- Opowiadanie: JaMat - Schyłek holocenu

Schyłek holocenu

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Schyłek holocenu

Ray Colbert z czułością obracał w palcach niepozorny, tani medalion. Pamiątkowa odznaka nie była może za wiele warta w dolarach, ale też Ray nie zapłacił za nią pieniędzmi. Jej awers zdobiła reprodukcja słynnego zdjęcia sześciu amerykańskich marines wznoszących gwieździsty sztandar nad Iwo Jimą otoczona nieśmiertelnym „Semper Fidelis”. Na rewersie wygrawerowano olbrzymiego bielika amerykańskiego przykrywającego skrzydłami Europę, czwarty co do wielkości księżyc Jowisza.

Obrazkowi towarzyszył numer jednostki marines, której Ray poświęcił sześć lat swojego życia. Teraz już ex-marine przeniósł wzrok na widok za oknem. Orbitalny Port Przeładunkowy „Musk” – Frankfurt nad Menem Układu Słonecznego – właśnie przelatywał nad „oryginalną” ziemską Europą. Noc była bezchmurna i z odległości zaledwie czterystu kilometrów widać było wyraźnie światła zabytkowych metropolii starego kontynentu. „Muszę się tam w końcu wybrać z Iris i dzieciakami na wakacje” pomyślał, przerywając wojskowe wspominki. Brakowało mu munduru, kontroler ruchu na stacji kosmicznej to jednak nie to samo co sierżant międzyplanetarnych marines, ale w cywilu miał przynajmniej szansę na jakieś życie rodzinne. No i w takie spokojne dyżury jak ten zawsze mógł sobie powspominać stare dobre czasy. Ostatni statek zaplanowany na tę zmianę zadokował się dwadzieścia minut temu. Teraz pozostało tylko czekać na kolejny wschód Słońca, kiedy wypadał na koniec jego „warty”. Wydarzenie mało unikalne, pełen obrót stacji wokół ziemi zajmował dziewięćdziesiąt sześć minut, ale Ray lubił kończyć zmianę dokładnie w momencie gdy na planecie „pod spodem” (pod, nad, w dole, w górze – z jego perspektywy pojęcia wyłącznie umowne) zaczynał się kolejny dzień.

– Niezidentyfikowany obiekt zbliża się w naszym kierunku – głos komputera pokładowego wyrwał Raya z zamyślenia.

– Elon, odległość, prędkość, trajektoria – Ray odpowiedział ze spokojem. Stacje orbitalne są ciągle narażone na zderzenia z okruchami skalnymi. Większość z nich jest niewielkich rozmiarów, ale pędzi przez układ słoneczny z tak olbrzymią prędkością, że może doprowadzić do poważnych uszkodzeń. Musk nieustannie monitorował przestrzeń kosmiczną przy pomocy automatycznych teleskopów i radarów w poszukiwaniu potencjalnie groźnych meteroidów, które mogą znaleźć się na kursie kolizyjnym ze stacją bądź z którymś z lecących do niej statków.

– 68 tysięcy kilometrów, 255 kilometrów na sekundę, przy obecnej trajektorii obiekt powinien nas minąć w odległości 60-u kilometrów – odpowiedział komputer.

„Za szybko jak na meteroid. Tym bardziej na cokolwiek zbudowanego ludzką ręką.”

– Elon, rozmiar obiektu.

– Średnica 15 km.

– COOO?! TO NIEMOŻLIWE! -Ray zerwał się z krzesła – Jakim cudem widzimy to dopiero teraz? Elon, wrzuć obraz obiektu na główny ekran.

Ray poczuł lodowaty dreszcz spływający wzdłuż kręgosłupa. Przez długie trzy sekundy, które zdawały się wiecznością, wpatrywał się w ekran z rozdziawionymi ustami, zanim udało mu się wreszcie zadać pytanie.

– Co to… Co to kurwa jest? ELON, CO TO JEST?!

– Nie wiem.

„Czyli nikt nie wie.” Elon był podłączony do spacenetu i czerpał wiedzę nie tylko z własnej bazy danych, ale też z zasobów informacyjnych całej ludzkości. Przynajmniej z jawnych zasobów. Obiekt na ekranie został przez komputer obrysowany białą kreską. Bez niej na tle czarnego kosmosu byłby kompletnie niewidoczny. Ray od razu zorientował się, że rozmiar niezidentyfikowanego obiektu jaki zaraportował Elon był cokolwiek mylący. Komputer użył standardowej miary jakiej używa się w odniesieniu do meteroidów, asteroidów i innych sferycznych obiektów jakie możemy odnaleźć w przestrzeni kosmicznej.

Obiekt, który Ray widział na dwuwymiarowym ekranie nie był okrągły. Miał idealnie owalny kształt i średnicę w najszerszym miejscu (tu wypadało by raczej powiedzieć długości) piętnastu a w najwęższym (odpowiednio szerokości) – na oko – trzech kilometrów. Z jego obsydianowej powierzchni nie dało się niczego wyczytać, ale Ray podejrzewał, że był również idealnie gładki. To coś nie wyglądało ani jak asteroid ani jakikolwiek pojazd zbudowany przez człowieka. Wyglądało jak „Pocisk? Ale dlaczego? I kto? I skąd? Może to jakaś tajna broń zbudowana przez Chińczyków lub Rosjan na jednym z księżyców Saturna bądź Jowisza. Nie, niemożliwe. Nikt nie potrafi osiągać takiej prędkości. I jak niby udałoby się to coś wystrzelić niezauważenie?” Ray nie mógł opanować gonitwy myśli. „Piętnaście kilometrów. Jezu, ile miał asteroid, który wybił dinozaury? A może jednak to nie jest…”

– Elon, trzymając się obecnej trajektorii, w co uderzy ten obiekt?

– W ziemię.

– W co dokładnie? Elon, gdzie na ziemi spadnie ten obiekt?

Komputer poczęstował Raya serią nic mu nie mówiących współrzędnych.

– Mapa! Elon, mapa obszaru w który uderzy obiekt z zaznaczonymi pobliskimi miastami. Ekran numer dwa.

Wystarczył jeden rzut oka by rozwiać wszelkie wątpliwości. Chongqing. Dwudziestopięciomilionowa metropolia w samym centrum Chin. W samym centrum najbardziej ludnego kraju na ziemi, w najbardziej zaludnionym rejonie świata. Ray usiadł przygnębiony. „Tak musieli się czuć ci kontrolerzy ruchu, którzy śledzili na ekranach samolot zmierzający w stronę drugiej z wież World Trade Center. Kiedy uderzył pierwszy samolot, ciągle nie wiedzieli co się stało. Ale przy drugim nie mogli mieć żadnych złudzeń. Patrzyli tylko bezradnie jak nadlatuje nad południowy Manhattan. Mogli tylko odliczać sekundy…”

– Elon, kiedy nastąpi zderzenie obiektu z ziemią?

– Za minutę, 56 sekund.

„Włączyć alarm? A co to niby da? Zanim wszyscy zdążą się tu zlecieć a ja dam radę wytłumaczyć o co chodzi będzie po wszystkim. Może ich ostrzec tam w dole? Ale niby kogo? Bez sensu. Jeśli my wiemy, to oni też wiedzą. A Iris? Nie, jest po drugiej stronie globu. Samo uderzenie niczym jej nie grozi. Gorzej co potem…”

– Elon, estymowane skutki zderzenia obiektu z Ziemią?

– Niemożliwe do oszacowania. Dokładna budowa i masa niezidentyfikowanego obiektu nieznane.

– No tak. Elon, estymowane skutki uderzenia asteroidy o porównywalnym rozmiarze, prędkości i trajektorii lotu. Ekran numer dwa.

Tym razem komputer nie odpowiedział natychmiast. Gdyby był człowiekiem powiedzielibyśmy, że się zamyślił. Nawet potężny procesor Elona nie dał od razu rady tak olbrzymiej ilości informacji. Po upływie prawie dziesięciu sekund zaczął wypluwać z siebie szereg mało precyzyjnych, niemniej jednak przerażających danych. Szacowane straty w ludziach w wyniku samego impaktu. Nastepująca później katastrofa klimatyczna „i na chuj nam były te wszystkie wiatraki”. Katastrofa ekologiczna. Spadek produkcji rolnej. Głód. Ray schował twarz w dłoniach. Ogarnęło go przygnębienie i rezygnacja. „Co robić? Co robić? NIC. Pozostało tylko patrzeć.”

– Elon, czas do zderzenia.

– 56 sekund.

– Elon, korekta nachylenia stacji. Widok z wieży kontroli lotów na Chongqing. Koryguj na bieżąco. Odliczanie do zderzenia obiektu z Ziemią – ekran numer dwa.

51, 50, 49. „Miejsce w pierwszym rzędzie”. Ray wpatrywał się w nocny krajobraz Chin. Znalezienie Chongqing zajęło mu chwilę. Miasto ginęło w gąszczu osiedli ludzkich. 1,5 miliarda ludzi skutecznie zanieczyszczało światłem nocne niebo na przestrzeni milionów kilometrów kwadratowych centralnych i wschodnich Chin. Pokrywa chmur częściowo przesłaniająca Państwo Środka też nie pomagała. „Wielu z tych świateł już pewnie nigdy nie zobaczę.”

42, 41, 40. „Co to?” Dwa światełka oderwały się od powierzchni Ziemi. Ray przez ułamek sekundy myślał, że to złudzenie, zanim zorientował się o co chodzi.

– Rakiety balistyczne! – Aż podskoczył z wrażenia.

– Elon, trajektoria dwóch rakiet balistycznych. Kiedy nastąpi ich zderzenie z niezidentyfikowanym obiektem? – Cel pocisków był oczywisty.

– Rakiety balistyczne wciąż przyspieszają. Nie mogę podać dokładnego czasu, ale rakiety powinny przeciąć trajektorię niezidentyfikowanego obiektu za około 30 sekund. Pociski minęły orbitalny port i odleciały w przestrzeń kosmiczną. Ray przeniósł wzrok na główny ekran. Z napięciem wpatrywał się w sylwetkę niezidentyfikowanego obiektu.

10, 9, 8. Ekran wypełniło światło. Na szczęście obraz był filtrowany przez komputer i Rayowi nie groziła ślepota.

– Wybuch dwóch ładunków termojądrowych, 780 kilometrów od stacji beznamiętnie oznajmił komputer.

Obraz na głównym ekranie przez ułamek sekundy migotał, po czym na monitor wróciła znajoma-nieznajoma sylwetka niezidentyfikowanego pozaziemskiego obiektu.

3, 2, 1, „BUM!”

– Niezidentyfikowany obiekt uderzył w Ziemię – głos Elona był jedynym dźwiękiem jaki Ray usłyszał patrząc na formującą się w dole kulę ognisto-ziemistego koloru. „Tam na dole huk musi być słychać na tysiące kilometrów” pomyślał obserwując świetnie widoczną z góry falę uderzeniową. Zderzenie nastąpiło dokładnie w momencie, gdy Słońce objęło swoimi promieniami centralne Chiny. Ludzie obserwujący w najbliższych dniach wschód Słońca na Ziemi, ci którzy mieli szczęście znajdować się wystarczająco daleko by uniknąć natychmiastowej śmierci, w rezultacie milionów ton pyłu wyrzuconych do atmosfery oglądali krwawo-czerwony świt, ale z góry, z poziomu orbitalnego portu kosmicznego nasze Słońce wyglądała zupełnie zwyczajnie.

– Elon, alarm.

Dwie minuty później Ray w krótkich żołnierskich słowach relacjonował reszcie załogi co się wydarzyło. Z okien stacji wciąż doskonale było widać skutki uderzenia, więc przynajmniej nikt nie próbował mu przerywać ani uparcie zaprzeczać szokującym faktom. Kiedy wreszcie skończył mówić, odruchowo sięgnął ręką po odznakę marines. Czuł, że jego warta dopiero się zaczyna.

Koniec

Komentarze

AAAAAA, rozjechało mi tekst przy kopiowaniu do edytora na stronie. Bałem się, że nie zdąże przed północą i ostatnia 1/3 opowiadania wygląda bardziej chaotycznie niż powinno. Moja wina, moja bardzo wielka wina. Tak to jest gdy się kończy pisac na ostatnią chwilę. A gdy mowa o zamiarach – liczebniki podawane prze komputer są celowo zapisane numerycznie (w końcu to maszyna). Celowo też w kilku miejscach odpaliłem CapsLocka. Nie ma też w błędu w zapisie słowa warta w cudzysłowie na początku opowiadania i bez cudzysłowu na końcu (a dlaczego tak jest pozostawiam inteligencji czytelnika). Reszta błędów jest rezultatem pośpiechu i półanalfabetyzmu autora. Liczę, że w składzie jury nie zasiada za wielu członków gramatycznego NSDAP ;)

Myślę, że nikt nie będzie miał problemu, jeżeli wyedytujesz formatowanie tekstu – to nie zmieni opowiadania, za to bardzo ułatwi jurorom czytanie, bo w obecnej postaci czyta się to niedobrze.

A wracając do samego tekstu: to jest dość przewidywalna SF (w obecnym konkursie opowiadań o stacjach kosmicznych jest kilka), ale przyzwoicie skonstruowana – może z wyjątkiem motywu z rakietami, nie bardzo wiem, czemu on służy; w tekście tych rozmiarów IMHO każdy motyw i koncept powinien się liczyć – i ułatwienie czytelnikom lektury na pewno podziała na korzyść twojego opowiadania.  

ninedin.home.blog

Hej, JaMacie, 

przykro mi pisać, ale historia mnie nie porwała. Wstęp jest bardzo dobry, przedstawiasz bohatera w intrygujący sposób. Reszta natomiast to znane motywy, nic zaskakującego :( Nie kupuję też tego, że nikt nie zauważył obiektu o średnicy piętnastu kilometrów zmierzającego w stronę Ziemi, zwłaszcza przy bardziej zaawansowanej technologii, którą sugerujesz w opowiadaniu.

 Językowo szału nie ma, ale jest przyzwoicie :)

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Po przeczytaniu spalić monitor.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Takie to amerykańskie tu wszystko. Imiona, stacja, polityka, nawet narracja. Nie jest to jakąś bezpośrednią wadą tekstu… ale jest przez to tak bardzo typowy, że utopi się w morzu tysiąca podobnych. Uznam to za wprawkę i zapoznanie się z technikaliami portalu, przed faktyczną, rozbudowaną i złożoną opowieścią. ;)

Ninedin, dziękuję za twoje uwagi. Jeśli chodzi o rakiety nie było ich w pierwotnym szkicu i wahałem się czy je dodawać. Zdaje sobię sprawę, że nieco zaburzają estetykę utworu. Zadecydował fakt, że po pierwsze – w realnym świecie taka próba pewnie zostałaby podjęta – i po drugie – dzięki temu tekst był odrobinę mniej przewidywalny i można było mieć przez chwilę nadzieję, że do zderzenia nie dojdzie. Poza tym jako fan Pixies i Toma Waitsa lubię gdy tekst jest odrobinę “chropowaty” i nie do końca gładki, melodyjny i przewidywalny.

Zarzutu o umiejscowienie tekstu sci-fi na stacji kosmicznej za bardzo nie rozumiem. Zakładam, że chodziło raczej o to o czym napisał stn, że całość jest dość “typowa” dla tego gatunku. Cóż, taki trochę był mój zamiar. Oryginalna miały być tu jedynie dwie rzeczy. Po pierwsze perspektywa. Perspektywa widza a nie uczestnika zdarzeń. Widza, który będąć bezsilnym wobec nadciągającej katastrofy jednocześnie jest świadom, że jest to dopiero pierwszy strzał w nadciągającej wojnie z Obcymi i to wojnie w której sam jako doświadczony żołnierz pewnie będzie zmuszony wziąć udział. Po drugie fakt, że nigdzie w tekście nie jest wprost powiedziane, że to zderzenie jest aktem agresji i początkiem dłuższego konfliktu. Mam nadzieję, że nikt nie przeczyta tego komentarza przed przeczytaniem samego opowiadania :)

Najważniejsze, że jesteś świadomy wyborów, które podjąłeś w tekście. To czy się spodobało (w jakimkolwiek stopniu) kilku osobom mniej czy więcej, to już drugorzędną sprawa. Raz się udaje, raz nie. ;)

Podobało mi się, i fabuła, i trochę sam bohater. Opowiadanie ma przemyślaną konstrukcję, co cieszy. Treść nie jest podporządkowana formie (tylko odwrotnie), co cieszy podwójnie. Zresztą klasyki walki Ziemian z Obcymi nigdy za wiele. :)

Mnie też się podoba. Wykorzytujesz ograne motywy, ale robisz to w całkiem umiejętny sposób. Treść opwiadania i bohater też na plus. Nie jestem starszną fanką SF, ale przeczytałem z zainteresowaniem.

Ode mnie kolejny biblioteczny kliczek :)

Hej katia72, chalbarczyk, stn, mr maras, ninedin dziękuję za komentarze i przede wszystkim za to, że zadliście sobie “trud” przeczytania mojego opowiadania. I oczywiście dziękuję tym spośród was, którzy wynagrodzili mnie kliczkiem :).

stn, rozumiem doskonale irytację amerykańskością tekstu, ale… tu mała ciekawostka – głównym powodem dla którego mój bohater bronił Wuja Sama jest “challenge coin”, która posłużyła mi za klamrę spinającą tekst i za metodę prezentacji protagonisty. To rodzaj nieformalnej odznaki, której wręczanie jest tradycją w wojsku amerykańskim, ale już nie w naszym rodzimym. Ta“moneta” (słowo umieszczam w cudzysłowie bo nie jest to moneta sensu stricte) jest traktowana jako pamiątka służby i można ją nosic w kieszeni. Nie ma z tego co wiem żadnych ograniczeń co do noszenia jej przy sobie w cywilu. Nie wyobrażam sobie by weterani jakiegokolwiekwojska postępowali równie swobodnie z formalnymi medalami i odznakami. Challenge coin ma też z punktu widzenia mojego tekstu drugą zaletę. Można ją “customizowac”. Zaprojektowałem ją więc na potrzeby opowiadania po swojemu w oparciu o zdjęcia, które znalazłem w sieci i znaną mi symbolikę marines. I tak udało mi się w nieoczywisty sposób powiedziec coś o przeszłości bohatera. 

Uffff… więcej tłumaczenia tekstu niż samego tekstu, ale może znajdzie się jakiś fan militariów, który wyłapie i doceni taki detal ;).

laugh

Jeszcze raz przeczytałam ten fragment o “challenge coin”.

 

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Może sf to nie jest mój ulubiony gatunek, ale czytało się dobrze i wciągnęło. Plus za motyw z Chongqingiem i Chinami, szkoda, że w kontkeście spadającego tam meteorytulaugh

Bohater nawet niezły i dyżur miał szczególny, ale opis ciągu zdarzeń, których stał się świadkiem, jakoś do mnie nie przemówił.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

„Muszę się tam w końcu wy­brać z Iris i dzie­cia­ka­mi na wa­ka­cje” po­my­ślał, prze­ry­wa­jąc woj­sko­we wspo­min­ki. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

68 ty­się­cy ki­lo­me­trów, 255 ki­lo­me­trów na se­kun­dę, przy obec­nej tra­jek­to­rii obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści 60-u ki­lo­me­trów – od­po­wie­dział kom­pu­ter. ―> Sześćdziesiąt osiem ty­się­cy ki­lo­me­trów, dwieście pięćdziesiąt pięć ki­lo­me­trów na se­kun­dę, przy obec­nej tra­jek­to­rii obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści sześćdziesięciu ki­lo­me­trów – od­po­wie­dział kom­pu­ter.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach. A komputer nie pokazuje tych liczb na ekranie, on je wypowiada, więc nie widzę powodu, aby nie były zapisane słownie.

Ten błąd pojawia się też w dalszej części opowiadania.

 

– Śred­ni­ca 15 km. ―> – Śred­ni­ca piętnaście kilometrów.

Nie używamy skrótów i symboli.

 

– COOO?! TO NIE­MOŻ­LI­WE! -Ray ze­rwał się z krze­sła – Jakim cudem wi­dzi­my to do­pie­ro teraz? ―> – COOO?! TO NIE­MOŻ­LI­WE! Ray ze­rwał się z krze­sła. – Jakim cudem wi­dzi­my to do­pie­ro teraz?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Ray po­czuł lo­do­wa­ty dreszcz spły­wa­ją­cy wzdłuż krę­go­słu­pa. ―> Dreszcze raczej nie spływają.

 

„Czyli nikt nie wie.” ―> „Czyli nikt nie wie”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ne­go obiek­tu jaki za­ra­por­to­wał Elon był co­kol­wiek my­lą­cy. Kom­pu­ter użył stan­dar­do­wej miary ja­kiej używa się w od­nie­sie­niu do me­te­ro­idów, aste­ro­idów i in­nych sfe­rycz­nych obiek­tów jakie mo­że­my… ―> Powtórzenia.

 

To coś nie wy­glą­da­ło ani jak aste­ro­id… ―> To coś nie wy­glą­da­ło ani jak aste­ro­ida

Asteroida jest rodzaju żeńskiego.

 

Jezu, ile miał aste­ro­id, który wybił di­no­zau­ry? ―> Jezu, ile miała aste­ro­ida, która wybiła di­no­zau­ry?

 

– W zie­mię. ―> – W Zie­mię.

 

Elon, gdzie na ziemi spad­nie ten obiekt? ―> Elon, gdzie na Ziemi spad­nie ten obiekt?

 

naj­bar­dziej lud­ne­go kraju na ziemi… ―> …naj­bar­dziej lud­ne­go kraju na Ziemi

 

Na­ste­pu­ją­ca póź­niej ka­ta­stro­fa… –> Literówka.

 

„Co robić? Co robić? NIC. Po­zo­sta­ło tylko pa­trzeć.” ―> „Co robić? Co robić? NIC. Po­zo­sta­ło tylko pa­trzeć”.

 

„Wielu z tych świa­teł już pew­nie nigdy nie zo­ba­czę.” ―> „Wielu z tych świa­teł już pew­nie nigdy nie zo­ba­czę”.

 

 

oglą­da­li krwa­wo-czer­wo­ny świt… ―> …oglą­da­li krwa­woczer­wo­ny świt

 

nasze Słoń­ce wy­glą­da­ła zu­peł­nie zwy­czaj­nie. ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, regulatorzy czytałem dokładnie wskazówki na temat zapisu myśli bohatera zanim zabrałem się za pisanie mojego opowiadania i nie rozumiem o co ci chodzi. Nie ma jednej jasnej reguły jak należy to robić. Dwie zasady to konsekwencja i zapisywanie myśli w inny sposób niż dialogów. Obu tych zasad się tu trzymałem. Co do zapisu liczb rzeczywiście w beletrystyce przyjmuje się Z REGUŁY zapis słowny liczebników, ale nie jest to wcale sztywna reguła. Im liczebników więcej i im liczby są wyższe tym częściej spotykamy ich zapis cyfrowy, także w literaturze pięknej. Jeśli samemu się z tym nie spotkałeś(aś?) zachęcam do lektury na przykład “Starości aksolotla” Dukaja (tę książke czytałem akurat tuż przed napisaniem tego opowiadania, ale przykłądy na pewno można mnożyć). To nie jest żaden błąd z mojej strony, ale celowy wybór. Może Ci nie przypadł do gustu, ale to nie jest błąd językowy sensu stricte. Najwidoczniej uważasz, że zapis “Sześćdziesiat osiem tysięcy kilometrów, dwieście pięćdziesiąt pięć kilometrów na sekundę, przy obecnej trajektorii obiekt powinien nas minąć w odległości sześćdziesięciu kilometrów” jest bardziej stylowy czy może bardziej czytelny niż “68 tysięcy kilometrów, 255 kilometrów na sekundę, przy obecnej trajektorii obiekt powinien nas minąć w odległości 60-u kilometrów”. 68 tysięcy kilometrów, 255 kilometrów na sekundę, przy obecnej trajektorii obiekt powinien nas minąć w odległości 60-u kilometrów. Ja jestem innego zdania. Zwłaszcza, że to nie są przypadkowe liczby wzięte z powietrza. Mówiąc krótko uważam, że trochę się czepiasz i szukasz błędów na siłę. 

Hej, re­gu­la­to­rzy czy­ta­łem do­kład­nie wska­zów­ki na temat za­pi­su myśli bo­ha­te­ra zanim za­bra­łem się za pi­sa­nie mo­je­go opo­wia­da­nia i nie ro­zu­miem o co ci cho­dzi.

O nic mi nie chodzi. Po prostu podałam link do tematu, w którym autor omawia różne sposoby zapisywania myśli, niektóre znacznie czytelniejsze niż ten, który zastosowałeś.

 

Naj­wi­docz­niej uwa­żasz, że zapis “Sześć­dzie­siat osiem ty­się­cy ki­lo­me­trów, dwie­ście pięć­dzie­siąt pięć ki­lo­me­trów na se­kun­dę, przy obec­nej tra­jek­to­rii obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści sześć­dzie­się­ciu ki­lo­me­trów” jest bar­dziej sty­lo­wy czy może bar­dziej czy­tel­ny niż “68 ty­się­cy ki­lo­me­trów, 255 ki­lo­me­trów na se­kun­dę, przy obec­nej tra­jek­to­rii obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści 60-u ki­lo­me­trów”. 68 ty­się­cy ki­lo­me­trów, 255 ki­lo­me­trów na se­kun­dę, przy obec­nej tra­jek­to­rii obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści 60-u ki­lo­me­trów. Ja je­stem in­ne­go zda­nia.

JaMacie, wszak zapisałeś ten fragment jako dialog bohatera z komputerem. Bohater zadaje pytania, komputer odpowiada. Nie powiedziałeś, że liczby ukazują się na ekranie, więc rozumiem że bohater je słyszy. Czy to, co się słyszy, można zapisać w inny sposób, nie słowami?

Jeśli ktoś, rozmawiając z Tobą, prosi Cię o numer telefonu, to jak mu ten numer powiesz? Jak wypowiesz numer telefonu?  

Jeśli zamówisz coś przez telefon, to jak powiesz adres, zwłaszcza numer ulicy i mieszkania, pod który należy dostarczyć zamówienie? Bo mnie się wydaje, że będzie to brzmieć np.: ulica Piotrkowska sto czterdzieści siedem, mieszkanie dwadzieścia sześć.

 

Mówiąc krótko uważam, że trochę się czepiasz i szukasz błędów na siłę. 

Mylisz się, JaMacie, nie mam zwyczaju niczego się czepiać i niczego nie szukam na siłę. Wskazuję tylko te błędy i usterki, które zakłóciły mi płynność lektury. Np.: Twój zapis: …obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści 60-u ki­lo­me­trów”. powinnam odczytać: …obiekt po­wi­nien nas minąć w od­le­gło­ści sześćdziesiąt-u ki­lo­me­trów”. – No, jak to czytać? Jak to rozumieć?

Jednakowoż, jak by na to nie patrzeć, to jest Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami i znakami będzie napisane.

I jeszcze jedno JaMacie – możesz mieć stuprocentową pewność, że pod Twoimi opowiadaniami moje łapanki nie pojawią się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny tekst, sprawnie napisany i trzymający w napięciu. Dobrze Ci wyszło zapisanie bezradności głównego bohatera. Nie znalazłam już większych usterek, poza tym, co i tak wyłapała Reg. Zgadzam się, że zapis myśli jest niezbyt czytelny i fajnie by było nad nim popracować, bo to, że coś jest poprawne, nie znaczy od razu, że jest dobre. Mimo usterek, uważam lekturę za satysfakcjonującą, podoba mi się, jak grasz emocjami.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

OK, jest jakiś pomysł. Trochę kojarzy się z filmami o nadlatującej asteroidzie, ale bierność bohatera przełamuje schemat. Faktycznie, dyżur nie do pozazdroszczenia.

– Elon, trzymając się obecnej trajektorii, w co uderzy ten obiekt?

– W ziemię.

Jeśli chodzi o planetę, a nie o glebę, to dużą literą.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka