyw­dzo­ne­mu”[1].

Nie ro­zu­miał, jak to się miało do jego obec­nej sy­tu­acji.

Czy ja umrę? Może bę­dzie do­brze, ale lu­dzie za­czną mnie trak­to­wać jak trę­do­wa­te­go? Czy będę jak nie­ży­wy cho­dzą­cy trup? Będę chciał się zabić? Może chcą, żebym się bał swo­je­go cie­nia? Może chcą po­ka­zać, że po ko­lej­nej wpad­ce zro­bią to co w Bi­blii? Oko za oko? Ząb za ząb? Chcą, żebym bła­gał o li­tość? Albo żebym był wdzięcz­ny, że nie ma kary śmier­ci? A może mam im do­no­sić jak kapuś?

Chcie­li mu na­mie­szać w gło­wie i zła­mać go do końca, i jak dotąd szło im to cał­kiem nie­źle. Po­sta­ra­li się nawet, żeby nie mógł za­snąć i za­mknąć oczu. Miał być świa­do­my, że cze­ka­ją go jesz­cze dwie dłu­gie go­dzi­ny i potem pie­przo­na igła za­głę­bi się w jego ciele, on za­śnie, a be­stie w ludz­kiej skó­rze za­czną ciąć to, co od za­wsze po­zo­sta­wa­ło jego dumą i nie­na­ru­szal­ną wła­sno­ścią.

To było okrop­ne uczu­cie i na samą myśl, że stra­ci mę­skość, bo­la­ło go do­słow­nie wszyst­ko, każda pie­przo­na ko­stecz­ka, każde ścię­gno, ko­mór­ka, chrząst­ka i mię­sień.

Ope­ra­cja miała na celu zro­bie­nie z niego wy­rzut­ka, który nie bę­dzie ani męż­czy­zną, ani ko­bie­tą. Cie­szył się, że nie wy­da­dzą go do Ja­po­nii na ka­stra­cję, ale rów­no­cze­śnie nie stać go było na pełną ku­ra­cję i mu­siał się za­do­wo­lić pa­kie­tem pod­sta­wo­wym z NFZ.

Krą­ży­ły o nich same złe opo­wie­ści, le­gen­dy wręcz. Lu­dzie mó­wi­li, że nic po nich nie jest takie samo. Stra­szy­li tym dzie­ci jak kie­dyś czar­ną Wołgą. Naj­gor­sze, że nikt nie znał kogoś, kto prze­szedł to pie­kło, tylko każdy mówił o zna­jo­mym zna­jo­me­go, który to prze­szedł.

Do­tar­ło do niego, że nie prze­ży­je mo­men­tu, gdy naj­waż­niej­szy płyn ludz­ko­ści zo­sta­nie z ogrom­ną mocą po­da­ro­wa­ny uko­cha­nej ko­bie­cie. Zro­zu­miał, że nie po­czu­je chwil, gdy mała nie­win­na dzie­ci­na po­wo­li ro­śnie i w prze­cu­dow­ny spo­sób za­cznie kopać nóż­ka­mi i ru­szać rącz­ka­mi, a potem do­po­mi­nać o wyj­ście na ze­wnątrz.

Kurwa…!!!

 

Sala ple­nar­na Sejmu

– Panie i pa­no­wie, wy­so­ka izbo, w dniu dzi­siej­szym do­ko­nu­je się pierw­sza od lat przy­mu­so­wa ope­ra­cja zmia­ny płci. Chce­my przy­po­mnieć, że w dwa ty­sią­ce dzie­więt­na­stym na Ukra­inie prze­gło­so­wa­no usta­wy, które na­ka­zu­ją che­micz­ną ka­stra­cję męż­czyzn ska­za­nych za pe­do­fi­lię. Or­ga­ni­za­cje praw czło­wie­ka alar­mu­ją, że to prawo to stra­szak na po­li­ty­ków i zwy­czaj­nych oby­wa­te­li. Chce­my przy­po­mnieć ge­nial­ne­go Alana Tu­rin­ga i jego te­ra­pię hor­mo­nal­ną i dla­te­go…

– …pik, pik, pik… – Prze­rwał mu sy­gnał ti­me­ra, ale on kon­ty­nu­ował:

– …i dla­te­go wno­si­my o znie­sie­nie ustaw zwa­nych jako usta­wy mamy Madzi, bo prawo do przy­mu­so­we­go le­cze­nia za­wsze, ale to za­wsze otwie­ra­ło furt­kę do nad­użyć. Dzię­ku­ję.

– Dzię­ku­je­my panie pośle, ale pro­szę prze­strze­gać czasu – pod­su­mo­wał mar­sza­łek Sejmu Smuda. – Na­stęp­ny w ko­lej­no­ści jest pan poseł Mikke.

– Panie i pa­no­wie, mój klub wnosi o gło­so­wa­nie nad usta­wą zmie­nia­ją­cą spo­sób wy­ko­ny­wa­nia kary za cięż­kie prze­wi­nie­nia. Ope­ra­cje zmia­ny płci nie spraw­dzi­ły się. Oby­wa­te­le nie zo­sta­li zre­so­cja­li­zo­wa­ni i osiem­dzie­siąt pro­cent pró­bo­wa­ło po­peł­nić sa­mo­bój­stwo. Pro­po­nu­je­my, żeby prze­stęp­cy cięż­kie­go ka­li­bru mogli wy­brać karę przy­mu­su mó­wie­nia samej praw­dy albo prze­ży­wa­nia życia w świe­cie wir­tu­al­nym, gdzie wszy­scy mówią tylko praw­dę. Dzię­ku­ję.

– Ko­lej­na jest pani poseł Pier­nac­ka.

– Panie i pa­no­wie. Opo­zy­cja wnosi, żeby każdy po­mię­dzy osiem­na­stym i pięć­dzie­sią­tym ro­kiem życia mu­siał robić ope­ra­cję zmia­ny płci, w prze­ciw­nym razie za­pła­ci od­po­wied­ni po­da­tek. W ra­mach tego pro­jek­tu ska­zań­cy będą prze­cho­dzić drugą ope­ra­cję, ale na swój koszt. Dzię­ku­ję.

– Dzię­ku­ję pani poseł.

– Sza­now­ni po­sło­wie, wy­so­ka izbo. Stoję przed pań­stwem, gdyż przed chwi­lą to wła­śnie opo­zy­cja przed­sta­wi­ła bar­dzo dobry po­mysł na to, żeby za­pa­no­wa­ła rów­ność. Chcę jed­nak za­uwa­żyć, że mój sza­now­ny przed­mów­ca wie­lo­krot­nie przy­cho­dził do nas z czer­wo­nym gu­mo­wym pe­ni­sem su­ge­ru­jąc wyż­szość jed­nej z wielu płci. W tym też jest pewna racja i chcę tylko po­twier­dzić, że zmia­na hor­mo­nów nie zmie­ni bu­do­wy mózgu…

– Hańba! Hańba! – roz­le­gły się krzy­ki z sali. – Usu­nąć go! To po­twarz dla całej po­stę­po­wej Eu­ro­py!

 

Za­kład karny War­sza­wa Bia­ło­łę­ka

– Synu, czy po­jed­na­łeś się już z Bo­giem? – Gruby ksiądz stał nad ska­za­nym, pa­trząc z tro­ską, i sam sobie po chwi­li do­po­wie­dział: – To do­brze. Ufaj panu, bo w nim je­dy­na na­dzie­ja.

Jak mu mam kurwa od­po­wie­dzieć, jak nie mogę mówić?

– Przez to świę­te na­masz­cze­nie… – Ka­płan za­czął od­ma­wiać zwy­cza­jo­wą for­muł­kę w cza­sie, gdy le­karz pod­łą­czył strzy­kaw­kę i podał znie­czu­le­nie.

Ska­za­ny za­snął.

 

Wiej­ska

– Panie i pa­no­wie po­sło­wie, pro­szę o za­cho­wa­nie spo­ko­ju. Otwie­ram de­ba­tę przed dru­gim gło­so­wa­niem usta­wy ma­ją­cej prze­ciw­dzia­łać ma­le­ją­cej dziet­no­ści i wzra­sta­ją­cej ilo­ści dzie­ci z wa­da­mi ge­ne­tycz­ny­mi.

 

Pół roku póź­niej

 

Li­ceum Ba­to­re­go w War­sza­wie

– W po­nie­dzia­łek macie ważne ba­da­nia spraw­dza­ją­ce wasze zdro­wie. – Wy­cho­waw­czy­ni uśmiech­nę­ła się do uczniów. – Obec­ność obo­wiąz­ko­wa. Bez tego nie mo­że­cie po­dejść do eg­za­mi­nów.

 

Ko­mi­sja le­kar­ska dla dziew­cząt

– Dziew­czyn­ki, ja na­zy­wam się Ho­no­ra­ta. Dzi­siaj wszyst­kie z was zo­sta­ną zwa­żo­ne, zmie­rzo­ne i od­bę­dą roz­mo­wę z gi­ne­ko­lo­giem. Do­sta­nie­cie rów­nież opa­ski. Nie­któ­re z was pew­nie coś sły­sza­ły na ten temat pod­czas mie­sią­ca pro­te­stów. Wszyst­ko wam wy­ja­śni­my. Pro­szę się teraz ro­ze­brać do bie­li­zny i ko­lej­no prze­cho­dzić do dru­gie­go po­ko­ju.

Na­sto­lat­ki chi­cho­cząc i ostro ko­men­tu­jąc wy­gląd ko­le­ża­nek za­czę­ły się przy­go­to­wy­wać. Trwa­ło to kilka minut, potem wszyst­kie zgro­ma­dzi­ły się wokół pani, która za­czę­ła tłu­ma­czyć:

– Je­ste­ście pierw­szym rocz­ni­kiem. Opa­ska za­kła­da­na jest na nad­gar­stek. Prawo do­pusz­cza różne rze­czy w za­leż­no­ści od ich ko­lo­ru. Zie­lo­ny ozna­cza, że je­ste­ście w ciąży albo związ­ku, żółty wska­zu­je, że po­win­ny­ście zna­leźć męż­czy­znę albo zajść w ciążę, a czer­wo­ny, że nie zna­la­zły­ście ni­ko­go i każdy może z wami współ­żyć. Czy macie ja­kieś py­ta­nia?

– Bo mi mama mó­wi­ła, że to za­pro­sze­nie do gwał­tu.

– Ro­zu­miem, a czy któ­raś wie, dla­cze­go mu­si­my wpro­wa­dzić opa­ski?

– Ze wzglę­du na niską dziet­ność? – ode­zwa­ła się nie­śmia­ło bru­net­ka z tyłu.

– Tak. A czy wiesz, co to zna­czy?

– Że było mało dzie­ci.

– Do­brze. Opa­ska kon­tro­lu­je wasz stan. W trak­cie dni płod­nych świe­ci się na żółto. Wtedy macie naj­więk­sze szan­se na dzie­ci. Zie­lo­ny ozna­cza, że każdy, po­wta­rzam każdy ma wam po­ma­gać. Tro­ska o dzie­ci to naj­waż­niej­sze co mamy.

– A czer­wo­ny? Czy to nie­ludz­kie?

– Po­wy­żej pew­ne­go wieku opa­ska rze­czy­wi­ście świe­ci na czer­wo­no. Ma to słu­żyć tylko wa­sze­mu zdro­wiu. Wiem, że to za­brzmi bez­dusz­nie, ale każda zdro­wa ko­bie­ta po­win­na mieć cho­ciaż jedno dziec­ko. Dzię­ki temu za­cho­wu­je siły przez wiele lat, a do tego prze­ży­wa coś, co wiele ko­biet kie­dyś nie miało szans prze­żyć.

– Ale gwał­ty… – ode­zwa­ła się Jo­asia, kla­so­wa pro­wo­dyr­ka wszyst­kich roz­rób.

– Prawo chro­ni ko­bie­ty przed gwał­tem i nic tutaj się nie zmie­nia.

– Ale…

– Kolor czer­wo­ny po­ja­wi się w wieku trzy­dzie­stu lat. Macie bar­dzo dużo czasu i nie ma co się tym przej­mo­wać. No już już, nie mamy ca­łe­go dnia. – Tu Ho­no­ra­ta za­czę­ła pre­zen­ta­cję. – Opa­ski są czar­ne i pa­su­ją do wszyst­kie­go. Nie zdej­muj­cie ich, bo za to grożą duże kary. Nie można ich też wy­mie­niać, bo będą za­ko­do­wa­ne na wasze DNA.

 

Ko­mi­sja le­kar­ska dla chłop­ców

– Dzień dobry – młody chło­pak wszedł do po­ko­ju, w któ­rym znaj­do­wał się psy­cho­log szkol­ny, dwóch ochro­nia­rzy i męż­czy­zna w le­kar­skim kitlu.

Cie­ka­we, że Wacka już nie ma. Mu­siał wyjść – po­my­ślał o ko­le­dze z klasy, który wszedł przed nim.

– Po­dejdź synu. Wy­ni­ki nauki bar­dzo dobre, do tego wła­sne pro­jek­ty – za­py­tał, a wła­ści­wie bar­dziej sko­men­to­wał męż­czy­zna w kitlu.

– Same czer­wo­ne paski. – Chło­pak uśmiech­nął się z dumą.

– Do­brze, teraz po­bie­rze­my krew do badań. Usiądź.

Jacek po­słusz­nie usiadł i po chwi­li po­czuł ukłu­cie igły.

Co u dia­bła? – Zdą­żył po­my­śleć, zanim osu­nął się na bok.

 

***

 

Obu­dził się na łóżku szpi­tal­nym. Był słaby, ale naj­gor­sze było to, że z przo­du miał przy­kle­jo­ne ja­kieś urzą­dze­nie.

– Jak się czu­jesz?

– Do­brze, ale co się stało?

– Synu. – Le­karz zmie­nił ton. – Zo­sta­łeś wy­bra­ny do pro­gra­mu.

– Co to ozna­cza?

– Za­ło­ży­li­śmy ci apa­rat, któ­re­go nie bę­dziesz mógł zdjąć. Przez naj­bliż­sze dzie­sięć lat masz za­płod­nić pięć ko­biet, ina­czej mo­żesz li­czyć się z kon­se­kwen­cja­mi.

– Ale to jest gi­lo­ty­na – po­wie­dział z od­ra­zą, wi­dząc co ma na sobie.

– Nic nie po­ra­dzę, takie prawo. – Le­karz wzru­szył ra­mio­na­mi. – Je­że­li nie zmie­nisz ko­lo­ru opa­ski pię­ciu dziew­czyn przez dzie­sięć lat, to gi­lo­ty­na obe­tnie two­je­go pe­ni­sa i jądra. Je­że­li ci to po­mo­że, to jest re­ali­za­cja po­my­słu wiel­kie­go wi­zjo­ne­ra H. R. Gi­ge­ra.

 

Jeden z barów w War­sza­wie

Spoj­rza­łem na swoje piwo i do­pi­łem ostat­nie­go łyka, a Jurek za barem nic nie po­wie­dział, tylko kiw­nął ze zro­zu­mie­niem głową.

– Co je­steś taki smut­ny? – Jakiś nie­źle ubra­ny męż­czy­zna przy­siadł się obok.

Idio­ta. Jakby nie wi­dział, o co każdy taki wkur­wio­ny. Czu­bek, a z czub­ka­mi trze­ba ostroż­nie.

Dla pew­no­ści zlu­stro­wa­łem go od stóp do głów.

A może nie czu­bek. Nie jest al­ko­ho­li­kiem. Może ćpa, żeby za­po­mnieć? Vi­co­din albo pro­chy na re­cep­tę, nic twar­de­go. Uzna­łem, że facet nie jest głupi, tylko tak znie­czu­lo­ny pro­cha­mi, że nie widzi tego, co się dzia­ło przez ostat­nie kilka mie­się­cy.

– Panie star­szy, pan na­le­je mo­je­mu ko­le­dze. – Kiw­nął na mo­je­go zna­jo­me­go zza lady. – Pew­nie ma dzie­ci.

No pro­szę, czyli coś kuma. Tylko mi nie pieprz o pa­trio­ty­zmie, bo nie ręczę za sie­bie. Gi­lo­ty­ny? Opa­ski? Kto to kurwa sły­szał? W jakim świe­cie my ży­je­my?

Za­ci­sną­łem rękę na pu­stym kuflu, ale zwol­ni­łem uchwyt, gdy Jurek spoj­rzał się na mnie wzro­kiem kum­pla i ojca, który wszyst­ko ro­zu­mie. De­li­kat­nie kiw­ną­łem mu głową na tak, wzią­łem nowe piwo i dalej nic nie mó­wi­łem.

A może to kapuś? – Wzdry­gną­łem się na samą myśl. Ta­kie­mu to tylko wpier­do­lić, naj­le­piej kulkę w łeb. Po­rząd­ni ludzi to cho­dzą pod Sejm, nie to, co te wszy, które tylko de­nun­cju­ją.

– Nie martw się. Wła­dza na­le­ży do su­we­re­na. Prze­ży­li­śmy za­bo­ry, prze­ży­li­śmy Niem­ca i Ruska, to prze­ży­je­my i Łunię. – To ostat­nie po­wie­dział z tak moc­nym prze­ką­sem, że aż się od­ru­cho­wo uśmiech­ną­łem. – Dzie­cia­ki jesz­cze nie umar­ły, tro­chę kin­dersz­tu­by im nie za­szko­dzi.

Znów się uśmiech­ną­łem do swo­ich myśli, bo w sumie bu­dyn­ki można było od­bu­do­wać i nie od dzi­siaj wia­do­mo, że mło­dość za­wsze znaj­dzie wyj­ście.

Na pewno bę­dzie można to zdjąć – po­my­śla­łem. Cie­ka­we, ile za­ro­bią na tym lu­dzie z pół­świat­ka.

 

Wiej­ska

– Panie i pa­no­wie po­sło­wie, przy­stę­pu­je­my do gło­so­wa­nia nad usta­wą przy­wra­ca­ją­cą karę śmier­ci po­przez wie­lo­krot­ny or­gazm. Pro­szę gło­so­wać przez na­ci­śnię­cie przy­ci­sku i pod­nie­sie­nie ręki. Kto jest za? Dzię­ku­ję. Kto jest prze­ciw? Dzię­ku­ję. Kto wstrzy­mał się od głosu? Dzię­ku­ję. In­for­mu­ję, że po­praw­ka zo­sta­ła przy­ję­ta. – Mar­sza­łek upił wody ze szklan­ki i kon­ty­nu­ował: – Ko­lej­nym punk­tem obrad jest dys­ku­sja na temat obo­wiąz­ko­wej ste­ry­li­za­cji przy zmia­nie płci, re­zy­gna­cji z trans­mi­sji wideo i obec­no­ści trze­ciej osoby przy od­by­wa­niu sto­sun­ku płcio­we­go i in­nych po­pra­wek do usta­wy o czy­sto­ści.

 

Ty­dzień póź­niej

 

Szko­ła pod­sta­wo­wa numer sześć­dzie­siąt czte­ry

– Bę­dzie­my mieć dzi­siaj flu­ory­za­cję. Te z was, które mają słabe zęby, do­sta­ną inną pastę.

Młode nie­win­ne dziat­ki z pierw­szej klasy spoj­rza­ły się z uf­no­ścią na swoje wy­cho­waw­czy­nie i usta­wi­ły się do tego, co we­dług no­we­go planu lek­cji miało od­by­wać się w każdy wto­rek.

– Jasiu, a ty co tak sto­isz z boku? – Jedna z ko­biet za­py­ta­ła się chłop­ca, który prze­stę­po­wał z nogi na nogę, sto­jąc z boku sali.

– Bo ja, bo… – Chło­piec zdo­był się wresz­cie na od­wa­gę – bo bo ja plosę pani, to nie wzią­łem sco­tec­ki z domu.

– Masz. – Po­da­ła mu jedną z za­pa­so­wych, ku­pio­nych ze skła­dek na sa­mo­rząd. – I za­pa­mię­taj, że flu­ory­za­cja jest naj­waż­niej­sza.

– Tak plosę pani.

 

Przy­chod­nia le­kar­ska

Jaś pa­trzył bez za­in­te­re­so­wa­nia na inne dzie­ci, które sie­dzia­ły w po­cze­kal­ni. Każde z nich było ciche i otę­pia­łe jak on. Nie in­te­re­so­wa­ło ich nic, rów­nież to, że w po­cze­kal­ni na ścia­nach wy­ma­lo­wa­no prze­ślicz­ne ob­raz­ki.

Jego usta zro­bi­ły się wil­got­ne, ale on nawet się nie po­ru­szył.

Mama spoj­rza­ła z ogrom­ną mi­ło­ścią, wes­tchnę­ła cięż­ko i po­wie­dzia­ła tylko:

– Synku, ko­cha­nie moje.

Ko­bie­ta wy­ję­ła chu­s­tecz­kę i za­czę­ła wy­cie­rać mu ślinę.

– Na­stęp­ny pro­szę – usły­sza­ła z ga­bi­ne­tu, gdzie sie­dział dok­tor, który ostat­nio miał o wiele wię­cej pa­cjen­tów.

– Chodź Jasiu, pan dok­tor nam po­mo­że. – Zła­pa­ła chłop­ca za rękę i we­szła z nim do po­ko­ju za­bie­go­we­go, za­my­ka­jąc za sobą dni.

– Dzień dobry. Co dzi­siaj panie dok­to­rze?

– Tężec – po­wie­dział star­szy męż­czy­zna z sza­tań­skim uśmie­chem. – I wszyst­ko bę­dzie jak na­le­ży. Już na za­wsze.

 

***

 

Pań­stwo rzą­dzi, pań­stwo radzi,

pań­stwo nigdy cię nie zdra­dzi.

Pań­stwo tak wszyst­ko usta­wi,

że tobie i dzie­ciom nic nie zo­sta­wi.

Pań­stwo żąda po­słusz­nych oby­wa­te­li,

żeby ty­ra­li i cicho sie­dzie­li.

A jak będą ska­ka­li,

to się im pałą przy­wa­li.

A jak będą za słabi,

to się na Ziemi ich nie zo­sta­wi.

 

Dmi­try Glu­kho­vsky „Tekst”

Koniec

Komentarze

„Zero” przy liczbie komentarzy natychmiast mnie triggeruje (przebaczcie kaleczenie szlachetnego Języka Polskiego), dlatego usiadłem nad powyższym opkiem i przeczytałem.

 

Najpierw kilka uwag technicznych.

 

To mogło być wczoraj albo tydzień temu. Ciekawe, czy koleś jeszcze żyje. – Zauważyłem. Ten kraj schodzi na psy.

Powinno być tak:

To mogło być wczoraj albo tydzień temu. Ciekawe, czy koleś jeszcze żyje, zauważyłem. Ten kraj schodzi na psy.

Albo w ogóle zmienić na „pomyślałem”. Podobne błędy zdarzają się w tekście nagminnie.

 

pocąc się tak niemiłosiernie, że słony pot

Powtórzenie. Trzeba by ten pot czymś zastąpić.

 

niby przypadkowy strzał w mordę i korpus od glin

Chyba nie był to strzał z broni palnej, ale tak to brzmi. Lepiej „uderzenie”.

 

Przypis prawdopodobnie był w indeksie górnym, ale portalowy edytor nie obsługuje takowych, więc można zmienić na:

przynosi ulgę pokrzywdzonemu”(1).

i to samo na samym dole.

 

Dziękujemy panie pośle i proszę przestrzegać czasu – podsumował marszałek Sejmu Smuda

Coś tutaj się nie zgadza z interpunkcją… Ja bym napisał tak:

Dziękujemy, panie pośle, ale proszę przestrzegać czasu – podsumował Smuda, marszałek Sejmu

Nie jest to jedyne miejsce, gdzie występują problemy z interpunkcją, ale nie mam siły wypisać wszystkich.

 

macie ważny egzamin (…) Bez tego nie możecie podejść do egzaminów.

Sprzeczność. Może:

macie spotkanie z lekarzem (… ) Bez tego nie możecie podejść do egzaminów.

 

Dobre pytanie, czy któraś wie, dlaczego musimy wprowadzić opaski?

W zasadzie dziewczyna nie zadała żadnego pytania, także stwierdzenie „dobre pytanie” nie ma tu sensu.

 

garniturek jednaj coś kuma – literówka

 

bo w sumie budynki można było odbudować i w sumie wiadomo było

Potrójne powtórzenie! Aż wygląda to na zabieg celowy, ale i tak wygląda źle.

 

Teraz opinie.

 

Opowiadanie nie jest najwyższych lotów, chociaż parę razy udało Ci się mnie rozśmieszyć. Wizja Polski jest bardzo przerysowana. Rozumiem, że to rodzaj satyry, ale mogło być lepiej.

 

Nie przekonują mnie też zastosowane w tekście rozwiązania. Na przykład przymusowe zapładnianie – nie wiem nawet, jak chłopak miałby funkcjonować z taką „gilotyną”, a co dopiero kogoś zapładniać. Dziwna jest też kara dla kierowcy – potrącił dziecko, a ma być wykastrowany? Miałoby to jakiś sens, gdyby był gwałcicielem.

 

Zupełnie nie rozumiem wzmianki o fluoryzacji zębów.

 

No, wystarczy. Niech jeszcze ktoś to przeczyta i skomentuje, z łaski swojej.

Precz z sygnaturkami.

Przeczytałem w całości, ale opowiadanie nie porwało mnie. Bardzo przerysiwana, nawet jak na groteskę, przyszłość. Czytanie raz po raz o kastracji w różnych formach nie sprawiło mi przyjemności. Odniosłem też wrażenie, że chcesz opowiedzieć przy okazji o jeszcze kilku innych rzeczach, które zasygnalizowales w dialogach (kara śmierci, rzeczywistość wirtualna) ale ograniczyłes się tylko do rzucania haseł. Do tego co chwila następuje przeskok w czasie i, szczerze, nie za bardzo dostrzegłem związek przyczynowo-skutkowy, który by go wymagał. 

Opresyjna władza, która wdziera się w życie intymne obywateli i zwłaszcza je, to ciekawy temat na opowiadanie, mógłby jednak być o wiele lepiej zrealizowany. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Niebieski_kosmita@, thx a lot.

 

Jeśli chodzi o zapis myśli, to dopuszczalny jest chyba styl z myślnikiem (patrz https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/;10328 czy https://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/ )

 

[1] – tu oczywiście masz rację

 

Co do części merytorycznej – czy mogę Ciebie poprosić o betowanie w przyszłości? Nie mam zbyt dużo czytelników, a bez większego grona jakoś tak i wena mniejsza przychodzi (wiem, wiem, że to głupie tłumaczenie).

Apropo fluoru – szkodzi mózgowi (zastanawia mnie, jak więc wpływały fluoryzacje na dzieci w PRL, gdzie tego pakowano skolko i godno)

A gilotyna – chyba więc opiszę bardziej, co wymyślił pan od Obcego – dzięki za wskazanie :D

Gekikara@, czy mogę Ciebie prosić o betowanie w przyszłości? Piszę swoje teksty bez większego grona czytelników… i to może być jedna z przyczyn.

Thx a lot za komentarz.

Myślę, że jest tutaj wiele osób znacznie bardziej doświadczonych, z dużym dorobkiem i długim stażem, które sprawdziłyby się leoiej, niemniej jednak chętnie pomogę, o ile tekst nie będzie przekraczał 20tys. znaków. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Kliknąłem bibliotekę. Choć tekst nie jest idealny, to ma w sobie bardzo mocny przekaz i wielokrotnie uderza bardzo ciekawie nakreślonymi scenami. Niezłe.

Dziękuję za wasz czas i niezłomnego ducha i punkt → przejrzałem pod względem technicznym (wszystkie wasze wskazówki powinny być uwzględnione), uzupełniłem trochę wątki (podałem kolejne wskazówki, co z czego wynika) i przeredagowałem część fragmentów (powinny być znacznie lepsze do czytania).

Jeszcze raz dziękuję.

A gdyby ktoś miał możliwości na wyjazd, to twórczość pana Gigera (człowieka m.in. od “Obcego”) jest dostępna w Gruyère w Szwajcarii.

Tomadszug, przedstawiłeś dość szczególną wizję, ale jestem przekonana, że opisane zdarzenia pozostaną jedynie wytworem Twojej wyobraźni.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Tomaszug, narzekasz, że niewiele osób czyta Twoje opowiadania, że trudno Ci znaleźć betujących, ale nie zauważyłam abyś zrobił cokolwiek, by to zmienić, nie zauważyłam też, abyś przeczytał i skomentował choć jedno opowiadanie innego użytkownika. Mam wrażenie, że łatwo Ci wymagać od innych, ale bardzo trudno dać innym coś od siebie. Jestem przekonana, że kiedy zaczniesz czytać i komentować opowiadania innych, Twoje teksty też będą cieszyć się większym powodzeniem.

 

pod­nio­słem kufel z piwem, wy­chy­li­łem go dusz­kiem… ―> Wychylił piwo, nie kufel, więc: …pod­nio­słem kufel z piwem, wy­chy­li­łem je dusz­kiem

 

Po raz pierw­szy bał się tak mocno w swoim życiu. ―> Wystarczy: Po raz pierw­szy w życiu bał się tak mocno.

Czy mógł się bać w cudzym życiu?

 

wy­ostrza do gra­nic nie­moż­li­wo­ści każdy zmysł… ―> …wy­ostrza do gra­nic moż­li­wo­ści każdy zmysł

 

Kurwa! KURWA! KU–RWA! ―> Kurwa! KURWA! KU-RWA!

W tego typu konstrukcjach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Boże, ten jeden raz! KUR–WA! ―> Boże, ten jeden raz! KUR-WA!

 

po­sta­wio­no przed nim zegar we wska­zów­ka­mi. ―> Literówka.

 

Stra­szy­li tym dzie­ci jak kie­dyś czar­ną Wołgą. ―> Stra­szy­li tym dzie­ci, jak kie­dyś czar­ną wołgą.

Nazwy samochodów piszemy małą literą.

 

Dziew­czyn­ki, ja na­zy­wam się Ho­no­ra­ta. ―> Dziew­czyn­ki, ja mam na imię Ho­no­ra­ta.

 

– Dzień dobry – młody chło­pak wszedł do po­ko­ju… ―> – Dzień dobry.Młody chło­pak wszedł do po­ko­ju

 

Spoj­rza­łem na swoje piwo i do­pi­łem ostat­nie­go łyka… ―> Spoj­rza­łem na swoje piwo i do­pi­łem ostat­ni łyk

 

dziat­ki z pierw­szej klasy spoj­rza­ły się z uf­no­ścią… ―> …dziat­ki z pierw­szej klasy spoj­rza­ły z uf­no­ścią

 

Jedna z ko­biet za­py­ta­ła się chłop­ca… ―> Jedna z ko­biet za­py­ta­ła chłop­ca

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm. Jest jakaś wizja świata. Dystopijna, ale tak przejaskrawiona, że nierealna. Z jednej strony biadolą na dzietność, z drugiej domagają się zmian płci i kastrują za karę.

Zabrakło mi natomiast fabuły i jednego bohatera, któremu mogłabym kibicować albo i nie. To tylko zlepek scenek, prawie jak wiadomości w tendencyjnej TV – w jeden miejscowości Zenon G. zrobił coś głupiego, w innej było gradobicie, a parlament coś tam uchwalił…

Babska logika rządzi!

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka