- Opowiadanie: seventeenth - Śledztwo Harrego Shaw

Śledztwo Harrego Shaw

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śledztwo Harrego Shaw

Huk. Błyskawica rozcięła niebo rozświetlając całe miasto. Inspektor Harry Shaw wszedł do budynku, odrzucił kaptur płaszcza i od razu sięgnął po swoją zapaliczkę z wygrawerowanymi inicjałami i paczkę papierosów. Odpalił papierosa i ruszył schodami w górę. Mieszkanie numer 4 na pierwszym piętrze oznaczone było charakterystyczną, żółtą taśmą. Shaw wiedział, że to będzie ciężka sprawa. Przez tyle lat służby zdążył do takich przywyknąć. Myślał tylko nad tym, jak beznadziejny jest ten przypadek.

– No to do roboty – mruknął pod nosem, porządnie się zaciągnął i pchnął uchylone drzwi. Ekipa zabezpieczająca ślady pracowała już od jakiegoś czasu, więc zaraz w korytarzu zobaczył jednego z funkcjonariuszy.

– Okropna pogoda, prawda? – odezwał się John Fayer, komisarz, mający tendencję do stwierdzania oczywistości. Harry'ego drażniły takie wypowiedzi, lecz mimo to bardzo cenił Fayer'a za jego oddanie i zdolności organizacyjne.

– Prawda, John. – odparł spokojnie – Co macie?

– Niewiele. Przypuszczamy, że ofiarą jest Terry Golden. Śladów włamania brak, odcisków jest wiele, jednak ciężko będzie ocenić, które należały do ofiary…

– Dlaczego? – zapytał zdziwiony Shaw.

– Dlaczego co?

– Dlaczego przypuszczacie, że to Terry Golden i dlaczego nie ustaliliście, które należą do ofiary?

– Sam zobaczysz. – odpowiedział Fayer. Ton jego głosu kazał inspektorowi się martwić.

Poszli do pokoju w końcu korytarza. Mieszkanie było dość duże, ładnie urządzone. Mieszkał tu ktoś należący do średniej klasy społecznej, pracownik fizyczny jakiejś korporacji silący się na miano intelektualisty. Tyle wydedukował Harry z szybkich oględzin wystroju mieszkania.

Kiedy weszli do sypialni, Shaw zrozumiał dlaczego nie są w stanie sprawdzić odcisków ofiary.

Na podłodze leżały kości. Same kości, niczym modele z lekcji biologii. Żadnych śladów krwi, walki. Jedynie ubrania leżące w nieładzie w kącie pokoju. Jakby ktoś się szybko rozbierał.

– To sypialnia. – Kolejna oczywista rzecz, którą oznajmił Fayer.

– Wilkołaki? – Zapytał Shaw.

– Na pewno nie wilkołaki– odezwała się Jane Rashee, patolog z policyjnego laboratorium. – Nie ma żadnych śladów zębów na kościach. Z resztą, wilkołaki nie rozebrałby najpierw ofiary, żeby ją zjeść. Co więcej, wilkołaki zwykle zostawiają przysłowiowy burdel.

– Masz absolutną rację. Musimy mieć pewność, kim jest ofiara. Kto znalazł… – w głosie inspektora można było wyczuć wahanie – ciało?

– Frank Dowson. Sąsiad i przyjaciel Goldena. Zawsze jeździli razem do pracy, więc rano zachodził po Terrego. To jedyne, co był w stanie wykrztusić z siebie, gdy go przesłuchiwałem. Teraz siedzi w kuchni, ktoś z nim rozmawia. – odparł Fayer.

– Choć to raczej ciężko nazwać rozmową – wtrąciła się Rashee

– Czas w takim razie wybudzić go z szoku.

Harry wyszedł z pokoju, drzwi do kuchni były zamknięte. Inspektor musiał zebrać myśli, oparł się plecami o ścianę, wstrzymał oddech i zamknął oczy. Stał tak kilka sekund, gdy nagle zrobił wręcz agonalny wdech, tak mocny, że papieros wypalił się już do samego filtra. Otworzył oczy. Źrenice powiększyły się do tego stopnia, że jego tęczówki w zasadzie zniknęły. Sprawiał wrażenie osoby pogrążonej w transie, jego ruchy były nienaturalne. Chwycił za klamkę i wszedł do kuchni. Nienaganny porządek, pochowane naczynia, starty stół, żadnych plam. Przy stole siedziało dwoje ludzi. Młoda funkcjonariuszka w granatowym mundurze oraz zapłakany mężczyzna w średnim wieku. Obydwoje wpatrywali się w Shaw'a. Inspektor rzucił okiem na stopień policjantki.

– Pani sierżant, proszę nas zostawić samych.

Funkcjonariuszka posłusznie wykonała polecenie przełożonego. Wiedziała, że kiedy inspektor mówi tym tonem, to nie ma sensu z nim dyskutować. Zamknęła za sobą drzwi. Deszcz mocno zacinał po szybie. Shaw dopiero zorientował się, że ciągle ma w ustach peta. Miał ochotę rzucić go na podłogę, ale wiedział, że narobiłby sobie tym problemów. Wrzucił go więc do kieszeni płaszcza. Frank Dowson siedział nieruchomo. Oczy inspektora mroziły krew w żyłach.

– Mogę zacząć pana przesłuchiwać w sposób tradycyjny, co nie będzie ani przyjemne dla pana, ani dla mnie. – zaczął rzeczowo. W obecnym stanie jeszcze bardziej liczyły się dla niego konkrety. – Albo od razu podda się pan bardziej nowatorskiej metodzie.

– Jaaakiej… meeetodzieee ? – jąkał się Dowson.

– Zupełnie bezbolesnej, szybkiej i skutecznej. Po prostu niech pan spojrzy mi prosto w oczy i pomyśli o tym, co stało się dziś rano.

– Dobrze – niepewnie odparł Dowson i podniósł wzrok. Był zbyt roztrzęsiony, by zadawać więcej pytań. Co więcej, instynkt podpowiadał mu, żeby się nie sprzeciwiał.

Nagle między oczami inspektora i świadka wytworzyła się mglista więź.

 

– Niewinny – powiedział Shaw wychodząc z kuchni razem z Fayer'em – dokładnie wszystko widziałem.

– A skąd wiesz, że nie manipuluje? Sam przecież mówiłeś, że można przekłamać wspomnienia…

– Zbyt długo w tym siedzę, John. Musiałby być w to cholernie dobry, żeby stworzyć tak realne kłamstwo. Nie, nie. To musiał być ktoś inny. Kiedy będą wyniki sekcji?

– Rashee powiedziała, że nie wyjdzie z laboratorium dopóki nie sprawdzi, co się stało.

– Miałem nadzieję to usłyszeć… A co z jego telefonem, komputerem?

– Komórki nie znaleźliśmy, ale Dowson podał nam numer, więc sprawdzimy billingi. Komputer zabrany do techników.

– Doskonale. My w takim razie czas udać się do jednego czło… – Shaw przerwał w połowie słowa – w zasadzie to do krasnoluda.

– Krasnoluda?

– Aanjaf, haker. Komputery to druga rzecz, w jakiej nigdy nie prześcigniemy krasnoludów. Aanjaf to mój… Przyjaciel? – z wahaniem wyjaśnił Harry – o ile glina może być przyjacielem hakera. Długa historia.

– Nie wnikam. Czasem lepiej nie wiedzieć pewnych rzeczy. – odparł poważnie John.

Wyszli z mieszkania. Przed drzwiami do budynku zarzucili kaptury.

– Cholerna jesień. – rzucił Harry.

Parking był w znacznej odległości od bloku, więc deszcz zdążył ich porządnie zmoczyć. Stojącą przy samochodzie Shawa postać zauważyli dopiero, gdy Harry otworzył drzwi pilotem przy kluczykach.

– Nie mieszajcie się w to. – powiedział blady chłopak. Miał długie włosy, czarną, skórzaną kurtkę, takie same spodnie i glany.

– Wampir? – zapytał John.

Oczywiście, że wampir. Pomyślał Harry. Po co marnować czas na tak oczywiste pytania? I to w takim deszczu…

– Nie wiedziałem, że wieści tak szybko się rozchodzą. Zdajesz sobie sprawę, że taka wiedza czyni was podejrzanymi?

– Inspektorze Shaw, cieszy się pan wielkim respektem wśród moich braci. Dlatego też pana ostrzegam. Niech pan zostawi tę sprawę w spokoju.

– Pogrążasz się.

– Proszę nie mieszać nas w tak haniebne czyny. – z wyższością odpowiedział wampir.

– Albo powiesz, co wiesz, albo zostaniesz aresztowany! – nie wytrzymał Fayer.

Zupełnie nie wie, jak rozmawiać z wampirami. Zdecydowanie brakuje mu obycia. Myślał Shaw i próbował znaleźć sposób załagodzenia sytuacji.

– Komisarzu, nie bądźmy jak dzieci. Moi bracia zajmą się panem, jeżeli poczyni pan jakieś pochopne kroki. – ze spokojem odparł wampir.

– Ty… Ty! Czy ty mi grozisz, pomiocie diabelski…!

– John, spokojnie. Spokojnie. – Harry wstrzymał go ręką, kiedy zobaczył, że tamten sięga po swoją broń.

Wampir zaśmiał się szyderczo, obrócił się na pięcie i odszedł od samochodu. Obydwaj funkcjonariusze weszli do auta. Fayer przeklinał wampira pod nosem, Shaw starał się go uspokoić. Kiedy zorientował się, że to bez sensu i John musi po prostu powtórzyć kilkanaście razy swoją wulgarną wiązankę dotyczącą wampira (i całej jego rodziny), przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyli.

 

Shaw zatrzymał się przed Komendą Główną, gdzie obaj pracowali.

– Wybacz, John, ale naprawdę nie mogę zabrać się do Aanjafa. Wiesz, to jednak haker. Jest cięty na gliniarzy. Mi ufa, ale tobie już niekoniecznie.

– Jasne, jasne. Dzięki za podwiezienie. – odpowiedział Fayer i wysiadł. Sprawiał wrażenie obrażonego.

Shaw poczekał aż komisarz wejdzie do budynku. Przy okazji odchylił płaszcz i sięgnął po swój pistolet. Podobnie jak zapalniczka miał wygrawerowane inicjały HS. Sprawdził magazynek. Pełny. Aanjaf mieszkał w nieciekawej dzielnicy, więc Harry musiał się upewnić, czy będzie miał się czym obronić. Schował pistolet do kabury pod lewą pachą i odpalił samochód.

Wycieraczki nie nadążały, deszcz lał się z nieba strumieniami. Zaczęły robić się straszne korki, ponieważ piorun uszkodził jedną z linii energetycznych miasta. Harry włączył radio, aby jakoś umilić sobie czas. ClassRadio, czyli stacja grająca utwory dawnych mistrzów.

Drodzy słuchacze, za oknem jesień! Z tej okazji mamy dla was coś absolunie specjalnego, otóż niedawno odnaleziono utwór wielkiego mistrza Vivaldiego właśnie pod tytułem „Jesień". W ClassRadio dla naszych słuchaczy „Jesień"

Z głośników zaczęły dobiegać dźwięki skrzypiec, a Harry zaczął zastanawiać się, czy jesień za dawnych dni na pewno wyglądała tak jak obecna. Melodia wydawała mu się zbyt radosna i skoczna na tak ponure dni. Może to też cena, jaką ponosi ludzkość za kolejną szansę od Boga? Pewnie za czasów przyjaźni jesień rzeczywiście była złota. Ciekawe, jak wyglądał tamten okres sprzed roku 2053… Myślał Harry wsłuchując się w utwór. Bardzo interesowała go historia ludzkości. W wolnym czasie wiele czytał. „Rok 2053 przyniósł wiele zmian, ciąg katastrof, które zniszczyły świat oszczędzając jedynie garstkę (w porównaniu do ośmiu miliardów ludzi zamieszkujących ówczesną Ziemię) ludzi, którzy wspólnymi siłami próbowali odbudować znany świat." Te słowa Harry znał na pamięć, od nich zaczynała się jego ulubiona książka historyczna. Podobno wtedy ludzie nie musieli użerać się z wampirami, wilkołakami i innymi pomiotami piekielnymi. To naprawdę musiały być piękne czasy, czemu ludzie tego nie doceniali…

Nagły huk wyrwał Shaw'a z rozmyślań.

– Wypadek. Tego mi jeszcze, cholera, brakowało.

Inspektor wysiadł z samochodu, zapominając o zarzuceniu na głowę kaptura. Przez szum deszczu ledwie usłyszał kłócących się ludzi, a konkretnie jeden kierowca krzyczał na drugiego. Znaczy, że nikt nie zginął. Ta myśl go uspokoiła i zwolnił kroku. Już sięgał po odznakę, żeby się wylegitymować i wyjaśnić sytuację, kiedy nagle jeden z uczestników wypadku wyjął broń i wycelował w tego, który ciągle krzyczał. Niektórzy ludzie zaczęli wybiegać z aut, jednak większość oglądało całą scenę zza szyb. Harry upuścił odznakę i chwycił po pistolet, lecz nim zdążył cokolwiek zrobić, mężczyzna wystrzelił. Ku zdziwieniu inspektora, nie było huku, jaki wydaje broń palna. Zamiast tego z lufy wyleciała wiązka błękitnego światła. W tym momencie wszyscy wpadli w panikę.

– Stój! Policja! – Zawołał Harry celując w napastnika. – Rzuć broń i podnieś ręce do góry!

Mężczyzna zaczął powoli obracać się w stronę Harrego, jednak zamiast rzucić broń, strzelił w stronę inspektora.

 

Koniec epizodu pierwszego.

Koniec

Komentarze

No cóz, błędów nie uniknałeś i tym razem, ale według mnie jest sporo lepiej niż przy poprzednich tekstach. Oby tak dalej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Myślę, że błędów nie uniknę nigdy, ale cieszę się, że uważasz ten tekst za lepszy od poprzednich (zastosowałem się do Twoich rad i chyba rzeczywiście widać efekt)

Postaram się nie zawieść ;)

Nowa Fantastyka