- Opowiadanie: Tulipanowka - Pajączek

Pajączek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pajączek

Żył raz sobie mały Pajączek, taki wesoły, beztroski łobuziak, któremu wszelkie psoty uchodziły na sucho. Chodził sobie po łące, nad strumieniem i po lesie. Szukał przygód i szczęścia. Czasem komuś pomógł – jak Biedronce, która wpadła do wody, zmoczyła skrzydełka i nie mogła fruwać. Dzielny Pajączek rzucił jej sieć – fakt faktem chciał ją upolować i zjeść, ale Biedronka wyciągnięta z wody momentalnie rzuciła się na Pajączka i zaczęła go obcmokiwać z wdzięczności. Wtedy Pajączek stwierdził, że byłoby niezręcznością skonsumować kogoś takiego. Wszak Biedronka uznała go za bohatera!

I tak sobie nasz Pajączek chodził i chodził, aż pewnego dnia zdarzyło się coś wstrząsającego w jego życiu: zobaczył ją. Była wielka. Ogromna. Z dziesięć razy większa od niego. Prawdziwa olbrzymka, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Stanął jak wryty i patrzył z zachwytem na jej straszliwie długie nogi i gigantyczną pupę.

– Cudowna – westchnął cicho.

Pajęczyca Barbara zauważyła, że Pajączek się jej przygląda i krzyknęła w jego kierunku:

– Zjeżdżaj kurduplu.

Na dźwięk jej donośnego głosu po grzbiecie Pajączka przeszyły ciarki. Wystraszył się mocno, ale nawet nie drgnął. Wręcz przeciwnie przyjął miły wyraz twarzy.

– Co się głupkowato śmiejesz? Głuchy? Nie słyszałeś, co ci kazałam zrobić? Spadaj stąd, kurduplasie! – zawołała Barbara.

Pajączek, aż podskoczył w górę – bardziej z radości niż lęku, ponieważ taka ogromniasta piękność zwróciła uwagę właśnie na niego.

Barbara zaczęła zbliżać się na Pajączka i syczeć złowieszczo:

– Zjem cię. Jestem demonem, który niszczy i miażdży karłowate pająki. Nic z ciebie nie zostanie. Łaaaaaaaa!

Kiedy Barbara znalazła się w niebezpiecznie bliskiej odległości Pajączek zaczął uciekać ile sił w nogach. Jednak zamiast czmychnąć gdzieś dalej, on biegał po pajęczynie należącej do Barbary. Był mały, szybki, zwinny i zwrotny, dlatego olbrzymka nie potrafiła go złapać. W niej buzowała wściekłość, a on zawsze uwielbiał zabawę w berka. Więc się ganiali po sieci.

Barbara pomimo desperacji i monstrualnego wkurzenia, w końcu wyczerpana gonitwą musiała odpocząć.

Przez kolejne dni podejmowała bezowocne próby przepędzenia Pajączka. Syczała horrorystycznymi tekstami o unicestwieniu, przeklinała, krzyczała oraz rzucała ciężkimi przedmiotami. Przeciętne pająki, nawet te wielkie i kudłate dawno, by ustąpiły i odeszły. Jednak Pajączek ciągle był i z dziecięcą radością uciekał po sieci. Tylko czasami popłakiwał cichutko w kąciku, kiedy powiedziała mu coś naprawdę przykrego – na przykład, że go nienawidzi i czuje wstręt, albo, że nie wyobraża sobie, żeby jej partner mógł być od niej mniejszy.

 

Później Barbara postanowiła ignorować Pajączka i zająć się własnymi sprawami. Spała, tkała sieć, zwijała w kokony upolowane owady, upijała się wieczorną rosą i tym podobne. W tym czasie Pajączek ciągle ją obserwował. Każdy ruch. Lubił patrzeć na jej wielkie ciało, które z osobliwą gracją kołysze się stąpając po sieci.

Chciał się z nią bawić i rozmawiać, ale ona udawała, że go nie widzi. Dlatego właśnie zaczął ją zaczepiać i przezywać. Prowokował ją, żeby go ganiała po sieci. Próbował różnych słów, ale Barbara najbardziej się denerwowała (czyli najdłużej za nim biegła, to znaczy najdłużej się z nim bawiła) na wyraz „prostytutka". Pajączek nie wiedział, co to słowo dokładnie znaczy. Sam czasem zastanawiał się, dlaczego akurat „prosta trutka" okazała się magicznym kluczem do zabawy. „Pewnie uważa, że trucie jest gorsze niż mordowanie, albo zjadanie" – myślał mały Pajączek. – „Albo, że zwyczajne trucie, czyli bzdurne gadanie nie pasuje do wielkiej i pięknej Basi".

 

W końcu Barbara postanowiła potraktować Pajączka jak człowieka.

– Słuchaj no, Pajączku. Inwigilacja mnie cholernie wkurwia. Daj już spokój. Idź sobie. Proszę.

– Nie będę przeszkadzać. Pragnę tylko na ciebie patrzeć, Basiu – wyznał Pajączek.

– Nie lubię, jak ktoś stoi mi ciągle za głową. Nie lubię, jak ktoś patrzy mi na ręce. Nie znoszę, jak ktoś wsłuchuje się w każde moje pierdnięcie. Nie rozumiesz?

– Ale ja nie przeszkadzam. Mogę pomóc?

– W czym, ty kurduplasie, możesz mi pomóc?

– Złapię dla ciebie muchę! – ucieszył się Pajączek z własnego genialnego pomysłu.

– Lepiej idź już sobie. Zbuduj swoją własną sieć i znajdź pajęczycę twojego wzrostu. Małą, taką jak ty.

Zaszkliło się sześć czarnych oczek Pajączka.

– Nareszcie – westchnęła Barbara widząc, jak Pajączek opuszcza jej sieć.

 

***

Kiedy rankiem, po przebudzeniu ze snu o włochatym ośmionożnym przystojniaku, Barbara otworzyła wszystkie swoje oczy zobaczyła Pajączka trzymającego kokon z jedzeniem.

– Przyniosłem ci prezent – powiedział z dumą Pajączek. – Nie spałem całą noc. W nocy utkałem sieć i złapałem dla ciebie muchę!

– Taka mała – skrzywiła się Barbara. – Możesz sam ją zjeść. I tak zawsze podjadałeś moje robale, które ja złapałam w moją własną sieć.

– Ale… – Pajączek chciał się wytłumaczyć, ale Barbara nie pozwoliła mu dojść do słowa.

– Co myślałeś, że o tym nie wiedziałam? Ty zajmowałeś się wyłącznie gapieniem, a przecież żeby żyć trzeba jeść. Jesteś jak pasożyt. Żadnego z ciebie pożytku.

– Basiu! Basiu! To prezent dla ciebie.

– Nie chcę go.

– Bardzo proszę, Basiu.

– Uparty kurdupel. Będziesz mi tak jęczał pół dnia? A z resztą zjem twoją muchę i ciebie. – To powiedziawszy pajęczyca chwyciła kokon z jedzeniem i zamachnęła się, by capnąć Pajączka. Ten spryciarsko przeskoczył w bok i zaczął tradycyjnie biegać po sieci.

 

Następnego ranka Pajączek przyniósł w podarunku większego owada. Barbara skrytykowała jego rozmiar. Żeby ją zadowolić Pajączek z każdym kolejnym dniem przynosił coraz dorodniejszą zdobycz.

 

***

Pewnego dnia Pajączek złapał naprawdę ogromną i tłustą zieloną muchę.

– Niezła sztuka – pochwaliła Barbara.

– Prawda? – ucieszył się Pajączek. – Smacznego.

Kiedy pajęczyca konsumowała muchę, Pajączek wskoczył na wielką pupę Barbary i przylgnął do niej całym swoim niewielkim ciałkiem.

– Zlezaj ze mnie, bo cię zjem – zagroziła Barbara. – Nie żartuję!

– Jestem taki szczęśliwy, Basiu – sapnął Pajączek.

Barbara dokończyła posiłek, po czym chwyciła przednimi odnóżami Pajączka.

– Jesteś teraz w moich łapskach i zaraz cię zjem. Nic po tobie nie zostanie, kurduplasie. I nie ma co robić maślanych oczu. Na mnie to nie działa.

– Basiu, jesteś taka cudownie duża i śliczna – westchnął Pajączek z zachwytu.

– Nie mogę tego słuchać! To twoja ostatnia szansa. Albo cię teraz zjem, albo znikniesz z mojej sieci na zawsze. Wybieraj! – Po tych słowach Barbara postawiła na sieci Pajączka. – Liczę do dziewięciu. Jeden, dwa…

Pajączek był wolny. Mógł swobodnie uciec. Jednak stał i patrzył… z ufnością i nadzieją. Barbara otworzyła usta nad jego twarzą.

– Wierzę, że miłość zawsze zwycięży – powiedział tuż przed śmiercią, w momencie, gdy szczęki Barbary zacisnęły się na jego szyi.

– Sam tego chciał – westchnęła Barbara po zjedzeniu Pajączka i zabrała się rozbudowę sieci.

 

***

Po jakimś czasie Barbara doczekała się licznego potomstwa.

Dzieci, jak to dzieci interesowały się wieloma rzeczami. Między innymi z ciekawości pytały:

– A jaki był nasz tato i co się z nim stało?

Wtedy pajęczyca odpowiadała:

– Wasz tato był prawdziwym bohaterem. Był niezwykle odważny i dzielny. Nawet własne życie poświęcił dla mnie.

– Uratował cię? Naprawdę? – ekscytowały się maluchy.

– Oczywiście. Powinniście być z niego dumne. Poza tym był niezwykle zabawny, inteligentny, mądry, wytrwały, wierny, niezwykle szybki w biegach po sieci. Mógłby wygrać wszystkie zawody.

– Chcę być taki (taka), jak mój wspaniały tato! – krzyczały małe pajączki jeden przez drugiego.

– Czy był większy od ciebie? – spytała największa pajęcza córeczka.

– Oczywiście – przytaknęła Barbara. – Był przeogromny. Nigdy wcześniej nie widziałam tak wielkiego pająka.

 

***

Nastał czas „babiego lata". Barbara bez roztkliwiania żegnała się ze swoimi kolejnymi dziećmi, po czym śledziła ich lot nad łąką. Młode pajączki na nitkach odfruwały z rodzinnego miejsca.

 

– Mamo. – Jako ostatni do pożegnalnego pocałunku podeszły najmniejsze pajączki. – My jesteśmy mniejsi niż wszystkie nasze siostry i pozostali bracia. Jesteśmy tacy mali, że nas prawie nie widać. Nie mamy żadnych szans stać się tacy wspaniali, jak nasz dzielny tato.

Barbara roześmiała się głośno.

 

– Moi mali synkowie. Nie martwcie, bowiem wielkość nie zależy od fizycznego rozmiaru. Postępujcie tak, jak wam serce podpowiada, a z pewnością staniecie się tak wielcy, jak wasz bohaterski tato.

Koniec

Komentarze

Eee... jest morał?
Szczerze mówiąc zdrowo się uśmiałem. Dobre (^^).

To znaczy widzę, że jest, ale jakoś go nie mogę dopasować do całości utworu. Pokręcony.

Ja też jakos tego morału nie mogę wpasować w treść...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mnie wciągnęła historia o pajączku. Tylko rzeczywiście morał , jakoś mi do tej "wrednej" póki co, pajęczycy, nie pasuje. Bo niby nagle zrozumiała, jakie wartości są w życiu ważne? I ot tak sobie, przekazuje to swoje "olśnienie"dzieciom? Brakuje mi tutaj ...jakiejś ewidentnej "kary" dla niej za to postępowanie. Zbyt to gładko poszło.
Ale opowiadanie naprawdę fajne. Przesłanie też. Gratuluję pomysłu!

pajęczyca nie była wredna;
nie chciała tego, ale co mogła jeszcze zrobić, żeby pozbyć się natręta? ;-)

a dzieciom pragnęła dodać wiary w siebie, więc kreowała pozytywny wzorzec ich ojca

musicie chyba obejrzeć jakiś serial w TV, choćby "Barwy szczęścia", żeby ten trudny tekst zrozumieć ;-)

Nowa Fantastyka