- Opowiadanie: przenoga23 - KLUCZ

KLUCZ

Oceny

KLUCZ

“KLUCZ”

 

Klucz ważył zbyt dużo, jak na swój rozmiar. Nie mógł być wart tyle, na ile zostało wycenione jego bezpieczeństwo. Co też znajdowało się za drzwiami, które ten klucz otwierał?

Henry Fett przesunął dłoń z kluczem do lepszego światła, które padało przez otwór w ścianie. Ponownie ujrzał wyryte na nim słowa.

„Droga długa jest. Nie wiadomo czy ma kres.”

Przemyślał znaczenie wyrytych słów. Stwierdził, że jest w nich sporo prawdy.

Prawdą było również to, że ten klucz nie powinien znajdować się w tej chwili w jego dłoni. Powinien być bezpieczny, w specjalnie przygotowanym pudełku. Ponownie zważył klucz w dłoni i ponownie zdziwił się jego wagą. To przyniosło mu na myśl nagrodę, jaką dostanie za przypilnowanie tego klucza, aż do balu, który zostanie wydany za kilka dni.

Nagroda była równoznaczna przemyceniu co najmniej stu sztuk mieczy wykutych przy pomocy smoczego ognia lub złapaniu kilkunastu mężczyzn lub kobiet podejrzewanych o przestępstwa. Tylko dlatego przyjął to zlecenie.

W pierwszych godzinach po usłyszeniu na czym będzie polegało zlecenie, przypilnowanie klucza przez kilka dni wydawało się banalnie proste. Po tym jak usłyszał ile dostanie za to sztuc srebrników przestał myśleć racjonalnie. Zarobek przysłonił mu to, czego powinien się domyśleć. Jeśli cena za klucz była tak wysoka, to znaczyło, że ktoś miał na ten klucz ogromną ochotę. Gdyby zgodził się później mógłby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Mógłby wysłać swoich małych szpiegów, aby wywęszyli co ludzie gadają. Niestety zgodził się na to zlecenie szybko. Jedną z kondycji zawartych w umowie była, ta, że będzie musiał iść pilnować klucza od razu.

Otworzył drzwi schowka i położył klucz do pudełka, z którego wyjmował go już kilkukrotnie. Zamknął drzwi schowka i wtedy usłyszał głosy.

Serce zaczęło mu bić szybciej. Chronił klucza dopiero od kilku godzin.

Uklęknął. Przyłożył ucho do kamiennej podlogi. Usłyszał stukot kilku kroków. Ktokolwiek się zbliżał, szedł powoli, bez pośpiechu, zapewne tak, aby nie zostać usłyszanym. Tylko, że on był Henrym Fett. Łowcą i przemytnikiem, który żył z tego, że uciekał.

Nie jestem przyzwyczajony do czekania i bronienia się, pomyślał. Przez głowę przeleciało mu kilka planów ucieczki z tego miejsca, ale żadnego z nich nie mógł zrealizować.

Odgłos kroków wzniósł się i musiał zareagować. Sięgnął dłońmi za plecy. Za pasa wyciągnął dwa krótkie sztylety. Były tutaj bardziej przydatne aniżeli lekki miecz. Sztyletami mógł zaatakować zbliżających się mężczyzn jako pierwszy.

Usłyszał radę, jaką usłyszał od swojego zleceniodawcy.

– Jeśli ktokolwiek spróbuje zbliżyć się do ciebie, i będzie w ilości przeważającej, to najlepiej schowaj się do schowka w ścianie za drzwiami. Mogą pomyśleć, że nikogo tu nie ma. A w razie czego możesz ich zaatakować znienacka.

Wtedy wyśmiał tę radę. Nie spodobało się to zleceniodawcy. Henry Fett wytłumaczył się, że on nie ma w zwyczaju chować się przez potyczką.

– Raczej uciekać – odpowiedział mężczyzna.

– Tylko czasami – dorzucił Henry Fett, ale w myślach zgodził się z rozmówcą.

Teraz stwierdził, że zleceniodawca miał rację. To była najlepsza opcja. Z miejsca w którym stał widział długi hol na odległości kilkunastu metrów. To samo musiał dotyczyć tych, którzy się zbliżali. Zauważyliby go zanim mógłby wstanie zaatakować ich sztyletami. Nie było miejsca na schowanie się oprócz schowka, w którym znajdowało się pudełko z kluczem o wysokiej wartości.

Przez mrok pomieszczenia, w którym ledwo się zmieścił, przebijały wąskie strugi światła. Przesunął głowę minimalnie w lewo, aby uciec od jasnego promienia, które drażniło jego prawe oko. Stwierdził, że jednak popełnił błąd. Przez szpary w drzwiach nie potrafił niczego dostrzec. Nie słyszał również już zbliżających się kroków. Małe pomieszczenie schowka spowodowało, że jego oddech stał się dla niego głównym i donośnym dźwiękiem. Tylko on dostawał się do jego uszu.

Obraz kobiety ukazał się w jego myślach. Spróbował ją odgonić, ale wciąż trwała. PAtrzyła na niego z jego myśli, tak, jakby nad nimi panowała. Jeśli teraz zginie, już nigdy jej nie odzyska. Objawienie możliwości straty przyniosło mu kolejny obraz. Tym razem spoglądał na niego starszy mężczyzna o szpetnej twarzy. Na jego ustach tkwił najszerszy i najbardziej obrzydliwy uśmiech, jaki kiedykolwiek Henry widział. Wraz z tym uśmiechem pojawił się płacz. Głośny i przeszywający jego serce na wiele małych kawałków.

Nie był to pierwszy raz, kiedy taka sytuacja mu się przydarzyła. Dotychczas radził sobie z nią krzykiem.

Zacisnął zęby i przestał oddychać, aby zniwelować odgłosy w schowku. Zapanowała cisza.

Henry Fett zastygł. Jedynie mały palec prawej ręki nie posłuchał jego woli. Drżał.

Pisk myszy przeszył ciszę małego pomieszczenia. Serce zaczęło mu bić szybko. W ciemności przeszywanej przez strugi światła spróbował dojrzeć intruza. Uderzył łokciem o ścianę. Na szczęście nie uderzył w drewniane drzwi, które na pewno zdradziłyby jego położenie. Wtedy ze strachu podniósł stopę. Kolano uderzyło o drzwi. Zgrzyt drewna brzmiał niczym potężny łomot drzew spadających na siebie w czasie burzy. Henry zastygł. Mysz pisnęła raz jeszcze i uciekła przez mały otwór pod drzwiami. Nie usłyszał jej, ale wyobraził sobie jej małe, wstrętne ciało przemykające pospiesznie przez korytarz.

Czy oni już tam stali? Czy widzieli mysz uciekającą od bojącego się go mężczyzny schowanego za drzwiami? Czy go usłyszeli?

Pragnął udzielić odpowiedzi sobie negatywnej odpowiedzi.

– To muszą być te drzwi – usłyszał donośny głos mężczyzny. Zdało mu się, że dochodzi z głębi korytarza. To napawało go nadzieją. Ale jaką mógł mieć nadzieję trwając zamknięty w pomieszczeniu, do którego właśnie zmierzali tamci mężczyźni?

Przełknął ślinę i zaczął raptownie oceniać swoją sytuację. Strach nie pozwolił mu się skupić. Jedyne co przychodziło mu na myśl, to plany ucieczki. Tylko, że w tej chwili żadnego z nich nie mógł już spełnić. A tym, który naprawdę mu się spodobał to ucieczka po dachach tego pałacyku. Z dachów rozpościerał sie wspaniały widok na malownicze wzgórza i rzekę serpentyną płynącą po okolicznych polach. Dłonie złożył na sztyletach. Nienawidził walki wręcz. Rzadko jej używał ponieważ nie był w niej dobry.

Odgłos przyspieszonych kroków wyrwał go z zamyślenia, i wepchnął w głębszy strach. Nie rozpoznał ile postaci zbliżało się w jego kierunku. A to miało kluczowe znaczenie. Zacisnął palce jeszcze mocniej na rękojeści i pomyślał o tych wszystkich, których zranił.

Mężczyźni zatrzymali się przed drzwiami. Zapadała chwilowa cisza. Kropla poty popłynęła po Henrego skroni. Oddychał najciszej jak potrafił, przez nos, powoli.

A może powinien z nimi porozmawiać, negocjował, pomyślał, ale wyśmiał się za niespodziewaną naiwność.

Ktoś szarpnął na metalową klamkę. Drzwi wrzasnęły krzykiem protestu. Pozostały zamknięte.

Henry przygotował się na obronę, tylko, że nie klucza, co swojego życia. Ono w tej chwili było najważniejsze. Postanowił, że jeśli uda mu się wyjść ze schowka i przebić przez ścianę postaci, to wyskoczy pobiegnie korytarzem, skręci w lewo i przez najbliższe, szerokie okno wyskoczy na dach, aby dalej pomknąć koroną pałacowej budowli w stronę wąskiej dróżki ukształtowanej dla dowożenia jedzenia i innych produktów do pałacyku. To była najlepsza i fascynująca możliwość ucieczki.

A co z kluczem i nie wywiązaniem się z umowy? Nie będzie to pierwszy raz, kiedy będzie miał dług u kogoś ważnego. Po prostu jego ucieczka nabierze szerszego znaczenia.

Odgłosy mężczyzn zaczęły się oddalać. Henry uznał to za dobry znak. Rozluźnił napięcie dłoni na sztyletach. Nagle odgłos przyspieszonego tupania wyrwał go z nagłego spokoju. Nie zdążył zareagować. Postać z drugiej strony taranem spróbowała otworzyć drzwi. Henry Fett niemal krzyknął ze strachu i zaskoczenia. Drzwi pozostały na miejscu. Z drugiej strony padły przekleństwa.

– NIe mamy chyba innej możliwości – Henry usłyszał zniekształcony przez drzwi głos, który wydawał się tubalny, mało naturalny. – Nie mamy czasu na zabawę z nimi. Zresztą ktoś mógł już usłyszeć ten hałas jaki narobiłeś Mały. Trzeba będzie palić.

Henry zagryzł wargi. Strach sparaliżował mu ręce. Niemal zsikał się ze strachu, ale w ostatniej chwili powstrzymał się przed tym dramatycznym wstydem. Uzmysłowił sobie, że nie chce umierać. Na pewnie nie tak. Nie w męczarniach. Musi walczyć. Musi stawić czoła mężczyznom za drzwiami. Lepiej zginąć w czasie potyczki niż zostać spalonym żywcem.

Włożył jeden sztylet pod pasek. Wolną dłonią sięgnął po zasuwę, która uniemożliwiała otworzenie drzwi od zewnątrz.

Zanim odsunął zasuwę poczuł na karku delikatny powiew wiatru. Spróbował się odwrócić. Skrzypnięcie szybko otwieranych za jego plecami drzwiczek zaskoczyło jego zmysły na temat swojego położenia, i dotychczasowej analizy na temat tego, co może się wydarzyć i jak na to zareagować.

Zimna, stalowa rzecz dotknęła grdyki. Henry Fett wytrzeszczył oczy. Stał się głuchy na odgłosy dobiegające zza drzwi. Jego myśli nie podążały za strachem wobec możliwości spłonięcia. Jego życie zawisło na włosku i nie miał już możliwości ucieczki. I znów pojawiła się ona, najważniejsza.

– Zdrajco, dzięki tobie i twojej nieudolności, już niedługo w królestwie zapanuje nowy ład.

Sztylet wgłębił się w skórę na gardle. Henry Fett poczuł ukłucie za uchem. Ciepło cieczy popłynęło wzdłuż szyi. Po chwili promienie słońca przeciskające się przez szparę w drzwiach zamieniły się w czerń.

Koniec

Komentarze

Bolą powtórzenia… Bolą bardzo…

 

Obraz kobiety ukazał się w jego myślach. Spróbował ją odgonić

Skąd to się nagle wzięło? Cały ten akapit jest wyrwany z kontekstu.

PAtrzyła

Chyba wiesz gdzie jest tu błąd.

ciepło cieczy popłynęło wzdłuż szyi

Średnio mi się podoba. Może: “poczuł ciepłą ciecz, która popłynęła wzdłuż szyi”

 

Masz kilka błędów. To co mnie uderzyło to średnio realistyczne zachowanie bohatera.

żył z tego, że uciekał

Niemal zsikał się ze strachu

Tak trochę z sobą zgrzyta.

 

Tak samo kto by powierzył tak (jak się wydaje) ważną misje komuś kto już (z tego co rozumiałem) nie raz zawiódł?

Bardzo mało wiemy o postaci i jej motywacji ale to jest fragment. Niezbyt ni si e to podoba ale chyba przeboleje.

Tekst mnie nie porwał przyznaję ale nie był również tragiczny. Poczekajmy na oceny innych użytkowników i zobaczymy co oni myślą.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Tytuł – Klucz. Jest to kluczowe co napiszę (żeby nie było, “kluczowe” też jest w tekście) – strach otwierać lodówkę…bo klucz. I sztylety. I łowca co ucieka zamiast walczyć. No i Fett, ale Bobę i Jango Fetta to Ty szanuj, to jedyni słuszni Łowcy nagród. Aha, i chyba zginął na końcu? Henry znaczy.

Na poważnie – słabo jest. Brak Mocy. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka