- Opowiadanie: Niktważny - Poranek

Poranek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Poranek

Poranek - to– w zależności od dnia tygodnia– najwspanialsza lub najgorsza pora dnia. W soboty i niedziele jest wspaniały gdyż człowiek nie musi wstawać wcześnie, i może rozkoszować się wylegiwaniem się w łóżku, bądź wstać z myślą – „ Jest tak wcześnie! Mam wolne! Mogę zrobić dziś tyle wspaniałych rzeczy!”. Niestety jak już wspomniałem poranek ma dwa oblicza. Drugie (powszechnie znienawidzone) objawia się od poniedziałku do piątku. Jednak najgorszy z tych dni to poniedziałek. – jest to szczyt wszystkiego. Człowiek otwiera oczy i modli się o to żeby ten okropny dzień okazał się być sobotą… Nic z tego.

Najtrudniejszą czynnością , jaka należy wykonać o poranku jest wstanie z łóżka. Są ludzie, którzy patrzą na zegarek i jeśli jest odpowiednio wcześnie obiecują sobie że za pięć minut wstaną; pięć minut magicznie zmienia się w dziesięć a dziesięć w piętnaście. Inni wolą zaś wpatrywanie się w sufit i bezsensowne rozmyślanie - dokładnie tak jak ja robie to teraz.

 

Udało mi się wreszcie wstać, po wykonani mało istotnych ( niewartych opisania) czynności udałem się do szkoły. Mam 17 lat, a szkoła nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu ; po prostu jestem geniuszem. Mimo tego chodzę do szkoły. Po co? Dla rozrywki. Przeważnie po prostu siedzę w ławce gdzieś na końcu sali i od czasu do czasu poniżam jakiegoś nauczyciela wytykając mu błędy w rozumowaniu lub luki w wykształceniu. Tak też minęło sześć poniedziałkowych lekcji. Siódma była religia. Usiadłem w ławce i dla odmiany postanowiłem pogrążyć się w rozmyślaniach:

 

Czy życie ma sens? Pewnie ma skoro istnieje. Więc skoro życie ma sens to jaki on jest? Pewnie głębszy! Dość!! Nie cierpię gdy jakaś część mojej osobowości robi ze mnie idiotę odpowiadając mi na pytanie jak pospolitemu kretynowi z klasy.

Wracając jednak do głupich rozważań : Która z form istnienia jest ważniejsza, duchowa czy materialna? Jakby nie patrzeć obie maja swoje zalety i wady. Trudność w odpowiedzi na to pytanie polega na tym , że ci którzy poznali życie duchowe nie są w stanie nam o nim opowiedzieć. Trudno, musimy sobie jakoś poradzić bez nich. W sumie niewiele mam do powiedzenia na ten temat, aczkolwiek w życiu materialnym najbardziej nienawidzę ludzi, których jedynym celem jest podporządkowywanie sobie innych, i gromadzenie dóbr materialnych. Vanitas vanitatum et omnia vanitas… olać to , idę na lody. Wstałem i wyszedłem ze szkoły nie zwracając uwagi na dyrektora i nauczycieli próbujących mnie zatrzymać.

 

Nagle zrobiło się ciemno. Otworzyłem oczy i ujrzałem światełko na końcu długiego tunelu. Głupich nie ma – odwróciłem się lecz tam nie było nic. Nie chcę… nie chcę, ale muszę – poszedłem w stronę światła. W moim życiu zdarzyło się tak wiele dziwnych rzeczy, że chyba już nic nie jest w stanie mnie zadziwić. Wszedłem do obszernego jasnego pomieszczenia. Było tam parę ławek z siedzącymi na nich ludźmi i kilkoro drzwi. Znajdujące się tam osoby były przerażone i mamrotały coś o swoim nędznym życiu i jakimś sądzie… coś mnie tknęło, lecz dopiero gdy na skraju pola widzenia przemknęła mi świetlista skrzydlata postać zorientowałem się do końca co się dzieje. A ostrzegano mnie, żeby nie zasypiać na środku przejścia dla pieszych w godzinach szczytu. Dość tego – wracam. Skierowałem się ku drzwiom wyjściowym jednak drogę zastawił mi bardzo chudy i blady jegomość w czarnej szacie z kapturem. Gdyby nie kosa w jego ręku pewnie dałbym mu radę, jednak z tak niebezpiecznym narzędziem trzeba uważać. Użyłem więc swojej starej sztuczki wskazałem ręką w jakimś odległym od drzwi kierunku i powiedziałem : „ Patrz! To Elvis!”. Udało się. Otworzyłem oczy i zobaczyłem kilka osób nachylających się nade mną. Odpowiedziałem grzecznie na irytujące pytania w stylu „ Wszystko w porządku?” i dokończyłem marsz przez ulicę. Wreszcie dotarłem do lodziarni.

Koniec

Komentarze

Wstęp strasznie nudny. Pełno powtórzeń obecnych jest już w pierwszym akapicie (samo słowo poniedziałek użyte zostało aż pięć razy), który na dobrą sprawę już zniechęcił mnie do dalszego czytania. Wiem jestem straszny, ale wolę troche pogderać przy krótkim tekście i zachęcić do włożenia większego wysiłku w opowiadanie niż przekreslać np. dorobek wielomiesięcznej pracy. Pozdrawiam i życzę sukcesów :)

Tym bardziej będą one saytysfakcjonujące, gdy poprzedzone zostaną takimi właśnie, mało udanymi tekstami. Bo gdyby geniusz literacki objawił się gwałtownie, od razu, to jakie to by było, kurde, nudne. A tak, jest przynajmniej nad czym pracować ;P

Ok, to dajcie mi znać, jak ten geniusz literacki już się rozwinie, bo nie chce mi się za każdym razem sprawdzać... ;)

A szkoda:P Może to Ty bedziesz pierwszą, która doświadczy tej niesamowitej metamorfozy:)?

Problem w tym, że ja sama nie mam takich ambicji.
A co do doświadczania cudzych metamorfoz, nie mam do tego wystarczająco dużo cierpliwości.
:)

Szkoda było tych dwóch minut na przeczytanie tego tekstu. Ileż przyjemniejszych rzeczy mozna zrobić w dwie minuty...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka