- Opowiadanie: eufrozyne - Liklimonor

Liklimonor

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Liklimonor

– Szanowni Państwo. Zebraliśmy się dziś, aby omówić sprawę niezwykłej wagi. Sprawę, której rozwiązanie będzie miało olbrzymi wpływ na rozwój wszystkich ras oraz przesądzi o kierunku rozwoju cywilizacyjnego. Dlatego też…

I znowu się zaczyna kolejne „ważne zebranie". Kolejne istotne wiadomości, które muszę zapisać i zapamiętać. Jak zawsze będą rozmawiać godzinami, nie dochodząc do żadnego konkretnego wniosku.

 

– I dlatego tak istotne jest, abyśmy doszli do porozumienia. Abyśmy wspólnie wybrali najlepsze rozwiązanie, które umożliwi nam…

 

Ciekawe czy mają jedną wersję przemowy, czy modyfikują ją nieco na każde spotkanie. Wydaje mi się jakbym to już kiedyś słyszał. Niestety nie pamiętam. Gesty, miny, czasem kolory czy dźwięki są nie do wymazania, ale słowa… Słowa zawsze zabierają z mojej głowy i przepisują do bazy danych. Cóż za ironia, że ktoś kogo całym życiem jest zapamiętywanie, musi wszystko wymazać z pamięci.

 

– To spotkanie jest inne niż wszystkie poprzednie. Tym razem walczymy o wspólną sprawę. Ważną dla nas wszystkich. Dlatego musimy zapomnieć o wszelkich niesnaskach i własnych interesach, i wybrać wspólne dobro.

 

Tak, tak. Tym razem jest inaczej… Są tu wszyscy, wszystkie rasy i odmiany, ze wszystkich, w miarę cywilizowanych, planet. Nie sądzę jednak, aby przebieg rozmów w jakikolwiek sposób odbiegał od normy.

 

– Nie, nie zgadzam się. To jest absolutnie nie do przyjęcia!

 

Jak zwykle nie obędzie się bez kłótni. Ciekawe czy tym razem też będą w siebie rzucać wszystkim co im wpadnie w ręce. Mówią mi, że nie mam uczuć, że jestem bezduszny jak maszyna. A ja po prostu nie reaguję tak żywiołowo jak oni. To przez ten chip, a właściwie dzięki niemu. Wolę swoją superpamięć od ich zwierzęcych zachowań.

 

– Proszę o spokój. Panie Dibler, proszę się uspokoić. To nie jest zoo, ale Sala Obrad. Rozumiem Pański punkt widzenia, ale kwestiami rasowymi zajmiemy się później.

 

Kwestiami rasowymi. Jakimi kwestiami? To przecież banda kosmitów. Jeden dziwniejszy od drugiego, a wszyscy chcą tylko jednego – większych zysków dla swoich.

 

Pieniądze. Tak, to jest prawdziwy temat tego spotkania. Wcale nie chodzi im o to, do czego wykorzystać nowy surowiec, ani do tego gdzie się najbardziej przyda. Chodzi tylko o jak największy zysk.

 

Kogo obchodzi czy można z tego uzyskać szczepionkę na wszystko, alkohol czy paliwo? Istotne jest na czym zarobią najwięcej. I kto zarobi. Tak. To takie oczywiste. Nie wiem po co w ogóle tutaj jestem. Przecież wszyscy i tak wiedzieli, że włochacze zagłosują na paliwo, naukowcy z Khan na leki, a wiecznie pijani Menanci na alkohol. Cała reszta siedzi tu chyba tylko dlatego, że na ich planetach nie wymyślono niczego lepszego.

 

„Toster". Tak o mnie mówią. Jakbym był jakąś maszyną, jakbym był na prąd. A przecież to tylko jeden chip. Jeden maleńki kawałek, dzięki któremu mam lepszą pamięć. „Toster". Skąd oni to właściwie wzięli? Z pewnością z jakiegoś filmu. Mówią, że świat się zmienia, że cywilizacja idzie do przodu, ale to nie prawda. Większość ludzi jest tak samo zacofana jak tysiąc lat temu. Potrafią godzinami wpatrywać się w ekrany z głupim wyrazem twarzy. Mówią, że się w ten sposób EDUKUJĄ. Akurat.

 

– Więc, jak już mówiłem, dla przetrwania naszej rasy najważniejsze jest paliwo. Musimy mieć możliwość przemieszczania się we wszechświecie, aby…

 

– Naszej rasy? Jakiej rasy? Czyjej rasy? Twojej? Przecież WY nic nie robicie. Podróżujecie sobie całe życie, z krótkimi przystankami na zrobienie dzieciaka!

 

– Co? Co to ma znaczyć? Wypraszam sobie! MY jesteśmy odkrywcami, jedynymi, prawdziwymi…

 

I znowu się kłócą. Tym razem ten włochaty z małym grubasem, chyba naukowcem. Tak, przed chwilą myślałem o tym, jacy ludzie są głupi, ale to nie tylko oni. Wszystkie napotkane przeze mnie rasy są takie same. Wszystkie bez wyjątku. Czasami wstyd mi, że jednak nie jestem maszyną. Taki robot czy android nie musi się wstydzić swojego pochodzenia. Nie jest potomkiem najwytrwalszych idiotów.

 

– Alarm, Alaram! Uprasza się wszystkich o znalezienie najbliższego wyjścia awaryjnego i udanie się do schronów. Za pięć minut rozpocznie się opuszczanie kopuł ochronnych. Wszyscy Sekretarze proszeni są o natychmiastowe udanie się do Punktów Ochrony Pamięci. Powtarzam…

 

– Proszę zachować spokój! To na pewno tylko ćwiczenia!

 

Zaczyna się. W końcu przybyła. Alarm już wyje. Lepiej stąd wyjdę, zanim wszystko wyleci w powietrze. Jak miło z ich strony, że ta troska o bezpieczeństwo posiadanych przeze mnie informacji uratuje mi życie. Schodami w dół i parę kroków w lewo i wreszcie się stąd wydostanę.

 

A oto i ona. Jak zwykle w swoim białym obcisłym kombinezonie, dopasowanym idealnie do jej kształtnego ciała. Jak zwykle na twarzy ma ten piękny, cyniczny uśmiech, i jak zwykle jej przyjście zwiastuje wybuch.

 

Wiedziałem, że mogę na nią liczyć. Jest zwykłym człowiekiem, ale nigdy nie łamie danego słowa. Co nie zawsze jest przyjemne dla osób, którym coś przyrzeka, bo przeważnie jest to obietnica śmierci.

 

Kiedy tak idzie kołysząc biodrami, mężczyźni patrzą na nią jak na boginię seksu. Nie mają pojęcia, że właśnie mijają najlepszego zamachowca po tej stronie galaktyki. Ale ja to wiem. Pozostałość po źle wyczyszczonym chipie. Ludzie nie potrafią wykonać dobrze nawet tak prostej czynności, widać bardzo się spieszyli. Tym gorzej dla nich.

 

Może w końcu się nauczą, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. Bo jak się coś tworzy, trzeba wiedzieć kiedy należy to zniszczyć, aby nie zniszczyło ciebie.

 

– A, jesteś wreszcie. Czekałem na ciebie tak długo, że już myślałem, iż się nie zjawisz.

 

– Nie grzeszysz cierpliwością, jak widzę. Myślałam, że Sekretarze nie mają takich wad.

 

– To nie tak. Jak wiesz nie mogę się denerwować, ani niecierpliwić, potrafię za to się nudzić. Przez całe dwie godziny mówili wciąż o tym samym. Gdyby nie nadzieja na to, że się wkrótce zjawisz i wysadzisz ich wszystkich w powietrze, chyba bym zwariował.

 

– Ha, ha, ha. A myślałam, że do tego też nie jesteś zdolny.

 

Ach, ten jej cyniczny śmiech. Sądzę, że gdybym potrafił kochać, spędził bym życie właśnie z taką kobietą. Jest taka… intensywna, a jej emocje takie prawdziwe. A może tylko udaje? Jedno co wiem na pewno to to, że jest zła do szpiku kości. Ale nie ma przecież kobiet idealnych.

 

– O czym myślisz?

 

– O tym, na co wydam ten miliard.

 

– Miliard? Zapominasz mój miły, że dwa miliardy dostaniemy za sam wybuch, a jeszcze mamy do sprzedania to wszystko, co dziś zapamiętałeś. Jak myślisz, ile to może być warte?

 

– Jak dla mnie niewiele. Jednak na pewno znajdą się tacy, którzy zapłacą dwa, albo i trzy razy tyle co za wybuch.

 

– Ha, ha. Wspaniale. To przyjemność robić z tobą interesy.

 

– Z tobą również, z tobą również.

Koniec

Komentarze

Co ma tytuł do całości tekstu?

Zakładam Twój bardzo młody wiek, bo opowiadanie jest pisane "właśnie tak". No i czytałem też Twój poprzedni tekst.
Co mogę powiedzieć, no pisz, pisz. Praca, praca i jeszcze raz praca. Pewnego dnia może "urodzić się" coś naprawdę udanego.

Nie ma większych błędów, co dobrze o Tobie świadczy. Jednak proponuję napisanie czegoś, co będzie jasne dla czytelnika. Niestety, nikt poza Tobą, nie wie, jaki miałeś plan i czytelnik może poczuć się... głupi. Że nie domyślił się tego, czego najwyraźniej powinien. Pisz dalej, spróbuj jednak z trochę bardziej rozwiniętym pomysłem. Takie pisanie sprawia wielką frajdę :)
Jedyną uwagę jaką mam, to pozbądź się pisania "ha, ha" w dialogach. Dużo ładniej brzmi "roześmiała się", "powiedziała rozbawiona" itp.
Ps. Pomysł mi się podobał i można by z tego rozwinąć spokojnie coś dłuższego.

Tytuł to nazwa tego pruduktu o którym tam gadają :)
Hmm faktycznie powinnam coś rozwiąć, ale dopiero ucze sie pisać opowiadania, a idzie mi jak widać :P No, ale staram się. W sumie dlatego to gdzieś umieszczam, aby skorzystać z wszelkich uwag.

G.S.P. Dib(b)ler? Hm... "kosmici"... Aaa, jak kosmici, to dalej nie czytam.

Ale językowo trzyma się kupy, o dziwo.

To tak na przyszłość, jeżeli tytuł to nazwa jakiegoś produktu, to MUSISZ to wpleść w tekst. Niestety nikt poza tobą, sie tego nie domyśli.

Dużo niewiadomych. Odbieram to jako wyrwany z kontekstu fragment. Myślę, że gdyby rozwinąć pomysł, wyszłoby coś ciekawego.

Do mnie nie dociera ten tekst za bardzo. Jakieś zebranie, jakiś zamach,jakiś surowiec... Kto, gdzie, po co, jak, dlaczego? To jakiś fragment większej całości?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No, fakt - średnie, tak łagodnie mówiąc, opowiadanie. Ale się nie poddawaj!

Nowa Fantastyka