- Opowiadanie: Grzesieek22 - Tramwaj

Tramwaj

Zostałem, wręcz zmuszony przez swoją żonę do napisania i przesłania tego. Moją motywacją tak naprawdę jest...doładowanie konta na steamie . Pozdrawiam.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Tramwaj

 

 

 

– Mówiłem, że tak będzie. Jak co roku to samo! Nie można się nigdy ze wszystkim zebrać.

Za godzinę mamy pociąg a wy sobie leżycie grzecznie przed telewizorem. Wszystko jak zwykle na ostatnią godzinę…

– To już przecież jest ostatnia godzina przed odjazdem – powiedział mój ojciec, chyba bardziej do mnie bo kończąc wypowiadać ostatnie słowo, mrugnął ewidentnie w moim kierunku. Następnie uniósł się nieco z fotela jakby szykował się do bardzo ciężkiej operacji podniesienia się z niego.

– Matka ciągle jęczy i gdera, ale nie przejmujmy się tym zbytnio. Wiesz synu… – O, zaczyna się klasyczny moment przekazania starożytnej wiedzy, pomyślałem lecz mimo to przyjąłem poważną minę i postawę wstając z sofy, ojciec łapiąc powietrze w płuca kontynuował. – Pamiętaj! Z babą nie wygrasz. Po prostu ignoruj ją i powoli rób swoje ale w taki sposób by myślała, że wykonujesz jej polecenia. Nie patrz się tak na mnie. Kiedyś to zrozumiesz i wspomnisz słowa swojego ojczulka. – Zaśmiał się, ale tak by, jak mi się wydaje, nie zobaczyła tego mama.

W sumie jak pomyślę, to jeszcze nie mam planów na jakikolwiek związek z dziewczyną. No wiadomo, jak to w liceum przed maturą, nie są mi obojętne koleżanki, ale na dłuższą metę to nie dla mnie. Najkrócej rzecz ujmując większość dziewczyn ma inne zainteresowania co jest oczywiście logiczne i dodatkowo co jest chyba głównym powodem tego. Ja bardziej wolę towarzystwo swoich myśli niż skrzeczące trajkotanie tych niby niewiast. Może na studiach kogoś spotkam, a teraz to trzeba się cieszyć życiem. – Marcin, co tak stoisz i gapisz się w ścianę? – Krzyknęła mama sprowadzając mnie na ziemię . – Może byś tak ubrał się i wyjdziemy w końcu. Chcę byśmy zdążyli wrócić przed wieczorem z cmentarza. No, szybko, szybko. Ojciec już wyszedł i czeka na dole. – Dodała na koniec. Właśnie, sobie na nowo przypomniałem, że dziś Wszystkich Świętych i czeka mnie pełna męki i udręki droga na cmentarz i z powrotem z moimi ukochanymi rodzicami, którzy po drodze jak co roku będą się kłócić o byle szczegół. Wspaniale, pomyślałem i narzuciłem na siebie kurtkę, szarą nijaką pasującą na tą okazję.

Podróż minęła prawie przeze mnie nie zauważona. Ot pociąg podmiejski, podwarszawskiej linii kolejowej, nowy z wi-fi i pachnącymi jeszcze toaletami, w końcu mamy 21 wiek. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy tym cudem techniki, przez szare i zniszczone nieudanymi reformami po komunistycznymi jak czasem najdelikatniej określał to mój tata okolice targówka i szmulek, na wspaniały przystanek – sklep. Dworzec Wileński a raczej galerię gdzie pociągiem możemy wjechać prawie między półki sklepowe. Mi zawsze wydawało się, że taki dworzec, gdzie zaczynała się linia kolejowa prowadząca do jeszcze carskiej Rosji powinien wyglądać lepiej, bardziej stylowo… No ale wojna i potem socrealizm zakończony dzikim kapitalizmem doprowadził do powstania tego co mamy teraz. I tak zanurzony we własne myśli o historii naszej ojczyzny, nie wiedząc kiedy znalazłem się z moimi rodzicami na przystanku tramwajowym, w miejscu gdzie jak mi się wydaje stał pomnik czterech żołnierzy radzieckich. – O , czterej śpiący wstali i poszli, do siebie. – Przerwał głośno tata, pokazując palcem pustą przestrzeń przed nami.

Czekaliśmy więc sobie na ten tramwaj, chyba nr 3, albo inny w kierunku cmentarza bródnowskiego.

Było nawet ciepło jak na pierwszy dzień listopada, słoneczko miło grzało moją twarz, zamknąłem oczy i stałem tak starając się nie słuchać ponownie zapoczątkowanej kłótni rodziców na temat gdzie lepiej będzie wysiąść. – Wiesz te tramwaje nowe to nazywają oświęcimskimi. – Zaśmiał się zachrypniętym głosem ktoś za mną. Mimowolnie odwróciłem się. Zobaczyłem stojącego jakiegoś pijaka albo raczej bezdomnego dziadygę. Brudna twarz skrywała jednak bystre spojrzenie niebieskich, nienaturalnie wręcz oczu. Nic nie odpowiedziałem. – Nie bój się, młody nic ci nie zrobię. Coś taki drętwy, jak wy wszyscy miastowe, zza Małkini, ha. – Parsknął głośno i mało nie zadławił się śmiechem. – Ja to się urodziłem nie daleko, w szpitalu praskim. Może pokazać palcem. O to tam niedaleko jak te drzewa są za cerkwią i dalej jest katedra i… – Dobra młody, nie szalej. W takim razie szacuneczek i nie ma tematu. Ale z grzeczności byś starszemu odpowiedział. – Podrapał się teraz poważnie po swojej skołtunionej brodzie koloru nieokreślonego. – Czego Pan łaskawy chce ode mnie? – Zapytałem grzecznie.

– Mówię przecie, że te tramwaje…. – Tak, są oświęcimskie czy jak tam. – Nie wytrzymałem i głośno mu przerwałem. – A, jednak słyszałeś, co mówiłem do ciebie? – Wyprostował się dumnie niczym hrabia jakiś. Podszedł do mnie bliżej i nagle poczułem uderzającą wręcz jego woń. Chyba dawno się nie mył a i potrzeby fizjologiczne załatwiał niekoniecznie tam gdzie się to zwykle robi. Zauważył moją minę i tylko jeszcze bardziej się zaśmiał odsłaniając poczerniałe kołki, które niegdyś były pewnie zębami. – Słyszałem. – Odparłem bezwiednie. – No, to dobrze. A wiesz dlaczego? – Teraz to już przyjął wręcz komiczną pozę niby był jakimś uczonym znanym profesorem prowadzącym zajęcia ze studentami. Lekko się obrócił i patrząc w dal włożył jedną rękę w kieszeń a drugą nadal drapał się po brodzie. Może ma wszy, pomyślałem i szybko dałem krok w tył.

Nie bój się, nie zjem cię , a może zapach , no masz rację życie jest czasem ciężkie i nie zawsze takie jak w reklamie. Ha. Właśnie o czym to ja… . Te oświęcimskie to tak nazywają bo mało w nich foteli i ludzie mogą się gęściej upakować w niech. Oczywiście ja zawsze mam wolne miejsce. – Tu się wrednie wręcz delikatnie uśmiechnął. – Wiem, wiem to po to by korposzczury można wydajniej wozić do biur i z powrotem do legowisk. – Zaśmiałem się teraz ja, będąc dumny z tego że może mu się odgryzę, staremu przemądrzałemu lumpowi co pewnie chce wyrwać ode mnie z pięć złotych, na chleb.– No, no nie takiś głupi. – Niech pan da już spokój mi. Nie mam kasy, a zaraz przyjedzie nasz tramwaj i … – Tu musiałem urwać nagle zdanie. Spostrzegłem bowiem, że nie ma na przystanku nikogo. Absolutnie nikogo. Zacząłem się rozglądać. Wszystko wyglądało niby normalnie. Można by rzecz, że całkiem ładna wiosna jak na listopad. Jednak jak na duże miasto przystało powinno tu wszystko żyć, ruszać się i przede wszystkim hałasować. A tu poza nieożywioną materią w postaci zjawisk przyrodniczych nie było niczego co by mogło sugerować czyjąś obecność. Jakbym nie stał na środku przystanku przy ulicy Targowej tylko przeciwnie, gdzieś na pustkowiu a za miasto służył by wielki fotorealistyczny nieruchomy baner je przedstawiający. Poczułem dopiero teraz jak strach niczym zimna woda wlewa się do mojego wnętrza i unieruchamia mnie całkowicie.

Nie wiedziałem co mam zrobić. Wszyscy gdzieś znikli i zostałem sam na sam z tym starym dziadem. Jedynym rozsądnym działaniem pozostało chyba tylko uciec z tego przystanku, może do galerii albo gdzieś dalej do znajomych na Ząbkowskiej … – Chłopcze, czy możesz… – Stary próbował skierować moją uwagę na siebie. – Możesz w końcu uspokoić się i popatrzeć na mnie. Posłuchać tego co mam do powiedzenia a nie pogardliwie odganiać mnie. Niczym natrętna muchę. Nic od ciebie dzieciaku nie chcę. Chcę tylko tobie coś wytłumaczyć, a może tylko spróbować pokazać. Wiesz, ja ze względu na moją pozycję społeczną – Tutaj mój niechciany rozmówca wypiął dumnie znowu swoją wątłą klatkę piersiową – mam dużo czasu by obserwować codziennie jak to miasto żyje. Jak porusza beznamiętnie masą ludzi i maszyn. Tak, więc muszę się pochwalić, że sporo się dowiedziałem ciekawych rzeczy. – Jak to? – Zapytałem. – Od czego by tu zacząć. Może, sam nie wiem ale chyba ze dwa lata wstecz to było. Listopad był wtedy paskudny. Zimno i padało prawie codziennie. Człowiek ile by łachów na siebie nie włożył to i tak ciągle marzł. W nocy to zawsze gdzieś się można było ulokować o tu nawet niedaleko jest przytułek tylko, że trzeźwym trzeba być. Ale jak się nie da już wytrzymać w dzień to najlepiej wskoczyć do tramwaju bo ciepło i sucho jest. A i jeszcze nie kołysze i buja tak jak w autobusie… Wracając do tematu. Wskoczyłem raz wtedy tak około południa tu niedaleko do 18 chyba, tego co na ten cały Mordor się tłucze aż za Woroniczą. Myślę sobie, pośpię i zagrzeję się a że długo jedzie i zawsze pełen ludzi to kanary nie będą mnie zaczepiać. Ulokowałem się zatem wygodnie na końcu wagonu i zasnąłem. Obudziłem się na pętli gdzieś chyba blisko lotniska bo hałas silników startującego samolotu mnie obudził. Tak więc otwieram oczy i wszystko niby normalne. Gogusie i damy biurowe musieli opuścić już pojazd. Tramwaj miał zaraz pewnie ruszać z powrotem tylko, że nie nikt nie wsiadał. – I co z tego. W południe normalni ludzie pracują, a nie śpią po tramwajach a resztę czasu spędzają na piciu i żebraczce. – Nie wytrzymałem słuchając tych bzdur. Miałem wręcz pewność, tylko nie wiedziałem kiedy padnie to sztandarowe zapytanie. „pożycz pan piątkę”. – Wiem, wiem ale chodzi o to, że w sumie to zawsze ktoś tam wsiada. Tłumów może nie ma ale przynajmniej jedna osoba. A wtedy nic.

Tramwaj ruszył w końcu w drogę powrotną i jak z ciekawości spojrzałem przez szybę to zobaczyłem biurowce niby te co zwykle ale otoczone były płotem z drutem kolczastym i jeszcze dodatkowo co jakiś czas stały budki strażnicze. Widok jak w Treblince gdzie kiedyś byłem… – Tu urwał nagle i zamyślił się. – No ładnie pije pan różności to później są efekty. – Nie piję. Czasem na rozgrzanie może. Ale wtedy to było prawdziwe. Tylko, że jak zamknąłem oczy i ponownie otworzyłem to już nic nie było. Znaczy się wszystko wyglądało jak wcześniej. – Co mi to ma niby wyjaśnić? – Spytałem grzecznie, ale dałem mu do zrozumienia o swoim zdenerwowaniu i irytacji jaką wzmacnia we mnie jego opowieść. – Zaraz wszystko wyjaśnię naprawdę nie musisz się wkurzać na mnie oj nie. Sprawa ta, wracając do tematu, nie dawała mi spokoju. Pomyślałem nawet, że jakaś choroba mnie dopadła, albo gorzej. Czasu wolnego mam, jak już wspomniałem pod dostatkiem zatem pojeździłem kilka razy tą trasą. – I co? – zadałem pytanie chcąc skończyć ten jego monolog. – No nic. Zupełnie nic. Wszystko było normalnie. Biurowce, piękne szklane. Sterylne i czyste. Płotów i zasiek nie było tylko zwykła ochrona składająca się z rencistów i emerytowanych milicjantów czy wojskowych. Po miesiącu mi się znudziło. Jednak chyba w sierpniu na jakąś rocznicę czy święto, dokładnie to nie pamiętam przypomniałem sobie o tamtym. Wpadł mi do głowy wtedy genialny pomysł. Może to tylko raz w roku się dzieje? – Wykrzyknął mi prawie prosto w twarz. – Jak jakieś święta? – Spytałem sam już nie wiedząc po co. – Tak, właśnie tak. Jak na święto jakieś. No więc jak już mówiłem po tym wspaniałym pomyśle, postanowiłem poczekać do jesieni. Nie pamiętałem tak dokładnie daty tamtego zdarzenia więc jeździłem od połowy października by nie przegapić. Codziennie w południe. I wiesz co ? Trafiłem. A wiesz kiedy to było? – Pierwszego listopada? – No, no widzę, że z dedukcją to problemów nie masz. – Mówiąc to splunął na tory. – Do szkoły się chodzi. – Wtrąciłem. – Tak, do szkoły. To teraz pomyśl szkolony chłopcze. Dlaczego tak się dzieje i o co chodzi w tym wszystkim? – Może ludzie tak długo pracują w tych korporacyjnych pałacach, że nawet w święta nie mogą odpuścić to jeżdżą. – Ale ten obóz cały pracy, który widziałem. Pomyśl tylko, albo nie. Będzie szybciej jak ja to wyjaśnię. Ty z rodzinką jeździsz sobie pierwszego jak dziś na groby bliskich. Pomodlić się i takie tam. A tu wyobraź sobie tylko. Pozbawieni rodzin wierzący w sukces i pieniądze, tyrający jak niewolnicy w ładnych i drogich ubraniach. Co mają robić w wolnym czasie? Jadą sobie do pracy. – A w Boże Narodzenie to co? Jakoś nie jeżdżą. – Zauważyłem słusznie i uśmiechnąłem się z pewną wyższością jaką mi daje mój bystry umysł. – Głupek. Jak byś uważnie słuchał to byś zrozumiał. Oni nie jadą do pracy. Oni nawet. – Tu przerwał i spojrzał na mnie dość przerażająco. – Oni nie żyją już. – Prawie szepnął.

– Jak to ? Miałem już tego dość, naprawdę. – No, nie żyją. Myślę, że całe życie jeździli tylko do tych świątyń kapitalizmu i mamony. Tamto miejsce ich pochłonęło, wiesz zawały i inne przypadki jakie się przytrafiają ludziom nie potrafiącym przestać pracować. Oni są jak odbicie naszych świąt. Żywych. Dzielnica biurowców stała się ich cmentarzem. – Ale mówił pan, że to raczej na obóz pracy wyglądało. – No może to właśnie emanacja czy raczej urealnienie tego jak to każdy z nas postrzega, znaczy pracę tam. Pomyśl dobrze i zastanów się na tym. Tramwaje oświęcimskie, ludzie jak bydło do obozów przewożeni. I co gorsze wiedzą o tym. A teraz patrz. – Krzyknął i machną ręką w kierunku gdzieś za mną. Odwróciłem się. Ludzie, w tym moi rodzice już wciskali się do wagonu. Spojrzałem z powrotem w kierunku tego dziwnego dziada. Nie było go. Wszystko było normalne, hałas miasta wdzierał się do moich uszu jak to ma w zwyczaju robić. Czy to był sen? Albo gorzej…

– No, choć szybko. Zaraz ucieknie nam. – Zawołała moja matka, łokciem wbijając się w zbity tłum pasażerów wewnątrz. – Do..dobra już idę – burknąłem. I też po chwili znalazłem się w ciasnym nabitym ludźmi wagonie, przepełnionym wonią potu i smrodu. Dusiłem się prawie.

Jak już wracaliśmy do domu, po wizycie na nekropoli, wygodnie siedząc w pustym przedziale pociągu zapytałem delikatnie.

– Wiecie co? Zastanawialiście się może czy ktoś jeździ dziś pracować do tych wysokich biurowców? – Że co? Co ty bredzisz. – Może ochrona? Ale urzędasy to raczej wyjechali po słoiki. – Dokończył z lekką pogardą w swoim głosie ojciec. – No chyba, że tylko ci co żyć bez tej bezproduktywnej pracy nie mogą.– Dokończył i wyjąwszy gazetę ewidentnie zakończył odpowiedź na moje pytanie.

– A ja może bym i sprawdził czy to co mówił tamten bezdomny jest prawdą, ale ciągle co roku w te święta trafiam tylko na groby bliskich.

 

Koniec

Komentarze

Jedyne co mógłbym zaliczyć na plus tego opowiadania, to pomysł i jakaś wizja jak je skonstruować.

Poza tym, moim zdaniem, nic tu nie jest na swoim miejscu:

Poczynając od konstrukcji zdań, przez dialogi, zapis dialogów,  literówki i ortografię (jeśli ja widzę to jest naprawdę źle), aż po ewidentne niekonsekwencje w stylu i treści.

Poniżej, kilka przykładów:

powiedział mój ojciec, chyba bardziej do mnie

operacji podniesienia się z niego

przyjąłem poważną minę i postawę wstając z sofy,(. O) ojciec

co jest oczywiście logiczne i dodatkowo co jest chyba głównym powodem tego

niż skrzeczące trajkotanie tych niby niewiast. 

Skrzeczące trajkotanie jeszcze bym zniósł, ale niby niewiasty to już za dużo.

Mi zawsze wydawało się,

Jak już w pewnym momencie trochę wciągnęło, bo monologi jakoś dziwnie dobrze Ci wychodzą, to dowaliłeś coś takiego:

– No, choć szybko. Zaraz ucieknie nam.

 

Oj dużo pracy przed Tobą.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Moją motywacją tak naprawdę jest…doładowanie konta na steamie . – Oj, to nie będzie łatwo. Przynajmniej z pomocą tego opowiadania…

 

Zgadzam się z przedmówcą, dużo pracy przed Tobą. Przecinki stawiane z kosmosu, dziwaczne i złe konstrukcje zdań, fatalnie zapisane dialogi, źle użyte słowa itd. Jeśli chodzi o treść… Trzeba docenić chociaż pomysł, bo ten jakiś był. Ale, pomijając też wspomniane technikalia, sposób w jaki chciałeś to opowiedzieć jest jednym z najgorszych możliwych. Większość tekstu to monolog pijaczka, który wyjaśnia nam wszystko od a do z jak głupiemu. Nudne to i pozbawia jakiejkolwiek akcji.

Fizyk dał Ci już jakieś przykłady, ja też parę swoich, bo w całym tekście jest tego za dużo. A, i jeśli nie było to tylko jednorazowe pisanie pod przymusem żony to się nie zniechęcaj! Wszystko można wyćwiczyć ;)

 

Zostałem, wręcz zmuszony przez swoją żonę…

Właśnie, sobie na nowo przypomniałem, że dziś Wszystkich Świętych… – Przecinki z kosmosu.

 

A tu zobacz, to jest sam początek:

 

Za godzinę mamy pociąg a wy sobie leżycie grzecznie przed telewizorem. Wszystko jak zwykle na ostatnią godzinę

– To już przecież jest ostatnia godzina przed odjazdem – powiedział mój ojciec, chyba bardziej do mnie bo kończąc wypowiadać ostatnie słowo, mrugnął ewidentnie w moim kierunku. Następnie uniósł się nieco z fotela jakby szykował się do bardzo ciężkiej operacji podniesienia się z niego.

Powtórzenia. Jakąkolwiek godzinę można było zamienić na chwilę. Nadmiar zaimków. Ciężkiej – trudnej.

No i czym dalej to nie jest lepiej. Najbardziej raziły mnie w oczy te dziwaczne szyki zdań.

A, tak w gratisie: Nekropolia a cmentarz to nie jest to samo. Chyba, że rodzice bohatera byli pochowani na jakimś starożytnym, zabytkowym cmentarzu.

Melduję, że bilet został skasowany.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zostałem, wręcz zmuszony przez swoją żonę do napisania i przesłania tego.

Rozumiem, że zostałeś przyparty go muru, ale może wystarczyłoby, gdybyś poprzestał na napisaniu tego, do czego zmusiła Cię żona…

Owszem, miałeś jakiś pomysł, ale wykonaniem zadałeś mu cios śmiertelny. Do poprawienia jest tu wszystko – niemal każde zdanie należałoby napisać od nowa. Dawno nie widziałam tak niechlujnie napisanego tekstu.

 

– O, za­czy­na się kla­sycz­ny mo­ment prze­ka­za­nia sta­ro­żyt­nej wie­dzy, po­my­śla­łem… ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

a teraz to trze­ba się cie­szyć ży­ciem. – Mar­cin, co tak sto­isz i ga­pisz się w ścia­nę? – Krzyk­nę­ła mama spro­wa­dza­jąc mnie na zie­mię . – Może byś tak ubrał się i wyj­dzie­my w końcu. Chcę byśmy zdą­ży­li wró­cić przed wie­czo­rem z cmen­ta­rza. No, szyb­ko, szyb­ko. Oj­ciec już wy­szedł i czeka na dole – Do­da­ła na ko­niec. Wła­śnie, sobie na nowo przy­po­mnia­łem, że dziś Wszyst­kich Świę­tych… ―> Źle zapisujesz dialogi. Mieszasz didaskalia z narracją. Winno być:

a teraz to trze­ba się cie­szyć ży­ciem.

– Mar­cin, co tak sto­isz i ga­pisz się w ścia­nę? – krzyk­nę­ła mama, spro­wa­dza­jąc mnie na zie­mię. – Może byś tak ubrał się i wyj­dzie­my w końcu. Chcę byśmy zdą­ży­li wró­cić przed wie­czo­rem z cmen­ta­rza. No, szyb­ko, szyb­ko. Oj­ciec już wy­szedł i czeka na dole – do­da­ła na ko­niec.

Wła­śnie, sobie na nowo przy­po­mnia­łem, że dziś Wszyst­kich Świę­tych

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

pa­su­ją­cą na oka­zję. ―> …pa­su­ją­cą na oka­zję.

 

w końcu mamy 21 wiek. ―> …w końcu mamy XXI wiek.

 

oko­li­ce tar­gów­kaszmu­lek… ―> …oko­li­ce Tar­gów­kaSzmu­lek

 

Mi za­wsze wy­da­wa­ło się… ―> Mnie za­wsze wy­da­wa­ło się

 

– O , czte­rej śpią­cy wsta­li i po­szli, do sie­bie. ―> Zbędna spacja przed pierwszym przecinkiem. Drugi przecinek zbędny.

 

nie słu­chać po­now­nie za­po­cząt­ko­wa­nej kłót­ni ro­dzi­ców… ―>nie słu­chać kontynuowanej kłót­ni ro­dzi­ców

Jeśli rodzice kłócą się ponownie, to nie zapoczątkowują kłótni, tylko ją kontynuują.

 

– Ja to się uro­dzi­łem nie da­le­ko… ―> – Ja to się uro­dzi­łem nieda­le­ko

 

– Czego Pan ła­ska­wy chce ode mnie? ―> – Czego pan ła­ska­wy chce ode mnie?

Zwroty grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Mówię prze­cie, że te tram­wa­je…. ―> Zbędna czwarta kropka. Wielokropek ma zawsze trzy kropki!

 

nie zjem cię , a może za­pach , no… ―> Zbędne spacje przed przecinkami.

 

Wła­śnie o czym to ja… . ―> Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

a zaraz przy­je­dzie nasz tram­waj i … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

a za mia­sto słu­żył by wiel­ki… ―> …a za mia­sto słu­żyłby wiel­ki

 

do zna­jo­mych na Ząb­kow­skiej … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

tu nie­da­le­ko do 18 chyba… ―> …tu nie­da­le­ko, do osiemnastki chyba

Liczebni zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Pło­tów i za­siek nie było… ―> Pło­tów i za­sieków nie było

 

I wiesz co ? ―> Zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

Do..dobra już idę – burk­ną­łem. ―> Do… dobra już idę – burk­ną­łem.

 

Do­koń­czył z lekką po­gar­dą w swoim gło­sie oj­ciec. ―> Zbędny zaimek ― czy mógł mówić z pogardą w cudzym głosie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytane

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Właściwie to przeskanowałem ten tekst, bo czytać się go nie da…

Zacznij od takiej rewolucyjnej rady, że wypowiedź każdej kolejnej osoby zaczyna się od nowego wiersza.

Potem popraw orty.

A potem – się zobaczy…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

ninedin.home.blog

Fabuła: Nie wciąga, dużo zbędnych detali, monolog bezdomnego jest nużący.

Oryginalność: Główny pomysł mi się nie spodobał. Porównywanie pracy w korporacji do obozów koncentracyjnych w państwach totalitarnych uważam za wyolbrzymione, nielogiczne i krzywdzące. Czy ktoś przystawia ludziom do głowy karabin przy braniu hipoteki czy kredytu na nowy samochód? Czy pracownicy dużych firm są tam bici, głodzeni, przykuwani do biurek? Społeczna presja na życie w luksusie nie odbiera wolności wyboru. Nawet przenośne zrównywanie tego z powszechną, systemową przemocą dyktowaną ślepą nienawiścią jest odrobinę nie na miejscu.

Styl: Wymaga znaczącej poprawy. Bardzo dużo błędów, brakuje przecinków, kwestie dialogowe są zapisane w zły sposób.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Jest źle :(

Przynoszę radość :)

Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – hmm, mam wątpliwości.

Tekst napisany jest dość chaotycznie i niechlujnie. Kompletnie leży i kwiczy zapis dialogów, zignorowana jest interpunkcja, konstrukcja zdań pozostawia wiele do życzenia, do tego pełno jest innych usterek wszelkiego rodzaju (jak choć zamiast chodź). Teoretycznie narracja pierwszoosobowa pozwala na nieco większy luz niż trzecioosobowa, jednak styl wypowiedzi bohatera jest raczej rażący. Mimo wszystko powinno być to bardziej przemyślane.

Do tego forma opowieści – czyli narracja w narracji, nie była najlepszym wyborem. Niczego nie pokazujesz, nie dajesz w żaden sposób czytelnikowi odczuć świata, zdarzeń, klimatu, bo wszystko opowiadasz za pomocą monologu postaci.

Pomysł jakiś tu był, takiego picia do korpoświata nie kojarzę, jednak został pogrzebany wykonaniem.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wracam z komentarzem jurorskim:

 

Niestety, ten tekst nie spełnił moich oczekiwać jako jurorki. Przykro mi, ale koszmarne wykonanie (nieistniejąca interpunkcja, fatalny zapis dialogów, kulejąca stylistyka) nie pomagają w zrozumieniu bełkotliwej niestety i chaotycznej, a przy tym mało ciekawej fabuły. 

ninedin.home.blog

No i jak z tym kontem?

Bo z tekstem tak sobie. Był tu chyba jakiś pomysł, ale został skrzywdzony wykonaniem.

Przy zastosowanym zapisie dialogów nie widać, co kto mówi, co jest didaskaliami. To bardzo przeszkadza orientować się w fabule.

Forma szkatułkowa tutaj IMO się nie sprawdziła – dostajemy opowieść bezdomnego, zbliżoną do monologu. Z drugiej ręki, facet przeżył, dostajemy tylko refleksje. Młody czasem coś tam wtrąca, ale naprawdę nie uczestniczy w akcji.

reformami po komunistycznymi jak czasem najdelikatniej określał to mój tata okolice targówka i szmulek,

Czemu to jeszcze niepoprawione? Pokomunistyczne razem, nazwy własne dużą literą.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka