- Opowiadanie: pawelek - Nie tylko dla kowbojów

Nie tylko dla kowbojów

Kolejny mój pomysł. Ale co do wykonania brawa należą się ANDO i Patrykowi Mikulskiemu. Zrobili świetną redaktorską robotę, bez której czytanie tego byłoby bólem zębów. 

ANDO, szczególne podziękowania, bo mam wrażenie, że przeczytałaś mój tekst dokładniej, więcej razy, a na pewno z większym pietyzmem, niż ja sam. Dziękuję, zwłaszcza za naukę!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla, regulatorzy

Oceny

Nie tylko dla kowbojów

Wiatr hulał po pustyni, podnosząc z ziemi tumany kurzu. Przez ubitą drogę przewalały się biegacze. Nawet kaktusy wyglądały tu nad wyraz marnie.

Drogą w kierunku małej wioski zbliżały się trzy mustangi. Wspaniałe zwierzaki podrzucały głowy i machały zadbanymi, wyczesanymi ogonami. Rżały od czasu do czasu i opuszczały łby przed palącym słońcem. Jeźdźcy ubrani byli w kapelusze z szerokimi rondami, długie skórzane płaszcze, dżinsy, płócienne koszule i wysokie buty z ostrogami. Zatrzymali się kilkadziesiąt metrów przed bramą wjazdową do Miasta Marzeń.

Kapelusze uniosły się jak na komendę, ukazując trzy damskie, umalowane oblicza.

– Wygląda spokojnie – powiedziała wysoka kobieta, jadąca w środku. Ostre spojrzenie, surowa twarz i pewność postawy wskazywały na to, że jest szefem tej bandy.

– Nie jest źle. – Korpulentna blondynka, siedząca po prawej stronie, podrapała konia po szyi.

– Cisza przed burzą – szepnęła ostatnia z nich. Szczupła, ruda kobieta, wyglądała bardziej jak mała dziewczynka.

Ruszyły jak na komendę. Konie stąpały paradnie, łeb w łeb lekko parskając. Podjechały pod szynk, przywiązały konie do barierki i nalały wody do koryta z wiadra stojącego opodal.

Półmrok wnętrza rozświetlały gdzieniegdzie promienie palącego słońca. Do środka dostawały się przez przestrzeliny, które powstały w dachu po ostatniej imprezie. W snopach światła widać było poruszający się kurz. Odchylane drzwi bujały się w rytmie wiatru, który od czasu do czasu snuł się leniwie przez pomieszczenie. Nagle otwór wejściowy przysłoniły trzy sylwetki.

Donośne skrzypienie uciszyło pogawędki, głośną grę w karty oraz pianino, które jeszcze przed chwilą wydawało z sobie jakieś jękliwe dźwięki. Klienci baru obejrzeli się, któż to zawitał do ich małego, pięknego miasteczka. Trzy kobiety powoli i ostrożnie ruszyły przez środek w stronę szynkwasu. Gdy wszyscy już nasycili się ich widokiem, co zajęło im trzy długie sekundy, hałasy rozmów i dźwięki muzyki wróciły.

Kobiety podeszły do baru.

– Trzy truskawkowe margarity.

Barman, który próbował bez skutku wetrzeć brud w zakurzone szklanki, wybuchnął śmiechem.

– Hej, słyszeliśta? Te baby chciały jakieś margaryny do picia – ryknął na całe gardło, a jego śmiech podchwyciła sala. Nawet pianino zabrzmiało jakby żywiej.

STOP!

– Nie możemy lekceważyć potrzeb kobiet – powiedział reżyser – Władek, jakie masz alkohole na składzie?

– No, whisky, whiskey i burbon. Nigdy nie trzeba było niczego innego – odparł barman. 

– Ty! – Reżyser wskazał jakiegoś młodego chłopaka pałętającego się w pobliżu. – Leć, wiesz gdzie. Załatw wszystko, co potrzebne do zaspokojenia delikatniejszych gustów. Władek, ucz się szybko jak to mieszać! 

– Czy mogę jeszcze coś zasugerować? – odezwała się mała, rudowłosa kowbojka.

– Oczywiście, wszelkie rady są na wagę złota.

– Czy te szklanki mogłyby być czyste?

– Władek, zrób porządek z tym brudnym barem. Masz pięć minut!

– Jasne szefie, chwila i gotowe. – Barman rzucił się do zlewu, i za pomocą szmatek sprawił, że kontuar lśnił jak świeżo wypolerowany kolt. Wydawało się to niemożliwe, ale nagle z brudnego, surowego pomieszczenia nie pozostało nic, a wnętrze tchnęło świeżością. Nawet barman wyglądał o wiele lepiej. Już nie jak grubas ze ściereczką, a jak dandys w gustownym smokingu.

UWAGA! GRAMY!

– Margerity? Już się robi, choć specjalnością naszego zakładu jest sex on the beach. – Barman wrzucił odpowiednie składniki do dwóch cynowych kubków, zręcznie je połączył i trzęsąc wymieszał płyny. Wlał do  trzech trójkątnych kieliszków różowawego drinka i ozdobił świeżymi truskawkami.

– Trzy dolary, drogie panie. – Barman uśmiechnął się uprzejmie. Jego wzrok skupił się na czymś tuż za plecami szefowej grupy kowbojek. Ta zerknęła na lusterko zawieszone nad półką z alkoholami, jednocześnie wyciągając rewolwer. Błyskawicznie się obróciła i nacisnęła spust. Wielki gość z nożem wzniesionym do ciosu upadł martwy na podłogę. Nikt z bywalców nie zwrócił uwagi na to zdarzenie, w końcu na Dzikim Zachodzie trup ściele się gęsto.

– Z powodu niedogodności, które panie spotkały, drinki są gratis. Prezent od szefa lokalu. – Barman cofnął się, gdy kobieta obróciła się w jego kierunku z dymiącym jeszcze gnatem. 

– Hej, ślicznotki! – Młoda czarnowłosa kobieta stanęła przy barze uśmiechając się lubieżnie. 

– Może macie ochotę na chwilę sam na sam na pięterku? – zapytała, ale już mniej pewnie.

STOP!

– Nie, nie, nie, nie, nie! Tak nie może być! Przepraszam panie, nie zapytaliśmy o pań preferencje seksualne, a to mamy w skrypcie. – Reżyser zrobił skruszoną minę.

– Nie no, spoko, przecież byśmy podziękowały w razie potrzeby – powiedziała najwyższa z kowbojek.

– No, a ja bym się zastanowiła, w sumie nigdy tak nie próbowałam – odezwała się ta korpulentna.

– Alicja! – Szefowa zgromiła ją wzrokiem.

– To co robimy? – zapytał reżyser – zostawiamy czy zmieniamy płeć? Możemy też usunąć, ale ten skrypt prowadził też w inną ścieżkę zakończenia.

– Usuwamy! – Szefowa popatrzyła znacząco na koleżankę. – Wymyślcie coś innego.

– OK!

UWAGA! GRAMY!

Dość przystojny mężczyzna oparł się o bar tuż koło nich.

– Nieźle strzelasz. No i masz refleks – powiedział chropowatym, przyciszonym głosem.

– Dzięki za uznanie, ale nie jest mi ono do niczego potrzebne.

– Ale kasa zawsze się przyda. Widzę że ty, blondyna i wiewióra ostro sobie pogrywacie  w tym miasteczku. A potrzebuję ostrych giwer.

– Do czego? – zapytała ruda.

– Mam taki interes. Jutro będzie tędy przejeżdżał pociąg z rządową forsą na budowę kolei przez rezerwat. Mam ochotę ją zwinąć, ale nie ma tu ludzi wystarczająco odważnych do takiej roboty. Co wy na to?

– Stoi.

– Tak po prostu? Nie pytacie nawet o ochronę i ile tej forsy jest do podziału? – zapytał szczerze zdziwiony.

– Liczy się przygoda, koleś – odpowiedziały jednocześnie i roześmiały się.

– OK! To widzimy się jutro o dziewiątej na dworcu. Jest na obrzeżach tej mieściny.

– Widzimy się – odpowiedziała najwyższa skupiając się na drinku i tracąc zainteresowanie rozmówcą. Ten wyszedł z baru trzaskając drzwiami.

STOP!

– Jak można trzasnąć drzwiami, które nie zatrzymują się na futrynie? Może mi to ktoś powiedzieć? – ryknął reżyser na swoich pomocników.

– Poprawiam w skrypcie szefie.

– Drogie panie, mamy teraz drobny problem. W skrypcie panowie, którzy nie udali się z panią na tête-à-tête, po ostrej popijawie, kończącej się wielkim nawalaniem po pyskach, idą do motelu. Jest tam obskurnie, śpią przykryci końskimi derkami. Wstają koło ósmej i przemieszczają się na dworzec, gdzie spotykają się z panami, którzy wybrali inną rozrywkę. Wiecie chodzi o klimat dzikiego zachodu. Wszystko powinno wyglądać na trudne i być lekko niewygodne. A jakie są pań sugestie?

– No, mnie to by się przydał jakiś masaż. Ta końska jazda mnie wykończyła. – Marudziła korpulentna Alicja.

– Masaż, maseczka na twarz i spać w wygodnym, pachnącym łóżku. – Rozmarzyła się najwyższa z nich.

– Tak, cała ta przygoda jest bardzo męcząca. Ja bym w ogóle sugerowała jakoś zaraz ją zakończyć, a SPA już poza nią ogarnąć – dopowiedziała wiewiórka.

– To jest pomysł! Przyspieszamy akcję! Podoba mi się to! – wykrzyknął reżyser. „I wreszcie będę miał spokój z tym głupim pomysłem” – pomyślał.

UWAGA! GRAMY!

Do baru wpadł niski, łysawy gość z binoklami na nosie. Ubrany w koszulę i kamizelkę, wyglądał jak urzędnik z Dzikiego Zachodu.

– Jestem zawiadowcą stacji – powiedział donośnym głosem.

– Wiemy! – odkrzyknęli goście wyszynku.

– I śpieszę poinformować was wszystkich, że pociąg, który miał przejeżdżać tędy jutro rano, którym możecie zabrać się do rezerwatu, właśnie przemierza naszą mieścinę. Więc jak ktoś chce się zabrać, bądź na ten pociąg napaść, to na koń i jazda! – kontynuował głośno.

Nikt się nie ruszył, a kobiety spokojnie piły drinki.

– Jeden z mężczyzn, którzy przed chwilą opuścili ten budynek, ruszył już na koniu w stronę tego pociągu. – Słowa były skierowane bezpośrednio do kobiet pijących spokojnie drinki.

Znów nikt się nie ruszył, choć muzyka zaczęła grać żwawiej.

– Mówił, żebym przekazał trzem dzielnym kowbojkom, że powinny wyruszyć NATYCHMIAST! – Zawiadowca stał przy barze i świdrował wzrokiem szefową bandy.

Ta podniosła wzrok znad drinka i popatrzyła na niego leniwym wzrokiem.

– Dopiję to pojadę. Kapujesz?

– Jasne, jasne. Ja się nie wtrącam, ale pociąg zaraz przejedzie i nie dogonicie go, drogie panie.

– Jak przejedzie, to przejedzie, mnie się nie spieszy.

– Nam też nie! – Poparły szefową koleżanki.

STOP!

– Drogie panie, co się dzieje? – zapytał zrezygnowany reżyser.

– Ja nie mam ochoty wsiadać już na konia! Obtarłam sobie uda! – poskarżyła się korpulentna Alicja.

– W ogóle to jest nudne i nie nadaje się do niczego! – Zdenerwowała się najwyższa. – Na początku myślałam, że to dobry pomysł. Że gratis i w ogóle.

– Dobrze, nie będzie więcej końskiej jazdy. Ale nie mogą panie teraz zrezygnować, podpisały panie umowę. Już poprawiam skrypt i zaraz kończymy. To już ostatnia scena – powiedział smutno reżyser.

– Dobrze, wytrzymamy jeszcze chwilę.

GOTOWI? JEDZIEMY!

– Przybył pociąg, który miał przyjechać jutro! Przewoźnik podstawił dyliżans. Kto chce zdążyć, niech się rusza – rzekł donośnym głosem zawiadowca stacji.

Trzy znużone kowbojki wstały od baru i ze spuszczonymi głowami ruszyły w stronę oczekującego dyliżansu. Gdy tylko wsiadły, stangret strzelił batem, a cztery rącze rumaki ruszyły ochoczo w pogoń. 

Tuman kurzu ciągnął się daleko za powozem. Wszystko w środku trzęsło się i hałasowało, ale kowbojki spokojnie siedziały, wyglądając pociągu, który miały obrabować. Stangret strzelił batem w dach. 

– Piękne panie, czas najwyższy wyjść na górę. Będziecie musiały skakać!

Szefowa zrobiła zrezygnowaną minę, ale wspięła się na dach przez okna pozbawione szyb. To samo, z jej pomocą, zrobiła reszta bandy. Kurz wpadał do ust, trzeba było założyć chusty na twarze. Kobiety przygotowały rewolwery.

– Na mój znak!

Dyliżans podjechał bliżej pociągu.

– Już!

Kobiety przeskoczyły zgrabnie z powozu na dach ostatniego wagonu. Zgięte wpół ruszyły do przodu. Co chwila z przestrzeni między wagonami wychylała się czapka żandarma. Nie miały żadnego problemu, by pozbyć się obstawy. Gdy dotarły do lokomotywy, okazało się, że ich zleceniodawca już zaczął wyhamowywać pociąg.

– Kasa jest w pierwszym wagonie. Pójdziecie przodem.

– Dobra, jak sobie chcesz – powiedziała korpulentna.

– Yep. Zrobimy co trzeba – znudzonym głosem dodała ruda.

– A potem SPA. – Podsumowała szefowa.

Gdy pociąg się zatrzymał, wszystkie trzy, jak na komendę, skierowały się do pierwszego wagonu. Szefowa poczuła uderzenie w plecy, kiedy otwierała drzwi. Postrzelona, upadła na ziemię.

– Myślałyście, że się z wami podzielę? – krzyknął zadowolony bandzior, trzymając dwa rewolwery w rękach.

– Nie ma mowy, ta forsa będzie moja! Odsuńcie się! – Dał znak jedną ze spluw by trzymające się na nogach kowbojki odeszły od wagonu.

Ruda rzuciła się do postrzelonej przyjaciółki i odciągnęła ją na bok.

– Ida! Ida! Co ci jest? Nic takiego nie powinno się tu zdarzyć! – rozpaczała nad postrzeloną. 

– E tam! Pewnie nic jej nie jest – powiedziała blondynka. – Chociaż ta krew wygląda bardzo realistycznie. Nie lubię krwi – dopowiedziała mdlejąc.

– Zaraz rozwalę tego gnoja. – Ruda wpadła do pociągu i wywaliła cały magazynek w plecy gościa, który schylał się i pakował pieniądze do sakwy. Nagle wszystko się zatrzymało i zrobiło jej się czarno przed oczami.

 

***

 

– No, budzimy się, budzimy – powiedział reżyser, stojąc nad rudą. – Jak się podobało pani Kowalczyk?

– Eeeeee… – Nie mogła zebrać myśli zapytana.

– Proszę się nie martwić, po narkozie zawsze jest taka reakcja. Aby marzenie, które zapisaliśmy pani na płacie czołowym, mogło zachować się w pamięci, musi pani teraz przespać się kilka godzinek.

– Eeeeeee… Nooooooo…

– Tylko niech pani tutaj podpisze, że wszystko jest OK.

– Coooooooo… Noooooooo…

– Dziękuję pani i miłych snów.

 

***

 

– Raport wygląda świetnie! – oznajmił donośnym głosem prezes. Cygaro w jego ustach poruszało się w rytm słów, wysyłając w niebo sygnały dymne. Przy okazji ubrudziło drogi garnitur, który opinał ogromne ciało właściciela.

– Dziękuję prezesie. Robiłem, co mogłem. Praca była ciężka, ale daliśmy radę. To zasługa całego zespołu.

– Nie bądź taki skromny, reżyserze. – Grubas wstał zza wielkiego dębowego biurka, obszedł je i poklepał rozmówcę mocno po plecach.

– A może powinienem powiedzieć “Wielki Reżyserze”?

– To byłby zaszczyt prezesie. – Rozmarzył się. “Być szefem całej komórki, to już coś! No i nie musiałbym robić przeróbek dla pań, gejów i pewnie za chwilę psów chihuahua” – pomyślał.

– No, ale zanim zostaniesz wielki, musisz dla mnie zrobić coś jeszcze.

– Co takiego?

– Trzeba przenieść „Chcę zostać księżniczką” na grunt chłopców. Konkretnie gejów. I nie, „Chcę zostać królewiczem” ma pozostać odrębnym marzeniem, którym zajmiemy się potem. Mamy naciski środowiska LGBT, by każdy chłopiec też mógł być księżniczką na jednorożcu.

– Wiesz co, prezesie?

– Słucham cię, za chwilę “Wielki Reżyserze” – powiedział przymilnym, lepkim od miodu głosem.

– A ja to pierdolę…

 

***

Koniec

Komentarze

Pawełku, prawie trzynaście tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aj, aj pani kapitan. Dziękuję za uwagę, poprawione.

OK, Pawełku. Dziękuję. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie nasuwa ciekawe refleksje. Działanie technologii, którą opisujesz i w jaki sposób całą rzecz przedstawiasz, samo zdaje się zadawać pytania na temat tego, co jest prawdą, a co nią nie jest. Już po pierwszym STOP wyczekiwałem kolejnych warstw, które mogą później zostać ujawnione, chociaż nie przewidziałem, że to potoczy się akurat w tę stronę. Swoją drogą zabieg przerwania ciągłości narracji dzikiego zachodu mocno wytrąca z immersji, co w wypadku tego tekstu uważam za sporą zaletę.

Mógłbym się jedynie czepić tego fragmentu:

 

Błyskawicznie się obróciła i ścisnęła spust. Wielki gość z nożem wzniesionym do ciosu upadł martwy na podłogę.

– Z powodu niedogodności, które panie spotkały, drinki są gratis.

Mam wrażenie, że ten dialog jest wprowadzony nieco za szybko. Aż się prosi, żeby dodać jeszcze choćby zdanie o ciszy, która zamarła na sali tuż po strzale, szoku barmana, spojrzeniach wszystkich, które nagle skupiają się na całej sytuacji, by zaraz wrócić do swoich stolików. Bez takiego wtrącenia cała scena wydaje się płaska, tak jakby zastrzelenie człowieka nie zwróciło większej uwagi, niż bzycząca pod sufitem mucha. A jeśli zapisane na płacie czołowym marzenia mają być autentyczne, to “Wielki Reżyser”, powinien zadbać o taki szczegół. :D To taka luźna uwaga, chyba że za tym fragmentem stoi jakaś inna koncepcja, której nie dostrzegłem.

Ogólnie rzecz biorąc, przyjemnie się czyta, czuć, że tekst jest przemyślany.

 

Crucis – przede wszystkim dzieki za przeczytanie i komentarz. Fragment, ktory Ci sie nie spodobal jest kalka z filmow o westernach. Takie typowe cos co widze prawie zawsze w scenach z barem. Ktos podchodzi od tylu, a bohater obraca sie, bang i wraca do przerwanej rozmowy/picia drinka/ flirtowania/whateva. I jest totalna obojetnosc na trupa. Ok przyznaje zapomnialem wynajac kogos zeby wyciagnal trupa za nogi… ale z drugiej to marzenie, prawda? Moze byc nie az takie szczegółowe. I tak wszystkiego nie zapamiętasz :)

dodalem jedno zdanie by ten fragment lepiej wyrazal o co chodzi. Dzieki za wskazowke.

Dał znak jedną ze spluw by trzymające się na nogach kowbojki odeszły od wagonu.

Ach ta przezabawna dwuznaczność ;)

 

Pozdrawiam

Czwartkowy Dyżurny

Blacktom – ciesze sie, ze sie podobalo. A impresja o calym tekscie? Dobrze wyszlo?

Definitywnie szkoda, że nacisk na sprawy technologii, jej zastosowania i znaczenia dla opka, jest upchany w dwóch ostatnich częściach. Oczywiście kwestia osiągnięcia zakończenia czytelnika była dominującą; skołować, potem wyjaśnić. Temat fajny, zastosowane środki nie w moim guście… No poza wyjątkam, jak powyżej… to takie fajne smaczki :)

Dzieki

No przyzwoity tekst. Początek z trzema kowbojkami zapowiadał trochę niepokojącego, nudnego kiczu, ale o to chodziło i udało ci się to ładnie rozegrać. Od pierwszego STOPu zaczęło być fajnie, bohaterki-męczybuły bardzo na plus, chociaż trochę niepotrzebnie jest ich tak dużo – tak naprawdę w tak krótkim tekście spokojnie wystarczyłaby jedna, i tak praktycznie niczym (poza wyglądem) się od siebie nie różnią. Fajne granie westernowymi kliszami i okrajanie ich pod marudzącego klienta. Samo zakończenie za to szwankuje – zakończenie westernowe jest ucięte nagle (dlaczego w tym momencie zakończyło się marzenie? Jak szefowa miała być zadowolona z marzenia, w którym ją ubili), a rozmowa reżysera z szefem jakoś nie bawiła mnie ani trochę. No trudno. Samo wykonanie też pozostawia trochę do życzenia. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubis – dzieki. Mozesz rozwinac co szwankuje w wykonaniu?

Kicz, który zaczyna irytować, okazuje się świadomą zagrywką Autora. Nie odpowiadasz niczego nowego, ale jak na prostą historię z przymrużeniem oka opowiastka może być.

Troszkę się można pogubić w tym prowadzeniu fabuły, opartym na zmianach "scenariusza" w świecie przedstawionym. Po co reżyser kręcący na żywo w wirtualu czy może we śnie klientki? To mi zgrzyta, brakuje w tym sensu. Wyobrażając sobie plan filmowy ze statystami itd.), a jednocześnie domyślając się, że chodzi o sztuczny świat i nierealne zdarzenia, miałem wrażenie chaosu i jakiś dysonans logiczny. Poza tym trójka bohaterek wykazuje swoje znużenie przygodą nagle i bez zapowiedzi – chwilę wcześniej zdawały się dobrze bawić.

Część finałowa, z wielkim szefem, LGBT itd., rzeczywiście jakby gorsza, bardziej sztampowa i mało zabawna.

Język prosty, w miarę poprawny, ale mało literacki. Styl w sumie nijaki. Brak fajerwerków, zastosowania środków i chwytów literackich. Nie wszystkie zdania brzmią dobrze, czasem chroboczą, czasem brak im płynności, zdarzają się chybione konstrukcje typu: "Trzeba przenieść „Chcę zostać księżniczką” na grunt chłopców".

Po przeczytaniu spalić monitor.

Sympatyczne opowiadanko. Nabijanie się z klisz zawsze na plus.

Styl masz jeszcze niewyrobiony, przyjdzie z czasem.

Jeźdźcy ubrani byli w kapelusze z szerokimi rondami, długie skórzane płaszcze i wysokie buty z ostrogami.

I tak bez niczego na nogach jechali konno? Aua!

UWAGA! GRAMY!

A czy reżyser nie powinien mówić “Akcja!” i “Cięcie!” zamiast “Stop”?

drobne te te a te te,

Jesteś pewien, że to się tak pisze?

Babska logika rządzi!

Mr. Maras – dzieki za przeczytanie. Dla mnie to cos nowego, prxynajmniej tak mi sie wydawalo. Co do zakonczenia, dzieki za info, nastepnym razem postaram sie wymyslec cos fajniejszego, lub takie zakonczenie opowiedziec inaczej. Styl jak styl :) ale z chwytami literackimi mi czesto nie po drodze. Ucze sie mam nadzieje, ze koedys sie naucze. Mam madzieje, ze Cie nie znudzilo i usmiechnales sie z 2 razy ;)

 

Finkla – dzieki. Wlasnie chcialem leciutko odejsc od planu dilmowego, mialem nadzieje troche dac sygnal, ze to nie taki zwykly film. Stad nie stosowalem akcja itd.  Aaa masz na mysli spodnie. No tak chcialem to zostawic wyobrazni. Ale moze faktycznie brak tego w opisie?  Pomysle. Dzieki za wylapanie bledu, juz poprawiam.

IMO, jeśli wspominasz o kapeluszach i ostrogach, a nie o spodniach, to znaczy, że spodni nie ma.

Babska logika rządzi!

Zaintrygowało mnie opowiadanie, bo choć wiadomo, że opisujesz sceny kręconego filmu, to zastanawia spełnianie życzeń aktorek i liczne zmiany scenariusza. Finał zaskakuje i wszystko wyjaśnia, a to sprawia, że pomysł uważam za zabawny.

Czytało się nieźle, choć wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Przez ubitą drogę prze­wa­la­ły się ka­wał­ki wy­su­szo­nych ro­ślin. ―> Rośliny, które w westernach i horrorach przewalają się/ toczą się po terenach pustynnych/ stepowych to biegacze.

 

– Nie jest źle. – Po­dra­pa­ła konia po szyi kor­pu­lent­na blon­dyn­ka, sie­dzą­ca po pra­wej stro­nie. ―> Raczej: – Nie jest źle. – Kor­pu­lent­na blon­dyn­ka, sie­dzą­ca po pra­wej stro­nie, po­dra­pa­ła konia po szyi.

 

Trzy ko­bie­ty po­wo­li i ostroż­nie ru­szy­ły przez śro­dek w stro­nę wy­szyn­ku. ―> Obawiam się, że do wyszynku podejść nie można, albowiem, jak definiuje SJP PWN, wyszynk to sprzedaż napojów alkoholowych wypijanych na miejscu. Nie można podejść do sprzedaży.

A może miało być: Trzy ko­bie­ty, po­wo­li i ostroż­nie ru­szy­ły przez śro­dek w stro­nę szynkwasu.

 

ryk­nął na całe gar­dło, a jego śmiech pod­chwy­ci­ła cała sala. ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Wlał do trzech trój­kąt­nych kie­lisz­ków ró­żo­wa­te­go drin­ka… ―> Różowaty może trądzik, nie drink.

Proponuję: Do trzech trój­kąt­nych kie­lisz­ków wlał ró­żo­wa­we­go drin­ka

 

Bły­ska­wicz­nie się ob­ró­ci­ła i ści­snę­ła spust. ―> Wydaje mi się, że raczej: Bły­ska­wicz­nie się ob­ró­ci­ła i naci­snę­ła spust.

 

na dzi­kim za­cho­dzie trup ście­le się gęsto. ―> …na Dzi­kim Za­cho­dzie trup ście­le się gęsto.

 

Bar­man wy­co­fał się do tyłu… ―> Masło maślane – czy mógł wycofać się do przodu?

 

udali się z panią na drob­ne te te a te te… ―> …udali się z panią na tête-à-tête

Nie wydaje mi się, aby tête-à-tête, czyli spotkanie we dwoje, mogło być drobne.

 

Ubra­ny w ser­dak i ko­szu­lę, wy­glą­dał jak urzęd­nik z dzi­kie­go za­cho­du. ―> Raczej: Ubra­ny w ko­szu­lę i kamizelkę, wy­glą­dał jak urzęd­nik z Dzi­kie­go Za­cho­du.

 

że po­ciąg, który miał przy­jeż­dżać tędy jutro rano… ―> Raczej: …że po­ciąg, który miał prze­jeż­dżać tędy jutro rano

 

Upa­dła, po­strze­lo­na na zie­mię. ―> Co to znaczy: postrzelona na ziemię?

A może miało być: Po­strze­lo­na, upadła na zie­mię.

 

i pew­nie za chwi­lę psów chi­chu­achua… ―> …i pew­nie za chwi­lę psów chihuahua

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg - heart – [5 minut pozniej] – po zebraniu szczeki z podlogi… twoja dokladnosc każe mi podejrzewac ze jestes mistrzem zegarmistrzowskim. Pewnie patrzysz prze lupe na idealnie wykrojone elementy zegareczka i mowisz, tu maszyna pomylila sie o 3 atomy. Zastanawiam sie czy ktos kiedys napisal opowiadanie dluzsze niz 10.000 znakow w ktorym nic nie znalazlas.

A tak serio, poprawie zaraz jak wroce do domu, bo na komorce pewnie bym popsul. I dziekuje pani psor za przeczytanie i uwagi.

Finkla – mysle, ze masz racje. Uwzglednie w wieczornych poprawkach.

Bardzo proszę, Pawełku. Cieszę się, że uwagi okazały się przydatne i nosisz się z zamiarem skorzystania z nich. ;)

 

…każe mi po­dej­rze­wac ze je­stes mi­strzem ze­gar­mi­strzow­skim.

Nie, Pawełku, Twoje podejrzenia poszły w złym kierunku – nie mam nic wspólnego z zegarkami, poza tym, że czasem sprawdzam, która jest godzina. ;)

 

Za­sta­na­wiam sie czy ktos kie­dys na­pi­sal opo­wia­da­nie dluz­sze niz 10.000 zna­kow w kto­rym nic nie zna­la­zlas.

Owszem, niezbyt często, ale zdarzają się opowiadania, w których niczego nie poprawiam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, Finka – poprawki naniesione – dzięki za wyłapanie 

O! Jak miło, Pawełku. Dziękuję! ;D

A skoro usterki naprawione – klikam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, ze tak późno, ale koronawirus trochę grzebie mi w pracy. Dzięki za kliczki.

Opóźnienie nie ma znaczenia, liczą się intencje. ;)

No i całe szczęście, że rzeczony wirus, grzebiąc Ci w pracy, nikogo nie pogrzebał. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Okidoki, to ja mam pytanie, bo duza czesc czytaczy (acz nie wszyscy) narzekali na zakonczenie. Nie powiem, mialem ich w glowie, a nawetmam nadal kilka i kazde z nich zmienia sens calego opowiadania. Bo to taka Wisienka na torcie, ale jakby to miala byc sliwka czy garsc porzeczek to przeciez cale opowiadanie nabraloby innego smaku.

czy ktos mialby ochote podzielic sie pomyslem jakby on lub ona to widzial lub widziala. Ciekawe czy moglbym sie zaskoczyc… jak ktos ma ochote to smialo, moze cos smiesznego wykoncypujemy razem.

Ja też dziękuję, śliczny bukiet. :-)

Babska logika rządzi!

pawelek bardzo mi się podobało, że chyba ze trzy razy zmienia się cała sytuacja, czytelnik myśli sobie coś, a tu nagle wszystko się zmienia :)

 

pozdrawiam, przeczytam również inne Twoje teksty!!!

Jestem niepełnosprawny...

Korpulentna blondynka, siedząca po prawej stronie, podrapał konia po szyi.”

 

“a” zjadło podczas drapania. 

 

Zabawne, a najbardziej końcówka. Trochę może stereotypowe, ale przecież stereotypy nie wzięły się znikąd. Styl mógłby być nieco bardziej potoczysty. Ale pomysł dobry. 

Beatrycze, dzieki za przeczytanie i znalezienie brakujacego a. Az przekleje je od Ciebie :) ciesze sie ze sie podobalo.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka