- Opowiadanie: aKuba139 - Wartość życia

Wartość życia

Na początku chciałbym szczególnie podziękować MaSkrol oraz Irka_Luz za betowanie, jesteście nieocenieni.

Zdaje sobie sprawę, że w tekście jest dużo przemyśleń i pytań bez odpowiedzi. Taki był zamiar. Chciałem swoje myśli i rozważania zamknąć w przyjemnej, przystępnej oprawie. Mam nadzieję, że się udało.

Zapraszam serdecznie do czytania.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

thargone

Oceny

Wartość życia

 

Stałem naprzeciwko samotnego domu w noc podczas pełni księżyca. Drzwi były zamknięte, ale nie ma zamka, który by mnie zatrzymał. Wkrótce niczym cień przemieszczałem się po pokojach na parterze, szukając w nich tego, po co przyszedłem. Dowiedziałem się, że mieszka tu alchemik, jego żona i syn. Warto było wcześniej zrobić rozeznanie. Jednak pokoje były puste. Zatrzymałem się przed ciężkimi, okutymi żelazem drzwiami. Otworzyłem kłódkę używając dotyku wypełnionego magią, i słowa, które otwiera każde przejście. Ujrzałem ciemny korytarz, prowadzący w dół. Schodziłem po schodach, a towarzyszył mi zapach stęchlizny, wilgoć, woda kapiąca z sufitu. Udało mi się odnaleźć pochodnię wiszącą na ścianie i ją zapalić.

– Cholera – zakląłem cicho, sparzywszy sobie palce.

Odruchowo wsadziłem je do ust, lecz niewiele to pomogło. Pod koniec tunelu poczułem zapach gnijącego mięsa.

Zobaczyłem niskie pomieszczenie z klatkami przy ścianach oraz stołem w części centralnej, na którym leżało coś przykryte płachtą. W kącie izby stał mniejszy stolik, zasłany papierami. Szukałem źródła odoru, który nawet u człowieka przyzwyczajonego do smrodu krwi i ciał, powodował mdłości.

Kupa mięsa. Sterty gnijącego truchła pozamykane w ciasnych klatkach. Dłuższą chwilę zajęło mi zorientowanie się, że to kiedyś byli ludzie.

Dwa ciała w ciasnej celi. Połamane ręce i nogi, nienaturalnie wykrzywione kończyny. Ten wątpliwie piękny widok był opatrzony kartką z napisem:

Eksperyment 12

Podejście 3

Badanie poruszania się ludzi ze złamanymi kończynami.

Wniosek: osobnik odurzony opium porusza się sprawniej i nie wykazuje oznak bólu.

(Teza potwierdzona)

 

Kolejna klatka. Tym razem uwięzionym był mężczyzna z głową wciśniętą w beczkę pełną wody. Ciekawe ile wytrzymał, zanim się utopił…

Obok znajdowała się para zamknięta razem. Pocieszne lalki ze starych gałganów, pozszywane szybko, niestarannie i z kompletnie niepasujących do siebie części. Ciekawe, czy eksperyment się udał i mogli ruszać doszytymi kończynami.

Jeden z trupów się poruszył. Natychmiast dobyłem miecza i wymierzyłem w jego stronę. To żyło i było kobietą.

Blizny i ropienie wielkości mojej pięści były doskonale widoczne na jej nagim ciele. Kołysała się nieznacznie, obejmując rękami kolana i patrząc na mnie pustym wzrokiem. Wpatrywała się przekrwionymi oczami. Jej spojrzenie wzbudzało irracjonalny lęk. Była chora na hastię, w ostatnim jej stadium. Leki już by jej nie pomogły.

Zastanawiałem się, czy utrata kontaktu ze światem jest najlepszym czy najgorszym, co może ich spotkać. Początkowe zawroty głowy, mdłości, powiększone węzły chłonne to powszechne objawy. Dopiero później pojawiają się ropienie. Wtedy można już mówić o tym że ktoś jest hastjatem albo, jak w tym przypadku, hastyjką. Wielkie, czarne, bolesne wrzody jednoznacznie na to wskazywały. Lecz nie one były najgorsze. To śmierć za życia. Człowiek umiera dla innych, gdy popada w obłęd. Przejęzyczenia przechodzą w mylenie faktów, te w zapominanie, a następnie apatię. Po niej nie ma już nic. Chory nie odpowiada, nie reaguje, nie mówi, nie je. Jest stracony dla świata.

Kobieta nie była w stanie mnie zaatakować. Odszedłem jak najszybciej, by się nie zarazić morowym powietrzem wydychanym przez tę hastijkę, jednocześnie chowając miecz do pochwy. Podszedłem do stolika. Szybko przeleciałem wzrokiem kartki i odręczne zapiski. Nie byłem biegły w sztuce pisania i czytania, ale już wiedziałem, nad czym prowadzi badania i jak postępują. Ten szaleniec sprawdzał rzeczy, na które żaden doktor o zdrowych zmysłach nie wyraziłby zgody. 

“Kto normalny zabija ludzi tylko po to by sprawdzić jak umierają? A to podobno ja jestem bez serca…”

Westchnąłem i spojrzałem na większy stół. Już domyślałem się, co tam znajdę. Zacisnąłem zęby, pięści pobielały. Podszedłem i jednym ruchem zerwałem płótno. Cofnąłem się pod naporem smrodu i roju owadów, który uniósł się z otwartego ciała. Popatrzyłem na twarz trupa. Rozpoznałem ją, mimo zmian, jakie poczyniła śmierć. Delikatnie nakryłem zwłoki płachtą. Czułem wzbierającą wściekłość. Uderzyłem w stół, aż zabolała mnie dłoń. Nie pomogło. Od ścian piwnicy odbił się mój rozdzierający krzyk. Powróciły wspomnienia…

***

Wspierając się o mur w ulewną noc, uciskałem bok. Krew przesiąknęła przez ubranie i przelewając się przez palce, skapywała na bruk. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Osunąłem się na ziemię i oparłem plecami o ścianę. Przez myśl przemknęło mi, że umrę tak, jak przyszedłem na świat. W rynsztoku. Woda spływała mi po twarzy i zalewała oczy, ale to już nie było ważne, wtedy nic nie było ważne.

Ból w nodze sprawił, że syknąłem i mimowolnie się rozejrzałem. Kobieta. Tyle mogłem dostrzec poprzez  deszcz, zalewający mi oczy, przyćmione dodatkowo bólem. Całun ciemności okrył mi twarz.

Obudziłem się. Nie wiedziałem gdzie jestem, oślepiało mnie światło. Nie dawało spokoju.

Wreszcie nadszedł mrok. To w nim czuję się najlepiej. Wtedy też przyszła ona.

– Kim jesteś?

– Nie poznajesz mnie? – Na jej twarzy pojawił się wyraz zdumienia. – Jestem Alisja.

Moja mina musiała odzwierciedlać zdezorientowanie, gdyż zaraz dodała.

– Uratowałeś mnie w Tonstrat.

Pokręciłem głową, gdyż dziewczyna nadal była mi obca.

– Zabiłeś handlarza niewolników który mnie więził, pamiętasz?

Zlecenie pamiętałem, jej nie. Moje myśli zaprzątało jednak co innego. Jak ona mnie zapamiętała? Co prawda magia, za którą się ukrywam to tylko prosta sztuczka, lecz ona na czarodziejkę nie wyglądała.

– Pokaż, jak tam twoja głowa – powiedziała, pochylając się nade mną.

Wtedy zrozumiałem. Srebrny łańcuszek z kryształem górskim. Wystarczający by rozproszyć mój czar.

Spróbowałem wstać. Powstrzymała mnie delikatnie, a jej słodkie perfumy sprawiły, że nie miałem siły oponować…

– Czemu to zrobiłaś? – zapytałem trzeciego dnia, kiedy byłem już zdolny zadbać o siebie.

– Życie za życie.

– Nie musiałaś.

– Wiem, jednak to zrobiłam.

– Nadal nie potrafię pojąć czemu.

– A ja nie potrafię pojąć czemu mnie nie zabiłeś tam, w Tonstrat. Czemu nas, niewolników, puściłeś wolno?

– Nikt nie zapłacił mi za zabicie was.

– Chodzi tylko o pieniądze? Mogłeś wszystkich sprzedać.

– Wyglądam na handlarza?

Uśmiechnęła się.

– Co teraz zamierzasz?

– Opuścić cię – skłamałem.

Wróciłem do niej nie raz. Trochę dlatego, że głodowałem i liczyłem na posiłek, czasami chciałem się ukryć, nie zawsze miałem też gdzie spać, a jej ciepło i perfumy koiły ciało i umysł.

Później wracałem już tylko dlatego, że oboje tego chcieliśmy.

***

Śmierć nie jest sprawiedliwa, ale ja będę.

Wbiegłem po schodach. Odrzuciłem pochodnię. Pomyślałem że zdążę uciec, a pożar spali dowody. Na piętrze zastałem mój cel. Maszerowałem w jego kierunku dzierżąc broń. Nie ukrywałem się, nie było sensu.

– Zdychaj – wysyczałem przez zaciśnięte zęby, podczas gdy alchemik stał sparaliżowany ze strachu.

– Zostaw go! – wykrzyczał kilkuletni chłopiec, najpewniej syn alchemika starając się jednocześnie zasłonić mężczyznę swoim ciałem.

Zaklęciem wspartym przez ruch mojej ręki chłopiec został odepchnięty, nie będzie się wtrącał, nie miałem przecież nic do gówniarza.

– Cz-czego chcesz? – Alchemik cofną się o krok.

– Twojej śmierci.

– Ile ci za mnie dadzą? Tysiąc? Dwa? Pięć? A może jeszcze więcej? Zapłacę drugie tyle, zniknę z miasta i upozoruję własną śmierć. Mogę załatwić ci również stanowisko w radzie miejskiej. No wiesz władza, pieniądze, kobiety. – Uśmiechnął się niepewnie.

– Ciebie zabiję dla samej przyjemności.

– Spokojnie, możemy się przecież dogadać. O mnie nikt więcej nie usłyszy, a żona z synem nikomu przecież nie zawadzają.

– Co ona ci zrobiła?! – spytałem kierując ostrze w jego stronę.

– Kto? – wydusił z siebie mężczyzna.

– Dziewczyna, która leży rozkrojona u ciebie w piwnicy – szepnąłem przykładając mu broń do gardła.

– Ona? Kogo ona obchodzi? Była przecież zwykłą dziw…

Nie wytrzymałem.

Stałem nad nim z obnażoną klingą. Krew powoli skapywała z ostrza, wycelowanego w gardło ofiary.

Zakrwawiony, bezbronny błagał o życie. Skomlał. W jego okularach ujrzałem swoje odbicie. Czarną postać budzącą lęk. Tylko szmaragdowe oczy, kontrastowały z mroczną sylwetką.

Usłyszałem płacz, odwróciłem się.

– Jesteś potworem! Trzeba było zabić mnie, a oszczędzić dziecko! – wykrzyczała ze łzami w oczach.

 Matka tuliła martwego syna. Malec miał pecha, odrzucony zaklęciem upadł i roztrzaskał sobie głowę. W cichym szlochu kobiety nie było gniewu, był za to żal i poczucie niesprawiedliwości. Rozpacz w formie łez spływała wielkimi kroplami po policzkach. Nieartykułowany lament rozniósł się po mieszkaniu.

Dzieciak znalazł się w złym miejscu o złej porze. Niczego nieświadomy, niczemu nie zawinił. Jednak umarł przez głupie zrządzenie losu. Kolejna dusza na moim sumieniu. Problem w tym, że był za młody na śmierć.

Wzdychając, opuściłem broń. Wyciągnąłem rękę w kierunku krzesła i obracając nadgarstkiem, ustawiłem odpowiednio palce.

– Asio – wyszeptałem.

Mebel usłuchał zaklęcia i przysunął się do mnie, usiadłem. Gdy myślałem o rozciętej w piwnicy Alisji, która przyszła tu by zaspokoić alchemika, bezwładnym chłopcu oraz leżącym na ziemi mężczyźnie, zacząłem się zastanawiać ile warte jest życie. W szczególności, ile warte było życie Alisji, która umarła za jeszcze mniejszą garść monet niż ta, którą otrzymam za zlecenie.

Alchemik obiecywał mi złote góry, bylebym go nie zabił i oszczędził żonę. Czy byłby w stanie mi je dać? Sterta pieniędzy i wygodne stanowisko były tylko obietnicą. Całkiem jednak możliwe, że mógłby ją spełnić. Był w stanie to wszystko mi ofiarować w zamian za życie. Cenił je, widziałem to w jego szklistych oczach.

Czy każde życie jest warte tyle samo? Setki żołnierzy przelewają ostatnią kroplę krwi za króla. Jedna składana co roku ofiara wydaje ostatnie tchnienie, by reszta mogła żyć w dobrobycie. Czy to jest sprawiedliwe? Czy śmierć jest sprawiedliwa? Mówi się, że Kosiarz jest ślepy, że nie patrzy na piastowany urząd, rodowód czy majątek. Zabiera każdego, ale czy słusznie? Czemu tyle zasługujących na śmierć wciąż żyje i czemu tyle zasługujących na życie umiera.

Właściwie czy mam prawo tak mówić? Kto dał mi moc do decydowania, o życiu i śmierci? Nie jestem przecież żadnym bogiem. Czy jednak to jest pewne? Czymże innym jest zabijanie czyichś synów na wojnie, lub płodzenie ich w niezliczonych ilościach jak nie zabawą w boga, dającego lub odbierającego to, co dla ludzi najcenniejsze? Właśnie, "najcenniejsze" to pojęcie względne. Jedni ofiarują wszystko i skażą wszystkich na śmierć by ochronić skórę, inni natomiast własną piersią zasłaniają obcych przed morderczym ciosem. Kim natomiast jest obcy? Wszyscy przecież stajemy się braćmi i siostrami, gdy przyjdzie po nas istota odziana w postrzępioną, ciemną szatę z kosą dzierżoną w ręku. Taka właśnie postać stała nad moją ofiarą czekając na jej ostatnie tchnienie.

– Ile warte jest twoje życie? – zapytałem mężczyznę, wykrwawiającego się u mych stóp.

Ostatkiem sił alchemik podniósł głowę i spojrzał na mnie.

– Ile warte było życie twojego syna?

Próbował mówić, ruszał ustami, charczał i pluł krwią, ale nie odpowiedział. Głowa opadła bezwładnie a cienka czerwona strużka pociekła od kącika ust aż na podłogę, tworząc powiększającą się z każdą sekundą plamę.

Przez chwilę przyglądałem się, jak Śmierć zabiera należną jej duszę.

Stanąłem z nią twarzą w twarz. Nie bałem się. Nieraz ją widziałem, nieraz stała u mojego boku, gdy podrzynałem gardła z zimną krwią, nieraz stałem naprzeciw niej jak równy z równym.

– Ile warte jest życie?

– Czyje?

– Czyjekolwiek.

– Dla ludzi żołnierz jest wart tyle ilu zabije, mag tyle ile wyczaruje, szpieg tyle ile wie, król tyle ile jego państwo, a prosta wieśniaczka tyle, ile są gotowi ofiarować chłopcy by ją zdobyć. Dla mnie wszystkie duszę są identyczne – odpowiedziała Śmierć głosem, który rozbrzmiewał tylko w mojej głowie.

– Ile warte jest jego życie? – Kopnąłem delikatnie zwłoki leżące obok mnie.

– Ile pieniędzy weźmiesz za jego zabicie?

– Dobra a chłopak? Jego nie był w planie.

– Nie da się wszystkiego zaplanować – odparła śmierć zabierając duszę malca.

– A ile jest warte moje?

Nie odpowiedziała. Milczała, powoli rozpływając się jak poranna mgła.

– Ile do cholery jestem wart! – wykrzyczałem, próbując ją jednocześnie pochwycić.

Zniknęła. Byłem tylko ja, zwłoki i matka pozbawiona kontaktu z rzeczywistością.

Zebrałem się i wyszedłem z budynku, w którym ogień rozszalał się już na dobre. Blask księżyca oświetlał mi drogę. Udałem się traktem w stronę miasta. Pustymi ulicami dotarłem do karczmy: “Pod Smokiem”.

Rozejrzałem się w poszukiwaniu właściwego człowieka. Panujący zaduch i żar bijący od paleniska były miłą odmianą po chłodzie nocy, od którego zgrabiały mi palce. Znalazłem postać której szukałem, jedyny łysy w pomieszczeniu. Usiadłem naprzeciwko przy okrągłym stoliku, niemającym więcej niż dwa łokcie średnicy.

– Zanosi się na burzę.

– Ja jestem burzą – odpowiedziałem, a mężczyzna uśmiechnął się, gdyż tylko ja znałem to hasło.

– Mam rozumieć, że załatwiłeś sprawę?

Wyciągnąłem zabrane alchemikowi okulary. Były jeszcze pokryte plamami krwi.

– Postąpiłeś słusznie mordując tego sukinsyna.

– Od kiedy zabijanie bezbronnych jest słuszne?

– Od kiedy takim jak ty przeszkadza, że ich ofiara jest bezbronna?

– Od kiedy takim jak ja prawi się wykłady o słuszności?

Zamilkł. Wpatrywał się we mnie, nie wiedząc co powiedzieć.

– Gdyby nie ty, nadal prowadziłby swoje “eksperymenty” na bogom ducha winnych istotach.

– Gdyby nie on nie byłoby lekarstwa na hastie, która wybiła pół naszego miasta. Brałem ten lek, ty pewnie też.

– Czemu go bronisz? – spytał po chwili przerwy.

– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami – Może po prostu uważam, że nie wiesz wszystkiego i chcę cię oświecić albo z przyzwyczajenia, bo nie mówi się źle o zmarłych. Sam do końca nie wiem. A ty czemu chciałeś go zabić?

– Za dużo wiedział.

– Mianowicie?

– Wiedza o alchemii, którą posiadał była niebezpieczna.

– Dla kogo?

– Dla nas.

– Nie ma żadnych nas, jestem ja i ty, a jedyne co nas łączy to pieniądze.

– Dziwny z ciebie człowiek.

– A z ciebie pracodawca.

Roześmiał się sucho.

Rzucił sakiewkę na stół. Podniosłem, była ciężka. Skinąłem głową i wyszedłem z karczmy.

Miałem już udać się na spoczynek, lecz spostrzegłem ogłoszenie przybite do słupa. Na kartce była moja podobizna a pod nią widniała kwota. Całe szczęście, nikt nie był w stanie zapamiętać mojej twarzy dłużej niż kilka sekund. Pstryknąłem a nakaz dostarczenia mnie żywego lub martwego, spłoną. Delikatny podmuch wiatru poniósł popiół w dal. Odchodząc w ciemność, już wiedziałem ile warte jest moje życie.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie dobra robota. Dobrze mi się czytało, klimat jest, ale co do rozważań, kiedy już zabił alchemika, to jak dla mnie trochę wiało nudą. Podoba mi się jak rozważania są wplecione w fabule, a tutaj w tym fragmencie w sumie zatrzymałeś akcje i miał facet monolog. 

 

Nie po­zna­jesz mnie? – na jej twa­rzy po­ja­wił się wyraz zdu­mie­nia. – Je­stem Ali­sja

To jest w sumie nowe zdanie, a nie sformułowanie "od gębowe" więc chyba "na" powinno być z dużej. 

Jak dla mnie dobra robota. Dobrze mi się czytało, klimat jest

Bardzo miło mi to słyszeć

 

kiedy już zabił alchemika, to jak dla mnie trochę wiało nudą

Przykro mi to słyszeć ale nie zrezygnuje z tego fragmentu (i tak nie jest on tak rozbudowany jak miał być na początku). Odsyłam tutaj do przedmowy.

 

Mam jednak nadzieję że ogólny odbiór tekstu był pozytywny.

 

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Mój ogólny odbiór tekstu jest dobry. Czytało się płynnie, historia dosyć ciekawa. Postać głównego bohatera trochę przerysowana. Niby używa prostych sztuczek, ale jakoś bez problemu sobie wchodzi gdzie chce. Każde drzwi otworzy, nikt jego twarzy nie zapamięta. Coś za łatwo mu idzie. Technicznie nieźle, warto się jeszcze raz przecinkom przyjrzeć ewentualnie. W dwóch miejscach wypisałem, że mi zgrzytają, ale jeszcze w kilku też coś było nie tak.

– Nikt mi nie zapłacił mi za zabicie was.

– Nikt nie zapłacił mi za zabicie was.

Odrzuciłem pochodnie.

Odrzuciłem pochodnię.

No chyba, że niósł ich cały stos.

cienika czerwona strużka

cienka czerwona strużka

Zebrałem się i wyszedłem z budynku, w którym ogień, rozszalał się już na dobre.

Zebrałem się i wyszedłem z budynku, w którym ogień rozszalał się już na dobre.

Pod koniec tunelu, poczułem zapach gnijącego mięsa.

Pod koniec tunelu poczułem zapach gnijącego mięsa.

Albo może w ogóle lepiej będzie brzmiało

Przy końcu tunelu poczułem zapach gnijącego mięsa.

– Gdyby nie on nie było by lekarstwa na hastie, która wybiła pół naszego miasta.

Brałem ten lek, ty pewnie też.

Enter zbędny. Bo drugie zdanie to też wypowiedź, prawda? I chyba “byłoby”

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Dzięki że wpadłeś herox002

Mój ogólny odbiór tekstu jest dobry. Czytało się płynnie, historia dosyć ciekawa

Bardzo mnie to cieszy ^^

 

Coś za łatwo mu idzie

Masz na myśli żeby następnym razem dodać jak na przykład szarpie się z zamkiem ktoś łapie go na gorącym uczynku itd?

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Masz na myśli żeby następnym razem dodać jak na przykład szarpie się z zamkiem ktoś łapie go na gorącym uczynku itd?

Tak, niech mu się chociaż parę razy nie uda, albo natknie się na zabezpieczenia przed jego magią. Albo może niech go ktoś zdemaskuje. O ile wiem kryształ górski jest dosyć popularnym minerałem, może więcej osób go nosi? Gdyby w Twoim świecie był cenny, to niewolnicy nie pozwolono by go zachować.

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Dobrze się czyta, choć za fantasy i zaklęciami nie przepadam. Wyróżnia się z innych tekstów tej dziedziny fantastyki.

pozdrawiam

Dobrze się czyta

Cieszy mnie to niezmiernie ^^

 

Wyróżnia się z innych tekstów tej dziedziny fantastyki.

Co masz konkretnie na myśli? (Chcę wiedzieć czym się wyróżnia by pamiętać o tym pisząc kolejne teksty)

 

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Jak dla mnie, to zaledwie takie sobie. Rozumiem, że bohater został wynajęty do zgładzenia alchemika, ale nie rozumiem jego moralnych dylematów. Czemu mają służyć deliberacje zawodowego mordercy o wartości życia?

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

pa­trząc na mnie pu­stym wzro­kiem. Wpa­try­wa­ła się prze­krwio­ny­mi ocza­mi. Jej spoj­rze­nie wzbu­dza­ło… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Tyle mo­głem do­strzec po­przez za­la­ne desz­czem oczy… ―> Czy dobrze rozumiem, że bohater patrzył nie oczami, a poprzez oczy?

Pewnie miało być: Tyle mo­głem do­strzec po­przez  desz­cz, zalewający mi oczy…

 

– Co teraz za­mie­rasz? ―> Literówka.

 

Al­che­mik obie­cy­wał mi złote góry, byle bym go nie zabił… ―> Al­che­mik obie­cy­wał mi złote góry, bylebym go nie zabił

 

Czym­że innym jest za­bi­ja­nie czyiś synów na woj­nie… ―> Czym­że innym jest za­bi­ja­nie czyichś synów na woj­nie

 

Nie raz ją wi­dzia­łem, nie raz stała u mo­je­go boku, gdy pod­rzy­na­łem gar­dła z zimną krwią, nie raz sta­łem na­prze­ciw niej… ―> Nieraz ją wi­dzia­łem, nieraz stała u mo­je­go boku, gdy pod­rzy­na­łem gar­dła z zimną krwią, nieraz sta­łem na­prze­ciw niej

 

Księ­życ oświe­tlał mi drogę swym bla­dym bla­skiem. ―> Nie bardzo widzę blady blask, albowiem blask z definicji jest światłem mocnym i jaskrawym.

 

Pu­sty­mi uli­ca­mi do­tar­łem do karcz­my: “Pod smo­kiem”. ―> Pu­sty­mi uli­ca­mi do­tar­łem do karcz­my “Pod Smo­kiem”.

 

– Gdyby nie on nie było by le­kar­stwa… ―> – Gdyby nie on, nie byłoby le­kar­stwa

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za poświęcony czas i znalezienie błędów, zaraz je poprawie.

 

Jak dla mnie, to zaledwie takie sobie.

:(

 

ale nie rozumiem jego moralnych dylematów. Czemu mają służyć deliberacje zawodowego mordercy o wartości życia

Tutaj z jednej strony chciałem pokazać jak postrzegane jest przez różne osoby to samo życie (Alisja), z drugiej strony, że każdy ma uczucia. Rozumiem, że zdawać by się mogło, że ktoś to mordujący z zimną krwią nie ma serca. Natomiast były (nie rzadko) przypadki ludzi, którzy mordowali z zimną krwią, a kilka godzin później byli pełni empatii i współczucia ojcami/mężami. Dylematy moralne mają wynikać z mieszanki emocji spowodowanych utratą Alisji i nie planowanym mordem na dziecku (Zabicie dorosłego, czegoś winnego mężczyzny i dostanie za to pieniędzy, a zabicie niewinnego chłopca ma chyba jednak odmienne odbicie na psychice).

Wiem, że te argumenty nie muszą przekonać wszystkich, jednakże do mnie one trafiają i na ich podstawie umotywowałem swojego bohatera.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

aKubo, dziękuję za wyjaśnienia. I choć rozumiem, czym się kierowałeś, to – zgodnie z Twoimi przewidywaniami – niestety, nie zostałam przekonana. Może kolejne opowiadanie bardziej przypadnie mi do gustu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dwie sprawy, Akubo. Po pierwsze scena jest całkiem ciekawa, dynamiczna i spójna. To na plus. Na minus zaś jest to, co dla mnie najbardziej ważne, czyli wiarygodność bohaterów. Nie przekonują mnie zachowania poszczególnych osób, albo inaczej. Zachowania są jeszcze ok, ale emocje im towarzyszące już mniej. Przypomina mi to scenariusz z gier, ale niestety tych mniej wymyślnych. Bo wiesz, gryzie się ta empatia bohatera związana z dziewczyną, która się nim zajęła z tą nieczułością po zabiciu dziecka. Alchemik i żona niby poprawnie, ale tak sztywno, jak zagrana scenka, właśnie z gry, ale bez emocji.

Zauważyłem, że zapisujesz Śmierć raz z dużej raz z małej litery. Warto to ujednolicić.

Pozdrawiam.

Mnie też nie przekonało. Jeśli płatny morderca zaczyna się zastanawiać nad ceną życia i śmierci, to najwyższy czas na zmianę pracy. Czy dobrze zrozumiałam, że poszedł zabić mordercę swojej kobiety dopiero wtedy, kiedy ktoś mu zapłacił?

Jak na takiego cudownego fachowca, który potrafi otworzyć każdy zamek i błyskawicznie wypada ludziom z pamięci, jest zbyt biedny.

Facet wznieca pożar w piwnicy, a potem, po wykonaniu zadania, spokojnie siada sobie wyżej i medytuje? Nie kupuję tego. To, że najpierw poszedł do piwnicy sprawdzić źródło smrodu, a potem zajął się żywym przeciwnikiem, też jest dziwne.

Dlaczego dzieciak jeszcze nie śpi? Dlaczego nie jest z matką czy inną piastunką, tylko z ojcem?

Duże nagromadzenie czasowników kończących się na -em, zwłaszcza na początku. OK, narracja pierwszoosobowa ma swoje prawa. Ale zamiast “z korytarza wszedłem do pokoju” można napisać “z korytarza prowadziło wejście do pokoju”, “za dębowymi drzwiami po lewej krył się pokój” itd.

Warto było wcześniej zrobić rozeznanie. Jednak pokoje były puste.

Początki byłozy.

Babska logika rządzi!

Całkiem niezły tekst. 

Przede wszystkim jestem miło zaskoczony stylem – zupełnie przyzwoity, warsztat też. Oczywiście wiele razy przekonałem się, że nastolatki potrafią świetnie pisać, ale mimo to, gdy przy profilu pokazuje się "18 lat", automatycznie spodziewam się widocznego braku doświadczenia, zgrzytów, chropowatości i błędów stylistycznych. Twój tekst natomiast czyta się gładko i płynnie, bez potknięć. Fakt, miałeś bety, ale z gówna nawet bety bicza nie ukręcą, więc to Autorowi należy pokiwać z uznaniem. 

Tekst jest sugestywny opisowo i ciężki emocjonalnie, odpowiednio do treści. Scena w piwnicy jest należycie mroczna i przerażająco obrzydliwa, a konfrontacja z rodziną alchemika mocna i uczuciowo dynamiczna. Fajno. Jeśli chodzi o pytania zawarte w treści, to może nie jest tak, że wyważasz otwarte drzwi, ale nie da się ukryć, iż temat wałkowany był w literaturze (nie tylko rozrywkowej) na bazyliony sposobów. To nie jest wada Twojego tekstu, bo już sam fakt, że chcesz opowiedzieć o czymś ważniejszym, niż cyckach, fajerbolach i machaniu mieczem, jest plusem. Warto jednak postarać się, by istotne treści nie były podawane przy pomocy łopaty, ale misternie wplecione w fabułę. Żeby czytelnik sam odkrywał sugerowane przez autora prawdy, a nie dostawał je jak pizzę z pyszne.pl. Ot, choćby ten moment, gdy w środku akcji zabójca nagle siada sobie i zaczyna filozofować, rozprawiając sam ze sobą, nadaje się bardziej na pastisz, niż poważną historię. 

Ale nic to, masz mnóstwo jeszcze czasu, by takich rzeczy się nauczyć, by opanować takie subtelności i odkryć jak prowadzić interesującą i wciągającą grę z czytelnikiem. Jesteś na dobrej drodze. 

Jeszcze jedno – czytelnicy lubią czepiać się wewnętrznej logiki i spójności, zarówno przedstawionego świata, jak i fabuły i zachowań postaci. Już miałeś próbkę od Darcona i Finkli :-) Ja dodatkowo zapytam – kiego grzyba alchemik trzymał w piwnicy gnijące zwłoki? Natura jego eksperymentów nie zakładała badań nad rozkładem przecież. W czasie lektury tej sceny wydawało mi się, że to dawno opuszczone laboratorium, w którym ktoś zostawił nieszczęsne "obiekty" badań na śmierć z głodu i pragnienia. I że w ogóle w całym domu nikt nie mieszka, bo przecież bohater najpierw ruszył na eksplorację, zamiast zainteresować się żywymi (i potencjalnie niebezpiecznymi) mieszkańcami. Wiedział, że Aliss jest jedną z ofiar? A jeśli tak, to dlaczego nie ruszył jej na pomoc wcześniej, tylko czekał na zlecenie? Najpierw wzniecił pożar a potem poszedł szukać alchemika? Skoro był tak dobry, to dlaczego wciąż brakowało mu pieniędzy? Pracował za stawkę zwykłego rzezimieszka? 

Przykłady niekonsekwencji można mnożyć, a Autor może się dziwić: "Czego oni chcą? Przecież w opowiadaniu chodzi o klimat, o emocje, o ważkie pytania o wartość ludzkiego życia, kogo obchodzą jakieś pierdoły związane z kolejnością działań? Banda czepialskich buców, ot co!" 

A tak, czepiamy się :-) Sam zobaczysz, jak dzięki temu zaczniesz zwracać uwagę na logikę konstruowania fabuły :-) 

W ogóle wydaje mi się, że postawiłeś na to, by zrobić jak największe wrażenie na czytelniku właśnie klimatem i ładunkiem emocjonalnym, a pod tym względem, istotnie, lepiej jest, gdy najpierw pojawia się scena w piwnicy, a potem mordowanie rodziny alchemika. Tyle, że z punktu widzenia logiki powinno być odwrotnie. I jak tu pogodzić te rzeczy? 

Ha, praca pisarza to nie banan z masłem :-) 

Dobra, jeszcze wrócę z kilkoma przykładami czepialstwa stylistycznego, teraz muszę telefon podładować, a wtedy mi się zawsze strona odświeża. Do zobaczenia! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka