Wiatr hulał po pustyni, podnosząc z ziemi tumany kurzu. Przez ubitą drogę przewalały się biegacze. Nawet kaktusy wyglądały tu nad wyraz marnie.
Drogą w kierunku małej wioski zbliżały się trzy mustangi. Wspaniałe zwierzaki podrzucały głowy i machały zadbanymi, wyczesanymi ogonami. Rżały od czasu do czasu i opuszczały łby przed palącym słońcem. Jeźdźcy ubrani byli w kapelusze z szerokimi rondami, długie skórzane płaszcze, dżinsy, płócienne koszule i wysokie buty z ostrogami. Zatrzymali się kilkadziesiąt metrów przed bramą wjazdową do Miasta Marzeń.
Kapelusze uniosły się jak na komendę, ukazując trzy damskie, umalowane oblicza.
– Wygląda spokojnie – powiedziała wysoka kobieta, jadąca w środku. Ostre spojrzenie, surowa twarz i pewność postawy wskazywały na to, że jest szefem tej bandy.
– Nie jest źle. – Korpulentna blondynka, siedząca po prawej stronie, podrapała konia po szyi.
– Cisza przed burzą – szepnęła ostatnia z nich. Szczupła, ruda kobieta, wyglądała bardziej jak mała dziewczynka.
Ruszyły jak na komendę. Konie stąpały paradnie, łeb w łeb lekko parskając. Podjechały pod szynk, przywiązały konie do barierki i nalały wody do koryta z wiadra stojącego opodal.
Półmrok wnętrza rozświetlały gdzieniegdzie promienie palącego słońca. Do środka dostawały się przez przestrzeliny, które powstały w dachu po ostatniej imprezie. W snopach światła widać było poruszający się kurz. Odchylane drzwi bujały się w rytmie wiatru, który od czasu do czasu snuł się leniwie przez pomieszczenie. Nagle otwór wejściowy przysłoniły trzy sylwetki.
Donośne skrzypienie uciszyło pogawędki, głośną grę w karty oraz pianino, które jeszcze przed chwilą wydawało z sobie jakieś jękliwe dźwięki. Klienci baru obejrzeli się, któż to zawitał do ich małego, pięknego miasteczka. Trzy kobiety powoli i ostrożnie ruszyły przez środek w stronę szynkwasu. Gdy wszyscy już nasycili się ich widokiem, co zajęło im trzy długie sekundy, hałasy rozmów i dźwięki muzyki wróciły.
Kobiety podeszły do baru.
– Trzy truskawkowe margarity.
Barman, który próbował bez skutku wetrzeć brud w zakurzone szklanki, wybuchnął śmiechem.
– Hej, słyszeliśta? Te baby chciały jakieś margaryny do picia – ryknął na całe gardło, a jego śmiech podchwyciła sala. Nawet pianino zabrzmiało jakby żywiej.
STOP!
– Nie możemy lekceważyć potrzeb kobiet – powiedział reżyser – Władek, jakie masz alkohole na składzie?
– No, whisky, whiskey i burbon. Nigdy nie trzeba było niczego innego – odparł barman.
– Ty! – Reżyser wskazał jakiegoś młodego chłopaka pałętającego się w pobliżu. – Leć, wiesz gdzie. Załatw wszystko, co potrzebne do zaspokojenia delikatniejszych gustów. Władek, ucz się szybko jak to mieszać!
– Czy mogę jeszcze coś zasugerować? – odezwała się mała, rudowłosa kowbojka.
– Oczywiście, wszelkie rady są na wagę złota.
– Czy te szklanki mogłyby być czyste?
– Władek, zrób porządek z tym brudnym barem. Masz pięć minut!
– Jasne szefie, chwila i gotowe. – Barman rzucił się do zlewu, i za pomocą szmatek sprawił, że kontuar lśnił jak świeżo wypolerowany kolt. Wydawało się to niemożliwe, ale nagle z brudnego, surowego pomieszczenia nie pozostało nic, a wnętrze tchnęło świeżością. Nawet barman wyglądał o wiele lepiej. Już nie jak grubas ze ściereczką, a jak dandys w gustownym smokingu.
UWAGA! GRAMY!
– Margerity? Już się robi, choć specjalnością naszego zakładu jest sex on the beach. – Barman wrzucił odpowiednie składniki do dwóch cynowych kubków, zręcznie je połączył i trzęsąc wymieszał płyny. Wlał do trzech trójkątnych kieliszków różowawego drinka i ozdobił świeżymi truskawkami.
– Trzy dolary, drogie panie. – Barman uśmiechnął się uprzejmie. Jego wzrok skupił się na czymś tuż za plecami szefowej grupy kowbojek. Ta zerknęła na lusterko zawieszone nad półką z alkoholami, jednocześnie wyciągając rewolwer. Błyskawicznie się obróciła i nacisnęła spust. Wielki gość z nożem wzniesionym do ciosu upadł martwy na podłogę. Nikt z bywalców nie zwrócił uwagi na to zdarzenie, w końcu na Dzikim Zachodzie trup ściele się gęsto.
– Z powodu niedogodności, które panie spotkały, drinki są gratis. Prezent od szefa lokalu. – Barman cofnął się, gdy kobieta obróciła się w jego kierunku z dymiącym jeszcze gnatem.
– Hej, ślicznotki! – Młoda czarnowłosa kobieta stanęła przy barze uśmiechając się lubieżnie.
– Może macie ochotę na chwilę sam na sam na pięterku? – zapytała, ale już mniej pewnie.
STOP!
– Nie, nie, nie, nie, nie! Tak nie może być! Przepraszam panie, nie zapytaliśmy o pań preferencje seksualne, a to mamy w skrypcie. – Reżyser zrobił skruszoną minę.
– Nie no, spoko, przecież byśmy podziękowały w razie potrzeby – powiedziała najwyższa z kowbojek.
– No, a ja bym się zastanowiła, w sumie nigdy tak nie próbowałam – odezwała się ta korpulentna.
– Alicja! – Szefowa zgromiła ją wzrokiem.
– To co robimy? – zapytał reżyser – zostawiamy czy zmieniamy płeć? Możemy też usunąć, ale ten skrypt prowadził też w inną ścieżkę zakończenia.
– Usuwamy! – Szefowa popatrzyła znacząco na koleżankę. – Wymyślcie coś innego.
– OK!
UWAGA! GRAMY!
Dość przystojny mężczyzna oparł się o bar tuż koło nich.
– Nieźle strzelasz. No i masz refleks – powiedział chropowatym, przyciszonym głosem.
– Dzięki za uznanie, ale nie jest mi ono do niczego potrzebne.
– Ale kasa zawsze się przyda. Widzę że ty, blondyna i wiewióra ostro sobie pogrywacie w tym miasteczku. A potrzebuję ostrych giwer.
– Do czego? – zapytała ruda.
– Mam taki interes. Jutro będzie tędy przejeżdżał pociąg z rządową forsą na budowę kolei przez rezerwat. Mam ochotę ją zwinąć, ale nie ma tu ludzi wystarczająco odważnych do takiej roboty. Co wy na to?
– Stoi.
– Tak po prostu? Nie pytacie nawet o ochronę i ile tej forsy jest do podziału? – zapytał szczerze zdziwiony.
– Liczy się przygoda, koleś – odpowiedziały jednocześnie i roześmiały się.
– OK! To widzimy się jutro o dziewiątej na dworcu. Jest na obrzeżach tej mieściny.
– Widzimy się – odpowiedziała najwyższa skupiając się na drinku i tracąc zainteresowanie rozmówcą. Ten wyszedł z baru trzaskając drzwiami.
STOP!
– Jak można trzasnąć drzwiami, które nie zatrzymują się na futrynie? Może mi to ktoś powiedzieć? – ryknął reżyser na swoich pomocników.
– Poprawiam w skrypcie szefie.
– Drogie panie, mamy teraz drobny problem. W skrypcie panowie, którzy nie udali się z panią na tête-à-tête, po ostrej popijawie, kończącej się wielkim nawalaniem po pyskach, idą do motelu. Jest tam obskurnie, śpią przykryci końskimi derkami. Wstają koło ósmej i przemieszczają się na dworzec, gdzie spotykają się z panami, którzy wybrali inną rozrywkę. Wiecie chodzi o klimat dzikiego zachodu. Wszystko powinno wyglądać na trudne i być lekko niewygodne. A jakie są pań sugestie?
– No, mnie to by się przydał jakiś masaż. Ta końska jazda mnie wykończyła. – Marudziła korpulentna Alicja.
– Masaż, maseczka na twarz i spać w wygodnym, pachnącym łóżku. – Rozmarzyła się najwyższa z nich.
– Tak, cała ta przygoda jest bardzo męcząca. Ja bym w ogóle sugerowała jakoś zaraz ją zakończyć, a SPA już poza nią ogarnąć – dopowiedziała wiewiórka.
– To jest pomysł! Przyspieszamy akcję! Podoba mi się to! – wykrzyknął reżyser. „I wreszcie będę miał spokój z tym głupim pomysłem” – pomyślał.
UWAGA! GRAMY!
Do baru wpadł niski, łysawy gość z binoklami na nosie. Ubrany w koszulę i kamizelkę, wyglądał jak urzędnik z Dzikiego Zachodu.
– Jestem zawiadowcą stacji – powiedział donośnym głosem.
– Wiemy! – odkrzyknęli goście wyszynku.
– I śpieszę poinformować was wszystkich, że pociąg, który miał przejeżdżać tędy jutro rano, którym możecie zabrać się do rezerwatu, właśnie przemierza naszą mieścinę. Więc jak ktoś chce się zabrać, bądź na ten pociąg napaść, to na koń i jazda! – kontynuował głośno.
Nikt się nie ruszył, a kobiety spokojnie piły drinki.
– Jeden z mężczyzn, którzy przed chwilą opuścili ten budynek, ruszył już na koniu w stronę tego pociągu. – Słowa były skierowane bezpośrednio do kobiet pijących spokojnie drinki.
Znów nikt się nie ruszył, choć muzyka zaczęła grać żwawiej.
– Mówił, żebym przekazał trzem dzielnym kowbojkom, że powinny wyruszyć NATYCHMIAST! – Zawiadowca stał przy barze i świdrował wzrokiem szefową bandy.
Ta podniosła wzrok znad drinka i popatrzyła na niego leniwym wzrokiem.
– Dopiję to pojadę. Kapujesz?
– Jasne, jasne. Ja się nie wtrącam, ale pociąg zaraz przejedzie i nie dogonicie go, drogie panie.
– Jak przejedzie, to przejedzie, mnie się nie spieszy.
– Nam też nie! – Poparły szefową koleżanki.
STOP!
– Drogie panie, co się dzieje? – zapytał zrezygnowany reżyser.
– Ja nie mam ochoty wsiadać już na konia! Obtarłam sobie uda! – poskarżyła się korpulentna Alicja.
– W ogóle to jest nudne i nie nadaje się do niczego! – Zdenerwowała się najwyższa. – Na początku myślałam, że to dobry pomysł. Że gratis i w ogóle.
– Dobrze, nie będzie więcej końskiej jazdy. Ale nie mogą panie teraz zrezygnować, podpisały panie umowę. Już poprawiam skrypt i zaraz kończymy. To już ostatnia scena – powiedział smutno reżyser.
– Dobrze, wytrzymamy jeszcze chwilę.
GOTOWI? JEDZIEMY!
– Przybył pociąg, który miał przyjechać jutro! Przewoźnik podstawił dyliżans. Kto chce zdążyć, niech się rusza – rzekł donośnym głosem zawiadowca stacji.
Trzy znużone kowbojki wstały od baru i ze spuszczonymi głowami ruszyły w stronę oczekującego dyliżansu. Gdy tylko wsiadły, stangret strzelił batem, a cztery rącze rumaki ruszyły ochoczo w pogoń.
Tuman kurzu ciągnął się daleko za powozem. Wszystko w środku trzęsło się i hałasowało, ale kowbojki spokojnie siedziały, wyglądając pociągu, który miały obrabować. Stangret strzelił batem w dach.
– Piękne panie, czas najwyższy wyjść na górę. Będziecie musiały skakać!
Szefowa zrobiła zrezygnowaną minę, ale wspięła się na dach przez okna pozbawione szyb. To samo, z jej pomocą, zrobiła reszta bandy. Kurz wpadał do ust, trzeba było założyć chusty na twarze. Kobiety przygotowały rewolwery.
– Na mój znak!
Dyliżans podjechał bliżej pociągu.
– Już!
Kobiety przeskoczyły zgrabnie z powozu na dach ostatniego wagonu. Zgięte wpół ruszyły do przodu. Co chwila z przestrzeni między wagonami wychylała się czapka żandarma. Nie miały żadnego problemu, by pozbyć się obstawy. Gdy dotarły do lokomotywy, okazało się, że ich zleceniodawca już zaczął wyhamowywać pociąg.
– Kasa jest w pierwszym wagonie. Pójdziecie przodem.
– Dobra, jak sobie chcesz – powiedziała korpulentna.
– Yep. Zrobimy co trzeba – znudzonym głosem dodała ruda.
– A potem SPA. – Podsumowała szefowa.
Gdy pociąg się zatrzymał, wszystkie trzy, jak na komendę, skierowały się do pierwszego wagonu. Szefowa poczuła uderzenie w plecy, kiedy otwierała drzwi. Postrzelona, upadła na ziemię.
– Myślałyście, że się z wami podzielę? – krzyknął zadowolony bandzior, trzymając dwa rewolwery w rękach.
– Nie ma mowy, ta forsa będzie moja! Odsuńcie się! – Dał znak jedną ze spluw by trzymające się na nogach kowbojki odeszły od wagonu.
Ruda rzuciła się do postrzelonej przyjaciółki i odciągnęła ją na bok.
– Ida! Ida! Co ci jest? Nic takiego nie powinno się tu zdarzyć! – rozpaczała nad postrzeloną.
– E tam! Pewnie nic jej nie jest – powiedziała blondynka. – Chociaż ta krew wygląda bardzo realistycznie. Nie lubię krwi – dopowiedziała mdlejąc.
– Zaraz rozwalę tego gnoja. – Ruda wpadła do pociągu i wywaliła cały magazynek w plecy gościa, który schylał się i pakował pieniądze do sakwy. Nagle wszystko się zatrzymało i zrobiło jej się czarno przed oczami.
***
– No, budzimy się, budzimy – powiedział reżyser, stojąc nad rudą. – Jak się podobało pani Kowalczyk?
– Eeeeee… – Nie mogła zebrać myśli zapytana.
– Proszę się nie martwić, po narkozie zawsze jest taka reakcja. Aby marzenie, które zapisaliśmy pani na płacie czołowym, mogło zachować się w pamięci, musi pani teraz przespać się kilka godzinek.
– Eeeeeee… Nooooooo…
– Tylko niech pani tutaj podpisze, że wszystko jest OK.
– Coooooooo… Noooooooo…
– Dziękuję pani i miłych snów.
***
– Raport wygląda świetnie! – oznajmił donośnym głosem prezes. Cygaro w jego ustach poruszało się w rytm słów, wysyłając w niebo sygnały dymne. Przy okazji ubrudziło drogi garnitur, który opinał ogromne ciało właściciela.
– Dziękuję prezesie. Robiłem, co mogłem. Praca była ciężka, ale daliśmy radę. To zasługa całego zespołu.
– Nie bądź taki skromny, reżyserze. – Grubas wstał zza wielkiego dębowego biurka, obszedł je i poklepał rozmówcę mocno po plecach.
– A może powinienem powiedzieć “Wielki Reżyserze”?
– To byłby zaszczyt prezesie. – Rozmarzył się. “Być szefem całej komórki, to już coś! No i nie musiałbym robić przeróbek dla pań, gejów i pewnie za chwilę psów chihuahua” – pomyślał.
– No, ale zanim zostaniesz wielki, musisz dla mnie zrobić coś jeszcze.
– Co takiego?
– Trzeba przenieść „Chcę zostać księżniczką” na grunt chłopców. Konkretnie gejów. I nie, „Chcę zostać królewiczem” ma pozostać odrębnym marzeniem, którym zajmiemy się potem. Mamy naciski środowiska LGBT, by każdy chłopiec też mógł być księżniczką na jednorożcu.
– Wiesz co, prezesie?
– Słucham cię, za chwilę “Wielki Reżyserze” – powiedział przymilnym, lepkim od miodu głosem.
– A ja to pierdolę…
***