- Opowiadanie: EvvilTwin - Kocur

Kocur

Warsztatowe próby. Będę wdzięczny za konstruktywne uwagi.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kocur

Kocur wyprężył grzbiet. Był piękny.

 

 

Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek wyobrażał sobie jak powinien wyglądać kocur to właśnie tak: Wąskie hipnotyzujące oczy, puszysty długi ogon. Czarna, połyskująca, gęsta sierść.

 

Swobodnym, sprężystym krokiem Kocur ruszył przez Mińską. Chodnikiem. Powoli i dostojnie. Badawczo. Kocur mojego Dziadka.

 

Z Dziadkiem i Kocurem to zabawna historia.

 

To musiał być rok 1991. Warszawa w epoce ustrojowych przemian i moje dzieciństwo pod skrzydłami Dziadka spędzone. Dziadek miał garaż na Pradze. Zawsze pachniało tam benzyną i ten zapach jakoś wrył mi się w Dziadka.

 

W głowie zawsze gdy Dziadek to i ten zapach, który nauczyłem się kochać tą samą miłością którą pokochałem Dziadkowe majsterkowanie przy Taunusie. A Taunus Dziadka to był skarb. Stary Ford, którego skórzane fotele na zawsze nauczyły mnie tego jak powinna pachnieć tapicerka w starym aucie. 

 

Tak samo pokochałem cały ten Garaż wypełniony śrubokrętami, sznurkami, gwoździami, młotkami, pojemnikami, butelkami z płynem różnej konsystencji, barwy i przeznaczenia. Garaż jak warsztat współczesnego alchemika, barwiący wspomnienia na odcień sepii. Garaż cudów.

 

No i pojawił się wtedy Kocur. Po prostu przyszedł. Wskoczył na maskę Taunusa, usiadł i badawczo obserwował jak z Dziadkiem krzątam się po garażu. Musiałem akurat coś wymiatać gdy spod szafki wyskoczyła mysz. Kocur doskoczył do niej jednym ruchem, przygniótł mysi korpus ciężką łapą, chwycił w zęby i skrył się w rogu garażu. Mysz zniknęła w Kocurowej paszczy. Kocur potem wrócił z powrotem na maskę i zwrócił się oczami do Dziadka. A Dziadek skinieniem głowy zawarł z Kocurem umowę o okresowe dostarczanie wody i strawy w zamian za usuwanie szkodników.

 

Jako dzieciak byłem Kocurowym pojawieniem się zafascynowany. Bo kot to kot. Kota można głaskać albo rzucać mu jakąś zabawkę. Kocur mruczy i ma hipnotyzujące kalejdoskopowe oczy. 

 

Co prawda z tym Kocurem było nieco inaczej. Raczej schodził mi z drogi, choć nie było to uciekanie. Po prostu starał się za wszelką cenę ograniczyć dziecięce próby zagłaskania go. Przychodził i obserwował. Trochę się Kocura i jego ostrych szponów obawiałem, choć rodził też we mnie ciekawość Kocurowego zachowania.

 

Któregoś dnia, musiało to być w wakacje kiedy dni są długie, Dziadek jak zwykle walczył z zapłonem Taunusa który ze względów niewiadomych odmawiał posłuszeństwa. Dziadek cały zapłonowy aparat dziesiątki już razy dokręcał, skręcał, lutował, poprawiał, smarował, uszczelniał, uderzał i stukał. Wypowiadał przy tym tajemne dla mnie wówczas inkantacje, których zabraniał mi jako młodemu adeptowi sztuki samochodowej powtarzać. Jedynie delikatnym ruchem ust wypowiadałem wtedy te tajemne kurwy, jebańce, chuje i skurwysyny.

 

Kocur obserwował nas badawczymi ślepiami. Niespiesznie wędrował po półkach zgrabnie omijając każdą przeszkodę. Przyglądał nam się z wyraźnym zainteresowaniem. W końcu usiadł w rogu stołu i patrzył – to na Dziadka, to na aparat zapłonowy.

 

Dziadek skupiony na pracy ignorował wtedy Kocura. Aparat złożony po raz sześćset dwudziesty trzeci, Dziadkowymi dłońmi umieszczony został pod maską. Dalej Dziadka wyczekujące spojrzenie gdy wsunął do stacyjki kluczyk, przymknięcie oczu, kolejne magiczne zaklęcie puszczone już od niechcenia i próba zakręcenia silnikiem.

 

Rozrusznik zawył, silnik zakaszlał i zgasł.

 

Dziadek oparł zmęczone dłonie o kierownicę i zwiesił głowę. Gorycz porażki i samczy samozawód gdy coś co powinno działać i być naprawione ustawicznie odmawia posłuszeństwa z przyczyny niewyjaśnionej.

 

Kocur zeskoczył z szafki na dach Taunusa. Znacząc poduszkami kocich łap na zakurzonym dachu podejrzanie geometryczny run zajrzał do środka. Jego wzrok spotkał się z wzrokiem Dziadka.

 

– Zostań tu – Dziadek rzucił do mnie nie odwracając wzroku od Kocura, który zgrabnymi ruchami zeskoczył z dachu na podłogę a z podłogi do środka auta.

 

Dziadek zamknął drzwi Taunusa i zakręcił ponownie silnikiem.

 

Snopy świateł z przednich lamp rozdarły przestrzeń. Początkowo nierówna a z każdą chwilą coraz bardziej harmoniczna praca zaworów oznajmiły nam że Taunus zbudził się do życia. Dziadek uśmiechnął się i powolutku wytoczył autem z garażu. Skręcił w prawo i skrzypiąc zawieszeniem objechał całe to osiedlowe garażowisko. Gdy wrócił od strony lewej był w wyraźnie lepszym humorze. Otworzył drzwi. Kocur wyskoczył, spojrzał na mnie i wrócił do garażu.

 

Z Taunusowego bagażnika Dziadek wyciągnął stary koc na kocie legowisko. I od tamtej pory stali się z Kocurem nierozłączni. Jesienią, gdy nocy stały się chłodne a dni wyraźnie krótsze Kocur zamieszkał w naszym mieszkaniu. Dziadek wielokrotnie powtarzał jak to dobrze że jest Kocur co i rusz wychwalając jego zalety.

 

A to Kocur zasnął mu na kolanach mrucząc, a to Kocur złapał danego dnia aż trzy myszy, a to Kocur ogrzał Dziadkowi zmęczone stopy. 

 

Którejś nocy obudziłem się, najpewniej skutkiem złego snu i zobaczyłem że w kuchnii Dziadkowego mieszkania wciąż pali się światło. Wyszedłem na korytarz i usłyszałem niezrozumiały Dziadkowy szept. Przez przeszklone mleczne drzwi widziałem wyraźnie Dziadkową sylwetkę. Stałem nasłuchując Dziadkowego szeptu lecz słowa przez niego wypowiadane były zbyt ciche aby cokolwiek zrozumieć.

 

Uchyliłem drzwi i zobaczyłem jak Dziadek pochyla się nad siedzącym na krześle Kocurem tłumacząc mu coś z wyraźnym ożywieniem. Kocur natomiast wyraźnie zaaferowany Dziadkowym głosem patrzył na niego mocą swoich jaskrawych oczu.

 

Kocur odwrócił wzrok i spojrzał na mnie. Dziadek zamilkł. Wystraszony pobiegłem z powrotem do łóżka i ukryłem pod kołdrą. Dziadek i Kocur przyszli za mną do pokoju. Dziadek usiadł na krześle a kocur wskoczył w moje nogi.

 

– O tym, co widziałeś, nigdy nikomu nie mów, dobrze? – Kiwnąłem tylko głową. Oboje poderwali się i wrócili do kuchni.

 

W tamte wakacje sąsiedzi zaczęli Dziadka unikać. Wcześniej, zanim przybył Kocur mieszkanie Dziadka było miejscem towarzyskich spotkań, które każdego piątku kończyły się typowym dla ludzi dorosłych sposób. Nie były to niekończące się libacje, raczej formy wspólnego spędzania czasu nad kieliszkiem wódki. Teraz natomiast z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu sąsiedzi Dziadka unikali.

 

Z czasem zachowania Dziadka zaczęły stawać się dla mnie coraz mniej zrozumiałe. Pewnego mroźnego, zimowego dnia po powrocie ze szkoły ujrzałem rozwieszone w każdym pokoju lepy na muchy. Było to o tyle dziwne, że zimą obecność much w mieszkaniu jest zjawiskiem raczej rzadko spotykanym.

 

Muchy zaczęły Dziadkowi wyjątkowo mocno przeszkadzać. Siadały na potrawach skubiąc cukier albo na ramieniu powodując fizyczny dyskomfort dotyku muchowych łapek. Muchy brzęczały przeszkadzając Dziadkowi w koncentracji nad krzyżówką. Muchy krążyły i obijały się o klosze lamp. Muchy tworzyły swoim lotem dziwne, geometryczne wzory. Muchy nieestetyczne. Muchy które roznosiły choroby. Muchy stały się dla Dziadka całym złem tego świata. Muchy których sam nigdy nie dostrzegałem zrzucając to w dziecięcej głowie na skuteczność Dziadkowych zabiegów.

 

Karuzela Dziadkowych wariactw rozkręcała się w najlepsze. 

 

Wiosną, gdy zrobiło się nieco cieplej, Dziadek powrócił do prac w garażu. Tym razem jednak nie interesowały go układy elektryczne Taunusa. Taunus opuścił garaż i stał pod gołym niebem bo cały garaż zaczęły wypełniać zniesione przez Dziadka nie wiadomo skąd pręty, bębny pralek, druciki, przełączniki, światełka, stare elektryczne silniki. Drewniane karnisze, kołki, kratki, rezonatory, przełączniki klinowe, taśmy gumowe elastyczne i umagicznione. Kamienie mocy, klejnoty, flaszki z eliksirami, niedźwiedzie wnyki i skrzydła nietoperzy. 

 

Wszystko to Dziadek łączył ze sobą, rozwiercał, skręcał, spawał, doklejał – niekiedy do późnym godzin nocnych. I wszystko pod czujnym, zadowolonym okiem Kocura.

 

Powstałą w ten sposób maszynerię Dziadek ku mojej własnej rozpaczy wystawił z garażu na widok publiczny. Sąsiedzi wyraźnie szydzili z Dziadka i podśmiewując się z niego dopytywali czy maszyna ta to aparat do sterowania pogodą czy też może najzwyczajniejszy w świecie wehikuł czasu. Każde z takich pytań spotykało się ze zdecydowanym protestem Dziadka który utrzymywał, że maszyna to rozwiąże raz i na zawsze problem owadów w naszej kamienicy. Much, których nigdy nie widziałem w takiej ilości aby uważał je za jakikolwiek problem.

 

Pewnego majowego popołudnia Dziadek zrzucił przez okno długi elektryczny przewód który kazał mi dociągnąć do zbudowanej przez siebie dwumetrowej maszyny ustawionej na samym środku podwórza w naszej kamienicy. Szybkim krokiem zszedł po klatce schodowej wyraźnie zaaferowany i podbiegł do maszyny przy której już stałem z elektrycznym przewodem.

 

Sąsiedzi wychylili się z okien i w wyraźnym rozbawieniu przyglądali się tej dziwnej scenerii.

 

Dziś, gdy Dziadek już nie żyje, wolę myśleć że maszyna zadziałała. Że po jej podłączeniu do prądu jej czarodziejska siła ściągnęła każdą muchę, uwięziła ją, zabiła lub teleportowała do innego wymiaru. Maszyna do dziś stoi w rumowisku za garażami, jak pomnik chwilowego szaleństwa starszego człowieka. 

 

Chwilowego, bowiem po przeprowadzeniu próby z maszyną stała się rzecz tym bardziej zaskakująca.

 

Kocur zniknął tak samo nagle jak się pojawił. W tamto popołudnie gdy Dziadek podłączał maszynę Kocur rzucił mu tylko zadowolone ciepłe spojrzenie ze swoich jaskrawych ślepi, przeszedł przez bramę, skręcił na ulicę i zniknął.

 

Następnego dnia Dziadek zwinął przewód i uprzątnął maszynę z podwórza. Stał się dziwnie milczący ale również spokojny i wyraźnie zadowolony. Taunus znowu odmówił posłuszeństwa – z pomocą sąsiada Dziadek wepchnął go z powrotem do dopiero co uprzątniętego garażu. I tak, w kolejne lato wszystko wróciło do normy.

 

Kolejne elementy silnika i układu zapłonowego co i rusz lądowały na warsztatowym stole. W moich rękach znów zagościła latarka a dłonie Dziadka na powrót walczyły z nieożywioną materią Taunusa.

 

Któregoś dnia wieczorem Dziadek spojrzał na mnie spod zmarszczonego czoła.

 

– Nie pamiętasz co się stało z Warginem? – spytał.

– Z kim Dziadku? – byłem wyraźnie zdziwiony, nie kojarząc nikogo o tak dziwacznym imieniu.

– No tym Kocurem co u nas mieszkał w zeszłym roku. Zresztą, nieważne. – Dziadek dopalił papierosa. Zgasił go w popielniczce i pochłonął się w lekturze niedoczytanej od rana gazety.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Fajne, trochę taki realizm magiczny? Podobało mi się. Kilka zdań jak dla mnie trochę niefortunnych, ale po lekkiej redakcji znikłyby. Oparte na faktach, czy czysta improwizacja?

Sympatyczna opowiastka oparta na dziecięcych wspomnieniach narratora, opisująca dość tajemniczą sprawę z przeszłości. Czytałam z pewnym zaciekawieniem, bo zaintrygowało mnie niespodziewane pojawienie się Kocura, a także jego ewentualny udział w samonaprawieniu się aparatu zapłonowego. Niestety, ten wątek nie został rozwinięty, więc z przykrością stwierdzam, że w opowiadaniu było tyle fantastyki, co kot napłakał.

Wykonanie, co stwierdzam z prawdziwą przykrością, pozostawia wiele do życzenia. Najbardziej przeszkadzały nie zawsze poprawnie złożone zdania, literówki, powtórzenia i zlekceważona interpunkcja.

 

Kocur wy­prę­żył grzbiet. Był pięk­ny. –> Co było piękne – Kocur czy grzbiet?

 

Dziad­ko­we maj­ster­ko­wa­nie przy Tau­nu­sie. A Tau­nus Dziad­ka to był skarb. Stary Ford, któ­re­go… –> Dziad­ko­we maj­ster­ko­wa­nie przy tau­nu­sie. A tau­nus Dziad­ka to był skarb. Stary ford, któ­re­go

Nazwy samochodów zapisujemy małą literą. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie.

 http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Tak samo po­ko­cha­łem cały ten Garaż… –> Dlaczego wielka litera?

 

bu­tel­ka­mi z pły­nem róż­nej kon­sy­sten­cji… –> W wielu butelkach było zapewne wiele płynów, więc: …bu­tel­ka­mi z pły­nami róż­nej kon­sy­sten­cji

 

konsystencji, barwy i prze­zna­cze­nia. Garaż jak warsz­tat współ­cze­sne­go al­che­mi­ka, bar­wią­cy wspo­mnie­nia na od­cień sepii. –> Nie brzmi to najlepiej. Może w drugim zdaniu: Garaż, jak warsz­tat współ­cze­sne­go al­che­mi­ka, nadający wspo­mnie­niom od­cień sepii.

 

Po­cząt­ko­wo nie­rów­na a z każdą chwi­lą coraz bar­dziej har­mo­nicz­na praca za­wo­rów oznaj­mi­ły nam że Tau­nus zbu­dził się do życia. –> Po­cząt­ko­wo nie­rów­na, a z każdą chwi­lą coraz bar­dziej har­mo­nijna praca za­wo­rów oznaj­mi­ła nam, że Tau­nus zbu­dził się do życia.

Sprawdź znaczenie słów: harmonicznyharmonijny.

 

Dzia­dek uśmiech­nął się i po­wo­lut­ku wy­to­czył autem z ga­ra­żu. –> Dzia­dek uśmiech­nął się i po­wo­lut­ku wy­to­czył auto z ga­ra­żu. Lub: Dzia­dek, z uśmiechem, po­wo­lut­ku wy­to­czył się autem z ga­ra­żu.

 

Je­sie­nią, gdy nocy stały się chłod­ne a dni wy­raź­nie krót­sze Kocur za­miesz­kał w na­szym miesz­ka­niu. –> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Je­sie­nią, gdy noce stały się chłod­ne, a dni wy­raź­nie krót­sze, Kocur wprowadził się do naszego mieszkania.

 

kuch­nii Dziad­ko­we­go miesz­ka­nia… –> Literówka.

 

Przez prze­szklo­ne mlecz­ne drzwi… –> Zdaje mi się, że mleczna była szyba, nie drzwi.

Proponuję: Przez prze­szklo­ne mlecz­ną szybą drzwi

 

Uchy­li­łem drzwi i zo­ba­czy­łem jak Dzia­dek po­chy­la się nad sie­dzą­cym na krze­śle Ko­cu­rem tłu­ma­cząc mu coś z wy­raź­nym oży­wie­niem. Kocur na­to­miast wy­raź­nie za­afe­ro­wa­ny Dziad­ko­wym gło­sem pa­trzył na niego mocą swo­ich ja­skra­wych oczu. –> Powtórzenie. Czy dobrze rozumiem, że Kocur, zaaferowany głosem, patrzył na głos?

Czy Kocur na pewno patrzył mocą oczu, a nie oczami? Czy mógł patrzeć cudzymi oczami?

Proponuję: Uchy­li­łem drzwi i zo­ba­czy­łem jak Dzia­dek po­chy­la się nad sie­dzą­cym na krze­śle Ko­cu­rem, tłu­ma­cząc mu coś z wielkim oży­wie­niem. Kocur na­to­miast, wyraźnie za­afe­ro­wa­ny słowami Dziad­ka, pa­trzył na niego ja­skra­wymi oczami.

 

kocur wsko­czył w moje nogi. –> Raczej: …a Kocur wskoczył na moje nogi. Lub: …a Kocur wskoczył w nogi łóżka.

 

Oboje po­de­rwa­li się i wró­ci­li do kuch­ni. –> Piszesz o Dziadku i Kocurze, więc: Obaj po­de­rwa­li się i wró­ci­li do kuch­ni.

Oboje to mężczyzna i kobieta.

 

każ­de­go piąt­ku koń­czy­ły się ty­po­wym dla ludzi do­ro­słych spo­sób. –> …każ­de­go piąt­ku koń­czy­ły się w ty­po­wy dla ludzi do­ro­słych spo­sób.

 

Z cza­sem za­cho­wa­nia Dziad­ka za­czę­ły sta­wać się… –> Z cza­sem za­cho­wa­nie Dziad­ka za­czę­ło sta­wać się

 

Tau­nus opu­ścił garaż i stał pod gołym nie­bem bo cały garaż za­czę­ły wy­peł­niać… –> Powtórzenie.

Proponuję: Tau­nus opu­ścił garaż i stał pod gołym nie­bem, bo cały pomieszczenie za­czę­ły wy­peł­niać

 

że ma­szy­na to roz­wią­że raz i na za­wsze… –> …że ma­szy­na ta roz­wią­że raz na za­wsze

 

Much, któ­rych nigdy nie wi­dzia­łem w ta­kiej ilo­ści aby uwa­żał je za ja­ki­kol­wiek pro­blem. –> Much, któ­rych nigdy nie wi­dzia­łem w ta­kiej ilo­ści, aby uwa­żać/ abym uważał je za ja­ki­kol­wiek pro­blem.

 

ma­szy­ny usta­wio­nej na samym środ­ku po­dwó­rza w na­szej ka­mie­ni­cy. –> Czy podwórze mieściło się w kamienicy?

Proponuję: …ma­szy­ny, usta­wio­nej na samym środ­ku po­dwó­rza na­szej ka­mie­ni­cy.

 

Szyb­kim kro­kiem zszedł po klat­ce scho­do­wej wy­raź­nie za­afe­ro­wa­ny i pod­biegł do ma­szy­ny… –> Nie przypuszczałam, że można zejść po klatce schodowej i zawsze schodziłam po schodach… Skoro Dziadek rzucił kabel z piętra, to chyba jasne, że musiał potem zejść na podwórze.

Wnuczek był na podwórku – skąd wiedział, że Dziadek schodził szybkim krokiem, w dodatku zaaferowany?

Proponuję: Zaraz potem wyszedł i, wy­raź­nie za­afe­ro­wa­ny, pod­biegł do ma­szy­ny

 

Są­sie­dzi wy­chy­li­li się z okien i w wy­raź­nym roz­ba­wie­niu… –> Są­sie­dzi wy­chy­li­li się z okien i z wy­raź­nym roz­ba­wie­niem

 

Ma­szy­na do dziś stoi w ru­mo­wi­sku za ga­ra­ża­mi… –> Ma­szy­na do dziś stoi na ru­mo­wi­sku za ga­ra­ża­mi

 

W tamto po­po­łu­dnie gdy Dzia­dek pod­łą­czał ma­szy­nę Kocur rzu­cił mu tylko za­do­wo­lo­ne cie­płe spoj­rze­nie ze swo­ich ja­skra­wych ślepi… –> W tamto po­po­łu­dnie, gdy Dzia­dek pod­łą­czał ma­szy­nę, Kocur rzu­cił mu tylko za­do­wo­lo­ne, cie­płe spoj­rze­nie swo­ich ja­skra­wych ślepi

 

Dzia­dek spoj­rzał na mnie spod zmarsz­czo­ne­go czoła. –> Można patrzeć spod brwi, ale chyba nie spod czoła.

Proponuję: Dzia­dek spoj­rzał na mnie, marszcząc przy tym czoło.

 

– Z kim Dziad­ku? – byłem wy­raź­nie zdzi­wio­ny… –> – Z kim Dziad­ku? – Byłem wy­raź­nie zdzi­wio­ny

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Dzia­dek do­pa­lił pa­pie­ro­sa. Zga­sił go w po­piel­nicz­ce i po­chło­nął się w lek­tu­rze nie­do­czy­ta­nej od rana ga­ze­ty. –> Dzia­dek do­pa­lił pa­pie­ro­sa, zga­sił go w po­piel­nicz­ce i zagłębił się w lek­tu­rze nie­do­czy­ta­nej od rana ga­ze­ty.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za konstruktywne uwagi. Opowiadanie do dopracowania. Niestety interpunkcja i stylistyka to tematy nad którymi muszę jeszcze przysiąść. I też po namyśle widzę faktycznie kilka tematów które wymagają rozbudowania, dopowiedzenia i innego sformułowania.

Reg, fantastyka jest, zajrzyj tutaj:

https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2016/01/11/wargin-slowianski-demoniczny-krol-kotow/

 

Evvilu, Lubię koty, ale za tym konkretnym nie przepadam, bo sporo złego narobił kociemu rodzajowi. I tak, fantastykę zauważyłam. :D Ostatnie pytanie dziadka wyjaśniło mi wszystko. Obawiam się jednak, że Wargin jest istotą raczej mało znaną i nie wszyscy zrozumieją twoje opko. Musisz dodać coś, co skłoni czytelnika do zastanowienia się, o co chodzi z tym kotem.

Czytało się miło, choć nie rozumiem, dlaczego tak szatkujesz zdania.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję, Irko. ;)

Z jednej strony rozjaśniłaś mi sprawę i teraz rozumiem, skąd to nagłe Dziadka polowanie na muchy, ale z drugiej strony, skoro mieliśmy do czynienia z Warginem, to zachowywał się nietypowo, bo przecież był miły dla Dziadka a nawet chyba mu pomagał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powiedziałabym raczej, że doprowadził do tego, iż dziadek zmienił się w szalonego staruszka, z którego wszyscy się śmiali. No i stracił znajomych, z którymi mógł się delektować kieliszkiem czy dwoma wódki. Ale to akurat mogło mu wyjść tylko na zdrowie. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wódeczką, mam nadzieję, mógł się delektować nadal, tyle że w samotności… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie przebuduję, również dzięki waszych uwagom i je uwzględniając. Troszkę warsztat ćwiczę bo doświadczenia mam w tym niewiele a fantazja szaleje.

 

Wargina w takiej postaci będę jednak bronił – jest dopasowany do współczesnej rzeczywistości, choć faktycznie – to że ja kumam kto to jest Wargin, to nie znaczy od razu że czytelnik wygoogla, chociaż zamierzam tu zostawić taki niewielki “wink”.

 

Jak przepracuję temat (a jest sporo do poprawy) wrzucę Kocura V.2 :)

 

Serdeczne dzięki wszystkim za konstruktywne uwagi.

Evvilu, może najpierw popraw błędy, które pokazała ci Reg, bo się kobieta napracowała, żeby ci pomóc. :) A i czytelnicy wolą opowiadania, które są bez baboli.

Co do Wargina, zgadzam się z tobą, on mi się podoba taki, jaki jest. Może tylko dobrze byłoby bardziej zwrócić uwagę na jego demoniczność i na jego imię. Może nawet wystarczyłoby, gdybyś dodał, że kocur był demonicznie piękny, a na końcu dziadek mógłby powiedzieć, że zwierzak sam podał mu swoje imię. Generalnie myślę, że nie potrzebujesz wielu zmian. Jeśli opko się spodoba, ludzie sami sobie wyguglają Wargina. Nawet nie musisz wstawiać nowej wersji.

Popraw babole, zrób coś z tymi poszatkowanymi zdaniami, np:

Wąskie hipnotyzujące oczy, puszysty długi ogon. Czarna, połyskująca, gęsta sierść.

po licho ci ta kropka w środku, a dam klika na Bibliotekę. :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A nie no oczywiście błędy które mi wylistowała Reg są wszystkie do skorygowania i to bez dwóch zdań. To w ramach właśnie poprawiania. Myślę że z Warginem jakoś nakieruję aby czytelnik sobie sam poszukał i chyba wiem już jak. Charakterystyki Wargina zmieniał nie będę raczej. Demonicznego kota nikt by nie polubił, to musi być właśnie normalny kocur który jednak nie jest normalny, więc mu cech fizjonomicznych szlifować nie będę :). Wieczorem wrzucę wersję V.2 jak się obrobię, tym bardziej że mam w głowie kolejne opowiadanie.

Mnie się podobało. Niekiedy rzeczywiście powtórzenia były zbyt nachalne, ale pasowały mi do stylistyki opowiadania. Też nie wiedziałam, kim jest wargin, ale zrozumiałam, że kot był jakiś demoniczny, bo przecież w opowiadaniu było to wyraźnie zarysowane.  Zgadzam się, że poszatkowane zdania można by niekiedy po prostu złączyć w jedno, bo wtedy płynniej się czyta, ale ogólnie odbieram opowieść pozytywnie. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Na początku byłam nieco sceptycznie nastawiona, bo pierwsze zdania nie są zbyt zachęcające.

Ale potem dałam się wessać w świat wspomnień, kocurowania, majsterkowania i dziadkowych “czarów”. Opowiadanie trzeba trochę podszlifować, ale ma swój urok. Zwłaszcza jak już się ktoś (na przykład ja) dowie, kto to jest Wargin ;)

Nie wiem czy wymagane jest napisanie opowiadania od nowa… Ja bym została przy tej wersji, nieco ulepszyć, pozmieniać i będzie git. A może nawet klik ;)

Nowa Fantastyka